Serial akrylowy trwa! To kolejny obrazek malowany z Panem Tomkiem Wełną.
Jakaś kulinarna, warzywno-owocowa martwa natura marzyła mi się od pewnego czasu jako element dekoracyjny nad stołem w kuchni. Nawet dynia była już wymyślona jako główna bohaterka tej kompozycji, brakowało jednak iskry zapalnej do działania. No i oto pojawił się pan Tomasz i lekcja malowania akrylami takiej właśnie spożywczej kompozycji. I proszę bardzo - moja wersja, tradycyjnie już w przekłamanych kolorach (w realu niebieskości tła są mniej zjadliwe i zawierają sporo różnych odcieni, od ultramaryny i cyjanu, przez turkus, do zieleni rozmaitych, które na zdjęciu zniknęły):
Rozmiar A3 (30x40cm), korzystałam tym razem z gotowego podobrazia płytowego (płótno naciągnięte na płytę pilśniową).
Kompozycja z dynią była malowana przez pana Tomka i panią Darię w dwóch wersjach, barwnej w dziennym oświetleniu i walorowej w sztucznym świetle. Obejrzałam oba filmy, malowałam głównie według tej bardziej kolorowej, "dziennej" wersji .
Co mi się w tym obrazku i w pracy nad nim podobało? Przede wszystkim intensywne kolory i kontrasty. W życiu tak nie malowałam! Moje obrazki zawsze były stonowane, pastelowe lub monochromatyczne, spokojne... Nie zawsze było to zaletą, a ja nie umiałam sobie poradzić z mocnymi kolorami, obrazy mi się spłaszczały. Malując tę martwą naturę, czy choćby ogród Mehoffera z poprzedniego wpisu, albo jeszcze wcześniejsze bodiaki Stanisławskiego, załapałam jaka jest technika malowania w ten sposób, jakie powinny być kolejne etapy barwnej kompozycji. Teoretycznie pewne rzeczy się niby wie, to są podstawy malowania! Ale w praktyce nikt dotąd tak krok po kroku nie pokazał mi jak się to robi. W połowie obrazu nie wierzyłam, że coś sensownego z tego będzie. Ale tak samo było z innymi obrazkami malowanymi z panem Tomaszem. Tym razem już wiedziałam, że chociaż to wcale tak nie wygląda, to na koniec będzie naprawdę martwą naturą z dynią :).
W trakcie lekcji dostajemy zawsze ogromną dawkę praktycznych porad. Po raz kolejny na przykład usłyszałam zdanie, że puste przestrzenie należy traktować jak przedmioty, zauważać ich kształty, barwy, położenie względem pozostałych elementów. I jak się to jeszcze praktycznie przećwiczy, namaluje tak jak robi to nauczyciel, to zapada to w pamięć, zostaje w głowie. I w rezultacie ułatwia malowanie :).
Nadal nie jestem zadowolona z przestrzenności moich malowanek, a raczej braku tej przestrzeni, głębi, trójwymiarowości. Ta martwa natura była dobrą okazją do popracowania nad budowaniem bryły kolorami, ale moje postępy oceniam na tróję, tak mniej więcej. Toteż chciałabym namalować jeszcze kolejną naturkę, może tym razem z "żywych" modeli :). Tylko skąd ja na to czas wezmę, ech...
Moi mili, czasem piszę bardzo długie posty, ale ostatnio mam taki natłok przeróżnych spraw, że ledwo udaje mi się wykroić trochę czasu na malowanie, a na pisanie już go niemal wcale nie zostaje. Tak więc wybaczcie, na razie wpadam tak tylko na moment, żeby dać znać co porabiam :). Nawet kilka dni urlopu niewiele dało, bo ogród wymagał pilnej interwencji i takie tam jeszcze remontowe zamieszanie. Nie dość, że w domu rozgardiasz, to jeszcze syn remontuje sobie mieszkanie po dziadku i oczywiście wszyscy jesteśmy w to w jakimś stopniu zaangażowani.
Ale za parę dni będzie nowy obrazek!
:)))
*****