czwartek, 31 sierpnia 2017

Czaszeczka.

Postanowiłam zrobić sobie małą przerwę w malowaniu akwarelami pastelowo-romantycznych łąkowych kwiatków. Zatęskniłam za rysunkiem, za czymś czarno-białym, za wyraźną linią. Wzięłam cienkopis, papier akwarelowy zamieniłam na brystol i rozejrzałam się za obiektem do szkicowania... 

Moje oko padło na ten oto interesujący, choć poniekąd smutny eksponat - zwróćcie uwagę jakie to maleństwo... 




Jak ten drobiazg znalazł się w moich rękach? Będzie to historia mrożąca krew w żyłach - osoby o słabych nerwach proszone są o opuszczenie sali...

Niestety - ta maleńka ptasia czaszeczka to prawdopodobnie trofeum mojej kotki, a raczej to co z niego zostało po działalności mrówek i innych żyjątek. 
Podejrzewam, że był to młody kos, ale pewności nie mam. Wiosną kosy zlatują się tłumnie do naszego ogrodu w poszukiwaniu miejsca do założenia gniazda. Myślałam nawet o budce lęgowej, ale przy moich sprytnych kotach zawsze był problem - gdzie umieścić taką budkę, żeby drapieżcy się do niej nie mogli dostać. Że już nie wspomnę o kunach, które nawiedzają nasz ogród (i dewastują poszycie dachu).

Kosy jednak - nie czekając aż człowieki im zbudują domki - same zabierają się do zakładania gniazd, najchętniej w wysokich tujach, a jedna parka postanowiła osiedlić się w gęstym kolumnowym jałowcu. 
Niestety - nasza najmłodsza, bardzo ciekawska i najbardziej łowna koteczka szybko się zorientowała, co się w tym jałowcu wyrabia... Próbowaliśmy jakoś utrudnić jej dostęp do ptasiego gniazda, owijając krzew od dołu gęstą siatką, ale uparciucha znalazła jakiś sposób, żeby się tam dostać. Najpierw znaleźliśmy dwie skorupki jajeczek pod krzewem, a po pewnym czasie kosy się wyprowadziły, zakładając nowe gniazdo na starej czereśni u sąsiada. 
Myślałam, że te dwie skorupki to koniec morderstw popełnionych tej wiosny przez naszą kicię... 

Na początku lata rozmaite ptaszki zaczęły wyprowadzać swoje młode, uczyć je latać, a maluchy wierciły się w gniazdach, zdarzały się wypadnięcia pisklaka, podobno czasem większe ptaki, np. sroki, podbierają innym pisklęta... 
Bywało z tym różnie. 

Sierpówki, które co roku zakładają gniazdo w naszym świerku, zwykle miały jedno młode, a w tym roku dochowały się dwójki - i całe to towarzystwo siadało sobie na poręczy naszego balkonu, uznając ją za dobre miejsce do startów młodzieży oraz pojenia młodych. Młode, które jakby nie było już trochę latać umiały i były wielkości prawie takiej jak rodzice, czekały na tej poręczy aż tata albo mama przyniosą im w gardle wodę z naszego oczka wodnego. Koło oczka czaiła się zwykle nasza kotka i prawdopodobnie dorosłe ptaki z obawy o bezpieczeństwo dzieci wolały im przynosić wodę, niż narażać potomstwo na bliskie spotkanie z drapieżnikiem. Kotkę co prawda bardziej interesowały rybki w stawie niż fruwacze... W każdym razie w tym okresie balkon jest zawsze zafajdany, że się tak konkretnie wyrażę. Sierpówki młode odchowały, chociaż na początku lekko nie było, bo z pierwszego gniazda wypłoszył je wielki gołąb grzywacz. Musiały zbudować sobie nowe na sąsiednim drzewie.

Dwa razy zauważyliśmy naszą kotkę niosącą w zębach małego ptaszka. Raz przyszła do domu z rudzikiem - mąż zauważył, narobił krzyku, bo ptak się jeszcze ruszał, trzepotał skrzydełkami, a głowę miał w kociej paszczy. Wspólnie udało nam się uwolnić rudzika, potem go złapać, bo w oszołomieniu latał i obijał się o okna. Kota zamknęliśmy w domu, a rudzika zostawiliśmy na tarasie - siedział tam chyba z kwadrans odrętwiały z przerażenia, zanim odleciał. 
Za drugim razem inny ptak niesiony przez kicię był już niestety martwy.




Znajdowaliśmy też czasem gdzieś w krzakach ptasie truchełka, podobnie jak mysie zresztą. Może to być czasem robota kun, bo w kominie kawki próbują zakładać gniazda, a tam nasze koty nie wchodzą, kuny natomiast owszem. Zresztą zdarzyło się też znaleźć kości jakiegoś większego gryzonia, była to górna szczęka ze sporymi siekaczami.

No i niedawno, odchwaszczając ogródek, znalazłam pod krzakiem ptasie szczątki - był cały szkielecik, czyściutkie same kosteczki, ułożone jak na rycinie w atlasie anatomicznym. Może ptak wypadł z gniazda, może zadusił go kot czy inny drapieżnik... Mrówki i robaczki dokonały reszty. 
No cóż, życie...


Mała wariacja fotograficzna - zdjęcie czaszeczki w negatywie

Jakiś mroczny mi ten post wyszedł... 

Szkice (z różnych stron i w różnym oświetleniu) zrobiłam czarnym cienkopisem 0,05mm - bez pomysłu na konkretny obrazek, ot tak, roboczo, dla wprawy. Spodobały mi się te światłocienie, ciekawy kształt.

Przemknęło mi przez myśl, żeby zrobić jakąś kompozycję z tą czaszeczką, takie epitafium dla ptaszka, ale uparcie nasuwały mi się skojarzenia z nieco psychodelicznymi rysunkami Starowieyskiego, który czasem zamieszczał w swoich dziełach elementy ptasich szkieletów. Jego twórczość jak najbardziej cenię, ale nie zawsze mam nastrój odpowiedni do jej kontemplacji, a tym bardziej inspirowania się nią. Takie klimaty były mi bliższe w czasach licealnych, a im jestem starsza, tym bardziej chcę widzieć świat jasny, radosny i kolorowy :).

Temat jednak jest rozwojowy, jakoś te szkice wykorzystam, coś mi tam po głowie chodzi...
Na razie uznaję to za wstępne studium anatomiczne, że się tak śmiało wyrażę :).

*****

47 komentarzy:

  1. Nie znam się na malarstwie , ale Twoje prace mnie urzekają. W poprzednich wpisach maki i dzwonki są cudne. Czasami mroczne wpisy też są potrzebne. Pozdrawiam ciepło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, warto czasem poszukać nowych tematów, czy spróbować innej techniki. Ja w każdym razie bardzo lubię takie zmiany i poszukiwania :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Podobno koty są uważane za jedną z większych przyczyn przerzedzania się populacji małych ptaków w miastach. A co do kosów to one chyba nie bardzo w budkach gniazdują, szpaki owszem ale kosa nie spotkałam. za to masz rację gęste tuje i jałowce są przez nie lubiane.
    Współczuje i zazdroszczę jednocześnie grasujących kun. Zazdroszczę bo chciałabym po fotografować:)
    A czaszeczka niczego sobie obiekt, ciekawy, niebanalny, chociaż niektórzy stwierdzą że bardzo banalny ale srał ich pies. A czym ją wysterylizowałaś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie masz rację z tymi budkami dla kosów, sama widzę, że one sobie w gruncie rzeczy świetnie radzą bez naszej pomocy. Z moich kotów, których miałam przez wiele lat w sumie ze trzydzieści, tylko trzy samiczki właziły na drzewa i polowały na ptaki, podobnie zresztą jak na drobne gryzonie. Być może inaczej jest z bezpańskimi kotami, które muszą upolować jedzenie. Nasze najedzone i wysterylizowane są dość leniwe.
      Kuny kiedyś fotografował mój mąż, te młode, które - jako niedoświadczone i ciekawskie głuptaski - za dnia wyłaziły z gniazda na stryszku i chodziły po dachu, z rynny wystawiały uszate główki i przyglądały się człowiekom. Pozwoliliśmy im podrosnąć, a pod koniec lata założyliśmy elektroniczny odstraszacz. Leśnicy powiedzieli nam, że w tym czasie dorosłe kuny wyprowadzają swoje młode do lasu. Gniazd już u nas nie zakładają, ale czasem wpadają na zwiady, słyszę wtedy w nocy jak chroboczą pod dachówkami.
      Czaszeczkę potraktowałam wrzątkiem i spirytusem - zazwyczaj tak robię z tego typu znaleziskami. To taki mój własny pomysł, nie wiem jednak czy wystarczający?

      Usuń
    2. Myślę, że fajnie byłoby napisać o tym na blogu, uwielbiam takie historie a jeszcze oczywiście trzeba zdjęcia pokazać. Bardzo chciałabym zobaczyć te maluchy na dachu.

      Usuń
    3. Postaram się odszukać te zdjęcia, ale to było jakieś pięć-sześć lat temu, a fotograficzne archiwum mojego męża jest kompletnie nieuporządkowane, więc łatwo nie będzie. Ale wpisuję to sobie na listę zadań do odrobienia :)

      Usuń
  3. Świetne!!!! Ja tu nic aż tak mrocznego nie wiedzę ;) prawda jest, że wraz z wiekiem fascynacja niektórymi rzeczami mija i kierujemy się w stronę światła i kolorów ;) tez tak mam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miałam piętnaście lat, to chciałam cały swój pokój pomalować na czarno. Dzisiaj zdecydowanie wolę biel i pastele :).

      Usuń
  4. Szkoda małego kosa , ale za to miałaś świetny model do szkicowania. Bardzo udanego zresztą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, ptaki giną, ja co najwyżej mogę sobie wmawiać, że to był efekt przedwczesnego pierwszego lotu, a nie działalności mojego kota. Pozdrawiam ciepło :)

      Usuń
  5. O-jej :-( Ale rysunki i zdjęcie świetne!

    OdpowiedzUsuń
  6. Cóż, życie nie składa się z samych radości, rzeczywistość bywa brutalna. U nas w ogrodzie też koty grasują i nie da się temu zapobiec.
    Świetne szkice Małgosiu, ciekawa jestem Twojego pomysłu na ich wykorzystanie.
    Twórczość Starowieyskiego jest intrygująca ale osobiście wolę Beksińskiego.
    Przesyłam uściski.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dla mnie chyba jednak Starowieyski jest bardziej zrozumiały, emocjonalność jego obrazów bardziej do mnie przemawia, choć nie zawsze mi się podoba.
      Na ten mój szkic patrzę teraz codziennie, bo czuję, że muszę nadać mu jakiś dalszy ciąg, ale nic mi się jeszcze sensownie w głowie nie układa.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Ciesze się, że żyję w mieszkaniu i mój kot nie wychodzi z domu. Chyba bym nie przetrwała takich zdobyczy. Nie brzydzę, jak i nie obawiam się takich widoków. Po prostu szkoda mi zwierząt. Temat bardzo wdzięczny, sama uwielbiam rysować czaszki, ale nigdy nie zdarzyło mi się by móc z natury.

    Asobu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To powiem Ci szczerze, że ja jednak jestem zwolenniczką pozwalania kotom na wychodzenie z domu. Rozumiem, że nie każdy ma na to warunki, ale jak widzę, ile radości sprawia im zwiedzanie okolicy, to wydaje mi się, że krzywdą byłoby ich zamykanie w domu. Oczywiście kot, który nigdy z domu nie wychodził, prawdopodobnie nie ma poczucia krzywdy, więc z pewnością Twoje koty są szczęśliwe :).
      Natomiast obserwując ten mój kawałek przyrody w ogrodzie i okolicy zdaję sobie też sprawę z tego, że polowanie drapieżników na inne stworzonka jest naturalną koleją rzeczy, taki jest świat, taka jest natura. Kot domowy dostaje karmę, którą w jakiejś części zrobiono ze zwierząt zabitych przez człowieka. Tamtych zabitych zwierząt też mi szkoda. Czasem lepiej się w takie tematy nie zagłębiać, bo trauma na długo zostaje...

      Usuń
  8. Serdecznie dziękuję za miłe słowa :). Lubię zmiany, lubię też próbować nowych rzeczy. A rysunek lubię od zawsze :).

    OdpowiedzUsuń
  9. Ponury post...mi się tam podoba. Nie lubię wiecznie czytać o tym, jaki to świat jest cudowny, wiesz, tak z przesadą. Bardzo ciekawie mi się czytało. Jestem zachwycona rysunkami. Ja lubię taki mrok. hehe Mam nadzieję, że jeszcze coś narysujesz. Bardzo mnie ciekawią Twoje prace. Coś czuję, że umiałabyś narysować mroczny rysunek taki z pazurem. hehe Już to widać. Jesteś bardzo utalentowana. No bardzo lubię patrzeć na Twoje prace. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za tyle miłych słów :). Wiesz, ja też myślę, że umiałabym taki rysunek wykonać, ale chyba nie bardzo chcę... bo ja się za bardzo wczuwam, a im jestem starsza tym mniej lubię się identyfikować z takimi mrocznymi klimatami. Dlatego zastanawiam się jak to zrobić, żeby nie przedobrzyć a żeby coś ciekawego z tego wyszło. Pewnie jak to odłożę na jakiś czas, to pomysł sam przyjdzie mi znienacka do głowy :)

      Usuń
  10. Kicia przynosi do domu łupy, bo Was kocha. Ma nadzieję, że spożyjecie to coś w jej towarzystwie...

    Pozdrowienia dla Kici ( i dla jej Rodziny oczywiście)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doceniamy jej starania o wyżywienie stada, ma się rozumieć :)))
      Pozdrawiamy stadnie (a stado liczy aktualnie 3 koty, 2 psy i 3 człowieki - w tej kolejności...)!

      Usuń
  11. Skąd ja znam te wszystkie łupy i zwłoki, które kocica przynosi, podrzuca, zostawia. Taka natura jest. Piękna ale i mroczna. A rysunek piękny, ponury, ale piękny w swojej prawdziwości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My mieliśmy najbardziej rozdarte serca jak kocia mama przynosiła swoim dzieciom żywą mysz albo nornicę, żeby uczyły się polować. Pozwalaliśmy im na to tylko przez chwilkę, ale potem odławialiśmy mysz (o ile nie zeszła wcześniej na zawał) i wypuszczaliśmy na dwór. W końcu mysz to też żywe stworzonko i może gdzieś w norce swoje dzieci zostawiła... Ot, dylematy...

      Usuń
  12. Odpowiedzi
    1. To była kopalnia odkrywkowa, czaszeczka leżała razem z całym szkielecikiem całkiem na wierzchu. Ale na rysunkach robi wrażenie jak jakieś przedpotopowe monstrum, prawda? :)

      Usuń
  13. Witaj! Dziękuję za odwiedziny mojego bloga i za miły komentarz. Cieszę się, że także mam przyjemność od czasu do czasu zagłębiać się w lekturze twoich pisanych zresztą z pasją postów. Podziwiam, że masz swój własny styl malowania i pisania. Z przyjemnością ogląda się twoje cudne pastelowe i delikatne obrazy. Mam nadzieję, że nigdy nie spoczniesz na laurach i wciąż będziesz wyznaczać sobie nowe cele w życiu. Serdecznie cię pozdrawiam - Amil ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za tyle serdecznych słów :))) Z przyjemnością odwiedzałam Twój blog i mam nadzieję, że jednak czasem się na nim pojawisz. A tymczasem - trzymam kciuki, żeby Ci się powiodło z realizacją ważnych zamierzeń. Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  14. Na mnie Twoje szkice zrobiły należyte wrażenie, zastanawiam czy i ja potrafiłabym zrobić taki szkic, bo przyznam się, że nie wygląda na łatwy.
    Sam obiekt (czaszka) i opisy końca życia ptaków sprawiły, że poczułam się trochę nieswojo, bo i ja podobnie im starsza jestem, to tym bardziej chcę widzieć świat jasny i kolorowy :)
    Udało Ci się mnie zaskoczyć tym postem! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z rysunkami idzie mi łatwiej niż z malowaniem, więc dla mnie to było przyjemne szybciutkie szkicowanie. Z naturą i zwierzętami w ogrodzie mam cięgle takie dylematy - ingerować czy nie, bo jak jedno obronię to drugiemu czasem można zaszkodzić, poza tym nie mogę być w każdym zakątku jednocześnie, nie wszystko w porę dostrzegę i nie wszystkim nieszczęściom mogę zaradzić. Staram się więc zachować w tym umiar. A o dzikich mieszkańcach naszego ogródka jeszcze kiedyś opowiem, są też fajne historie :).

      Usuń
  15. Natura.
    Szkic jest super, taki "tatuażowy".

    OdpowiedzUsuń
  16. Świetnie sobie poradziłaś z odzwierciedleniem tej czaszeczki. Opis faktycznie mrożący krew w żyłach.....hehe, tak trochę. Kiedyś moja kotka upolowała małego wróbelka i uparła się, żeby się tym pochwalić. Wydawała za oknem takie dzikie odgłosy a ja dosłownie zdrętwiałam i nie wiedziałam co z tym zrobić.
    Wracając do szkicowania, podziwiam, że wzięłaś się za to cienkopisem, bo to ani poprawić za bardzo, ani zgumować się nie da. Po prostu masz talent. Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam bardzo silny wewnętrzny opór przed używaniem gumki :). Wstępny szkic, taki lekko zaznaczony zarys kształtu i najważniejszych elementów zrobiłam ołówkiem, ale to dosłownie kilka linii, potem leciałam już cienkopisem, na końcu wymazałam nieliczne ślady ołówka, które były jeszcze widoczne. Natomiast jak rysuję tylko ołówkiem, to gumki używam też tylko we wstępnej fazie, na przykład jak widzę, że mi coś proporcje zarysu bryły nie grają. Budowanie przestrzeni, cieniowanie itd robię stopniując nacisk ołówka, nakładając kolejne warstwy bardziej miękkim ołówkiem itd, ale unikam jak ognia gumkowania! Nie lubię i już :). Inna rzecz, że oglądam czasem piękne, realistyczne rysunki ołówkowe, w których użycie gumki do odpowiedniego wycieniowania jest wręcz niezbędne - tego chciałabym się nauczyć :).

      Usuń
  17. Fascynujące szkice i ogromnie zajmująca historia... Niestety - taki już ptasi los w towarzystwie kotów... nasze też codziennie znoszą różne trofea ;)

    http://przystanek-klodzko.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka jest natura, nie wszystko jest cudne i słodkie tak jak byśmy chcieli... Mojego kota kiedyś jeden idiota przejechał samochodem jadąc jak wariat po osiedlowej uliczce - koci los też nie jest idyllą...

      Usuń
  18. Takie szkice mają swój własny niepowtarzalny urok... Widać - podobnie jak w akwarelkach - że masz własny styl, że kochasz to co robisz, że wiesz CO robisz... podziwiam :) bo to talent :)
    Historia w tle faktycznie mroczna... Ale... taka natura... Zawsze mi szkoda tych małych stworzonek... :( widziałam nie raz jak kot sąsiadki zamęczał myszki albo ptaszki... no ale co zrobić?? tak już jest :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, kot jest drapieżnikiem, taka jego natura. A co powiedzieć o ludziach, którzy znęcają się nad kotami...
      Dziękuję za miłe słowa pod adresem moich obrazków, bardzo się cieszę, że się podobają, to dla mnie ogromna motywacja :).

      Usuń
  19. Szkice jak dla mnie niesamowite! Co do ptaszków, to niestety takie życie. Natura rządzi się swoimi prawami. Kotu polować nie można zabronić...
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, takie kocie prawo. Zresztą nieraz obserwowałam, jak małym ptakom najbardziej dokuczały większe ptasie rozrabiaki - sroki, gołębie itd. Na szczęście w naszej okolicy gołębi jest niewiele, a srocze stada ostatnio gdzieś się wyniosły i ptasi drobiazg licznie zasiedlił okoliczne drzewa i krzewy.

      Usuń
  20. Szkice robią wrażenie! I od razu przypomniała mi się trylogia "Krucze pierścienie" Siri Pettersen! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam tej książki, ale faktycznie, takie rysunki nadawałyby się do zilustrowania jakiejś mrocznej powieści :).

      Usuń
    2. Fantastyka - i jest trochę mroczna. Polecam :)

      Usuń
  21. Całkiem niedawno siedzieliśmy na tarasie, a tu nagle łomot i ptasi pisk. Okazało się, że kot sąsiadów, Gutek, którego bardzo nie lubię, bo próbuje wejść na teren naszej Dziadówki, goni ją i jest ogólnie be, dopadł jakieś gniazdo w tujach u sąsiadki i wyciągnął stamtąd jakiegoś ptaszka. Rozpaczliwy krzyk mordowanego ptaka jeszcze długo było słychać. Straszne to było :( Takie kocie niestety. Z naturą nie wygrasz. Miska w domu pełna, ale instynkt łowcy pozostaje.
    A czaszka cudowna. Mroczna, straszna, cudowna.
    margoinitka.pl

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ogół bardziej łowne są kotki (samiczki). Kocurom ten instynkt łowcy zazwyczaj wygasa jak się przeprowadzi sterylizację. Zamieniają się wtedy w kanapowce i pilnują tylko lodówki.

      Usuń
    2. Problem z Gutkiem polega na tym, że to jest niestety niewysterylizowany kot, który próbuje rządzić na dzielnicy :(

      Usuń
  22. Niestety moje koty również notorycznie łapią młode ptaszki.
    No, ale cóż zrobić. Takie geny:)
    Twoje szkice są zachwycające.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka kocia natura...
      Cieszę się, że rysunek Ci się podoba :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).