sobota, 22 maja 2021

Ptaki i duchy.

Być może w tytule wpisu powiało lekko grozą... ale spokojnie, to nie będzie dreszczowiec w stylu "Ptaków" Hitchocka czy inny horror z tajemnymi zjawami nie z tego świata ;). Chcę Wam dzisiaj pokazać obrazki z ptaszkami, ale każdy z tych obrazków skrywa pewną tajemnicę...



Inspiracjami - jak to często u mnie bywa - były fotografie znalezione na Pintereście, niewyczerpanej skarbnicy pomysłów :). Obrazki namalowane farbami olejnymi na twardych płytach o rozmiarach 30x40cm (A3). 

.Tym razem nie użyłam nowych podobrazi, tylko wykorzystałam wcześniejsze moje malunki, które mi się nie podobały. I tak oto - pod tym obrazkiem są malwy, które pokazywałam tutaj: "Malwy". Może nie był to najgorszy obrazek, ale mi się opatrzył, a ostatnio to w zasadzie leżał w stercie innych szpargałów i nie widziałam dla niego zastosowania. No to się teraz przydał :).



... a pod tym obrazkiem jest ukryta martwa natura w krzykliwych kolorach, którą pokazałam tutaj: "Martwa natura z dynią". Pierwotnie miała zawisnąć w kuchni, ale te kolory jednak pasują do mojego domu jak pięść do nosa, a im dłużej na to dzieło patrzyłam, tym mniej mi się podobało. To była jedna z akrylowych wprawek pod kierunkiem pana Tomka Wełny, spełniła swoją rolę i na tym koniec jej kariery. Teraz jest podobraziem do tego oto ptasiego portreciku rodzinnego.



Trudno to było sfotografować, a zwłaszcza oddać kolory, bo jest dużo błękitów i zieleni, ale też ciepłe rudości piórek ptasiej mamy i różowo-oranżowe gardełka maluchów. Manipulacje z filtrami spowodowały dziwne kontrasty tam gdzie ich nie ma i przeciwnie - rozmycie i rozjaśnienie innych partii (rodzice w realu mają dużo ciemniejsze, granatowe główki). Na pierwszym zdjęciu widać kawałeczek ściany - ona w naturze jest biała!!! Obróbka zdjęć nie jest moją mocną stroną, więc dałam w końcu spokój tym kombinacjom.

No i - wracając do tytułu posta - to jest właśnie cała tajemnica z duchami, ponieważ taki obraz namalowany wcześniej, a potem przykryty kolejnym obrazem, nazywany jest "duchem". Często się zdarza, że przy badaniu cennych dzieł sztuki konserwatorzy odkrywają głębsze warstwy farby, lub po nietypowej fakturze domyślają się, że pod właściwym obrazem może się skrywać coś jeszcze. Obraz jest więc prześwietlany promieniami rentgenowskimi, oglądany w podczerwieni itp., no i czasem okazuje się, że artysta zamalował swój wcześniejszy obraz (lub czasem - cudzy). I takie właśnie "duchy" są ukryte w moich obrazkach z niewinnymi ptaszkami :).

*****

Ostatnio wspominałam o mojej nowej pasji - patchworkach,. Dużo było oglądania zdjęć, przeglądania blogów, wzdychania, planowania, no i w końcu zabrałam się do roboty. Nie ukrywam, że powolutku mi to idzie, brak wprawy, wiadomo, a do tego jeszcze co chwila mam inną koncepcję i już sama nie wiem jak to ma ostatecznie wyglądać. W gruncie rzeczy prosty projekt zaczyna mi się komplikować, bo sama sobie dokładam w nim roboty. Nie szyję według żadnego konkretnego wzoru, pomysł jest mój w całości, w dodatku wielokrotnie modyfikowany w trakcie pracy - jeden totalny eksperyment. Łączę również rozmaite techniki. będzie między innymi aplikacja i haft... Mam nadzieję, że to się będzie nadawało do pokazania ;). A pokażę, dopiero jak skończę, proszę więc jeszcze o chwilę cierpliwości. 




*****

Przy okazji przypominam o zbiórce datków na przeżycie dla dwunastu kotków przygarniętych przez Drevniego Kocurka. Pisałam o tym w poprzednim poście. 

Powiem szczerze, że coś ciężko idzie ta zbiórka, więc trochę mnie to smuci... Po kilku pierwszych wpłatach dłuuugo nic nie przyrastało na koncie, dopiero niedawno pojawiły się nieśmiało nowe datki. Wiem, że nie każdy może się dorzucić, zwłaszcza większą kwotą. Ale to nie chodzi o zapełnianie całego koszyczka w pojedynkę. Dychę to chyba prawie każdy jest w stanie wysupłać (no dobrze, też nie każdy, ale napisałam przecież, że prawie każdy, a jak nie dyszkę, to piątaczka chociaż może, co...?). A dziesięć datków po 10 złotych, to już stówka. Ileż to dobra dla kotków można za to kupić!

No więc załóżmy, że mamy w kieszeni dychę, z którą bylibyśmy może nawet w stanie się rozstać, przeznaczając ją na jakiś szlachetny cel... Więc co jeszcze jest potrzebne? Potrzebne jest dobre serce dla kociaków. Bo sama operacja wpłaty nie jest ani trochę skomplikowana ani czasochłonna. Z profilu zbiórki, do której niżej podaję link, można wybrać (lub wpisać) dowolną kwotę i przenieść się automatycznie na stronę swojego banku, zalogować się, zaakceptować przygotowany automatycznie przelew i już. Trzy minuty wszystko razem, prościzna. Do wyboru zresztą jest jeszcze kilka form płatności, karta bankowa, zwykły przelew, co kto woli. 

Liczy się każda wpłata, bo grosz do grosza... wiadomo. Drevni Kocurek utrzymuje przygarnięte kocie biedaki w niewielkim mieszkaniu, za własną skromną wypłatę, okrojoną jeszcze drastycznie z powodów dokładniej znanych pracodawcy, a tłumaczonych wiarygodnie pandemią, zastojem w branży i ogólnym kryzysem. Nie pozwólmy, żeby ten kryzys odbił się na kotkach, które potrzebują nie tylko ciepła i miłości, ale też zwyczajnej strawy (która kosztuje), niektóre kotki - karmy specjalistycznej (wiadomo - droższej), czystej kuwety (żwirek też kosztuje) i leczenia (a to czasem kosztuje jeszcze więcej). Zbiórka jest na POMAGAM.PL pod tym adresem: 

https://pomagam.pl/3mcmefi

Zapraszam!

To tylko dwa z kotków mieszkających u Drewniego Kocurka.
 A oprócz nich jest jeszcze dziesięć do wykarmienia!


*****

poniedziałek, 3 maja 2021

Konie i koty.

Jakoś nie mogę się rozkręcić z blogowaniem w tym roku. Częstotliwość publikowania wpisów spadła mi drastycznie... nie o statystyki zresztą chodzi, a o kontakt z życiem blogowym. Chyba to ogólnoświatowe pandemiczne spowolnienie odbija się nawet na tak prostych i przyjemnych działaniach, jak aktywność na własnym blogu. Ale nie będę tu marudzić, przejdźmy do obrazka, bo dawno nie pokazywałam żadnych malunków. Dzisiaj zatem prezentuję Wam obraz ukończony dosłownie przed chwilą. 



Konie mnie nigdy nie zawiodły. Mam na myśli konie malowane, rysowane. Zawsze lubiłam je malować, a nawet jak ich wizerunki wychodziły mi nie całkiem idealnie, to i tak byłam zadowolona, bo samo malowanie tych pięknych zwierząt niezmiennie jest dla mnie wielką przyjemnością. Konie są niezwykle wdzięcznymi obiektami malarskimi - dlatego co jakiś czas wracam do tego tematu. 

Ten obraz zaczęłam malować kilka tygodni temu, ale w natłoku innych obowiązków musiałam na jakąś chwilę przerwać... A w międzyczasie kupiłam album Sławomira Szeredy, o którym wspominałam w poprzednim poście. Album z przepięknymi portretami koni, malowanymi akwarelami, a w zdecydowanej większości - po prostu rysowanymi ołówkiem. Ale jakież to piękne rysunki! Obejrzenie tych wspaniałych obrazów zmotywowało mnie do dokończenia mojego dzieła :). 


Obraz inspirowany zdjęciem znalezionym na Pintereście, namalowany farbami olejnymi na tzw. podkładzie malarskim (płótno naciągnięte na płytę - lubię ten typ podłoża, bo jest bardzo stabilne, a płótno dość gładkie i dobrze zagruntowane). Rozmiar 50x70 cm.

Od malowania odciągało mnie mnóstwo rzeczy, wiadomo - praca, dom, ogród itd... Ale przyznam się, że było też wielogodzinne surfowanie po Pintereście i innych głębinach internetu... Tyle tam fantastycznych inspiracji! Najnowsza moja miłość to patchwork. Tkaniny artystyczne uwielbiam i podziwiam od zawsze, nawet kiedyś coś tam próbowałam tkać i łączyć z innymi tworzywami.  Ale o patchworkach napiszę w kolejnym wpisie, obiecuję że dłuższym :). 



Z powodu, o którym powiem na końcu, chciałam pokazać Wam dawno nie widziane tutaj moje koteczki, ale nie wszystkim dało się w ten deszczowo-leniwy dzień zrobić zdjęcia. Na razie jeszcze mieszka z nami ciągle pięć sztuk (Kocia wyprowadzi się ze swoim państwem, czyli z młodymi, jak w końcu zrobią to mieszkanie po dziadku). Sfotografować dały się dzisiaj tylko trzy, Basia i Sabcia śpią cały dzień w altance, albo zaszyte w zakamarki gospodarczej wiaty i odmówiły współpracy. Lecimy według starszeństwa:

Czarnuszka najstarsza, w czerwcu skończy 16 lat. Słabowita już z niej emerytka, całymi dniami śpi na wielkim, rozłożystym fotelu zaopatrzonym w podgrzewaną matę, prawie się stamtąd nie rusza. Jej królestwem jest ogród zimowy, ma tam swoje kocyki i miseczki, i pilnujemy, żeby jej reszta kociej hałastry nie przeszkadzała.

Czarnuszka


Sabinka - właśnie świętuje 5 urodzinki. We wczesnej młodości była największą kocią rozrabiarą w okolicy, teraz już trochę się utemperowała. Pieszczoszka pańcia, sypia zwykle w jego łóżku, ale generalnie jest na nas lekko obrażona, bo poziom zakocenia domu spowodował, że jej królowanie nie jest już takie bezdyskusyjne. Trikolorka w typie hieny, czyli cętkowana. Fotka inną razą, bo pannica przesypia dzień w szopce.


I trzy (prawie dwuletnie) siostrzyczki, których historię opowiadałam tutaj: "Basia i Balbinka, czyli demolka po kociemu" :

Basiunia, która nas sobie sama wybrała, najbardziej przytulaśna i zarazem najodważniejsza z całej trójki. Lubi spać na człowieku. Bardzo żarłoczna, niezły już z niej klocuszek :). Ale z tej trójki to ona właśnie pierwsza została wysterylizowana, bo pierwszą ruję miała zaraz po  szóstym miesiącu życia. Często koty po sterylce robią się bardziej "kanapowe", trzymają się domu, mniej wędrują a więcej jedzą. Typowy pręgowany burasek. Dzisiaj bez foty.

Balbinka, autystyczna i zawsze spłoszona trikolorka, najmniejsza z naszych kotków, ale za to największa powsinoga, ciągle się gdzieś włóczy. Ulubione miejscówki ma poza domem, a w domu do spania służy jej suszarka na pranie, gdzie w końcu trzeba było zainstalować dla niej kocyk, żeby nie spadała z niej razem z suszącymi się rzeczami. Siłą rzeczy na wieszanie prania zrobiło się mniej miejsca. Balbunia właśnie jest szykowana do sterylki, ale na razie dostaje tabletki, podobnie jak Kocia. Balbi to moja ulubienica, ślicznie umaszczona (na zdjęciach nie widać białych łapeczek), jest przeurocza ze swoim wiecznie zdziwionym pyszczkiem i białymi wąsikami:).

Balbinka



Kocia, która jest de facto koteczką naszego syna i jego dziewczyny, przejściowo w naszym domku na gościnnych występach (na czas słynnego już remontu). Największa domatorka, przy temperaturze poniżej 10 stopni w ogóle nie wychodzi z domu. Ma zresztą najdelikatniejsze, jedwabiste futerko, więc pewnie bardziej marznie niż reszta futrzaków. Najlepsze miejscówki to parapety wewnętrzne i ogród zimowy, skąd ma dobry widok na podwórko.


Kocia




I teraz czas wyjawić, po co ja tu dzisiaj o tych kotach... Pięć kotów to jeszcze nie tak dużo. Ale Drevni Kocurek ma ich aż dwanaście sztuk, przygarniętych z dobrego serca biedaków, niegdyś przez kogoś porzuconych, schorowanych. Teraz mają ciepły domek, są bezpieczne, kochane, dopieszczane, karmione i leczone... ale niestety - za coraz mniejszą w pandemii pensję. Możliwości opiekunki tego mruczącego tuzina futrzaków powoli się kończą, a przecież kotków nie można wyrzucić na bruk, ani przestać leczyć, trzeba je codziennie nakarmić, wymienić żwirek... Więc w imieniu Kocurka proszę Was o pomoc, drobne finansowe wsparcie dla kociaków, na karmę i lekarstwa - zbiórka jest na POMAGAM.PL, tutaj link - https://pomagam.pl/3mcmefi - każda wpłata się liczy, grosz do grosza i kotki nie będą głodować. Hej, czy są tutaj kociarze?! Kochani, dorzućcie co-nieco do kociego koszyczka u Drevniego Kocurka!

*****