poniedziałek, 23 listopada 2020

Książki o sztuce. Betty Edwards "Rysunek. Odkryj talent dzięki prawej półkuli mózgu".

Kochani, serdecznie Wam dziękuję za ciepłe przyjęcie mojego ostatniego obrazka z krwawnikiem w porcelanowym dzbanku! Zaskoczyła mnie tak duża ilość komentarzy  - pozytywnych, a czasem nawet wręcz entuzjastycznych. No bo wiadomo - jak coś średnio wyjdzie, to komentarzy jest mniej i są takie bardziej... wyważone :))). Tak więc widocznie krwawnik raczej się spodobał :).

Cieszy mnie to ogromnie, bo umacnia mnie w przeświadczeniu, że idę dobrą drogą. Ja sama jestem z tego obrazka zadowolona i czuję, że odpowiada on temu, co i jak lubię malować. A lubię przede wszystkim farby olejne, co wielokrotnie już podkreślałam. Mimo więc pewnej sympatii dla akwareli i niedawno poznanych akryli - prawdopodobnie będę malować głównie olejami. Tematyka pewnie będzie różna, ale tonacja raczej spokojna, jak w krwawniku. Obrazy malowane akrylami z panem Tomkiem były ciekawym doświadczeniem, ale ta krzykliwa kolorystyka w niektórych (ogród Mehoffera albo martwa natura z dynią) niezupełnie mi odpowiada. A do własnych tematów to jakoś bardziej mi oleje pasują.

Ale zostawmy to, co już było i co ma dopiero nastąpić.  



Pierwszą ilustracją do dzisiejszego wpisu jest taki oto skromny szkic pejzażu, wykonany miękkim ołówkiem, metodą negatywową. Był to - a jakże - temat jednej z lekcji w Pracowni OKO (link). I może bym go sobie odpuściła, ale zmieniłam zdanie, kiedy zaczęłam czytać książkę, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć. 

Rysunek nawiązuje do jednego z zalecanych w książce ćwiczeń - rysowania negatywowego. Polega to z grubsza rzecz biorąc na rysowaniu tego, co jest poza głównym obiektem, czyli pustych przestrzeni między elementami tego obiektu i między obiektem a krawędzią kartki. Rysunki i na przykład akwarele malowane tą metodą dają czasem spektakularne efekty. W tym pejzażyku metoda negatywowa została wykorzystana tylko częściowo, we fragmentach - widać to głównie tam, gdzie są trawy podświetlone słońcem, na ciemnym tle wody i drzew. W książce to ćwiczenie jest nieco bardziej skomplikowane, rysuje się na przykład przestrzenie negatywowe krzesła z giętym oparciem. 

Istotą tego zadania było skupianie się na postrzeganiu krawędzi i kształtów - niekoniecznie zasadniczych elementów rysunku. Puste przestrzenie w rysunku traktujemy tak samo jak konkretne przedmioty, skupiamy się tak samo na głównych obiektach, jak i na fragmentach przestrzeni między nimi, tworząc razem spójną, bogatą w formy i walory układankę. Rysując tradycyjną metodą nie uzyskałabym tak fajnego rezultatu, bo trawy albo by się zgubiły w tle, albo w ogóle byłyby narysowane ciemniejszą kreską na jasnym tle i efekt podświetlenia w ogóle by nie zaistniał.

Ale wróćmy do książek. Otóż, korzystając z podpowiedzi pana Wełny, kupiłam sobie niedawno dwie ciekawe pozycje o sztuce, kreatywności, rozwijaniu swoich talentów: 



Przejrzałam na początku obie pozycje dość wnikliwie. Książka Julii Cameron wydaje mi się jednak przesadnie "uduchowiona" i trochę za bardzo w stylu poczytnych, acz mało wartościowych, poradników w rodzaju "moc jest w tobie", więc polecać jej nie będę. Ale jest w niej także trochę pożytecznych treści, więc na pewno przeczytam ją w całości (pomijając rozwlekłe listy pytań), coś się z tego na pewno wyłuska :). Tutaj link - do ciekawej rozmowy na temat książki "Droga artysty"  . 

W książce pani Cameron sporo miejsca zajmują zadania i ćwiczenia, różne check listy i pytania, na które trzeba odpowiedzieć, ale czy one komukolwiek w czymś pomogą...? Wątpię. Powtarzające się co kilka stron zadania typu "uzupełnij zdanie >gdybym się nie bał to...<" lub "wymień pięć rzeczy, które lubisz" oraz "przypomnij sobie, co lubiłeś robić w dzieciństwie", które zapełniają połowę książki, mnie raczej odstraszają i nudzą, bo jestem przekonana, że niewiele wnoszą w moje życie i niczego w nim nie zmienią. Ponieważ jednak książkę napisała osoba, która rzeczywiście sama doświadczyła wielu zakrętów na swojej drodze artystycznej, to w pewnym stopniu pomaga ona uzmysłowić sobie własne wewnętrzne ograniczenia i główne problemy w rozwoju kreatywności. Do przeczytania, ale nie obligatoryjnie :).

Na pierwszy ogień wzięłam więc "Rysunek" Betty Edwards, bo wydał mi się bardziej rzeczowy, w formie kursu podzielonego na konkretne dni, z praktycznymi zadaniami rysunkowymi do wykonania. Ćwiczeń nie ma wcale dużo, ważniejsza jest teoria, którą się potem w tych ćwiczeniach realizuje. 

Różnych teorii na temat rozwoju duchowego, wzmacniania poczucia swojej wartości i temu podobnych, to ja się już w życiu naczytałam - teraz potrzebuję właśnie praktyki, ćwiczeń, konkretów, jasnego planu działania. W tej książce jest owszem sporo teorii, ale zupełnie innego rodzaju. To są rezultaty konkretnych i wieloletnich badań naukowych z zakresu neurologii i neuropsychologii. Autorka sama przez ponad ćwierć wieku opracowywała metody nauczania, które mają zastosowanie nie tylko w dziedzinach związanych ze sztuką, ale wszędzie tam, gdzie potrzebne jest kreatywne działanie.

Książka Betty Edwards jest dla mnie w pewnej części jak objawienie. I w sumie to niby nie ma tam nic, o czym bym wcześniej nie wiedziała, bo tematy dotyczące neurologii i działania mózgu zawsze mnie ciekawiły, ale moja wiedza była bardzo rozproszona, niespójna i przede wszystkim - nie wynikały z niej konkretne przełożenia na mój osobisty rozwój artystyczny. A tutaj są konkretne przykłady wykorzystania tej wiedzy, pomocne w rozwijaniu twórczego postrzegania rzeczywistości i w rozwijaniu posiadanych talentów, szczególnie tych artystycznych.

Jednym z ćwiczeń, zalecanych do wykonania przez panią Edwards, jest rysowanie, a właściwie kopiowanie, szkicu obróconego do góry nogami. Chodzi przy tym o to, żeby nie myśleć CO się rysuje, jaki obiekt, tylko podążać wzrokiem za kolejnymi elementami samego rysunku, liniami widocznymi na wzorcowym szkicu i kopiowanie tego co widzimy, a nie tego, co lewa mądralińska półkula mózgu mówi nam, że tam jest narysowane. Kiedy nie uruchamiamy myślenia i analizowania jaką bryłę mamy narysować, to rysujemy po prostu linearne przedstawienie tego, co tak naprawdę nasze oko widzi. Naszą ręką kieruje wtedy prawa, intuicyjna półkula, które przyjmuje rzeczy takie, jakimi są. I okazuje się, że - czary mary - po odwróceniu ukończonego rysunku, nasze dzieło jest niemal idealnym odwzorowaniem skomplikowanego obrazu. Nawet jeśli nie mieliśmy wcześniej żadnego przygotowania rysunkowego i uważaliśmy, że kompletnie nie umiemy rysować. Gdybyśmy próbowali narysować go patrząc na niego w normalnym ustawieniu, to trudno by nam było wyłączyć najmądrzejszą na świecie, tłumaczącą nam wszystko po swojemu, lewą półkulę. Wtedy rysowanie skomplikowanych układów brył i skrótów perspektywicznych staje się trudną do wykonania sztuką - nawet dla biegłych zawodowców, ponieważ zamiast skupić się na tym co widzimy, przetwarzamy w lewej półkuli naszą wiedzę o przedmiotach, przeliczamy w głowie proporcje, kąty, głębię i perspektywę, trójwymiarowe ułożenie w przestrzeni itd, podczas gdy chodzi przecież o płaski, linearny, dwuwymiarowy rysunek. Betty Edwards uczy nas patrzeć dwuwymiarowo i przenosić to na papier.




Na podstawie reprodukcji zamieszczonej w książce w pozycji obróconej do góry nogami narysowałam kopię rysunku Picassa z portretem Igora Strawińskiego. Dla ułatwienia rysowałam w podobnym formacie jak reprodukcja w książce. Na rysunek autorka książki daje czytelnikowi mniej więcej godzinę. Ja rysowałam około 10 minut, dość pośpiesznie, bo chciałam szybko sprawdzić co z tego w ogóle wyniknie. Wynikło nawet całkiem nieźle. Rysunek w gruncie rzeczy jest dość prosty. Jeden poważniejszy błąd, który dostrzegłam, jest na twarzy, którą rysowałam na końcu i nieopatrznie włączyłam myślenie (czyli dokładniej - lewą półkulę), niestety, co spowodowało, że narysowałam linię podbródka, której na oryginalnym rysunku wcale nie ma. Zorientowałam się co prawda od razu, ale że rysowałam cienkopisem (a powinnam ołówkiem), to wymazać się nie dało :). 

No dobrze, może ja już coś tam trochę potrafię rysować, więc poszło dość szybko, ale daję Wam słowo, że gdybym to rysowała z reprodukcji w normalnej pozycji, to zajęłoby mi to minimum pół godziny, a efekt byłby znacznie gorszy. Ważnym elementem na tym rysunku jest ułożenie nóg, ze skrótem perspektywicznym, na którym normalny rozum się wykłada i doprawdy ciężko to tak narysować, żeby wyglądało realistycznie. Natomiast patrząc na obróconą reprodukcję nie myślimy, co która kreska oznacza, czy to noga czy ręka, tylko zwracamy uwagę na wzajemne położenie i proporcje tych kresek. I wtedy łatwiej się rysuje realistycznie. Nie myślimy wtedy o perspektywie, konstrukcji bryły czy anatomii. Książka ma na celu nauczenie nas pracy w trybie prawopółkulowym, czyli intuicyjnie, swobodnie, bez rozkminiania istoty rzeczy.

W tym ćwiczeniu, podobnie jak w innych z tej książki, chodziło o to, żeby nauczyć się patrzeć prawopółkulowo. Po prostu patrzeć. A nie - myśleć i analizować co też widzimy i jak dajmy na to wygląda ta bryła z tamtej strony, której tak naprawdę w czasie malowania nie widzimy, więc ta wiedza do niczego nie jest nam potrzebna.




Drugi rysunek według tej metody rysowałam z panem Tomkiem Wełną, link do filmu z lekcją jest tutaj: Rysowanie do góry nogami. To jest próba kopii rysunku Durera - portret matki. Wydaje się dość skomplikowany, a metodą w odwrotnym ułożeniu narysowałam go dość szybko. Może nie idealnie, w moim wykonaniu to był tylko szybki szkic, ale nie chciałam poświęcać na to ćwiczenie zbyt wiele czasu, chciałam za to szybko zobaczyć rezultat takiego odwróconego rysowania. I tak samo jak poprzednio: wiem, że próba narysowania w normalnym ustawieniu zajęłaby mi znacznie więcej czasu i wiązała by się ze sporym stresem (od czego zacząć, jak to rysować, żeby uchwycić podobieństwo itp). W metodzie odwróconej w ogóle nie zaprzątamy sobie głowy podobieństwem, po prostu odwzorowujemy linie, ich układ wobec siebie i krawędzi kartki itd.

Tak wygląda oryginalny rysunek Durera:



Gdyby w szkołach podstawowych uczono rysunku według metody pani Edwards, mielibyśmy wokół siebie mnóstwo artystów i przede wszystkim szczęśliwych ludzi, którzy pozwalają swojej prawej półkuli mózgu na aktywność i nie poddają się terrorowi lewopółkulowców :). Książkę serdecznie polecam, nie tylko tym, którzy chcą rysować :).

Do rysunków - pejzaż metodą negatywową i portret matki Durera - użyłam ołówków Faber Castell B6 i B8 oraz kartek ze zwykłych szkolnych bloków rysunkowych.




Ostatnio miałam przez tydzień problemy z internetem, dlatego od ostatniego wpisu zeszło trochę czasu, ale już po kłopocie, więc mam nadzieję, że kolejny post pojawi się nieco szybciej :).

*****

36 komentarzy:

  1. Niezwykłe. Kupuję natychmiast, zdaje się że tej książki bardzo potrzebuję. Wypróbuję oczywiście. Bardzo, bardzo wielkie dzięki, kłaniam się nisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że spełni Twoje oczekiwania :). Ja zamówiłam dwa dodatkowe egzemplarze na prezenty gwiazdkowe. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Dzięki za podpowiedź. Wygląda na to, że prezent gwiazdkowy dla jednego syna już mam.
    Ja wolę zdecydowanie obrazy olejne. Miałam piękny obrazek sikorki namalowany akwarelami i z czasem wyblakł. Na olejnych lubię tę trwałość, chropowatość, strukturę.
    Twoim pejzażem jestem urzeczona.
    Zawsze mi się wydawało, że to jedna z najtrudniejszych technik ; tu już nic się nie dopowie kolorem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo lubię rysunek ołówkiem, to znaczy dawniej bardzo dużo rysowałam, teraz wracam znowu do tej techniki. Masz rację, tutaj nie da się niczego zaczarować kolorem, liczy się tylko kreska i walor. Lubię taki minimalizm środków wyrazu :).
      Z akwarelami to rzeczywiście ciężka sprawa, trzeba je chronić przed bezpośrednim światłem, bo niestety z czasem blakną.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Pytanie czy artysta to ten który w miarę wiernie potrafi odtworzyć rzeczywisty obraz, czy może ten który to co widzi po swojemu zinterpretuje, a może ten który nie odtwarza ani nie interpretuje rzeczywistości tylko tworzy jak mu w duszy gra.
    Pracowałam przez 20 lat z małymi dziećmi. Większość przedszkolaków z wielką ochotą wykonuje prace plastyczne różną techniką, ich prace są kolorowe, bardzo ciekawe, kreatywne, a przede wszystkim każde dziecko robi to po swojemu. Dlaczego po wyjściu z przedszkola, im starsze dziecko tym rzadziej wyżywa się w twórczości plastycznej? Bo otoczenie przestaje zachwycać się tym co dzieci robią jeśli to wiernie nie odzwierciedla rzeczywistości. Nie przedszkolak słyszy: no co ty tak przecież nie wygląda kot, pies, człowiek itd itd. Dorośli z reguły nie dostrzegają, że praca nie przedszkolaka, jest ciekawa kolorystycznie, fajna kompozycyjnie, ona ma być kopią rzeczywistości. A po co, mamy przecież aparaty fotograficzne do rejestrowania rzeczywistości.
    Kiedyś też pragnęłam opanować warsztat, miałam możliwość uczyć się rysunku pod okiem fachowca i zrezygnowałam, nigdy nie lubiłam być nauczana, lubię dochodzić do wszystkiego sama. Poza tym malowanie i rysowanie mnie męczy. Za to inspiruje mnie przedmiot, on pobudza moją wyobraźnię.
    Moja kreatywność rodziła się 40 lat temu w przedszkolu, miałam do dyspozycji, szary papier i bibułę karbowaną, no i chęć i ambicję stworzenia czegoś ciekawego.
    Nie gniewaj się Małgosiu, nie krytykuje niczego, chciałam tylko pokazać inne podejście do twórczości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ kochana, ta książka właśnie o tym mówi, chociaż może trochę inaczej, na podbudowie badań naukowych! Nie jestem w stanie przytoczyć tutaj wszystkiego, ale to co napisałaś o twórczości dzieci, pisze także pani Edwards. I wyjaśnia, jak nasz system edukacyjny przystosowany jest do lewopółkulowego trybu postrzegania - werbalnego, w którym istotne są nazwy, liczby, a zupełnie zapomina się o trybie prawopółkulowym, impresyjnym, emocjonalnym, wizualnym. Ocenia się odpowiedzi zerojedynkowe, nauczyciele sami mają problem ze złożonymi wypowiedziami uczniów. Ja przez całe życie powtarzam, że szkoła zabija kreatywność, inwencję i wyobraźnię. Sama pamiętam, jak uczono mnie o perspektywie, geometrii brył itd - a przecież jakie to ma znaczenie w malarstwie? Ta wiedza tylko przeszkadza! Wiem to po sobie, do wielu takich spostrzeżeń doszłam sama, ta książka naukowo to potwierdza. Takie nauczanie malarstwa, jakiego doświadczałam w szkole, dało mi jakieś słabe podstawy, a na przykład zniechęciło mnie do malowania wedut czy pejzaży, bo to całe konstruowanie perspektywy odbierało mi przyjemność tworzenia. I tylko moje własne doświadczenia doprowadziły mnie do podobnych wniosków, jak opisuje p. Edwards. Trochę podobne podejście prezentuje pan Tomek Wełna - wielka szkoda, że nie miałam takich nauczycieli w młodości. Oni uczą, jak wyłączyć myślenie o konstrukcji przedmiotu, jego umiejscowieniu w przestrzeni, a po prostu patrzeć widząc obraz i bawić się sztuką. I to daje zadziwiające efekty - przestawienie się z trybu lewopółkulowego na prawopółkulowy. Mnie inspiruje kolor i linia. Ale cieszy mnie, kiedy z plam barwnych i linii wyłania się dokładnie to, co widzę w mojej głowie. Natomiast w takim przedstawieniu mojej wizji zbyt często przeszkadzała mi dotychczas teoretyczna wiedza z lekcji plastyki o tym, co plastyką nie jest. Książkę w każdym razie polecam, chciałabym poznać Twoje zdanie po jej przeczytaniu :).

      Usuń
  4. Mam trochę poradników, lubię konkretne, dające wskazówki. Tzw. " lanie wody" mnie odstrasza.
    Maluję ostatnio akrylami, bo na licytacje się spieszę, ale olejnego malarstwa nic nie przebije- moim zdaniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, Basiu, malarstwo olejne to zupełnie inna liga, też tak uważam :). Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  5. To bardzo, bardzo ciekawe Małgosiu! Nigdy nie słyszałam o tej odwróconej metodzie rysowania i wprost nie mogę uwierzyć, że tak po prostu można "wyłączyć" pracę jednej półkuli mózgu. Muszę koniecznie spróbować. Taka świadomość artystyczna przypomina nieco matematykę abstrakcyjną:) Mam jednak wrażenie, że to ćwiczenie uczy tylko poprawnego kopiowania - bądź co bądź to pierwszy krok do czegoś bardziej indywidualnego.
    Mam nadzieję, że będzie ciąg dalszy? Ściskam Cię mocno!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ewuniu, paradoks polega na tym, że to kopiowanie w taki nietypowy sposób ma na celu nie naukę mechanicznego kopiowania, tylko pokazanie, jak wyłączenie logicznego rozumowania w pracy artystycznej wspaniale otwiera oczy i umysł na wizualne postrzeganie rzeczywistości. Trzeba spróbować, żeby się przekonać :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Niezłe szkice. Obserwuję i Pozdrawiam!^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Hmm, daje to wszystko do myślenia. I zmiany perspektywy. Chociaż, ja to chyba zawsze wyłączam myślenie przy tworzeniu czegokolwiek. Nie lubię przepisów, gotowców. Nigdy nie lubiłam słuchać "starszych i mądrzejszych". Liczy się tylko podążanie z własną wizją. I już nie wiem, o czym piszę, chyba nie tylko o rysomalowaniu 🤓😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację - i nie tylko co do rysomalowania :). Ale pewne rzeczy tak nam wbijano do głowy przez całe życie, że gdzieś tam ten cały balast w nas siedzi, chociaż czujemy, że to wszystko powinno być inaczej... Czasem trzeba, żeby ktoś pokazał, jak się od tych ograniczeń uwolnić. Ja do pewnych rzeczy doszłam sama, ale ta książka upewniła mnie w tym, co czułam przez skórę.

      Usuń
  8. Książkę Betty Edwards czytałam i podobała mi się. Drugą przeczytam bo tak się składa, że kilka dni temu ktoś mi podrzucił. O szkicach... są na prawdę świetne!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). To takie bardzo "szkicowe szkice" :))), zwłaszcza portrety, ale za ich pomocą przekonałam się, że do malarstwa można podejść całkiem inaczej, niż uczono mnie w szkole. Natomiast pejzaż był ciekawym doświadczeniem technicznym. Ściskam Cię mocno, Danusiu!

      Usuń
  9. Małgosiu, mimo, że kompletnie nie umiem rysować to tak przedstawiłaś tę książkę, ze też chętnie bym ja przeczytała. Jak to można się dowiedzieć tylu ciekawych rzeczy, impresje, emocje to cała ja, czyli składam się chyba tylko z prawej półkuli?:))))
    Nawet komentarze czytam z przyjemnością.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że warto przeczytać, nawet jeśli się nie rysuje, bo ta książka naprawdę otwiera oczy na wiele spraw. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. Ja chyba mam dwie prawe półkule w mózgu, w sensie, że jestem emocjonalna, a nie techniczna, nazwy, liczby precz z moich oczu i umysłu (dobrze, że szef tego nie słyszy), ale mimo tej emocjonalności nie mam za krzty umiejętności rysowania, ani będącego odzwierciedleniem rzeczywistości, ani impresji, co nie przeszkadza mi zachwycać się sztuką w wielu jej przejawach. Oczywiście uwielbiam impresje, ale przyjemność sprawiają mi także inne kierunki. Z przyjemnością patrzę na te twoje dziełka. A dawanie przyjemności to chyba o to w tym wszystkim chodzi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najbardziej chodzi mi o dawanie przyjemności samej sobie :))). Tak jak już wiele razy pisałam - najwięcej radości daje mi samo malowanie, proces tworzenia. Ale oczywiście bardzo mi miło, kiedy moje wytworki komuś się podobają :))).

      Usuń
    2. Rozumiem to doskonale, dla mnie prowadzenie bloga stało się dawanie przyjemności samej sobie poprzez utrwalenie w pamięci równych miłych zdarzeń i odkryć.

      Usuń
  11. Wpisałam i nie ma...trudno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyżby kolejny głupi psikus bloggera? W każdym razie - dziękuję, że zajrzałaś :).

      Usuń
  12. Zaintrygowałaś mnie... :) mam na myśli to ćwiczenie z rysowaniem czegoś odwróconego. Ogólnie zachęciłaś mnie bardzo do książki Betty Edwards, zaraz dopiszę ją sobie do mojej "książkowej" notatki z tytułami, po które mam ochotę sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze polecam, zwłaszcza każdemu, kto lubi coś tworzyć :). Ta książka naprawdę "otwiera oczy", pomaga odrzucić wewnętrzne ograniczenia wyobraźni i kreatywności.

      Usuń
  13. Ciekawe pozycje, zwłaszcza książka Edwards. Szkice bardzo fajne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To książka warta przeczytania, nie tylko przez miłośników rysunku, polecam :).

      Usuń
  14. Ja chyba już na to wpadłam wcześniej zupełnie nieświadomie przy paćkaniu ptaków akwarelami. Po prostu stwierdziłam, że nie mam sobie zaprzątać głowy przedmiotem, ale kreską i plamą. Ale teraz może spróbuję do góry nogami. Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem lepiej posłuchać intuicji niż myśleć o regułach, które nam kiedyś wpojono :). Ta książka otwiera oczy na takie rzeczy!

      Usuń
  15. bardzo ciekawy wpis, fajnie że pokazałaś tą metodę odwróconego szkicowania, nigdy bym o tym nie pomyślała :) a widzisz, jak u Ciebie lewa się chce sforować na przód ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam książkę, nawet jak się wszystkich ćwiczeń praktycznie nie przerobi, to sama teoria jest fascynująca i "otwiera oczy" na wiele spraw.

      Usuń
  16. Bardzo ciekawe ćwiczenie z tym rysowaniem odwrotnie, tylko ciekawe, co to nam da na dłuższą metę. Bo gdy się chce skopiować istniejący rysunek, to owszem, przydatne, ale trudno mi znaleźć zastosowanie w pracy nad nowym obrazem, przecież nie obrócę do góry nogami fragmentu miasta na który patrzę, żeby go dobrze odwzorować... *^v^* Chyba, że zostawia to jakiś ślad w mózgu i uczy nowego sposobu patrzenia. W każdym razie interesująca lektura, poszukam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie chodzi o inny sposób patrzenia. O wyłączenie myślenia o skomplikowanej perspektywie i głębi. Trzeba spróbować, żeby zrozumieć - ja byłam lekko zszokowana efektem i dopiero wtedy zajarzyłam, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy później rysuję cokolwiek w normalnej pozycji, jest mi łatwiej, kiedy patrząc widzę plamy i linie, a nie konkretne przedmioty, które mają swoje nazwy, a ja mam wiedzę, jak one wyglądają w przestrzeni. Ta wiedza w rysowaniu przeszkadza, teraz to wiem.

      Usuń
  17. Ja ostatnio cwiczylam szkicowanie roslin poniewaz sprawiaja mi wiele trudnosci. Jako ze do cierpliwych nie naleze tak szybko sie zniechecalam a juz na drugi dzien probowalam znow. I boli mnie ze nie umiem kotow rysowac. Chetnie bym mojego Lucyfera narysowala ale checi nie wystarcza. Potrzeba jeszcze umiejetnosci :)
    Moc usciskow Gosiu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzeba ćwiczyć, jedyna rada :). Ćwiczenie czyni mistrzem! Talent to tylko 1%, reszta to praca. Wiem po sobie, że po każdej dłuższej przerwie muszę się "rozmalować i rozrysować". Każdy kolejny obrazek wychodzi mi lepiej, ale jak przez jakiś czas nic nie rysuję, to znowu muszę zaczynać ten proces od nowa. I też brakuje mi cierpliwości, a to niestety podstawa. Też trzeba się jej nauczyć :).

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).