tag:blogger.com,1999:blog-23111231806708460752024-03-25T15:19:35.176+01:00 Sztuka w papilotachMałgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.comBlogger112125tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-38126980629766156872024-02-23T18:42:00.002+01:002024-02-27T22:30:01.128+01:00Książki. Ristujczina z Klimtem, Palikot z Leśmianem i Dehnel z Chopinem.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dzisiaj jedna książka z mojej bajki, ale dwie pozostałe takie mniej oczywiste. Zobaczcie sami, co mi się trafiło...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj63p62ZLyurE8Euv6NpkDhQm6fwIXPAcL1wjgCSmXYKqXqsFELzfQPd7wFV9iACLsLulMDkBNhOQ8kAOxBJf11TigzUqtDH6XvXQD2xi5IROZOJ_dwhqTog4DyH2sf2gVRtUMFvkmA2L2VdZm-PD81mElW6HoSqB3GRWlKwyROK0dE0sLEMrB2mwCRBPZ/s3702/kli9c.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3702" height="324" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgj63p62ZLyurE8Euv6NpkDhQm6fwIXPAcL1wjgCSmXYKqXqsFELzfQPd7wFV9iACLsLulMDkBNhOQ8kAOxBJf11TigzUqtDH6XvXQD2xi5IROZOJ_dwhqTog4DyH2sf2gVRtUMFvkmA2L2VdZm-PD81mElW6HoSqB3GRWlKwyROK0dE0sLEMrB2mwCRBPZ/w400-h324/kli9c.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><p></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>JANUSZ PALIKOT - "Nic-nic. Ontologia na marginesach Leśmiana". </b>Wyd. Centrum Kultury w Lublinie, 2018r, 300 str., okładka miękka ze skrzydełkami i obwolutą.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhf9Tn0VR6M13G-GyUKgUKM9Ozn8tIRY5ZYDcGhtiDkHWWfYwSUlEnJzAcxhM0Q0glaKq5ZgyVB5Bir7-6fyEdXlpcDnjWjbFc-fn3uwL24a0l483MCBQNKw30G_pkfUtNP9hHLdEe27Qi7R7iBHSPG1wN_oINoD7vObDegz71jpNWBLX9CpYebycgyl3Fg/s720/nic.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="480" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhf9Tn0VR6M13G-GyUKgUKM9Ozn8tIRY5ZYDcGhtiDkHWWfYwSUlEnJzAcxhM0Q0glaKq5ZgyVB5Bir7-6fyEdXlpcDnjWjbFc-fn3uwL24a0l483MCBQNKw30G_pkfUtNP9hHLdEe27Qi7R7iBHSPG1wN_oINoD7vObDegz71jpNWBLX9CpYebycgyl3Fg/w266-h400/nic.jpg" width="266" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nie miałam nawet świadomości, że mamy tę książkę. Mąż dostał ją jakiś czas temu w prezencie, ale jakoś mu nie podeszła tak od razu do czytania, odstawił na półkę i zapomniał. Niedawno szperając w biblioteczce wygrzebał ją i dał mi, mówiąc - "chyba ci się spodoba, bo to taka intelektualna lektura". Hmm??? No dobra, zobaczmy, cóż to takiego. Przyznam szczerze, że mimo pewnej sympatii z dawniejszych czasów (nieco zweryfikowanej późniejszymi działaniami biznesowymi tego pana, ale w ten wątek nie będę się tutaj wdawać), jakoś specjalnie nie interesowała mnie pozapolityczna działalność pana Palikota. Wydawało mi się, że jego filozoficzne dywagacje wtrącane w rozmaitych wypowiedziach są jakimś marginalnym zjawiskiem, zupełnie nie znałam też jego twórczości literackiej, chociaż owszem, coś mi się tam o uszy obiło. Bardziej kojarzył mi się jednak z biznesem i piwem :). No więc trochę mnie ta książka zaskoczyła.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2XGxqD9h1fVRUdlCCn9Y3_WHb_1aMfw0F4Ww87-STyjs9N0ZkV-N4FspDcBwe2c7g6BArW10oO0AkeSChA-GsWSSbV5cN-MpMJb7vYMGvdovF8MIQhd2EcUnfz4l5q8uVxG4Ze2jk-RsB-SDf1y5c9My_6MRicB5kmHPRyEE41T8APxsqmESchrwnYCHL/s4000/kli5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2XGxqD9h1fVRUdlCCn9Y3_WHb_1aMfw0F4Ww87-STyjs9N0ZkV-N4FspDcBwe2c7g6BArW10oO0AkeSChA-GsWSSbV5cN-MpMJb7vYMGvdovF8MIQhd2EcUnfz4l5q8uVxG4Ze2jk-RsB-SDf1y5c9My_6MRicB5kmHPRyEE41T8APxsqmESchrwnYCHL/w400-h300/kli5.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jak określić jednym zdaniem to dzieło? Poza tym, oczywiście, że jest to dzieło z dziedziny ontologii, jak sam tytuł wskazuje. Mam z tym problem, bo jest to książka dość trudna, wymagająca. Trzeba się do niej trochę przygotować, przypomnieć sobie poezję Leśmiana, zanurzyć się najpierw w tej poezji, a potem, mając ją w sobie, spróbować podążać za tokiem rozważań Palikota, jego nowatorską interpretacją leśmianowskiej poezji. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Może posłużę się cytatem z obwoluty, autorstwa Piotra Augustyniaka, żeby zobrazować Wam lepiej, z czym mamy do czynienia:</span></p><p></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i>Janusz Palikot pisał tę książkę nie tylko, jak głosi jej tytuł, na marginesach Leśmianowych wierszy. Pisał ja transowo między ich wersami, słowami i sylabami, odsłaniając przed sobą i nami świat w jego fascynującej nieoczywistości. Palikot objawia się tu szerszemu kręgowi czytelników jako myśliciel drapieżny, bezkompromisowy, dogłębny, ostry. Rozcinając przy pomocy brzytwy aforyzmu naskórek rzeczywistości, narosły ze zdroworozsądkowych banałów i obiegowych półprawd,, zapada się w otchłań jej paradoksów i nierozstrzygalności. Być może ktoś mógłby napisać podobną książkę bez wierszy Leśmiana. Pisząc ją jednak z Leśmianem i przy Leśmianie Janusz Palikot przywraca jego poezji należne miejsce w polskiej literaturze jako twórczości na wskroś metafizycznej, a nawet - jak mógłby się wyrazić Cezary Wodziński - trans-metafizycznej.</i></span></p><p></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A co to w ogóle jest ontologia? Dawno temu, w czasach licealnych, interesowałam się filozofią, czytałam dość sporo na ten temat, ale to było wieki temu, dzisiaj mnie to tak nie wciąga, a i wiele teorii wyleciało mi zupełnie z głowy. Coś mi więc dzwoniło, ale tak żeby komuś to wyjaśniać, to już nie bardzo... Więc cytując za Wikipedią:</span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="color: #202122; font-family: arial;"><i><b style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Ontologia">Ontologia</a></b><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"><a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Ontologia"><b> </b></a>– dział filozofii </span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;">dotyczący bytu</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;">; zajmuje się strukturą rzeczywistości</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"> oraz pojęciami istoty, istnienia,</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"> jego sposobów, przedmiotu</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"> i jego własności, przyczynowości, czasu, przestrzeni</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"> oraz możliwości i konieczności; w analizie ostatnich dwóch pojęć korzysta z logik modalnych</span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;"> Ontologię czasem utożsamia się z metafizyką, </span><span style="background-color: white; font-size: 14px; text-align: start;">jednak niektórzy rozdzielają te dyscypliny; przykładowo robi to tradycja fenomenologiczna.</span></i></span></p></blockquote><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6-3RxuaI8C1bt5N4vUJsGhZj7q1MeOtIyJOdPaFijzNKTQgL3q5gjyxEpYtqw5ZiKjCgi3C7cCzzu1oRrf-5jSkBpTaAPwkjb0-TwttfRsWh5ApaV-pYKTIeDybW094iS11nz0u86fPFY74kPma6ViBxxi812HTs9qUkryfdgwFcDuRD-qG3BZd1aU2YE/s3609/kli7.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3609" height="333" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi6-3RxuaI8C1bt5N4vUJsGhZj7q1MeOtIyJOdPaFijzNKTQgL3q5gjyxEpYtqw5ZiKjCgi3C7cCzzu1oRrf-5jSkBpTaAPwkjb0-TwttfRsWh5ApaV-pYKTIeDybW094iS11nz0u86fPFY74kPma6ViBxxi812HTs9qUkryfdgwFcDuRD-qG3BZd1aU2YE/w400-h333/kli7.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">O tej książce można opowiadać długo, rozbierać ją na czynniki pierwsze bez końca, ale powstałaby z tego kolejna książka. Autor snuje rozważania filozoficzno-obyczajowo-kulturowe, zagłębia się zarówno w porównania podobnych wątków u innych twórców, jak i przekłada je na własne obserwacje życiowe. Jeśli interesuje Was poezja, Leśmiana zwłaszcza, a może przeciwnie - mieliście w latach szkolnych problem z jej odbiorem - warto przeczytać tę ontologię, spojrzeć inaczej na Leśmiana, a może przy okazji - także na Palikota.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiePlLRlv-hkITMsRyVEIru82oJyd3NTz5g7X9z0M-tt22guyJ_oKlQk3VSaQoikr2DaIMheDFnVl3ZJELuiQqunr2KIsp9BUZlRgufIFxMmIbTkYwY_B56xwPTyI1mugvduUGinMgFGOlGeEfibxfpBjQBwLbSZOdUFtuXXbSSuJ4L-0pl0szcrulwF0eR/s4000/kli6.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiePlLRlv-hkITMsRyVEIru82oJyd3NTz5g7X9z0M-tt22guyJ_oKlQk3VSaQoikr2DaIMheDFnVl3ZJELuiQqunr2KIsp9BUZlRgufIFxMmIbTkYwY_B56xwPTyI1mugvduUGinMgFGOlGeEfibxfpBjQBwLbSZOdUFtuXXbSSuJ4L-0pl0szcrulwF0eR/w400-h300/kli6.jpg" width="400" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="font-family: arial;">Dodatkowym atutem książki jest duża ilość niezwykle interesująco dobranych ilustracji, cytatów - nie tylko z Leśmiana, ale też nawiązań do innych znanych dzieł wielkich mistrzów i rozmaite inne smaczki i dygresje. Rzecz wielowątkowa i wielowarstwowa, do przemyśleń. </span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Akurat trafiłam na wpis R.A.Ciężkiej o książkach filozoficznych i filozofujących, pod wartym zacytowania tytułem: </span><a href="https://ra-ciezka.blogspot.com/2024/02/jesli-nie-wiesz-czy-cos-jest-madre-czy.html" style="font-family: arial;">"Jeśli nie wiesz, czy coś jest mądre, czy dziwne, to zapewne było filozoficzne".</a> <span style="font-family: arial;">Jeśli lubicie takie klimaty, zajrzyjcie też pod ten link, jest tam wymienionych kilka pozycji w tym duchu.</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>JACEK DEHNEL - " Serce Chopina"</b>. Wyd. Biuro Literackie, Stronie Śląskie, 2018r, 38 str., okładka miękka.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWPhptpXcvh1-aJr4vB5-vTwCu_4j1_yAuVqsQQUindB7rEtn_c_q-JnxRchW0rEpdhuMKg-KyS6yd6o2wApToHr1MrLlCyiRuqJVg0NSSzfNd031ULzqEAcpz68JJckNSH37t0M7mWUkRePpj6-az9d8FY1if20ZMS3KJc1NRNebjRIee6ZapcfNgf1KE/s300/deh.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="300" data-original-width="300" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgWPhptpXcvh1-aJr4vB5-vTwCu_4j1_yAuVqsQQUindB7rEtn_c_q-JnxRchW0rEpdhuMKg-KyS6yd6o2wApToHr1MrLlCyiRuqJVg0NSSzfNd031ULzqEAcpz68JJckNSH37t0M7mWUkRePpj6-az9d8FY1if20ZMS3KJc1NRNebjRIee6ZapcfNgf1KE/w400-h400/deh.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kupiłam tę książeczkę jakiś czas temu, przy okazji zamawiania któregoś tomu opowieści o śledztwach profesorowej Szczupaczyńskiej. Autorami tej serii, pod pseudonimem Maryla Szymiczkowa, są Piotr Tarczyński i Jacek Dehnel. A że panów kojarzę raczej słabo, jeśli chodzi o literaturę, to pomyślałam sobie, że warto się zapoznać z ich inną twórczością, skoro kryminały ze Szczupaczyńską tak bardzo przypadły mi do gustu. Poezja nie jest, co prawda, moim ulubionym gatunkiem, ale przeczytałam gdzieś intrygującą recenzję tomików Dehnela, zatem sięgnęłam po pierwszy z brzegu, jaki znalazłam w internetowej księgarni. W pierwszym podejściu i po pobieżnym przekartkowaniu "Serca Chopina" raczej nie byłam oczarowana, ale odłożyłam sobie książeczkę na jakiś wolny wieczór. I się okazało, że przy odpowiednim nastawieniu czyta się świetnie, w końcu to rzecz na pół godzinki raptem, wliczając w to odpłynięcia myślami w nurcie poezji i rozważania własne.</span><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWG1iz2mMgQNKeQ1RZ4FBVG4Qq_OitHYSyEv3l8s6dG5bD9G0NJxuoQeBGDr2yzpTTw-COcbqqt91Ti_c4vbOPLq3Bhzo4Xx5ukBRDFxscPsEuwDk_mteTCe63dhvHJ4o-8es-i2S2yJwmEqyDZUQReIlVzpmcsvXRYygINGdbMFrJjtW2zR8iwfW2QeTM/s4000/kli4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWG1iz2mMgQNKeQ1RZ4FBVG4Qq_OitHYSyEv3l8s6dG5bD9G0NJxuoQeBGDr2yzpTTw-COcbqqt91Ti_c4vbOPLq3Bhzo4Xx5ukBRDFxscPsEuwDk_mteTCe63dhvHJ4o-8es-i2S2yJwmEqyDZUQReIlVzpmcsvXRYygINGdbMFrJjtW2zR8iwfW2QeTM/w300-h400/kli4.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Okładka i układ tomiku (strona A, strona B) imitują płytę winylową, a konstrukcja wiersza nawiązuje do muzyki Chopina, stanowiąc jeden długi utwór, w którym zmieniają się tonacje i nastroje, natężenie dźwięków, tempo i rytm. Zaczynamy od wspomnienia Chopina i jego serca, które odbyło długą drogę do polskiej ziemi, potem zaglądamy do domów mieszkańców Warszawy, zwykłych ludzi, wnikamy w ich emocje, przeżycia, tęsknoty, nadzieje, wędrujemy z nimi po Europie, szukając ukojenia i spełnienia. Utwór wciągający emocjonalnie, wielowymiarowy, wzruszający i poruszający, zmuszający do przemyśleń.</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>LUBA RISTUJCZINA - "Gustaw Klimt. Twórca złotej secesji". </b>Wydawnictwo SBM, 240 str., okładka twarda.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSV0g4Wjr7jpAt_s2lecclA37fj03CPRVWv6MZCiqF9sczEOJ_7xnar4mfdOmXel-tKfIMvrk0werj-f4BSgFfsIork-r6kpmSHThN24pYdmz6qoTK_28iX2X0xZZjl1oMawYL3SZMnT3CI2E1x4vIWuhRkkI8UjxI5qH5dROdAxncUtY67Ky14q0KJtkE/s720/klimt.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="720" data-original-width="480" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSV0g4Wjr7jpAt_s2lecclA37fj03CPRVWv6MZCiqF9sczEOJ_7xnar4mfdOmXel-tKfIMvrk0werj-f4BSgFfsIork-r6kpmSHThN24pYdmz6qoTK_28iX2X0xZZjl1oMawYL3SZMnT3CI2E1x4vIWuhRkkI8UjxI5qH5dROdAxncUtY67Ky14q0KJtkE/w266-h400/klimt.jpg" width="266" /></a></div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Moja ulubiona ostatnio autorka książek o sztuce - Luba Ristujczina i</span><span style="font-family: arial;"> jej książka/album o Klimcie. Opowiadałam już wcześniej o innych książkach tej autorki, historyczki sztuki: </span><b style="font-family: arial;"><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html">"Stanisław Wyspiański. Artysta i wizjoner" (tutaj)</a></b><span style="font-family: arial;">, </span><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html" style="font-family: arial;"><b>"Józef Mehoffer. Geniusz polskiej secesji" (tutaj)</b></a><span style="font-family: arial;">, </span><b style="font-family: arial;"><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2022/11/ksiazki-christie-ristujczina-empicka.html">"Wojciech Kossak. Najwybitniejszy batalista" (tutaj)</a></b><span style="font-family: arial;">. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Po tym ostatnim tekście odezwała się do mnie pani <a href="https://www.facebook.com/StudioLitera/posts/pfbid0Yv5tFMqE96CqPucMcudUs4cAEPWfy9iDJeBNdRTbAbg5k54FiHeDx8uE3mobhj3Wl?__cft__[0]=AZWft9O4Mt8Ouj0u92s0fbSbCz6F-QnYAby8XWQJn1I98iKtmn1IfaTUUBppbqCO52Nmm6l66_fWcdBOMnHsEoCgfK3krwJDxq8KJO5yqpO2h4-IR6EG8UIDNIOYpSlyxnwJ7c38O_wUoASZQES3-qBZPH_SIDe8My29To4vvIgpOSKgq5T_KBDzNZY7p7WVSEamI4AJmt8OQGhxb1APF9Z9&__tn__=%2CO%2CP-R">Luba </a>, pisząc w mailu o tym, że taki pozytywny odbiór motywuje ją do dalszej pracy i pisania kolejnych książek, oraz dołączyła podziękowanie za miłą recenzję. Oczywiście bardzo mnie ucieszył ten sympatyczny gest, świadczący o tym, że autorka rzeczywiście myśli o swoich czytelnikach. Skłoniło mnie to też do pewnych przemyśleń na temat tych moich opinii/recenzji o książkach. Recenzjami trudno je nazwać, w każdym razie nie spełniają podstawowych wymagań dla recenzji profesjonalnych. Piszę raczej skrótowo o osobistych refleksjach związanych z przeczytaną książką, nie zawsze jestem obiektywna. Od pewnego czasu poprawiłam się tylko na tyle, że zamieszczam metryczki, czyli informacje "techniczne" o samej książce (ilość stron, rok wydania, wydawnictwo, okładka). A z drugiej strony - lubię książki czytać i o nich pisać. Więc może powinnam pisać bardziej profesjonalnie? Na moim blogu jest pewien misz-masz, trochę o książkach, trochę o moich obrazkach, czasem wstawki z życia moich zwierzaków czy z ogrodu. Od pewnego czasu chodziło mi po głowie, żeby trochę to ogarnąć, skupić się tylko na książkach i obrazkach, no i jeśli chodzi o tematykę, to tak powoli zaczyna to wyglądać. Nie mam jednak ambicji prowadzenia profesjonalnego bloga recenzenckiego, to wymagałoby porządnego przyłożenia się do pracy, dogłębnej i wszechstronnej analizy ocenianego dzieła itd. Ale na to brakuje mi po prostu czasu. Zatem - lecimy po staremu, czyli będę się tutaj z Wami dzielić moimi skrótowo ujętymi refleksjami po lekturze.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpy6a3btBVKCMhRKkt2EnH6i1T9IUL44zZWyoDIjuqOQBOuhPMmSI9AP7-AeusUE9EG_uOjdTODc69m6tPQ1keQe0pR9XV-G22p5fA91U8q56lg8PeqEZda1cLZyEVA7eJszmVYHWfWQLTC6V8ny-b5fo20bxLAU8LNyNuf4ywT7OVWbTGKkUQFPDMGsgp/s4000/kli9.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2907" data-original-width="4000" height="291" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpy6a3btBVKCMhRKkt2EnH6i1T9IUL44zZWyoDIjuqOQBOuhPMmSI9AP7-AeusUE9EG_uOjdTODc69m6tPQ1keQe0pR9XV-G22p5fA91U8q56lg8PeqEZda1cLZyEVA7eJszmVYHWfWQLTC6V8ny-b5fo20bxLAU8LNyNuf4ywT7OVWbTGKkUQFPDMGsgp/w400-h291/kli9.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-25tRYBNks6hw8xxyS0r5uH424nOSjtgWBn0UC4kG0yRN1UkZ7e12kCpisG6YJxLUI6CsGTgXAivFkdhpZC2c116cMb_cQGZ9USI7xcVkzw3QAD6lUSJrSz3ENADhXyCAMFet7-B4cHvCn7_aGVPRHcp0S3T8xpvg44nWC2G-d_wK80Z4Jm7IUhwt3ezQ/s4000/kli8.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-25tRYBNks6hw8xxyS0r5uH424nOSjtgWBn0UC4kG0yRN1UkZ7e12kCpisG6YJxLUI6CsGTgXAivFkdhpZC2c116cMb_cQGZ9USI7xcVkzw3QAD6lUSJrSz3ENADhXyCAMFet7-B4cHvCn7_aGVPRHcp0S3T8xpvg44nWC2G-d_wK80Z4Jm7IUhwt3ezQ/w400-h300/kli8.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Album o Klimcie to wspaniale opracowane kompendium wiedzy o tym znanym artyście, w przepięknej szacie graficznej. Poznajemy życie malarza na tle interesująco zarysowanej epoki i jego twórczość w zestawieniu z malarstwem innych artystów tamtych czasów. Jaki był Klimt? Pracowity, perfekcyjny i zdyscyplinowany, niezbyt towarzyski, a przecież uznany za skandalistę belle epoque i guru Wiedeńskiej Secesji. Na początku artystycznej drogi zajmował się wykonywaniem dekoracji dla teatrów, malowaniem konwencjonalnych portretów na zamówienie i szeregiem innych zajęć. które pomagały mu podreperować wątły budżet. Ostatecznie jednak stał się twórcą niezależnym, którego sztuka jednych gorszyła, innych przyciągała. Najbardziej nam znane obrazy ze "złotego" okresu zostały namalowane u schyłku nurtu art nouveau, w związku z czym wkrótce zostały uznane za przestarzałe i niemodne. Dopiero w latach 60tych XX wieku odżyło zainteresowanie twórczością Klimta. W 2006r jego obraz "Portret Adele Bloch-Bauer" został sprzedany za 135 milionów dolarów, a niemal wszędzie na świecie w sklepach z pamiątkami i bibelotami można kupić porcelanę i inne drobiazgi ozdobione motywami z obrazów Klimta.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM8-qKv1YsDKUt5SWK8JaXXQ4SWguqVgm7lt0m5bcZvshgf5xvsh3z7hCsbFAfguSxc0RLAcOfXcBAs9kMneZtSfgF2uN_bDP1P8AoBSDgtcUzaWwSW8pGyNTzUdmokCV-lJqzjPMiE5NJ4LHvjX2ONQqopiiScratRpgYahzYVRyDSj2baPIasOAZ3t0o/s4000/kli9a.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjM8-qKv1YsDKUt5SWK8JaXXQ4SWguqVgm7lt0m5bcZvshgf5xvsh3z7hCsbFAfguSxc0RLAcOfXcBAs9kMneZtSfgF2uN_bDP1P8AoBSDgtcUzaWwSW8pGyNTzUdmokCV-lJqzjPMiE5NJ4LHvjX2ONQqopiiScratRpgYahzYVRyDSj2baPIasOAZ3t0o/w400-h300/kli9a.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8B_N0F8d9iZzUKWo4qll7bbGf33ENdQQv6RkOvLwuqFvYryFwQBt33vpNS4Yj5Waj6s_pX8Ns73SUFFyRwkSQTVsJeU6YHKTQV7u_LHcwpDxA5u8e4KjlHNv9heDce3Un9lPeHU1Cb7kYJm7aUTSwIZTNgKfkpNsyHBGtiObb7gPXNpTnVqY7pv4RXnLp/s3966/kli9b.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2953" data-original-width="3966" height="297" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8B_N0F8d9iZzUKWo4qll7bbGf33ENdQQv6RkOvLwuqFvYryFwQBt33vpNS4Yj5Waj6s_pX8Ns73SUFFyRwkSQTVsJeU6YHKTQV7u_LHcwpDxA5u8e4KjlHNv9heDce3Un9lPeHU1Cb7kYJm7aUTSwIZTNgKfkpNsyHBGtiObb7gPXNpTnVqY7pv4RXnLp/w400-h297/kli9b.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wspaniale opracowana pozycja, ogrom wiedzy przy jednoczesnej oszołamiająco bogatej ikonografii. Polecam gorąco, rzecz warta swojej ceny, a nawet, powiedziałabym, w cenie okazyjnej, Często bywa tak, że za ciężkie pieniądze dostajemy album w grubej lakierowanej okładce, z modnym nazwiskiem twórcy, ale z mizerną treścią i niewielką liczbą ilustracji. W przypadku książek/albumów Ristujczyny czytelnik otrzymuje naprawdę niemal kompletne opracowanie o życiu i twórczości artysty, a także o innych towarzyszących okolicznościach i tle historycznym, w dodatku z ogromną ilością świetnych ilustracji - reprodukcji obrazów i zdjęć z epoki.</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p></div><p></p><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-26341108973157490452024-01-31T12:59:00.002+01:002024-01-31T13:32:27.048+01:00Tego obrazu nie będzie.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Chwilowo jest, więc pokazuję, póki istnieje, ale zaraz zostanie unicestwiony i nawet mam konkretny pomysł, co z niego będzie. Miałam nie pokazywać, ale co tam, zobaczcie, co mi się nie udało i nie zamierzam tego poprawiać w nieskończoność :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK0Nel53pNDXfs-FS0YpG6QandFhAbwGpu228qaZgR-G2M32Ha5H4RaZsv4LRmTRYuk1EuTumHfRBh6gQ6Q_miDEzEbHDMQvcxQY6Afq9nn4XFzkaOi-5P2Db5LL1peV9xNC9Ic5E5uh7PeS55ypjS_lpOw8GKPzoT_dyvYGTBCwM2VaT2rbT5UQI828Js/s4000/kun1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="2883" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgK0Nel53pNDXfs-FS0YpG6QandFhAbwGpu228qaZgR-G2M32Ha5H4RaZsv4LRmTRYuk1EuTumHfRBh6gQ6Q_miDEzEbHDMQvcxQY6Afq9nn4XFzkaOi-5P2Db5LL1peV9xNC9Ic5E5uh7PeS55ypjS_lpOw8GKPzoT_dyvYGTBCwM2VaT2rbT5UQI828Js/w289-h400/kun1.jpg" width="289" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><div><span style="font-family: arial;"><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Miał być wpis z dalszego ciągu malowania białego na białym, ale musiałam się w końcu rozprawić z tym oto obrazkiem, który stał od paru miesięcy niedokończony, jak wyrzut sumienia... Zaczęty wieki temu, porzucony z braku chęci i natchnienia, i prawie już skazany na zapomnienie. Najpierw stał na sztaludze, potem odstawiłam go do kąta, bo i tak praca nad nim zupełnie mi nie szła. Przez dłuższy czas niemal go nie zauważałam, zajmowałam się innymi rzeczami i omijałam go wzrokiem i myślą. Ale w końcu trzeba było podjąć jakąś decyzję, dokończyć, całkiem przemalować, albo wyrzucić w cholerę. No nie, szkoda podobrazia, coś bym na nim zrobiła, jakiś kolaż może... Ostatecznie jednak zabrałam się za malowanie, przy czym z pierwotnej wersji niewiele zostało. Tutaj wersja przedostatnia, wcześniejszych niestety nie uwieczniłam:</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; font-family: "Times New Roman"; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmxrHAoPViht1O2yRP8PWfrk_UoJL6FNa-dBreIG320Atsr75v2WrEvsIz0ibWEXELM-MmDukecAlQAhRx22784I2OIrV5et8LZyf03aUkxjxSsnauVURSg_P9AhK9-GOyLl5Q_AT1VBKluGoAshAr8OrIYu8EYCp26OIuZI-2pnJloxXeKE_R6gAiNRGy/s4000/ko4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhmxrHAoPViht1O2yRP8PWfrk_UoJL6FNa-dBreIG320Atsr75v2WrEvsIz0ibWEXELM-MmDukecAlQAhRx22784I2OIrV5et8LZyf03aUkxjxSsnauVURSg_P9AhK9-GOyLl5Q_AT1VBKluGoAshAr8OrIYu8EYCp26OIuZI-2pnJloxXeKE_R6gAiNRGy/w300-h400/ko4.jpg" width="300" /></a></div><br style="font-family: "Times New Roman";" /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p style="font-family: "Times New Roman";"></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Obraz ma wymiary 50x60cm, namalowany jest farbami olejnymi na podobraziu płytowym z naciągniętym płótnem.</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Zredukowałam większość tego, co było na początku i w moim pierwotnym zamyśle. Nie jestem zadowolona z tego obrazka ani trochę i dlatego jego los został już przesądzony, zostanie poddany totalnemu recyklingowi.</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ja wiem, że zaraz kilka osób napisze, że jest ok, całkiem dobry obraz, a ja jestem zbyt krytyczna wobec siebie ;). Tylko że ja po prostu miałam zupełnie inną wizję, ale jakoś nie bardzo potrafiłam to namalować. Już nie wspomnę o przekłamaniach kolorystycznych na zdjęciach...</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jeszcze raz wersja aktualna (przed unicestwieniem):</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji_h1C5d7isBEbyZNPuBtr1Sb5ES-oiJhyJXaiotpC-h2MJE_AZMZpxl11cfXnCgRwqQN7Xsy8iQuqaXhQT5lJzUWf9ze9DD4ayvkF3-Ss8zHGYg-2HeOYCn3SElxIiPjbhVQC7SClVJrNwZb_ZuLTknfl0VKVpGriyCabBeX5SFkuPrvfXnZ8WyI-XsK4/s4000/kun1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="2883" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEji_h1C5d7isBEbyZNPuBtr1Sb5ES-oiJhyJXaiotpC-h2MJE_AZMZpxl11cfXnCgRwqQN7Xsy8iQuqaXhQT5lJzUWf9ze9DD4ayvkF3-Ss8zHGYg-2HeOYCn3SElxIiPjbhVQC7SClVJrNwZb_ZuLTknfl0VKVpGriyCabBeX5SFkuPrvfXnZ8WyI-XsK4/w289-h400/kun1.jpg" width="289" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Sam motyw uwielbiam i podeszłam do niego już po raz trzeci. Inspiracją było zdjęcie w książce o stadninie koni w Janowie. Po raz pierwszy, wiele lat temu, narysowałam tę scenkę tuszem, tzw. piórkiem czyli artystyczną stalówką (bo były to czasy przedcienkopisowe) i to chyba była najbardziej udana wersja. Rysunek powędrował do kolegi jako upominek imieninowy. Jakiś czas później książka ponownie wpadła mi w ręce, przypomniało mi się to zdjęcie i tym razem namalowałam obrazek z tymże motywem - farbami olejnymi. To jest właśnie ta poprzednia wersja - </span><span style="font-family: arial;">kolorystyka dość monochromatyczna, sepiowo-oliwkowa, rozmiar A3 (zdjęcie przejaskrawione)</span><span style="font-family: arial;">:</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQUsu6PrRJSxtIvGV771iGKCxhXSuHtUQoha5Aix3OOIpC19_tgateoEgkdJ3KSdrsBC3YSitvX0AXnkO0czX4b1TkuqAfk_Rc7ytYv1zcNX5hHoxfPNUb_o5AEoYZ4HOkELErRzVQRr8E9dOyC7QVnA-1Y93uPzHsWpf8wkc9wzbzFr7hM6z9klmj1QBY/s3860/kun2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3860" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQUsu6PrRJSxtIvGV771iGKCxhXSuHtUQoha5Aix3OOIpC19_tgateoEgkdJ3KSdrsBC3YSitvX0AXnkO0czX4b1TkuqAfk_Rc7ytYv1zcNX5hHoxfPNUb_o5AEoYZ4HOkELErRzVQRr8E9dOyC7QVnA-1Y93uPzHsWpf8wkc9wzbzFr7hM6z9klmj1QBY/w311-h400/kun2.jpg" width="311" /></a></div><p></p><br style="font-family: "Times New Roman";" /><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Średnio byłam jednak z niego zadowolona, więc od pewnego czasu myślałam nad kolejną wersją. </span><span style="font-family: arial;">Miałam nadal zdjęcie-inspirację i dość jasną wizję jak chcę to tym razem namalować, w trochę innym stylu. Najważniejsze miało być słoneczne światło wpadające szeroką falą do ciemnego wnętrza, tworzące kolorowe załamania jak w kalejdoskopie, taki zalew słońca i barw. Najpierw było za bardzo kolorowo i jasno, potem, w kolejnej wersji, trochę jakby ktoś fajerwerki odpalił, w końcu stopniowo zamalowałam większość tych kolorowych refleksów. W rzeczywistości jest tam jednak nieco więcej niuansów i cieplejszych tonów, ale mój aparat nie potrafi zbalansować błękitów i żółciami i czerwieniami, wybiera co mu tam pasuje.</span></p><br style="font-family: "Times New Roman";" /><span style="font-family: arial;">Jak widać - główny motyw niemal nie zmieniony, chodziło mi w zasadzie tylko o tło, żeby była większa przestrzeń i podkreślone wrażenie światła wpadającego do ciemnego wnętrza. </span><p style="font-family: "Times New Roman";"></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A to jest wspomniane zdjęcie:</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><div class="separator" style="clear: both; font-family: "Times New Roman"; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6FWvydqz70ThhEFoEL7NojyZquS9VDQwSh2gmOXG1N9-QuWTDcx2CZm5o3D-X0EEX4Kl5b5iu7lLxyvQ9dw_Jz6A9nn0dsx2MPGLqcBizgjiWGbjsp4qIJLFGf2y6PsfKqdiDxViZEUwfJxLFpe3cfGgo6VikIPV2hBzRpt4zkHVEKi_JP9BLz9dAmYqs/s3930/ko5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3930" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg6FWvydqz70ThhEFoEL7NojyZquS9VDQwSh2gmOXG1N9-QuWTDcx2CZm5o3D-X0EEX4Kl5b5iu7lLxyvQ9dw_Jz6A9nn0dsx2MPGLqcBizgjiWGbjsp4qIJLFGf2y6PsfKqdiDxViZEUwfJxLFpe3cfGgo6VikIPV2hBzRpt4zkHVEKi_JP9BLz9dAmYqs/w305-h400/ko5.jpg" width="305" /></a></div><br style="font-family: "Times New Roman";" /><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><br /></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kilka słów o źródle inspiracji, czyli książce z tymże zdjęciem. </span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><ul style="font-family: "Times New Roman";"><li><span style="font-family: arial;"><b><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/08/ksiazki-klatwa-faraonow-lata-60-te.html">IRENEUSZ J. KAMIŃSKI - "Konie rubinowe".</a></b> Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1982, 150 str, okładka twarda z obwolutą.</span></li></ul><div style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jest to bardzo interesująco napisana historia stadniny w Janowie do początku lat 80-tych, a przy okazji sporo ciekawostek o koniach w ogóle, o arabach w szczególności. Obszerniej pisałam już o tej książce w <b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/08/ksiazki-klatwa-faraonow-lata-60-te.html">tym</a></u></b> wpisie, więc nie będę tego tutaj kopiować. Jeśli kogoś temat ciekawi, to proszę zajrzeć pod ten link, książkę bardzo polecam wszystkim miłośnikom koni.</span></div><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Niedawno widziałam na stronie janowskiej stadniny informację, że jest tam 480 koni, z czego 340 czystej krwi arabskiej, sporo jest także angloarabów. Nie będę się rozpisywać o najnowszych dziejach stadniny, kto się interesuje ten wie, jakie skandale i kontrowersje miały miejsce w okresie tzw. dobrej zmiany, jak niemal doprowadzono do bankructwa nasz skarb narodowy, jak skutecznie odstraszono bogatych hodowców od kupowania u nas koni, jak przepychanki i karuzela kolejnych prezesów, robiących karierę ale nie mających odpowiednich kompetencji i doświadczenia, w dodatku nie akceptowanych przez załogę i nie radzących sobie z podstawowymi problemami, wymazała z czołówki światowych stadnin nazwę Janów Podlaski. Nie zaszkodziły stadninie wojny i komuna, po niemal 200 latach prosperity rozłożyła ją na łopatki dobra zmiana. Mam nadzieję, że teraz już idzie ku lepszemu.</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; font-family: "Times New Roman"; text-align: center;">*****</div><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Na malowanie nie mam ostatnio zbyt wiele czasu, bo zawsze coś... Sporo czytam, ale też brakuje czasu na pisanie recenzji, może wkrótce coś uda się naskrobać, garść poksiążkowych refleksji... Dziergam, szyję. Aktualnie robię na drutach sweter dla dziecka, a że dziecko jest dużym starym koniem, to trochę tego dziergania jest. Oczywiście jak pytałam jesienią, czy nie potrzebuje porządnego ciepłego swetra, to nie. Teraz nagle tak. A sweter będzie ciepły, dość gruby, mięciutki i milutki, bo z wełny merino, czyli najlepszej na świecie, bo nie gryzącej :). Wzór najmniej skomplikowany, bo dżersej po całości, dziecko tak chciało. Robię od góry na okrągło z rękawami reglanowymi, bez szycia. No ale brak komplikacji ze wzorem niekoniecznie jest zaletą, bo jak jest jakiś wzór do liczenia i pilnowania oczek, to jakoś szybciej z tą robótką czas leci, a tu ocean prawych oczek, nuuuda.... Mam nadzieję, że dziecko będzie zadowolone, to następny sweter zrobię już z jakimiś wariacjami typu wzór strukturalny, warkoczyk, czy bardziej ozdobne ściągacze. I może porwę się na jakąś bardziej ekskluzywną włóczkę, z Malabrigo dawno nic nie robiłam, marzy mi się :). Na zdjęciu niedawno zrobiony mój sweterek (poszalałam z warkoczykami), jeszcze nie zblokowany, a w tle synkowy w trakcie dziergania, oba z Big Merino Dropsa. Włóczka taka trochę sznurkowa, ale jednak merino, no i miało być grubo i ciepło :). Robienie z tej samej włóczki ma swoje zalety, bo wiadomo już, jakie druty się najlepiej sprawdzą, jaka próbka i jak się to zachowa w użyciu i po praniu.</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitCZ3hQRrjZ2oTmIT8iWP6UpIrL3qfvAxU1JHPaIZYrsR7MXzgrVoA5goBnJCOMnbp846QY0LY-bLNddnA5LJEhAs0vrBmPySaqHvahSOtcaDXMGUD9Y3WUIi8DlluKu2P5JGtUVUBL3NQmuRbJFxKxKjJl4Nq0KiaUo1aC49Yn1o4DZozx6KrKSqw3V4y/s3333/kun3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3333" data-original-width="2500" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitCZ3hQRrjZ2oTmIT8iWP6UpIrL3qfvAxU1JHPaIZYrsR7MXzgrVoA5goBnJCOMnbp846QY0LY-bLNddnA5LJEhAs0vrBmPySaqHvahSOtcaDXMGUD9Y3WUIi8DlluKu2P5JGtUVUBL3NQmuRbJFxKxKjJl4Nq0KiaUo1aC49Yn1o4DZozx6KrKSqw3V4y/w300-h400/kun3.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Zdrówka Wam życzę, Kochani, Waszym zwierzątkom takoż. Moje stado zdrowe, a ja się od jesieni impregnuję propolisem i miksturą czosnkową (<b><a href="https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/10/kicz-czyli-latarnia-morska-i-rozwazania.html">tutaj przepis</a></b>) i jakoś choróbska mnie omijają, póki co. Oby tak dalej :).</span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div></span></div>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com48tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-76737381204550473002024-01-06T15:03:00.003+01:002024-01-06T20:02:08.268+01:00Białe na białym - floksy.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To kolejny obrazek malowany równolegle ze Switełaną Rodionową - pisałam o tej mojej najnowszej inspiracji <a href="https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/12/malowanie-na-ekranie.html"><b>w poprzednim poście "Malowanie na ekranie" - tutaj.</b></a> Mam wrażenie, że z każdym kolejnym obrazkiem idzie mi coraz lepiej, maluje mi się w każdym razie swobodniej i pewniej, chociaż oczywiście do pełnego zadowolenia droga jeszcze daleka :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Rodionowa w kilku filmach na YT pokazała jak malować białe kwiaty na białym tle. Na pierwszy raz wybrałam obraz z bukietem floksów. Filmy Rodionowej głównie oglądam, do słuchania jest niewiele, artystka mało mówi i w dodatku nie wszystko dokładnie rozumiem (bo po rosyjsku i niezbyt wyraźnie), ale zwróciłam uwagę na moment, kiedy pokazywała i omawiała jak różne są odcienie bieli na tym obrazie i jakimi kolorami trzeba ją namalować. Do bieli na obrazie z floksami użyłam więc - oprócz bieli tytanowej i cynkowej - drugie tyle: czerni, ultramaryny, ochry, umbry, sieny i po odrobinie czegoś tam jeszcze. Bieli </span><span style="font-family: arial;">w stanie czystym, nie zmieszanym z innymi kolorami, użyłam zaledwie punktowo w samych kwiatkach, na filiżance i w blikach na wazonie. </span><span style="font-family: arial;">A przecież w ustawionym w pracowni "modelu" prawie wszystko było białe: płatki kwiatów, ściana, obrus, filiżanka. Przeźroczysty szklany wazon i tylko zielone łodygi i listki floksów. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jak zwykle moje zdjęcia pozostawiają sporo do życzenia, a przede wszystkim nie oddają wiernie barw:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgODJfd1ni9HPYgz-5OaA4UHYp5eSFs3Fw1EZxni1eBGEQqzxZSD8UgxGZXOxbrjdAN21JttC4H5k-CuYFgeWV-1Mv0XPWLY8Vvc4yL8PrHuWmFUc1ANv2IkykGM54PtefJKandgbQ8GI-gWwdb8e9XY13x5WiyBmGMenozI6gV5wGaybMKGad78WXEiY7V/s3800/b1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3800" data-original-width="2767" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgODJfd1ni9HPYgz-5OaA4UHYp5eSFs3Fw1EZxni1eBGEQqzxZSD8UgxGZXOxbrjdAN21JttC4H5k-CuYFgeWV-1Mv0XPWLY8Vvc4yL8PrHuWmFUc1ANv2IkykGM54PtefJKandgbQ8GI-gWwdb8e9XY13x5WiyBmGMenozI6gV5wGaybMKGad78WXEiY7V/w291-h400/b1.jpg" width="291" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><span style="font-family: arial;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Malowanie bieli jest ciekawym doświadczeniem. W naturze czysta, nieskazitelna biel niemal nie występuje, ponieważ biel zawsze odbija światło oraz inne kolory. Wystarczy położyć na białej kartce cytrynę, a na drugiej - pomidora. Jak się przyjrzymy, to dostrzeżemy różnicę w kolorze obu kartek. Ta z cytryną będzie odbijała kolor żółty i będzie się nam wydawała nieco żółtawa, ta z pomidorem będzie miała lekkie zabarwienie czerwienią. Albo popatrzmy na białą ścianę w różnym oświetleniu: zupełnie inaczej będzie wyglądała w ciemnym kącie, inaczej przy oświetleniu tradycyjną żarówką, halogenem, wreszcie - gdy padnie na nią promień słońca. Że nie wspomnę o kolorze abażuru, który odbije się na tej - wciąż białej przecież - ścianie. Jak abażur będzie zielony, to ściana będzie się wydawała zielona, to oczywiste. W nocy będzie czarna - nie ma światła, nie ma czego odbić, bieli nie ma. A przecież tak naprawdę wiemy, że ta ściana jest wciąż biała, bo taką farba ją pomalowaliśmy, prawda? Ot, taki optyczny psikus :). To taka wiedza chyba jeszcze ze szkoły podstawowej, o ile dobrze pamiętam. Osobom zainteresowanym tematem polecam bardzo ciekawy i obszerny artykuł o różnych podejściach do kwestii barw <b><a href="https://historiasztuki.com.pl/NOWA/30-00-01-KOLOR.php"> pt. "Teoria koloru" (tutaj).</a></b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I jeszcze przytoczę Wam jeszcze takie ciekawe fragmenty z innego artykułu </span><a href="https://www.adobe.com/pl/creativecloud/design/discover/is-black-a-color.html"><b><span style="font-family: arial;">Czy czarny i biały to kolory?</span></b></a><span style="font-family: arial;">, tym razem konkretnie o czerni i bieli:</span></div></span><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: left;"><br /></div></blockquote></blockquote><div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><p style="text-align: justify;"><i style="font-family: arial;">Jak można zauważyć w tęczy, czerń nie znajduje się w widmie widzialnych kolorów. Z wyjątkiem czerni wszystkie inne kolory są odbiciem światła. Czarny to brak światła. W przeciwieństwie do bieli i innych barw czysta czerń może istnieć w naturze bez obecności żadnego światła.</i></p></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><span style="font-family: arial;"><i><div style="text-align: justify;"><i>Niektórzy uważają, że biel jest kolorem, ponieważ białe światło zawiera wszystkie barwy w widmie światła widzialnego. Z kolei wiele osób uważa czerń za kolor, gdyż trzeba połączyć inne pigmenty, aby utworzyć ten kolor na papierze. Jednak w sensie technicznym czerń i biel nie są kolorami, ale odcieniami. Uzupełniają one kolory. „A jednak działają jak kolory. Wywołują uczucia. Mogą być ulubionym kolorem dziecka.” — mówi projektant grafiki Jimmy Presler.</i></div></i></span></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><span style="font-family: arial;"><i><div style="text-align: justify;"><br /></div></i></span></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><span style="font-family: arial;"><i><div style="text-align: justify;"><i>W nauce kolor czarny to brak światła. A kolor jest zjawiskiem światła. Ale czarny obiekt lub czarne obrazy wydrukowane na białym papierze są tworzone z pigmentu, a nie ze światła. Artyści muszą więc używać najciemniejszego koloru farby dla przybliżonej czerni.</i></div></i></span></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><span style="font-family: arial;"><i><div style="text-align: justify;"><br /></div></i></span></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><div><span style="font-family: arial;"><i><div style="text-align: justify;"><i>To, co widzisz jako pigment o czarnym kolorze lub światło o białym kolorze, w rzeczywistości składa się z różnych jasnych lub ciemnych kolorów. Nic nie może być czystą bielą lub czystą czernią, z wyjątkiem niefiltrowanego światła słonecznego lub głębi czarnej dziury.</i></div></i></span></div></blockquote></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A czy wiecie, jaki kolor ma futro niedźwiedzia polarnego? Otóż wcale nie jest ono białe. Taki polarny misio skórę ma całkiem czarną, co jest logiczne, ponieważ kolor czarny najlepiej "trzyma" ciepło, którego pod biegunem raczej brakuje. Natomiast futro jest bezbarwne i przeźroczyste. Poszczególne włosy są wypełnione powietrzem, co daje doskonałe właściwości izolacyjne, a jednocześnie ich powierzchnia nie jest gładka, wręcz przeciwnie - pokryta jest rozmaitymi wypustkami i nierównościami, które mają za zadanie załamywanie i odbijanie światła. Do tego dochodzi kolejna sztuczka, mianowicie niedźwiedzie włosy w czasie nieustannych kąpieli nasiąkają minerałami morskimi - a połączenie tych wszystkich czynników powoduje zmianę długości fali promieni ultrafioletowych i powstanie zjawiska luminescencji. Czyli miś odbija światło i świeci bielą. </span><a href="https://zielona.interia.pl/zwierzeta/news-niedzwiedzie-polarne-wcale-nie-sa-biale-to-iluzja-ktora-pozw,nId,7126683" style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">Ciekawy artykuł na ten temat -<b> tutaj.</b></span></a></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ale porzućmy te fascynujące rozważania o bieli i wróćmy do obrazka. Wyżej było zdjęcie zrobione w świetle dziennym, tutaj jest w oświetleniu sztucznym światłem ciepłym:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggyLiLHXx_CpIm8ZmgndtzdFdHpQ3u8E_g4Ri220HR1PQj8RucI1C3CByP8Howob-dzPo7w64lkIcniHLJLLwDtLkotlboXC7sjYs9kOeWpsodmLHdaU7gwOpvc4A4xkkK-jP5PhoLUUWU7x5oXiEWzYrzD26MlBXJKFGJTIIiMFuC7-vo15wtbsf4ofS8/s4000/b3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggyLiLHXx_CpIm8ZmgndtzdFdHpQ3u8E_g4Ri220HR1PQj8RucI1C3CByP8Howob-dzPo7w64lkIcniHLJLLwDtLkotlboXC7sjYs9kOeWpsodmLHdaU7gwOpvc4A4xkkK-jP5PhoLUUWU7x5oXiEWzYrzD26MlBXJKFGJTIIiMFuC7-vo15wtbsf4ofS8/w300-h400/b3.jpg" width="300" /></a></div><p></p><div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W temacie bieli przypomniał mi się epizod z <a href="https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/11/ksiazki-o-niesmiertelnym-psie-o.html">książki "Burza kolorów", o której pisałam <b>tutaj (klik).</b> </a>Rzecz dzieje się w Wenecji w XVI wieku, ale w rozmowie o kolorach Giorgione rzuca przypuszczenie, że może ktoś kiedyś wpadnie na niezwykły pomysł i namaluje biały kwadrat na białym tle. To oczywiście nawiązanie do słynnego obrazu Kazimierza Malewicza z 1918 roku "Białe na białym", przedstawiającego właśnie biały kwadrat na białym tle (link dla zainteresowanych: <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/Kompozycja_suprematyczna:_bia%C5%82e_na_bia%C5%82ym"><b>Kompozycja suprematyczna</b></a>).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i jeszcze raz obrazek, tym razem w oświetleniu sztucznym białym/zimnym. Na monitorze mojego komputera ta wersja jest najbardziej zbliżona do oryginału:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU_MNBpJjrfeRUZkJYn3EJRkcYdnNfKeH975dQ8VbS6SEo1u8uz4377Z6QoHkeuo6nGDq0_QyDDsqTtB9h3kqkUiBc_SMwNJy22FFBqB4UD35TXsgSEm-Q_WyQsI8ZFY5vmCKQ4Tu2rAUg5tKcNIFw3xKaPHL6A6QjDPGA4rQBaqm1d3NYaAOMDZ-DJCGW/s4000/b4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjU_MNBpJjrfeRUZkJYn3EJRkcYdnNfKeH975dQ8VbS6SEo1u8uz4377Z6QoHkeuo6nGDq0_QyDDsqTtB9h3kqkUiBc_SMwNJy22FFBqB4UD35TXsgSEm-Q_WyQsI8ZFY5vmCKQ4Tu2rAUg5tKcNIFw3xKaPHL6A6QjDPGA4rQBaqm1d3NYaAOMDZ-DJCGW/w300-h400/b4.jpg" width="300" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><span style="font-family: arial;">Obraz olejny 40x50cm, płótno na blejtramie.</span><p></p><p style="text-align: justify;"></p><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p></div></div>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com77tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-75679653847460413962023-12-10T16:11:00.001+01:002023-12-10T16:12:35.944+01:00Malowanie na ekranie.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nigdy nie byłam fanką sztuki zaangażowanej, niosącej jakieś przesłanie. Dzieło sztuki ma mi się podobać, tak zwyczajnie, wizualnie, bez podtekstów i domysłów co autor miał na myśli. A jeśli nawet nie trzeba się domyślać, bo jasno i wprost z samego dzieła wynika, na jaki problem artysta chciał zwrócić naszą uwagę, to w moich kategoriach jest to tzw. sztuka użytkowa, jak meble, tkaniny, plakaty itd. Kilka razy zdarzyło mi się stworzyć jakąś grafikę okolicznościową czy plakat, ale to było w czasach szkolnych, kiedy musieliśmy robić takie rzeczy w ramach lekcji. Sama dla siebie maluję/rysuję tematy, które są według mnie po prostu ładne. Maluję konie, ptaki, pejzaże. Jakoś nigdy nie namalowałam kota... hmmm... w sumie nie wiem dlaczego, chyba trzeba będzie nadrobić to niedopatrzenie. Nie maluję portretów, bo przy mojej prozopagnozji wszystkie twarze byłyby takie same, a w każdym razie niepodobne do modela :). Nie maluję wedut - kilka razy coś tam się trafiło, Kraków zwłaszcza, bo to moje ukochane miasto, ale generalnie jakoś mi ten temat nie leży. Żadnych martwych natur, budynków, ulic, tłumów, pojedynczych postaci. Mało maluję kwiatów, bo średnio mi wychodzą, a przecież bardzo lubię oglądać obrazy z kwiatami. No więc postanowiłam wyjść ze swojej strefy komfortu, jak to się teraz modnie mówi, i poćwiczyć trochę malowanie kwiatków.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Niedawno natrafiłam na YT na filmiki malarki Swietłany Rodionowej, na których można prześledzić cały proces malowania przez artystkę poszczególnych obrazów. Dominującym tematem są u niej właśnie kwiaty. Same obrazy może nie są jakoś szczególnie w moim typie, ale zaciekawił mnie proces malarski. No bo ja w zasadzie nie mam solidnego przygotowania artystycznego, jestem samoukiem, więc staram się korzystać z takich lekcji na YT. Pooglądałam, poprzyglądałam się, jak pani Swietłana buduje obraz od ogółu do szczegółu, jak dobiera kolory, zaciekawiły mnie niektóre gesty, pociągnięcia pędzla... Jakim ruchem maluje elementy tła, a jakim poszczególne listki. Nie mogę wyzbyć się maniery trzymania pędzla tak jak ołówek czy pióro, co niestety prowadzi do zbyt precyzyjnej, nieco "sztywnej" pracy. Na to też zwróciłam uwagę - Radionowa trzyma pędzel luźno, za końcówkę trzonka, i paćka tym pędzlem plamy, z których wyłania się kształt. Ja tak nie potrafię, chcę się nauczyć. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Szczególnie spodobały mi się obrazy w cyklu "białe na białym", czyli białe kwiaty na białym tle, i pomyślałam sobie, że warto spróbować takiego malowania razem z nią. Ale n</span><span style="font-family: arial;">a pierwszy rzut wzięłam sobie za wzór bardziej kolorowe bukiety. Pokażę Wam dzisiaj dwa moje obrazki z tych "lekcji". </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Bukiet z różami i peoniami. No i tak to wyszło, pokazuję w dwóch wersjach oświetlenia, a oczywiście w realu wygląda to jeszcze inaczej, coś pomiędzy :)</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm62i7ilAQYvQG8jq2Eu-v1e1VGHKo8_vfdXka_UO3clTUV6WvfO4GTgSbaizGtJC_k-07Q6znRYOfd3aHP3wRw7QCLoNGnLsI-kkzGb1Y_hqgctUxwIpuT0BpSEcM8G0rHo63BVmSmBKGZIUGhcBeWTmBqNYR44Et4zFHXw4fNjZAeNGoQIM-k5Cpc9iI/s3535/bukiet1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2799" data-original-width="3535" height="316" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjm62i7ilAQYvQG8jq2Eu-v1e1VGHKo8_vfdXka_UO3clTUV6WvfO4GTgSbaizGtJC_k-07Q6znRYOfd3aHP3wRw7QCLoNGnLsI-kkzGb1Y_hqgctUxwIpuT0BpSEcM8G0rHo63BVmSmBKGZIUGhcBeWTmBqNYR44Et4zFHXw4fNjZAeNGoQIM-k5Cpc9iI/w400-h316/bukiet1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizOQujq5sLyVvMd8hHTXdYEGO0iqI0Ay0ugGYriTg0yCZfC2neAPhjWdqOpesdkrmt-KoU2TkTvUQnusLS-KCd5Oxx1kL8_EbNjVY_02m7rRbas98aRCSibWLiEymN-t7_hU4yKna3r8iA-5j2Gi2PW0n_JCmQMj24BSAsFp7d3UJbrI327gQVAQ8MSdZs/s1407/bukiet.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1159" data-original-width="1407" height="330" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEizOQujq5sLyVvMd8hHTXdYEGO0iqI0Ay0ugGYriTg0yCZfC2neAPhjWdqOpesdkrmt-KoU2TkTvUQnusLS-KCd5Oxx1kL8_EbNjVY_02m7rRbas98aRCSibWLiEymN-t7_hU4yKna3r8iA-5j2Gi2PW0n_JCmQMj24BSAsFp7d3UJbrI327gQVAQ8MSdZs/w400-h330/bukiet.jpg" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><span style="font-family: arial;">Obraz olejny, płótno na blejtramie, 40x50cm.</span><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tutaj jest filmik i obraz Swietłany Rodionowej:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><p style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=4NdC_jWXXgY&list=PL3XFJCxcjEokF-D8IrzaLeS_SdOfBGGjL&index=13"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="266" src="https://www.youtube.com/embed/4NdC_jWXXgY" width="320" youtube-src-id="4NdC_jWXXgY"></iframe></a></p><span style="font-family: arial;"><br /></span><p style="text-align: left;"></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Oczywiście widać tę przepaść między nami :))). U niej bukiet jak żywy, u mnie wyszło trochę... laurkowo ;). Ale nic to, uczę się, mam teraz więcej czasu, ćwiczenie czyni mistrzem, będzie lepiej!</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ja mam niestety skłonność do wygłaskiwania i dziubania szczególików, więc ten mój obrazek jest taki bardziej wymęczony, ale właśnie to malowanie równolegle do filmiku miało mi pomóc trochę zwalczyć te niepożądane nawyki. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I drugi obrazek, chryzantemki, też w realu coś pomiędzy tymi dwiema wersjami:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7IGnXmAlbNZ6eaFr12IKVqlF3MpDzMZLWHf-CXzRBrGUeeoAz6ZSEhyphenhyphen5wdWSlGB42sVi3_LLF22JWE_pw1W-xqSdvVGlSM8iFeKcCf_jxNxjdBC8-iybGQHkgxO2Y-h3GegGl6sjHTfnoHxym4k7acW7cLaF2-xdo2zq2jf8oilS2TUwKk0PasuOtO2BS/s3912/chryzantemki1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2895" data-original-width="3912" height="296" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh7IGnXmAlbNZ6eaFr12IKVqlF3MpDzMZLWHf-CXzRBrGUeeoAz6ZSEhyphenhyphen5wdWSlGB42sVi3_LLF22JWE_pw1W-xqSdvVGlSM8iFeKcCf_jxNxjdBC8-iybGQHkgxO2Y-h3GegGl6sjHTfnoHxym4k7acW7cLaF2-xdo2zq2jf8oilS2TUwKk0PasuOtO2BS/w400-h296/chryzantemki1.jpg" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXkmwVNVOmpHqdJj5iyzxLTSfCXjOQ7Y85UZLfAq8nHx0DB3I5Qr1R2bbcubotM4rrTW3oEsc6Ys5NeKhWPbuMR3lc-zqcAhGCkvTtEim3qWu5_OOhdrNTkHpOo8au3kuZMC_QFA7zGunZutmWuUjL6cgZ2Hp5POrayL56CWroP2utN9zzrdWS7hz2eupP/s4000/chryzantemki2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhXkmwVNVOmpHqdJj5iyzxLTSfCXjOQ7Y85UZLfAq8nHx0DB3I5Qr1R2bbcubotM4rrTW3oEsc6Ys5NeKhWPbuMR3lc-zqcAhGCkvTtEim3qWu5_OOhdrNTkHpOo8au3kuZMC_QFA7zGunZutmWuUjL6cgZ2Hp5POrayL56CWroP2utN9zzrdWS7hz2eupP/w400-h300/chryzantemki2.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: left;">Obraz olejny, płótno na blejtramie, 40x50cm.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: left;">A tak to wyglądało u artystki:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: left;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFMvfuTLddrU75iMfVKedf06ZZ8iMBAmTCQO1jaLVr-Oy7LgQJOAC9Ke5jjg_nErIWhJPhhAABW_keJ6FzbbFMNO_7v6rQbyGAIw4qk0lfuhEgOfoywFGvbtNRiWbBfZ9-DKCINYzPFpC1ZlyjoNsXAjZZAA289oroBaTVzIlbGPnikxrSZnUDzxVwpK79/s958/chr.png" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="541" data-original-width="958" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjFMvfuTLddrU75iMfVKedf06ZZ8iMBAmTCQO1jaLVr-Oy7LgQJOAC9Ke5jjg_nErIWhJPhhAABW_keJ6FzbbFMNO_7v6rQbyGAIw4qk0lfuhEgOfoywFGvbtNRiWbBfZ9-DKCINYzPFpC1ZlyjoNsXAjZZAA289oroBaTVzIlbGPnikxrSZnUDzxVwpK79/w400-h226/chr.png" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial; text-align: left;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: left;">Z tych chryzantem jestem bardziej zadowolona, zwłaszcza że namalowałam je znacznie szybciej i swobodniej, w zasadzie w tempie Rodionowej. Pierwszy bukiet trochę mnie zmęczył i pewnie za jakiś czas namaluję go od nowa. </span><span style="font-family: arial;">Chciałabym też jeszcze kilka obrazków z tą artystką namalować, mam nadzieję, że będzie mi szło coraz lepiej :).</span></p><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com64tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-55296978934942467682023-11-28T13:59:00.003+01:002023-11-29T09:14:45.614+01:00Książki. O kocie i Szkocie, oraz o kolejnym śledztwie profesorowej Szczupaczyńskiej.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To miał być jeden dłuższy wpis z książkami i obrazkami, ale ponieważ rzadko tutaj bywam, to postanowiłam jednak podzielić post na dwie części. Na początku roku zarzekałam się, że będę częściej pojawiać się na blogu... a wyszło jak zawsze, czyli imponujący jeden wpis na miesiąc, w porywach do dwóch, raz tylko zdarzyły się trzy... o zgrozo. Więc - żeby nieco "zagęścić" ten mój żenujący kalendarz blogowy - tym razem z jednego posta będą dwa ;). Dzisiaj książki, a następnym razem obrazek... albo może dwa, bo drugi się jeszcze dopracowuje.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtvsCKHXq9ZtumgQ6acsHhSD6zuz8qrXhkXFgGopzG7L_Ru51umHb-Kn1oDPgechO1-7I3NDTFoR9yvTeenogPSiIEOG2SFX5_9uIu6EWQpOo1eoIdfPNesk6_1UryyqfEQy-v0vDqk-7Ssj1Z3Mx5x6FK4QJQKt6tk5fGYl37-nAsK6ydwXsoceXSrgbe/s4000/nala.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjtvsCKHXq9ZtumgQ6acsHhSD6zuz8qrXhkXFgGopzG7L_Ru51umHb-Kn1oDPgechO1-7I3NDTFoR9yvTeenogPSiIEOG2SFX5_9uIu6EWQpOo1eoIdfPNesk6_1UryyqfEQy-v0vDqk-7Ssj1Z3Mx5x6FK4QJQKt6tk5fGYl37-nAsK6ydwXsoceXSrgbe/w400-h300/nala.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><ul style="font-family: arial;"><li><b>MARYLA SZYMICZKOWA - "Śmierć na Wenecji". </b>Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2023r, 349 str., okładka miękka.</li></ul><p style="font-family: arial;"></p><p style="font-family: arial; text-align: justify;"></p><p style="clear: both; font-family: arial; text-align: justify;">To świeżo wydany, piąty z kolei tom serii o śledztwach profesorowej Szczupaczyńskiej - o poprzednich czterech tomach pisałam tutaj: <a href="https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html"><b><i>https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html</i></b></a> . Czekałam na dalszy ciąg przygód profesorowej, mając nadzieję głównie na krakowskie smaczki, opowieści o życiu w Krakowie przełomu XIX i XX wieku, o charakterystycznych postaciach z kręgów artystycznych. Autorzy (Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński, ukrywający się za pseudonimem Maryla Szymiczkowa) szczodrze czerpią z ówczesnej prasy lokalnej i raczą nas zręcznie wplecionymi w akcję szczególikami, którymi żyło społeczeństwo Krakowa. Co prawda mam wrażenie, że w ostatnich dwóch tomach jakoś coraz jakby mniej tych ciekawych epizodów , ale klimat Krakowa tamtych lat w został zachowany, pojawiają się też nowe wątki wyszperane w ówczesnych annałach.</p><p style="clear: both; font-family: arial; text-align: justify;">Skąd jednak w Krakowie Wenecja? To nazwa ulicy położonej u zbiegu rzek Młynówki i Rudawy. W tym miejscu kilka razy dochodziło do powodzi - na okładce książki autentyczne zdjęcie z tego miejsca z roku 1903. Tam właśnie dzieje się akcja kolejnej kryminalnej opowieści, w której rozwiązaniu pomaga (w tajemnicy przed mężem) szacowna pani profesorowa. Zaraz na początku dowiadujemy się o dwóch topielcach, przy czym jednego wyłowiono z płynącej ulicą powodziowej rzeki, a drugiego znaleziono w jego własnej wannie. Profesorowa energicznie włącza się w śledztwo, nie wahając się przed rozmaitymi karkołomnymi zabiegami, w tym wizytą w Michalikowej Jamie, gdzie zbierało się towarzystwo gejów, zwanych w owym czasie uniurgami. Biorąc pod uwagę fakt, że obaj panowie autorzy prywatnie są małżeństwem, obawiałam się trochę, że będzie jakiś nachalny manifest LBGTQ+, ale temat został potraktowany z dystansem i było nawet dość zabawnie.</p><p style="clear: both; font-family: arial; text-align: justify;">Książka - jak poprzednie - napisana z polotem i dowcipem, pełna krakowskich ciekawostek (chyba się powtarzam, ale dla mnie to duża gratka i ogromny plus serii), profesorowa w formie, intryga wspaniale zaplątana, trudności w śledztwie odpowiednio się mnożą, atmosfera gęstnieje, emocje rosną... Trochę mnie martwi, że autorzy planują kolejne tomy przenieść z akcją nieco dalej od Krakowa, do Zakopanego na przykład, ale tak czy inaczej - na pewno tę kolejną przygodę profesorowej też przeczytam :).</p><p style="clear: both; font-family: arial; text-align: justify;"><br /></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>DEAN NICHOLSON - "Świat Nali. Człowiek, kot i ich podróż dookoła świata". </b>Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2021r, 400 stron, okładka miękka.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jakiś czas temu przeczytałam sympatyczny artykuł o Szkocie, który jeździł po świecie rowerem, a towarzyszką jego wypraw była urocza koteczka imieniem Nala. I całkiem niedawno znowu trafiłam na kolejny artykuł o tej niezwykłej parze, o tutaj (polecam wszystkim kociarzom!): </span><span><span style="font-family: arial;"><a href="https://ksiazki.wp.pl/szkot-i-jego-kot-o-niezwyklej-przyjazni-ktora-odmienila-wszystko-ta-historia-dzieje-sie-naprawde-6944352193358656a">https://ksiazki.wp.pl/szkot-i-jego-kot-o-niezwyklej-przyjazni-ktora-odmienila-wszystko-ta-historia-dzieje-sie-naprawde-6944352193358656a</a> . Pooglądałam filmiki i w rezultacie kupiłam książkę, którą "połknęłam" w jeden wieczór, a jej lektura naładowała mnie pozytywnie na tydzień co najmniej :). To nie jest fikcja, to zapis rzeczywistych wydarzeń, a historia toczy się dalej i na bieżąco jest relacjonowana na Instagramie (@1bike1world). Bohaterowie tej niezwykłej wyprawy byli całkiem niedawno także w Polsce :).</span></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"></span></p><table cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto; text-align: center;"><tbody><tr><td><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijStKArjDRD6o9C-fXxzriW-4G6yRhB6vZhITsGxyovoCDRXnZ2aQs3ZNk5IU7ETi_l7Z6s7NXKFYJJReZW_d9_RPU9govQj3h5QpO34R7GolasmJPBWinzJVYEtGJoEhuae9uoeqqjRNAaKFWOuTVL6qa5_EBhYAQo7ADvN0DSRbJH32sPn9DEeZUD6NU/s800/szkot%20i%20kot.webp" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="602" data-original-width="800" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijStKArjDRD6o9C-fXxzriW-4G6yRhB6vZhITsGxyovoCDRXnZ2aQs3ZNk5IU7ETi_l7Z6s7NXKFYJJReZW_d9_RPU9govQj3h5QpO34R7GolasmJPBWinzJVYEtGJoEhuae9uoeqqjRNAaKFWOuTVL6qa5_EBhYAQo7ADvN0DSRbJH32sPn9DEeZUD6NU/w400-h301/szkot%20i%20kot.webp" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption">zdjęcie z podlinkowanego artykułu</td></tr></tbody></table><p style="clear: both; font-family: arial; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span><span style="text-align: left;"><br /></span></p><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">Książka napisana jest bardzo lekko, czyta się przyjemnie, a że cała historia jest urocza i wzruszająca, szczególnie dla zwierzolubów, to trudno się od niej oderwać. Dean rozpoczął swoją podróż w 2018 roku z kolegą, planując objazd niemal całego świata, ale drogi im się dość szybko rozeszły, więc dalej jechał już sam... Do czasu, aż w Bośni spotkał malutkiego, zgubionego (lub porzuconego) koteczka. Od tego czasu Dean i Nala są niemal nierozłączni i wszędzie podróżują razem. Drugie dno tej historii to przemiana głównego bohatera. Na początku wyprawy Dean miał około 30 lat i dość beztrosko wiódł raczej hulaszczy żywot. Zapominał o różnych sprawach, o nic nie dbał, nie przejmował się jutrem ani własnym zdrowiem, nie mówiąc o jakiejkolwiek odpowiedzialności, planowaniu itd. Od momentu, kiedy przygarnął Nalę, zaczął się zmieniać, dojrzewał życiowo. Najważniejsze stały się potrzeby i zdrowie Nali, oczywiście nie obyło się bez dramatycznych błędów i pomyłek, jednak na pierwszym miejscu była zawsze troska o futrzastą podopieczną. Przepiękna historia, tym bardziej, że najprawdziwsza. </span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">W pewnym momencie pojawiła się też niezwykła popularność Deana i Nali. Jednego wieczoru, odpalając swój Instagram, Dean odkrył, że z 3 tysięcy obserwatorów nagle zrobiło się ich 150 tysięcy i dosłownie co minutę ktoś lajkował jego profil! Na początku nie bardzo wiedział co się dzieje i co z tym zrobić. Ale z czasem zaczął wykorzystywać tę sytuację do pomocy różnym organizacjom zajmującym się zwierzętami. No, nie będę Wam dalej opowiadać, poczytajcie pod wskazanym wyżej linkiem, albo na Insta, albo kupcie tę książkę :). Dobry nastrój gwarantowany!</span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">A tak w temacie kotów, takie coś znalazłam w internecie:</span></span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><b>KOTY TO:</b></span></span></p></blockquote></blockquote><p style="text-align: justify;"></p><ul><ul><ul><li style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><b>1% materii</b></span></li><li style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><b>49% antymaterii</b></span></li><li style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><b>50% fanaberii</b></span></li></ul></ul></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tutaj dwa z moich pięciu kotów - one wszystkie teraz spędzają tak całe dnie (noce też, na szczęście):</span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyid46EKheTsSofqsEc-VutjIwEcNKutEwehnlC7Dcg3ukjXeCtCe-0aX5zeL_uULXElyNcyfDu5pcuLEjNQjlheryJpz4ihtLp0dkEM5I-Tgt_mDGsA1jGOkXmgaKNu5wje0vJmZXZ4CPi2azE30YsCi_fY-7ijoEjq1Xa_1cYGFfkUPgpoR7-aH-kT-b/s4000/20231106_224517.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjyid46EKheTsSofqsEc-VutjIwEcNKutEwehnlC7Dcg3ukjXeCtCe-0aX5zeL_uULXElyNcyfDu5pcuLEjNQjlheryJpz4ihtLp0dkEM5I-Tgt_mDGsA1jGOkXmgaKNu5wje0vJmZXZ4CPi2azE30YsCi_fY-7ijoEjq1Xa_1cYGFfkUPgpoR7-aH-kT-b/w300-h400/20231106_224517.jpg" width="300" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;">To Basiunia (na pierwszym planie) i Kocia - siostrzyczki. Człowiek przychodzi do łóżka wieczorową porą i niestety, miejscówka zajęta! </div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUWPak_GlA_BE08B5Bzktba_Ik91Gv_XtBrsSFJ_yYIJWbN-LO3LWfPBO2U0SPuguie91dZhPUtoBIKW_41CtVcGpyGkOqqtPZEsyigHe7sI5EW6yHNrBlxoUvTqkLJYOz8r47pqsKONup1qN9HHtrIcg74QSC1hc7tJTxl-WAXu4WIQ399AAeYkmpoldI/s4000/20231106_224620.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhUWPak_GlA_BE08B5Bzktba_Ik91Gv_XtBrsSFJ_yYIJWbN-LO3LWfPBO2U0SPuguie91dZhPUtoBIKW_41CtVcGpyGkOqqtPZEsyigHe7sI5EW6yHNrBlxoUvTqkLJYOz8r47pqsKONup1qN9HHtrIcg74QSC1hc7tJTxl-WAXu4WIQ399AAeYkmpoldI/s320/20231106_224620.jpg" width="240" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIYL73iNdxE0I5CQez9qQlQyxuqEQolsVfRKbNzQ014UmIlmhYVEVz4E6AyV3WqPTCVgBV9Y2BB_5CO5HJSVkiYVQS7mlyxC6uPDh6X2uKv7qdyZ8fCFnvwUBzeZV-1QeAHHhnGxK4yj7bbgBXqxSOZH3Q3VcJCz8R1GRQB8Hcj6hvPG2l-bhbxwMA4Dpm/s3479/20231106_224631.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3479" data-original-width="3000" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIYL73iNdxE0I5CQez9qQlQyxuqEQolsVfRKbNzQ014UmIlmhYVEVz4E6AyV3WqPTCVgBV9Y2BB_5CO5HJSVkiYVQS7mlyxC6uPDh6X2uKv7qdyZ8fCFnvwUBzeZV-1QeAHHhnGxK4yj7bbgBXqxSOZH3Q3VcJCz8R1GRQB8Hcj6hvPG2l-bhbxwMA4Dpm/s320/20231106_224631.jpg" width="276" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div style="text-align: justify;">A kocie domki i legowiska stoją wolne. Chyba się tam przeniosę...</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;">A Balbinka (trzecia z siostrzyczek) pilnuje grzejnika:</div><div style="text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRUTVjKTnXTEVHsY7e6CTlofVWffd0U-zlEw1J-JQr9SP5UYMHvUMtzp9FPrXHhEpQQeASeDnBRcvZk1gNfe3b0pEYkDhj-1p2EReGEG7rGf-2jq0wSZKKsoKiJ-b17syYrgUqIVwcljLbc-zij-8uJrXeTkg2UFhs1d6wcYt7gm1grFRpTAvRSNOi-h0Q/s4000/balbi1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRUTVjKTnXTEVHsY7e6CTlofVWffd0U-zlEw1J-JQr9SP5UYMHvUMtzp9FPrXHhEpQQeASeDnBRcvZk1gNfe3b0pEYkDhj-1p2EReGEG7rGf-2jq0wSZKKsoKiJ-b17syYrgUqIVwcljLbc-zij-8uJrXeTkg2UFhs1d6wcYt7gm1grFRpTAvRSNOi-h0Q/w400-h300/balbi1.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;"><br /></div></span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><b><br /></b></span></div><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">Pozdrawiam serdecznie Was i Wasze koty!</span></div><div style="text-align: center;"><br /></div><p></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;">*****</span></span></p><p style="text-align: center;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></span></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-21607851276329343992023-11-19T10:08:00.002+01:002023-11-28T12:26:08.300+01:00Książki. O nieśmiertelnym psie, o pigmentach i malarzach, o pieniądzach i innych rzeczach - a wszystko to z Wenecją w tle.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Przedstawiam Wam dzisiaj zestaw trzech książek, w pewien sposób ze sobą powiązanych. N</span><span style="font-family: arial;">a początek - dwa tytuły Dibbena:</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="text-align: left;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2dP631LX8U6mDu1jhyphenhyphen4wIQG3JVlSoEJd8MYzh0u44nYavCF2j2G88hVkD5fhUlyx0geKz9JJoRJfzBk8DL6HVy38MWA4T1lkCPgePuytLCOgPF7dILq2Toa_5rd8xGIfV52CBoy6IXzyUVOwkvcHzC2PXMvE0_XkZCVMvxQM_fNeA0XkxUKRqHtdhFuiM/s4000/20231112_132257.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2877" data-original-width="4000" height="288" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj2dP631LX8U6mDu1jhyphenhyphen4wIQG3JVlSoEJd8MYzh0u44nYavCF2j2G88hVkD5fhUlyx0geKz9JJoRJfzBk8DL6HVy38MWA4T1lkCPgePuytLCOgPF7dILq2Toa_5rd8xGIfV52CBoy6IXzyUVOwkvcHzC2PXMvE0_XkZCVMvxQM_fNeA0XkxUKRqHtdhFuiM/w400-h288/20231112_132257.jpg" width="400" /></a></span></div><span><br /></span><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><span style="text-align: justify;">Po te dwie książki nieznanego mi wcześniej autora sięgnęłam pod wpływem przeczytanej u Moniki Olgi </span><a href="https://monikaolgalifestyle.blogspot.com/2023/10/damian-dibben-burza-kolorow-coz-to-bya.html" style="text-align: justify;">(tutaj)</a><span style="text-align: justify;"> entuzjastycznej recenzji "Burzy kolorów". Opinia dotyczyła co prawda pozycji, o której opowiem w drugiej kolejności, ale zaintrygowała mnie na tyle, że - nie zastanawiając się jakoś bardzo, a jedynie posiłkując się notką wydawniczą (o ja głupia blondynka, a przecież wiem, że to nie jest nigdy rzetelne) - wrzuciłam do koszyka także "Mam na imię Jutro". I przeczytałam je w kolejności napisania, czyli najpierw "Jutro", potem "Burzę".</span></span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><span style="text-align: justify;"><br /></span></span></span></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>DAMIAN DIBBEN - "Mam na imię Jutro". </b>Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2022r, 383 str, okładka twarda z obwolutą.</span></li></ul><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W zasadzie nawet może odrobinę się zawahałam po przeczytaniu zarysu treści "Jutra", bo to raczej nie są tematy w moim guście, ale przekonało mnie między innymi takie zdanie: <i>"Barwny i zmysłowy obraz życia w różnych epokach, w których wiele się zmienia, ale niezmienna pozostaje więź między dwiema duszami, bo jest silniejsza niż czas"</i>. Czujecie to? - "barwny i zmysłowy obraz życia". Aha. Wyobraziłam sobie zatem, że będzie to uczta duchowa, a w każdym razie smakowity majstersztyk literacki, rozbudowane opisy, wyrafinowana gra słów, piękny język itd. O ja naiwna... No więc od razu Wam powiem, że ani barwny, ani zmysłowy ten opis nie jest. Raczej powierzchowny i chaotyczny. Autor chciał upchnąć za dużo w zbyt krótkiej formie, bo temat (całkiem dobry, przyznaję) jest na miarę sagi wielotomowej. I w takiej formie może zamysł by się udał, ale na to potrzebny jest jeszcze dobry, co ja mówię - doskonały! - warsztat literacki.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W tym akapicie odrobinę pospoileruję. Otóż ogólny zarys fabuły jest taki, że pewien człowiek posiadł umiejętność wytwarzania eliksiru nieśmiertelności, po czym zaaplikował go sobie, swojemu psu oraz wspólnikowi. Jednakże wspólnik nagle zaczął mieć pretensje, że został nieśmiertelnym wbrew swojej woli. I zaczyna się mścić, czyli prześladować kumpla i jego psa, przy czym zaraz na początku pies traci z oczu swojego pana i przez ponad 100 lat czeka na niego, potem szuka po świecie itd. Kolejne rozdziały mieszają na zmianę - raz teraźniejszość, raz wydarzenia z początku całej tej historii. Żeby trochę to udziwnić - opowieść snuje pies, on jest narratorem. Ale! - teraz będzie o tym, co mi się nie podoba, bo podoba mi się niewiele, a właściwie to chyba nic, aczkolwiek udało mi się książkę w całości przeczytać, acz nie ukrywam, że trochę się do tego zmuszałam.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Temat, jak już wspomniałam, jest całkiem niezły, chociaż też nie jakiś bardzo nowatorski, ale sposób jego przedstawienia zupełnie mnie nie przekonał. Obsadzenie w roli narratora psa (co samo w sobie też przecież nie jest pomysłem nowym w literaturze) oceniam dość słabo, bo przy tak szeroko zakrojonej akcji z bogatym tłem historycznym, obyczajowym itd, psi punkt widzenia nie bardzo się sprawdził. Trzeba było się zdecydować - albo piszemy z perspektywy czworonoga i wówczas to powinno całkiem inaczej wyglądać, albo skupiamy się na historii, architekturze, dziełach sztuki, opisach bitew itd, ale tutaj z kolei pies nie ma interesujących czytelnika obserwacji, więc narratorem powinien być człowiek. Autor jest zafascynowany Wenecją i próbuje nam pokazać jej najciekawsze budowle, życie na wodzie, obrazy, stroje, ale pies nie ma zbyt wiele w tych kwestiach do powiedzenia, więc nie są to opisy ani rozbudowane, ani porywające, no... dość żenujące raczej. Dibben trochę się chyba gubi w wymyślonej konwencji psiej percepcji. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Książka zebrała całkiem sporo pozytywnych opinii czytelników, więc widocznie nie wszyscy podchodzą do tego tak jak ja. Dla mnie lektura przestała być interesująca już na początku. Owszem, czyta się dość lekko, ale nie mogę powiedzieć, że z przyjemnością. Tekst napisany poprawnie, nie ma dłużyzn, akcja raz zwalnia, raz przyśpiesza, ale jako całość trochę mnie to znudziło. Brak zaskoczenia, dużo przewidywalności, no i te wszystkie czary-mary, za którymi nie przepadam.... Poza ogólnym przesłaniem o przywiązaniu i tęsknocie brakuje wyrazistych emocji. Przemyka gdzieś wątek wegetarianizmu (pies, który woli jeść poziomki niż mięso i lituje się nad losem rozszarpanego przez innego psa jelonka), pojawiają się psie przemyślenia o ludzkich przywarach... Wszystko to jednak słabo zarysowane i mało przekonujące. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - to nie jest zła książka, ale mnie nie porwała.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jedyne co mi się naprawdę bardzo spodobało - pozycja została bardzo starannie i ładnie wydana, w tzw. serii butikowej, z twardą okładką i śliczną matowo-welurową obwolutą z tłoczonymi złotymi akcentami, a także z wklejoną tasiemką do zakładania (uwielbiam!). Czyli miło się ją trzyma w ręku i ładnie wygląda na półce ;).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li style="text-align: justify;"><b><span style="font-family: arial;">DAMIAN DIBBEN - "Burza kolorów". </span></b><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Albatros, Warszawa 2023r, 383 str, okładka twarda z obwolutą.</span></li></ul><span style="font-family: arial;"><p style="text-align: justify;">To jest ta właśnie książka, której recenzja skłoniła mnie do zainteresowania się autorem, o którym wcześniej nie słyszałam. Czyli - reklama dźwignią handlu :). W dodatku tutaj tematyka bardziej w moim kręgu zainteresowań, bowiem dotyczy malarstwa, w tym różnych spraw warsztatowych, poszukiwania idealnego pigmentu... Głównym bohaterem jest włoski malarz Giorgione, postać autentyczna, ale dość tajemnicza, z uwagi na mało znane fakty z życiorysu, zatem autor powieści mógł dość swobodnie pofantazjować. Pojawia się tam zresztą więcej postaci historycznych, żyjących w owym czasie, jak na przykład Michał Anioł Buonarotti, Tycjan, Leonardo da Vinci, czy ówczesny przemysłowiec, kupiec i milioner Jakob Fugger, pochodzący z Niemiec, ale mieszkający i prowadzący interesy także w Wenecji, która była w tamtych czasach centrum światowego handlu. <br /></p><p style="text-align: justify;">Głównym wątkiem powieści są zabiegi Giorgionego (nie jestem pewna, ale podobno tak się to odmienia) wokół potencjalnych zleceniodawców oraz poszukiwanie odkrytego jakiś czas temu niezwykłego pigmentu, nazywanego Księciem Orientu. Książka pochłonęła mnie zapewne z powodu takiej właśnie tematyki. Giorgione był jednym z głównych przedstawicieli renesansowego malarstwa weneckiego w nurcie koloryzmu, uznawany jest za mistrza koloru i światła. W trakcie lektury wyszukiwałam sobie w necie dodatkowe informacje o Giorgione i Fuggerze oraz jego żonie (która odgrywa w powieści jedną z głównych ról), bo przy okazji wyszło na jaw, że zniknął gdzieś mój album o Giorgione... W tej sytuacji ilustrację ściągnęłam z internetu - "Śpiąca Wenus" to jeden z jego najbardziej znanych obrazów, na którym później wzorował się Tycjan - "Wenus z Urbino" (on też dokończył to dzieło po śmierci Giorgionego), a jeszcze później Manet - "Olimpia":</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjoLCteRZfCvy28CVPvFGIuUpLXjfsll6UXJ6hJy2osPs1tOGABzoOlKYE7u_ouNBwos32UqTjQRif1ZABNDoFPDhpP_8JKtRplxR1-xBw087QX3z6omW0bI4s0klmfCCtOnedYaOBtItkwDwyWXLTxSECutAQ0wxhgxLQXxKY1iuJFVnA-rpXLyUl2M_S/s1600/giorgione.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="980" data-original-width="1600" height="245" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjoLCteRZfCvy28CVPvFGIuUpLXjfsll6UXJ6hJy2osPs1tOGABzoOlKYE7u_ouNBwos32UqTjQRif1ZABNDoFPDhpP_8JKtRplxR1-xBw087QX3z6omW0bI4s0klmfCCtOnedYaOBtItkwDwyWXLTxSECutAQ0wxhgxLQXxKY1iuJFVnA-rpXLyUl2M_S/w400-h245/giorgione.jpg" width="400" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;">Giorgione malował głównie na prywatne zamówienia, dlatego znamy niewiele jego obrazów. Tylko nieliczne z nich były przeznaczone do budynków publicznych, np. kościołów. Żył krótko, zaledwie około 32 lat (data urodzenia nie jest dokładnie znana). </p><p style="text-align: justify;">Cytat z artykułu na portalu <a href="https://niezlasztuka.net/o-sztuce/giorgione-spiaca-wenus/">"Niezła sztuka" - Giorgione "Śpiąca Wenus" (tutaj)</a> :</p></span><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><span style="font-family: arial;"><p align="justify" style="line-height: 16px;"><span style="color: black;"><span style="background-attachment: initial; background-clip: initial; background-image: initial; background-origin: initial; background-position: initial; background-repeat: initial; background-size: initial;">„<span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span><i>Zdaje się on raczej mitem niż człowiekiem. Los żadnego poety na ziemi nie da się z jego porównać losem. Nie wie się o nim nic lub prawie nic; są nawet tacy, którzy przeczą jego istnieniu. Imię jego nie jest zapisane w żadnej księdze i są ludzie, którzy mu żadnego dzieła nie przypisują na pewne. Jednak cała sztuka wenecka zda się zapalona jego objawieniem”.</i></span></span></span></span></p></span><span style="font-family: arial;"><p align="justify" style="border: none; line-height: 16px; margin-bottom: 0cm; padding: 0cm;"><span style="color: black;"><span style="font-family: Times New Roman, serif;"><span><i>W takich słowach włoski poeta Gabriele D’Annunzio opisał Giorgionego, renesansowego malarza, którego można postawić w jednym szeregu z najbardziej enigmatycznymi w dziejach sztuki artystami. Właściwie nic o nim nie wiadomo – nawet takie podstawowe informacje, jak data urodzin i śmierci, są raczej umowne niż pewne. Historycy, wciąż spierając się między sobą, próbują ustalić listę jego obrazów. Przypisywane mu dzieła stale poddaje się badaniom, mającym na celu potwierdzenie jego autorstwa. I może to ten brak pewności i aura tajemnicy sprawiły, że historia Giorgionego urosła do rozmiarów legendy.</i></span></span></span></p></span></blockquote><span style="font-family: arial;"><p style="text-align: justify;"></p><p align="justify" style="border: none; line-height: 16px; margin-bottom: 0cm; padding: 0cm;">Tajemnicza postać weneckiego malarza, jego zamiłowanie do koloryzmu, astronomiczne wówczas ceny pigmentów - to wszystko niewątpliwie zainspirowało Dibbena do napisania tej powieści.</p><p style="text-align: justify;">Warto wspomnieć też o Fuggerze, o którego zamówienie stara się Giorgione, jest to bowiem interesująca postać historyczna. Uważany jest do dzisiaj za najbogatszego człowieka w dziejach. Prowadził rozliczne interesy na całym świecie, był kupcem i przemysłowcem, jednocześnie także interesował się kulturą i sztuką. W rzeczywistości prawdopodobnie nigdy nie spotkał się z Giorgionem, ten wątek powieści jest zupełną fikcją literacką, ale trzeba przyznać, że autor umiejętnie wplótł autentyczne postaci do wymyślonej przez siebie historii.</p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Książka bardzo mi się podobała, chociaż trudno mi ocenić, na ile wpłynęły na to moje zainteresowania malarstwem. Może niektóre sytuacje niezupełnie były zgodne z epoką, ale generalnie autor świetnie oddał obraz życia ludzi z rozmaitych sfer w ówczesnej Wenecji, interesująco poprowadził akcję, wprowadził wątki kryminalne i romantyczne, ciekawie opowiedział o warsztacie malarskim w czasach, gdy nie było sklepów z gotowymi farbami w setkach odcieni, a zdobycie najlepszych i najciekawszych pigmentów wymagało sprytu i dużych pieniędzy. Dobrze się czyta, tę pozycję mogę polecić z czystym sumieniem :).</span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;">No i w konsekwencji - oczywiście, chociaż to, co prawda, książka z zupełnie innej kategorii:</p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li style="text-align: justify;"><b>GREG STEINMETZ - "Jakub Fugger i jego epoka. Największy bogacz wszech czasów". </b>Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2018r, 345 str., okładka twarda.</li></ul><p></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO5wL8mkf4AwJxvX2cFixa_k2QBXIAltfub-I2gsMoiAM4EwnIHiR219mf0N0gR3rLNBQtkv2ueJr8Qbw76RPRDLOuvP1M56HlcWpekPr6n27uaB95BaCM-5jwBUyTQeoWTto3Ir1aMpcAD1m1BFB_DY6rQDX9cqJwWL9rHb8fNEzowQB2-SGbc43pqPj4/s800/fugger.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="800" data-original-width="529" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgO5wL8mkf4AwJxvX2cFixa_k2QBXIAltfub-I2gsMoiAM4EwnIHiR219mf0N0gR3rLNBQtkv2ueJr8Qbw76RPRDLOuvP1M56HlcWpekPr6n27uaB95BaCM-5jwBUyTQeoWTto3Ir1aMpcAD1m1BFB_DY6rQDX9cqJwWL9rHb8fNEzowQB2-SGbc43pqPj4/w265-h400/fugger.webp" width="265" /></a></div><p style="text-align: justify;"><br style="text-align: left;" /></p><p style="text-align: justify;">No jakże by nie :). Lubię czytać książki o ekonomii, o biznesie, a także o znanych (i przy okazji zazwyczaj bogatych) ludziach z kręgów biznesowych, których do dużych pieniędzy doprowadziła ich własna praca, wiedza, inteligencja. Nie po to, żeby napawać się ogromem ich bogactwa, ale dlatego, że interesuje mnie ekonomia, mechanizmy biznesu i finansów. Ten tytuł jakiś czas temu już przykuł moją uwagę, ale gdzieś mi się zagubił między innymi lekturami, a teraz, w trakcie czytania "Burzy kolorów", w sposób oczywisty wróciłam do myśli, że należałoby poznać życie i działalność tego jegomościa.</p><p style="text-align: justify;">Książka jest rzetelną, solidnie opracowaną biografią Fuggera, w dodatku napisaną lekko, przystępnie, a nawet z pewną dawką humoru tu i ówdzie. Szeroko zarysowany obraz gospodarki i stosowanych wówczas rozwiązań, wplecione anegdoty wiele mówiące o tym, jak niesamowitym człowiekiem był Fugger i ile nowego wniósł do ekonomii. </p><p style="text-align: justify;">Jacob Fugger pochodził z ludu, urodził się w Augsburgu w 1459r jako siódmy syn (z dziesięciorga rodzeństwa). Miał jednak to szczęście, że jego rodzice byli ludźmi niezwykle zaradnymi, pracowitymi i przedsiębiorczymi. Udało im się na tyle rozkręcić drobny interes, kontynuowany potem przez starszych synów, że Jakob jako kilkunastoletni chłopak mógł wyjechać do Wenecji, aby tam nauczyć się kupieckiego fachu. Okazał się uczniem niezwykle pojętnym, już wtedy zrozumiał, jak pomocnym narzędziem jest prawidłowo prowadzona księgowość i de facto to on zastosował podwójny zapis bilansowy, który dzisiaj jest standardem niemal na całym świecie. Uważał, że jeśli ktoś ma bałagan w księgach finansowych i pomija szczegóły, to nie panuje nad swoim interesem i traci pieniądze. Rodzinny biznes wprowadził na wyższy poziom profesjonalizmu, zyskując przewagę nad konkurencją. Zarówno on, jak i jego starsi bracia, potrafili wykorzystywać wszelkie okazje do zarobienia dużych pieniędzy, a jeśli możny klient nie dysponował gotówką, to przyjmowali zapłatę w postaci rozmaitych przysług czy przywilejów, herbów, w wydobywanych cennych surowcach, wybijali srebrne monety, udzielali pożyczek, które dotychczas przez Kościół były uznawane za grzech, a których legalizację wkrótce "załatwił" u papieża właśnie Jakob. Bardzo szybko Jakob Fugger stał się najpotężniejszym przemysłowcem, kupcem i bankowcem, dysponował własną flotą handlową, posiadał kopalnie i zakłady przemysłowe. Nie bał się ryzyka, nie wahał się wyłożyć dużych pieniędzy tam, gdzie inni mieli obawy. W interesach był odważny, przebiegły, stanowczy i bezwzględny. Jedynym celem jego życia było zarabianie i pomnażanie pieniędzy. Pieniądze zaś w takiej skali umożliwiały mu sterowanie władcami i papieźami. Miał ogromny wpływ na gospodarkę i rynek finansowy w całej Europie i w dużym stopniu poza nią.</p><p style="text-align: justify;">Trzeba jednak przyznać, że pieniądze przeznaczał także szczodrze na pomoc biednym, budował osiedla dla biedaków, przeznaczał spore fundusze na działalność charytatywną. Sam nie miał zbyt szczęśliwego życia osobistego, jego największa miłością były zawsze pieniądze. Gdy umierał w 1525 roku, jego fortuna stanowiła prawie 2% wartości europejskiej gospodarki.</p><p style="text-align: justify;">Świetnie napisana, niezwykle barwna i fascynująca opowieść, polecam :).</p><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: center;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><br /></p></span>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com24tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-64993523506212374212023-10-28T15:06:00.003+02:002023-10-28T20:14:01.801+02:00Kicz, czyli latarnia morska. I rozważania o czosnku.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Taki oto kicz mi wyszedł niespodziewanie. Znalazłam fajne zdjęcie w internecie i koniecznie zachciało mi się ten widok namalować. Nawet całkiem podobnie wyszło, a jednak na zdjęciu jest cudnie, za to obraz wydaje mi się okropnie kiczowaty. Co prawda... zawsze powtarzam, że najbardziej spektakularne kicze tworzy sama natura ;).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCNzXBm5YC7OC4q32H6-nG-vrK9MUppcwdfZzZ59tmt2eydaWyi0cxVSWVurfn3ZWtV1-DzBMt-JbvYktSMXvykq1L87viSyn5h0iZjvfuK_kWix5GG_Ml50eYObz6WZq-WGZn7uN-Ytvvu0ECHhpbDrGdLg4fZ2m6RWFKAzpQaRvTh2XH-ZN1wuwMhjQH/s4000/2-.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiCNzXBm5YC7OC4q32H6-nG-vrK9MUppcwdfZzZ59tmt2eydaWyi0cxVSWVurfn3ZWtV1-DzBMt-JbvYktSMXvykq1L87viSyn5h0iZjvfuK_kWix5GG_Ml50eYObz6WZq-WGZn7uN-Ytvvu0ECHhpbDrGdLg4fZ2m6RWFKAzpQaRvTh2XH-ZN1wuwMhjQH/w300-h400/2-.jpg" width="300" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kolorki oczywiście nieco przekłamane. Niestety, połączenie w jednym zdjęciu głębokich błękitów z odcieniami sieny, żółci i oranżu zachodzącego słońca, przekracza możliwości mojego aparatu. No i prawda jest też taka, że całkiem inaczej to wygląda na ekranie komputera, a inaczej na telefonie.</span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Właściwie to miałam Wam pokazać zupełnie inny obrazek. Ale tamten nie chciał się namalować. To znaczy owszem, malowałam go, malowałam..., ale w żaden sposób nie mogłam dojechać z tym malowaniem do szczęśliwego finału. Gdzieś w połowie utknęłam i zupełnie straciłam koncept. Nie będę się tutaj rozwodzić nad tym nieukończonym dziełem, bo jednak mam nadzieję, że po dłuższej przerwie spłynie na mnie jakaś cudowna wena i uda mi się go dokończyć - a wtedy zaprezentuję go światu i opowiem bardziej szczegółowo jego historię. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSYH5Ukzh84xahK3ItkAn4aZvqA2kfY-OdNR6YjWvseDe-tTEvpaMs7Zm9AXh53QuOZ4QOh-GBR6paCOPQNAkR5CFZNOomuV32AGqU1F7zxFc62uDvwYqAPNbXY2lRGl08082PFVIejedU3TgQTESDoeyYdEBPqco4a-MzgJ4W6boGMCagw_y2lHmIUug1/s4000/1-.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSYH5Ukzh84xahK3ItkAn4aZvqA2kfY-OdNR6YjWvseDe-tTEvpaMs7Zm9AXh53QuOZ4QOh-GBR6paCOPQNAkR5CFZNOomuV32AGqU1F7zxFc62uDvwYqAPNbXY2lRGl08082PFVIejedU3TgQTESDoeyYdEBPqco4a-MzgJ4W6boGMCagw_y2lHmIUug1/w300-h400/1-.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tymczasem... Po kilku tygodniach paraliżu twórczego, kiedy już z pewnym obrzydzeniem patrzyłam na tamten niedokończony obrazek (a jak miałam go na sztaludze, to nie szło mi też z czymkolwiek innym, próbowałam rysować i malować akwarelami małe obrazki, ale ten niedokończony patrzył na mnie z wyrzutem), doszłam do wniosku, że potrzebna mi jest odskocznia, zmiana tematu. Czyli po prostu muszę go schować gdzieś za szafę na jakiś czas i czym prędzej namalować coś zupełnie innego. Tak też zrobiłam i pewnego pięknego weekendu wyszło spod mojego pędzla takie coś. Inspiracją, jak to często bywa, było zdjęcie znalezione w przepastnych głębinach Pinteresta. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU9qpu57I34-m9LJPLaWrDVbrO1GvAbU7qPtnC61kbjEAsKMxnU45EtxUbDCM93_wPuoZQWUe66h_zsXXabqghmRQGzOmFWFyV36bf7FbDwEAhTUfc4dwX-lytxIRCQX8tkGj8vDhj6V-gkiHFCNt3ATxDz4z3L27GOUN1yLBRGgtb3RN8VTVikDHn4tTM/s4000/4-.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2381" data-original-width="4000" height="238" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhU9qpu57I34-m9LJPLaWrDVbrO1GvAbU7qPtnC61kbjEAsKMxnU45EtxUbDCM93_wPuoZQWUe66h_zsXXabqghmRQGzOmFWFyV36bf7FbDwEAhTUfc4dwX-lytxIRCQX8tkGj8vDhj6V-gkiHFCNt3ATxDz4z3L27GOUN1yLBRGgtb3RN8VTVikDHn4tTM/w400-h238/4-.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Obraz olejny na podobraziu płytowym (płótno naciągnięte na płytę), rozmiar 50x70 cm.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Tak jak widać na powyższym zdjęciu - lubię malować na takim stabilnym, sztywnym podłożu, niestety podobrazie płytowe nie nadaje się do zawieszenia na ścianie bezpośrednio (no, chyba że za pomocą taśmy dwustronnej), więc dopóki nie mam natchnienia na zawiezienie tych obrazków do oprawy, to stoją tak sobie w różnych miejscach w domu, na podłodze i na różnych półkach i komodach.</span></div><p></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A co poza tym...? Kotki zdrowe, pies jeszcze bardziej ;). Tylko najstarsza Sabinka coś niemrawa ostatnio, z obserwacji nic konkretnego nie wynika, ale może weźmiemy ją do weta, żeby obejrzał, krewkę pobrał itd. Człowieki jak koty - im starsze, tym bardziej niemrawe, ale tak ogólnie nieźle się trzymamy. Jak co roku jesienią - aplikujemy sobie <b>miksturę czosnkową</b> zapobiegawczo na wszelkie zarazki i zaraz Wam zapodam recepturę, a przy okazji garść istotnych informacji. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Składniki</b> w następujących proporcjach: <u>na 100ml miodu (oczywiście od wiarygodnego pszczelarza, nie z marketu!) - sok z jednej cytryny i jedna główka czosnku</u>. To nam da razem pojemność około jednej szklanki (200ml) mikstury. Te ilości można dowolnie mnożyć, stosownie do potrzeb lub w miarę posiadanych składników. Ja robię zwykle razy 4, to wychodzi mi jeden słoik. Jak się zużyje połowa, to nastawiam kolejną porcję, bo to musi trochę odstać. Proporcje można oczywiście trochę modyfikować, zwłaszcza że cytryna cytrynie nie jest równa, to samo dotyczy czosnku - główki bywają różnej wielkości, a i "moc" czosnku też może być większa lub mniejsza.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Przygotowanie: </b>najpierw <u>obrać i przecisnąć przez praskę czosnek</u>, jak nie mamy praski to dobrze zgnieść lub posiekać. I koniecznie odstawić na minimum 15 minut, a dlaczego, to będzie dalej. Po tym czasie połączyć miód, sok z cytryny i czosnek (jak miód jest już twardy, to trzeba go rozetrzeć albo bardzo delikatnie podgrzać, nie więcej jak do 30 stopni), odstawić całość w chłodne i ciemne miejsce, najlepiej do lodówki, na 2-3 tygodnie. Potem można po prostu odcedzić i używać leczniczo sam płyn, a czosnek dodawać do różnych potraw - świetnie się nadaje do surówek jako składnik sosu vinegrette, a mój mąż czasem robi z niego nalewkę z dodatkiem aronii i czegoś tam jeszcze (na nadciśnienie). Druga metoda to zmiksowanie całej mikstury łącznie z czosnkiem i zażywanie w takiej gęstej postaci (po rozcieńczeniu wodą), ewentualnie można wykorzystać jako słodko-kwaśny sos do sałatek, pasztetów itp. W takim przypadku nie musi to "naciągać" tak długo, w zasadzie można używać od razu.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Stosuje się około 1 łyżki dwa razy dziennie, najlepiej rozpuszczone w pół szklanki letniej wody. Można bez rozcieńczania, ale jest ryzyko podrażnienia przewodu pokarmowego. Dawka dotyczy dorosłych, dzieciom oczywiście daje się mniej, w zależności od wieku. No i trzeba wziąć pod uwagę ewentualne przeciwwskazania z uwagi na problemy z wątrobą i temu podobne, ale to nie jest porada medyczna, więc nie rozwijam wątku.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W tym miejscu pozwolę sobie jednak wrzucić odrobinkę mądrości, bo nie wszyscy wiedzą,<b> jak przygotować czosnek,</b> żeby wyciągnąć z niego jak najwięcej korzyści dla zdrowia. Czosnek, żeby uwolnić swoje prozdrowotne właściwości, <u>musi mieć przerwane błony komórkowe</u>, co powoduje, że uwalniają się i łączą ze sobą dwa składniki - alliina i enzym allinaza, z których powstaje allicyna, czyli to, co jest nam potrzebne najbardziej. Kiedy zjadamy całe ząbki czosnku, allicyna nie powstaje (dezaktywuje się w PH poniżej 3, a w żołądku mamy około 1,5). Natomiast po zmiażdżeniu ząbków i odczekaniu kilkunastu minut (żeby nastąpiła właściwa reakcja), czosnek można już poddawać dowolnej obróbce - smażyć, gotować itd. Allicyna nadal zachowa swoje cenne właściwości, nie szkodzi jej wysoka temperatura.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Czosnek jest najsilniejszym antybiotykiem naturalnym, porównywalnym z penicyliną - wystarczy (na przykład podczas przeziębienia) jeść jeden ząbek dwa razy dziennie, skutek jest taki sam jak przy podawaniu antybiotyku. Oczywiście - <u>wcześniej trzeba ten ząbek przygotować, czyli zmiażdżyć i pozwolić zadziałać allinazie na alliinę</u>! Ja w razie ataku chorób grypopodobnych wyciskam codziennie porcję kilku ząbków do małej filiżanki i potem sukcesywnie dodajemy to sobie do zupy, twarożku, na kanapkę itd.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://zdrowegeny.pl/poradnik/czosnek">Właściwości czosnku (źródło):</a></span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i>działa <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">wazoprotekcyjnie</span> (czyli ochronnie wobec naczyń krwionośnych) i <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">antyagregacyjnie </span>(zapobiega tworzeniu zakrzepów), przez co <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">zapobiega miażdżycy tętnic</span>;</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">obniża ciśnienie tętnicze krwi</span> (skurczowe i rozkurczowe, poprawia przepływ krwi u pacjentów ze zmianami wieńcowymi);</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">reguluje profil lipidowy</span>, <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">obniżając stężenie lipidów we krwi </span>(z<span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">arówno allicyna jak i ajoen zawarte w czosnku hamują syntezę cholesterolu, w efekcie czego</span> czosnek obniża poziom cholesterolu we krwi);</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i>Wpływa pozytywnie na <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">skład mikroflory jelit</span>, działa <span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">leczniczo w dysbiozach</span> — stosowanie czosnku wpływa na<span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;"> poprawę mikrobioty </span>— zwiększa jej różnorodność biologiczną, wzrasta liczba gatunków Lactobacillus i Clostridia (w przeprowadzonych badaniach efekt odnotowano już po 3 miesiącach suplementacji czosnkiem);</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">działa przeciwdrobnoustrojowo</span><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;"> wobec patogenów wywołujących próchnicę i zapalenia przyzębia</span> — Porphyromonas gingivalis, Aggregatibacter actinomycetemcomitans i Streptococcus mutans;</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">wykazuje silne działanie przeciwbakteryjne </span>— wobec wielu bakterii gram dodatnich i gram ujemnych, a nawet wobec niektórych szczepów antybiotykoopornych;</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">wykazuje działanie przeciwzakrzepowe </span>— działa antyagregacyjnie;</i></span></li><li style="box-sizing: inherit; font-size: 15.2px; letter-spacing: 0.142576px;"><span style="background-color: white; color: #536382; font-family: arial;"><i><span style="box-sizing: inherit; font-weight: 600;">zapobiega rozwojowi nowotworów, działa antyoksydacyjnie</span> (działa neutralizująco na wolne rodniki, chelatująco na jony miedzi i żelaza). </i></span></li><li></li></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="background-color: white;"><i><span style="color: #536382; font-family: arial;"></span></i></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z własnych rodzinnych doświadczeń zaobserwowałam, że jak od października do marca systematycznie pijemy ten "eliksir" (1 łyżka dziennie), to choróbska jesienno-zimowe nas omijają, albo co najwyżej tylko delikatnie muskają. Jako ciekawostkę dodam jeszcze, że mój mąż jest silnie uczulony na wszelkie pszczele produkty, a w tej miksturze miód mu zupełnie nie szkodzi. Oboje wyleczyliśmy też czosnkiem, bez aptecznych antybiotyków (plus wspomagająco restrykcyjna dieta, probiotyki itd) w ubiegłym roku zakażenie paciorkowcami i candidą. A więc - polecam, zwłaszcza jako profilaktykę w sezonie grypowym.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Zdrówka wszystkim życzę, Waszym czworonożnym pupilom także!</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVcNj3uhb7-FcxT9uDhs1hC_Ehm95FORwIlvEceoLhlCKR-8-y-gYRONj_ejcvgTCaZm0oA7kaVRqNwHSBnBFbY9hWwi0_0Bul0ADYVTe5XdS91x-DhtJ7-uOB_H75pN8A0hT8eP2drzVILsWt42yrhJbxoeNW3qAPqKWcuMEpF9Z_m9HJMDD9vOSWcKSe/s4000/3-.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVcNj3uhb7-FcxT9uDhs1hC_Ehm95FORwIlvEceoLhlCKR-8-y-gYRONj_ejcvgTCaZm0oA7kaVRqNwHSBnBFbY9hWwi0_0Bul0ADYVTe5XdS91x-DhtJ7-uOB_H75pN8A0hT8eP2drzVILsWt42yrhJbxoeNW3qAPqKWcuMEpF9Z_m9HJMDD9vOSWcKSe/w400-h300/3-.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com60tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-84584985962271879762023-09-16T10:56:00.001+02:002023-11-28T12:26:24.477+01:00Spadająca kropla i rogalik.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Na początek informacja dla uważnych i dociekliwych Czytelników, bo może tacy tutaj są ;) - poprzedni post usunęłam, ponieważ stał się niemal w całości nieaktualny. Pokazałam w nim moje obrazki przeznaczone do sprzedaży, no i na kilka z nich znaleźli się chętni, na dwa inne urodził się nagle pomysł na zagospodarowanie we własnym rodzinnym zakresie, a pozostałe po prostu zamierzam przygotować (oprawić) i wystawić w sklepie internetowym z rękodziełem. Jak już to nastąpi, to oczywiście nie omieszkam powiadomić o tym fakcie na blogu :). Trochę z tym zejdzie, bo mam jeszcze do przekopania i selekcji sporą górkę rysunków i akwarelek... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Cieszę się w każdym razie, że odważyłam się na taki eksperyment i zachęcam do tego samego wszystkie osoby, które coś tworzą. Szkoda by było, żeby kurzyły się w kącie piękne rzeczy. Często jest tak, że artysta czy rękodzielnik sam siebie nie docenia, nie jest zadowolony ze swoich dzieł, a tymczasem inni marzą, żeby takie cudne przedmioty posiąść i chętnie przeznaczą na to konkretne kwoty. Sama czasem oglądam na blogach ładne i nietuzinkowe rzeczy, ale jak nie widzę przy tym oferty sprzedaży i jasno określonej ceny, to nie odważam się pisać i dopytywać, czy to można kupić, a zwłaszcza - za ile, bo to w ogóle delikatny temat.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A teraz czas na różności, które się ostatnio wydarzyły.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicg70ONRVu_m6K2pd4tlwwwrQNG6bidd1k7w3ZNVfBLS5mDpIpBPkyzaW_rjv5WjCvX0c1fWRGRb48FJIDAPEocDCYm5jlZNqc0yGPekcqxw2wCmisMGQRXAq5_J-f-WGSx8-EpPQ6LeKUL7qScSEM4PtFqxL7Bl0vR7NUiwLiF9wYLG0ND_vOEZ1ZKvu7/s4000/ks1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEicg70ONRVu_m6K2pd4tlwwwrQNG6bidd1k7w3ZNVfBLS5mDpIpBPkyzaW_rjv5WjCvX0c1fWRGRb48FJIDAPEocDCYm5jlZNqc0yGPekcqxw2wCmisMGQRXAq5_J-f-WGSx8-EpPQ6LeKUL7qScSEM4PtFqxL7Bl0vR7NUiwLiF9wYLG0ND_vOEZ1ZKvu7/w300-h400/ks1.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Taka oto fascynująca książka trafiła w moje ręce:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><u><b>ERIC VUILLARD - "Porządek dnia".</b> </u></span></li><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022r, 148 str., okładka twarda. Literacka Nagroda Goncourtów w 2017r.</span></li></ul><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Sama okładka z pewnością wiele mówi o zawartości, a treść nieodzownie przywołuje na myśl inną książkę, o której niedawno<a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/02/ksiazki-grabon-o-kawie-pomsel-hansen-o.html"><i> tutaj opowiadałam - "Niemieckie życie" Brunhilde Pomsel i Thore D. Hansen.</i></a></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z noty wydawniczej: </span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i>"Literacki zapis kilku kluczowych spotkań, które otworzyły Hitlerowi drogę do rozpętania globalnego konfliktu. Poruszające studium ludzkiej zachłanności i fiaska polityki ustępstw. Zapadająca głęboko w pamięć i jakże aktualna przestroga, że lekceważone zło rośnie w siłę, by stać się niemożliwym do okiełznania monstrum".</i> Dodajmy - przestroga szczególnie aktualna w kontekście niedawnej napaści Rosji na Ukrainę.</span></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Cytat z książki: <i>"Nigdy nie wpadamy dwa razy w tę samą przepaść. Zawsze jednak wpadamy w ten sam sposób, komiczny, a zarazem przerażający".</i></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I jeszcze z portalu "Lubimy czytać" (tam można też przeczytać wiele opinii czytelników):</span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><span style="font-size: 16px; text-align: left;"><i style="background-color: white;">"Uhonorowana Nagrodą Goncourtów i wydana w niemal 40 krajach powieść o tym, jak rodziło się zło.</i></span></span></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i style="background-color: white;"><br style="box-sizing: border-box; content: ""; display: block; font-family: Lora, serif; font-size: 16px; margin: 1em; text-align: left;" /><br style="box-sizing: border-box; content: ""; display: block; font-family: Lora, serif; font-size: 16px; margin: 1em; text-align: left;" /></i></span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><span style="font-size: 16px; text-align: left;"><i style="background-color: white;">Żyjemy, prowadzimy interesy, podejmujemy słuszne w naszym mniemaniu decyzje. I nagle odkrywamy, że znajdujemy się w samym środku piekła, które sami pomogliśmy rozpętać. Jak to się dzieje?!</i></span></span></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i style="background-color: white;"><br style="box-sizing: border-box; content: ""; display: block; font-size: 16px; margin: 1em; text-align: left;" /><br style="box-sizing: border-box; content: ""; display: block; font-size: 16px; margin: 1em; text-align: left;" /></i></span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><span style="font-size: 16px; text-align: left;"><i style="background-color: white;">Eric Vuillard w uhonorowanej Nagrodą Goncourtów powieści przygląda się wydarzeniom, które doprowadziły Hitlera na polityczny szczyt, a w efekcie wywołały najtragiczniejszy konflikt zbrojny w dziejach ludzkości. Każdy z szesnastu rozdziałów jest perełką literacką. Vuillard posiada umiejętność wnikania w umysły nie tylko postaci historycznych i fikcyjnych, ale również w umysły czytelników. Mimo niewielkiej objętości, płynie z tej opowieści niesamowita moc. Porządek dnia nie daje się zapomnieć."</i></span></span></p></blockquote><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrYP079IZH9VWLusLMDFb3zKLSabUNq21ReHkacZbDmcRfyHp9i6ZIE8Cixo44y6O1l2T3mOQLPyRMbokTJs7t57H5haUn82rMAYSH5BjoOF-NCdygYMkvsb7bsVd-SqHq2U8Auru6MPaB0sSSQP5zU6ropkxO2KxVKlPUirCi4m2xoilQAXqH9CkMMoQs/s4000/ks3.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjrYP079IZH9VWLusLMDFb3zKLSabUNq21ReHkacZbDmcRfyHp9i6ZIE8Cixo44y6O1l2T3mOQLPyRMbokTJs7t57H5haUn82rMAYSH5BjoOF-NCdygYMkvsb7bsVd-SqHq2U8Auru6MPaB0sSSQP5zU6ropkxO2KxVKlPUirCi4m2xoilQAXqH9CkMMoQs/w300-h400/ks3.jpg" width="300" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">mała próbka stylu</td></tr></tbody></table><br /><p> </p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Trudno jednoznacznie sklasyfikować tę pozycję, bo jest to książka niezwykła. Zaliczona do gatunku: powieść historyczna - z jednej strony zaskakuje drobiazgowością opisywanych zdarzeń, z drugiej - muska jedynie powierzchnię, nie zagłębiając się w kontynuację, nie trzyma się chronologii, pomija wiele pobocznych wątków, nie analizuje i nie opisuje tego, co w zasadzie jest powszechnie znane. Ale pokazuje z przeraźliwą jaskrawością momenty, które były istotnym, choć pomijanym w podręcznikach historii, zapalnikiem światowego armageddonu.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Urzekający jest język literacki, jakim posługuje się Vuillard. Podobno jest to dość powszechna w literaturze francuskiej stylistyka, u nas jednak chyba rzadko spotyka się tak napisane książki. To niemal poetycka forma prozy - czytając ma się wrażenie oglądania obrazu, a może nawet filmu w zwolnionym tempie. Kojarzycie filmiki z kroplą spadającą przez długie sekundy, kiedy spokojnie delektujemy się widokiem zmieniającej się formy kuli, która przybiera wydłużony kształt, w końcu powoli opada na powierzchnię, tworząc fantastyczne, nieprzewidywalne dla obserwatora rozbryzgi, miliardy rozpryskujących się wokół mikro-kropelek, które opadają, pozostawiając wilgotną plamę dookoła miejsca upadku...? Tak jak ogląda się taki filmik, tak czyta się tę niemal dokumentalną powieść.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht-dcHvbpOix8-adj3V39lFsrtVl6Oxi20RHdoSSe18hcjx2oABktX6ZyLxkVZAAzMT-5sAc37VtDk9s9kH0CzjuE2IFF5keKhBQqz-tKieBqJCtY6GyTKgmOi1De0-VpJ0oLRc2Yalr2bUMpf4I7i7NQUXPxoO_q2kZ6IQGFtAB59iT6eAGXJRdEW6ZeT/s4000/ks2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEht-dcHvbpOix8-adj3V39lFsrtVl6Oxi20RHdoSSe18hcjx2oABktX6ZyLxkVZAAzMT-5sAc37VtDk9s9kH0CzjuE2IFF5keKhBQqz-tKieBqJCtY6GyTKgmOi1De0-VpJ0oLRc2Yalr2bUMpf4I7i7NQUXPxoO_q2kZ6IQGFtAB59iT6eAGXJRdEW6ZeT/w300-h400/ks2.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Czytając książki nie gonię jedynie za akcją, ale szukam przyjemności w obcowaniu z możliwie najwyższej klasy stylem literackim, piękną formą wypowiedzi, zgrabnym i eleganckim językiem. Ta książka, a właściwie - książeczka, bo ma tylko 148 niewielkich rozmiarowo stron, jest takim właśnie cackiem literackim, pomimo ciężkiej wagi tematu, z którym się mierzy, a przecież jednocześnie - mocno porusza sumienie uważnego czytelnika. Polecam.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li><span style="font-family: arial;"><b>ROGALIK.</b></span></li></ul><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No nie, nie chodzi o pieczenie ciasta :). Rogalik to specyficzny kształt chusty dzierganej na drutach. Sto lat nie miałam drutów w rękach, a przecież były czasy, kiedy dziergałam wręcz nałogowo! No i całkiem niedawno doznałam nagłej dziewiarskiej inspiracji pod wpływem wpisu <b><a href="https://belferkapogodzinach.blogspot.com/2023/08/the-great-owl-shawl.html">Bokasi (tutaj)</a></b>, w którym zaprezentowała taką właśnie chustę i dorzuciła skrótowy przepis na rogala. A ja akurat miałam zachomikowany spory motek włóczki, zakupiony wieki temu, bo potrzebny był kawalątek, a na resztę jakoś wciąż nie miałam pomysłu. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaJANEzqsuItebAXW40uzZapp3D-RuH6bIoAR8RNlyHJzOtikulBQ1qWosNoghquCNG75Uy4DSqkJ1eMDH3cR8k6zcM0aBmkX6V73yKc3ZzYtkLv-mvYFHD8ZgQwmQo03_U8ASM9XExHjTOTqi_OAi3yP-YPL1JNxy3eNHtO5oluaIZRcwK8_7PY2iCl5_/s4000/c4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhaJANEzqsuItebAXW40uzZapp3D-RuH6bIoAR8RNlyHJzOtikulBQ1qWosNoghquCNG75Uy4DSqkJ1eMDH3cR8k6zcM0aBmkX6V73yKc3ZzYtkLv-mvYFHD8ZgQwmQo03_U8ASM9XExHjTOTqi_OAi3yP-YPL1JNxy3eNHtO5oluaIZRcwK8_7PY2iCl5_/w300-h400/c4.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Włóczka to </span><span style="background-color: white; font-family: arial;">Angora Gold Star (mieszanka akrylu, wełny, moheru i poliestru, plus malusieńkie cekinki o diamentowym blasku</span><span style="font-family: arial;">. Mimo skomplikowanego składu włóczka jest delikatna i milutka w dotyku, co dla takiego jak ja wrażliwca ma kolosalne znaczenie :). Przez pewien czas chodziła za mną myśl, żeby zrobić z niej czapkę, ale jakoś ten pomysł mnie nie porwał. Włóczka sama w sobie jest bardzo dekoracyjna, więc nie mogło to być nic wymyślnego jeśli chodzi o wzór, swetra świecącego cekinami raczej nie chciałabym nosić, zresztą w grę wchodziło tylko wrobienie kawałka, bo wiadomo, że bazą musiałaby być większa ilość innej wełenki... Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. No i jak zobaczyłam nieskomplikowaną, a wielce urodną, chustę Bokasi, nagle mnie olśniło, że właśnie taka jasno-śmietankowa chusta z cekinkami, skrzącymi się jak diamentowe iskierki na śniegu, mogłaby być fajnym dodatkiem do zimowego, czarnego albo camelowego, wełnianego płaszczyka. Tego samego wieczoru wrzuciłam włóczkę na drutki i proszę, oto moja śniegowa chusta-rogalik, a szczerze mówiąc, to taki mini-rogalik, w dodatku nie był solidnie zblokowany, bo koty nie pozwoliły, więc widać, że nie jest ładnie rozciągnięty. To znaczy widzą to zapewne tylko dziewiarki, ale się tłumaczę, bo dziewczyny drutowo uzdolnione też tu czasem zaglądają. A tutaj właśnie widać ten kształt, który z większej ilości włóczki byłby bardziej, że tak to określę, spektakularny i rogalowaty ;)</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjimwt0xH_oHu1jruMGWtcium5aDjatvUu-ES-P4GfF3gl1kNeKwuk8bzeMUx4d8Bv-X5d6aorf0A9ofwtWuC2IqP1M9cVOZKdpAZvYfpP1kvfFAEYjiPWrbxWl567h4S_oDSV_yhlkPq5nSWATugGv5q_u3Jfy7RctbDQ8ZtwQHpVRxhczqHmWv7FTGARn/s2721/c1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2721" data-original-width="2404" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjimwt0xH_oHu1jruMGWtcium5aDjatvUu-ES-P4GfF3gl1kNeKwuk8bzeMUx4d8Bv-X5d6aorf0A9ofwtWuC2IqP1M9cVOZKdpAZvYfpP1kvfFAEYjiPWrbxWl567h4S_oDSV_yhlkPq5nSWATugGv5q_u3Jfy7RctbDQ8ZtwQHpVRxhczqHmWv7FTGARn/w354-h400/c1.jpg" width="354" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tyle jej jest, na ile wystarczyło włóczki (około 400m w motku 100g), nie jest to więc gigant, raczej połowa standardowej chusty, ale dla mnie w sumie rozmiar całkiem spoko, na opatulenie szyi wystarczy :). Taki był plan, żeby to było coś spełniającego funkcję szalika, ale o nieco innym, bardziej trójkątnym kształcie, bo dobrze się wtedy układa. Fajnie się ją robiło, wzór najprostszy z możliwych, ocean prawych oczek, można myśli zająć czymś innym, albo oglądać równolegle film. Na pewno jeszcze coś rogalikowego wkrótce powstanie, z tym że albo z 2-3 kolorów, albo z ażurem w końcowej partii, no i tym razem z bardziej konkretnej ilości włóczki. Aha, no i po raz pierwszy zaryzykowałam zakończenie robótki i-cordem, co kiedyś wydawało mi się karkołomną operacją, a okazało się bajecznie łatwe, o ja głupia blondynka, ileż to razy już w życiu mogła mi się ta umiejętność przydać! </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Zbliżenia na cekinki:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi85GJqkk4wMND3J6Xntgax30GomfQ41gx5pshLhYwwqyLFI__wauVEgAKZ_V_Qs5c4S9dy7bgDCOenuDG1a3ZJWBiGuUw119bCShfZAc-A1d6aSMFpvNzTdirP2j3Qhgynq4AmbZQ1t6BRr-Jb-ZcTNimiCRKVvcizAAa1xxVp4e-6Je0AXWCWLHp8onOt/s4000/c5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi85GJqkk4wMND3J6Xntgax30GomfQ41gx5pshLhYwwqyLFI__wauVEgAKZ_V_Qs5c4S9dy7bgDCOenuDG1a3ZJWBiGuUw119bCShfZAc-A1d6aSMFpvNzTdirP2j3Qhgynq4AmbZQ1t6BRr-Jb-ZcTNimiCRKVvcizAAa1xxVp4e-6Je0AXWCWLHp8onOt/w300-h400/c5.jpg" width="300" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge3Qol4U6COKtv7VBHlsYrMDKaiAtWdKMj6CPPLzy4Y7l71k2ZAX1VhZFMYyqhQc_sltetFGWFKsxg8P2N4IrysTk3gSJPqtPsEBvlQjxO6qrOyawk7VJy6oYewtP1M36XpWfa4jA0DwqXC4Aj9dLym2_UsYXy596lhZs5r08Fxr2LMBbB_xoeJA9ALbq1/s4000/c6.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge3Qol4U6COKtv7VBHlsYrMDKaiAtWdKMj6CPPLzy4Y7l71k2ZAX1VhZFMYyqhQc_sltetFGWFKsxg8P2N4IrysTk3gSJPqtPsEBvlQjxO6qrOyawk7VJy6oYewtP1M36XpWfa4jA0DwqXC4Aj9dLym2_UsYXy596lhZs5r08Fxr2LMBbB_xoeJA9ALbq1/w300-h400/c6.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jak widać, przerabiałam luźno, po pierwsze primo - żeby z niewielkiej ilości włóczki uzyskać w miarę porządną wielkość tego zamotka, a po drugie primo - żeby było miękkie i lejące, takie chmurkowate :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Mam też pomysł na inny udzierg, będzie to znana dziewiarkom chusta Echo Flowers z wełenki Lace Dropsa, czyli, jak to napisała kiedyś <a href="http://alezaraz.blogspot.com/2014/02/czajka-czyta-i-dzierga.html"><b>Czajka</b></a>, " wonderful mix, jak ogólnie wiadomo" :). Co prawda alpaka mnie trochę gryzie, więc może jednak wybiorę merynosa. Raz już kiedyś popełniłam taką chustę, ale była to moja pierwsza chusta ażurowa i udało mi się zrobić w niej tyle błędów, które ujawniły się dopiero po ukończeniu i zblokowaniu, że nosiłam ją jako mocno zamotany szalik, żeby tych baboli nie było widać. Niezorientowani pewnie by i tak nie zwrócili na to uwagi, ale mimo to drażniło mnie to niesłychanie. Po latach intensywnego użytkowania szczęśliwie uległa już mocnemu zmechaceniu i sfilcowaniu, więc nadszedł czas na nową. Bez baboli, mam nadzieję ;).</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><div style="text-align: justify;"><ul><li><span style="font-family: arial;"><b>JEDZIEMY DO WÓD!</b></span></li></ul></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Od kiedy dzieci wyrosły i nie musimy brać urlopu w czasie wakacji szkolnych, jeździmy na wywczas wiosną lub jesienią, a bywa, że i w zimie. Tym razem wybieramy się do wód, jak to drzewiej mawiano, czyli konkretnie jedziemy na Węgry, żeby moczyć się w wodach termalnych. Naszym celem jest </span><span style="background-color: white; color: #202124; text-align: left; text-wrap: nowrap;"><span style="font-family: arial;">Hévíz</span></span><span style="font-family: arial;"> , bo z węgierskich miejscowości, w których już byliśmy, </span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hévíz</span><span style="font-family: arial;"> podoba nam się najbardziej, no i od nas jest położone bliżej, niż na przykład osławione </span><span style="background-color: white; color: #202124; text-align: left; text-wrap: nowrap;"><span style="font-family: arial;">Hajdúszoboszló</span></span><span style="font-family: arial;">. Zresztą jeździmy w tamte strony średnio co pół roku, raz bliżej granicy austriackiej (</span><span style="background-color: white; color: #202124; text-align: left; text-wrap: nowrap;"><span style="font-family: arial;">Bük</span></span><span style="font-family: arial;">, </span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hévíz</span><span style="font-family: arial;">), raz daleko na wschód (</span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hajdúszoboszló</span><span style="font-family: arial;">). W każdym z tych kurortów wody termalne mają nieco inny skład, więc pomagają na innego rodzaju schorzenia. Mój mąż jeździ tam głównie w celach leczniczych, ja bardziej towarzysko i relaksacyjnie, czasem jesteśmy sami, częściej ze znajomymi, niekiedy mąż jedzie beze mnie, a za to z kolegą też potrzebującym termalnej rehabilitacji. Niby nic fascynującego się tam nie dzieje, większość czasu spędzamy na termach, trochę spacerujemy, leżakujemy, objadamy się pysznym jedzonkiem. Ale taki totalny relaks i nicnierobienie raz do roku przez tydzień każdemu dobrze robi :). Miasteczko </span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hévíz</span><span style="font-family: arial;"> zwiedziliśmy podczas poprzedniego pobytu, tym razem w planie mamy dodatkowo wizytę w pobliskiej winnicy i degustację win. Do Budapesztu jest stamtąd 200 km, więc być może przy okazji zahaczymy też o to piękne miasto. Relacji na moim blogu nie należy się jednak spodziewać, bo, jak wiecie, marny ze mnie fotoreporter :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjERbyaMrw_R-3EtTNTNcYlWy5VMZHmJpuTgq31Oh9rsikghbPQnd_G9E-F6HVpzCXIVMCdIwxzmTJrY0Slnc0PQkuNXi36EmFhDbPBVqOQjy7DgzFu2zrOxSSOVU-s3UKa9WNmN5czbArd_XrnqerHM6itJxqCQLdpcbAS75ceAFVpwVdmXb7V2gTWmGOY/s664/uzdrowisko-heviz.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="442" data-original-width="664" height="426" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjERbyaMrw_R-3EtTNTNcYlWy5VMZHmJpuTgq31Oh9rsikghbPQnd_G9E-F6HVpzCXIVMCdIwxzmTJrY0Slnc0PQkuNXi36EmFhDbPBVqOQjy7DgzFu2zrOxSSOVU-s3UKa9WNmN5czbArd_XrnqerHM6itJxqCQLdpcbAS75ceAFVpwVdmXb7V2gTWmGOY/w640-h426/uzdrowisko-heviz.jpg" width="640" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tutaj dla zainteresowanych garść ciekawostek o termalnym jeziorze w </span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hévíz</span><span style="font-family: arial;">, największym w Europie i poniekąd na świecie (podobne jest w Nowej Zelandii, ale jest zbyt gorące do bezpośredniego użytkowania):</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://www.heviz.hu/pl/heviz/jezioro-w-heviz/ciekawostki-o-jeziorze-termalnym-w-heviz"><b>https://www.heviz.hu/pl/heviz/jezioro-w-heviz/ciekawostki-o-jeziorze-termalnym-w-heviz</b></a></span><br /><br /></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2nfviSUp8bS_Vof1kiEdl-TUvpm3y8EnLDA4gJRVbpFKuumMke0kelNFN9V_c9k-TQ24GlmLHRxnO9noNT0acE6WrAQztf-vw8E8xfStseQ7JPIOZAYcEYhT4-a8iUCbjbXR_eASCs2rPd9yAE5v23dYziRsbZO7_QBogqp-ITesMVI0NP3qpSy2ob2bT/s1024/hewiz.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="886" data-original-width="1024" height="554" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2nfviSUp8bS_Vof1kiEdl-TUvpm3y8EnLDA4gJRVbpFKuumMke0kelNFN9V_c9k-TQ24GlmLHRxnO9noNT0acE6WrAQztf-vw8E8xfStseQ7JPIOZAYcEYhT4-a8iUCbjbXR_eASCs2rPd9yAE5v23dYziRsbZO7_QBogqp-ITesMVI0NP3qpSy2ob2bT/w640-h554/hewiz.jpg" width="640" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">ilustracja z podlinkowanej wyżej strony</td></tr></tbody></table><br /><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tu jeszcze dość szczegółowa relacja, może kogoś zaciekawi:</span></p><p style="text-align: justify;"><a href="https://warsztatpodrozy.com/2020/12/11/heviz-termalne-jezioro-do-plywania/"><span style="font-family: arial;"><b>https://warsztatpodrozy.com/2020/12/11/heviz-termalne-jezioro-do-plywania/</b></span></a></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Oczywiście w większych hotelach są także baseny z wodą termalną, a oprócz tego parki wodne i baseny do pływania, bogata baza rehabilitacyjno-lecznicza wraz z całą infrastrukturą towarzyszącą. No i wszędzie mnóstwo knajpek ze świetnym i na nasze kieszenie stosunkowo niedrogim jedzeniem. Bez problemu można się porozumieć oczywiście po angielsku, bliżej granicy austriackiej także po niemiecku, czasem po rosyjsku, bo na Węgry przyjeżdża dużo Rosjan, a w </span><span style="background-color: white; color: #202124; font-family: arial; text-align: left; text-wrap: nowrap;">Hajdúszoboszló</span><span style="font-family: arial;"> w wielu miejscach dogadamy się też po polsku, bo jest to uzdrowisko popularne wśród naszych rodaków.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Do miłego!</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com43tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-19814776871634246152023-08-19T22:33:00.002+02:002023-11-28T12:26:41.991+01:00Książki. Klątwa faraonów, lata 60-te, konie, bursztyny i antydepresanty...<p></p><p style="text-align: justify;"></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Post sponsoruje <a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82ochatka_zwyczajna"><b>sowa włochatka</b></a>. A dlaczego, to się okaże przy końcu wpisu :).</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2julvcYrmwN-xb7hF2vNzgzdWuQ_I29Z51iwMDaZ1GLBNpoBTVAyLt5m1UqiGPbK0DmltmflG0RDm8WSOWjdugNs1ScNCOBLQLHTRILtA6shvaeM2rxlDdYGTJEpQss3vcsvcQys1EPjMXxessSqPcDgbgSnUBPUKzJRNwpl5xP_NKleG9R0hgdaIVG-m/s600/wlochatka.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="400" data-original-width="600" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi2julvcYrmwN-xb7hF2vNzgzdWuQ_I29Z51iwMDaZ1GLBNpoBTVAyLt5m1UqiGPbK0DmltmflG0RDm8WSOWjdugNs1ScNCOBLQLHTRILtA6shvaeM2rxlDdYGTJEpQss3vcsvcQys1EPjMXxessSqPcDgbgSnUBPUKzJRNwpl5xP_NKleG9R0hgdaIVG-m/w400-h266/wlochatka.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://www.medianauka.pl/wlochatka">włochatka</a></td></tr></tbody></table></div><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Znowu miałam małą przerwę w blogowaniu, przepraszam stęsknionych Czytelników, jeśli takowi tutaj są ;), ale powiem Wam szczerze, że coraz mniejszą mam ochotę na prowadzenie bloga. Chociaż prawda jest taka, że tego typu kryzysy miewałam już parę razy. Może tym razem to ten wściekły upał (na zmianę z burzami) odbiera chęć do tworzenia czegokolwiek? Skoro jednak nie podjęłam jeszcze ostatecznej decyzji o zamknięciu tego zakątka internetu, to w końcu wzięłam się w garść, żeby co-nieco jednak napisać. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;">Dzisiaj zatem na początek - książki. Prezentuję Wam tym razem pewien misz-masz tematyczny i gatunkowy. Oderwałam się chwilowo od biografii, książek o sztuce i czytanych ostatnio od nowa powieści Agathy Christie. Zastanawiałam się co prawda przez chwilę, czy w ogóle wspominać na blogu o moich lekturach, bo kiedyś owszem planowałam pisanie tutaj o książkach, ale tylko o tych dotyczących malarstwa i sztuki w ogóle. Ale coraz częściej poruszam też inne tematy, wychodzące poza założony na początku profil bloga, wobec tego niech będzie też od czasu do czasu o takich przeróżnych książkach i książczydłach. Zatem dzisiaj taki przedziwny zestaw, bowiem akurat tak się złożyło, że z różnych powodów ostatnio wybrałam właśnie te pozycje. A więc...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b> VICTORIA HOLT - "Klątwa królów". </b>Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 1999r, 303 str., okładka miękka lakierowana.</span></li></ul><br /><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMsImagSH-leuP-x2ropqx4lZckKF8Ky9cyeXjlZXNb6lwcXrJorp-RA_nCLdTZ197XxyNLd0WqfvVqEkE6jFJ1izuT8O8XzMa9AmfZsL1d5jmwkZ5CXx3sdQxnuWf0dC_0EUz472sRxHO0FMOOkv4mRSB5gBgYkWGwGrSWXu1Bs1JJP7KQMTH9LUeCGNK/s560/klatwakrolow.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="560" data-original-width="400" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhMsImagSH-leuP-x2ropqx4lZckKF8Ky9cyeXjlZXNb6lwcXrJorp-RA_nCLdTZ197XxyNLd0WqfvVqEkE6jFJ1izuT8O8XzMa9AmfZsL1d5jmwkZ5CXx3sdQxnuWf0dC_0EUz472sRxHO0FMOOkv4mRSB5gBgYkWGwGrSWXu1Bs1JJP7KQMTH9LUeCGNK/w286-h400/klatwakrolow.jpg" width="286" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="font-family: arial;"><div style="text-align: justify;">Nie wiem, czy sama sięgnęłabym po tę książkę, bo autorki nie znam, okładka z ilustracją kojarzącą mi się raczej z kiepskimi romansidłami... hmmm... no cóż... Ale mąż przyniósł ją od znajomych, mówiąc, że pewnie mnie zainteresuje, bo jest w niej jakaś historia związana z wykopaliskami w Egipcie i trochę kryminału. No ba! Starożytny Egipt zawsze mnie pasjonował, więc - oczywiście! Kryminał jako taki nie jest moim najulubieńszym gatunkiem, ale - jak wiecie - zaczytuję się ostatnio Agathą Christie, więc - czemu nie...? Podeszłam zatem do książki z lekko mieszanymi uczuciami, no ale muszę przyznać, że w sumie lektura mi się podobała :). </div></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Powieść osadzona w realiach wiktoriańskiej Anglii, ciekawie oddany klimat tej epoki i panujące wówczas zwyczaje. Najpierw co prawda zaczęłam się orientować, że wykopaliska owszem będą mi w tej historii towarzyszyć, ale autorka nie jest w tej dziedzinie zbyt mocna i traktuje temat starożytności, jak i prac badawczych, raczej ogólnikowo, jako tło, czy też osnowę, wokół której toczą się rozmaite wydarzenia. Więc konkretów i smaczków egiptologiczno-archeologicznych nie ma, a to by mnie bardzo ucieszyło, więc żal ;). Z drugiej jednak strony - nie potwierdziły się moje obawy, że może to być mdła historyjka z ckliwym romansem na pierwszym planie. Romans owszem jest, nawet historia przysłowiowego Kopciuszka i w pewnym momencie zaczęło mnie to nudzić, bo było za bardzo bajkowo i zupełnie nieżyciowo. Ale - poza tym jednym trochę odrealnionym wątkiem - książka jest dobrze napisana (poza paroma lapsusami językowymi nie z tej epoki, co kładę raczej na karb niezdarnego tłumaczenia idiomów), pojawia się kilkoro wyrazistych bohaterów, jest wątek miłosny, jest i kryminalny, jest pokręcony życiorys i psychologiczne zapętlenie głównej bohaterki, nieco mroczna tajemnica grobowców faraonów, niespodziewane zwroty akcji itd. Czyta się dobrze, książka i do poduszki i do pociągu :). Mnie zaciekawiła na tyle, że pewnie poszukam innych pozycji tej autorki.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z notki wydawniczej:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li><span style="background-color: white; font-size: 16px; text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><i>Koniec XIX wieku, wiktoriańska Anglia. Nieoczekiwany splot wydarzeń sprawia, że Judyta Osmond, wychowywana w skromnej rodzinie wiejskiego proboszcza, wchodzi w środowisko naukowców zajmujących się archeologią. Zaczyna z zapałem zgłębiać tę dziedzinę wiedzy. Wraz z poślubieniem młodego, wybijającego się badacza starożytności, przed główną bohaterką powieści otwiera się możliwość przeżycia wielkiej przygody, jaką jest udział w wyprawie wykopaliskowej, działającej w rejonie grobowców faraonów na terenie Egiptu. Zarówno pracom ekspedycji archeologicznej jak i dramatycznym wypadkom przydarzającym się związanym z nią ludziom, towarzyszy w tle mityczna groźba: rzekomej klątwy, rzuconej przez faraonów na tych, którzy zakłócają im spokój wiecznego spoczynku.</i></span></span></li></ul><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">O samej autorce, z portalu "Lubimy czytać":</span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li><span style="background-color: white; color: #222222; font-size: 16px; text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><i>Autorka uwielbiana przez czytelników na całym świecie, napisała ponad sto powieści, z których większość rozgrywa się w jej rodzinnej Anglii. Urodzona jako Eleanor Hibbert, tworzyła pod wieloma pseudonimami. Jako Jean Plaidy pisała powieści o angielskiej rodzinie królewskiej, jako Philippa Carr stworzyła obejmującą całe stulecia angielską sagę rodzinną, a jako Victoria Holt odniosła ogromny sukces dzięki romantycznym kryminałom.</i></span></span></li></ul><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="background-color: white; color: #222222; font-size: 16px; text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><i><br /></i></span></span></p><p style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #222222; font-size: 16px; text-align: left;"><span style="font-family: arial;"><i>*****</i></span></span></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><ul style="font-family: "Times New Roman"; text-align: left;"><li><span style="font-family: arial;"><b>IRENEUSZ J. KAMIŃSKI - "Konie rubinowe".</b> Wydawnictwo Lubelskie, Lublin 1982, 150 str, okładka twarda z obwolutą (której mój egzemplarz już nie posiada).</span></li></ul><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR6D-t23GPGyu0hu0Xv4ZFX5-ffLa_ln3F-ZbvaQdnZU28LFjteLdDwVCkpoIK4TipLnpcKLaYEwPTL7-W4O0qaIUkFlEV8DZN2bMRHE3NuLxlRT4N1OUwRECtzGpcn95uBpx1H0Lxnhr412XT53CaZZWNia7Sy4oMWdnwPV7O23pPoKkadExYy66UfJbq/s631/konie-rubinowe-.jpeg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="631" data-original-width="420" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhR6D-t23GPGyu0hu0Xv4ZFX5-ffLa_ln3F-ZbvaQdnZU28LFjteLdDwVCkpoIK4TipLnpcKLaYEwPTL7-W4O0qaIUkFlEV8DZN2bMRHE3NuLxlRT4N1OUwRECtzGpcn95uBpx1H0Lxnhr412XT53CaZZWNia7Sy4oMWdnwPV7O23pPoKkadExYy66UfJbq/w266-h400/konie-rubinowe-.jpeg" width="266" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">oryginalna okładka, a właściwie - obwoluta</td></tr></tbody></table><br /><div style="text-align: left;"><br /></div><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: left;"></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;">Prolog: <i>"<b>18 grudnia 1817 roku do Janowa Podlaskiego, zwanego też niegdyś Biskupim, dotarło 187 koni rasy i maści różnej, sprowadzonych tutaj półrocznym marszem z Rosji przez Jana Ritza</b>, lekarza weterynarii i późniejszego inspektora powstającej właśnie stadniny, której <b>pierwszym dyrektorem został Aleksander hr. Potocki z Wilanowa</b>, Wielki Koniuszy Koronny, człowiek znający i lubiący konie, a zatem, nie ma wątpliwości, przyzwoity. <b>Pierwsza na ziemiach polskich stadnina państwowa</b> otrzymała zadanie tyle trudne, co chwalebne: odnowy i uszlachetnienia pogłowia koni w kraju, przetrzebionego okrutnie wojnami napoleońskimi. 54 ogiery, 100 klaczy i 33 sztuki młodzieży ulokowano tymczasowo w "lokalach zastępczych", raczej nie sprzyjających hodowli, kierownictwo zaś ludzkie tego majątku opanowało zamek, dawną siedzibę biskupów łuckich, gdzie mimo ciągłej groźby eksmisji, sygnowanej przez wysoko postawione duchowieństwo, przetrwało lat 97 - w zmieniającym się, naturalnie, składzie osobowym. (...)"</i></span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;">Jakoś nie mogę sobie wyobrazić, żeby dzisiaj to było możliwe... </span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;">I dalej taki smakowity akapit: <i>"Kto lubi zwierzęta, ten trzyma psa czy kota, albo kanarki, ewentualnie papużki lub złote rybki, może białe myszki. <b>Kto lubi zwierzęta i ma pieniądze, ten jedzie do Janowa i kupuje konia arabskiego za kilkadziesiąt tysięcy dolarów, aby po przewiezieniu go samolotem PANAM do Ohio czy Arizony, psuć krew sąsiadom tym prestiżowym polskim cudem, które ma chrapy czarne, oczy przepastne, nogi suche, a kiedy cwałuje, ziemia ledwie go ściga </b></i></span><span style="font-family: arial;"><i><b>szelestem kopyt.</b>"</i></span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;">Dodam tylko, że obecnie ceny tych koni, także ze stadnin w Białce i Michałowie, osiągają ceny po kilkaset tysięcy euro, a najdrożej sprzedanym koniem z polskiej hodowli była Pepita, 10-letnia siwa klacz rasy arabskiej - sprzedana za 1,4 miliona euro!</span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;">Wracając do książki i powyższych cytatów - widać po tym stylu, że autor konie kocha. Książka opowiada szczegółowo historię stadniny w Janowie (do początku lat 80-tych ubiegłego stulecia), opowiada dzieje rosnącej sławy janowskich koni, tragiczne dzieje okresu wojennego, odbudowę stada, sukcesy wystawowe i aukcyjne. Poznajemy szczegóły genealogii championów, ich osiągnięcia, a także rozmaite anegdoty z życia stadniny. Autor z wielką pasją maluje przed czytelnikiem rolę koni w odległych czasach i na całym świecie. Konie zawsze służyły człowiekowi zarówno do pracy, jak i dla przyjemności... Opowieść piękna, wielowątkowa, napisana lekkim gawędziarskim stylem, z mnóstwem ciekawostek o pochodzeniu koni arabskich, z których słynie stadnina w Janowie, o koniach w literaturze i sztuce. Polecam szczególnie pasjonatom tych pięknych i mądrych zwierząt. A dlaczego ja akurat po tę książkę sięgnęłam, to będzie w kolejnym (mam nadzieję) wpisie :).</span></p><p style="font-family: "Times New Roman";"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="font-family: "Times New Roman"; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p></p><ul><li><b>JOANNA HUNNER-WOJCIECHOWSKA - "Lata 60-te. - sztuka użytkowa XX wieku. Przewodnik dla kolekcjonerów". </b>Wydawnictwo<b> </b>ARKADY Sp. z o.o., Warszawa 2014, 408 str., okładka twarda lakierowana.</li></ul><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPzoTs3vQbL3lOdMO3KKmmDGzLQHujKkymKTJtRkDwm4OxVJh2mjWZlaM9JIlh3jV02Oeo0NtfS7ZV20CQ77-Z2fuyoD3jyKgMRhp1Um3THfRiP4-MHVwvWphwF7Ma5vq07Hqd-yXtnpwiNNJAwZRJEsId4Tr8y5Jzi7VNjKM6gX-pBqnIWCVF8TEGoWmH/s900/mebbb.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="900" data-original-width="656" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiPzoTs3vQbL3lOdMO3KKmmDGzLQHujKkymKTJtRkDwm4OxVJh2mjWZlaM9JIlh3jV02Oeo0NtfS7ZV20CQ77-Z2fuyoD3jyKgMRhp1Um3THfRiP4-MHVwvWphwF7Ma5vq07Hqd-yXtnpwiNNJAwZRJEsId4Tr8y5Jzi7VNjKM6gX-pBqnIWCVF8TEGoWmH/w291-h400/mebbb.jpg" width="291" /></a></div><br /><div><br /></div><p>Tę książkę kupiłam jakiś czas temu dla mojej młodszej latorośli, żywo zainteresowanej designem lat 60-tych. Synek miał nawet kiedyś marzenie (nie do końca porzucone), żeby umeblować sobie w domu jeden pokój w stylu lat młodości jego przodków. Nawet trochę gratów uzbierał, część odziedziczoną po dziadku, część gdzieś wyszperaną. No cóż, dla nas to trochę badziewie przypominające przaśność PRL-u, ale nie ukrywam, że doceniam perełki ówczesnego wzornictwa, jak choćby kultowe fotele Chierowskiego, które stały w "salonach" zarówno moich rodziców, jak i teściów, czy rozmaite okazy ceramiki, szkła, plakaty itd.</p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2iJf0bfD6YuD6yjYTLHre6jNk0BSFZXmBeye5QLAWM76hqi728943EuujoMlO4EJSSSAkAcI9YTIPfLEXEpYIdz-b4pZZF6rpJbcfhVcLWxg5GyCJkYW8g9txELzFb80eJgv7OCzZ9I_CeRBO1324uqha6Pmfhmz-iOStI8cvZQVqWm7i_HUGGnrrdFFR/s1824/meb.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1213" data-original-width="1824" height="266" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg2iJf0bfD6YuD6yjYTLHre6jNk0BSFZXmBeye5QLAWM76hqi728943EuujoMlO4EJSSSAkAcI9YTIPfLEXEpYIdz-b4pZZF6rpJbcfhVcLWxg5GyCJkYW8g9txELzFb80eJgv7OCzZ9I_CeRBO1324uqha6Pmfhmz-iOStI8cvZQVqWm7i_HUGGnrrdFFR/w400-h266/meb.jpg" width="400" /></a></div></div><br /><p><br /></p><p>Książka jest w zasadzie bogato ilustrowanym albumem z obszernym omówieniem wzornictwa lat 60-tych, zarówno w Polsce, jak i na świecie, z podziałem na wiodące kraje, a także rozdziały osobno omawiające meble, ceramikę, szkło, tkaniny, modę itd. Na końcu książki jest wykaz specjalistycznych muzeów.</p><p><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWCI3vPO9wgPmY6mfhp8G537Y8cel_5F6u-WvZmuRgWNG8e-SejAgF0XzSE80eIWUCJr1aRlD--SfPJil78lo7FklNsAAwZl8ArGetDmQdpQDfftj-xIWv43lf509I0DxHPQDAltI9W28G-NKh5SvDdMVQdj3MGbjyjGtBze1h7msV4XKZM6TQ4miQMqn5/s1865/mebb.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1865" data-original-width="1207" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjWCI3vPO9wgPmY6mfhp8G537Y8cel_5F6u-WvZmuRgWNG8e-SejAgF0XzSE80eIWUCJr1aRlD--SfPJil78lo7FklNsAAwZl8ArGetDmQdpQDfftj-xIWv43lf509I0DxHPQDAltI9W28G-NKh5SvDdMVQdj3MGbjyjGtBze1h7msV4XKZM6TQ4miQMqn5/w259-h400/mebb.jpg" width="259" /></a></div><p><br /></p><p>Z noty wydawniczej:</p><p><i>"Przewodnik po sztuce użytkowej lat 60. to pasjonująca lektura zarówno dla początkujących zbieraczy, jak i rasowych kolekcjonerów, a także amatorów designu tych lat. Prezentuje wszystkie popularne dziedziny kolekcjonerskie od mebli, przez ceramikę, szkło, biżuterię, plakaty, modę, po wzornictwo przemysłowe. Zawiera wskazówki, jak zbudować kolekcję na miarę możliwości każdego i nie ulec presji cenowej, jak odnaleźć się w labiryncie kierunków i nie przeoczyć okazji, jak zainwestować, aby po latach zyskać. Wprowadza w świat ekscytujących przedmiotów, rozbudzając chęć ich posiadania."</i></p><p><i><br /></i></p><div style="text-align: center;">*****</div><br /><ul><li><b>PIOTR LIPIŃSKI, MICHAŁ MATYS - "Absurdy PRL-u".</b> Dom Wydawniczy PWN, Warszawa 2014r, 320 str., okładka twarda.</li></ul><div><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv_wwU2uHN5jxhNo5kQJwEFBUxt9xYvuZkty7OLN18NFU8w2iPS9DmzJ0n8Nxz_hWIpj4ngEkO8cV1VW0QChBCydnDYIJG99TGoJBDF5vX5Kj7AE5z8aitglqXDQgEtVmzIzbLhKdr6vUje5xditFjLcLfsEEHaGrCZQu8o6OQKczWIiEuIjgCGTtDRHZs/s500/ks.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiv_wwU2uHN5jxhNo5kQJwEFBUxt9xYvuZkty7OLN18NFU8w2iPS9DmzJ0n8Nxz_hWIpj4ngEkO8cV1VW0QChBCydnDYIJG99TGoJBDF5vX5Kj7AE5z8aitglqXDQgEtVmzIzbLhKdr6vUje5xditFjLcLfsEEHaGrCZQu8o6OQKczWIiEuIjgCGTtDRHZs/w281-h400/ks.jpg" width="281" /></a></div><br /><div><br /></div>To też była książka kupiona dla syna - fana lat 60-tych. Rzecz dotyczy realiów życia w PRL-u, ale to chyba jednak lektura raczej dla osób, które tamte lata pamiętają. Bo do jej zawartości trzeba mieć pewien dystans. Wiadomo, że jedni pamiętają PRL jako okres ucisku i reżimu, kartek na wszystko i pustych półek sklepowych. Inni z rozrzewnieniem wspominają zakładowe wczasy w domkach kempingowych, dobrze rozwinięty socjal i wielkie krajowe inwestycje. Mam jednak wrażenie, że tutaj tematy zostały wybrane dość przypadkowo, w zależności od tego, jaki rozmówca się akurat autorom przytrafił, albo jakie sami mieli wspomnienia i skojarzenia z epoką. Jedne sprawy drobiazgowo wałkowane w kilku rozdziałach, inne kwestie ledwie muśnięte, brak obiektywizmu i szerszej perspektywy. Ciekawostka, ale mało profesjonalna.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /><br /><div style="text-align: center;">*****</div><ul><li><b>JOANNA CHMIELEWSKA - "Złota mucha".</b> Wydawnictwo "VERS", Konstancin-Jeziorna, rok 1998 (wyd. I), 348 str., okładka miękka.</li></ul><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx25dCoP0Y_TwD7djI-PhfQo4MMWp9rc2hwmr9YG5jgsDHMmzDckXomgTdJroZHJn5fINlXXRi_zwvK6hza6AWpdk0nEbirwrNyOfzCDpFUKMjXAu2xqXheODGsa3wYasy4hEA0TJ8PrvIz_K_ghegA16ZlVtyBUSOcl7NQhWf3Nq_k-MdaZ4-YTSjFqkK/s654/zlota.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="654" data-original-width="437" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhx25dCoP0Y_TwD7djI-PhfQo4MMWp9rc2hwmr9YG5jgsDHMmzDckXomgTdJroZHJn5fINlXXRi_zwvK6hza6AWpdk0nEbirwrNyOfzCDpFUKMjXAu2xqXheODGsa3wYasy4hEA0TJ8PrvIz_K_ghegA16ZlVtyBUSOcl7NQhWf3Nq_k-MdaZ4-YTSjFqkK/w268-h400/zlota.png" width="268" /></a></div><div><br /></div><p>Do sięgnięcia po tę książkę sprowokowała mnie, rzec można, relacja z wizyty w muzeum bursztynu w Gdańsku - <a href="http://guciamal.blogspot.com/2023/08/gdanskie-spacery-muzeum-bursztynu.html">na blogu "Moje podróże" (tutaj)</a>. Bursztynowe precjoza zawsze kojarzą mi się z tą właśnie książką, bowiem otworzyła mi przed laty oczy na przemysł bursztynniczy. Zatem po przeczytaniu relacji z wystawy natychmiast wyciągnęłam z półki "Złotą muchę" i zatopiłam się ponownie w lekturze.</p><p>Dawno temu uwielbiałam książki Chmielewskiej, do pewnego momentu kupowałam i czytałam wszystko, co napisała. Skończyło się to jednak w momencie, kiedy nasza polska królowa kryminału podpisała z pewnym wydawnictwem kontrakt, w którym zobowiązała się do napisania dwóch książek rocznie. Co prawda wcześniej bez problemu zdarzało jej się takie tempo pisania, ale wiecie, jak to jest - dopóki nie musisz, to leci samo, a jak jest obowiązek, to idzie jak po grudzie. Więc te późniejsze książki Chmielewskiej nie były już ani tak błyskotliwe, ani tak zabawne, jak te z początkowego okresu jej twórczości. "Złota mucha" to była chyba jedna z ostatnich dobrych jej powieści. </p><p>Jest to zarazem powieść dość specyficzna, bo bardzo głęboko wchodząca w branżę bursztynniczą (tematyka więc dość nietypowa), zawierająca mnóstwo szczegółów dotyczących metod poławiania bursztynu, różnych konszachtów między bursztynnikami a kupcami bursztynowymi, konkurencji, przemytu, obróbki itd. Większość tych faktów opiera się na osobistych doświadczeniach Chmielewskiej. Jeśli więc ktoś lubi powieści opowiadające o realiach funkcjonowania konkretnej branży, albo jeśli ktoś kocha bursztyn i chciałaby się takich rzeczy dowiedzieć - to książka doskonała dla takich właśnie czytelników. Wielbiciele specyficznego humoru Chmielewskiej mogą jednak poczuć się nieco zawiedzeni, bo trochę tego tutaj zabrakło. Oczywiście jest wątek kryminalny, są trupy, jest przemyt i szara strefa bursztynnicza, ale drobiazgowe opisy kolejnych "polowań" na bursztyn są dość męczące. Polecam więc osobom zainteresowanym tematem pozyskiwania bursztynu i wszystkim, co się z tym tematem wiąże.</p><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: center;"><br /></p><p>A teraz z innej beczki - podzielę się małymi radościami, które mnie ostatnio spotykają. Bo czasem nie dostrzegamy drobnych fajnych momentów, albo sytuacji, które nas pozytywnie nastrajają, a uważamy je za przynależne do kategorii obowiązków, a nie - przyjemności.</p><p>Jedna z blogowych koleżanek walczy z deprechą, wiele osób miewa całkiem często takie bardzo złe dni, ja sama dawno temu też miałam depresyjne dość długie i głębokie epizody. Wygrzebawszy się z dołka psychicznego wiedziałam, że jak sama nie zadbam o swój dobrostan psychiczny, to raczej mało jest na świecie sił, które by zrobiły to za mnie. Nastawienie pacjenta jest prawie zawsze najważniejsze. </p><p>Więc staram się nie zajmować głowy sprawami trudnymi, na które nie mam wpływu, nie angażować w zajęcia, które z góry skazane są na porażkę, lub pyrrusowe zwycięstwo, dbam o zapełnianie swojej psyche dobrymi myślami, szukam pozytywów i radości w codziennych drobiazgach.</p><p>Radości ostatnich dni - podaję dla przykładu, z czego można się ucieszyć:</p><p></p><p></p><ul><li><b>Wyjazd męża i możliwość przeprowadzenia bez jego nadzoru rewolucyjnych porządków w niektórych pomieszczeniach. </b>Zwłaszcza tych zabałaganionych przez niego. No tak, dla mnie to frajda :). Prosiłam, zachęcałam, w końcu odgrażałam się, że jak sam nie uporządkuje tego chaosu, to ja się za to wezmę i nie będę przyjmować żadnych reklamacji. Więc jak się nadarzył wyjazd męża na nieco ponad tydzień, to oświadczyłam, że zamówiłam już kontener i połowę gratów wywalę bez sentymentów. Ledwo drzwi się za nim zamknęły, dokonałam wstępnej inspekcji, zapełniając po drodze pierwszy wór, potem przyszedł czas na bardziej wnikliwą analizę zawartości szaf, szafeczek i półeczek. Po dwóch dniach miałam poczucie dobrze spędzonego czasu, przestrzeń się zrobiła, zapanował ład i porządek. I nikt przy tym nie biadolił "bo ty byś wszystko powyrzucała, a to się jeszcze może przydać". No nie, nie przyda się. Mąż chyba w końcu zrozumiał, bo przed wyjazdem nie protestował. Z rozpędu nawet, mimo wściekłego upału, wypolerowałam to i owo, a zwykle nie mam już czasu na takie dopieszczanie :). Mąż wraca jutro, a ja się napawam :))). Jak to niektórzy mówią - kobieta wychodzi za mąż po to, żeby być szczęśliwą, jak mąż wyjedzie ;).</li></ul><p></p><ul><li style="text-align: justify;"><b>Sowa włochatka. </b>(<a href="https://pl.wikipedia.org/wiki/W%C5%82ochatka_zwyczajna">tutaj link do opisu w Wikipedii</a> i <a href="https://jestemnaptak.pl/atlas-ptakow/wlochatka/">tutaj jeszcze ciekawy artykuł</a>). Ta malutka (mniejsza od gołębia) sówka, przypominająca wyglądem bardziej u nas popularną pójdźkę, zamieszkuje stare bory świerkowe, najczęściej górskie, w Polsce rzadko spotykana. Nie buduje gniazd, zasiedla dziuple w starodrzewie świerkowym, najczęściej po dzięciole czarnym. W Polsce podlega ścisłej ochronie gatunkowej.</li></ul><br /><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGqpaZaUKn0sE6HSTeN4nh1HHZ8z3mIZghfg-EjLmwhxQbkf9ry9EfERrGIAurvmZQ4NAUD2Sv45Fy8CGXdZOAnkHol6lDeF1rIKbHHqOjZ2gbjFllUKDzrIIqQ05V5yQWAc6ibHcNEPs8Ki5LcfP_8xZsGzMgwdHLVqUxLCdpFygV40M9FE3J0ws2pRYk/s852/w%C5%82ochatka.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="844" data-original-width="852" height="396" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhGqpaZaUKn0sE6HSTeN4nh1HHZ8z3mIZghfg-EjLmwhxQbkf9ry9EfERrGIAurvmZQ4NAUD2Sv45Fy8CGXdZOAnkHol6lDeF1rIKbHHqOjZ2gbjFllUKDzrIIqQ05V5yQWAc6ibHcNEPs8Ki5LcfP_8xZsGzMgwdHLVqUxLCdpFygV40M9FE3J0ws2pRYk/w400-h396/w%C5%82ochatka.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://gs24.pl/pierwsza-sowa-wlochatka-w-naszym-regionie/ga/5677354/zd/8638452">włochatka</a></td></tr></tbody></table> <br /><div><br /></div></span><br /></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Czyż nie jest cudna?! Spójrzcie na te mocno opierzone, aż po same szpony, łapki - podobno z tego właśnie powodu sówkę nazwano włochatką.</span><span style="text-align: left;"> </span></div></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tu młode, równie urocze :) - podobno nie boją się ludzi:</span></div></blockquote><p> </p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRzd-_ithHcl9SemfG4K4MV2VcSzLbzr8vYLYL6IAVzji9Ip8n-dNS9LnZ8y9pj1Su4Il1z2NRxUnSfrqBdDzMFLpNBUuZGvrSbiOgKubalbHFE1XxpMDXleAvujDyqGlAGs55BnbfdoKcAiismVmw20BBBh3NJLuzMXm2yLAx7eGyG1psuitZacbrf4-D/s900/m%C5%82ode%20w%C5%82ochatki.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="506" data-original-width="900" height="225" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiRzd-_ithHcl9SemfG4K4MV2VcSzLbzr8vYLYL6IAVzji9Ip8n-dNS9LnZ8y9pj1Su4Il1z2NRxUnSfrqBdDzMFLpNBUuZGvrSbiOgKubalbHFE1XxpMDXleAvujDyqGlAGs55BnbfdoKcAiismVmw20BBBh3NJLuzMXm2yLAx7eGyG1psuitZacbrf4-D/w400-h225/m%C5%82ode%20w%C5%82ochatki.jpg" width="400" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><a href="https://olsztyn.tvp.pl/15709964/wlochatki-nie-okazuja-niepokoju">młode włochatki</a></td></tr></tbody></table><br /><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No dobrze, ale co z tą włochatką i dlaczego wymieniam ją wśród antydepresantów? Bo otóż właśnie niedawno ta malutka sówka "zrobiła mi dzień" :). A nawet kilka dni.</span><span style="text-align: left;"> </span></p></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Było gorąco, na noc więc okna w sypialni otwarte. A za oknem, jakieś 30 metrów od naszego domu, czyli niemal za płotem, jest niewielki zagajnik ze starymi drzewami. Mieszka tam mnóstwo śpiewającego i ćwierkającego ptasiego drobiazgu, tłum rozmaitych krukowatych, bywają też sroki, sójki, dzięcioły, biegają wiewiórki, o sowach jednak do tej pory nie słyszałam. No i pewnej nocy zbudził mnie jakiś przedziwny dźwięk. Nie cierpię, jak mnie coś wyrywa ze snu, bo mam potem problem z zaśnięciem, a jak już po trzech godzinach w końcu zasnę, to rano masakra ze wstawaniem, a do roboty czasem jednak trzeba iść. No i razu pewnego, nagle wśród nocnej ciszy i czerni choć oko wykol, rozlega się niezwykle donośny, przenikliwy, ale całkiem ładny dźwięk, niewątpliwie ptasi głos, najprawdopodobniej sowi, choć z typowym pohukiwaniem nie kojarzący się ani trochę. </span></p></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Mimo wszystko - byłam pewna, że to jakaś sowa. I tak mnie to uradowało, że mamy po sąsiedzku sowę, że uszczęśliwiona tym faktem zasnęłam natychmiast z błogim uśmiechem :). A następnego dnia odsłuchałam w internecie głosy wszystkich sów, no i okazało się, że to włochatka! Głos specyficzny, nie do pomylenia. Niestety, później już go nie słyszałam, więc możliwe, że sowa była tutaj tylko przelotem. Druga opcja jest taka, że nie słychać już jej głosu, bo one częściej odzywają się na wiosnę, w porze godowej. Więc może tylko pan włochatek zasygnalizował, że znalazł odpowiednią dziuplę i tutaj będzie mieszkał, a na wiosnę zacznie przywoływać panie włochatki :))).</span></p></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I tutaj, proszę bardzo, próbka tego niesamowitego głosu, kosmicznego, jak określiła to Romi :) </span></p></blockquote><p> </p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://www.youtube.com/watch?v=yc_mdNRhA1I"><iframe allowfullscreen="" class="BLOG_video_class" height="365" src="https://www.youtube.com/embed/yc_mdNRhA1I" width="495" youtube-src-id="yc_mdNRhA1I"></iframe></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No w każdym razie słucham sobie tych nagrań głosu włochatki co chwila, czytam wszelkie możliwe ciekawostki o jej życiu i zwyczajach i jaram się jak głupia :). </span></blockquote><br /><br /><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Hortensje i lawenda. </b>No wiadomka :). Teraz na wszelkich blogach są przepiękne zdjęcia hortensji, bo to głównie one dają teraz koncert kwitnienia, więc nie będę Was zasypywać moimi kiepskimi fotkami. Ale cieszę się, że w końcu coś w moim zaniedbanym ogrodzie kwitnie spektakularnie (no dobra, na wiosnę była wielka azalia pontyjska i białe lilaki, później wiciokrzew japoński (że japoński, to wiem dzięki Pani Ogrodowej czyli Iwonce, bo ja przez lata myślałam, że mam pomorski!). Oczywiście jest pełno różnych drobnostek, ale wrażenia wielkiego nie robią. A teraz, kiedy przycięłam właśnie lawendę, królową ogrodu jest spora kępa hortensji bukietowych w trzech odmianach. Uwielbiam białe kwiaty, więc dopóki się nie przebarwią pod koniec kwitnienia na różowo, cieszą moje oczy. A lawendy nareszcie udało mi się rozmnożyć i to mnie ogromnie cieszy. Młode nie są jeszcze imponujące, ale mam kilka nowych kwitnących kępek i to jest najważniejsze, bo mojej odmiany nie spotykam w handlu. Ma wyjątkowo długie, przewieszające się pędy, ładnie wygląda posadzona na skraju murku, bo kwiaty zwieszają się i wygląda to jak lawendowa kaskada. No niestety, dokonałam mocnego cięcia zanim przyszło mi do głowy, żeby ją sfotografować, teraz jest nieco... łysa :). Muszę pamiętać przy kolejnym kwitnieniu, żeby ją uwiecznić.</span></li></ul><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A na koniec przypominam o nieustającej zbiórce na kotki, którymi opiekuje się Drevni Kocurek. Pilnie potrzebne są teraz pieniądze na kastrację trzech ostatnio przygarniętych maluszków. Tak jak pisze Kocurek - wpłaty nie muszą być duże, jak 100 osób wpłaci po 10 zł, to się nazbiera potrzebny tysiąc!</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #fb635f; font-family: brandon_text_bold, sans-serif; text-align: left;"><b><span style="font-size: large;"><a href="http://pomagam.pl/3mcmefi">pomagam.pl/3mcmefi</a></span></b></span></div><div style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #fb635f; font-family: brandon_text_bold, sans-serif; text-align: left;"><b><br /></b></span></div><div style="text-align: center;"><span style="background-color: white; font-family: brandon_text_bold, sans-serif; text-align: left;"><b>*****</b></span></div><div style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #fb635f; font-family: brandon_text_bold, sans-serif; text-align: left;"><b><br /></b></span></div><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><p></p><p></p></span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com52tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-13761726827010956422023-07-20T16:30:00.000+02:002023-07-20T16:30:44.149+02:00Zakładki.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Miało być o czymś zupełnie innym, ale namnożyło mi się trochę tych zakładek, więc przyszła pora, żeby jakąś część pokazać. Dzisiaj takie kwiatkowe, z naklejanymi suszkami, eksperymentalne poniekąd, świeżynki najnowsze. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0lChF9fY-2qp6c6UbS2JGU3HFNnTj0mWdbehl2HaDPbhCuM9YfmQJDNilrKqwOXQ12-XlIzchIYet11FN_wPbZcWtQCyZraNDg5GN9Q5Yb6CVojlz80aKWnU1HSN3OztGHk3RUHI4yD0Zcqi5qR1-FYU-AlyFij6g8iZVWbaTpUbnJwCHnILPfZPTcJWA/s4000/z4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj0lChF9fY-2qp6c6UbS2JGU3HFNnTj0mWdbehl2HaDPbhCuM9YfmQJDNilrKqwOXQ12-XlIzchIYet11FN_wPbZcWtQCyZraNDg5GN9Q5Yb6CVojlz80aKWnU1HSN3OztGHk3RUHI4yD0Zcqi5qR1-FYU-AlyFij6g8iZVWbaTpUbnJwCHnILPfZPTcJWA/w400-h300/z4.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kiedyś już pisałam o tym, że ja w zasadzie nie używam zakładek, bo przeszkadza mi w książce wszystko, co jest grubsze niż kartka papieru. Ale robić je lubię :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Zakładki, podobnie jak różne malutkie rysuneczki i inne bazgrołki, są fajną odskocznią i urozmaiceniem w trakcie pracy nad większym formatem. A ja właśnie mam na sztaludze obraz, który miał powstać raz-dwa, bo miałam w głowie konkretną wizję... Ale jakoś idzie mi jak po grudzie, codziennie maźnę pędzlem kilka razy i potem siedzę i dumam, czy to na pewno tak ma być. Zaglądam do niego kilka razy dziennie i mam wątpliwości. Czasem lepiej zostawić taki ciężko idący projekt, odpocząć, zająć się czymś innym. Bo życie nie znosi próżni, więc jakoś tak mimochodem zabrałam się za drobiazgi.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi58uZNY2OPVC04O0CgDewIp6tNJOzGoJVRSyhjoVZUrSz1iKxQ-K1uOfSt-3xLhVQHpt3gWS4covgC_gEKsGHS4_yJFXgK4sCmekdp19J2KXTctH8qJc6Xm2Rso8e87CicZCGGGK1kcIfshIqJPqhE5rL7KqDgXSkQk7AanJwpUu9Zcl--kDm88aWSCwKR/s3176/z14.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3176" data-original-width="2699" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi58uZNY2OPVC04O0CgDewIp6tNJOzGoJVRSyhjoVZUrSz1iKxQ-K1uOfSt-3xLhVQHpt3gWS4covgC_gEKsGHS4_yJFXgK4sCmekdp19J2KXTctH8qJc6Xm2Rso8e87CicZCGGGK1kcIfshIqJPqhE5rL7KqDgXSkQk7AanJwpUu9Zcl--kDm88aWSCwKR/w340-h400/z14.jpg" width="340" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kilka kwiatków zasuszyłam jeszcze w ubiegłym roku, zupełnie o nich zapomniałam, a tu nagle wypadły z książki... Drugim elementem była torebka prezentowa, która do dalszego użytku się nie nadawała, bo coś tam się naderwało... Ale papier był ciekawy - gruby szaro-brązowy papier typu eko, z nadrukiem w stylu vintage. Znalazłam jeszcze kawałek papieru czerpanego, no i tak jakoś poskładałam te różne elementy i powstały zakładki. Nie lubię, jak się za dużo naraz dzieje na kartce papieru, wolę minimalizm, więc ozdobny papier "robi" tył zakładek, a kwiatki umieściłam na gładkim tle, dodając tylko tu i ówdzie odrobinkę złotego żelopisu. Tak wyglądają ich "plecki":</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuuU9L4vNK9hSLFp1j4Okdr0kEJJXvUs28Wm9aEkViPBRI9wX6Ptz_D1aTik-PeQ5D5muYcOLqGiP72fGmFzuQ4GMfdT1aO8jsBfEfyrkxIYI44gBQ7q1HLoBq592TT4yxZGDoYGXEr0KY2vZJEb_WIqXP-YntVsKqCx2MzVq4jbNxOBZwZbgDIe4tlhf2/s3724/z1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2578" data-original-width="3724" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiuuU9L4vNK9hSLFp1j4Okdr0kEJJXvUs28Wm9aEkViPBRI9wX6Ptz_D1aTik-PeQ5D5muYcOLqGiP72fGmFzuQ4GMfdT1aO8jsBfEfyrkxIYI44gBQ7q1HLoBq592TT4yxZGDoYGXEr0KY2vZJEb_WIqXP-YntVsKqCx2MzVq4jbNxOBZwZbgDIe4tlhf2/w400-h278/z1.jpg" width="400" /></a></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Chwościki zrobiłam z muliny, której zapasy nieprzebrane mam z czasów, kiedy namiętnie haftowałam. Do haftu raczej nie wrócę, a na pewno nie przerobię tych wszystkich nici, więc znalazłam dla nich takie właśnie zastosowanie :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGS3A0938VyX6eGOP7wd51p1RpetZRXVTJ8uqgWlxpGUBYMhY1OwuPqAt6IqZ1uFyTjm1xBaaZJBd3_VuNFzQ3FQARdWAFAmPUpwq3AHU355bVC-ydWOOWITLUXCH0qgDKTa5grs5_SSrzK8r1VZqYCsdpHVlkIW_u5J6NcGSFf4bbicpCrR9dIPTCGdcp/s3728/z9.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3728" data-original-width="2447" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGS3A0938VyX6eGOP7wd51p1RpetZRXVTJ8uqgWlxpGUBYMhY1OwuPqAt6IqZ1uFyTjm1xBaaZJBd3_VuNFzQ3FQARdWAFAmPUpwq3AHU355bVC-ydWOOWITLUXCH0qgDKTa5grs5_SSrzK8r1VZqYCsdpHVlkIW_u5J6NcGSFf4bbicpCrR9dIPTCGdcp/w263-h400/z9.jpg" width="263" /></a></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Napisałam, że zakładki są w pewnym sensie eksperymentalne, bo trochę się przy ich tworzeniu uczyłam. Z tego też powodu nie wszystko poszło zgodnie z planem i nie wszystko się udało ;). Nie załamuję rąk, bo to była zabawa dla siebie samej, a że kilka wyszło całkiem nieźle, to będą się nadawać choćby na prezenty, jako dodatek do książek na przykład.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRDL5GKObX7iMvbTDK2MAz1cBJhuDHC0urawCKindLn6pVuWd6__9wcGThn01ZYd7CaGvztO8czPEPA6DotbsVJPIr_eVDHQDkPU-O-tz1SgG0UrcvD6RNTNnPej1kCrPQ3ooGDwRb9gApi_7scAxCSLylJSm55DA0mEerbZcC8GZ1cUR3yLPxm9FZwfeT/s4000/z2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRDL5GKObX7iMvbTDK2MAz1cBJhuDHC0urawCKindLn6pVuWd6__9wcGThn01ZYd7CaGvztO8czPEPA6DotbsVJPIr_eVDHQDkPU-O-tz1SgG0UrcvD6RNTNnPej1kCrPQ3ooGDwRb9gApi_7scAxCSLylJSm55DA0mEerbZcC8GZ1cUR3yLPxm9FZwfeT/w400-h300/z2.jpg" width="400" /></a></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pierwsza nowość dla mnie to chwościki, które zrobiłam wzorując się na filmikach znalezionych na YT. Niby prościzna, ale dopiero po kilku średnio udanych zaczęło mi to wychodzić jak należy. Musiałam dopracować metodę zawiązywania i znaleźć odpowiednią długość sznureczka do zawieszenia przy zakładce, jak i samego chwosta. W sumie jednak nie jest to jakaś skomplikowana sprawa, tak że ten punkt mogę uznać za opanowany :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwlFR0ttfb8FSDxgkZ5zxd9WV56ny__lPUFn69Y8U0F9sn62zUJLODPxYub9AnxSHAeVIYKVpmB5Vsg5gfrZhZcWFvN8ErRQMcUlkq8D4nP_E09BlwWa0uq3lPOyz8xsyPh0UbEvJlsSmZHNFMMmn4vqS9WogMyEeAuUlaQ5zOYVph6qsr6VF3sZMszM23/s4000/z13.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwlFR0ttfb8FSDxgkZ5zxd9WV56ny__lPUFn69Y8U0F9sn62zUJLODPxYub9AnxSHAeVIYKVpmB5Vsg5gfrZhZcWFvN8ErRQMcUlkq8D4nP_E09BlwWa0uq3lPOyz8xsyPh0UbEvJlsSmZHNFMMmn4vqS9WogMyEeAuUlaQ5zOYVph6qsr6VF3sZMszM23/w300-h400/z13.jpg" width="300" /></a></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Gorzej mi poszło z laminowaniem. Co prawda zakładki z zasuszonym kwiatkiem mają większy urok bez laminatu, ale są na tyle delikatne, że przy normalnym użytkowaniu te kwiatki szybko by się pokruszyły i osypały. Pierwszym pomysłem było więc pokrycie kwiatków klejem, np. rozwodnionym wikolem, który jest bezbarwny po wyschnięciu. Wahałam się miedzy klejeniem a laminowaniem... Ostatecznie zdecydowałam się jednak na laminowanie - i to był błąd.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitHsPo1Zcw1OlX1L7ovmnTvF1DCRqrQaj6KZ5sBrtCdeTZVpVwj4pNPmcRKZzM5DbUWwgK2Cva1GNG71-44FiPmRxLR0drm_F1vDTl6YMP43ObRBv0B_Y7kj5REur_vUvnNtWUwdAWMCrNo1hu41N6mXuoQkZcChAIsJfIjTLjB4pclixgu67nXRAPNMGl/s3896/z11.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2843" data-original-width="3896" height="293" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEitHsPo1Zcw1OlX1L7ovmnTvF1DCRqrQaj6KZ5sBrtCdeTZVpVwj4pNPmcRKZzM5DbUWwgK2Cva1GNG71-44FiPmRxLR0drm_F1vDTl6YMP43ObRBv0B_Y7kj5REur_vUvnNtWUwdAWMCrNo1hu41N6mXuoQkZcChAIsJfIjTLjB4pclixgu67nXRAPNMGl/w400-h293/z11.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Posiadam laminator, taki zwyczajny do domowo-biurowego użytku. Ale! Taka maszynka nadaje się świetnie do zabezpieczania dokumentów i zwyczajnych zakładek z papieru czy kartonu, to już przerabiałam i wyszło świetnie, natomiast tutaj doszły jeszcze zasuszone kwiatki, niektóre o konkretnej grubości (na przykład lawenda). Była obawa, że się to zatnie w laminatorze i nie wiadomo, co z tego wyniknie. No więc - zainspirowana internetowymi poradami - sięgnęłam po żelazko. Albowiem mając folię do laminowania można zamiast laminatora użyć żelazka, w końcu chodzi tutaj o temperaturę i odpowiedni nacisk.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i właśnie ten punkt programu raczej nie wypalił, albo - można powiedzieć - wypalił średnio. Cieńsze zakładki wyszły spod żelazka mniej więcej tak jak powinny, w zasadzie jest ok, natomiast te grubsze, z lawendą i kłosami, już nie za bardzo. Folia nie przykleiła się dokładnie, pomimo dość długiego czasu nagrzewania, dociskania itd. Powody mogły być różne, od zbyt niskiej temperatury żelazka (w internetach pisali, żeby ustawić na najniższą, ja i tak dałam tak po środku), przez słaby docisk (no nie powiem, żebym dała z siebie wszystko), po zbyt grubą do takiego eksperymentu folię laminacyjną. Ona jest świetna do dokumentów, ale tutaj prawdopodobnie cieńsza lepiej by się "dopasowała" do kwiatka. Tak więc gdybym miała kiedyś robić tego typu zakładki, to musiałabym jeszcze poćwiczyć kwestię laminowania, może da się to zrobić lepiej. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTXePpmpmnyXpCRTRaF4s3--HjLKCRDmS9o43A-S0DuxipeM78QwlZLb7iSsr-UACfTuQIDnQqFQal4D8fRVjrA06Gn9EY4TxZtuDCmM3iuD3eJaaHsgk1ZSVY6HPje-jGM0xOiVazhv2l6qVv71pRgfhgjIc7MmXabmggik3WNzSqUmSwVCjSeyJ3hMVD/s3999/z12.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3999" data-original-width="2910" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjTXePpmpmnyXpCRTRaF4s3--HjLKCRDmS9o43A-S0DuxipeM78QwlZLb7iSsr-UACfTuQIDnQqFQal4D8fRVjrA06Gn9EY4TxZtuDCmM3iuD3eJaaHsgk1ZSVY6HPje-jGM0xOiVazhv2l6qVv71pRgfhgjIc7MmXabmggik3WNzSqUmSwVCjSeyJ3hMVD/w291-h400/z12.jpg" width="291" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jednak<b><a href="https://trzeci-pokoj.blogspot.com/2023/07/letnie-wycinanie.html"> wczorajszy post Justynki (tutaj)</a></b> upewnił mnie, że klej jest doskonałym wyborem. Więc na przyszłość: trzeba zawierzyć intuicji i wybrać to, co nam przychodzi do głowy w pierwszym przebłysku. Kolejne eksperymenty z kwiatkowymi zakładkami będą więc z użyciem kleju, to zdecydowanie lepsza opcja i wygląd kwiatków będzie bardziej naturalny. Lawenda kwitnie, wkrótce będzie się suszyć :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To teraz wracam do mojego obrazu, który jakoś nie chce sam się namalować...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK-j3k7Apx0Oehp_rA6jfQYIG8pjQwKJnsvKnxwhm6HKTUSOhNPAO9tDjt8cKFrWoKY9XzioHUbTHKWvhgtAUAfBY6g_c_dr0xzCxRcMe6RsKuoRmZaefUItcpjLW1JEPwXq9c0I6Y00EaKW6iPKfhqZ6Zx7FRozH0leln9Z3oz6mwQ_xg_2vWzfc6Mgp_/s4000/z4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjK-j3k7Apx0Oehp_rA6jfQYIG8pjQwKJnsvKnxwhm6HKTUSOhNPAO9tDjt8cKFrWoKY9XzioHUbTHKWvhgtAUAfBY6g_c_dr0xzCxRcMe6RsKuoRmZaefUItcpjLW1JEPwXq9c0I6Y00EaKW6iPKfhqZ6Zx7FRozH0leln9Z3oz6mwQ_xg_2vWzfc6Mgp_/w400-h300/z4.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com56tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-8797836482300064502023-07-02T16:41:00.003+02:002023-07-02T16:46:26.364+02:00Jesienny lipiec.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wygląda na to, że pory roku mi się pomyliły, ale to chyba ten listopadowy półmrok w lipcowe południe tak na mnie zadziałał. </span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiA5s_doSsbz84Q3sSZhlyFmyIniUsrsE2wKB63wn8lcPWzvJsIutaZVkFqDBS1Cb2FK2Ij7SsbV43ZNpwPN6fjul1-ChJP4a4DMqZqDYUkqs7Jh4UD-IYbyIPm-rPKs4b-6Q3afDuraChrlJ4WZJSYmD-11ZKqatZ3tBAuG3ZRFi6Y5sxpeSfIL1rRdPt/s4000/1111111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiiA5s_doSsbz84Q3sSZhlyFmyIniUsrsE2wKB63wn8lcPWzvJsIutaZVkFqDBS1Cb2FK2Ij7SsbV43ZNpwPN6fjul1-ChJP4a4DMqZqDYUkqs7Jh4UD-IYbyIPm-rPKs4b-6Q3afDuraChrlJ4WZJSYmD-11ZKqatZ3tBAuG3ZRFi6Y5sxpeSfIL1rRdPt/w300-h400/1111111.jpg" width="300" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEmAwT3MXYralayWhSotvdnpL890Dd3dktSXWPd1G7LzIKYM3qlKPM0IQj6CVKQcYkmBfzTk9W8wUtpwGZAfprukacu6IMEgf6vy61fx2rNpF_lkNQuJp3F0CerJmMf5_nWqaub7sb80SrhYLwzg7xyPhdzFE9KmiObjZ5dm2zjrpyEuIcYBp0qxyw-JRG/s4000/11111111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjEmAwT3MXYralayWhSotvdnpL890Dd3dktSXWPd1G7LzIKYM3qlKPM0IQj6CVKQcYkmBfzTk9W8wUtpwGZAfprukacu6IMEgf6vy61fx2rNpF_lkNQuJp3F0CerJmMf5_nWqaub7sb80SrhYLwzg7xyPhdzFE9KmiObjZ5dm2zjrpyEuIcYBp0qxyw-JRG/w300-h400/11111111.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSNZcYAOSEJt-d47lS__1BoEziVdIXiocyehn2y6SYCgP7KEorG8IuIy0eXXHtz9BNzZ-ml25JbfIia8Zg-TBPSN4Sf1BRbNq4fY-k8_UL0gHRhbx-s-Ffy1-uwMqbGPir4OaFNPWoyvuVdfVuNh_AMJwovBxx6ANCbGt-Rp-PLZyrpnlS_5AadlxRrlHl/s3999/1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2854" data-original-width="3999" height="285" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSNZcYAOSEJt-d47lS__1BoEziVdIXiocyehn2y6SYCgP7KEorG8IuIy0eXXHtz9BNzZ-ml25JbfIia8Zg-TBPSN4Sf1BRbNq4fY-k8_UL0gHRhbx-s-Ffy1-uwMqbGPir4OaFNPWoyvuVdfVuNh_AMJwovBxx6ANCbGt-Rp-PLZyrpnlS_5AadlxRrlHl/w400-h285/1.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Grzebałam w szufladzie szukając czegoś - i trafiłam na zapomniane metaliczne farbki Kuretake Gansai oraz cienkopisy różnych rozmiarów. I przypomniałam sobie o wizji obrazka w klimacie późno jesiennym... Niby nie na czasie, ale kto powiedział, że w lecie tylko kwiatki i plażę można malować. No i tak powstały dwa szybkie obrazeczki.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwM6FYYgcfFE_lzwX9sivVZ-jpTP7253FYZ4TbNQatFwZHA9nkAGASxSgXVXVG1qkmydHWgfibi4vo-vBGIcWnFoSRzzOMt_nQLIBUKK1ZvG688k-MYcMOJkSaechClRDRj0cQvOTTUl7WG9DuoyY6EqOEq6-PTWP2aFJ6QrutarNYdQiOahCQYom7RrSI/s3932/11.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2744" data-original-width="3932" height="279" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjwM6FYYgcfFE_lzwX9sivVZ-jpTP7253FYZ4TbNQatFwZHA9nkAGASxSgXVXVG1qkmydHWgfibi4vo-vBGIcWnFoSRzzOMt_nQLIBUKK1ZvG688k-MYcMOJkSaechClRDRj0cQvOTTUl7WG9DuoyY6EqOEq6-PTWP2aFJ6QrutarNYdQiOahCQYom7RrSI/w400-h279/11.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tło - papier do mixmedia w kolorze piaskowym, rozmiar A4, użyte zostały czarne cienkopisy i metaliczna farbka w kolorze różowego złota, chociaż można by ten kolor podciągnąć pod miedziany (czyli baaardzo różowe złoto), a listopadowe zamglone słoneczko, jak na lipiec przystało - w perłowej bieli. Docelowo mają być oprawione w czarne passe-partout, a teraz na tym czarnym leżą, wbrew pozorom to nie jest granat, tylko mój aparat wie lepiej.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pokazuję je w takich różnych kątach nachylenia, bo próbowałam jakoś uchwycić przynajmniej ten połysk, skoro same kolory zupełnie mi nie wychodzą na zdjęciach :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSAODBoAL7rrMPJXD5SppILLvFfDr8ecla-Euk3GNZ5aMXsvxXp16vQ4J9GSLjH-kj1f5gTPht41AdefO0xIhDHhSA8gJabI7A3TNcdhTC6MPEjcfnpkM_AOK7QcP0jQ3CelbJJlex12zCzCka8ohXz8xXY_g-7iefBD4uHv64haM1oiYGL7fbBGn7fXgM/s4000/11111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSAODBoAL7rrMPJXD5SppILLvFfDr8ecla-Euk3GNZ5aMXsvxXp16vQ4J9GSLjH-kj1f5gTPht41AdefO0xIhDHhSA8gJabI7A3TNcdhTC6MPEjcfnpkM_AOK7QcP0jQ3CelbJJlex12zCzCka8ohXz8xXY_g-7iefBD4uHv64haM1oiYGL7fbBGn7fXgM/w300-h400/11111.jpg" width="300" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjch97CvJYCCd1G7RSFNUt6_0IaxCEMXhC5tqCVahODnyfY2HuBo4lwZ_gcEMv76uQsvBh0tCHWa2Ny4hv6Sfs93YVjWFUNSZeS-Zh-8TnQz-_h0O09xHNN_hQ1KbQo9kpklxf8emnbMvHisbqcowMnCC0HwovI6H07hghpApg7VrkJuN4eeqd4TZcSquwg/s3807/1111111111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3807" data-original-width="2969" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjch97CvJYCCd1G7RSFNUt6_0IaxCEMXhC5tqCVahODnyfY2HuBo4lwZ_gcEMv76uQsvBh0tCHWa2Ny4hv6Sfs93YVjWFUNSZeS-Zh-8TnQz-_h0O09xHNN_hQ1KbQo9kpklxf8emnbMvHisbqcowMnCC0HwovI6H07hghpApg7VrkJuN4eeqd4TZcSquwg/w313-h400/1111111111.jpg" width="313" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9qult0vlF1me-dxNeBryBjuzPEnRMY8ZDgy9fj6G80q9Xy1-xou-y437GhedvW88ZJGJ0s_T4ZY6KF06T4AHfpy7AHVYnr86Vo8NpMwjDW3qIR3RQ0H1VsqVWvoHc4lEU6RY8B1puNb82LTg7NR1etgHzc5KKEMNA8DZJUrJ8uuFJlzBBHGsT_FWEQJK4/s3742/11111111111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3742" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi9qult0vlF1me-dxNeBryBjuzPEnRMY8ZDgy9fj6G80q9Xy1-xou-y437GhedvW88ZJGJ0s_T4ZY6KF06T4AHfpy7AHVYnr86Vo8NpMwjDW3qIR3RQ0H1VsqVWvoHc4lEU6RY8B1puNb82LTg7NR1etgHzc5KKEMNA8DZJUrJ8uuFJlzBBHGsT_FWEQJK4/w321-h400/11111111111.jpg" width="321" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pejzażyki bardzo uproszczone, elementem bizantyjsko zdobniczym jest oczywiście ten blask złota, a raczej miedzi. Czasem mam takie napady sroczyzmu i wtedy lubię jak coś się błyszczy i złoci.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRd-CP8g14qeq-nIlueT9KhBDy13IkkzaLDxSRuxkan5M2WZMCysmyDKtrh8TaNVnK4rV0ACZGaEIHEO3vaZOrfFkhu-4hy_qbQg0ZdPr8duGwxOmLq84C6gy9JoJ3mmkeiRg0gkf6fvf4iDo1zOvoFrs8d53PBbiaqvlSco7z_23an47p5rMmw2D2FMro/s3767/111111111111.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3767" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRd-CP8g14qeq-nIlueT9KhBDy13IkkzaLDxSRuxkan5M2WZMCysmyDKtrh8TaNVnK4rV0ACZGaEIHEO3vaZOrfFkhu-4hy_qbQg0ZdPr8duGwxOmLq84C6gy9JoJ3mmkeiRg0gkf6fvf4iDo1zOvoFrs8d53PBbiaqvlSco7z_23an47p5rMmw2D2FMro/w319-h400/111111111111.jpg" width="319" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="font-family: arial;"><div style="text-align: justify;">Na takie obrazki czarno-złote mam sporo pomysłów, ale najpierw muszę znaleźć dla nich zastosowanie. Bo na razie to tego typu twórczość występuje u mnie pod roboczą nazwą "chałturki". Ostatnio pojawiła się myśl, żeby popowieszać trochę tych moich wytworków w pracy... Bo ja się szykowałam na emeryturę, a tu dziecko moje własne rzuciło mi kłodę pod nogi, mówiąc, że może by ono tak weszło w ten biznes... ech... Więc w tej sytuacji - zamiast leżeć sobie pod gruszą na dowolnie wybranym boku - będę przez czas jakiś dalej zasuwać w robocie. Bo dziecko co prawda kiedyś u mnie już pracowało, ale z trochę innym nastawieniem, więc teraz trzeba je w różne sprawy jeszcze wprowadzić. W związku jednak z moimi wcześniejszymi planami emerytalnymi od pewnego czasu nie inwestowałam w firmę i biuro nieco się zapuściło, wołając o remont, a przynajmniej odświeżenie. Będziemy więc odświeżać i dekorować. Moimi dziełami. A co!</div><div style="text-align: justify;"><br /></div></span><p></p><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: center;"><br /></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com56tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-34736399211281248052023-06-30T20:51:00.003+02:002023-07-01T12:21:08.122+02:00Książki. Božidar Jezernik o kawie, Agatha Christie... o tym co zwykle ;).<p style="text-align: left;"></p><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Konsekwentnie czytam kolejne książki o kawie. <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/02/ksiazki-grabon-o-kawie-pomsel-hansen-o.html"><b>Tutaj (klik)</b> opowiadałam o bardzo ciekawej pozycji dla kawoszy</a>, a za jakiś czas będzie (mam nadzieję) cały post "kawowy" - o metodach parzenia, o książkach, o sprzęcie i gadżetach, o kawie w ogóle. Ale to jeszcze chwilę potrwa. Tymczasem dzisiaj najnowsza pozycja z listy kawowej literatury.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b style="text-decoration-line: underline;">BOžIDAR JEZERNIK - "Kawa".</b> </span><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Czarne, 2021r, 248 stron</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><br /></u></b></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoqHIxyF3DrFp2gDEmNBnU5z7_vm1z_bxhtFinATjMrJvC9uq4cavNj5as7ard9vpEw4w9VANdUZ0kTW_lq5PFc2iMcuVTEgfZ_MUy4lpDJJQFXwXcGB-BtYpali4hsDeDs64IhRzEIyZ-73OXyVO8xSZutyXXz217ZCYAk9dyz_x1KTh6yW8IYBBmDkLQ/s500/kawa.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="386" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoqHIxyF3DrFp2gDEmNBnU5z7_vm1z_bxhtFinATjMrJvC9uq4cavNj5as7ard9vpEw4w9VANdUZ0kTW_lq5PFc2iMcuVTEgfZ_MUy4lpDJJQFXwXcGB-BtYpali4hsDeDs64IhRzEIyZ-73OXyVO8xSZutyXXz217ZCYAk9dyz_x1KTh6yW8IYBBmDkLQ/w309-h400/kawa.webp" width="309" /></a></div><br /><u><br /></u></b></span></div><p></p><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Niby esej. Tak przynajmniej zaznaczono na okładce, zabrałam się więc za czytanie z dużym entuzjazmem, tym bardziej, że w notce wydawniczej obiecano mi "barwną opowieść" o kawie. Ale entuzjazm opadł mi już w trakcie pierwszego rozdziału i później było już tylko gorzej. Bo jest to rzecz jest dość ciężka, napisana w dodatku bez literackiego polotu i osobistych refleksji autora, jak na esej przystało. Mnóstwo informacji, to prawda, ale sucho wyłożonych, trochę wymieszanych niestety i niezbyt dobrze zredagowanych. Sama długość (rozmiar solidnej powieści) i napakowanie informacjami skłania mnie bardziej do porównania tego dzieła z monografią, choć też nie do końca. Na pewno nie jest to krótka forma do przeczytania za jednym posiedzeniem, nawet dość długim. Ilustracje trochę bez związku z treścią, dużo fragmentów powtarza się, generalnie sporo chaosu. Zabrakło sprawnej redakcji i ciekawych anegdotek. Kompletnie mnie to nie porwało i nie wciągnęło. To wszystko sprawia, że czytanie tej książki nie jest przyjemne, żadna to "barwna opowieść", jak zapowiada wydawca. Jest jednak mnóstwo konkretnych informacji o historii czarnego napoju, o uprawach, zwyczajach itd. Spodziewałam się jednak czegoś innego - miłej i wciągającej lektury. Trójka z plusem - trójka za styl, a ten plus za ogrom wiedzy kulturowej i historycznej. Dla prawdziwych pasjonatów.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i kolejne tomy kryminałów pióra <b>Agathy Christie</b>, wszystkie wydane w ramach Kolekcji Jubileuszowej przez Wydawnictwo Dolnośląskie (seria ukazuje się od roku 2020). Tym razem wybrałam książki wcześniej zupełnie mi nieznane, ot tak, żeby sprawdzić, czy mistrzyni gatunku utrzymała w nich swój styl i poziom.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jeśli chcecie poznać moje opinie o innych książkach królowej kryminału, to znajdziecie je tutaj:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html"><b>http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html</b></a></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">i tutaj:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2022/11/ksiazki-christie-ristujczina-empicka.html"><b>http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2022/11/ksiazki-christie-ristujczina-empicka.html</b></a></span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li><span style="font-family: arial;"><b style="text-decoration-line: underline;">AGATHA CHRISTIE - "Czarna kawa". </b> </span><span style="font-family: arial;">Wyd. Dolnośląskie, 2023r, 208 stron.</span></li></ul><div><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></div><div><span style="font-family: arial;"><b><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyZBe4gIRfQdEABM1yD5qANvgiZgoWXAT5ufvx91AFznb4b9AIPee5BlwOv-jOfJPGZQi6BvEtZvHHj9vl-0-j00AG2W_NAMwveQsDJZ0CuDIrjpVN_2MivWBbkJq8zam654U5bXLMkKgv6GtL9mrFggJUL-vTt_miFvwp9y3fQBbitVWLfoWBGCMntdgd/s500/kawa.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="324" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhyZBe4gIRfQdEABM1yD5qANvgiZgoWXAT5ufvx91AFznb4b9AIPee5BlwOv-jOfJPGZQi6BvEtZvHHj9vl-0-j00AG2W_NAMwveQsDJZ0CuDIrjpVN_2MivWBbkJq8zam654U5bXLMkKgv6GtL9mrFggJUL-vTt_miFvwp9y3fQBbitVWLfoWBGCMntdgd/w259-h400/kawa.webp" width="259" /></a></div><br /></b></span></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jak by nie było - nie tylko moja ulubiona autorka kryminałów, ale i kawa w tytule ;).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No cóż... Z jakiegoś powodu jedne książki utrzymują się na szczycie list bestsellerów, wznawiają nakłady, rozchodzą się jak świeże bułeczki, a inne są ogółowi czytelników słabo znane. Albo nieznane zupełnie. O tej "Czarnej kawie" wcześniej jakoś nie słyszałam. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Niestety jednak - od początku lektury miałam mieszane uczucia, źle mi się to czytało, nic mnie nie wciągało, coś było nie tak... Z jednej strony - intryga zapowiada się interesująco (otruty zostaje wynalazca niezwykle silnego materiału wybuchowego, w tle skomplikowane relacje rodzinne), z drugiej - wprowadzanie czytelnika w różne okoliczności i przedstawianie kolejnych postaci odbywa się w jakiś dziwnie toporny i sztuczny sposób, brakuje psychologicznej charakterystyki, pobocznych wątków i typowego dla Christie bogatego entourage'u. Poirot pokazany jako wyjątkowo irytujący bufon. Niektóre sytuacje opowiedziane niemal w punktach: X wszedł, Y wziął filiżankę, X stanął obok, sięgnął po filiżankę, Y postawił filiżankę na stoliku, Z podniosła filiżankę, Q się odwrócił trzymając filiżankę - i tak przez całą stronę. Jakaś masakra... Coś mnie w końcu tknęło i zrobiłam to, co zwykle czynię na początku, a tu jakoś pominęłam rytuał: obejrzałam zatem okładki, wklejki, stronę tytułową i tak dalej...</span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i>No i dopiero wtedy na stronie tytułowej tomiku przeczytałam, że jest to <b>adaptacja Charlesa Osborne'a sztuki A. Christie "Black coffee".</b> Szczerze mówiąc nie doczytałam też szczegółów na stronie księgarni internetowej... Ale (poniewczasie) zajrzałam, żeby sprawdzić, czy coś o tym było, czy nie... No i otóż na stronie Gandalfa ani słówka na temat adaptacji. Wzmianka takowa jest za to na stronie Empiku, czyli można. Generalnie wolę zamawiać w Gandalfie, ale wkurzają mnie te ich opisy, sklecone przez nieudolnego copywreitera, takie irytujące i nic nie mówiące blablabla. Na ogół czytam wcześniej recenzje na różnych portalach, zanim coś zamówię, ale tym razem niemal w ciemno wzięłam z rozmysłem mało znane tytuły, no i tym sposobem zaliczyłam dwa rozczarowania i wyrzuciłam kasę w błoto...</i></span></p></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><i>Jako autorka książki wymieniona jest Christie, więc do głowy mi nie przyszło, że tu może być taka niespodzianka. A już kilka razy nacięłam się na takie przeróbki i podróbki znanych pisarzy, po ostatnim razie obiecałam sobie, że nigdy więcej czegoś takiego nie wezmę do ręki. No i przegapiłam ten szczegół, stało się, kolejna nauczka.</i></span></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W zasadzie autor adaptacji chyba niewiele wniósł do scenariusza, książka składa się głównie z dialogów i scenopisów, a to, co pan Osborne dopisał, jest marnym lepiszczem i niestety bardzo słabo oddaje styl pani Christie. A zatem: intryga - na tak, styl - nie bardzo. Powiedzmy trójka z plusem. Trója dla Osborne'a, plus dla Christie. A w sumie szkoda, że ona sama nie przerobiła tej sztuki na powieść. No i uważam za nieporozumienie, że ta pozycja została włączona do Jubileuszowej Kolekcji powieści Agathy Christie. Nie polecam.</span></p><div><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul><li><span style="font-family: arial;"><b><u>AGATHA CHRISTIE - "Śmierć lorda Edgware'a"</u></b> - Wyd. Dolnośląskie, 2023r, 270 str.</span></li></ul><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKfsAwGm_Kr859dtZnKvqjbmQNQUMQm0DYc48d7ITijUI1BAV4LxnGF2L28AHHsMLFGYLGRAxE3ZP5uh7fEVzTkI-Pbd_zG3JpnNE9v6HmUPO199Fro-EDvqb5cVf1hgc8U9dXKpP3_8pN56zGCL1w63RTdRJNMhUQtpEeDoqP2kfGzvnCfJ5B9ivlBWbV/s500/smierc.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="328" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKfsAwGm_Kr859dtZnKvqjbmQNQUMQm0DYc48d7ITijUI1BAV4LxnGF2L28AHHsMLFGYLGRAxE3ZP5uh7fEVzTkI-Pbd_zG3JpnNE9v6HmUPO199Fro-EDvqb5cVf1hgc8U9dXKpP3_8pN56zGCL1w63RTdRJNMhUQtpEeDoqP2kfGzvnCfJ5B9ivlBWbV/w263-h400/smierc.webp" width="263" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Och, jaka ulga po tej "Czarnej kawie"! - znowu Agatha Christie w swojej autentycznej, niezrównanej formie! Kolejny tomik zaczęłam czytać od razu po tamtej przeróbce Osborne'a i od razu zrobiło mi się lepiej. Jakaż to jednak ogromna przyjemność - zanurzyć się w świecie wykreowanym i opowiedzianym genialnie przez królową kryminału :). Zupełnie inna jakość! A więc: wspaniale odmalowane wizerunki postaci - zarówno te zewnętrzne, jak i psychologiczne, kolejne elementy skomplikowanej kryminalnej układanki wprowadzane do akcji nienachalnie, z elegancką finezją, do tego piękny literacki język... Tak, to jest prawdziwa Agatha Christie :). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z notki wydawniczej: "Jedna z najbardziej kontrowersyjnych powieści Agathy Christie z lat 30. dyskretnie dotyka ówczesnych tematów tabu: antysemityzmu i homoseksualizmu.". No, powiedziałabym, że baaardzo dyskretnie ;). Ale za to mamy wciągającą opowieść, w której napięcie rośnie bardzo powoli, wręcz niezauważalnie, aż gdzieś w 3/4 książki, kiedy w głowie wirują nam już szaleńczo splątane elementy układanki, przestajemy ogarniać cokolwiek i uświadamiamy sobie nagle, że intryga jest tak wielopiętrowa i wielowątkowa, że musimy przestać snuć domysły, bo oto jesteśmy w samym oku cyklonu, w najgłębszej czarnej dziurze i matni bez wyjścia. I pozostaje nam tylko podążać za Poirotem i czekać, aż genialny detektyw połączy wszystkie nitki i poda nam najmniej oczekiwane rozwiązanie zagadki na tacy. Fantastyczna powieść, szóstka z plusem!</span></p><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul><li><span style="font-family: arial;"><b>AGATHA CHRISTIE - "Zerwane zaręczyny" </b>- Wyd. Dolnośląskie, 2022r, 240 str.</span></li></ul><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD93llszCRWkpMCgCzjcEwg7jmynUXyhlr6aJzNTM757Y2RTttYmfCBIGQiBSK4jhBbTZ7muiE2tiiEi7w7B1N2E4w8wbpw9hjLVNAa_c6ycIN4EQKpjLMFsBZaIO3GjpO3vVkbN5imqVU0q-hVah4tfcscY2TtbytgO_DUu7xN4cFKOLuQWeVDFG-5CRU/s500/zerwane.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="324" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD93llszCRWkpMCgCzjcEwg7jmynUXyhlr6aJzNTM757Y2RTttYmfCBIGQiBSK4jhBbTZ7muiE2tiiEi7w7B1N2E4w8wbpw9hjLVNAa_c6ycIN4EQKpjLMFsBZaIO3GjpO3vVkbN5imqVU0q-hVah4tfcscY2TtbytgO_DUu7xN4cFKOLuQWeVDFG-5CRU/w259-h400/zerwane.webp" width="259" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Książka zaczyna się co prawda od krótkiej sceny w sądzie, gdzie młoda kobieta zostaje oskarżona o morderstwo, ale zaraz potem mamy długą retrospekcję w stylu sielsko-romantycznej historyjki. Akcja rozwija się powoli, spokojnie... Wraz z upływem czasu atmosfera zaczyna gęstnieć, pojawiają się mroczne sprawy, tajemnice, zranione serca, potem jedna nagła śmierć, zaraz po niej kolejna... Trzeba przyznać, że Christie potrafi niepostrzeżenie, ale konsekwentnie, budować napięcie i w miłą opowiastkę wplatać pełne grozy wydarzenia, w ślad za którymi ciągną się niewyjaśnione, ciemne historie... Oczywiście na końcu Poirot częstuje nas nieoczekiwanie zupełnie zaskakującym rozwiązaniem zagadki. Książka ciekawa, intryga odpowiednio zamotana, ale w sumie nieco słabsza niż wspomniana wyżej "Śmierć lorda Edgware'a". Mimo wszystko daję 5+. Pięknie opowiedziana historia, jest tajemnicze morderstwo, jest romans, wyraziste postaci. Miło się czyta.</span></p><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul><li><span style="font-family: arial;"><b>"ŚMIERĆ NADCHODZI JESIENIĄ"</b> - Wydawnictwo Dolnośląskie, 2022r, 400 stron.</span></li></ul><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpWo3yQ7Q_iEWB1XccqTWtYUfkf2jHMGkXBGK5-s-zhHzzLflW_9TM0gjSg3h4krDTr88_7UI7W30TkhjSz_3k17DaxRNXJIoHB61IuD4uohwIxXmd4QXL7ShCKPMudW5_qnq_6nMEzFY7lIUkoXSYecBCN90I_LNhOu6T3yy7VGi1yuCogi2chXTmeCAm/s500/smierc.webp" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="325" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpWo3yQ7Q_iEWB1XccqTWtYUfkf2jHMGkXBGK5-s-zhHzzLflW_9TM0gjSg3h4krDTr88_7UI7W30TkhjSz_3k17DaxRNXJIoHB61IuD4uohwIxXmd4QXL7ShCKPMudW5_qnq_6nMEzFY7lIUkoXSYecBCN90I_LNhOu6T3yy7VGi1yuCogi2chXTmeCAm/w260-h400/smierc.webp" width="260" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To właściwie zbiór opowiadań, nieco mniej klasycznych niż inne kryminały Agathy Christie, za to zawierających sporą dawkę grozy i zjawisk nadprzyrodzonych. Jak pisze wydawca - tomik zawiera najbardziej przerażające i enigmatyczne sprawy Herkulesa Poirot i panny Marple. No cóż, tak jak w przypadku "Czarnej kawy" - nie doczytałam przed zamówieniem informacji, że to zbiór krótkich opowiadań, a nie pełnowymiarowa powieść. Zaciekawił mnie raczej nieznany mi tytuł i wrzuciłam książkę w ciemno do koszyka. Wspominałam w innym wpisie o książkach Christie, że nie przepadam za opowiadaniami i na przykład "Dwanaście prac Herkulesa" zupełnie nie przypadło mi do gustu, głównie za sprawą krótkiej formy. Ale, jak sama Christie mówiła, tamte opowiadania były "zapchajdziurą", która w kryzysowym momencie miała jej po prostu przynieść jakiś szybki dochód. Był to logiczny ciąg kolejnych spraw kryminalnych, rozwiązywanych przez nieocenionego Poirota według pewnego schematu, można więc uznać to za jednolitą powieść. Tutaj natomiast mamy zupełnie nie powiązane ze sobą króciutkie historyjki, z których czasem niewiele wynika. Czasem miałam wrażenie, że zabrakło jakiegoś sensownego zakończenia. Takie zapiski pomysłów, które byłyby dobrą bazą do napisania powieści, ale zamknięte w mocno okrojonej formie... Jestem na nie, ale znam osoby, którym podobała się właśnie ta krótka forma. No ale ja jednak nie tego szukam u Christie. Lubię te drobiazgowo opisane historie, szczegółowe przedstawienie bohaterów i innych okoliczności. W opowiadaniach po prostu brakuje na to miejsca.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Podsumowując wrażenia z lektury tych czterech książek Agathy Christie... To miał być taki eksperyment, czytanie przypadkowych, nie znanych mi dotąd książek tej autorki. </span><span style="font-family: arial;">Na przyszłość jednak będę pamiętać, żeby kolejnych nie brać w ciemno, tylko starannie wybrać porządne kryminalne powieści, żadne tam opowiadania czy adaptacje!</span></div><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A na Pintereście znalazłam taką ciekawostkę:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja6oEOTRal9GDhweeydPV7fVGPhvT8ylZTXzreo-O9_yEpeI8cwwpAlCRxFMxJqLNJnQTuPA9hI2W2eUcfdI5OmEeky5YgUUBVOJuAr4hWiEMcTmtZVqFTE9IpScrF3E_UIVovQVycQ9LixpxW_eLY5EjQJSOIvX54g6m3DtVb8ly0uqGjhwKDyxsqMw/s641/christie.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="641" data-original-width="473" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEja6oEOTRal9GDhweeydPV7fVGPhvT8ylZTXzreo-O9_yEpeI8cwwpAlCRxFMxJqLNJnQTuPA9hI2W2eUcfdI5OmEeky5YgUUBVOJuAr4hWiEMcTmtZVqFTE9IpScrF3E_UIVovQVycQ9LixpxW_eLY5EjQJSOIvX54g6m3DtVb8ly0uqGjhwKDyxsqMw/w295-h400/christie.jpg" width="295" /></a></div><br /><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Taka księga to chyba tylko ciekawy gadżet dla fana Christie, bo czytać takiego kolosa to raczej ciężko by było :))).</span></div></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com26tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-32568009340948716212023-06-24T17:11:00.002+02:002023-06-24T17:11:22.487+02:00Takie tam...<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Żaden sensowny tytuł wpisu nie przyszedł mi do głowy, no bo jak nazwać takie coś? Może - kolaż geometryczny? Z pewnością jest to kolaż, a nawet dwa, a przewaga ułożonych w równych rzędach i kolumnach kwadratów i doklejonych do nich równie "porządnych" elementów zasługuje na skojarzenie z geometrią. W sumie to lubię takie proste, uporządkowane, nie przekombinowane formy, więc samo jakoś tak wyszło :).</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVN4cJAcLas5Bwze0GrkXcvI8gJzkjsJ3QYK0HJ0KjKFgYb_-fy2k7xY9j7CqwMns6kc-aoqoF_aet8HGE4bgWIZwcyrW1fJJZegE5IX6jm5me7mTJGPlb9mvZN5bfXG5ujNdIcH-msZIcBSyGOuCITUKyQilahVCso4eKfb7fXoqalTvzaWUkhblRvxIy/s4000/kol5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVN4cJAcLas5Bwze0GrkXcvI8gJzkjsJ3QYK0HJ0KjKFgYb_-fy2k7xY9j7CqwMns6kc-aoqoF_aet8HGE4bgWIZwcyrW1fJJZegE5IX6jm5me7mTJGPlb9mvZN5bfXG5ujNdIcH-msZIcBSyGOuCITUKyQilahVCso4eKfb7fXoqalTvzaWUkhblRvxIy/w300-h400/kol5.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pierwotny pomysł był nieco inny, bardziej zwariowany, zarówno co do kształtów, jak i kolorów, ale szykując sobie warsztat pracy i materiały, natknęłam się na spory stosik kartoników w różnych kolorach i wizja projektu zaczęła ewoluować. Te kartoniki to dość sztywne przekładki do segregatorów, które kiedyś odłożyłam przy porządkowaniu starych dokumentów firmowych i kasowaniu niepotrzebnych papierów. Niektóre mają dodatkowo ciekawą fakturę, wyciskane esy-floresy, lekko satynowy połysk lub drobne prążki. Wówczas, chowając te przekładki, jeszcze nie miałam żadnego konkretnego pomysłu, co z nimi zrobię, ale jakoś szkoda było wyrzucić :). No i teraz jakoś tak kusząco do mnie przemówiły...</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpRK-O4WP_hRI4fIV_EvaXeVy_HpXa4abvuxBIT1E2MQP-4ONOrDU3pFIUdoECb8-VQ-20h7cBEvl-E95bUy9hDuo0-8rI95ZX3XRHU38Z9HcP5oUwSYxOrgwr0az43CE89vFJYuOaoXas1vddPuQ3GOeRX3NlpoH388Osz4eO9zvDR9s_bYJc9zC9bDl3/s3850/kol1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2646" data-original-width="3850" height="275" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgpRK-O4WP_hRI4fIV_EvaXeVy_HpXa4abvuxBIT1E2MQP-4ONOrDU3pFIUdoECb8-VQ-20h7cBEvl-E95bUy9hDuo0-8rI95ZX3XRHU38Z9HcP5oUwSYxOrgwr0az43CE89vFJYuOaoXas1vddPuQ3GOeRX3NlpoH388Osz4eO9zvDR9s_bYJc9zC9bDl3/w400-h275/kol1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Obie prace są w podobnym układzie niemal lustrzanym, mają wymiary A3, czyli około 30x40cm. Wykorzystałam rzeczone przekładki w kolorach ciemnej i jasnej czerwieni oraz jasnym ecru (jak zwykle słabo widać na zdjęciach niuanse kolorystyczne), kawałek papieru czerpanego, grubszy karton w kolorze ciemnego piasku i w miodowym, złoty cieniutki sznureczek, jedną pociętą na kwadraty moją własną złotą mandalę wyrysowaną na czarnym papierze - z tego wpisu: <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2020/01/tak-powstaja-gwiazdy-i-pustynne-roze.html"><b>http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2020/01/tak-powstaja-gwiazdy-i-pustynne-roze.html</b></a> (najmniej mi się podobała, to poszła pod nóż), a za tło posłużyły kartki grubego papieru 300g, w kolorach jasnego piasku. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCTQPBuglUm1JwO9pIyvDU15EEI6zFgxhVNQ2CJM2AyA5NmJwlKOV-JehSYZ46qOl_5GflISdDOHYSpDGXizhX4xJ0BVS2MEJXYgXf9UWDezOzaP19dpEyvow1krLm8RNZfJ3TLJZFGJ4RRsi2tWqt0IoQIBKzTs3-of2NWFxvOsSkjLsvpKG2nAw9f0Xu/s3946/kol3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3946" data-original-width="2896" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCTQPBuglUm1JwO9pIyvDU15EEI6zFgxhVNQ2CJM2AyA5NmJwlKOV-JehSYZ46qOl_5GflISdDOHYSpDGXizhX4xJ0BVS2MEJXYgXf9UWDezOzaP19dpEyvow1krLm8RNZfJ3TLJZFGJ4RRsi2tWqt0IoQIBKzTs3-of2NWFxvOsSkjLsvpKG2nAw9f0Xu/w294-h400/kol3.jpg" width="294" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIo4P-EB-el4BqvD9T1dz7pK5PJftCP08A8E55k53FE-3-mofLgd5G2-4bfOzg5BArr7-dLoO7H0C8P2zsHLAZD9AxNJV-lzq6ypQKVgLgHNxBvm6K8AwcKmRfbgNoz0OmI0NgdQuB8xjpiCFPaiqAEsglTB3W06wVApjy7tDBYiW1Zm8cpmRqz2Q6x6-i/s3990/kol4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3990" data-original-width="2901" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgIo4P-EB-el4BqvD9T1dz7pK5PJftCP08A8E55k53FE-3-mofLgd5G2-4bfOzg5BArr7-dLoO7H0C8P2zsHLAZD9AxNJV-lzq6ypQKVgLgHNxBvm6K8AwcKmRfbgNoz0OmI0NgdQuB8xjpiCFPaiqAEsglTB3W06wVApjy7tDBYiW1Zm8cpmRqz2Q6x6-i/w291-h400/kol4.jpg" width="291" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;">Wszystkie rysunkowe elementy wykonane są złotym żelopisem, co chyba też nie za bardzo jest widoczne na tych zdjęciach.</span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W sumie to sama nie wiem po co mi to, bo w domu raczej takich dekoracji nie powieszę, nie pasują. Pomyślałam, że z uwagi na te symbole kolorów kart mógłby to być prezent dla jakiegoś brydżysty czy innego karciarza... ale czy dzisiaj w ogóle ludzie grają w karty? Dawniej spotykano się na brydża, pamiętam jak rodzice mieli takie karciane wieczory ze znajomymi, a za moich lat licealnych grywało się (na wagarach!) w tysiąca i w jakieś proste gry typu makao, w każdym razie zawsze ktoś miał pod ręką talię kart. Moje dzieci miały już gry komputerowe i karty popadły w niełaskę... Chyba nawet żadnej talii w domu nie mamy... O tempora, o mores...!</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTlSDOeuAmdDHJq9BZDOjkQRvgExui1pAd_9GItpqgI_UNCzeXIW_nTiKMNYlYBRoaWtewPtINO5ProlEUCA4qpGZUzQllppXd1ClXes7KQGIvUe-9wJPkckLDIddhuvCVdCOm-rKgIAyc46YEIViDIWzH5ouzL1M8Ao1vH75xL5YSvBeawZeOgMM6eLc-/s4000/kol6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTlSDOeuAmdDHJq9BZDOjkQRvgExui1pAd_9GItpqgI_UNCzeXIW_nTiKMNYlYBRoaWtewPtINO5ProlEUCA4qpGZUzQllppXd1ClXes7KQGIvUe-9wJPkckLDIddhuvCVdCOm-rKgIAyc46YEIViDIWzH5ouzL1M8Ao1vH75xL5YSvBeawZeOgMM6eLc-/w300-h400/kol6.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Docelowo planuję jeszcze passe-partout, ale będzie potrzebne podwójne i o znacznej grubości, bo te naklejone elementy są jednak trochę wystające, a całość ma być pod szkłem. Tak więc udaję się na poszukiwania odpowiedniego materiału :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjS9vgFfD6g0ZqADRtLwLnTlcABjL8f8zdBhMSd46aqx4YDXZuz4C_xRP1r6O-TBPP9o0bxDjBzIC2EqqsYPC2iQ1jjcMRBL_mAmGnh_9g6JkDN_I8_LEAcEMI2lT2sYFbiAAz18HRNMqw8CF6H2DiHWI-OU9lazlWIIuv1FvT4I0eNgmeSidUZ_BH1AGSD/s3999/kol7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2921" data-original-width="3999" height="293" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjS9vgFfD6g0ZqADRtLwLnTlcABjL8f8zdBhMSd46aqx4YDXZuz4C_xRP1r6O-TBPP9o0bxDjBzIC2EqqsYPC2iQ1jjcMRBL_mAmGnh_9g6JkDN_I8_LEAcEMI2lT2sYFbiAAz18HRNMqw8CF6H2DiHWI-OU9lazlWIIuv1FvT4I0eNgmeSidUZ_BH1AGSD/w400-h293/kol7.jpg" width="400" /></a></div><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-60525101502248743912023-05-27T21:20:00.001+02:002023-05-27T21:20:33.207+02:00Akcja renowacja.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dzisiaj mam dla Was krótki wpis i coś z domowego archiwum. Ten pastel narysowałam wieki temu. No doooobra, przyznam się - od 40 lat co najmniej wisiał u moich rodziców... W słonecznym pokoju, choć nie w pełnym słońcu. Suche pastele są bardzo nietrwałe i wrażliwe na światło słoneczne, więc obrazek z czasem zaczął tracić kolory. Zabrałam go w końcu i postanowiłam odnowić, bo go lubię i szkoda by było rzucić na pożarcie płomieniom w kominku ;). Tutaj wersja po renowacji:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYZ6FFrYisi35CMvxpaATY9YPL_YO0W8JhuJ6WtjzWRUEnrmqohiJPmddCKs300eGM0oKbpUwPUf8LfT88rIhoObVOwjIvBqFCE7bejNmrX27mEa2LpI1TV1AtsSGHCGCvwEo3yf0uEdCCSzJHEx1ZH3YYAatzSl4K82yyaegKyRyIm-QSGmRYVibCRg/s3999/re1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3999" data-original-width="2653" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhYZ6FFrYisi35CMvxpaATY9YPL_YO0W8JhuJ6WtjzWRUEnrmqohiJPmddCKs300eGM0oKbpUwPUf8LfT88rIhoObVOwjIvBqFCE7bejNmrX27mEa2LpI1TV1AtsSGHCGCvwEo3yf0uEdCCSzJHEx1ZH3YYAatzSl4K82yyaegKyRyIm-QSGmRYVibCRg/w265-h400/re1.jpg" width="265" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A tutaj przed (z jakimś refleksem i odbiciem w szybie, a w jakim stanie ramka, to każdy widzi):</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfC88KOe2unoMmAF07JdA4P89DrxAmFucPGArG8FzXl1iJRBb4zOxxLwTwIGnKfr7-HfWfDIQEYre_2LyRrGSqMipjRmE6hHD1xl2MtV3mceuXNptMrOoi6eo27Dc9m19ZcU4geFOGbwJrNwoWa9PP-nk092eugMDgQ4majHtoI3D7gWM-R-8pnPoCkA/s3999/re7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3999" data-original-width="2968" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfC88KOe2unoMmAF07JdA4P89DrxAmFucPGArG8FzXl1iJRBb4zOxxLwTwIGnKfr7-HfWfDIQEYre_2LyRrGSqMipjRmE6hHD1xl2MtV3mceuXNptMrOoi6eo27Dc9m19ZcU4geFOGbwJrNwoWa9PP-nk092eugMDgQ4majHtoI3D7gWM-R-8pnPoCkA/w296-h400/re7.jpg" width="296" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dawno temu uwielbiałam pastele, ale potem oddałam serce farbom olejnym i pastele poszły w odstawkę. Do dzisiaj jednak zachowało się pudło z kolorowymi pałeczkami sprzed kilku dekad - niezła firma i jakość, więc tak sobie leżały na półce między rysunkami, czekając na moją pastelową wenę... Wena nie nadchodziła, lata mijały, aż pojawiło się wyzwanie w postaci starego obrazka do uratowania. Pytanie jednak - czy po tylu latach pastele jeszcze się nadają do użytku? No i okazało się, że chociaż jakby nieco straciły swoją kredową miałkość i przyczepność, to wciąż dają radę :). Na potrzeby takiej ratunkowej akcji są w sam raz.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W trakcie pracy:</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbskNdE2NuuwitoKaQHNXBOigh69fUCuEntLzxuetR-t9yqOVR1aRey4zARFt71S4hbrrfIFKRQ25JB4o-ReDbb70n5ZoMV8SWs3O5-rNDuaPh09Gfum0yHdKOicQ8HNgMTd_qiZSHg7qTD1DG9P_HMnQq3wNfJlPojaUXuIUGKEWB--Sbhtd9HTewJA/s4000/re4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjbskNdE2NuuwitoKaQHNXBOigh69fUCuEntLzxuetR-t9yqOVR1aRey4zARFt71S4hbrrfIFKRQ25JB4o-ReDbb70n5ZoMV8SWs3O5-rNDuaPh09Gfum0yHdKOicQ8HNgMTd_qiZSHg7qTD1DG9P_HMnQq3wNfJlPojaUXuIUGKEWB--Sbhtd9HTewJA/w300-h400/re4.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nie chciałam obrazka całkiem przemalowywać, podkolorowałam tylko co nieco dla odświeżenia. Bardziej ucierpiała ramka, która się rozeschła, a dodatkowo w transporcie miała przygodę z gwałtownym hamowaniem i trzeba będzie ją posklejać. A w ogóle to może dam ten pastel do nowej oprawy, bo przydało by się passe-partout... Na razie leży luzem na szafie :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Suche pastele, wymiary obrazka: 35 x 70 cm.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5NVpVSPW1CrCYLcBlXcRhALsCODFigODufh1MZ_fmvneNdVUuo7oIoLk35n_-M24Ik-fuHegs4gm2eEsJT1SoIACtvKWHUBXPd8CL8uR8ZQ3658wk8Y_EtZKOTZk_gSWM6yhvUM7xECA_Bqh_H-AO_3_pHmxd-Fiqv5CXaEY37Np2ZxZR0C13qdcLQg/s3973/re2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3973" data-original-width="2749" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg5NVpVSPW1CrCYLcBlXcRhALsCODFigODufh1MZ_fmvneNdVUuo7oIoLk35n_-M24Ik-fuHegs4gm2eEsJT1SoIACtvKWHUBXPd8CL8uR8ZQ3658wk8Y_EtZKOTZk_gSWM6yhvUM7xECA_Bqh_H-AO_3_pHmxd-Fiqv5CXaEY37Np2ZxZR0C13qdcLQg/w276-h400/re2.jpg" width="276" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Pastelowe pałeczki firmy Dealer&Rowney mam od wielu lat, dostałam kiedyś, w czasach mojej wczesnomłodzieńczej aktywności twórczej, taki komplet 72 sztuk w tonacji portretowej. Było to naprawdę bardzo dawno temu, więc nie byłam pewna czy zachowały swoje właściwości po takim czasie. Okazało się, że "działają" prawie bez zmian, tak samo jak w czasach mojej i ich młodości :). </span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Zestaw, jako się rzekło, był kolorystycznie przystosowany do rysowania portretów, a tych akurat niewiele rysowałam, więc "zeszły" mi raczej zielenie, błękity, szarości, fiolety, natomiast zostało sporo odcieni cielistych, beżowo-różowych, żółci i w kolorach włosów. Wykorzystałam zatem teraz to co miałam, nie widzę na razie sensu dokupienia brakujących kolorów, bo chwilowo nie przewiduję wznowienia rysowania pastelami. </span></p><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjihnHZ2GcW-ihT11qIIoM1nYUAYUPdkb0t8UoZctja-HYszIEhIKb8skTdhGcijoiFKmEKVjEDjs5MkAWpLEEu20P6u7tsUY2zlHAPVHDlr9HfhNSMiXGTtYesSU9xDUCBK9zCmCtqZ29DRwwejMF5h2ORlsmJizdbNcs97L1_c76dxfvWf12drAMnjA/s3999/re5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3999" data-original-width="2973" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjihnHZ2GcW-ihT11qIIoM1nYUAYUPdkb0t8UoZctja-HYszIEhIKb8skTdhGcijoiFKmEKVjEDjs5MkAWpLEEu20P6u7tsUY2zlHAPVHDlr9HfhNSMiXGTtYesSU9xDUCBK9zCmCtqZ29DRwwejMF5h2ORlsmJizdbNcs97L1_c76dxfvWf12drAMnjA/w298-h400/re5.jpg" width="298" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></div><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Kilka słów o technice. Degas, zapytany przez dociekliwego pasjonata pasteli o to, jak uzyskuje tak niesamowitą świetlistość barw w pastelach z tancerkami, odpowiedział: "Oczywiście, że martwym tonem, a co pan myślał?!". </span>Oznaczało to używanie najpierw ciemniejszych, zgaszonych barw, a następnie na nich kolejne warstwy były nanoszone jasnymi pastelami. Natomiast żeby się to nie mieszało i nie brudziło, artysta utrwalał kolejne etapy specjalnym preparatem, co pozwalało mu na nakładanie na siebie wielu warstw pasteli. Nie wiem, jaki był skład tego preparatu, dzisiaj używamy fiksatywy, lub opcjonalnie znacznie tańszego lakieru do włosów, słyszałam też o wykorzystywaniu przez profesjonalnych pastelistów zwykłej wody z cukrem. Efekt podobny, to raczej kwestia wygody użycia i - nie da się ukryć - niebagatelnej różnicy w cenie.<p></p><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Na ten sam pomysł wpadłam wiele lat temu zupełnie przez przypadek i pewnie wielu pastelistom takie "odkrycie" się przydarzyło. </span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Otóż pewnego razu narysowany pastelami gotowy obrazek spryskałam fiksatywą, a że nigdy wcześniej jej nie używałam, nie wiedziałam, że spotka mnie pewna niespodzianka. Mianowicie ten specyfik ma to do siebie, że zmienia niektóre kolory - zazwyczaj je przyciemnia, ale w różnym stopniu, więc bywa nieprzewidywalny. Nie spodobał mi się wówczas ten efekt, bo obrazek stracił swoją wyrazistość. A więc poprawiłam rysunek. Wtedy właśnie zauważyłam, że znacznie lepiej nakłada mi się nową warstwę pasteli na powierzchnię pokrytą utrwalaczem, niż bezpośrednio na wcześniejszą warstwę pasteli. </span></p><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></p><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_0xuwQJmZlbqPc1ENISoAnmlv4KBI3vTfM0i5X3QcPqUg9q9wFObZsYW_i-M8gwDN0B5i0k2h2PHEjo16P2bFA0p4PId4TxykgGgx6-cSAlUVc4Z7Grkmbfzi9hDL5MRoANoRX2htpBSKxedRq51skSwBdRUU_Z5rrvbNNVzF8SWm3XhdKB_sKg3tVA/s4000/re6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_0xuwQJmZlbqPc1ENISoAnmlv4KBI3vTfM0i5X3QcPqUg9q9wFObZsYW_i-M8gwDN0B5i0k2h2PHEjo16P2bFA0p4PId4TxykgGgx6-cSAlUVc4Z7Grkmbfzi9hDL5MRoANoRX2htpBSKxedRq51skSwBdRUU_Z5rrvbNNVzF8SWm3XhdKB_sKg3tVA/w300-h400/re6.jpg" width="300" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></div><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Pastelowego proszku nie można nakładać bez końca jeden na drugi - w pewnym momencie papier już nie przyjmuje kolejnej warstwy. Natomiast po utrwaleniu powierzchnia staje się znowu gotowa do nakładania kolejnych pasteli, robi się twarda i nieco szorstka, wcześniej naniesiony proszek nie osypuje się i można nakładać nowe kolory. Daje to rzeczywiście wspaniałe efekty, mimo że reakcję różnych kolorów na fiksatywę czasem trudno przewidzieć. Rysowanie pastelami w ten sposób jest więc w pewnym stopniu dziełem przypadku, który tylko trzeba umiejętnie wykorzystać. A jeśli chodzi o wykorzystanie szorstkości podłoża, to jako ciekawostkę dodam, że niektórzy pasteliści rysują po prostu na bardzo drobnym papierze ściernym. Papier, na którym powstał mój rysunek, to dedykowany właśnie pastelom specjalny rodzaj grubego papieru o dość szorstkiej powierzchni (w kolorze zbliżonym do grafitu).</span><p></p><p style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></p><div style="-webkit-text-stroke-width: 0px; font-variant-east-asian: normal; font-variant-numeric: normal; line-height: normal; orphans: auto; widows: 1;"><div style="margin: 0px;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></div></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMUEBHmj860qeSZ2uFzov7yU2t_5ZVEXDnGYMg_j8ooXhBtA0JLDuwWOWqWBMAAQj6TtCZLCDhjcRKkQcuFspAjWJ-g55gKLm0XE3yHPv9a31SV1t1ATbsUssIgu5SJTJYZ0ki5bSn7bH1z0x7APIqkr2mOIJ5PHSiH_3m-rxmZ9ILNhcOkDmOgkxnTA/s3926/re3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3926" data-original-width="2234" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMUEBHmj860qeSZ2uFzov7yU2t_5ZVEXDnGYMg_j8ooXhBtA0JLDuwWOWqWBMAAQj6TtCZLCDhjcRKkQcuFspAjWJ-g55gKLm0XE3yHPv9a31SV1t1ATbsUssIgu5SJTJYZ0ki5bSn7bH1z0x7APIqkr2mOIJ5PHSiH_3m-rxmZ9ILNhcOkDmOgkxnTA/w228-h400/re3.jpg" width="228" /></a></div><br /><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: center;"><br /></p></span></div>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com46tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-13288850205042882222023-05-21T23:04:00.001+02:002023-05-21T23:07:15.584+02:00Trojaczki. (AKTUALIZACJA)<p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Info dla tych co już ten wpis czytali: aktualizacja jest na końcu posta.</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhskXuXHN7gaUnKgYWkDOmtqj6IbnajRkKZYgsTyuemEPNIx0XLIocP4tn-hBv78-7hKEQQCUCycYazi4iB7xNMLte7M9_FZidoE2B_GNvZjmY77Jabft525J-f-SHGDUjtE9XcVE9uif3iWgEhO5NWm0YRm00NOQ77xehbdbO6d78OvWEeyzzYXv_LIA/s3807/j5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1693" data-original-width="3807" height="178" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhskXuXHN7gaUnKgYWkDOmtqj6IbnajRkKZYgsTyuemEPNIx0XLIocP4tn-hBv78-7hKEQQCUCycYazi4iB7xNMLte7M9_FZidoE2B_GNvZjmY77Jabft525J-f-SHGDUjtE9XcVE9uif3iWgEhO5NWm0YRm00NOQ77xehbdbO6d78OvWEeyzzYXv_LIA/w400-h178/j5.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Lubię czasem wracać do starych tematów, namalować coś, co już kiedyś było, ale w jakiś nowy sposób, w innym ujęciu, albo kolorystyce. Tym razem, szperając w starych obrazkach, znalazłam dwa "orientalne" i poczułam nagłą potrzebę namalowania dalszego ciągu. Chodziło mi to po głowie zresztą już jakiś czas temu i wiedziałam, kiedyś powstanie kolejny obrazek, nawiązujący do tych dwóch - dla przypomnienia, pokazywałam je tutaj </span><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2018/12/powiew-orientu-znad-tamizy.html" style="font-family: arial; text-align: justify;"><b>"Powiew orientu znad Tamizy"</b></a><span style="font-family: arial; text-align: justify;"> i tutaj </span><b style="font-family: arial; text-align: justify;"><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2020/08/orientalnie-po-raz-drugi.html">"Orientalnie po raz drugi"</a></b><span style="font-family: arial;">. </span><span style="font-family: arial;">Opowiadałam tam o tym, skąd wziął się pomysł namalowania czegoś akurat w takich klimatach oraz trochę ciekawostek o mandalach i lotosach.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To są te dwa poprzednie (jak widać - wciąż nie oprawione, leżą sobie po prostu w teczce rysunkowej):</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8sq02SbeEnxsgZHvQqcZ9hV3sC4mtbAi82u-rT6AYbopX8Wai_eYaBF8bIM9DSiYpj4szm_pozK-EJrJrFqXTb1r1BqleOjv1lQo8uNR3gECDYlGd7dsQ-G9hW-vtFlOFeEbMbOy-6GIvrMt0XRNbMyo39oDOqV8I4QqHVLdNgjeyNW-uJwwbjWWv_g/s3321/j3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3321" data-original-width="2491" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8sq02SbeEnxsgZHvQqcZ9hV3sC4mtbAi82u-rT6AYbopX8Wai_eYaBF8bIM9DSiYpj4szm_pozK-EJrJrFqXTb1r1BqleOjv1lQo8uNR3gECDYlGd7dsQ-G9hW-vtFlOFeEbMbOy-6GIvrMt0XRNbMyo39oDOqV8I4QqHVLdNgjeyNW-uJwwbjWWv_g/w300-h400/j3.jpg" width="300" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfBi-f4oDdA4HrUr0DVJrnQ1gJLg2ry1ffOiI4PX8fvMEa29xYexnW-NFaprpdou_xW9aFSrHzSn-7TcOG0h6P8YYWY3SvXQs66yHpVGl3Acoda0TuOG_i_hg6-athgSbVCqZatwGeGRQVG9LJ1ZelHFUsWAuOzoWjysPElKdeM5NKafv2lUmDV-tAhg/s3410/j2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3410" data-original-width="2562" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgfBi-f4oDdA4HrUr0DVJrnQ1gJLg2ry1ffOiI4PX8fvMEa29xYexnW-NFaprpdou_xW9aFSrHzSn-7TcOG0h6P8YYWY3SvXQs66yHpVGl3Acoda0TuOG_i_hg6-athgSbVCqZatwGeGRQVG9LJ1ZelHFUsWAuOzoWjysPElKdeM5NKafv2lUmDV-tAhg/w300-h400/j2.jpg" width="300" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W zależności od tego, na jakim sprzęcie oglądacie ten wpis (komputer, telefon), zdjęcia zwykle są albo przejaskrawione, albo wyblakłe, a tak naprawdę to jest coś pomiędzy :).</span><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Przez chwilę rozważałam inną kolorystykę, ale ostatecznie zdecydowałam się na kontynuację tej mini-serii tak jak było, w dwóch kolorach: ultramaryna i umbra. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUsX_spYXt_LOPwhBaBGHQB6saZvXJUWuCFdmC1ZiEr2lldqSYkVPbSxmk2Ef6iO9W7Kq4cI8a3XjjexFUiSJVsLLitECNJEF5cLg8xPQMc-Ape9xIMRD90Qs2W4gvsmKEhxwQ0XhjBKo2tKpA4Yk3LhWS-je6cDkcFxXFUdU6YLzZk2dqWL3F_PYlw/s4000/j7.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhwUsX_spYXt_LOPwhBaBGHQB6saZvXJUWuCFdmC1ZiEr2lldqSYkVPbSxmk2Ef6iO9W7Kq4cI8a3XjjexFUiSJVsLLitECNJEF5cLg8xPQMc-Ape9xIMRD90Qs2W4gvsmKEhxwQ0XhjBKo2tKpA4Yk3LhWS-je6cDkcFxXFUdU6YLzZk2dqWL3F_PYlw/w300-h400/j7.jpg" width="300" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="font-family: arial;">Trochę się jednak skomplikowało, bo w momencie jak usiadłam do malowania, to się okazało, że ultramaryna wzięła i "wyszła". Nie ma, zero, null. Oczywiście, jak to zwykle bywa - weekend, wieczorowa pora, nie ma skąd wziąć brakującej farbki, a ja muszę, bo się uduszę. No więc pokombinowałam z cyjanem i karminem, niezupełnie mi ta ultramaryna wyszła taka jak powinna, więc dodałam trochę cyjanu we wszystkich obrazkach, żeby je delikatnie ujednolicić kolorystycznie. Jak się nie pilnuje uzupełniania tubek z brakującymi kolorami, to trzeba potem kombinować. No i niestety, nie jestem zadowolona, trzeba było powstrzymać dzikie chęci natychmiastowego malowania, skoro się nie sprawdziło zawczasu czy potrzebne kolorki są. Ech...</span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i szyja Buddy jakoś tak niechcący zniknęła w toku podmalowywania ;) - można co prawda wymywać akwarelę, ale jakoś straciłam zapał do tego obrazka i już nie chciałam więcej kombinować.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsvwwuoM3R4sXTy4_GbAMSutecwN6samBXOjqCI7Dkm_22mYfYBoT16V56rWnGrwY37d8v3C63hpQX1xNm4OU3yaZJdM-aByxTEIRPM6dNnjH1ExXEaUVx0_x16WgCkmIsAWj0-SAD4T9hvdZDlBF4FA73hgFblyztFy17ChftVWUQNeAFgrD9mXaNMg/s3787/j6.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3787" data-original-width="2856" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsvwwuoM3R4sXTy4_GbAMSutecwN6samBXOjqCI7Dkm_22mYfYBoT16V56rWnGrwY37d8v3C63hpQX1xNm4OU3yaZJdM-aByxTEIRPM6dNnjH1ExXEaUVx0_x16WgCkmIsAWj0-SAD4T9hvdZDlBF4FA73hgFblyztFy17ChftVWUQNeAFgrD9mXaNMg/w301-h400/j6.jpg" width="301" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W tej sytuacji dalszego ciągu to już na pewno nie będzie ;). Temat jakiś pokrewny to i owszem, bo, jak wiecie - lubię mandale, one będą kiedyś jeszcze na pewno, lotosy się pojawiają od czasu do czasu, a joga też jest mi bliska, więc coś w tym duchu tak, ale inny styl, technika itd. Zresztą - czas pokaże.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNUrArTGFYLpBObMwsErcP1e7uGkOY7WjuLCe_g6g-sMo7EToCEL__wAkNxusBS5xkdIXxnRiLl7D7j3eDyNZDa1NnfNS0cKl0M3L0XvhQCVg9sneV_GEzjEMUK7Btc8M-N1A64sbB4vKsotUsKuO2xO4ipb7dFWpgc55Yya478qw3GJNGcLbDsbAKZg/s4000/j1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjNUrArTGFYLpBObMwsErcP1e7uGkOY7WjuLCe_g6g-sMo7EToCEL__wAkNxusBS5xkdIXxnRiLl7D7j3eDyNZDa1NnfNS0cKl0M3L0XvhQCVg9sneV_GEzjEMUK7Btc8M-N1A64sbB4vKsotUsKuO2xO4ipb7dFWpgc55Yya478qw3GJNGcLbDsbAKZg/w300-h400/j1.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Akwarela, cienkopis. Rozmiar A3 (około 30x40cm).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I powiem Wam, że jak miałam potrzebę oderwania się od recyklingowych kolaży i stąd się urodził pomysł na taki obrazek, tak teraz już tęsknię za tekturkowymi wyklejankami i coś czuję, że będzie ich więcej :). Rodzina znosi mi różne ciekawe pudełeczka, kartoniki i tekturki - już wiedzą, że szkoda wyrzucić, bo może się to przyda do dzieła sztuki :))).</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge2tkoBneUqA-m0Y7Ytr_ggVsRQd0ruh5ILfNK6A4AQLmf-V2QWoU4dpQZkfqQyj4ZkHBVFgiB0af1VZZ7tR_0uVxhk5w3xG7EiA2fgilG99RWQjCcybxuuHAoGBRZ-GJ87M8tXqzj_eIjE5mJQcnOy5l9M3WfSZ--eEy-niDcOzxR6p0ibQdxjGzHIA/s3650/be1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3650" height="329" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEge2tkoBneUqA-m0Y7Ytr_ggVsRQd0ruh5ILfNK6A4AQLmf-V2QWoU4dpQZkfqQyj4ZkHBVFgiB0af1VZZ7tR_0uVxhk5w3xG7EiA2fgilG99RWQjCcybxuuHAoGBRZ-GJ87M8tXqzj_eIjE5mJQcnOy5l9M3WfSZ--eEy-niDcOzxR6p0ibQdxjGzHIA/w400-h329/be1.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z wieści ogrodowych: Dżemik od jesieni przekopał dokładnie wszystkie rabatki... Hmmm... nie wiem tylko, dlaczego nie przerył zagonka pokrzyw, które się rozpleniły w okolicy hortensji? Pokrzywy zostały zatem wykarczowane przez człowieka i się suszą. Będziemy robić herbatki. Bo na robienie gnojówki do podlewania nie mam czasu, siły i ochoty. Herbatki będą też z kwiatostanów lilaka, może uda mi się przeprowadzić fermentację w tym tygodniu i zrobić fotorelację, to podam przepis.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Mówi się, że albo ma się psa, albo ogród. Ciężko to pogodzić, to fakt, zwłaszcza jak pies młody i rozsadza go energia. Tak więc nowych nasadzeń tej wiosny nie ma, żadnych delikatnych roślinek i ogrodowych rarytasów. Może kiedyś... Na razie cieszą mnie moje własne sadzonki lawendy, które wreszcie się przyjęły, po dwóch latach prób. Wyhodowane w skrzynkach na balkonie, poza zasięgiem Dżemikowych łapsk. Moja odmiana ma długie, przewieszające się pędy, kwitnie bardzo obficie i długo, po letnim cięciu drugi raz aż do przymrozków. W sklepach takiej nie spotykam, więc chciałam rozmnożyć moje krzaczki, bo mają już ponad 20 lat i boję się, że jakiejś zimy nie przetrzymają i będzie klops... No więc cieszę się, że się udało i mam już lawendowe potomstwo :). </span></p><p><span style="font-family: arial;"></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A to jest moja największa radość i duma, królowa ogrodu - azalia pontyjska, ma już 25 lat i prawie 3 metry średnicy i wysokości. Kwitnie i pachnie niesamowicie, cała ulica otulona jest jej zapachem :). Ciężko było obfocić tak, żeby było widać ją w całości, bo trochę się wszystko wokół rozrosło i z każdej strony coś zasłania, więc te rozmiary nie bardzo widać... W tym roku zamierzam kilka krzaków w jej otoczeniu wykarczować, żeby miała więcej miejsca. A jak wsadzałam malutką sadzonkę, to nie wierzyłam, że to takie duże urośnie. Tak to jest w ogrodzie - najpierw nie możemy się doczekać, kiedy rośliny urosną, a potem jest problem, bo urosły aż za bardzo :). Obok rośnie też cis, posadzony w tym czasie co azalia, no i teraz to też potężna roślina, o tyle kłopotliwa, że wyłazi na ścieżkę no i wpycha się na azalię. No cóż, cisa nie wytnę, muszą więc jakoś koegzystować...</span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMs1zrl4xV3z82Bf3I4mGBZYd8AeZK1xji5p3aIGcH4LFrrHcu-cwhmi0YqCrZhrD9g2Dz6qAHxn8DOj9-g3yULCj3fqQMBjExkgog75VfvZSqZckUKtL8ClvUWY9noOs9YUslsBWEccvJD-Y5ESoVyGEH4O1eZgJVV6b7ShiJrh1ke-ZL8QpAvBwZrQ/s3317/az1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3317" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjMs1zrl4xV3z82Bf3I4mGBZYd8AeZK1xji5p3aIGcH4LFrrHcu-cwhmi0YqCrZhrD9g2Dz6qAHxn8DOj9-g3yULCj3fqQMBjExkgog75VfvZSqZckUKtL8ClvUWY9noOs9YUslsBWEccvJD-Y5ESoVyGEH4O1eZgJVV6b7ShiJrh1ke-ZL8QpAvBwZrQ/w361-h400/az1.jpg" width="361" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Azalia pontyjska jest najsilniej pachnącym gatunkiem azalii, jej miodowo-hiacyntowy zapach wyczuwa się z odległości aż 200m, a u osób wrażliwych może wywołać bóle i zawroty głowy. W okresie jej kwitnienia (około 3 tygodni) na noc zamykam okno w sypialni, bo krzew rośnie tuż koło domu, a zapach jest wręcz odurzający. Azalia pontyjska zwabia mnóstwo bzykaczy, ale nektar z jej kwiatów jest niestety dla ludzi trujący, więc w pobliżu nie powinny znajdować się pasieki, bo miód będzie niejadalny.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>EDIT:</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Słuchajcie, dałam tytuł posta TROJACZKI, a dopiero teraz mnie olśniło, że przecież to się akurat zbiegło z pojawieniem się TROJACZKÓW u Drevniego Kocurka! A tam jest już chyba tuzin kotków przygarniętych (straciłam rachubę, bo Kocurek co chwilę jakiegoś biedaka przygarnia). Trzeba pomóc, bo z najniższej krajowej, to wiecie, co sobie można... Tutaj jest link do zbiórki:</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><span face="brandon_text_bold, sans-serif" style="background-color: white; color: #660000; font-size: large; text-align: left;"><a href="http://pomagam.pl/3miesiace"><b>pomagam.pl/3miesiace</b></a></span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>A tutaj można przeczytać o maleńkich kocich TROJACZKACH: </b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://kocia-focia.blogspot.com/2023/05/dzieje-sie-oj-ale-co-zrobic.html"><b>https://kocia-focia.blogspot.com/2023/05/dzieje-sie-oj-ale-co-zrobic.html</b></a></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Dorzućcie co-nieco do kociego koszyczka, dla maluszków i dla kocich staruszków, i dla chorowitków!</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com32tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-38824613181438879482023-05-03T15:29:00.000+02:002023-05-03T15:29:42.255+02:00Pustynia z recyklingu.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i jest drugi, obiecany kolaż (<b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/04/kolaze-miay-byc-dwa-ale-najpierw-jeden.html">tutaj był pierwszy</a></u></b>). Zgodnie z sugestią mojego syna miała być pustynia, egipskie skojarzenia, wielbłądy, piramidy, Sfinks. Kolory ciepłe - piasek, ugry, sepie, beże, ale też oranże, bursztyn, złoto, bo takie się podobają. Do dyspozycji: karton i tektura wielowarstwowa (z opakowań przeróżnych), farby akrylowe, klej Wikol, trochę rozmaitych śmieciowych przydasi (konkretnie włóczka i guzik), no i fantazja. </span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYJLW6AW13awbdhR6mgcYsEAufKQMDAd7cIjvY4ksihP8u1JSrkIB1v9RGWySroLX4OU8d5mVlFBe0oMG8Nvi06dw1WdzoWhEn5XPn8RT_6otdu4bW2KYOtKio8TiGq6yWEhHcW6DnCDrqnE36X3wlIcrYHsOpu88HFUylu8RhHVznrJSvqgd9qGLvNg/s4000/e10%20(2).jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgYJLW6AW13awbdhR6mgcYsEAufKQMDAd7cIjvY4ksihP8u1JSrkIB1v9RGWySroLX4OU8d5mVlFBe0oMG8Nvi06dw1WdzoWhEn5XPn8RT_6otdu4bW2KYOtKio8TiGq6yWEhHcW6DnCDrqnE36X3wlIcrYHsOpu88HFUylu8RhHVznrJSvqgd9qGLvNg/w300-h400/e10%20(2).jpg" width="300" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dwa ujęcia w różnym oświetleniu, a i tak nie widać realnych kolorów, tam jest więcej żółci, nie wszystko takie cynobrowe, ale aparat wie lepiej.</span></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjC2HTXCPQ6X5s_iqyHoGy7boE3BpwRgh726POIp8qCjLjJDjIVKDuiVmnJDJauh4tVezUL1irerzo4Yzn2FKiFH4tfSCNCHtjJ4lhj8fo-Cng9G09HTRgXipXBqgvvxbjgcKr0huEgshxYXLsHYLhi-SjoNfK1vjFnAu24Lyd6_jIRICeUCamu5c7HWQ/s4000/e10.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjC2HTXCPQ6X5s_iqyHoGy7boE3BpwRgh726POIp8qCjLjJDjIVKDuiVmnJDJauh4tVezUL1irerzo4Yzn2FKiFH4tfSCNCHtjJ4lhj8fo-Cng9G09HTRgXipXBqgvvxbjgcKr0huEgshxYXLsHYLhi-SjoNfK1vjFnAu24Lyd6_jIRICeUCamu5c7HWQ/w300-h400/e10.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Uwielbiam sztukę starożytnego Wschodu, więc kusiło mnie, żeby wcisnąć w ten projekt jak najwięcej elementów z tamtej epoki. Poza piramidami i Sfinksem są zatem hieroglify (nie próbujcie ich odczytywać, bo to przypadkowy misz-masz :))) ), ale fragment kolumny staroegipskiej ostatecznie sobie odpuściłam, żeby nie przeładować kompozycji. Ale za to obowiązkowo jest karawana :). </span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirBMME2WAFEyr4ttTmUCD7hdLjmsxzy0QwhCbKu8qGKJsB0crSgvETijpXrR1ZSYwTXnFp4EkZRrVoIUTLntrrVoNMVUYirsAqq3XeK5GoHlXGGKZ9pXlQ0wHLG8zbd_IzO9aww-mQZZyIjK57VG-c__ux-ga_mcurbvfYkA44t3LaWGMhDbNPZGUv8A/s4000/e3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEirBMME2WAFEyr4ttTmUCD7hdLjmsxzy0QwhCbKu8qGKJsB0crSgvETijpXrR1ZSYwTXnFp4EkZRrVoIUTLntrrVoNMVUYirsAqq3XeK5GoHlXGGKZ9pXlQ0wHLG8zbd_IzO9aww-mQZZyIjK57VG-c__ux-ga_mcurbvfYkA44t3LaWGMhDbNPZGUv8A/w300-h400/e3.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W fazie projektu karawana, dla przymiarek schematycznie narysowana na kartce, jeździła raz na dół, raz w górę obrazu... Palma, jako symbol oazy, to pojawiała się, to znikała, piramidy się przesuwały to tu to tam, sfinks raz był na tle piramid, raz z boku. Ciągle mi było mało miejsca na to wszystko, bo miał być jeszcze przecież bezmiar pustyni, a tu taki tłok! No ale jakoś to w końcu upakowałam, a całość ma rozmiar słuszny, więc przestrzeń też jest :).</span></p><p style="text-align: justify;"><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/04/kolaze-miay-byc-dwa-ale-najpierw-jeden.html"><b>poprzednim kolażu</b></a> zaszalałam twórczo z wytłoczką po jajkach wkomponowaną w pudełko po pizzy, tym razem zabrakło mi ciekawych pomysłów na temat wzbogacenia faktury dzieła... Przeszło mi przez myśl, żeby zrobić Wielkiego Sfinksa z papier-maché. Ostatecznie jednak porzuciłam ten zamiar, bo i tak musiałabym go mocno spłaszczyć, żeby mi za bardzo nie wystawał z całości, a po drugie chciałam zachować na całej kompozycji efekt gładkiej płaszczyzny, rozległej przestrzeni, pomimo wielu poutykanych elementów. No i ostatecznie Sfinks jest w ugrzecznionej wersji tekturkowej. Starałam się jednak, żeby nie był zbyt idealnie wystylizowany i przypominał jego obecną, zmasakrowaną nieco postać, którą najlepiej znamy. Bo oryginalne, starożytne oblicze, było upiększoną wersją podobizny faraona Chefrena, w dodatku pomalowaną w dość jaskrawe barwy. W sumie to pierwsza surowa, tekturkowa wersja wyszła mi najlepiej, ale podkusiło mnie, żeby ją podmalować, no i efekt nie jest do końca taki jak chciałam. Najzabawniej było, jak na pewnym etapie przeróbek Sfinksowi niechcący zrobiłam wytrzeszcz oczu, skierowany trochę po skosie, co wyglądało, jakby go ta karawana mocno zdziwiła i wkurzyła :)))). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTvF7hEoqZdcMhmQI7-H33V6TCjiZEKSJLfSIMpYiWGyxfInqegw2UXguK8zrIbVv0Ml7fLIBsjoYiZTAVgT1UFOWB3AgApOKFO01lW7L8_haKj0uTJLAgSvPJUdiJSiMh5ykfDUebTgJPgUWHtFoicpxKywA-AVNC9jESX9WM4cF7LS7JFcO1JFITng/s4000/e6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgTvF7hEoqZdcMhmQI7-H33V6TCjiZEKSJLfSIMpYiWGyxfInqegw2UXguK8zrIbVv0Ml7fLIBsjoYiZTAVgT1UFOWB3AgApOKFO01lW7L8_haKj0uTJLAgSvPJUdiJSiMh5ykfDUebTgJPgUWHtFoicpxKywA-AVNC9jESX9WM4cF7LS7JFcO1JFITng/w300-h400/e6.jpg" width="300" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Natomiast co do piramid... Jak wiadomo, piramidy obecnie mają nierówną, schodkową powierzchnię, częściowo na skutek erozji, ale przede wszystkim - rabunku. Pierwotnie bowiem bloki kamienne (lub, jak mówią niektórzy badacze - odlane ze starożytnej odmiany betonu piaskowo-gliniano-wapienno-krzemowego, i mnie ta wersja jakoś bardziej pasuje) były pokryte polerowanym wapieniem, a szczyty - złotymi płytkami. Potężne ostrosłupy lśniły więc w słońcu pustyni oślepiającym biało-złotym blaskiem, co niewątpliwie robiło oszołamiające wrażenie. Oczywiście po wiekach okoliczni mieszkańcy uznali te budowle za doskonałe źródło materiału budowlanego, że o złocie nie wspomnę...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Żeby jakoś nawiązać do tego pierwotnego wyglądu - dodałam nieco złota tu i ówdzie. A w słońcu wykorzystałam patent z poprzedniego kolażu, tylko tam był bawełniany sznurek, a tutaj wiskozowa włóczka z lekkim połyskiem. Karawanę po prostu namalowałam, bo jednak wycinanie tych wielbłądzich nóżek trochę mnie przerosło ;). Palma za to jest trójwymiarowa, tzn. kilka liści z pomalowanego papieru wystaje z podłoża, reszta drzewa jest z tekturki odartej z tegoż papieru, ze dwa liście domalowałam. Nie wiem czy to widać, ale dwa liście odwijają się odstając całkiem od podłoża (i nie ma tam koloru błekitno-zielonego, to jakiś efekt mojego aparatu):</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_NFLmHEQD2GE5ZNA_u-oRghIKm1KWokaAPx_4Wgm5SdeBs9WP1ycrMM0Bmt2noYP4geOY-FoiPAUoh5jVVIS7v2AreDcC0apOUlE6gsuxjMxltBO8LjEPMk9Fj1FozcTeLg3ffVbxQfcRSSZwovWnRV1Z2KmzYAUrvN1WX9qd-kf6bj3brDXK9uemlg/s4000/e4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg_NFLmHEQD2GE5ZNA_u-oRghIKm1KWokaAPx_4Wgm5SdeBs9WP1ycrMM0Bmt2noYP4geOY-FoiPAUoh5jVVIS7v2AreDcC0apOUlE6gsuxjMxltBO8LjEPMk9Fj1FozcTeLg3ffVbxQfcRSSZwovWnRV1Z2KmzYAUrvN1WX9qd-kf6bj3brDXK9uemlg/w300-h400/e4.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Rozmiary tego dzieła to około 70x100cm. A tutaj dla porównania kolaż pustynny z tym wcześniejszym, abstrakcyjnym, o połowę mniejszym:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8O9cieZJj_BHXfgDclB-MH1QhF_8j7NmIU9ihgsdYLjj78iEDE7NAfCJofTm0ppVOOFcFk7Q7QbQ6VlqbmvmOv2n0PC9UxCevLGAbFZjmN307ZfQaX4U3R-INYRKWo9ZR5lje-R2kpTRSCQwNt-XwfGhxofhFL4KNjo-T-69bSvk_1C2Z638rx5DMVw/s3511/e7.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3511" height="341" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi8O9cieZJj_BHXfgDclB-MH1QhF_8j7NmIU9ihgsdYLjj78iEDE7NAfCJofTm0ppVOOFcFk7Q7QbQ6VlqbmvmOv2n0PC9UxCevLGAbFZjmN307ZfQaX4U3R-INYRKWo9ZR5lje-R2kpTRSCQwNt-XwfGhxofhFL4KNjo-T-69bSvk_1C2Z638rx5DMVw/w400-h341/e7.jpg" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKCejj3cMPazQacadKFtHg4QC52Dp6k27r96OV1MqsZeYx0z2_wAdgcPXk8k65jCBJyVntdFI38dzzEs7LfkQ-KST71Q96EgfTH_YTAvRlBwBlRBlg3HEK6hA6zsxotVCO5H7mLa-WCCuTlF03JBr3TudXUgEpqpFCp84RKJSS9_WPjZ1U9--U4Ef7YA/s3460/e8.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3460" height="346" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiKCejj3cMPazQacadKFtHg4QC52Dp6k27r96OV1MqsZeYx0z2_wAdgcPXk8k65jCBJyVntdFI38dzzEs7LfkQ-KST71Q96EgfTH_YTAvRlBwBlRBlg3HEK6hA6zsxotVCO5H7mLa-WCCuTlF03JBr3TudXUgEpqpFCp84RKJSS9_WPjZ1U9--U4Ef7YA/w400-h346/e8.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i wnioski mam takie: wycinanki i wyklejanki, których nie lubiłam w szkole, teraz uważam za świetną zabawę, p</span><span style="font-family: arial;">odoba mi się ten recykling i pewnie wkrótce coś jeszcze wymyślę, ale pójdę raczej w kierunku abstrakcji. Chyba. Bo konieczność trzymania się jakiegoś realnego tematu trochę ogranicza moją kreatywność, za bardzo staram się oddać wiernie główny temat. Ale jeszcze zobaczymy... A</span><span style="font-family: arial;"> na razie - na tapecie mam akwarelki :).</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z życia moich kotów taka ciekawostka: okazało się, że Kocia, najbardziej wybredna spożywczo z całego stada, uwielbia słonecznik! Zostawiłam kiedyś na blacie w miseczce łuskane ziarna, Kocia zajrzała, spróbowała, myślałam, że na tym się skończy, a ona się na dobre przysiadła i wyjadła całkiem sporo. Zostawiłam w takim razie ziarenka, bo jednak po kocie jeść nie będę (chociaż zdarza się, że ja jem jajecznicę z jednej strony talerza, a kot z drugiej) - i po pewnym czasie Kocia znowu wcinała słonecznik, aż jej się uszka trzęsły :). Lubi też siorbać marynatę ze śledzi po wiejsku, czyli ocet z olejem, przyprawami i zapachem śledzia :))). A mięska surowego, którym pozostałe kociambry się zajadają, Kocia nawet nie tyka. No taka z niej dziwaczka i wegetarianka :))). Co się zresztą kotu dziwić, Dżemik z kolei potrafi za jednym zamachem zjeść pół torebki suszonych śliwek, następnie garść suszonej żurawiny i jeszcze zagryźć to arbuzem, winogronami albo gruszką. Podobno ludzie dają psom tartą marchew z jabłkiem, ale z żadnym z naszych psów to nie przeszło, one mają inne upodobania. Dżemik marchewką pluje, a jabłka najchętniej jada suszone, ewentualnie jak już są na naszej jabłonce, to zrywa sobie prosto z drzewka i zjada w całości. I tak to.</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Moi mili, ostatnio blogger robi mi nieprzyjemne psikusy, a mianowicie <b>wrzuca niektóre komentarze do spamu</b>. Dlaczego? - tego pewnie nie wiedzą nawet twórcy tej beznadziejnej nowej wersji, reguły nie ma w tym żadnej. Ale za to potrafi przepuścić do publikacji prawdziwy spam (wielokrotnie od tego samego spamera), muszę więc być czujna i wywalać to ręcznie. W każdym razie jeśli się zdarzy, że nie zobaczycie od razu swojego komentarza, to widocznie zadziałał porąbany algorytm bloggera, ale ja każdy komentarz na pewno wyłowię ze spamu i "uaktywnię", tyle tylko że może to potrwać dzień lub dwa, bo nie codziennie zaglądam na blog. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W poprzedniej wersji spam był dla mnie widoczny od razu, w osobnej zakładce komentarzy na panelu sterowania. Teraz wszystkie są razem, te opublikowane i te uznane za spam, niczym nie wyróżnione, a ja zauważam różnicę dopiero jak chcę odpowiedzieć na komentarz i nie ma go pod postem na blogu. Wtedy wracam do listy komentarzy, najeżdżam na ikonki z boku, widoczne właśnie dopiero po najechaniu kursorem, i odhaczam "nie spam", potem jeszcze muszę odpowiedzieć na głupie pytanie czy na pewno chcę opublikować. Te wszystkie nowinki są zapewne po to, żeby zniechęcić użytkowników do korzystania z bloggera. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A już zupełnie mnie zdołowała informacja Amyszki, że blogger-świnia zablokował jej niewinny post o drapaku dla kotków! Jak mniemam, to wina twórców algorytmu odsiewającego niepożądane treści, bo - jak mawia mój informatyk - samo się nie zrobiło, bo samo to się tylko błyska i grzmi! Co człowiek zaprogramuje, to system/program informatyczny wykona. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I to by było na tyle, chciałam się w związku z powyższym rozpisać na temat sztucznej inteligencji i co ja myślę o tworach informatyków, istot jakby nie było niedoskonałych, ale darujmy sobie te nerwy.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz7JQ89LRnupJ-SWRzuhpBuA5jVWHKx2tB_NgZDTV6KdJu2VmtbNVirmsg_ObFIqbdF3kpage_IjBVYYBLjC3yhF_4q48wnNJxHMVvTZV8zmLDcpPA8woGvRdgbmHrdvXUPoPOYwdJRbgSVfHsXrYdOgCAQKRsxUlekuv9RU8N0hnLbRwFQB22aB00AA/s4000/e1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhz7JQ89LRnupJ-SWRzuhpBuA5jVWHKx2tB_NgZDTV6KdJu2VmtbNVirmsg_ObFIqbdF3kpage_IjBVYYBLjC3yhF_4q48wnNJxHMVvTZV8zmLDcpPA8woGvRdgbmHrdvXUPoPOYwdJRbgSVfHsXrYdOgCAQKRsxUlekuv9RU8N0hnLbRwFQB22aB00AA/w300-h400/e1.jpg" width="300" /></a></div><br /><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com40tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-2213118373195176972023-04-23T13:54:00.006+02:002023-11-28T12:27:06.269+01:00Książki. O Freudzie, o Garbo, o Modiglianim.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dzisiaj jest Dzień Książki i Praw Autorskich, zatem będzie o książkach.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje6CVty8IAjdIObagyDUQfRVmg9nDMWs4EsKEOZHE8_OR-EDOlY1E3L-l5Pf9ngJDeKuhy8bJpJMTh7piycAh68fwMehJDBKwQArofE5jM2-NrjJZV4mVmVerCoWg8jn9fYrurLRt-MEygyYt_yP3S0nHhkYI9DcIY8EcFHefxsQw0Opf_9RUUWFl-CQ/s3916/zig1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2999" data-original-width="3916" height="306" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEje6CVty8IAjdIObagyDUQfRVmg9nDMWs4EsKEOZHE8_OR-EDOlY1E3L-l5Pf9ngJDeKuhy8bJpJMTh7piycAh68fwMehJDBKwQArofE5jM2-NrjJZV4mVmVerCoWg8jn9fYrurLRt-MEygyYt_yP3S0nHhkYI9DcIY8EcFHefxsQw0Opf_9RUUWFl-CQ/w400-h306/zig1.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Od pewnego czasu czytam głównie biografie, natomiast zupełnie nie pociąga mnie beletrystyka. Oczywiście nie zawsze tak było, a nawet, powiedziałabym, że było wręcz odwrotnie :). Nie, żebym teraz celowo obrała sobie za punkt honoru przeczytanie wszystkich możliwych biografii, ale tak się jakoś składa, że od dłuższego czasu w księgarni moje oko przyciągają pozycje zawierające interesujące życiorysy wybitnych postaci. Najczęściej są to artyści w szerokim znaczeniu tego słowa - malarze, rzeźbiarze, pisarze, czasem aktorzy itd, ale też ludzie biznesu, naukowcy, znacznie rzadziej na przykład politycy (właściwie to trafiło mi się w czytaniu chyba tylko dwóch, z czego jeden był jednocześnie artystą). Czasem jakąś książkę poleci ktoś w recenzji, innym razem elektryzuje mnie po prostu zauważone na okładce nazwisko głównego bohatera. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Trzy książki, o których chcę Wam dzisiaj opowiedzieć, znajdziecie w księgarni na półce z biografiami, ale - przynajmniej w dwóch przypadkach - nie są to biografie w pełnym tego słowa znaczeniu, traktują bowiem wybiórczo jedynie o pewnych aspektach życia głównych postaci. Ale lećmy po kolei...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u>DAVID COHEN - "Ucieczka Sigmunda Freuda".</u></b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo ZYSK i Spółka, Poznań 2022, 390 stron, okładka miękka ze skrzydełkami.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To dość specyficzna książka i zdecydowanie nie dla każdego. Naszpikowana faktami i nazwiskami, wymieszanymi niekiedy w dość dziwnym porządku, w dodatku w dużej części przedstawionymi raczej sucho, bez literackiego lepiszcza. Te fragmenty przeplatane są całkiem sprawnie napisanymi dłuższymi opowieściami. Poziom i styl nierówny, co trochę utrudniało mi czytanie, zwłaszcza pierwszej połowy książki, a teraz sprawia, że ocena całości nie jest sprawą prostą i jednoznaczną. Trudno zaprzeczyć, że autor wykonał potężną robotę, przekopując się przez rozmaite archiwa rozsiane po całym świecie, dodatkowo weryfikując część z nich w konfrontacji z niektórymi świadkami ówczesnych wydarzeń. Zabrakło mu jednak polotu w przekazaniu tego wszystkiego w zgrabnej formie zwykłemu czytelnikowi. Może zresztą nie miał takiego zamysłu...? Może książka w zamyśle została przeznaczona dla wąskiej grupy czytelników?</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8v5a0uUF5ETy8GjovhB1Sq-lw7paQW_cts5f-nh3vBz7MJiDAZKC7phGpFVaRHzBo1Kr8256SVeWHUwy25bn7pzndU-d1NlbUyyMNgGUhewZRGDTVGjZDhi9fQP-v7yLNvpxwuC7qj1B5skhkym0j7xaOr9kVjc2TRUoNWTkp91JxZ24rFQVk4SS5dg/s4000/zig2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj8v5a0uUF5ETy8GjovhB1Sq-lw7paQW_cts5f-nh3vBz7MJiDAZKC7phGpFVaRHzBo1Kr8256SVeWHUwy25bn7pzndU-d1NlbUyyMNgGUhewZRGDTVGjZDhi9fQP-v7yLNvpxwuC7qj1B5skhkym0j7xaOr9kVjc2TRUoNWTkp91JxZ24rFQVk4SS5dg/w300-h400/zig2.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tematem przewodnim opracowania jest wyjaśnienie okoliczności ucieczki Zygmunta Freuda z nazistowskiej Austrii. Tytuł intrygujący, ale to chyba zabieg celowy, bo tak naprawdę jest to taka specyficzna biografia Freuda, w której autor przebiega przez cały życiorys swojego bohatera, ale skupia się głownie na okresie okołowojennym. Do meritum dochodzimy więc wyboistą drogą przez pierwszą połowę książki, w której autor sięga zarówno do dziejów całej rozgałęzionej i tzw. patchworkowej rodziny Freudów, pisze o okolicznościach towarzyszących dojściu do władzy Hitlera, a także nawiązuje do kontaktów Freuda z innymi psychoanalitykami, ich sporów i współpracy. Całość jest udokumentowaniem pracy badawczej autora, który jednak, przyznajmy, nie jest literatem, więc podaje nam suche fakty, wyjaśniając skrupulatnie ich pochodzenie i jego własne wątpliwości lub komentarze, jednak brakuje w tym wszystkim płynnej fabuły, a nawet, mam wrażenie, że i sensownego planu. Niejednokrotnie w jednym akapicie mamy wrzucone nie powiązane ze sobą zdania wyrwane z różnych kontekstów. Historie o kłopotach przyrodnich braci, zdanie z listu Freuda o jakiejś błahostce dotyczącej osobistych zakupów, i do tego jakaś uwaga o sporze z innym psychoanalitykiem, bez związku ze zdaniami poprzedzającymi - to wszystko w jednym akapicie. Odnoszę wrażenie, że takie (dość liczne) fragmenty książki są żywcem wklejonymi roboczymi notatkami autora powstałymi w trakcie wertowania listów i dokumentów, przez nieuwagę nie dopracowane przed publikacją. Trochę ciężko się to czyta, co jakiś czas trzeba się "zawiesić" i samemu rozebrać na czynniki taki zlepek, dopasować poszczególne zdania do wcześniejszych i późniejszych wątków. Ktoś z lżejszym piórem mógłby z tego materiału zrobić pasjonującą biograficzną perełkę, panu Cohenowi ta sztuka się jednak nie udała. Zaznaczam jednak, że jestem być może specyficznym czytelnikiem, dla którego niezwykle istotny jest język wypowiedzi. Lubię czytać książki napakowane treścią, ale jednocześnie napisane lekko, składnie, z pewną elegancją. Tutaj trochę się potykałam o brak spójności i jednolitego stylu, o składnię i sens.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Niemniej jednak, jeśli kiedykolwiek ciekawiła Was psychoanaliza i nazwisko Freuda nie jest Wam obce, książka może się okazać interesująca, jako próba wyjaśnienia skomplikowanych okoliczności związanych z ucieczką Freuda z nazistowskich kleszczy i udziałem w tym przedsięwzięciu pewnego... nazisty. Ot, takie zaskakujące fragmenty ówczesnej rzeczywistości, realia funkcjonowania w tym wszystkim żydowskiej społeczności i ludzka twarz niejednego wroga. Życie.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dla mnie książka zrobiła się ciekawa gdzieś w połowie. Spora dawka szczegółów związanych z realiami życia w nazistowskiej części Europy, pierwsze ataki na żydowską kulturę i biznesy, karkołomne sposoby, do jakich uciekali się Żydzi, aby ocalić życie i majątek, a jednocześnie jakoś w miarę normalnie funkcjonować w coraz bardziej nieprzyjaznej rzeczywistości. Pojawiają się nawiązania do freudowskich koncepcji analitycznych, sprawy środowiska psychoanalityków, są liczne wzmianki o publikacjach, osiągnięciach, sporach itd. I trochę humoru. Rozbawiła mnie anegdotka o córce psychoanalityczki współczesnej Freudowi, z którą rozmawiał autor książki. Po wielu latach spędzonych wśród psychoanalityków naszła ją refleksja, że <i><b>rozmowa i dobry rosół są równie skuteczne jak skomplikowane metody psychoanalityczne</b></i>. No coś w tym jest :))). W tej drugiej części książki rozdziały stają się łatwiejsze do przyswojenia, autor odchodzi od wklejania roboczych notatek i wpada w tryb całkiem zgrabnej opowieści. Interesująco opowiada o Anschlussie, codziennym życiu Freuda i jego najbliższych, sytuacji analityków w okresie okołowojennym. Tytułowa ucieczka w gruncie rzeczy zawiera się w dwóch czy trzech krótkich rozdziałach, mimo iż była operacją karkołomną w obliczu obowiązujących wówczas procedur i licznych zakazów, dotyczących zwłaszcza Żydów. Nie będę zdradzać więcej szczegółów, a książkę rekomenduję czytelnikom w jakimś stopniu zorientowanym w psychoanalizie, lub przynajmniej - gotowym na sporą dawkę szczegółów dotyczących problemów i prac ówczesnych analityków.</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u>ROBERT GOTTLIEB - "Garbo. Najbardziej tajemnicza gwiazda Hollywood".</u></b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2022, 560 stron, okładka twarda.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjymJwrrvB2GNF2AvQktpoTJAqgm1U7KVVCwNisQet0AWjQ9FmjmOi6NG3YPjEZeG_FjrMafWhVNvhDX5IfapMNslaj4K6CUkbf875TGOvvgLErlbU2c8fwLcz5IfaT2SbUMskGMHj44wTT48t5TF4HhzW0zhv62H6vdUtLIUG19MfQmYiz3LhKgxnQeA/s4000/gar3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjymJwrrvB2GNF2AvQktpoTJAqgm1U7KVVCwNisQet0AWjQ9FmjmOi6NG3YPjEZeG_FjrMafWhVNvhDX5IfapMNslaj4K6CUkbf875TGOvvgLErlbU2c8fwLcz5IfaT2SbUMskGMHj44wTT48t5TF4HhzW0zhv62H6vdUtLIUG19MfQmYiz3LhKgxnQeA/w400-h300/gar3.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Szczerze mówiąc spodziewałam się czegoś innego, większej dawki ciekawie opowiedzianych szczegółów z życia, zwłaszcza prywatnego, Grety Garbo. Tymczasem szkopuł polega na tym, że biografowie mają trudny orzech do zgryzienia, zabierając się za jej życiorys, ponieważ Garbo bardzo dbała o swoją prywatność, nie była osobą towarzyską, wręcz unikała - nie tylko paparazzi - ale w ogóle ludzi. Owszem, bywała na różnych spotkaniach, znała wiele osób, miała też krąg swoich przyjaciół, jednak niewiele zachowało się wiarygodnych wspomnień jej znajomych, a jeszcze mniej dokumentów, listów itp.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jest to jednak, jak zapowiada notka wydawnicza, <b>must read każdego kinomana, z najpiękniejszymi zdjęciami zjawiskowej Garbo, a więc przede wszystkim opowieść o aktorce i o jej filmach</b>. Muszę się przyznać, że raczej nie zaliczam się do grona fanów kina, jestem w grupie całkiem przeciętnych odbiorców filmów. Garbo kojarzę z dawnych fotosów z okresu mojej wczesnej młodości, kiedy wciąż jeszcze mówiło się o niej jako jednej z największych gwiazd filmowych, a także bardziej z życiorysów innych, współczesnych jej postaci, choćby Marleny Dietrich (<a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html"><b>jakiś czas temu pisałam na blogu o biografii MD - tutaj</b></a>). W zasadzie właśnie historia Dietrich zachęciła mnie do sięgnięcia po książkę o Garbo. Z filmów z jej udziałem pamiętam jedynie (być może </span><span style="font-family: arial;">najlepszą w jej dorobku)</span><span style="font-family: arial;"> "Damę kameliową". Trudno mi przypomnieć sobie jakiś inny konkretny film z Gretą Garbo, który obejrzałam od początku do końca. Powinnam chyba obejrzeć "Ninoczkę", nie pamiętam, żebym ją widziała, a to podobno drugi (a może nawet pierwszy) świetny film w jej karierze. W każdym razie nie pamiętam innych jej ról, poza rozmaitymi przeglądami filmowymi, jedynie z fragmentami filmów.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpraferrNd_uY6g5D4UED90E-zQg70wHedrIGaXvxBHwsRMtiLBXOgncSkwO9CeSfTBhkxdEUvPA2OlWF1EjCAQQuq9lIU-xuE4NHrffkzOv-r94G67W03TmCdx8pJ2YkyBAY96n0mkwZzCNJkiV7GBdW_L_peC4lXttcGjUUGUAfPeIrlbzE2ByPNkg/s4000/gar1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjpraferrNd_uY6g5D4UED90E-zQg70wHedrIGaXvxBHwsRMtiLBXOgncSkwO9CeSfTBhkxdEUvPA2OlWF1EjCAQQuq9lIU-xuE4NHrffkzOv-r94G67W03TmCdx8pJ2YkyBAY96n0mkwZzCNJkiV7GBdW_L_peC4lXttcGjUUGUAfPeIrlbzE2ByPNkg/w400-h300/gar1.jpg" width="400" /></a></div><br /><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Autorem tej biografii jest Robert Gottlieb, znany miłośnik kina tzw. złotej ery Hollywood, zatem książka przypadnie do gustu szczególnie kinomanom. <b>Oprócz życiorysu Grety Garbo znajdziemy tutaj przede wszystkim bardzo szczegółowo omówione wszystkie produkcje, w jakich brała udział</b>. Fenomenem jest fakt, że pochodząca ze Szwecji młoda gwiazda nie nagrała tych filmów jakoś specjalnie dużo (karierę zakończyła nagle, mając zaledwie 36 lat), a w większości nie zyskały one powodzenia za sprawą dobrego scenariusza, czy innych zalet sztuki filmowej, lecz jedynie dzięki jej udziałowi. Książka jest zatem próbą rozwiązania zagadki fenomenu Garbo. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Żeby Was jednak zachęcić, mimo tego mojego marudzenia, zacytuję tutaj obszerne fragmenty z noty redakcyjnej:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">"Nie lubiła ludzi, ale swoim spojrzeniem uwodziła miliony. Zarabiała astronomiczne sumy i jednocześnie była legendarnie skąpa. Mimo szafy pełnej zjawiskowych sukien chodziła głównie w męskich spodniach i nie zawsze czystych swetrach. Mężczyźni się o nią zabijali, ale najdłuższy związek stworzyła z kobietą. Choć chorobliwie strzegła swojej prywatności i uciekała fotoreporterom, aż do śmierci elektryzowała tłumy. (...) Jak wstydliwej Szwedce z robotniczej rodziny udało się podbić Hollywood? Czy karierę zawdzięczała wpływowym kochankom, których umiejętnie dobierała sobie już jako nastolatka? Czy ta niebywale piękna kobieta tak naprawdę czuła się mężczyzną? I dlaczego będąc u szczytu sławy, nagle zakończyła karierę?".</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJWlZsQsg-9j6GjoLWsiw9WVSdXr8M_ntj0bmFAewScZbvnGf7nsHbxoFYxCqJiJRB3X4JB-uJFbszxg4QaSEoqAPakEfWkfEtxJ61XT9caI_ok7tw7kz3zrrGwfJPa2HF2rXLCEFhr8FdUEaGdzgup5SO6en8ZgsaCsLuHdm1RWPv319FiqvCOYFJWg/s4000/gar2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhJWlZsQsg-9j6GjoLWsiw9WVSdXr8M_ntj0bmFAewScZbvnGf7nsHbxoFYxCqJiJRB3X4JB-uJFbszxg4QaSEoqAPakEfWkfEtxJ61XT9caI_ok7tw7kz3zrrGwfJPa2HF2rXLCEFhr8FdUEaGdzgup5SO6en8ZgsaCsLuHdm1RWPv319FiqvCOYFJWg/w400-h300/gar2.jpg" width="400" /></a></div><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Obszerną część książki stanowią fragmenty z różnych artykułów, książek, filmów, a nawet piosenek, w których przewija się nazwisko (a właściwie - pseudonim) Garbo. Wstęp do polskiego wydania napisał Tomasz Raczek. I wisienka na torcie - mnóstwo wspaniałych zdjęć aktorki, zarówno prywatnych, jak i najpiękniejszych filmowych fotosów.</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><u><b>SYLWIA ZIENTEK - "Lunia i Modigliani".</b></u></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Agora, Warszawa 2022, 543 strony, okładka miękka ze skrzydełkami.</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5vYZlyIPYC-7qJy_2B5G5AeN5yPBtzMtSEu8B-IC-GETSfj4FIphWLCLPSaj56VpsdtVkW25rtid5yiVZg7J2lUZmPiuRz4ABTNp2Qwj3Yf0Y7MN0tG-e1WwFFCuTYKxT1_b3s3zXr8RR1wfifYBY1v0ydeAqkEJd1DYGALFEN4J8wQAPoKEEe0whbw/s4000/modi2.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5vYZlyIPYC-7qJy_2B5G5AeN5yPBtzMtSEu8B-IC-GETSfj4FIphWLCLPSaj56VpsdtVkW25rtid5yiVZg7J2lUZmPiuRz4ABTNp2Qwj3Yf0Y7MN0tG-e1WwFFCuTYKxT1_b3s3zXr8RR1wfifYBY1v0ydeAqkEJd1DYGALFEN4J8wQAPoKEEe0whbw/w300-h400/modi2.jpg" width="300" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">Zdjęcie na okładce to kompilacja autoportretu Modiglianiego oraz namalowanego przez niego portretu Luni Czechowskiej</td></tr></tbody></table><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nie pamiętam, gdzie natknęłam się na recenzję tej książki. Pewnie gdyby nie owa recenzja, to nie sięgnęłabym po tę książkę, bo biografię Modiego pióra Pierra Sichela uważam za genialną i kompletną, ale z recenzji wynikało, że pani Ziętek ma nieco inne spojrzenie, lub wiedzę, na niektóre aspekty życiorysu mojego ukochanego artysty. Zaintrygowana postanowiłam więc zapoznać się z tymi rewelacjami. No i przed zamówieniem nie zwróciłam uwagi na fakt, że jest to nie biografia, lecz powieść. Trzeba jednak przyznać, że w zasadzie fikcji literackiej nie ma jakoś specjalnie dużo, autorka bowiem dość ściśle trzyma się faktów.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Głównym fikcyjnym aspektem jest poziom zażyłości Luni Czechowskiej i Amadeo Modiglianiego, ponieważ tak naprawdę nie ma zbyt wielu dowodów na to, jak tam naprawdę układały się ich relacje. Książka napisana jest w pierwszej osobie, w formie wspomnień Luni. Nie przepadam za taką formułą, ale dość szybko przyswoiłam sobie pomysł autorki i dałam się uwieść romantycznej historii modelki i jednego z najwybitniejszych artystów. Opowieść napisana jest całkiem zgrabnie, choć niektóre naciągane fakty nieco mnie raziły, ale - powtarzam - mam głowę nabitą szczegółową biografią Modiglianiego autorstwa Sichela, więc trochę się (podświadomie) czepiałam szczegółów. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Sylwia Zientek sama przyznaje, że do napisania tej książki natchnęła ją praca nad inną pozycją - "Kobiety na Montparnasse", o której opowiadałam Wam <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html"><b style="text-decoration-line: underline;">tutaj.</b> </a>Mając więc bazę w postaci przygotowanego bogatego materiału o kręgach sztuki w Paryżu przełomu XIX i XX wieku, mogła przystąpić do nieco fantazyjnego opisania jednego z ciekawych wątków z udziałem wyjątkowego malarza. W historię Luni Czechowskiej wplecione są więc ciekawe opowieści o innych ówczesnych artystach, marszandach, modelkach i innych barwnych postaciach. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jeśli lubicie sztukę, jeśli lubicie Paryż, a zwłaszcza - jeśli lubicie obrazy Modiglianiego, koniecznie sięgnijcie po tę opowieść. A o najbardziej rzetelnej i drobiazgowej biografii Modiego możecie przeczytać w moim wpisie<a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2020/01/ksiazki-o-sztuce-modigliani.html"> <u><b>tutaj.</b></u></a></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><br /></u></b></span><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiydqfdYAssjjNKVG-sljAHOfJjG__KH-9C4GTxZNUmqPBb7lw3as4JaiEeB2zFD_PRPNQB1K23UBToJSlNJlzE_Fzsoxjyf65U6G6r6C28SWpE-zknHkjzxFZCK0cgna9WhvCWSU-rh1C7prmQt3-EZ6nXWZ0ssTiv--t44h22OnwNIbj8HsnI9YbUMQ/s4000/modi1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiydqfdYAssjjNKVG-sljAHOfJjG__KH-9C4GTxZNUmqPBb7lw3as4JaiEeB2zFD_PRPNQB1K23UBToJSlNJlzE_Fzsoxjyf65U6G6r6C28SWpE-zknHkjzxFZCK0cgna9WhvCWSU-rh1C7prmQt3-EZ6nXWZ0ssTiv--t44h22OnwNIbj8HsnI9YbUMQ/w400-h300/modi1.jpg" width="400" /></a></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-82282971915774136282023-04-16T19:33:00.001+02:002023-04-18T08:47:27.739+02:00Kolaże miały być dwa, ale najpierw jeden.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Potrzebowałam odskoczni po dość <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/03/lotosy-obraz-olejny.html">realistycznych <b>lotosach</b>, które pokazywałam Wam w poprzednim wpisie</a>. Lubię zmieniać tematy, techniki. Jakaś abstrakcja totalna za mną chodziła, geometryczne układanki albo jakieś mazaje do niczego nie podobne... Tak żeby zająć ręce, ale nie spinać się, że to ma coś konkretnego przedstawiać. Akurat przyszedł synek, pokazałam mu <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/03/lotosy-obraz-olejny.html">tamten lotosowy obrazek</a>, ustawiony na gzymsie nad schodami, a obok stał niby-mandalowy kolaż, który popełniłam jakiś czas temu (<a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/09/pomys-na-mandale-nie-zawsze-konczy-sie.html"><b>tutaj</b> był prezentowany</a>). Tak sobie gawędziliśmy i synek powiedział, że bardzo mu się podoba tamta recyklingowa trójwymiarowa kompozycja. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm1maN-5_KYAKKC3c_U4lxBcm-dY6A1JcvIUPrKcRLskCc5_-agbOEuCTnp_NZ7Z6Atnxe1JfVFe1ZVeZygBIF0V_jSXQ2TBpReiSKeG57PgAGhXPZ7MqIF0HLVozBLEuCkbNgFCTzYSoDp9vhhfrlsmBLIyktzNj-R5ykSVvs8wo2I7D7Rfp6n1L8Fg/s4000/kol5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgm1maN-5_KYAKKC3c_U4lxBcm-dY6A1JcvIUPrKcRLskCc5_-agbOEuCTnp_NZ7Z6Atnxe1JfVFe1ZVeZygBIF0V_jSXQ2TBpReiSKeG57PgAGhXPZ7MqIF0HLVozBLEuCkbNgFCTzYSoDp9vhhfrlsmBLIyktzNj-R5ykSVvs8wo2I7D7Rfp6n1L8Fg/w300-h400/kol5.jpg" width="300" /></a></div><br /><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ha! W tym momencie doznałam olśnienia na temat kolejnego </span><i style="font-family: arial;">arcydzieła</i><span style="font-family: arial;">, jakie wyjdzie spod moich rwących się do tworzenia rąk :). Bo ja lubię robić coś (malować, rysować, pisać itd) na zadany temat. Czasem nawet im temat jest trudniejszy, tym bardziej się angażuję i wychodzą mi całkiem fajne rzeczy. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A miałam uzbieranych już trochę, odkładanych przy różnych okazjach, tekturek i innych przydasi, chodziły mi po głowie mgliste pomysły co do ich wykorzystania, ale wciąż brakowało konkretnej wizji. No więc mówię do synka: rzucaj pomysły, zainspiruj mnie, mów, co Ci się podoba, kolory, motywy itd. Synek zdecydowanie wybrał paletę barw pustynnych - piasek, beż, złoto, bursztyn. Klimaty pustynne, skojarzenia z Egiptem na przykład... Tutaj mnie zaskoczył, bo jest zdeklarowanym wielbicielem Meksyku, w którym to kraju nawet był i jeszcze być zamierza, w przeciwieństwie do Egiptu, a w mieszkaniu gromadzi rośliny, które kojarzą mu się z dżunglą (duże okazy, skórzaste liście itp). No, ale dobra, odrzućmy uprzedzenia, jest wyzwanie pustynne - działam!</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijlPzZPI2033h1Nt6MBMZXaUwx8qbn-ZLLkwORlOacmqUBv8JRWGZP8p_VC2fOY7ywfWxL6APtBLDR08e5c36Sf8f98HyqVGEHkXP9jTmup_2yrOIfjXaXuruDQDOOa1ql9lGLaj0YPTviwjCnagcJhBCZSvTTM-0kIiwSnttU08RPVTlXm02jhpUgvQ/s2999/kol3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2724" data-original-width="2999" height="364" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEijlPzZPI2033h1Nt6MBMZXaUwx8qbn-ZLLkwORlOacmqUBv8JRWGZP8p_VC2fOY7ywfWxL6APtBLDR08e5c36Sf8f98HyqVGEHkXP9jTmup_2yrOIfjXaXuruDQDOOa1ql9lGLaj0YPTviwjCnagcJhBCZSvTTM-0kIiwSnttU08RPVTlXm02jhpUgvQ/w400-h364/kol3.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Miałam od dawna przygotowane dwa spore podkłady tekturowe pod te kolaże, a oprócz tego element, który koniecznie chciałam gdzieś w jakiejś instalacji artystycznej wykorzystać. Wytłoczka po jajkach i pudełko po pizzy, które idealnie pasowało jako ramka do tego jajkowego pojemnika :). Okrągły otwór wycięłam dawno temu, wytłoczkę włożyłam do środka i tak to czekało na moje natchnienie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wstępne układanki:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ2SLqJkfJpihyI49GcETMXsdtDJYtkqOxIKr5DAqC4zGY7GlSEMQSMvFROTxayJTb9G5uY6cgxzPLDJISVUCk76r-fvofHy5tFgdzErQgAFnYm2qcVEMOXGTPRKl0xdpontappLvYp2ToPy9ebogNuahQtG2enUk6djoBqujNTrc1pJcSoo2Q-EjfGA/s4000/kol7.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQ2SLqJkfJpihyI49GcETMXsdtDJYtkqOxIKr5DAqC4zGY7GlSEMQSMvFROTxayJTb9G5uY6cgxzPLDJISVUCk76r-fvofHy5tFgdzErQgAFnYm2qcVEMOXGTPRKl0xdpontappLvYp2ToPy9ebogNuahQtG2enUk6djoBqujNTrc1pJcSoo2Q-EjfGA/w300-h400/kol7.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ponieważ synek chciał motywy egipsko-pustynne (pustynia, sawanna, sfinks, piramidy, wielbłądy itp.), a jajkowa wytłoczka jakoś mi w ten projekt nie wchodziła, to od razu postanowiłam, że - trzymając się zbliżonej kolorystyki - zrobię za jednym zamachem dwa kolaże: pustynny i wytłoczkowo-jajeczny, czyli abstrakcyjny :). Na egipską pustynię nie miałam jeszcze konkretnego pomysłu, zatem w ramach rozgrzewki najpierw powstała wytłoczkowa abstrakcja, z nadzieją, że w trakcie pracy wena mnie natchnie jakąś egipską wizją.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"></span></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGvpfQ7CntWg3JQqQ7lM3zLJehMrjY7uxvSS2j1r0TpijLpF48IJX9Z1zZI-iTCWaVCFmpsZ0tPPWBzpcypN5Aqlx7Dblsvvjbo-FhDQldLd0LVxRxkromP1SeHTD6zDNUES0oGmA6V2bevrhp86M3DdqpBe0d0eQLukSCP8iRD7uo8LS3HBK7HKPaIA/s3054/kol6.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="3054" data-original-width="2710" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgGvpfQ7CntWg3JQqQ7lM3zLJehMrjY7uxvSS2j1r0TpijLpF48IJX9Z1zZI-iTCWaVCFmpsZ0tPPWBzpcypN5Aqlx7Dblsvvjbo-FhDQldLd0LVxRxkromP1SeHTD6zDNUES0oGmA6V2bevrhp86M3DdqpBe0d0eQLukSCP8iRD7uo8LS3HBK7HKPaIA/w355-h400/kol6.jpg" width="355" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;"><i>no naprawdę, te kolory w rzeczywistości są mocniejsze i cieplejsze</i></td></tr></tbody></table><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Oprócz tekturek różnej grubości użyłam farb akrylowych, w tym metalicznej złotej (nareszcie jakieś sensowne zastosowanie dla akryli, którymi nie lubię malować obrazów, ale tutaj świetnie się sprawdziły), pisaków, guzików i sznurka.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY3g4jJya1obtlUog_U8Yx622kexCMr6ENZBI9VfVaMF6Ta_sidltaBwHDCtQYk5U_H-dYNLmlMUN9MsVv4eQZiymGUmBc-xvfL-029s1W1R3H9ZH4nYO_uwqGYR7_z-kVgRmX8MJGUSmxjkGdKwHyVXmH5nv1JdEBqomJEkkh8V_mAU3zxXGiAeIVCw/s4000/kol4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjY3g4jJya1obtlUog_U8Yx622kexCMr6ENZBI9VfVaMF6Ta_sidltaBwHDCtQYk5U_H-dYNLmlMUN9MsVv4eQZiymGUmBc-xvfL-029s1W1R3H9ZH4nYO_uwqGYR7_z-kVgRmX8MJGUSmxjkGdKwHyVXmH5nv1JdEBqomJEkkh8V_mAU3zxXGiAeIVCw/w300-h400/kol4.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kolejny kolaż (ten co to miał być pustynny bardziej) baaardzo powoli nabiera kształtów, ale koncepcja zaczęła się zmieniać w trakcie pracy i jeszcze nie wiadomo, co z tego wyniknie ;). Ja bym chyba najchętniej poszła w starożytne motywy, staroegipskie hieroglify i tak dalej, ale muszę to jeszcze przemyśleć. A może zachód słońca nad pustynią i karawana na horyzoncie? Hmmm... Zobaczymy...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jest plan, żeby dać jakąś ramkę, ale na razie stoi sobie toto na półeczce nad schodami:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dpRegaIJixOfKDASvqkCOY_21L1hKMFtMjmocO2PYo5afy0Y9D1H-OKT1JzwfOuDdJt506ICg3NXvGjAFryBat0oNMvoOLs0ufiWqwSiZZo606EFMPzmex7-g3H8h8Scvq-3DzqVNBTCTgTRPgGhuWHE8QOnfnWFpnTIeQFuFBeugV8BCDIXJt39CQ/s3259/kol2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2367" data-original-width="3259" height="290" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5dpRegaIJixOfKDASvqkCOY_21L1hKMFtMjmocO2PYo5afy0Y9D1H-OKT1JzwfOuDdJt506ICg3NXvGjAFryBat0oNMvoOLs0ufiWqwSiZZo606EFMPzmex7-g3H8h8Scvq-3DzqVNBTCTgTRPgGhuWHE8QOnfnWFpnTIeQFuFBeugV8BCDIXJt39CQ/w400-h290/kol2.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kolory w realu są nieco bardziej nasycone i ciepłe, kojarzy mi się ten kolaż ze złotą polską jesienią :). Bardzo na czasie, haha :).</span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixv40rM2zUxdz1W0Iqs-3megjdNvB6Fb1Mz0zuJPIHRsrB2aF3mjRUfYWySb_0ghYVZ85b3-0y3tWjVZeQNnpgzGs9Et413jM8XT3meEN_Q-SaC-lclEqEG3gEXH9_ka8Hi-Iucwu2976v2zNoH8po7MQIf_6P3GwLpx-y-_Vzyi0fodM4uT0ZE2fiFA/s3776/kol1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="3776" height="318" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixv40rM2zUxdz1W0Iqs-3megjdNvB6Fb1Mz0zuJPIHRsrB2aF3mjRUfYWySb_0ghYVZ85b3-0y3tWjVZeQNnpgzGs9Et413jM8XT3meEN_Q-SaC-lclEqEG3gEXH9_ka8Hi-Iucwu2976v2zNoH8po7MQIf_6P3GwLpx-y-_Vzyi0fodM4uT0ZE2fiFA/w400-h318/kol1.jpg" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><span style="font-family: arial;"><div style="text-align: justify;">PS. po opublikowaniu posta z komputera obejrzałam to jeszcze raz w telefonie, no i muszę powiedzieć, że całkiem inaczej widzę to w komputerze, inaczej na ekranie smartfona. A niby oba sprzęty całkiem dobrej klasy, hmmmm... W komputerze mam kolory nieco zgaszone i blade, dlatego podkręcam je w programie do obróbki, a tymczasem w telefonie widzę jaskrawe pomarańcze, których w realu nie ma. Tak że każdy zobaczy to inaczej. W rzeczywistości to są kolory ciepłego piasku, jesiennych liści itp. No cóż, techniki nie przeskoczysz.</div></span><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-58187962177113741182023-03-31T17:05:00.004+02:002023-03-31T17:05:49.348+02:00Lotosy. Obraz olejny.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Po kolejnej nieplanowanej przerwie wracam na łono blogosfery - tym razem z obrazkiem, bo jakoś dawno żadnych obrazków nie pokazywałam, a przecież coś tam od czasu do czasu maluję. No i założenie było takie, że blog będzie miał charakter artystyczny, malarski... Tymczasem ostatnio jak nie recenzje książek, to coś o zwierzątkach domowych, polecajki i inne tematy zastępcze, a obrazki nie wiadomo gdzie. Więc proszę bardzo, świeżynka sztalugowa. Jak zwykle - w realu wygląda to nieco inaczej, mniej rozmazane i kolory bardziej nasycone... ech... w aparacie zdjęcia wyglądają cudnie, w komputerze całkiem dobrze, a w bloggerze masakra... no ja po prostu nie mogę się dogadać z tą techniką i zdjęcia lepsze nie będą... Nawet próbowałam zrobić telefonem i od razu dać na blog, ale nie mogłam się telefonem zalogować. Bez komentarza.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxIJGS-wNNizjW4ZKNy8KVBKvVZqHjZ-L9jWVZSCc_N4FrtFvpcF8WoOG7qBvRMUvIl6vaCeS2C9YJva6HPe5-RZY9frJU2y4HLjvq7Wbo8WwwFP3tRdld1q5eoVngw41DYOCZvxC8MBXpVcZ0Tq1wiQm4URTHZ5uGOha2UC1UC9BG4pIJv0Qpkq2ltQ/s3412/6.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2734" data-original-width="3412" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhxIJGS-wNNizjW4ZKNy8KVBKvVZqHjZ-L9jWVZSCc_N4FrtFvpcF8WoOG7qBvRMUvIl6vaCeS2C9YJva6HPe5-RZY9frJU2y4HLjvq7Wbo8WwwFP3tRdld1q5eoVngw41DYOCZvxC8MBXpVcZ0Tq1wiQm4URTHZ5uGOha2UC1UC9BG4pIJv0Qpkq2ltQ/w400-h320/6.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tak mnie naszło jakoś na kwiaty, a że mój ogród został od jesieni gruntownie przekopany przez Dżemika (półtoraroczny owczarek niemiecki), to kwiatków przed domem mam raczej szczątkowe ilości, więc namalowałam coś bardziej egzotycznego.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigHoqgT4XmfxSJ6rTzbTki_uPyJL05VfVy_w1TAcoh79VJzcoS-Iklr4g83bGbrW15apkzIUkx4dW1NRLBfY9fukUd_zB4VMAQw-3BbCEMAru7KzU7aNAeWDV_RTE9YRv8RwdbnvzS6rs_KUehUe6RIGwI2ZsA0XUsdz9insmpW0P6V2YwGVxUNiFwYg/s3895/4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3895" data-original-width="2879" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigHoqgT4XmfxSJ6rTzbTki_uPyJL05VfVy_w1TAcoh79VJzcoS-Iklr4g83bGbrW15apkzIUkx4dW1NRLBfY9fukUd_zB4VMAQw-3BbCEMAru7KzU7aNAeWDV_RTE9YRv8RwdbnvzS6rs_KUehUe6RIGwI2ZsA0XUsdz9insmpW0P6V2YwGVxUNiFwYg/w296-h400/4.jpg" width="296" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;">Obraz olejny, 40x50 cm. <br /></span><span style="font-family: arial;">Miał być akryl, ale - zaraz po rozpoczęciu pracy nad tym obrazkiem - po raz kolejny uznałam, że to jednak nie moja bajka. Irytuje mnie szybkie schnięcie akryli, bo nie daje to takich możliwości jak w przypadku farb olejnych - spokojnego mieszania barw bezpośrednio na płótnie, tworzenia łagodnych przejść tonalnych itd. Oczywiście są media opóźniające schnięcie, ale mimo wszystko... no nie polubiłam akryli. Zrobiłam więc nimi tylko bardzo wstępną podmalówkę, a zasadniczą pracę wykonałam olejami.</span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghR4wtLm-JuOQQxm75ynEH9zZfIqmq9VY7_6-omls1dvBPkqkMI8fMYVhWEtlRg95zogVDd8Amy238ruTqbs6vk-yaAp3F-tpUgs_49Nh8_AzuStIho42Y1QTlln7bSr7vUwIu6tJx0IPDnwm0NuHWJzMqEGeXqCXJKxdXxKU45xiuxlIKAbpEFIJqPw/s4000/3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="4000" data-original-width="3000" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEghR4wtLm-JuOQQxm75ynEH9zZfIqmq9VY7_6-omls1dvBPkqkMI8fMYVhWEtlRg95zogVDd8Amy238ruTqbs6vk-yaAp3F-tpUgs_49Nh8_AzuStIho42Y1QTlln7bSr7vUwIu6tJx0IPDnwm0NuHWJzMqEGeXqCXJKxdXxKU45xiuxlIKAbpEFIJqPw/w300-h400/3.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;">Podobraziem jest moja ulubiona płyta z naciągniętym płótnem, bo lubię takie sztywne, stabilne podłoże. Ostatnio jednak rozmyślam nad przestawieniem się na tradycyjne blejtramy (to po prostu grubsza rama z listewek, na którą naciągnięte jest płótno), ponieważ problem pojawia się w momencie, kiedy chce się obrazek powiesić na ścianie. Do cienkiej stosunkowo płyty raczej nie przykręci się tzw. zawiesia, zatem konieczna jest rama. No i wiadomo, kłopot z wizytą u ramiarza i dodatkowe koszty. Ja co prawda wolę mieć na ścianach obrazy oprawione, ale skoro zaczęłam z tymi moimi malunkami wychodzić do ludzi, to muszę uwzględnić fakt, że wiele osób lubi obrazy zawieszone bez ram. Taka moda teraz. Blejtramy mają grubsze boki, które się zamalowuje jako kontynuację obrazu i rama wówczas nie jest konieczna. Taki sposób "oprawy bez oprawy" doskonale nadaje się do wnętrz nowoczesnych, a także w stylu boho. </span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT4kOAFz4l_MVeyBYGgpApr2ecgGxYNpv3xP0zbe5uCbV6M-W8pOKoE3Q8LzArgnNaTT9tCyoQ9vOqsPQ28X4l4KClAvIntIQ3SSXZeQBZhVwdIHhdluiRcwAQgP6bIB0h_MwDZZ19Asw-kX45dyR8-ioJoV437ODpd77OLNl9i3ZhweEyGzplqpAlDQ/s4000/5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="3000" data-original-width="4000" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjT4kOAFz4l_MVeyBYGgpApr2ecgGxYNpv3xP0zbe5uCbV6M-W8pOKoE3Q8LzArgnNaTT9tCyoQ9vOqsPQ28X4l4KClAvIntIQ3SSXZeQBZhVwdIHhdluiRcwAQgP6bIB0h_MwDZZ19Asw-kX45dyR8-ioJoV437ODpd77OLNl9i3ZhweEyGzplqpAlDQ/w400-h300/5.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;">W moim domku jest stylowy misz-masz, bo ja lubię co innego, mąż co innego, toteż udajemy, że mamy świadomy i zaplanowany eklektyzm wnętrzarski :))). Niektóre obrazy są więc w dość imponujących "pałacowych" ramach, inne w prostych listewkach, a jeszcze inne - bez oprawy. Oprócz moich wytworków są też dzieła zaprzyjaźnionych artystów - i to one najczęściej mają ozdobne ramy. </span><span style="font-family: arial;">Nieoprawione obrazki stoją zwykle na takim jakby gzymsie na klatce schodowej, gdzie mam mini-wystawę sezonową, na której co chwila coś przestawiam albo dostawiam. Część mniejszych obrazków bez ramek stawiam na jakiejś półce czy komodzie, a większe - na podłodze, oparte o ścianę. I tak też lubię :). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Poniżej zdjęcie chyba najbardziej udane i w miarę zgodne z rzeczywistym wyglądem obrazka:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfkRoHKArJO2eMk22UkpfwCPolhl8jPrHUtXNu_1aPt09Y_D1Ix8YBloF_sAalsBOwLXX32JPnRhY8zh5nxOA76fB5ml6XhFZrBk6876e_WEVZK8jk3e2Rgs5y0WYG7BV-eBmgrqXkgeReZ2HKcvjvcl_Tbjm_ZaYaLCf1Gh-JLY3EzQ1fC4bVp0MsFw/s2823/1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2464" data-original-width="2823" height="349" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfkRoHKArJO2eMk22UkpfwCPolhl8jPrHUtXNu_1aPt09Y_D1Ix8YBloF_sAalsBOwLXX32JPnRhY8zh5nxOA76fB5ml6XhFZrBk6876e_WEVZK8jk3e2Rgs5y0WYG7BV-eBmgrqXkgeReZ2HKcvjvcl_Tbjm_ZaYaLCf1Gh-JLY3EzQ1fC4bVp0MsFw/w400-h349/1.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;">Lotosy pojawiały się już na moich obrazkach, dwa z nich pokazywałam kiedyś na blogu. To bardzo ciekawe rośliny, o niezwykłych właściwościach i zastosowaniach. Garść ciekawostek na ten temat zamieściłam w tym wpisie, w którym także jest moja akwarelka z motywem kwiatu lotosu: <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2018/12/powiew-orientu-znad-tamizy.html"><b>http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2018/12/powiew-orientu-znad-tamizy.html</b></a> </span><p></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com50tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-17504079260002390302023-02-03T22:49:00.003+01:002023-02-03T22:49:21.123+01:00Książki. Graboń - o kawie, Pomsel & Hansen - o niemieckim życiu.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tym razem zaprezentuję Wam tylko dwie książki. Zgodnie z moim noworocznym postanowieniem, aby pojawiać się tutaj częściej, ale za to z nieco krótszymi wpisami :). Bo zdarzały mi się kilkumiesięczne "zniknięcia" a potem nadrabiałam nieobecność tasiemcowymi opowieściami... No, zobaczymy, jak się ta nowa formuła sprawdzi. A zatem - moje najnowsze odkrycia książkowe, którymi chciałabym się z Wami podzielić.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCD2PJRAxJX8G9s-QcGVEKuFfo8Gu6oXvboaCiHAtfOU9JQ3HRea48fGtqEYbkbAXxirFOTXSlhvlgHBMcHgSpEG-O1BI7-yqQw5y_GaRt-9CM6JxvxHVIFbSg-U3fjF-TovZISRNBJvAZjH4OsJ7TUg28t5qtQjDi5voE2saavUbRBvRqkNVYOnO0Sg/s2357/03021.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1778" data-original-width="2357" height="301" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjCD2PJRAxJX8G9s-QcGVEKuFfo8Gu6oXvboaCiHAtfOU9JQ3HRea48fGtqEYbkbAXxirFOTXSlhvlgHBMcHgSpEG-O1BI7-yqQw5y_GaRt-9CM6JxvxHVIFbSg-U3fjF-TovZISRNBJvAZjH4OsJ7TUg28t5qtQjDi5voE2saavUbRBvRqkNVYOnO0Sg/w400-h301/03021.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u>IKA GRABOŃ - "Kawa. Instrukcja obsługi najpopularniejszego napoju na świecie"</u>.</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Otwarte, Kraków 2017r, 298 stron, oprawa twarda.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nie jest to typowy poradnik, ale niezwykła, a zarazem bardzo profesjonalna i treściwa opowieść o kawie, o jej uprawie, o świecie zapachów, sensoryce i cuppingu, o selekcji i wyborze ziaren kawy, o jej przyrządzaniu i smakowaniu, o Trzeciej Fali Kawy. Ika Graboń jest sensorykiem, baristką i certyfikowaną trenerką oraz sędzią w różnej rangi mistrzostwach "kawowych". A przede wszystkim - koneserką i pasjonatką kawy. Tę książkę miałam w ręku już kilka lat temu, kupiłam ją w prezencie dla znajomego kawosza, ale sama zdążyłam ją też pospiesznie przeczytać przed wręczeniem prezentu. Teraz kupiłam ją dla syna, który jest także wielbicielem kawy i nawet marzy mu się kurs baristyczny - dla własnych potrzeb, ot tak żeby poznać dobrze temat. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No więc tamto pierwsze czytanie otworzyło mi oczy i głowę na temat kawy. Bo ja generalnie nigdy kawy nie lubiłam, a zaczęłam ją pijać na zalecenie lekarza, ponieważ zdarzały mi się omdlenia, bo krążenie i ciśnienie miałam zawsze jak zdechła żaba. Zalewałam jednak kawowy napój dużą ilością mleka, bo inaczej nie byłam w stanie przełknąć tego paskudztwa. Mój drugi syn ma to po mnie i mawia, że to zdumiewające, że coś, co tak ładnie pachnie, tak okropnie smakuje. A tymczasem Ika Graboń demaskuje mity na temat kawy i burzy nasze powszechne przyzwyczajenia do kawy mocno upalonej, woniejącej popiołem i dymem, i smakującej jak popiół. Bo kawa jest owocem. No przecież! Powinna być więc lekka, słodka i kwaskowa, owocowa, z ewentualną nutą kakao, orzechów, innych roślinnych smaków i zapachów. Dobra kawa wcale nie smakuje jak... kawa :). A to, co kupujemy najczęściej, w zwykłym spożywczaku, a czasem nawet w delikatesach, to są odrzucone po selekcji śmieci, najczęściej mocno spalone, bo w ich składzie są zarówno ziarna niedojrzałe, jak i przegniłe, uszkodzone itd... Mocne palenie pomaga ukryć tę gorszą jakość. Już nie wspomnę o rozpuszczalnych... Te najlepsze kawy (nie według marketingowców, tylko wg ekspertów) mają oznaczenie specjalty (mogą mieć w próbce do 5 drobnych defektów, jak np., popękane ziarna) lub premium (max 8 drobnych defektów), potem jest coraz gorzej... Najgorsze, tzw. odpad, ma nawet ponad 80 defektów poważnej "wagi", czyli ziarna sfermentowane, niedojrzałe, robaczywe, inne śmieci... Ten odpad nie jest wyrzucany, tylko wędruje do sklepów spożywczych. Tak, pijemy najczęściej odpadki kawowe... No ale dobrze, to nie miał być mój osobisty wykład o kawie...</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgv1FKXB0w9T6Sz7AzTCuSAV-2AixYdIGzc3YV1F-W57IJyXlcfpb5faNcXjl0Hf_gyMc4W-jKwsMp4UzsN2H-9Mz_66b8U1OA-VfnvV5O1Im4cVn7MGh5dKmovEKBrarYk9g1yCXJdAzxl2AqiWKQkUJu97YFalNubWLAbbVrNIm4s3LBUgTIp0CQxhw/s2345/03023.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1788" data-original-width="2345" height="305" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgv1FKXB0w9T6Sz7AzTCuSAV-2AixYdIGzc3YV1F-W57IJyXlcfpb5faNcXjl0Hf_gyMc4W-jKwsMp4UzsN2H-9Mz_66b8U1OA-VfnvV5O1Im4cVn7MGh5dKmovEKBrarYk9g1yCXJdAzxl2AqiWKQkUJu97YFalNubWLAbbVrNIm4s3LBUgTIp0CQxhw/w400-h305/03023.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W każdym razie po pierwszej lekturze tej książki kupiłam porządny elektryczny młynek do kawy i pierwsze porcje ziaren kawy te nieco lepsze (punktacja powyżej 80/100), z dobrego sklepu "kawowego", świeżo palone, z wiadomym pochodzeniem, a także, jako pierwszy eksperyment w dziedzinie parzenia kawy - kawiarkę. Bo w domu był wtedy ulubiony przez mojego męża ekspres kolbowy oraz chorwacki tygielek "jazzva", z których to urządzeń kawa wcale mi nie smakowała. Pierwsze moje "oświecone" parzenie kawy w kawiarce odbyło się jeszcze z jakiejś zwykłej, popularnej kawy... i to było odkrycie, eureka! Ta sama kawa nagle jest całkiem smaczna i ma ciekawy aromat! Czułam w niej i czekoladę i orzechy, nawet bez mleka dało się ją wypić! Dzisiaj myślę, że wpłynęły na to przede wszystkim proporcje kawy do wody (kawa z kawiarki ma "więcej kawy w kawie", niż ta z ekspresu) i czas parzenia. Od tego momentu piję kawę wyłącznie z kawiarki, z odrobiną mleka, bo mleko lubię. Mąż woli nadal tę z ekspresu, bo napój z kawiarki jest dla niego zbyt intensywny - jak widać, każdy powinien znaleźć tę najbardziej dla siebie odpowiednią metodę przygotowywania kawowego naparu.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn3z-uH46b7DsVc3Nv3kkY7h75eqwDQMgaBVw2tEyR--xyxUMhuE4pAZWu_kfHsvevo49K9Q2QF7x4zJDqCke4Euf0BylYWQw-V1pV-OBN3MlCp-BMMMoCDDfqut1rnJLatZeP4rEXfC7Cm9iC44JuOnTxTDHFfBaLUgfR_4bY34cHWa2JJVeYvLfwKQ/s2364/03024.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1773" data-original-width="2364" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgn3z-uH46b7DsVc3Nv3kkY7h75eqwDQMgaBVw2tEyR--xyxUMhuE4pAZWu_kfHsvevo49K9Q2QF7x4zJDqCke4Euf0BylYWQw-V1pV-OBN3MlCp-BMMMoCDDfqut1rnJLatZeP4rEXfC7Cm9iC44JuOnTxTDHFfBaLUgfR_4bY34cHWa2JJVeYvLfwKQ/w400-h300/03024.jpg" width="400" /></a></div><br /><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Teraz planujemy eksperymentowanie w temacie parzenia alternatywnego innymi metodami (syn ma jeszcze french press, marzy mi się syfon, a chemexa na pewno lada dzień kupimy, chociaż metody przelewowe jakoś do mnie nie przemawiają (dripa zresztą kiedyś za młodu miałam, nie wiedząc nawet że to całkiem profesjonalny sprzęt - myślałam że to takie prymitywne i zastępcze urządzonko, a profesjonalny to tylko ekspres automatyczny, hehe, o ja naiwna!). No i te różne kawy... Będzie się działo :). Książka Igi Graboń jest pięknie ilustrowana, zawiera dokładne opisy wszystkich alternatywnych (czyli nie-ekspresowych) metod parzenia kawy, przewodnik po uprawach, rodzajach kawy, o sensoryce itd, przeplatane opowieściami o własnych doświadczeniach oraz rozmowami ze znanymi baristami. Polecam z całego serca, nie tylko kawoszom, ale i tym, co do tej pory kawy nie lubili :). A ponieważ wkręciłam się w temat i mam jeszcze inne książki o kawie, to za jakiś czas może popełnię jakiś typowo kawowy wpis na blogu.</span></p><p style="text-align: center;">*****</p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u>BRUNHILDE POMSEL, THORE D. HANSEN - "Niemieckie życie. Byłam sekretarką Goebbelsa"</u></b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2018r, 220 stron, oprawa miękka.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTpUdk5S_FIEYAyofAOFWcVSnMdkS0CfHO7blsI227Hxp3g02p8VgXzfYcAlv20brXq6tNMQowsluaGep3T-5ZVZGWpu5zS3LIaVto1VwcFvWMMSQ0cg7O4nWvqMosiJmsX6rSU_m0Xf28_-B0g1YNuBZrX4YcKqjEGqpRbcuMj0A8qsoIj-tP5KPL2g/s2316/03022.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2316" data-original-width="1810" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTpUdk5S_FIEYAyofAOFWcVSnMdkS0CfHO7blsI227Hxp3g02p8VgXzfYcAlv20brXq6tNMQowsluaGep3T-5ZVZGWpu5zS3LIaVto1VwcFvWMMSQ0cg7O4nWvqMosiJmsX6rSU_m0Xf28_-B0g1YNuBZrX4YcKqjEGqpRbcuMj0A8qsoIj-tP5KPL2g/w313-h400/03022.jpg" width="313" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To powinna być lektura obowiązkowa. Dla wszystkich. Chociaż, szczerze mówiąc, po przeczytaniu opinii na portalu "Lubimy czytać" ze zgrozą stwierdziłam, że niektórzy ludzie nie potrafią czytać ze zrozumieniem. Wielu osobom umknęło to, co w tej książce było najważniejsze - czyli nie tyle naiwna opowieść byłej sekretarki Goebbelsa, ale płynące z tej opowieści wnioski, czyli to, co jest między wierszami, a zostało napisane wyraźnie dopiero w omówieniu redakcyjnym współautora. Bo ludzie często szukają tzw. taniej sensacji, a w tej książce żadnej sensacji nie ma. No, chyba że uznamy za sensację fakt, że bliska współpracownica Josepha Goebbelsa nie wiedziała niemal do końca wojny nic o zbrodniach nazistów. Bo tak właśnie utrzymuje Brunhilde Pomsel. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Książka jest zapisem rozmów przeprowadzanych w latach 2013-2014 na potrzeby filmu dokumentalnego. Brunhilde Pomsel urodziła się w zamożnej dzielnicy Berlina w 1911 roku i tam spędziła całą młodość. W 1932 r dzięki poznaniu Wulfa Bleya (reportera radiowego i członka NSDAP od początku powstania tej partii) rozpoczęła się droga zawodowa Pomsel. Początkowo pracowała w teatrze, następnie przenosiła się wraz z robiącym partyjną karierę Bleyem w kolejne miejsca, aż do centralnych kręgów władzy, do sekretariatu w Ministerstwie Propagandy. Czytamy opowieść ponad stuletniej kobiety o jej młodości w Berlinie pod rządami Hitlera i nazistów. Pomsel opowiada o zwyczajnym codziennym życiu młodej kobiety, która chciała spotykać się z przyjaciółmi (a początkowo byli wśród nich także Żydzi), bawić się, dobrze zarabiać, ładnie się ubierać. Cały czas utrzymuje, że nie interesowała jej polityka, o wielu wydarzeniach nie wiedziała, bo działy się gdzieś daleko, w innych dzielnicach lub poza Berlinem, radio i prasa były już wówczas kontrolowane przez władzę, a ona nie szukała informacji politycznych, bo jej to nie obchodziło. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">I ja w to wierzę. Pamiętajmy, że nie było internetu, smartfonów, telewizji itd. W prasie i radio jedynie słuszna linia partii. Później jednak, kiedy zaczęła się wojna, informacji przybywało, a jednak Pomsel pozostała obojętna na to, co działo się poza jej prywatnym życiem. Imponowało jej, że pracuje wśród elity, w pięknie umeblowanym biurze, że stać ją na ładne ubrania. To były jej zmartwienia: jak się ubrać, dokąd pójść coś zjeść w objętym wojennym kryzysem mieście. Po upływie 70 lat od tamtych wydarzeń, z perspektywy aktualnej wiedzy i doświadczenia, Brunhilde Pomsel uważa co prawda, że była wtedy młoda i naiwna, ale nie widzi swojej winy. Uważa, że skoro sama nikogo bezpośrednio nie zabiła, to nie ponosi odpowiedzialności za zbrodnie nazistów. A przecież to właśnie dzięki obojętności znacznej części niemieckiego społeczeństwa mogła się rozpędzić machina zbrodni, dzięki milionom milczących Niemców Hitler i narodowi socjaliści doszli do władzy. Obojętność bywa akceptacją, milczącym przyzwoleniem. Jeśli brakuje sprzeciwu - ktoś może to wykorzystać, czasem nawet przeciwko tym obojętnym. Dla mnie to fascynująca, bardzo prawdziwa opowieść o prawdziwym niemieckim życiu. Przerażająco spokojne życie elity, która milionom ludzi zgotowała piekło. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Druga część książki to komentarz politologa Thore Hansena. I tutaj są wnioski, do których niestety niektórzy czytelnicy wspomnień sekretarki Goebbelsa sami nie doszli, a pewnie komentarza też już nie chciało im się czytać, więc chyba w sumie nic z tego nie zrozumieli. Bo wspomnienia Brunhilde Pomsel i jej poczucie braku winy znajdują silne odbicie w dzisiejszym świecie. Coraz mniej ludzi bierze udział w wyborach, społeczeństwo w masie jest bezwolne i obojętne na wydarzenia polityczne, natomiast radykalizują się skrajne odłamy. Pomsel mówi, że nam się tylko wydaje, że na jej miejscu zachowalibyśmy się inaczej. Jej przykład: oglądamy wojnę w Syrii, współczujemy tym biednym ludziom, ale za chwilę przełączamy kanał w telewizorze na jakiś program rozrywkowy i spędzamy miły wieczór, nie myśląc już o Syryjczykach. Czyż nie? Z notki redakcyjnej na okładce książki: "'Niemieckie życie' staje się sygnałem alarmowym dla współczesnego pokolenia. Bo na przykładzie Brunhilde Pomsel widać, dokąd mogą zaprowadzić obojętność, ignorancja i brak zainteresowania polityką". </span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dzisiaj tak krótko i na temat, bo mam trochę zamieszania ze sprawami pracowymi i muszę się nimi w trybie pilnym zająć. Mój spontaniczny mąż zaordynował nagły urlop wyjazdowy, czym rozwalił mi misterny plan malowania, blogowania i innych przyjemnych zajęć. Zamiast więc rozkoszować się osobistymi przyjemnościami, muszę pośpiesznie ogarnąć różne sprawy w firmie. Urlop się oczywiście też przyda, ale miało to być trochę inaczej, tak że... ten... :))). Ale dłuższej przerwy tym razem nie przewiduję, widzimy się wkrótce!</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com56tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-65572433243555932142023-01-27T12:54:00.002+01:002023-01-27T12:55:45.135+01:00Kolejna porcja blogowych polecajek.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Nawiązując do poprzedniego wpisu <b><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/01/postanowienie-noworoczne-i-blogowe.html">"Postanowienie noworoczne i blogowe polecajki" (tutaj)</a></b> prezentuję Wam dzisiaj kolejne blogi, które bardzo lubię. Okazuje się, że wiele osób chciałoby poznać nowe, inspirujące miejsca w blogosferze, więc niejako idąc za ciosem podsyłam Wam jeszcze kilka takich ciekawostek. Jeśli ktoś nie czytał poprzedniego wpisu, a szuka też ciekawych blogów, to zapraszam<b><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2023/01/postanowienie-noworoczne-i-blogowe.html"> tutaj.</a></b> Nazwy blogów są podlinkowane, zachęcam do zajrzenia do nich!</span></p><ul><li style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="http://www.denimix.pl/">"Deni Mix"</a></u></b> - blog Danusi Popowicz, która jakiś czas temu "zaraziła" mnie sztuką Zentangle. Danusia zmaga się z chorobą Parkinsona, a rysowanie i inne aktywności artystyczne są dla niej formą terapii. Pisząc to prawie sama nie wierzę, że tak piękne i oryginalne dzieła wychodzą spod ręki osoby z pewną niepełnosprawnością ruchową. No bo sami zobaczcie, to zaledwie kilka przykładów, tym razem zdjęć (z bloga Denimix oczywiście) trochę więcej, bo sama nie wiem co wybrać.</span></div></li></ul><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><div style="text-align: center;">Anioł, rysowany i malowany z użyciem herbaty i elementów w stylu Zentangle:</div></span><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvo9hzY9T3mqE5g2PO10MGHB1NEOuwIcvR7kbgWnmhoYUeXgqM8SpmESzBC4YqBkaStreB7nONvtO1C0ru2b3G3BWVd6aRy3vWIyyjuK7_gxhHZLoedyRNf90-lrJvnwQzwvjuvix3KGOcTFDSyBE_zH1Gi6gNg54npkS_7vWsmrbprkRYlw8z-dnIWA/s640/DENIMIX%20anio%C5%82.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="640" data-original-width="522" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgvo9hzY9T3mqE5g2PO10MGHB1NEOuwIcvR7kbgWnmhoYUeXgqM8SpmESzBC4YqBkaStreB7nONvtO1C0ru2b3G3BWVd6aRy3vWIyyjuK7_gxhHZLoedyRNf90-lrJvnwQzwvjuvix3KGOcTFDSyBE_zH1Gi6gNg54npkS_7vWsmrbprkRYlw8z-dnIWA/w326-h400/DENIMIX%20anio%C5%82.jpg" width="326" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">Jedna z najnowszych prac Danusi, tym razem grafika komputerowa:</span></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI6xtHj01fEfT1wrnPPcRjodOkbf3dAqH7YYmsNnZvmHDzjXdX8qCnExRgoZQ8uFHkQPK083fBxnXo0wxgO95JeFeIPUn-P2IMHiuAYdy-rxZlQnTvEXp3dskCDKQGZgOlZ9RKe0Xh3F9VlOwGro-808etiEPJJrP7sP9AKjUGwgYpx9yfyUxbJJx85A/s639/DENIMIX%20galeria%20W%20parku.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="639" data-original-width="474" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgI6xtHj01fEfT1wrnPPcRjodOkbf3dAqH7YYmsNnZvmHDzjXdX8qCnExRgoZQ8uFHkQPK083fBxnXo0wxgO95JeFeIPUn-P2IMHiuAYdy-rxZlQnTvEXp3dskCDKQGZgOlZ9RKe0Xh3F9VlOwGro-808etiEPJJrP7sP9AKjUGwgYpx9yfyUxbJJx85A/w296-h400/DENIMIX%20galeria%20W%20parku.jpg" width="296" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">Co to jest, to pewnie trudno odgadnąć... Otóż to jest miniaturka, tzw. book nook, całość ma zaledwie około 13 cm wysokości, umieszczona w pudełeczku udającym książkę - a zobaczcie ile tam drobniutkich szczególików, wyglądają jak prawdziwe wyposażenie pokoju bibliofila:</span></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjy70K-bZhT41h2RLy-NltA3iu-21mlD1e35iYS9n1TweCzQenfmU5B6IOghIDTsVvmW2DbonWwZvFanfF6qugsccxo5GVkanh_fKeABKyjDBjilZ1clazaXzLoT0qagGzTfSB_rVA71nBCsB2RHUw-DXNsR2ogriPa57HzoGaIqF6KrS-AKdrVJ6lWxA/s640/DENIMIX%20book%20nook%20przejscie%203.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="480" data-original-width="640" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjy70K-bZhT41h2RLy-NltA3iu-21mlD1e35iYS9n1TweCzQenfmU5B6IOghIDTsVvmW2DbonWwZvFanfF6qugsccxo5GVkanh_fKeABKyjDBjilZ1clazaXzLoT0qagGzTfSB_rVA71nBCsB2RHUw-DXNsR2ogriPa57HzoGaIqF6KrS-AKdrVJ6lWxA/w400-h300/DENIMIX%20book%20nook%20przejscie%203.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;">I jeszcze jeden rysunek, tzw. neurografika, rodzaj arteterapii, Danusia doskonale to wyjaśnia na swoim blogu:</span></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihWqp2F0PsZZFrALTx82z7aTY-tmGjKcYqle-PPkf9U1tnB9Nr0o8nGKq06PV-GzB8xUAD5Z062D75VyEkJhkdcuVZrXfO7NgNSlRm7_TeGDHGoEWdI1b1124u0QW-0RixuqBGeLKDxal8alhTwiKe1fE8zFVHFqQVpqn30kwg0MbL-SvgHF-wh9ibPQ/s640/DENIMIX%20eye%20neuro%20II%205.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="452" data-original-width="640" height="283" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEihWqp2F0PsZZFrALTx82z7aTY-tmGjKcYqle-PPkf9U1tnB9Nr0o8nGKq06PV-GzB8xUAD5Z062D75VyEkJhkdcuVZrXfO7NgNSlRm7_TeGDHGoEWdI1b1124u0QW-0RixuqBGeLKDxal8alhTwiKe1fE8zFVHFqQVpqn30kwg0MbL-SvgHF-wh9ibPQ/w400-h283/DENIMIX%20eye%20neuro%20II%205.jpg" width="400" /></a></div></div><p> </p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Na blogu Denimix można znaleźć sporo wskazówek jak wykonywać takie rysunki, a także pobrać szczodrze udostępniane przez Danusię (za darmo lub za bardzo symboliczną opłatę) grafiki, kalendarze, planery, tapety na pulpit lub telefon, szablony do wykonania ozdób z papieru i inne cuda. </span></div></blockquote><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div style="text-align: justify;"><br /></div><p></p><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://ogrodnanadbrzeznej.blogspot.com/">Ogród na Nadbrzeżnej</a></u></b> - blog Ewy, która jest także autorką drugiego bloga o nazwie <a href="https://ogrod-cardmaking-pasje.blogspot.com/"><b>"Ogród-cardmaking-pasje"</b></a>. Zaglądam na oba te blogi z jednakową przyjemnością :). Ogród Ewy jest niesamowity, widać ogrom włożonej pracy. W okresie zimowym siłą rzeczy wpisów jest nieco mniej, ale od wiosny można korzystać z wirtualnych spacerów po uroczych ogrodowych zakątkach. Od Ewy dowiaduję się wielu ciekawych rzeczy o roślinach, jak należy o nie dbać, jakie odmiany warto wybrać do swojego ogrodu - naprawdę sporo się nauczyłam od tej doświadczonej ogrodniczki, skorzystałam z wielu inspiracji. Drugi blog poświęcony jest artystycznym pasjom Ewy, tworzonym przez nią przepięknym albumom, kolażom, karteczkom i innym niezwykłym rzeczom. </span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRqhzZgS5lLTCf4JgsZMR5pb3nx_HdYs_MHfWVAEYaWViJtir-Ew1s5bi7xEe8RgMMXp0e1pi8TyDsFbYHlS79SDZIqnqINP-cvF49omYpHBS2gQ_ux8r7U6DEbacSXePFhzLIHhtyUNw0kmm3inkqx3rck-sAUdtjXFqfaHfKs-nBzdopfycO7YupmQ/s640/ewa.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="384" data-original-width="640" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjRqhzZgS5lLTCf4JgsZMR5pb3nx_HdYs_MHfWVAEYaWViJtir-Ew1s5bi7xEe8RgMMXp0e1pi8TyDsFbYHlS79SDZIqnqINP-cvF49omYpHBS2gQ_ux8r7U6DEbacSXePFhzLIHhtyUNw0kmm3inkqx3rck-sAUdtjXFqfaHfKs-nBzdopfycO7YupmQ/w400-h240/ewa.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px; text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Albumy to akurat nie jest moja bajka, w sensie że sama raczej nie będę ich robić, chociaż podziwiam zawsze pomysłowość i talent Ewy - ale jakiś czas temu zachwyciły mnie na przykład cudowne odlewy roślin robione z gipsu i odpowiednio potem malowane (zdjęcie powyżej, z bloga Ewy). Do tej pory chodzi za mną myśl o podjęciu próby zrobienia takiego odlewu, no i pewnie kiedyś w końcu to nastąpi :).</span></blockquote><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://wokolciebie.blogspot.com/">"Tańczący motyl"</a></u></b> - blog niezwykły, którego autorką jest kobieta... równie niezwykła :) - pełna pasji i energii, z głową pełną pomysłów na siebie, na innych, na otaczający świat. Artystyczna dusza, dostrzegająca piękno wokół, w chwilach ulotnych, zapachach i barwach, twórczyni przedmiotów przepięknych, obrazów i wierszy. Moje ulubione dzieła Poli to pegazy i anioły z papier-mache:</span></li></ul><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW48dbOqFBSz5aNPFyYPPy-8WfA2ZjEqyb3dtPZ4U1IH5leyppYWJ2MtuJfgEYKEbROjuqDPaEt-qn9d_PLm4OBkbKmaFw5TQVHFgKTYMisGQ0reDqhyDAH922c2oXz45mmp4HcyrRW6-m9549U6Vm_GuM5ZeOTtBMHey0_8cLIdkdiTvKWTAHQeNl5Q/s640/anio%C5%82poli.JPG" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="592" data-original-width="640" height="370" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhW48dbOqFBSz5aNPFyYPPy-8WfA2ZjEqyb3dtPZ4U1IH5leyppYWJ2MtuJfgEYKEbROjuqDPaEt-qn9d_PLm4OBkbKmaFw5TQVHFgKTYMisGQ0reDqhyDAH922c2oXz45mmp4HcyrRW6-m9549U6Vm_GuM5ZeOTtBMHey0_8cLIdkdiTvKWTAHQeNl5Q/w400-h370/anio%C5%82poli.JPG" width="400" /></a></div><br /></blockquote><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z ogromną przyjemnością oglądam też piękne zdjęcia z domu Poli, eklektyczne wnętrza pełne ciepła i harmonii, oryginalnie przez nią zaaranżowane i uroczo udekorowane. </span></p></blockquote><p> </p><p></p><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://paniogrodowa.blogspot.com/">"Pani Ogrodowa"</a></u></b> - moje bardzo świeże odkrycie. Autorka bloga, Iwona, jest pasjonatką ogrodnictwa, kocha wszystko co zielone i kwitnące, ma imponujący bogactwem kwiatów ogród i mnóstwo roślin doniczkowych w domu. Opowiada o tym wszystkim z wielką pasją i miłością. Swoją przygodę z ogrodem zaczynała kilkanaście lat temu jako zupełna amatorka, nie uniknęła więc wielu błędów, eksperymentowała z różnymi roślinami, zmieniały się koncepcje urządzenia rabatek...</span></li></ul><br /><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div class="separator" style="clear: both; display: inline; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqKTSjSUMa250nn383eV-Ta8AxqqOvEA0oMkCnCd8SHommYL8t4F_vV-wqHVoIZOjGDekThPHUdCbHDwCsr_Z1fQ3sEotGpbNMF2ZenBdVUfx90ZHh3TXNkNmR2U-GpeqQylxp63y8461n4dv4pRMKkeGYB0mxL_Oyg-p9c1Uv9yMuZAL53_dfzl2dfg/s1411/paniogr.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="812" data-original-width="1411" height="230" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiqKTSjSUMa250nn383eV-Ta8AxqqOvEA0oMkCnCd8SHommYL8t4F_vV-wqHVoIZOjGDekThPHUdCbHDwCsr_Z1fQ3sEotGpbNMF2ZenBdVUfx90ZHh3TXNkNmR2U-GpeqQylxp63y8461n4dv4pRMKkeGYB0mxL_Oyg-p9c1Uv9yMuZAL53_dfzl2dfg/w400-h230/paniogr.png" width="400" /></a></div></blockquote></blockquote><p> </p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Iwonka na blogu opisała całą historię tworzenia swojego kwiatowego raju w miejscu, gdzie kiedyś było łyse pole, a ja pewnej nocy przeczytałam wszystkie posty od początku jej bloga, bo tak bardzo wciągnęła mnie ta historia i spodobał mi się sposób pisania Pani Ogrodowej.</span></blockquote><div style="text-align: center;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><ul><li><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="http://pasje-fascynacje-mola-ksiazkowego.blogspot.com/">"Pasje i fascynacje mola książkowego... i nie tylko"</a></u></b> - to kolejna świeżynka na mojej liście czytelniczej. Blog z mnóstwem recenzji książkowych, ciekawie napisanych, solidnie opracowanych. Spotykam sporo blogów prezentujących się jako "książkowe", ale znajduję na nich tylko bardzo zdawkowe informacje, które niewiele mówią o treści i poziomie książek, albo są to książki z wąskiego zakresu tematycznego, który niekoniecznie mnie interesuje. Tutaj natomiast jest dość szeroki wachlarz rozmaitych dziedzin, chyba każdy znajdzie coś interesującego - ja po pierwszym pobieżnym przejrzeniu ostatnich wpisów już znalazłam kilka książek, po które chętnie sięgnę. Moim zdaniem blog bardzo wartościowy, zwłaszcza dla książkoholików :).</span></li></ul><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><span style="font-family: arial;">Moim drodzy, będę bardzo wdzięczna, jeśli Wy także zechcecie podzielić się swoimi blogowymi odkryciami. Najlepiej napiszcie o nich na swoich blogach, niech się ta nasza blogosfera rozwija, nie wszyscy przecież kochają fejsbuka i tiktoka! A ja za jakiś czas podrzucę Wam jeszcze kilka fajnych blogowych miejscówek :).</span></div><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><br />Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com33tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-21039324238727194302023-01-21T15:28:00.003+01:002023-12-02T22:40:46.785+01:00Postanowienie noworoczne i blogowe polecajki.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Przez cały ubiegły rok opublikowałam 4 wpisy. Słownie: cztery. No, po prostu rewelacja, ech... Jestem rekinem, czy tam jastrzębiem, blogosfery :/</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Aż się dziwię, że w ogóle ktoś jeszcze tutaj zagląda - a nawet przybyło kilka miłych osób na liście obserwatorów (!). No to chyba muszę się ogarnąć i uaktywnić, skoro społeczeństwo czeka ;). Co prawda trochę ciężko z tą aktywnością, bo pogoda jakaś nienormalna tej zimy i najchętniej to bym się zaszyła w takim gniazdku jak nasza Basiunia:</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOp-9aQu_J50PcWJNWJ-WydXaKmSOpEovV0Bi04HCpOCxEsKZDcqHD2KN0C8VJqjefhktY5kdS2I6o5xtIE4X9lKuEPXuinEgibH-krc3OAcClgSFNKrrcr0IiyOgW1AVuQLvbODUvK7NLjDYv5XpagP7konyV4nlQPqsuQbKfq_sZcMVpmmb8JgmEDA/s2364/basiunia.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2364" data-original-width="1773" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiOp-9aQu_J50PcWJNWJ-WydXaKmSOpEovV0Bi04HCpOCxEsKZDcqHD2KN0C8VJqjefhktY5kdS2I6o5xtIE4X9lKuEPXuinEgibH-krc3OAcClgSFNKrrcr0IiyOgW1AVuQLvbODUvK7NLjDYv5XpagP7konyV4nlQPqsuQbKfq_sZcMVpmmb8JgmEDA/w300-h400/basiunia.jpg" width="300" /></a></div><br /><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Nigdy nie robiłam tak zwanych postanowień noworocznych. Wiecie - że niby coś tam od 1 stycznia zacznę robić. Bo niby dlaczego akurat od 1 stycznia, a nie od dzisiaj, czy najbliższego piątku? No, ale co tam, tym razem spróbuję, chociaż tak po prawdzie mamy już prawie koniec stycznia, ale postanowienie urodziło się jednak gdzieś około Sylwestra. A zatem: postanawiam zmobilizować się blogowo i systematycznie wstawiać tu treściwe posty. Niekoniecznie długaśne tasiemce, jak mi się to czasem zdarzało, ale za to częściej niż raz na kilka miesięcy. Może nawet uda mi się dojść do cotygodniowych wpisów...? Taki jest plan, w każdym razie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Drevni Kocurek domagał się niedawno wpisów książkowych, ale dwa ostatnie były właśnie książkowe, więc może nie tym razem... Obrazków mam parę namalowanych, ale czekają do ogarnięcia, w sensie sklejenia na ich potrzeby wpisu blogowego, a tu z weną pisarską ostatnio krucho... Jest jeszcze kilka tematów, o których zamierzałam napisać, najnowsza idea to blogowe polecenia, czyli polecanie ciekawych blogów - i o tym między innymi dzisiaj będzie. Bo ja jestem fanką blogów. Nie polubiłam Facebooka ani tym bardziej Instagrama, że o Twitterze nie wspomnę, zaglądam tylko czasem na Pinterest, wyłącznie w celu poszukiwania inspiracji do obrazków. No i pojawiają się ostatnio inicjatywy mające na celu rozruszanie blogosfery... Ale o tym za moment, najpierw mały przegląd tego co było, jak mnie nie było.</span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Przede wszystkim - w końcu z</span><span style="font-family: arial;"> grubsza urządziłam pokój przeznaczony na pracownię. Ciągnęło się to pół roku, a właściwie to wciąż było odkładane z różnych powodów, które wchodziły w paradę (a to remonty, a to przetasowania w organizacji domu, zmiany planów rodzinnych, pracowych i wszelakich innych, tudzież koncepcji wnętrzarskich, no i szereg innych zajęć). W końcu jednak wszystkie plastyczne akcesoria i zachomikowane po kątach obrazki zostały zgromadzone w jednym miejscu na to przeznaczonym. Okazało się, że sporo tego mam, ale tak było poupychane i skompresowane w rozmaitych zakamarkach, że nawet nie miałam pojęcia o stanie posiadania :). A p</span><span style="font-family: arial;">oważniejsze malowanie obrazków odkładałam na czas, kiedy będę mogła rozstawić na stałe sztalugi, co niedawno wreszcie nastąpiło, ufff...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Gdzieś tam w międzyczasie kończyłam też studia podyplomowe, a pisanie pracy dyplomowej, z uwagi na interesujący mnie temat, trwało dość długo, bo się bez opamiętania zaczytywałam w dodatkowej literaturze fachowej i umykało mi o czym to ja właściwie miałam pisać, nie mówiąc już o zajmowaniu się czymś innym poza tym. Próbuję też uczyć się włoskiego (no, z tym to różnie...) i w miarę systematycznie ćwiczyć jogę, i takie tam inne jeszcze michałki... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Może dwa słowa o tej podyplomówce. To już trzecia w moim życiu i ciekawa jestem, czy zgadniecie, czym ja się właściwie zawodowo zajmuję. Otóż mam zaliczone studia podyplomowe: z rolnictwa, z informatyki, oraz z rachunkowości i kontroli finansowej. Taki różnorodny zestawik :). A zawodowo to właściwie nic z tych rzeczy konkretnie, chociaż to i owo się oczywiście przydaje, jak to w życiu. No i chętnie bym znowu coś postudiowała :))). Ale wiecie, jak to jest - a to z kasą trzeba się liczyć, bo są inne potrzeby, a to czasu na wszystko za mało... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Co jeszcze się działo? Jak wiecie, mam stado zwierzaków... Czarny Grubcio zamieszkał u nas na stałe, przyjaźni się z Dżemikiem, ale od kocich dziewczynek trzeba go trochę izolować, bo one się go wciąż jeszcze trochę boją. Jesienią niestety odeszła za Tęczowy Most nasza najstarsza, blisko 18-letnia Czarnuszka. Niektórzy zaprzyjaźnieni blogowi kociarze wiedzą, że chorowała, ale w tym samym czasie u Drevniego Kocurka trwała walka o zdrowie i życie Mefiego, więc na koniec nie pisałam tam już o mojej Czarnuszce, żeby nie siać dodatkowego przygnębienia. Zostało więc teraz pięć kotów (Sabinka w tym roku kończąca 7 lat, trzy siostrzyczki Basiunia, Balbinka i Kocia - po prawie 4 lata, i Grubcio niewiadomego wieku, ale sądzimy, że ciut starszy od Sabinki) i roczny owczarek niemiecki Dżemik, duże psisko z niespożytą energią, które ciągle wierzy, że jest malutkim kotkiem. Sypia zresztą często z Grubciem, a ostatnio też z Sabinką.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Co do malowania, to ostatnio jakoś tak wciągnęły mnie malutkie obrazeczki i abstrakcje. Nawet zaczęła mi się legnąć myśl, że może z czasem zacznę takie chałturki sprzedawać, bo mi się nazbierało tego sporo. A może nie tylko chałturki... bo dlaczego nie.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfER1Z8aWk6CImVFgUmy7kIqOOZ3QRDOk9xeS0IUYpEy6CpZ3t0Fa2mWH3AfFK8z5YiOSGQgJPyuzRF0851aOJW6JsXyQN0I_-kTpGXTYLL49wJBqfsO2dcmw04jlarADGgwv_6spZQfb_R-_yx6oZJu7WgalCdrixlxtLzCtLNlfooOcFBx21C8YCLA/s2364/za2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1773" data-original-width="2364" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhfER1Z8aWk6CImVFgUmy7kIqOOZ3QRDOk9xeS0IUYpEy6CpZ3t0Fa2mWH3AfFK8z5YiOSGQgJPyuzRF0851aOJW6JsXyQN0I_-kTpGXTYLL49wJBqfsO2dcmw04jlarADGgwv_6spZQfb_R-_yx6oZJu7WgalCdrixlxtLzCtLNlfooOcFBx21C8YCLA/w400-h300/za2.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Te oto wytworki to efekt eksperymentowania na temat "jak namalować kosmos". Przypadkowo zobaczyłam gdzieś króciutki filmik z tutorialem i spodobała mi się ta zabawa :). Pomalowałam kawał papieru A3 w ramach tego eksperymentu (a potem jeszcze drugi), ot tak z nudów, żeby zobaczyć jak mi to wyjdzie. Wyszło ciekawie, więc przyszło mi do głowy, żeby to jakoś zagospodarować. Pocięłam całość na odpowiednie kawałki, w planie jest podklejenie i zalaminowanie, no i będzie z tego zestaw zakładek. Kolejny zresztą... bo przy porządkach i organizowaniu pracowni przypomniałam sobie, że kiedyś już dwa zestawy innego rodzaju zakładek stworzyłam. Szczerze mówiąc, zdziwiłam się, że tyle ich już w ogóle mam, nie wiem jak i kiedy to się tak rozmnożyło... Sama nie używam, a ileż tego można rodzinie i znajomym wciskać, tak więc śmiała wizja jakiejś sprzedaży zorganizowanej zaczęła chodzić mi po głowie. Od czasu do czasu ktoś pyta też o możliwość kupienia obrazków, na razie odmawiałam, ale coraz częściej jednak o tym myślę. Wykluczam malowanie na zamówienie, ale z tego co sama sobie a muzom namaluję, to dlaczego nie. Ale muszę to przemyśleć, czy to ma być jakaś zorganizowana sprzedaż, czy raczej tylko jak się trafi jakiś zdesperowany fan mojego bazgrolenia.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFfN5baLKLTbbReH4VEmzUXuDOXYdxOey7mW72DQwzVirUA7PdElAkuGm-Z-m3s_Rwd9zxw7ix_SQiCsAB-irWZkx3ip0NrNxiz5iNFSVJu4Rb8qSKHpeSo2-1JnvkcGB6PFdMNWrkemJ9ds2VtC1WSloJa_pIO3iDUTG1gvTVIv5x1XM3tQSKHVJ3kw/s2364/za3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1773" data-original-width="2364" height="300" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgFfN5baLKLTbbReH4VEmzUXuDOXYdxOey7mW72DQwzVirUA7PdElAkuGm-Z-m3s_Rwd9zxw7ix_SQiCsAB-irWZkx3ip0NrNxiz5iNFSVJu4Rb8qSKHpeSo2-1JnvkcGB6PFdMNWrkemJ9ds2VtC1WSloJa_pIO3iDUTG1gvTVIv5x1XM3tQSKHVJ3kw/w400-h300/za3.jpg" width="400" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A teraz kilka słów krytyki na temat aktualnej wersji bloggera, trochę tytułem wyjaśnienia, bo może zauważyliście drobne (niezamierzone) zmiany. Otóż chciałam zrobić porządki z listą ulubionych blogów na bocznym pasku. Usuwanie tych wygasłych, albo tych, które dawno przestały mnie interesować, nie dawało skutku, zmiany nie można było zapisać. Wiem, że wiele osób miało ten sam problem. No więc wymyśliłam genialnie, że usunę całą listę i wstawię od nowa tylko to, co mi potrzebne, czyli około 50 blogów. Gadżet się owszem daje wstawić, ale wszystkie blogi muszę teraz pojedynczo dodawać z listy czytelniczej, każdy oddzielnie zapisać. Dawniej można było wstawić całą listę czytelniczą i usunąć niepotrzebne jednym klikiem, albo zaznaczyć wybrane i jednym ruchem wstawić cały zestaw na pasek swojego bloga. Teraz trzeba się nakombinować, masę czasu to zabiera. Odechciało mi się więc, bo mam tych blogów blisko setki, wybranie i zapisanie połowy z nich godzinę by mi zajęło, bo w dodatku pamiętam je raczej tylko po nazwach, a na liście do wyboru są adresy www, które nie zawsze kojarzę. Dlaczego to nie jest intuicyjne i proste dla użytkownika, jak było dawniej? Co za idioci pracowali nad tą nową wersją...? A podobno mamy tysiące genialnych (i świetnie opłacanych) informatyków! Tylko jakoś coraz częściej udaje im się schrzanić coś, co dobrze funkcjonowało. Nie spotkałam jeszcze osoby, która by była zadowolona ze zmian w tej ostatniej wersji bloggera, natomiast narzekania są dość częste. To że coś jest nowe, nie znaczy, że jest lepsze.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A skoro mowa o liście czytelniczej i ciekawych blogach...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Polecam do poczytania wpis Olgi Jawor z bloga "Pod tym samym niebem": </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"> <u><b><i><a href="https://wewanderers.blogspot.com/2023/01/nowe-w-nowym.html">https://wewanderers.blogspot.com/2023/01/nowe-w-nowym.html</a></i></b></u></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Olga pisze tam o blogosferze, o poszukiwaniu nowych, interesujących blogów, o znikaniu tych, które kiedyś polubiła... I prosi o polecanie ciekawych miejsc, blogów ciekawych, inspirujących, a przy tym nadal aktywnych. Bo rzeczywiście w ostatnich latach blogi są wypierane przez obrazkowe social media, Fb, Insta, YT itd. Ale są też jaskółki powrotów do zakurzonych blogów - blogerzy, którzy przenieśli się jakiś czas temu na zatłoczony Fb, zatęsknili za nieśpiesznym blogowaniem. Powstał więc pomysł poleceń blogowych. Olga prosiła o napisanie jej w komentarzu o blogach, które uważamy za godne polecenia, ale ja potrzebowałam trochę czasu do przygotowania odpowiedzi, pomyślałam wiec, że zrobię to porządnie na swoim blogu. Bo może jeszcze komuś się to przyda, a może ktoś inny "zarazi się" pomysłem i także poleci swoje ulubione blogi?</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Blogów na mojej liście czytelniczej jest około setki. O niektórych nawet nie pamiętam, bo mocno zwolniły tempo, albo całkiem się zawiesiły, a inne przestały mnie interesować, więc też do nich nie zaglądam. Jakiego rodzaju są to blogi? A otóż: </span></p><p style="text-align: justify;"></p><ul><li><span style="font-family: arial;">blogi zaprzyjaźnionych kociarzy (i tu ostatnio zaglądam najczęściej);</span></li><li><span style="font-family: arial;">blogi kilkorga Polaków, którzy mieszkają w innych krajach, a ja z jakiegoś powodu kiedyś zaczęłam do nich zaglądać, coś mnie tam urzekło i wciąż trzyma :)</span></li><li><span style="font-family: arial;">blogi o sztuce (wystawy, biografie, omówienia twórczości różnych artystów);</span></li><li><span style="font-family: arial;">blogi artystów malarzy i sympatycznych osób malujących od czasu do czasu amatorsko;</span></li><li><span style="font-family: arial;">blogi, które mi pozostały na liście z czasów, kiedy pasjonowały mnie robótki typu hafty i dzierganie na drutach;</span></li><li><span style="font-family: arial;">kilka blogów książkowych, </span></li><li><span style="font-family: arial;">kilka trudnych do skategoryzowania, ale fajnie się czyta :).</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Przymierzając się do zrobienia listy polecanych blogów narzuciłam sobie rygor max 7-8 pozycji. Bez tego "szlabanu" wrzuciłabym tu listę minimum 50 blogów, a o każdym chcę kilka zdań napisać, więc wolę to podzielić i co jakiś czas wrzucić kilka kolejnych. Uznałam też, że powinny to być blogi aktywne, czyli z wpisami średnio nie rzadszymi niż raz w miesiącu. Niestety, sporo bardzo inspirujących blogów zaprzestało publikacji, albo całkiem zniknęło...</span></div><div><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A zatem - prezentacja (uwaga! nazwy blogów są podlinkowane, zachęcam do zajrzenia na nie!):</span></div><div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><u style="font-weight: bold;"><a href="https://niezlasztuka.net/">Niezła sztuka</a> - </u> najlepszy według mnie blog o sztuce, w przystępny sposób popularyzujący wiedzę o sztuce, jest tam mnóstwo lekko i ciekawie napisanych artykułów o polskich i zagranicznych artystach, kopalnia wiedzy i rozmaitych ciekawostek.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div><ul style="text-align: left;"><li><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://kicikicitata.blogspot.com/">Rękodzieło przy kawie</a></u></b> - </span></li></ul></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjSK1X5Fp5WnaFGUFK0mle0MFrsXEr52RfJCPj_O7OlGgWaRSed41_nd4NozjdZmeuB0eiSQLZz2qBXEvcyAsJ_nj_yNSoM7GjRJQi6Ee8Rjt4N2t0df9mTFMczonAcJ3n9_ro0ZlcEBK2jw1MzhRFa_ClNDRQKXEPhYye_bY8kxk-r3kDiPxJJ5aXug/s768/iza.png" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="398" data-original-width="768" height="208" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgjSK1X5Fp5WnaFGUFK0mle0MFrsXEr52RfJCPj_O7OlGgWaRSed41_nd4NozjdZmeuB0eiSQLZz2qBXEvcyAsJ_nj_yNSoM7GjRJQi6Ee8Rjt4N2t0df9mTFMczonAcJ3n9_ro0ZlcEBK2jw1MzhRFa_ClNDRQKXEPhYye_bY8kxk-r3kDiPxJJ5aXug/w400-h208/iza.png" width="400" /></a></div></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">blog Izy, która nieustająco mnie zachwyca i inspiruje swoimi pracami artystycznymi, ostatnio szczególnie markerowymi obrazkami aniołów i świętych, których stworzyła już całą plejadę, a z każdym kolejnym portretem wspina się na coraz wyższe stopnie twórczego mistrzostwa.</span></div></blockquote><div><div><br /></div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="http://pintaracuarela.blogspot.com/">Pintar a la acuarela</a></u></b> - blog znakomitej hiszpańskiej akwarelistki Noemi Gonzales: oprócz własnej twórczości i kursów malowania Noemi prezentuje także wspaniałe akwarele innych artystów, także filmiki z malowania na żywo - lubię popatrzeć, jak robią to mistrzowie, zawsze to czegoś uczy;</span></li></ul></div><div><div><br /></div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://www.domzkamienia.com/">Dom z kamienia</a></u></b> </span><span style="font-family: arial;">- moje niedawne odkrycie, blog Kasi Nowackiej, Polki, która od około 10 lat mieszka w nieturystycznym zakątku Toskanii i codziennie (!) zamieszcza niebanalne wpisy o życiu codziennym we Włoszech, o zwyczajach i krajobrazach, o sztuce i architekturze, o nieoczywistych miejscach wartych poznania we Florencji i innych miejscach na mapie Włoch.</span></li></ul><br style="font-family: arial; text-align: justify;" /><div class="separator" style="clear: both; font-family: arial; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisL-mAY8l-zaYdN-jrWF02a-94w8AGznzyajVmDBc-qU3A6kvtDpW5-IQVsdvweM9VppoHoAkl-pCAAE2sOVUQTt6FGDtyNdZvBIqIY5F2wvtzWkMF7gGt6bUFvodcGPsXt3V5mD2dlSIciyndgPlb-Cii_J6jJOtF9qxqwnklIpoWHVsB1fxA7F45zw/s1235/ok%C5%82adka%20%20zima%203.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="585" data-original-width="1235" height="190" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEisL-mAY8l-zaYdN-jrWF02a-94w8AGznzyajVmDBc-qU3A6kvtDpW5-IQVsdvweM9VppoHoAkl-pCAAE2sOVUQTt6FGDtyNdZvBIqIY5F2wvtzWkMF7gGt6bUFvodcGPsXt3V5mD2dlSIciyndgPlb-Cii_J6jJOtF9qxqwnklIpoWHVsB1fxA7F45zw/w400-h190/ok%C5%82adka%20%20zima%203.jpg" width="400" /></a></div><p> </p></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Kasia jest autorką kilku ciekawych książek - wydane już zostały o Florencji oraz o Toskanii i Romanii, a kolejna ukaże się lada dzień. Dla mnie najciekawsze na blogu "Dom z kamienia" są relacje z wszelkich lokalnych wydarzeń i zwyczajnych codziennych sytuacji, jakie są udziałem mieszkańców leżącego z dala od turystycznych szlaków Marradi.</span></div></blockquote><div><br /><ul><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="http://jyoti789.blogspot.com/">Jyoti</a></u></b> - blog najbardziej zakręconej, jaką znam, blogerki :) </span></li></ul><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqSxC8CxlzMs2uc4ZlsLQx1rX-bQJ5BSU5gN02s4trH7ay3oWhiEYwQIy7MhwHwUX9y6oUb3L6-_aowPbEtDDa5Ypin1Gnbg1wxv0DAY_FIeLqfBiJRqWslwoMZqqJf4WAV4dvhM7slMmgF8rjMxeyQUYQd03jGHqHViHrsrbuA4powBDpHw5KhdqkAg/s1020/jyoti.JPG" style="font-family: arial; margin-left: 1em; margin-right: 1em; text-align: center;"><img border="0" data-original-height="510" data-original-width="1020" height="200" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhqSxC8CxlzMs2uc4ZlsLQx1rX-bQJ5BSU5gN02s4trH7ay3oWhiEYwQIy7MhwHwUX9y6oUb3L6-_aowPbEtDDa5Ypin1Gnbg1wxv0DAY_FIeLqfBiJRqWslwoMZqqJf4WAV4dvhM7slMmgF8rjMxeyQUYQd03jGHqHViHrsrbuA4powBDpHw5KhdqkAg/w400-h200/jyoti.JPG" width="400" /></a></div><br /></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: left;"><span style="font-family: arial; text-align: justify;">Joasia tworzy rzeczy niezwykłe, ma coraz to nowe pomysły: mandale w najprzeróżniejszych kształtach, wymiarach i technikach (akryl, monotypia, tekturki, drewienka, pióra itd), przedziwne i bajecznie kolorowe dziergane akcesoria odzieżowe - szamańskie czapy, chusty, a także urocze kartki, albumy i nie pamiętam co jeszcze, ale jej wyobraźnia z pewnością nie zna granic!</span></div></blockquote><div><br /><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="https://trzeci-pokoj.blogspot.com/">Trzeci pokój</a></u></b> - blog Justynki, która zajmując się dwójką swoich pociech nie rezygnuje ze swoich pasji, jakimi są: malowanie akrylami i akwarelami, a także inne rękodzieło, jak kartki czy decoupage.</span></li></ul><div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Xnb3_owa22VL1ItiKTJ8Bh0rBFasF1rjUIcyMnNlYmQyDv6KXw56wohuM4YsQXDObuklC1_vEaIOcLt9KKPbmraAPEjNoEjwVmPsDFXFgVluwvZMkEyiAWXmGim2ioSOhl6FqlAxnhPGE632lckfHaJVxCTXA3OynN2DO1oXRi1GWN0UyEJ8gUietQ/s1110/trz.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="1110" height="180" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg0Xnb3_owa22VL1ItiKTJ8Bh0rBFasF1rjUIcyMnNlYmQyDv6KXw56wohuM4YsQXDObuklC1_vEaIOcLt9KKPbmraAPEjNoEjwVmPsDFXFgVluwvZMkEyiAWXmGim2ioSOhl6FqlAxnhPGE632lckfHaJVxCTXA3OynN2DO1oXRi1GWN0UyEJ8gUietQ/w400-h180/trz.jpg" width="400" /></a></div><br /></div></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Od dłuższego czasu obserwuję twórczość Justynki i jest to ogromnie miłe podziwiać, jak z każdą kolejną pracą robi niesamowite postępy. Uwielbiam zwłaszcza jej akwarelki, bo na nich widoczny jest najbardziej ten twórczy progres.</span></div></blockquote><div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><u><a href="https://kocia-focia.blogspot.com/"><b>Koty są...miłe?</b></a></u> - mój najulubieńszy z kocich blogów :). </span></li></ul><br style="font-family: arial; text-align: justify;" /><div class="separator" style="clear: both; font-family: arial; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi1bOy9p_R8g0WuwILBec8a7k788GVmfCRHs0n9kkXoZvVzrLEMvE2-ljBG-ofmVNnzyILR5_4sk7Beb87mxgPUS2cs64D88fN1GrWLoWBsj3bAGX7UulBeOukpEGYENSNAl2fiPn4vOjmIBeIzI145Tf2rtQLRszIH5vEwY8YNjnMufagnP_0xqIsQw/s1170/drevni%20kocur.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="415" data-original-width="1170" height="143" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgi1bOy9p_R8g0WuwILBec8a7k788GVmfCRHs0n9kkXoZvVzrLEMvE2-ljBG-ofmVNnzyILR5_4sk7Beb87mxgPUS2cs64D88fN1GrWLoWBsj3bAGX7UulBeOukpEGYENSNAl2fiPn4vOjmIBeIzI145Tf2rtQLRszIH5vEwY8YNjnMufagnP_0xqIsQw/w400-h143/drevni%20kocur.jpg" width="400" /></a></div><br /><ul style="text-align: left;"><li style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Relacje z życia rodzinki, w której najważniejsze miejsce zajmują koty - zwykle jest ich około tuzina (w normalnym niedużym mieszkaniu w bloku)! Niedawno wydarzyła się tam niestety tragedia, po długiej chorobie odszedł za Tęczowy Most senior Mefisto... ale kto wie, czy nie zrobił miejsca dla młodszych, porzuconych gdzieś kocich nieszczęść, które od czasu do czasu do domku Drevniego Kocurka trafiają... Tutaj są kochane, dokarmiane, leczone, stają się członkami rodziny. I dodajmy, że jest to całkiem zwyczajna rodzina, której, jak to się mówi, nie przelewa się, więc utrzymanie takiego kociego stada jest nie lada wyczynem. Na potrzeby związane zwłaszcza z leczeniem i specjalistycznym żywieniem chorych kotków założona jest zbiórka na POMAGAM.PL - bardzo proszę Was o wsparcie, bo tam jest wieczny minus u weta, który ma świętą cierpliwość i wielkie serce dla tego stada:</span></li></ul></div><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><div style="text-align: justify;"><div style="text-align: center;"><b><span style="font-family: arial; font-size: large;"><br /></span></b></div></div><div style="text-align: center;"><span style="background-color: white; color: #fb635f; font-family: arial; font-size: large; text-align: left;"><a href="http://pomagam.pl/3miesiace"><b>pomagam.pl/3miesiace</b></a></span></div><div style="text-align: justify;"><b><span style="font-family: arial; font-size: large;"><br /></span></b></div></blockquote><div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Oczywiście lista poleceń mogłaby być znacznie dłuższa, ulubionych blogów mam więcej, ale będę ich prezentację kontynuować stopniowo w przyszłości.</span></div></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></div><div style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><br /><br /><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><p></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com50tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-16020619716558934552022-11-29T20:20:00.000+01:002022-11-29T20:20:13.406+01:00Książki. Christie, Ristujczina, Łempicka, Katende.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Moi drodzy, wpadam dzisiaj po długiej przerwie przelotnie i tylko na moment, żeby dać znak, że żyję i zamierzam wrócić do systematycznego blogowania. Niestety, na razie jeszcze jestem w tzw. niedoczasie, więc z tą systematycznością to na razie pieśń przyszłości, ale mam nadzieję, że już niedalekiej. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Obiecałam wpis z moimi obrazkami, ale w nawale innych zajęć nie daję rady z przygotowaniem nowego posta, obrazki są ale treści brak ;) - natomiast tekst o książkach jakoś mi się tak sam po kawałku napisał już jakiś czas temu, więc wstawiam go, bo i tak kiedyś by to nastąpiło, a może Was któraś z opisanych pozycji przed świętami zainteresuje.</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><br />*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W tytule dzisiejszego wpisu jest pewien misz-masz: nazwiska autorek pomieszane z nazwiskami bohaterów (a dokładnie - jednej bohaterki). Ale właśnie te nazwiska były kryterium wyboru takich właśnie, a nie innych książek, o których chcę Wam dzisiaj opowiedzieć. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Przede wszystkim: autorki. Ponownie Agatha Christie i Luba Ristujczina. O ich dziełach pisałam już <b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html">tutaj (Christie)</a></u></b>, a także<u><b><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html"> tutaj</a></b></u> i<u> <b><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html">tutaj (Ristujczina).</a></b></u></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>LUBA RISTUJCZINA - "Wojciech Kossak - najwybitniejszy batalista".</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_oQaJSyG-yIb5HxenY3q8bVpn-LIALEn5QaNqSAWhtBM0vXsZttnA1FBipIWwWIh44sgHfhztdzLbz5DwnR4v3YG-ZtK921ZV73tHU30tODIMrZmPPNsxMEJknThTZMjoeu7THlJP3vFE5dLbAAlgIaj-Y7t2xdSg7NzcY0K59MY5KqJpycFovhECCw/s2364/bl3.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2364" data-original-width="1773" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_oQaJSyG-yIb5HxenY3q8bVpn-LIALEn5QaNqSAWhtBM0vXsZttnA1FBipIWwWIh44sgHfhztdzLbz5DwnR4v3YG-ZtK921ZV73tHU30tODIMrZmPPNsxMEJknThTZMjoeu7THlJP3vFE5dLbAAlgIaj-Y7t2xdSg7NzcY0K59MY5KqJpycFovhECCw/w300-h400/bl3.jpg" width="300" /></a></span></div><span style="font-family: arial;"><br /><b><br /></b></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kolejna książka/album znakomitej autorki, historyczki sztuki. Zachwyciły mnie wcześniej czytane o Mehofferze i o Wyspiańskim, przyszła kolej na Kossaka. Nie mogę powiedzieć, żebym byłą fanką malarstwa batalistycznego, nie zachwyca mnie też jakoś szczególnie styl Kossaka, nieodparcie kojarzący mi się z moim młodzieńczym malowaniem obrazków temperą w domu kultury... ekhm, no tak :). Obrazy Kossaka przyciągają oko dynamicznymi scenami, na których zwykle dużo się dzieje, jest mnóstwo postaci, no i koni, oczywiście. Nie jest to jednak malarstwo bardzo realistyczne, nie widać dbałości o dopieszczanie detali, obrazy malowane są zamaszyście, szerokimi pociągnięciami pędzla, maźnięciami, powiedziałabym. Co w żadnym razie nie jest mankamentem, oczywiście, ot taka maniera. Ale po malarstwie Łempickiej, którym się ostatnio interesowałam, z jej niesamowicie dopracowanym warsztatem i genialną pracą pędzla (jak podkreślali także jej współcześni), po tej niezwykłej świetlistości barw, łagodnych przejściach tonalnych, nadzwyczaj starannie dobranych barwach - malarstwo Kossaka wydaje się proste i zwyczajne. A jednak uważa się go za mistrza w przedstawianiu scen batalistycznych, historycznych, monumentalnych. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Konie są jednym z moich ulubionych tematów malarskich, sama próbuję je czasem malować, więc mimo pewnych wątpliwości uznałam, że warto zapoznać się nieco bliżej z twórczością pana Kossaka. Album Ristujcziny, jak zwykle, jest bardzo obszernym opracowaniem, ze wstępem poświęconym malarstwu polskiemu XIX wieku, rozdziałem opowiadającym o całej utalentowanej rodzinie Kossaków, wreszcie - drobiazgowo i interesująco opowiedzianą biografią samego Wojciecha. Do tego mnóstwo pięknych ilustracji, z całego okresu jego twórczości, jak również reprodukcje dzieł współczesnych mu artystów i innych Kossaków z artystycznej dynastii.</span></p><div><br /></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>AGATHA CHRISTIE</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjADZCQtzHW5szV4ZoQUp89_S3B3oqTIsMFvshNTTV4KOwm4dbVYZXGvUQkkpO5xDP9eVGiaePUF-m2GfNI0cp0CsIK27RSQ2jgcuEVx-lYoyA_wX7Q09laTD5ZTHEFacZrrTvOUKUIvnrdNIByLDxUMnpBkFrnRhYO-o_UJ8dpABPMSxl6e2Z5iFnF6w/s1789/bl4.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1171" data-original-width="1789" height="261" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjADZCQtzHW5szV4ZoQUp89_S3B3oqTIsMFvshNTTV4KOwm4dbVYZXGvUQkkpO5xDP9eVGiaePUF-m2GfNI0cp0CsIK27RSQ2jgcuEVx-lYoyA_wX7Q09laTD5ZTHEFacZrrTvOUKUIvnrdNIByLDxUMnpBkFrnRhYO-o_UJ8dpABPMSxl6e2Z5iFnF6w/w400-h261/bl4.jpg" width="400" /></a></span></div><span style="font-family: arial;"><br /><b><br /></b></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Kontynuując serię książek królowej kryminału nabyłam i przeczytałam kolejne pozycje: "I nie było już nikogo", "Morderstwo na plebanii" oraz "Dwanaście prac Herkulesa". Pierwszą i ostatnią z tego zestawu gdzieś kiedyś dawno temu już czytałam, ale treść uleciała mi z pamięci, pozostało tylko jakieś niejasne wrażenie, że "I nie było już nikogo" (wydane wówczas jeszcze pod oryginalnym tytułem "Dziesięciu Murzynków") bardzo mi się podobało, natomiast "Dwanaście prac Herkulesa" - wręcz przeciwnie. No i po ponownym przeczytaniu to wrażenie z grubsza się potwierdziło.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Irytowała mnie tylko ta dziwaczna podmiana pierwotnego tytułu historii o dziesięciu Murzynkach na dziesięciu żołnierzyków. Ni w pięć ni w dziewięć, ale podobno w dzisiejszych porąbanych czasach tak jest poprawnie politycznie. Zupełny idiotyzm, moim zdaniem. W wersji rosyjskiej Murzynków zamieniono na Indian, co zdaje się też nie jest obecnie uznawane za właściwe. Nie bardzo wiem dlaczego żołnierzyki są w tym przypadku ok. Rozumiem, że w zamyśle chodziło o figurki ołowianych żołnierzyków, ale wygląda to jednak dziwnie, jak się zestawi fabułę książki, treść cytowanego wierszyka, wokół którego osnuta jest intryga kryminalna i nazwę wyspy, na której się rzecz dzieje. Może lepiej by było zamienić Murzynków na krasnoludków... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No mniejsza z tym, może innym czytelnikom nie robi to akurat różnicy. Książka w każdym razie jest znakomita, szczególnie dla wielbicieli padających gęsto trupów, bo mamy całą plejadę nieboszczyków. Inna rzecz, że część tajemnicy</span><span style="font-family: arial;"> staje się czytelna zaraz na początku. Później już tylko zagadką jest kto następny, w jaki sposób i z jakiego powodu zejdzie z tego świata. No i czy ktoś wyjdzie z tej makabrycznej historii cało, wbrew złowrogiej przepowiedni... Lektura dość lekka, bez jakichś szczególnie zawikłanych intryg, skomplikowanych dochodzeń, rozbudowanych portretów psychologicznych sprawcy i ofiary, jak to bywa w niektórych książkach Christie. Jest za to mrocznie i z dreszczykiem :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pewnym przeciwieństwem jest "Morderstwo na plebanii". Tutaj akcja rozwija się powoli, jest przykładnie zamotana, jak na Christie przystało, nic nie jest oczywiste, tajemnica rozjaśnia się stopniowo. Interesująca i wciągająca opowieść, drobiazgowo opisane miejsce akcji, charakterystyka postaci, rozbudowana warstwa obyczajowo-psychologiczna, liczne epizody - na pozór nic nie znaczące, klasyk kryminału.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i moje (powtórne) rozczarowanie - "Dwanaście prac Herkulesa". Znudziła mnie ta książka okropnie. W gruncie rzeczy jest to zebranych 12 oddzielnych opowiadań, wydawanych niegdyś cyklicznie jakimś periodyku. Przyświeca im jedna idea: kończący karierę Herkules Poirot ma pomysł, aby przeprowadzić jeszcze 12 dochodzeń w sprawach, z których każda ma mieć coś wspólnego ze słynnymi pracami wykonanymi przez mitologicznego Herkulesa. Sam pomysł mocno naciągany, a forma opowieści - krótkie opowiadania - wymusiła na autorce znaczne skrócenie opisów intryg i ich wyjaśnień, co na dobre tym utworom nie wyszło. Nie wiem dlaczego ta książka jest zaliczana do najlepszych w dorobku literackim Agaty Christie...? Sama autorka w swoich wspomnieniach nazwała te antologię "zapchajdziurą" (wydaną de facto jako całość głównie dla podreperowania kiepskich finansów pisarki po rozstaniu z mężem). Całkowicie się z tym zgadzam. Co prawda niektóre z opowiadań mają dość ciekawą i czasem zabawną intrygę, ale inne są dość naiwne i naciągane. Generalnie krótka forma w przypadku kryminału chyba mi po prostu nie odpowiada.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Świetne podsumowanie twórczości Agathy Christie (a także odnośniki do większej dawki informacji na ten temat) znalazłam tutaj: </span><b style="font-family: arial;"><a href="https://alicjamakota.pl/pokochasz-agatha-christie/">https://alicjamakota.pl/pokochasz-agatha-christie/</a> </b><span style="font-family: arial;">- pozwolę sobie zacytować fragmencik:</span></p><div style="background-color: white; border: 0px; color: #3a3a3a; font-size: 17px; line-height: 1.7; margin: 0px 11px 12px; padding: 10px 0px 0px; text-align: justify;"><span style="font-family: times;"><i>Kiedy jesteś już po kilku książkach, w powieściach Agathy Christie podejrzewasz WSZYSTKICH. </i></span><span style="font-family: times;"><i>Nawet jeśli nikt jeszcze nie umarł.<br /></i></span><span style="font-family: times;"><i>Kiedy już wiesz, że musisz przygotować się na intelektualną potyczkę z królową, zaczynasz się pilnować.<br /></i></span><span style="font-family: times;"><i>W pewnym momencie czujesz, że coś tu nie gra. Niejasna sugestia Poirota (który przecież zawsze ma rację!). Poszlaka, na którą bohaterowie nie zwrócili uwagi. I wtedy zaczynasz się domyślać… Nagle fakty zaczynają do siebie pasować. Twoje myśli idą innymi torami niż wypowiadane na głos podejrzenia bohaterów.<br /></i></span><span style="font-family: times;"><i>Ale Agatha dobrze wie, o czym myślisz. Cóż, ona chce, żebyś tak właśnie myślał.<br /></i></span><span style="font-family: times;"><i>Można wybaczyć jej to wodzenie nas na manowce. Bo nie ma tu żadnych matactw – zakończenie zawsze jest proste i logiczne.<br /></i></span><span style="font-family: times;"><i>I zaskakujące. </i></span><i style="font-family: times; text-align: center;">I jak tu nie kochać Agathy Christie?</i></div><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>"TAMARA ŁEMPICKA. SZTUKA I SKANDAL" - Laura Claridge.</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsZX15DLfxRXi5WpSeGukGaIlnH86bsiFf11npcyIp40xBjWZzvcBuwxSKT7n4ibmzqw6i-b6zH6we8p4XriELGU7ReUMm_uV9Bmv120V-rWlBhuYw4WM2Gumgdr-9DzM7vAZvSfrrV78VLMSuO9bIteMfbGBs1CbKmxAgvHTnPkLmlvu-91X3Pi-xaA/s2330/bl2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2330" data-original-width="1799" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgsZX15DLfxRXi5WpSeGukGaIlnH86bsiFf11npcyIp40xBjWZzvcBuwxSKT7n4ibmzqw6i-b6zH6we8p4XriELGU7ReUMm_uV9Bmv120V-rWlBhuYw4WM2Gumgdr-9DzM7vAZvSfrrV78VLMSuO9bIteMfbGBs1CbKmxAgvHTnPkLmlvu-91X3Pi-xaA/w309-h400/bl2.jpg" width="309" /></a></span></div><span style="font-family: arial;"><br /><b><br /></b></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W tym przypadku ważne dla mnie było nie tyle nazwisko autora, co bohaterki. Lubię obrazy Łempickiej, mam na myśli zwłaszcza te najbardziej znane portrety, ale - głównie pod wpływem przeczytanych tu i ówdzie artykulików na jej temat - nie lubiłam jej samej jako człowieka. Jednak po lekturze dwóch książek na jej temat (pisałam o nich - <b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html">tutaj</a></u></b> i</span><span style="font-family: arial;"> <b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html">t</a></u></b></span><span style="font-family: arial;"><b><u><a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html">utaj</a></u></b>) miałam pewien niedosyt, bo okazało się, że jej życie było znacznie bardziej skomplikowane, niż głoszą oklepane legendy. Skoro więc kolejna pozycja z jej nazwiskiem na okładce wpadła mi w oko - nie oparłam się pokusie i wrzuciłam ją do koszyka. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i okazało się, że jak poprzednie książki były pomyłką i nieporozumieniem, to tym razem trafiłam nareszcie perełkę. Książka Laury Claridge jest pełnowymiarową, profesjonalną i kompletną biografią Łempickiej, naszpikowaną szczegółami z dokumentów, ówczesnej prasy i katalogów wystawowych oraz innych opracowań, a także cytatami z wielu rozmów przeprowadzonych przez autorkę z ludźmi, którzy malarkę doskonale znali (rodzina, w tym portretowana wielokrotnie przez malarkę jej córka Kizette, przyjaciele, znajomi). 500 stron konkretów o życiu i twórczości Tamary, a równolegle - bardzo ciekawe analizy jej malarstwa na tle ówczesnych trendów artystycznych. Widać, że autorka świetnie zna się na rzeczy, pisze ze znawstwem o obrazach, na których Łempicka się wzorowała w długim okresie swojej artystycznej działalności, o obrazach przez nią samą malowanych, o jej eksperymentach z nowymi stylami, a także o malarstwie współczesnych jej artystów, którzy w owym czasie podbijali świat sztuki, wreszcie o epoce w wielu jej wymiarach. </span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE-0AmPyYKg1mdSWm_FnZMn1t9sfov6X0sCtguMOGhFaAiGqZIDebkXHpjbcfAjyehgd_ijI5apvjcbh9PcNvn65MBVfrJxnhlDSqQmB6JXPkha0YpQo2gCodNDCKnbmPvFIZLg97-pFE24xUv-gA5TXLysv6umgopOYhUzKMe9bQh8rX61NNsShGalQ/s2422/bl5.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2422" data-original-width="1731" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhE-0AmPyYKg1mdSWm_FnZMn1t9sfov6X0sCtguMOGhFaAiGqZIDebkXHpjbcfAjyehgd_ijI5apvjcbh9PcNvn65MBVfrJxnhlDSqQmB6JXPkha0YpQo2gCodNDCKnbmPvFIZLg97-pFE24xUv-gA5TXLysv6umgopOYhUzKMe9bQh8rX61NNsShGalQ/w286-h400/bl5.jpg" width="286" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">O samej Łempickiej nie będę już opowiadać, to i owo pisałam przy okazji omawiania tych wcześniejszych książek. W każdym razie wszystkim fanom malarstwa Tamary Łempickiej gorąco polecam lekturę biografii artystki pióra Laury Claridge. Tam jest po prostu wszystko, co na jej temat dzisiaj wiadomo. Przyznam też, że zmieniłam zdanie o Tamarze. Podziwiam ją, ale i współczuję. Była niezwykle pracowita, pomimo pewnego wyrachowania nie szła na łatwiznę, naprawdę ciężko pracowała. Pomimo bogactwa - zarówno rodowego jak i nabytego przez intratne drugie małżeństwo, a także dzięki popytowi na jej obrazy - nie wszystko w życiu układało jej się idealnie. Sztuka była dla niej najważniejsza, zaniedbywała więc najbliższych, ale też kochała ich ogromnie. Powodzenie artystyczne i towarzyskie nie zapewniło jej szczęścia. Niezwykła kobieta, genialna malarka...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>DOROTA KATENDE "Dom na Zanzibarze".</b></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEievE6Ptiu742ouV2gzZvm0kzBK2Y9EhAz2kj7uKgWggvuFMpqbp18veVm3LOEAVw8TR0zhaOiJSqTbtp4zXlHcVP-NQC5A8FLH7rEAxGkooHCtHsNJ_53-7QVTfTmsvleSChJITWL7hdoNqW3SYbIXWuBIzBagBmG7x0Tuhr0XQrY3LRDDKTHW_gLncw/s2395/bl1.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2395" data-original-width="1750" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEievE6Ptiu742ouV2gzZvm0kzBK2Y9EhAz2kj7uKgWggvuFMpqbp18veVm3LOEAVw8TR0zhaOiJSqTbtp4zXlHcVP-NQC5A8FLH7rEAxGkooHCtHsNJ_53-7QVTfTmsvleSChJITWL7hdoNqW3SYbIXWuBIzBagBmG7x0Tuhr0XQrY3LRDDKTHW_gLncw/w293-h400/bl1.jpg" width="293" /></a></span></div><span style="font-family: arial;"><br /><b><br /></b></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jestem fanką Meryl Streep. Jestem fanką Karen Blixen. Jestem fanką filmu "Pożegnanie z Afryką". Razem i oddzielnie :). Właśnie po tym filmie zakochałam się i w Meryl Streep jako aktorce, i w Afryce, ze szczególnym wskazaniem na Kenię. Kto oglądał, ten wie. Przeczytana później książka nie zrobiła już na mnie aż tak wielkiego wrażenia, ale Blixen uwielbiam też za "Ucztę Babette", więc przeczytałam i posiadam jeszcze kilka innych jej opowieści. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Czarny Ląd fascynował mnie już wcześniej, w latach szkolnych, zaczytywałam się historiami podróżników. "Pożegnanie z Afryką" zaczarowało mnie i zasiało we mnie marzenie o wyprawie do Kenii. Przemyśliwałam o podróżach, ale też o jakimś dłuższym pobycie, może wolontariacie, o mieszkaniu wśród tamtejszych ludzi i przyrody. Główną przeszkodą była nieznajomość języka angielskiego, nie mówiąc już o jakichś miejscowych narzeczach. Przerażała mnie wizja braku możliwości dogadania się w rozmaitych trudnych sytuacjach. W czasie mojej wczesnej edukacji angielski nie był jeszcze tak modny, uczyłam się rosyjskiego, niemieckiego i francuskiego, ale też - szczerze mówiąc - bez szczególnego zapału. To nie były jeszcze czasy łatwych wyjazdów za granicę, internetu itd, brakowało więc motywacji. Tak więc z angielskim mi nie po drodze. No i jakoś tak z upływem czasu te marzenia nieco przygasły. Tymczasem autorka książki "Dom na Zanzibarze", pod wpływem podobnych marzeń po obejrzeniu "Pożegnania z Afryką", ale też różnych osobistych zawirowań, zrealizowała zamiar wyprawy do Kenii. Najpierw było turystyczne safari, a potem to już się potoczyło...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">"Dom na Zanzibarze" jest więc autentyczną historią Polki, która w początkach lat 90tych ubiegłego stulecia wyruszyła do Afryki, potem do niej wracała, aż ostatecznie związała się z nią na stałe. Wybudowała dom na Zanzibarze, wyszła za mąż za Zanzibarczyka, prowadzi (-ła?) biuro turystyczne i własny niewielki pensjonat nad brzegiem Oceanu Indyjskiego.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Książka ma recenzje dość średnie, co mnie trochę dziwi, bo ja jestem nią zachwycona. Może trzeba lubić ten gatunek. Nie jest to literacka opowieść okraszona efektownym bajdurzeniem, raczej coś w rodzaju pamiętnika, są tam nawet wplecione zapiski z dzienników prowadzonych przez autorkę w czasach pierwszych wypraw na Czarny Ląd. Pierwsze rozdziały zaczynają się od wrażeń po obejrzeniu ekranizacji powieści Karen Blixen, wyjazdu na kenijskie safari, wyprawy na Kilimandżaro. Od początku widać, że Dorota Katende to kobieta nieustraszona i chyba trochę nieobliczalna. No, ja bym się bała przy pierwszej wycieczce na obcy kontynent wyruszyć z wynajętym w jakimś odruchu miejscowym przewodnikiem w dziewiczy busz, a właściwie sawannę, żeby podglądać z bliska polujące lwy... Opisy tego, co działo się na tej wyprawie, opowieści o przyrodzie, zwierzętach, zapachach itd - to wszystko jest fascynujące, ale gdzieś w 1/3 książki zaczęło być już nieco zbyt monotonnie... I wtedy autorka zmienia styl i temat, zaczyna opowieść o swoim życiu osobistym, które ją niejako popchnęło do tej wyprawy. Kolejne niezbyt udane małżeństwa, biznesy kwiatowe w zwariowanych latach 90-tych, dzieci, kolejne zwroty akcji, wyprowadzka na wieś... Pokiereszowana emocjonalnie i finansowo wychodzi z trudem z różnych życiowych opresji, zaczyna na nowo po raz kolejny. I w końcu ta Afryka. Spełnienie marzeń i odcięcie się od przeszłości. Nowy sposób na życie. Podziwiam tę kobietę, a zarazem widzę, że trochę się w życiu miotała, podejmowała wiele pochopnych decyzji. Czy się opłaciło? W ostatecznym rozrachunku z pewnością tak, bo spełniła swoje marzenia, w dalszych rozdziałach opowiada z zachwytem o mieszkaniu na rajskiej wyspie, wspaniale opisuje smaki, zapachy, jedzenie, ludzi, zwyczajne życie, rozmaite rytuały, codzienny widok na ocean, nurkowanie. Zakończenie to garść konkretnych, użytecznych informacji dla tych, co chcieliby wyruszyć tropami Blixen i Katende - ceny, miejsca, w których warto się zatrzymać itp.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Książka fascynująca, bardzo dobrze napisana. Czyta się świetnie, przeżywa razem z autorką wzloty i upadki, zachwyty i zmartwienia. Dużo emocji, dużo wrażeń. Nie podzielam tylko tak do końca zachwytu autorki tamtejszymi ludźmi, bo pomimo ich bezpretensjonalności, prostoty życia i pogody ducha, było tam opisanych kilka drastycznych sytuacji, z którymi trudno mi się pogodzić, a świadczą o nieprzewidywalności Zanzibarczyków i paru jeszcze niezbyt fajnych cechach. Ale generalnie cudowna opowieść, polecam szczególnie fanom "Pożegnania z Afryką" :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">W temacie książkowym na razie to by było na tyle. Czytam ostatnio ponownie starocie wyciągnięte z półek własnej biblioteczki, między innymi serię o profesorowej Szczupaczyńskiej, bo nie mogę się doczekać kolejnych książek tandemu autorów udających Marylę Szymiczkową. Niestety, nie ma żadnych zapowiedzi, że wkrótce coś się ukaże... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Żegnam się zatem - tym razem na krótko. Wkrótce będzie więcej o moim malowaniu i nowych pomysłach. Obrazki pokażę, mam nadzieję, przed końcem roku i opowiem co planuję w związku z tym malowaniem.</span></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com35tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-17860407260354740732022-08-06T01:51:00.001+02:002022-08-06T01:52:15.250+02:00Książki. O starożytnej medycynie, o mikrobiomie, o sztuce i o... morderstwach.<div style="text-align: justify;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbEzGYj_CfRBY23GPEy0EPVMcxV7O2dkremjQh7ow8t_0nNFJR-DbAEKnKj7zn9NjxbJfH1knjzKLVjC0459JFH_NMeLvGzypq8dwB2v2LQdIRrhN57WRQ4rx8UYc8MAB2_KlmZp3TxR30Ck3ffIEGJtrYTEORBeUC4wOmUQtoM1RWVy27gcI8NPaUEg/s2428/ch2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1727" data-original-width="2428" height="228" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhbEzGYj_CfRBY23GPEy0EPVMcxV7O2dkremjQh7ow8t_0nNFJR-DbAEKnKj7zn9NjxbJfH1knjzKLVjC0459JFH_NMeLvGzypq8dwB2v2LQdIRrhN57WRQ4rx8UYc8MAB2_KlmZp3TxR30Ck3ffIEGJtrYTEORBeUC4wOmUQtoM1RWVy27gcI8NPaUEg/s320/ch2.jpg" width="320" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Obiecałam wpis o książkach, ale czas leci, książek "na liczniku" przybywa nieustannie... no i teraz nie sposób napisać w jednym tekście szczegółowo o wszystkich pozycjach, które przeczytałam w ostatnich miesiącach. Wiecie, że jak ja się rozpiszę, to końca nie widać... Wybrałam więc tylko część z nich, o innych może uda mi się wkrótce napisać oddzielnie. Ciągle sobie obiecuję, że będzie mnie tu na blogu więcej ;).</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No to jedziemy - na początek dwie pozycje, w pewnym sensie trochę tematycznie powiązane, obie bowiem traktują o zdrowiu człowieka.</span></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><h3 style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Jurgen Thorwald "Dawna medycyna, jej tajemnice i potęga".</span></h3><div style="text-align: justify;"><br /></div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">
</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span>
<br />
</span><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKw3SmDAju4xzNvbQdjYxXe_jcilw3eV-w7RXUGo0JquvXCbXsWB3Wa2_gX57zvcTyqwoWFw_hk5C2M5Xl2sW74OEubUQGCuCksiEmXNr_nWlJD4DHG0jDZv2zP6x_r-mn-P0pwlGDMcbq/s1600/thorwald.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><span style="font-family: arial;"><img border="0" data-original-height="500" data-original-width="352" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgKw3SmDAju4xzNvbQdjYxXe_jcilw3eV-w7RXUGo0JquvXCbXsWB3Wa2_gX57zvcTyqwoWFw_hk5C2M5Xl2sW74OEubUQGCuCksiEmXNr_nWlJD4DHG0jDZv2zP6x_r-mn-P0pwlGDMcbq/w281-h400/thorwald.jpg" width="281" /></span></a></div>
</div><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-family: arial;"><br /></span></div>
<div style="text-align: justify;">
<p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Przeczytałam tę pozycję niemal jednym tchem, bo od niepamiętnych czasów fascynują mnie starożytne cywilizacje, ich organizacja, kultura, sztuka, nauka, wszelkie niesamowite osiągnięcia, które wciąż odkrywamy i nieodmiennie nas zaskakują.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Jurgen Thorwald to autor wielu ciekawych pozycji z zakresu medycyny, ale - przynajmniej te, które czytałam - zaliczyłabym do rodzaju literatury popularnonaukowej. Są to dość swobodne opowieści o pewnych aspektach medycyny, na szerokim, choć z konieczności tylko pobieżnie omówionym, tle innych wydarzeń i okoliczności. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Biorąc tę książkę do ręki warto więc mieć choćby minimum wiedzy historycznej lub przynajmniej zainteresowania taką tematyką, bo rozumiejąc kontekst kulturowy i historyczny znacznie lepiej pojmiemy niezwykłość opisywanych tu odkryć.</span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Dla mnie "Dawna medycyna (...)" jest kopalnią fascynującej wiedzy o niezwykłych, do dzisiaj zadziwiających osiągnięciach naszych starożytnych przodków, w zakresie rozpoznawania chorób, metod leczenia, zaawansowanych operacji chirurgicznych, używanych leków i narzędzi, z których wiele do chwili obecnej pozostało nieznacznie tylko zmienionych. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Przez kilka tysięcy lat świat wcale nie posunął się tak daleko do przodu w swoim rozwoju, jakby nam się mogło wydawać. Odkrywamy dzisiaj na nowo to, co 2-3 a nawet 4 tysiące lat temu doskonale znali i z powodzeniem stosowali lekarze peruwiańscy, hinduscy czy chińscy. <br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">W sumie zabawna jest konstatacja, że my, Europejczycy, chcący uważać nasz kontynent za źródło cywilizacji podbijającej inne kontynenty, tak naprawdę zniszczyliśmy w czasach podbojów zdobycze dawnych cywilizacji, zachowując zaledwie drobne ułamki wiedzy opracowanej, opisanej i stosowanej przez starożytnych mieszkańców Ameryki Południowej, Egiptu, Babilonii czy Indii. Nasi uczeni dokonują dzisiaj odkryć, które wiele tysięcy lat temu były codziennością dla ówczesnych medyków.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Przede wszystkim - obalony zostaje mit, w który Europejczycy wciąż chcą wierzyć, że rozwój nowożytnej medycyny rozpoczął się w Grecji, a pierwszym znanym i uznanym lekarzem był Hipokrates. Wszystko, co w książce Thorwalda przeczytamy, dowodzi, że co najmniej dwa tysiące lat wcześniej medycy na innych kontynentach doskonale znali się na leczeniu wszelkich chorób, potrafili sporządzać skuteczne leki, przeprowadzali skomplikowane operacje, łącznie z cięciem cesarskim, amputacją kończyn, operacjami plastycznymi z przeszczepami skóry, trepanacją czaszki itd.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Jest w tej książce trochę historii, zarys dziejów dawnych kultur i przede wszystkim - sporo niezwykłych informacji o niesamowitych wręcz osiągnięciach starożytnej medycyny - a wszystko to napisane językiem lekkim i zrozumiałym dla laika, bez nużących naukowych wywodów. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Thorwald prowadzi nas w kolejnych rozdziałach przez wszystkie kontynenty i krainy, na których terenach znaleziono ślady dawnych wysoko rozwiniętych cywilizacji, omawiając na początku każdej części najpierw tło historyczne, w którym rozwijały się wszelkie nauki, w tym wiedza o medycynie i higienie. Bardzo ważne jest takie wprowadzenie, bo bez wyobrażenia sobie warunków kulturowych, religijnych, politycznych itp, trudno jest zrozumieć kierunki, jakimi podążały myśli i działania starożytnych lekarzy w poszczególnych państwach.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">W poszczególnych częściach "Dawnej medycyny" znajdziemy dość szczegółowo omówione zdobycze medycyny starożytnego Egiptu, Babilonii, Indii, Chin, Meksyku i Peru.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><br /></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Blisko 3 tysiące lat temu w Egipcie istniały już szkoły medyczne, a wśród lekarzy wyróżniano specjalistów w zakresie poszczególnych rodzajów chorób. Powstawały ogrody zielarskie, apteki i podręczniki medyczne - zapisane na papirusach i tabliczkach rozpoznania chorób i sposoby ich leczenia. Niedawno odkryto, że medycyna staroegipska wykorzystywała leki wytwarzane wówczas w Indiach. Dziwne na pozór składniki używane w ówczesnych medykamentach znajdują dzisiaj uzasadnienie w odkryciach nowoczesnej nauki. Stosowano z powodzeniem środki odkażające i znieczulające oraz zapobiegające rozprzestrzenianiu różnych chorób, moskitiery i szkła powiększające, środki antykoncepcyjne zawierające substancje uzyskiwane z dostępnych roślin - o potwierdzonym dzisiaj skutecznym działaniu. Stan higieny, w tym sieć wodociągów i kanalizacji oraz powszechnych łaźni budzi wciąż nasz podziw.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Na terenach starożytnej Babilonii odkryto bogate archiwum w postaci glinianych tabliczek, zawierające pierwsze recepty sprzed ponad 3 tysięcy lat, rachunki za zabiegi medyczne, korespondencję lekarską. Możemy z nich odczytać wiele informacji o codziennym życiu i problemach zdrowotnych mieszkańców Dwurzecza. Znaleziono ponadto narzędzia chirurgiczne i różne zapiski świadczące o umiejętnościach lekarzy mezopotamskich - dokonywali trepanacji czaszki, operowali zaćmę, stosowali cewnikowanie, wlewy i leczenie czopkami. Podobnie jak w Egipcie korzystano także z leków przywożonych z Indii, daleko zaawansowana była znajomość procesów chemicznych i działania różnych roślin, wykorzystywanych do dzisiaj w farmakologii.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">I tak autor prowadzi nas kolejno przez pozostałe obszary kulturowe, gdzie przed tysiącami lat lekarze stosowali metody diagnozowania i leczenia, które obecnie wciąż wprawiają w podziw.</span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Mankamentem książki wydaje się być brak ilustracji (poza sześcioma zdjęciami na stronach tytułowych rozdziałów). Jest to jednak zabieg celowy - mam wrażenie, że wynikający trochę z nieco urażonej ambicji autora. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;">Thorwald w trakcie opowieści dość często wspomina o konkretnych zdjęciach różnych ważnych obiektów archeologicznych, które są w zasadzie jedynym źródłem naszej wiedzy o starożytnej medycynie. Jednak w książce tych fotografii nie ma. </span><span style="font-family: arial;">Kiedy opisuje figurki realistycznie przedstawiające ludzi z konkretnymi objawami chorób lub powołuje się na zdjęcia różnych innych artefaktów - mimowolnie zaczynam wertować książkę w poszukiwaniu ilustracji. Ilustracji niestety nie ma...</span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Pewne światło na tę dziwną kwestię rzuca posłowie. Otóż impulsem do napisania tej książki był dyskutowany niegdyś, ale ostatecznie nie zrealizowany, projekt opracowania popularnonaukowej historii medycyny. Na potrzeby tego pomysłu przewidziano około 300 ilustracji. Ostatecznie jednak uznano, że nie wystarczy to do stworzenia pozycji przybliżającej w sposób przystępny historię około 4 tysięcy lat medycyny. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Thorwald, którego poproszono wówczas o opinię, zaproponował więc skupienie się jedynie na fascynującej, owianej tajemnicą i najmniej znanej szerokim kręgom odbiorców historii medycyny starożytnej. Ten pomysł z kolei nie znalazł uznania drugiego recenzenta, który uważał, że za mało jest do tego tematu materiałów i ilustracji, więc tym bardziej trudno będzie trafić z takim dziełem do szerokiego kręgu odbiorców. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Zniesmaczony Thorwald podjął więc rękawicę i niejako na przekór tej opinii postanowił napisać "zarys medycyny wczesnohistorycznych kultur ludzkości" - w sposób przystępny dla zwykłego czytelnika, pomijając jednocześnie stronę wizualną takiego opracowania. Chciał w ten sposób udowodnić, że o historii medycyny można opowiadać interesująco, bez podpierania się licznymi obrazkami. Trzeba przyznać, że w dzisiejszych czasach to dość ryzykowny pomysł. Jednak uważam, że Jurgen Thorwald znakomicie sobie poradził z tym wyzwaniem. Książkę czyta się z przyjemnością, mimo że jest obficie naszpikowana wiedzą historyczną i medyczną, autor podał ją jednak w bardzo zręczny i przyjazny sposób.</span></span></p><span style="font-family: arial;">
</span><div><span style="font-family: arial;">
</span></div>
<div><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><h3><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Michael Mosley "Jelita wiedzą lepiej".</span></span></h3><div><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><div><span style="font-family: arial;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYq_t2Yg0rG1TLfDf6uoMfOQ9QZ_hs452IKbajU9EPZhtOsUPj6VpP5P4D3be01GZkw47hHt4pWLylBqvMNX-819QUX_HGLQ4XiDrtTFMfC-g633VkGZofNg3dW1QgvMhDVLAzwOJhlGQf6PokWEErkLpzhx96w1ptu0yEBECh9eRJZgOnkh8m-QZlhw/s768/jelita.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="768" data-original-width="556" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjYq_t2Yg0rG1TLfDf6uoMfOQ9QZ_hs452IKbajU9EPZhtOsUPj6VpP5P4D3be01GZkw47hHt4pWLylBqvMNX-819QUX_HGLQ4XiDrtTFMfC-g633VkGZofNg3dW1QgvMhDVLAzwOJhlGQf6PokWEErkLpzhx96w1ptu0yEBECh9eRJZgOnkh8m-QZlhw/w290-h400/jelita.jpg" width="290" /></a></div><br /><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">O tej książce wspomniałam już w poprzednim wpisie - <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2022/07/ogrodowanie-i-przetwarzanie.html">"Ogrodowanie i przetwarzanie"</a>. Tematyka zdrowego odżywiania i naturalnych metod leczenia zawsze była mi bliska, szczególnie od czasów okołomaturalnych, kiedy to po raz pierwszy zetknęłam się z jogą i wegetarianizmem. W tamtych czasach nie było to jeszcze ani modne, ani powszechne :). Ale przejdźmy do książki, która wpadła mi w ręce przypadkowo parę miesięcy temu, akurat w czasie, kiedy oboje z mężem walczyliśmy z powirusowymi komplikacjami w postaci zakażenia, a może raczej - nadmiernego namnożenia, bo są to mikroorganizmy normalnie bytujące w ludzkich organizmach - paciorkowcem (streptococcus viridans) i drożdżakami (candida albicans). Książka w zasadzie stosunkowo mało wniosła nowego do mojej wiedzy, z większością poruszanych w niej kwestii gdzieś już kiedyś się spotkałam, ale jednak - warto było ją przeczytać i serdecznie ją polecam :). Poukładała mi sporo w głowie, wiele rzeczy przypomniała, inne dokładniej wyjaśniła. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Autor to absolwent studiów medycznych, ale zajmujący się nie tyle leczeniem, co propagowaniem wiedzy o zdrowiu, a szczególnie o naszym mikrobiomie. Sam poddawał się rozmaitym eksperymentom w ramach naukowych badań o zasiedlających nasz organizm bakteriach, prowadził programy telewizyjne na te tematy, napisał kilka wysoko ocenianych i nagradzanych książek popularnonaukowych.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Książkę "Jelita wiedzą lepiej" czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, bo napisana jest niemal w konwencji beletrystycznej, lekkim piórem, z mnóstwem ciekawostek i przykładów z życia, a nawet z przepisami kulinarnymi. Cała historia zaczyna się w momencie, kiedy autor, w ramach kolejnego eksperymentu, połyka mikrokamerkę, która wędruje przez jego przewód pokarmowy. Obserwując kolejne etapy poznajemy równolegle podstawy biologiczne i medyczne z zakresu funkcjonowania układu pokarmowego, wyniki rozmaitych innych badań, skutki zaburzeń, efekty leczenia, możliwości wspomagania naszych przyjaciół - jak Mosley nazywa dobre bakterie, zasiedlające nasz organizm. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Hipokrates twierdził, że wszelkie choroby zaczynają się w jelitach, a przecież ich praca zależy od tego, jakiego pokarmu im dostarczymy. Dzisiaj wiemy ponadto, że jelita to naprawdę nasz drugi mózg, zawiadujący wszelkimi funkcjami organizmu, a nawet wpływający na pracę tego głównego mózgu, poprzez niezwykle rozwiniętą sieć neuronów. Czy zdajecie sobie sprawę, że sięgając po ciastko, na które naszła Was nagle ochota, spełniacie po prostu rozkaz złych szczepów bakterii, które potrafią stymulować w taki sposób neurony jelitowe, że one wysyłają odpowiedni przekaz do mózgu numer jeden, wyświetlając żądanie: "więcej cukru! zjedz ciasteczko!". Kiedy sobie to uzmysłowimy, możemy zapanować nad zgubnymi nawykami. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Jak wspomniałam, lektura tej książki zbiegła się u mnie z odebraniem wyników wymazów z gardła. I się wszystko poukładało... Natychmiast, w jeden dzień, nastąpiło przeorganizowanie żywienia, na początku z małym wspomaganiem odpowiednio dobranymi probiotykami w kapsułkach, u męża musiał też wejść antybiotyk, ja się ograniczyłam do metod naturalnych, w tym na przykład czosnku w rozmaitych postaciach. No i dieta przyjazna dla dobrego mikrobiomu, czyli powrót do tego, co dawniej robiłam, ale jakoś pozwoliłam złym bakteriom zawładnąć moim mózgiem i dobre nawyki poszły w tym okresie w odstawkę, pogarszając tylko stan zdrowia.... Efekt konsekwentnej zmiany żywienia - po tygodniu odczuwalna poprawa samopoczucia, zniknęły chorobowe objawy w jamie ustnej, po trzech tygodniach wymazy były "czyste". Waga momentalnie poszła w dół i złapane w czasie tej małoobjawowej choroby trzy nadmiarowe kilogramy w ciągu miesiąca zniknęły, czuję się lekko, sytuacja w jamie ustnej też wróciła do normy. Pilnujemy teraz, żeby stale były świeże kiszonki, naturalne jogurty i kefir, czosnek - w postaci tzatziki, mikstury czosnkowo-miodowo-cytrynowo-imbirowej, jako dodatek do sałatek, kanapek, zup itd... Poranną kawę robię z łyżeczką cynamonu (zwalcza bakterie i grzyby!), łyżeczką kakao (prebiotyk!) i mielonymi goździkami (podobnie jak cynamon!), pijemy dużo wody, zakwas z ogórków i buraków, pszczele skarby (miód, pierzga, propolis)... Natomiast - zero cukru, białej mąki, przetworzonej żywności. Wróciłam do uważnego czytania składów: chleb "razowy z zakwasem" nie jest tym samym co chleb żytni wyłącznie na zakwasie i bez drożdży. I ja to w zasadzie kiedyś wszystko tak robiłam... Jedna infekcja wywróciła wszystko w moim organizmie, namnożyły się złe bakterie i pokierowały moim mózgiem tak, jak im pasowało. </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">To tak w dużym skrócie... no i odbiegłam nieco od treści samej książki, ale ona jest bardzo przydatna w takich właśnie sytuacjach. </span></span><span style="font-family: arial;">Metody, jakie zastosowaliśmy, znałam z różnych źródeł, ale w tej książce są one wszystkie zebrane i dokładnie opisane - co, jak i dlaczego. Autor dokładnie opisuje pre- i probiotyki, omawia co one zawierają i jak wspomagają nasze dobre bakterie, po kolei wyjaśnia, jak wdrożyć program odnowienia swojego mikrobiomu, a w następstwie - całego organizmu. Książkę polecam wszystkim, którzy mają jakiekolwiek problemy zdrowotne, ale i tym, którzy po prostu chcą zachować dobre zdrowie. Rzecz naprawdę świetnie napisana :).</span></p><p><br /></p><h3><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Luba Ristujczina "Stanisław Wyspiański. Artysta i wizjoner".</span></span></h3><div><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><div><span style="font-family: arial;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-Y0AFJqfonOGFCVnIyQ9R86kDqU7gCLK6WKwt2l4DDOIXTeuY4xsZUoYPTlABUT_M9ar219hedlWZh0EUn8S-tqIxyLGvEDietC1GiUOz3_yf7E0qt-zFhqKRjat-hzDdYvjxC6TioR2mwdh63yjylytgmPdIfar1RVxDz7OuJ0sULfJPDEBPxo267g/s657/wysp.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="657" data-original-width="480" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEg-Y0AFJqfonOGFCVnIyQ9R86kDqU7gCLK6WKwt2l4DDOIXTeuY4xsZUoYPTlABUT_M9ar219hedlWZh0EUn8S-tqIxyLGvEDietC1GiUOz3_yf7E0qt-zFhqKRjat-hzDdYvjxC6TioR2mwdh63yjylytgmPdIfar1RVxDz7OuJ0sULfJPDEBPxo267g/w293-h400/wysp.jpg" width="293" /></a></div><br /><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Po tę książkę sięgnęłam bez wahania, po lekturze innej pozycji Luby Ristujcziny "Józef Mehoffer. Geniusz polskiej secesji", o której pisałam tutaj: <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html">http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html</a> . Tamta pozycja zrobiła na mnie ogromne wrażenie i już wtedy zapowiadałam, że kolejne książki tej autorki na pewno się u mnie pojawią.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">O Wyspiańskim nie będę Wam tutaj opowiadać, chyba każdy kojarzy tego wszechstronnego artystę, nazywanego naszym czwartym wieszczem narodowym. Zajmował się malarstwem, architekturą, typografią i plakatem, konserwacją dzieł sztuki (polichromii), projektował meble i witraże, tworzył dramaty i wiersze. O pewnej innej, niezbyt zresztą udanej, książce o Wyspiańskim, pisałam <a href="http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2017/10/ksiazki-o-sztuce-ogien-strzezony.html">TUTAJ.</a> Tam było rozczarowanie, tym razem jestem zachwycona doskonałą lekturą, która jednocześnie jest przepięknym albumem.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"></span></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><span style="font-family: arial;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVsuWu-6f4hgFaBfKG2rUmAW36VCSSyHUZ1TX50RidffEv30M0DABX1IRgozOX5m1XaL8VK2sCxPqemYxsNij6GcBiMzb-yOJdxhxzldhGO6BeG_ILEQmNhKwe6FShtugUiHiCemDxqWTizUdVYCpvbYHpPJgi9A1AU8-TeulioM2rP3WuOwNy1AgSZw/s2456/wysp1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1707" data-original-width="2456" height="278" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgVsuWu-6f4hgFaBfKG2rUmAW36VCSSyHUZ1TX50RidffEv30M0DABX1IRgozOX5m1XaL8VK2sCxPqemYxsNij6GcBiMzb-yOJdxhxzldhGO6BeG_ILEQmNhKwe6FShtugUiHiCemDxqWTizUdVYCpvbYHpPJgi9A1AU8-TeulioM2rP3WuOwNy1AgSZw/w400-h278/wysp1.jpg" width="400" /></a></span></div><span style="font-family: arial;"><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDVeUA2WZF3mWigYONYTgnoojbORBSAfI7ul2uF2gIE9ZHcXliimZCPr8Ydo2XyOxXFy1u-pzBPiG8-Yp2ONB_Y8jga_G6T8Kt2MWQO9wMf2kd-RuSka1PBILP6ImRW1g9fY-TcfeGJy2ZEqyw9zam5oLFC7AYQ3Hc0X5CK5GqXFT2H7UMjuU8dJQclg/s2357/wysp2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1779" data-original-width="2357" height="303" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjDVeUA2WZF3mWigYONYTgnoojbORBSAfI7ul2uF2gIE9ZHcXliimZCPr8Ydo2XyOxXFy1u-pzBPiG8-Yp2ONB_Y8jga_G6T8Kt2MWQO9wMf2kd-RuSka1PBILP6ImRW1g9fY-TcfeGJy2ZEqyw9zam5oLFC7AYQ3Hc0X5CK5GqXFT2H7UMjuU8dJQclg/w400-h303/wysp2.jpg" width="400" /></a></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQxODqZKgoUjQia57YkCVc-aobvm3FEcqN228eidquRDnSqFutd0T0TI3bjmU3VawUbmWu-qIM_L-rny0X2lY3_ojjEezidiV1y4-xWlXNaPujtR51kPqifLjRL2yl8no6OFZCj_inLQD7ZPKMiG0DR6h1CHQ5aoR9vOIqr61bwfzkgkCJAA7VmKy7gQ/s2369/wysp3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1769" data-original-width="2369" height="299" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiQxODqZKgoUjQia57YkCVc-aobvm3FEcqN228eidquRDnSqFutd0T0TI3bjmU3VawUbmWu-qIM_L-rny0X2lY3_ojjEezidiV1y4-xWlXNaPujtR51kPqifLjRL2yl8no6OFZCj_inLQD7ZPKMiG0DR6h1CHQ5aoR9vOIqr61bwfzkgkCJAA7VmKy7gQ/w400-h299/wysp3.jpg" width="400" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><br /></div><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span><p></p><p><span style="font-family: arial;">Obie wspomniane książki Ristujcziny - o Mehofferze i o Wyspiańskim - są świetnie napisane i rzetelnie opracowane, z wielką dbałością o szczegóły, źródła, cytaty i przykłady. Imponują przy tym ogromem wspaniałych ilustracji - oryginalnych fotografii z dawnych albumów, dokumentów, szkiców, rysunków, zdjęć witraży i polichromii, wreszcie - znakomitych reprodukcji obrazów. Książka liczy 240 stron formatu nieco większego niż A4, ma wyjściową cenę około stu złotych, ale w wielu księgarniach można ją nabyć za połowę tej ceny, co przy tej zawartości uważam za śmiesznie małą kwotę. Naprawdę warto. </span></p><p><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><h3><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Agata Christie.</span></span></h3><div><span style="font-family: arial;"><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhL7t-4ZAS5APKK68mSiNylTVQyBvX7wWdJxqc00VtJXfnXlOKMqSgxg7Fob15T3Aj8abupHq7D8ZQG_eogJoSHsBfbNlOsAI1KpdPT_UJszvqdYueWsUwsoCLy1eSgxNSg_DRKx9fz22b3490P7kVixtJbAn3hT-Dn96ZwokWHoP_bkouChyl0rAD2-Q/s2404/ch1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1744" data-original-width="2404" height="290" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhL7t-4ZAS5APKK68mSiNylTVQyBvX7wWdJxqc00VtJXfnXlOKMqSgxg7Fob15T3Aj8abupHq7D8ZQG_eogJoSHsBfbNlOsAI1KpdPT_UJszvqdYueWsUwsoCLy1eSgxNSg_DRKx9fz22b3490P7kVixtJbAn3hT-Dn96ZwokWHoP_bkouChyl0rAD2-Q/w400-h290/ch1.jpg" width="400" /></a></div><br /><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif"><br /></span></span></div><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Tym razem w nagłówku wymieniłam tylko imię i nazwisko autorki, bo przeczytałam za jednym zamachem osiem jej książek (i dopiero się rozkręcam!), a wiadomo, że Agata Christie jest królową kryminału :). </span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Nie jestem co prawda jakąś zaprzysięgłą fanką kryminału jako gatunku, nie czytam wszystkiego z tej dziedziny jak leci, ani wszystkich autorów, ale jest kilkoro takich, którzy mają we mnie wierną czytelniczkę. Wśród nich jest oczywiście Christie, ale jakoś tak się dziwnie złożyło, że chociaż takiej na przykład Chmielewskiej mam trzy pełne półki w biblioteczce (no przyznaję, miałam kiedyś taką fazę na wczesną Chmielewską), to Christie... ani jednej pozycji! A tu akurat niedawno mąż dostał w prezencie "Morderstwo w Mezopotamii"... Oczywiście książkę znałam, ale - po pierwsze: to Christie!, po drugie: Mezopotamia! Musiałam ją znowu przeczytać! Zanim mąż się do niej przymierzył, to ja w jedną noc już pochłonęłam całą książkę - i natychmiast zalęgło mi się w głowie postanowienie, żeby kupić całą serię. Bo książka jest ładnie wydana, w twardej okładce, i jak się okazało - to jest cały cykl przygotowany przez Wydawnictwo Dolnośląskie w 2020 roku, z okazji stulecia wydania pierwszej powieści z komisarzem Poirotem. Pierwotnie planowano wydać tylko 10 tytułów, na które głosowali czytelnicy, ale wobec dużego zainteresowania serią, podjęto decyzję o kontynuacji. W tej chwili jest już chyba coś około 30 tytułów.</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">Natychmiast więc zamówiłam kilka wybranych pozycji, w pierwszej kolejności te, które już znałam i lubiłam, a później co jakiś czas dochodziły następne. W ramach tego cyklu mam i przeczytałam więc:</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">"Morderstwo w Mezopotamii", "Śmierć na Nilu", "Zabójstwo Rogera Ackroyda", "A.B.C.", "Kurtyna", "Morderstwo w Orient Ekspressie", "Pięć małych świnek", "Tajemnicza historia w Styles". Już w drodze są następne :).</span></span></p><p><span style="font-family: arial;"><span face=""arial" , "helvetica" , sans-serif">No i teraz powinnam napisać jakąś recenzję... Ale cóż nowego można napisać o książkach Agaty Christie?! Chyba już wszystko na ten temat napisano :). Tego, że Christie jest najbardziej znaną na świecie pisarką kryminałów, dowodzi chociażby fakt, że jest zarazem najlepiej sprzedającą się autorką wszech czasów: ponad miliard egzemplarzy w języku angielskim i drugie tyle w tłumaczeniach na kilkadziesiąt języków!</span></span></p><div><span style="font-family: arial;">To może chociaż kilka zdań o tej pierwszej książce, od której zaczęło się u mnie kupowanie kolejnych, a szczerze mówiąc była to chyba jedna z pierwszych w ogóle książek Agaty Christie, jakie miałam przyjemność dawno<span style="background-color: white;"> temu poznać. </span></span><span style="background-color: white;"><span style="font-family: arial;">"Morderstwo w Mezopotamii", którego akcja rozgrywa się w środowisku ekipy archeologicznej, jest powieścią szczególną, ponieważ Agata Christie, jako żona archeologa, znała doskonale realia pracy przy wykopaliskach. Dlatego też książka obfituje w doskonale opisane szczegóły miejsca, klimatu, organizacji pracy, narzędzi, używanych preparatów itd. Może to spowodowało, że uznano tę pozycję za jedną z najlepszych w dorobku pisarskim Christie. Wszystkie jej powieści cechuje pewna elegancja w prowadzeniu akcji, świetnie nakreślone s</span><span style="font-family: arial;">ylwetki bohaterów, a jednocześnie doskonale zamaskowane szczegóły, które mogłyby naprowadzić czytelnika na odgadnięcie najważniejszych wątków, motywów czy sprawców zbrodni. Czytam zawsze jej książki z ogromną przyjemnością :).</span></span></div><p style="background-color: #e2e6ec; box-sizing: border-box; margin: 0px; text-align: left;"></p><p style="text-align: center;"><span style="font-family: arial;">*****</span></p><div style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></div><span style="background-color: transparent; text-align: justify;"><div style="text-align: justify;"><span style="background-color: transparent; font-family: arial;">Poza książkami, które dzisiaj wymieniłam, było jeszcze trochę przypadkowych tytułów, o których już nie będę przynudzać... ale też całkiem sporo czasu poświęciłam na studiowanie (i zdobywanie) wszelkich opracowań dotyczących życia i twórczości pewnej niezwykłej osoby... Z tym, że to jest już całkiem odrębna historia i opowiem o tym innym razem... i chyba wielu moich stałych czytelników mocno zaskoczę :). Najpierw jednak będzie dawno obiecany wpis z obrazkami.</span></div></span><p></p></div>
Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com30tag:blogger.com,1999:blog-2311123180670846075.post-2241876560516725052022-07-25T14:33:00.002+02:002022-07-25T14:34:07.640+02:00Ogrodowanie i przetwarzanie.<p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Pełnia lata. Ogród. Dodajmy - ogród częściowo użytkowy, czyli z warzywnikiem i mini-sadkiem. Tak szczerze mówiąc, to ilościowo wszystko jest w skali mini. Ogródek miejski, raptem 8 arów łącznie z domem. Spore, jak na ten areał, oczko wodne z przylegającą altanką zajmują też kawał posesji, więc nie ma się gdzie za bardzo rozpędzać z nasadzeniami. Drzewa i krzewy owocowe mamy dopiero od niedawna, bo w czasie największej aktywności zawodowej, połączonej z okresem szkolnym naszych latorośli, na poważne ogrodowanie mieliśmy mało czasu, a jeszcze mniej ochoty. Bo żadni tam z nas ogrodnicy. Więc były bezobsługowe iglaki, trawnik, trochę bylin. Teraz dopiero zaczynamy się w to bardziej zagłębiać, wycięliśmy sporo wyrośniętych iglaków, sadzimy rośliny bardziej "spożywcze". Ale pracy przy nich jest nieporównywalnie więcej.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><table align="center" cellpadding="0" cellspacing="0" class="tr-caption-container" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><tbody><tr><td style="text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSB7i0o2Ot0gcXhaaX_g2ml7d6eypPRfaxN2tFXXDo7B8vDwdl63GUKe-mFrmt347QAqsQ0jSJsLV3AKqaLKoIWUsZK6D_psEApBib3UHG-K2NfP_E42pjcg-9fciDUObfw-ezbZX5CcAKjPNZegNLuebFe5f43yPd5DeTd8UQhEHbLbsGYgDLdx4T7g/s2364/p6.jpg" style="margin-left: auto; margin-right: auto;"><img border="0" data-original-height="2364" data-original-width="1773" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgSB7i0o2Ot0gcXhaaX_g2ml7d6eypPRfaxN2tFXXDo7B8vDwdl63GUKe-mFrmt347QAqsQ0jSJsLV3AKqaLKoIWUsZK6D_psEApBib3UHG-K2NfP_E42pjcg-9fciDUObfw-ezbZX5CcAKjPNZegNLuebFe5f43yPd5DeTd8UQhEHbLbsGYgDLdx4T7g/w300-h400/p6.jpg" width="300" /></a></td></tr><tr><td class="tr-caption" style="text-align: center;">w tle widać fragment siatki zacieniającej, o której wspominam w poście</td></tr></tbody></table><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Mój mąż chciał mieć ogród, dom z ogrodem. Ale jak mu wypominam, że mało się w tym ogrodzie udziela, to mówi, że on chciał ten ogród MIEĆ, a nie w nim pracować! No i cóż mam na to rzec, faktycznie, nie przypominam sobie, żeby deklarował kiedykolwiek marzenie o pracy na roli. To tylko ja mam takie podejście, że do marzeń dopinam zaraz rozsądek, czyli rozpiskę obowiązków i plan pracy. Nie, żeby całkiem się migał, ale zapału też specjalnego nie miał. Na szczęście na stare lata jakoś i mąż bardziej jest skłonny do prac ogrodowych, i ja mam na to więcej czasu (chociaż za to sił jakby nieco mniej). No i tak sobie tam powoluśku coś w tym ogrodzie dziubiemy...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Mamy więc dwie jabłonki, po jednej śliwie, wiśni i czereśni. Z brzoskwinią coś nie poszło, chociaż zdążyłam jednego roku narobić całkiem fajnych dżemów z brzoskwinek i z brzoskwinek z pigwowcem... Grusza wiecznie chorowała (jałowce u sąsiadów) i nie doczekaliśmy się przez parę lat ani jednego owocu, więc poszła pod topór. Planujemy dosadzić czereśnię i może nową brzoskwinię, ale to się jeszcze zobaczy. Krzewy owocowe to po dwie jagody kamczackie, czerwone porzeczki, agresty, kilka borówek amerykańskich, maliny, jeżyna, truskawki wiecznie pożerane przez ślimaki (będę teraz sadzić w doniczkach na tarasie). Stopniowo chcemy zastępować kolejne iglaki i jakieś niezagospodarowane ugory krzewami owocowymi, w planie jest też szklarenka na warzywka i odgrodzony od psa warzywnik.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z warzywami różnie bywało, raz je uprawiałam, kiedy indziej z braku czasu odpuszczałam... Miałam kiedyś fazę na permakulturę, ziemniaki z tego były fantastyczne, dynie szalały, ogórki niczego sobie, jarmuż, lubczyk, seler, pietruszka... Pomidory wczesne super, ale późniejsze często łapały zarazę, lepiej się udawały te w donicach, a przenoszone jesienią do domu potrafiły owocować do zimy. Winogrona jednego roku są, drugiego nie za bardzo, ale smaczne, słodkie, i jak już owocują, to na całego :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Szaleńczo co roku owocują czerwone porzeczki, z dwóch krzaków zbieram po kilka wiader. W tym roku jednak muszę je w końcu porządnie odmłodzić i przerzedzić, więc nie wiem jak to w przyszłym będzie z tym urodzajem. Moje chłopaki nie przepadają za porzeczkami, więc większość idzie do słoików, najlepiej potem schodzą nam te mieszane z truskawką albo maliną. Tylko ja w rodzinie lubię też porzeczki na surowo z krzaczka, w sezonie w ramach obiadu codziennie zjadam sporą salaterkę owocków z łyżką miodu, czasem z odrobiną jogurtu. Uwielbiam :). Agrest nam się w tym roku ugotował w upale, owoce wyglądały jak wyjęte z kompotu. Zamierzam zastąpić obecne krzaczki szczepionymi na pniu, gałązki będą miały więcej przewiewu, a poza tym dosadzona będzie czereśnia w takim miejscu, że da krzewom owocowym trochę cienia. No i patrzcie, do czego to doszło... dawniej człowiek kombinował jak zapewnić roślinom więcej słońca, a teraz trzeba je przed tym słońcem chronić. Dobrym patentem jest też siatka zacieniająca - w tym roku dla ugotowanego agrestu już za późno, ale w przyszłym zainstalujemy takie siatki tam gdzie cienia brakuje.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8HMaKMXyePZgID88QZixTPjt_IVaXD_zLBrGIJV9m9NY6ct9ot4t8mJGD32CH7boApwXeaLZhwZyI1MGNLBSVgbLrFDiAgn5nAWHacvsbnfw27ttkdbI9K3tjDqSQv9GghhCgF_GRyELdeWUySunAiJvx388RiMTjIByMNxEZQto53aAsR-IP1NBTBw/s2272/p2.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2272" data-original-width="1845" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh8HMaKMXyePZgID88QZixTPjt_IVaXD_zLBrGIJV9m9NY6ct9ot4t8mJGD32CH7boApwXeaLZhwZyI1MGNLBSVgbLrFDiAgn5nAWHacvsbnfw27ttkdbI9K3tjDqSQv9GghhCgF_GRyELdeWUySunAiJvx388RiMTjIByMNxEZQto53aAsR-IP1NBTBw/w325-h400/p2.jpg" width="325" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Oprócz własnych zbiorów mamy dostawy zaprzyjaźnione: hurtowo aronii i czarnej jagody, czasem truskawek i pod koniec lata czerwonych pysznych winogron. Truskawki i maliny ponadto kupujemy z dobrego źródła, bo zimą lubimy takie ze słoiczka, do herbaty. Owoce jagodowe najczęściej robię najprostszym sposobem: zasypuję cukrem, zagotowuję, nalewam gorące do słoików, zakręcam i na tym koniec, żadnej pasteryzacji. Dzienny zbiór owoców z ogrodu czy kupionych okazyjnie kilka łubianek truskawek jestem w stanie zrobić w ten sposób po pracy wieczorową porą, bez specjalnego wysiłku. A wolę to robić sukcesywnie, codziennie po trochę, żeby sobie nie obrzydzić na przykład całego weekendu jakimś przemysłowym przetwórstwem. Na to przyjdzie czas pod koniec lata, kiedy będę robić leczo, ajvary, przeciery pomidorowe i nasze ulubione wieloskładnikowe sałatki. Będzie tego sporo, a i przygotowanie samo w sobie to już nie tak hop-siup, jak z truskawkami.</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Z owoców pewnie jeszcze będą jakieś bardziej skomplikowane smażeniny, dżemy czy konfitury, powidła itd, takie rarytasy smakowe, ale to już w mniejszych ilościach, acz bardziej pracochłonne. To znaczy w sumie pewnie wyjdzie i tak hurt jak zwykle, ale zrobię po kilka słoiczków przeróżnych kompozycji, bo lubię eksperymentować z mieszankami smaków, przyprawami itd. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">A wracając do naszego ogrodu... W tym roku, ze względu na szalejącego Dżemika, wszystkie prace ogrodowe zostały wstrzymane, coś tam tylko wycinamy ze starych krzaczorów, podlewamy wieloletnie nasadzenia, żadnych nowych roślinek - mam doświadczenie z młodymi (dużymi!) psami w ogrodzie, więc nawet nie próbuję się rozpędzać z sadzeniem czegokolwiek, skubany wykopie wszystko :). Warzywnik mam zatem na balkonie, poza zasięgiem Dżemikowych łapsk... i poza zasięgiem żarłocznych ślimaków, przy okazji :))). Ściślej mówiąc to jest taras na pierwszym piętrze, około 15 metrów kwadratowych, południowa patelnia (zawiesiliśmy siatkę zacieniającą, super sprawa). Sama nie wiem, co mnie tak naszło z tym warzywnikiem, miało być kilka ogórków i pomidorków, a zrobiła się istna dżungla.</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw7iq1FqKGoDd2LXdS8Ah9FCw4m-9JrwfvCOs43v_lN0aApWOSW3zUXhp2BUcQK4yGiHXvBuodQG4Mxl8-jE0BzXqhlL15sAouj7ZXXn2BL2R2dMU2_-OcuvbbjcUwn3Yw0BsyZ2yEOglB3edZUQPFyWQnTPBS3fwovzoOplBmBapyKmUCY5Owg9Oavg/s2367/p3.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2367" data-original-width="1771" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhw7iq1FqKGoDd2LXdS8Ah9FCw4m-9JrwfvCOs43v_lN0aApWOSW3zUXhp2BUcQK4yGiHXvBuodQG4Mxl8-jE0BzXqhlL15sAouj7ZXXn2BL2R2dMU2_-OcuvbbjcUwn3Yw0BsyZ2yEOglB3edZUQPFyWQnTPBS3fwovzoOplBmBapyKmUCY5Owg9Oavg/w299-h400/p3.jpg" width="299" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span><span style="font-family: arial;">Ogórki wysiałam, dość późno zresztą, no i jakoś wszystkie wzeszły i dobrze rosły, szkoda było wyrzucić, dać nie było komu, no to powsadzałam w co tam się dało, nawet wiaderko po farbie się trafiło... mąż ochoczo z własnej inicjatywy dokupił skrzynki i donice, obornik w granulkach i jakieś odżywki, trochę czarnoziemu cudnego na domieszkę do naszej kompostowo-ogrodowej... </span></span></p><blockquote style="border: none; margin: 0px 0px 0px 40px; padding: 0px;"><p style="text-align: justify;"><span><i><span style="font-family: times;">Tutaj małe wtrącenie wyjaśniające: często piszę, że mąż coś tam kupił... no bo u nas to jest tak, że ja nie cierpię łazić po sklepach, a mąż uwielbia, poza tym ja - pomimo posiadania prawa jazdy - nie jeżdżę samochodem, bo wolę chodzić, a dodatkowo, trzymając się tej zasady konsekwentnie, mam wymówkę od latania po zakupy, a dawniej od wożenia dzieci na różne zajęcia itd... no i generalnie jestem domatorką i lubię prace domowe :) - taki mamy podział funkcji od dawien dawna i oboje to sobie chwalimy. Mąż tylko pyta co trzeba kupić i leci do sklepu bez szemrania, zresztą większość zakupów robi z własnej inicjatywy, ale jak mi czegoś nagle zabraknie, to nie ma problemu, żeby pojechać i kupić. Gotujemy oboje, ale już wszelkie porządki domowe, zmywanie, pranie, prasowanie itd. to moja działka. Dawniej miałam czasem poczucie, że "wszystko na mojej głowie", ale od kiedy przestałam się przejmować bałaganem, jaki tworzy w zastraszającym tempie wokół siebie mój ślubny, to jest OK :).</span></i></span></p></blockquote><p style="text-align: justify;"><span><span style="font-family: arial;">Wracając do moich nasadzeń... Na pomidory najpierw machnęłam ręką, ale mamie zostały sadzonki, po dwie-trzy sztuki kilku rodzajów (malinowe, koktajlowe, czekoladowe itd, razem 15 krzaczków), no to wzięłam... i dwie cukinie... i dyńkę Hokkaido, którą uwielbiam... No i się porobiło... Póki to było małe, to ok, ale jak urosło... istny busz!</span></span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ogórki owocują jak szalone, codziennie zbieram dwa do trzech kilogramów. Tyle tylko, że na dzienne podlewanie idzie około 100, a w upalne dni nawet 150 litrów wody. Wiem, bo sama noszę w konewce i trzy, a nawet cztery razy dziennie podlewam. Liście więdną nawet nie z braku wody, ale z gorąca, cukinie zrzucały zawiązane owocki, najprawdopodobniej przez ten upał właśnie. Mieliśmy po 37 stopni w cieniu, na słońcu pewnie by się dało jajko usmażyć. A propos cukinii - znalazłam ciekawy patent na prowadzenie tego rozłożystego warzywa w pionie. Obcina się dolne liście w miarę dojrzewania i wzrostu rośliny, i przywiązuje się łodygę do palika. Z czasem wygląda to jak drzewko. Niby proste, a jakoś sama na to nie wpadłam. Super sprawa, bo cukinia potrafi rozłożyć się bardzo szeroko, a tak mamy oszczędność miejsca, a przy okazji liście i owoce nie leżą na ziemi. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Tutaj widać ogórki rozpięte na oknie, co ma tę dodatkową zaletę, że taka zielona zasłona zacienia trochę południowo-zachodni pokój. Co prawda skrzyneczki małe, ostatnie jakie miałam, no i pod dachem ogórki nie są dobrze nasłonecznione, więc dojrzewają trochę wolniej, ale kilka mizerii już z nich było :).</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglYECw-JX9Lzhlarn6Jvzq2EsD5FzI6xj70DZNOpxfvnpOV5xFP3J9oKTLwKi2wwPwQ9sjXc3dapCgxhJVrWOUGSh2oEAr63cP78SxmkqI2QfIw0gQJigQssSDS_MXWfdSHluIfhLQuXPQxzwYqKexxPKIpzHso-HAbaK3mBNuHzO1rLI86TpiVO-sCw/s2342/p9.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2342" data-original-width="1790" height="400" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEglYECw-JX9Lzhlarn6Jvzq2EsD5FzI6xj70DZNOpxfvnpOV5xFP3J9oKTLwKi2wwPwQ9sjXc3dapCgxhJVrWOUGSh2oEAr63cP78SxmkqI2QfIw0gQJigQssSDS_MXWfdSHluIfhLQuXPQxzwYqKexxPKIpzHso-HAbaK3mBNuHzO1rLI86TpiVO-sCw/w306-h400/p9.jpg" width="306" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Ogórki kisimy, robimy do bieżącego spożycia mizerię i tzatziki, cukinii kilka też już zjedzonych, robimy leczo, do słoików na zimę też będzie, a jakże! Pomidory dojrzewają powolutku ale już kilka zerwaliśmy... No i - pierwsze zimowe sałatki już w słoikach! Powiem Wam, że ja w sumie nawet lubię robić przetwory, tyle że nie zawsze udaje mi się zgrać nagłą dostawę surowca z moim wolnym czasem, wtedy czasem noc mnie zastaje przy garach... </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Dla pamięci przepis na pierwszą tegoroczną sałatkę słoikową, z moich cukinii i ogórków, z dokupioną papryką i marchewką:</span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrMaBZLlbXw2dlbsSrmAf1uwITMQCgj4Glz4Ls1gu7jDIRsGzG1ZpaSGMGvj86aOxiTH2PBUhtvMneZ98owTcevG-NevUN4777X00A4zBgubB7MV1hdWBvzuGW6kkJwPin8Zt1eiL8cydSlgSl2DJ_qj2k5WCHBU7P7cO87EwBKNU_Kwc9XwCzXzeE9A/s2439/p1.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1719" data-original-width="2439" height="226" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgrMaBZLlbXw2dlbsSrmAf1uwITMQCgj4Glz4Ls1gu7jDIRsGzG1ZpaSGMGvj86aOxiTH2PBUhtvMneZ98owTcevG-NevUN4777X00A4zBgubB7MV1hdWBvzuGW6kkJwPin8Zt1eiL8cydSlgSl2DJ_qj2k5WCHBU7P7cO87EwBKNU_Kwc9XwCzXzeE9A/s320/p1.jpg" width="320" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS9VT8pIqZdLx7YwE_PPSGsv5ECxpLqhySZ1SaPeq_lpzrxzrb_KhCzU08S0jvexQWz-6TV2QQtEYvG2Qg4X0DJ-Zo8I7yDQs-rV6iWXyCrWYn6LmFotoai3NHSTCJkAm3EFjkwr40WNCZXETAZPpMBD0O36pDIEKXNkqHifORZ_OwQmnJRmLh5G-WAA/s2120/p7.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2120" data-original-width="1977" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgS9VT8pIqZdLx7YwE_PPSGsv5ECxpLqhySZ1SaPeq_lpzrxzrb_KhCzU08S0jvexQWz-6TV2QQtEYvG2Qg4X0DJ-Zo8I7yDQs-rV6iWXyCrWYn6LmFotoai3NHSTCJkAm3EFjkwr40WNCZXETAZPpMBD0O36pDIEKXNkqHifORZ_OwQmnJRmLh5G-WAA/s320/p7.jpg" width="298" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b><u>SAŁATKA ŁAGODNA Z CUKINII I OGÓRKÓW - </u></b></span><b style="font-family: arial;"><u>do słoików</u></b><b style="font-family: arial;"><u>.</u></b></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><b>Dwie spore cukinie, około 2,5 kg ogórków, cztery spore cebule, mniej więcej kilogram marchewki, trochę więcej czerwonej papryki</b>. Proporcje zresztą nie są ważne, ja po prostu wykorzystałam nadmiar cukinii i ogórków. Oczyszczone warzywa pokroić w plasterki, cebulę w piórka, papryki w paski. Posolić - u mnie poszło około 4 łyżek soli, dodać kurkumę, białą gorczycę, pieprz czarny i ziołowy, ostrą paprykę w proszku, ja dałam niezbyt dużo, bo ta wersja miała być łagodna w smaku, jeszcze trochę zieleniny - u mnie były liście selera, bo akurat miałam. Zostawić na 1-2 godz., potem odlać sok, który puściły warzywa, wrzucić do garnka i zagotować. Można bez gotowania, ale my wolimy bardziej "na miękko" :). Zalewa była robiona "na oko" i wyszło mi stanowczo za dużo, nadmiar wlałam do słoika do wykorzystania na następną porcję sałatki. Proporcje: na litr wody szklanka octu 10%, kilka liści laurowych, ziela angielskiego, goździków, łyżka soli, łyżka cukru. Gorące warzywa zapakować do wyparzonych słoików, dolać kilka łyżek oleju i zalewę, zakręcić słoiki, pasteryzować (25 minut na mokro). Wyszło mi <b>8 słoików 800ml</b>, akurat takie miałam (mąż w ferworze porządków w piwnicy wyrzucił sporo tych mniejszych, o czym się dowiedziałam, jak po nie poszłam, a dużych to ja mam akurat o jakiś milion za dużo, głównie po miodzie). Trochę za dużo napakowałam tej sałatki, trzeba było zrobić 9 słoików mniej załadowanych, żeby dokładniej zalać zalewą, no ale wyszło jak wyszło, te będą do szybszego zużycia. </span></p><p style="text-align: justify;"></p><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfAGOHCQ982Ur3N1KCPA5ATa8SOnnXAMUfvPx7q7SRii6sXRxA3JWe3kWK_bmghsPj50WlJrnAL-0DCpzNqEnDs05ldhHpI4E8AF7SSVdWd9Oks2oaqzvHheTC09oGc1BTeJs7FDFohulnrpIy6BGJMPYNqpDZ_L4UxKIIOYMxrebQl7_4p2kxYWh3Q/s2157/p5.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="2157" data-original-width="1944" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiUfAGOHCQ982Ur3N1KCPA5ATa8SOnnXAMUfvPx7q7SRii6sXRxA3JWe3kWK_bmghsPj50WlJrnAL-0DCpzNqEnDs05ldhHpI4E8AF7SSVdWd9Oks2oaqzvHheTC09oGc1BTeJs7FDFohulnrpIy6BGJMPYNqpDZ_L4UxKIIOYMxrebQl7_4p2kxYWh3Q/s320/p5.jpg" width="288" /></a></div><br /><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_8OpOtJo3ULMzfsNcBd07NIWUI7m4YcQuQ73g1yZxBlApaaBKm0QEy4UyoTcD6w874ZkHtL9sI6XeznPF4adHndCksw-l1xfWl6XNk99X7-G__Rp8GnXzIiXy4MM-uBrgM47vFd-LyGuKa0dB5Ftjv3fjLXNmJ0iIppvzaMrk2yxj-4Td1gWk3Ef9EQ/s2364/p4.jpg" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" data-original-height="1773" data-original-width="2364" height="240" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi_8OpOtJo3ULMzfsNcBd07NIWUI7m4YcQuQ73g1yZxBlApaaBKm0QEy4UyoTcD6w874ZkHtL9sI6XeznPF4adHndCksw-l1xfWl6XNk99X7-G__Rp8GnXzIiXy4MM-uBrgM47vFd-LyGuKa0dB5Ftjv3fjLXNmJ0iIppvzaMrk2yxj-4Td1gWk3Ef9EQ/s320/p4.jpg" width="320" /></a></div><br /><span style="font-family: arial;"><br /></span><p></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">To dość prosta sałatka. Nasza ulubiona w podobnym typie ma więcej składników, jest też mocniej doprawiona. Ale nie da się jeść na okrągło tego samego, będą więc jeszcze inne wariacje sałatkowe, stosownie do tego, co mi wyrośnie na balkonie, albo ktoś podrzuci, albo mąż nagle dokona spontanicznego zakupu skrzynki papryki, czy tam dajmy na to worka marchwi od znajomego rolnika. Wtedy kombinuję, co z tego zrobić. Na razie chodzi za mną pasztet z cukinii, nie robiłam jeszcze nigdy, trzeba spróbować :).</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">No i tak to lato mija na przetwórstwie owocowo-warzywnym. Jeździmy czasem na jakieś okoliczne imprezy typu eko-cośtam, targi rzemiosła itd. Kupujemy ekologiczne warzywa, kozie sery, które nagle ostatnio nam posmakowały, kiszonki i żywe octy (robię też sama, ale nie nadążam z produkcją), herbatki ziołowe z ekologicznych upraw. Mąż prawie nie je mięsa, co jeszcze rok temu było nie do pomyślenia. Chleb kupujemy wyłącznie żytni na zakwasie. Zero słodkości (no dobra, raz jeden były lody, a gorzka czekolada traktowana jako prebiotyk i niszczyciel blaszek miażdżycowych), a z alkoholi to w tym upale króluje cydr :). Kawę piję zawsze z dodatkiem pół łyżeczki cynamonu, mielonych goździków i łyżeczki kakao (zabijacze złych bakterii i prebiotyk). Dużo naturalnych jogurtów, kefir, własne kiszonki (ogórki, buraki, kapusta, czasem jakieś mieszanki kolorowe - probiotyki!). Mnóstwo czosnku w różnych postaciach (naturalny antybiotyk! - jako dodatek do sałatek, kanapek, sos tzatziki, mikstura z miodu, cytryn, czosnku i imbiru, itd). </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Na temat dbania o własny mikrobiom mogłabym już książki pisać :). Po jakiejś jesiennej wirusówce zatok (a diabli wiedzą, może to i covid był, bo objawy omikronowe mieliśmy, ale testy ujemne) okazało się po paru miesiącach, że ciągnące się dolegliwości w obrębie jamy ustnej i zatok, u męża też zapalenie tkanki łącznej, są objawem zakażenia paciorkowcem i candidą, pewnie w następstwie osłabienia odporności wirusem. Mąż bardziej chorował i brał penicylinę, ja odczuwałam tylko pewien dyskomfort, więc postawiłam na naturalne antybiotyki, oboje - dieta nastawiona na wytrucie tego paskudztwa i wzmocnienie własnych dobrych bakterii, a więc probiotyczno-prebiotyczna i wykluczająca pożywki dla wroga :). Ja stosowałam jeszcze płukanie wodą utlenioną i szałwią (nos, gardło), trochę ssanie oleju, co kiedyś wydawało mi się bzdurą, ale spróbowałam i faktycznie przy tym paciorkowcu w jamie ustnej efekt był odczuwalny błyskawicznie. No i wyleczyliśmy się (potwierdzone wymazami z posiewami), dość szybko nawet, jak na pół roku hodowania dziadostwa i szukania przyczyn dolegliwości, co mnie zaskoczyło, ale byliśmy bardzo konsekwentni. Jednak coś tam się może ciągle czaić głębiej, więc trzeba dbać o "naszych przyjaciół" czyli dobre bakterie. </span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;">Polecam książkę "Jelita wiedzą lepiej", więcej o niej napiszę w kolejnym wpisie książkowym, który obiecałam, pamiętam, tylko grafik mi się trochę zmienił :). Moje plastyczne wytwory, czyli obrazki, też innym razem, bo bym Was tutaj zanudziła. Upał nie sprzyja niczemu, a zwłaszcza siedzeniu przy komputerze...</span></p><p style="text-align: justify;"><span style="font-family: arial;"><br /></span></p><p style="text-align: justify;"><br /></p>Małgosia - "Sztuka w papilotach"http://www.blogger.com/profile/09283316693565629043noreply@blogger.com30