Ostatnie dwa miesiące zleciały mi niepostrzeżenie, nie wiem jak i kiedy... Dopiero co lato się zaczęło, a tu już bociany odlatują... Blog zarósł pajęczynami... Pisałam ten post nieśpiesznie i na raty przez całe lato, bo jakoś nie mogłam się zebrać, żeby ogarnąć to wszystko do publikacji. No i tak dopisywałam, dopisywałam to i owo, aż się w końcu zrobił taki długi elaborat, że teraz muszę go trochę rozparcelować na przynajmniej dwa wpisy. Dzisiaj więc o kotach i roślinach, a za tydzień najdalej postaram się pokazać jakieś moje obrazki.
Niemal w całej Polsce w lipcu i sierpniu szalały na przemian ulewy i afrykańskie upały, a u mnie dość spokojnie, przez cały lipiec całkiem przyzwoita temperatura w okolicy 22 stopni, z nielicznymi skokami do 24-26 stopni, popadywało czasem raczej w godzinach nocnych, wiec nieuciążliwie, a pożytecznie. Po pracy miło było posiedzieć na tarasie, wakacyjnie bardzo :). Pogoda sprzyjała też pracom ogrodowym, zrobiliśmy trochę porządków, bo w tej ciepłej wilgoci rosło wszystko jak szalone (to niepożądane - niestety najbardziej). Dopiero ostatnie dni lipca były nieco bardziej upalne, ale lekko przeplatane chmurkami i z przyjemną chłodzącą bryzą. Baaardzo przyjemnie :). Nie cierpię upałów, ale taki lipiec był całkiem spoko. Sierpień zaczął się pochmurnie z małymi przebłyskami słoneczka, ale z temperaturami w okolicy 20 stopni, deszcz umiarkowany sporadycznie, całkiem spoko. I w ogrodzie dało się coś zrobić i pospacerować, i na tarasie poleniuchować, nie topiąc się w upale. Lubię tak :). Ostatni tydzień dopiero mamy trochę chłodniejszy i dżdżysty. Mam nadzieję, że wrzesień mnie nie zawiedzie i będzie ciepły i słoneczny.
Udało nam się zorganizować na początku lata całkiem fajny wyjazd urlopowy do Chorwacji, za którą co prawda - w przeciwieństwie do mojego męża - nie przepadam, bo zwykle jest za gorąco (zdecydowanie preferuję zimniejsze klimaty, wiecie, fiordy Norwegii i te rzeczy...) - ale było około 22 stopni, czyli miło, początek sezonu popandemicznego, więc jeszcze mało ludzi, hotelik uroczy, okolica dość zielona (półwysep Istria, więc północna część kraju), czyli jak dla mnie super. Zaraz potem rozwiązał się worek z rozmaitymi odkładanymi wcześniej imprezami imieninowo-ślubnymi, w tym mieliśmy kilka wyjazdowych dwu-trzydniowych, więc w sumie byłam tym też trochę zaabsorbowana. Tworzenia było niewiele, ale parę rysunków, akryli i akwarelek powstało, stopniowo będę pokazywać. O dziwo oleje poszły chwilowo w odstawkę.
*****
Ale do rzeczy, czyli o czym to ja chciałam... Niedawno wspomniałam Wam o roślinie, którą mam w domu, a która zaskoczyła nas w tym roku niespotykaną u tego gatunku liczbą wypuszczonych w krótkim czasie liści. Mowa o cykasie, znanym także pod nazwą sagowiec. Często mówi się "palma sagowa", ale tak naprawdę cykas nie jest palmą, znacznie bliżej mu do paproci. Nie chcę tu jednak rozprawiać o kwestiach gatunkowych i pokrewieństwie roślin, ale o ich trujących, lub szkodliwych właściwościach, które mogą spowodować poważny uszczerbek na zdrowiu człowieka, ale także naszych czworonożnych przyjaciół.
We wpisie o cykasie (tutaj) napomknęłam o jego szkodliwości, a w komentarzach ten temat jeszcze powrócił. Okazuje się, że niektórzy właściciele kotów wolą pozbyć się tej rośliny z domu, niż narażać swojego pupila na jakieś nieszczęście w wyniku bliskiego kontaktu z kwiatkiem. Pomyślałam więc, że podzielę się z Wami moją skromną wiedzą na temat takich roślinek.
Tak się składa, że jakiś czas temu drążyłam temat niebezpiecznych roślin, kiedy dowiedziałam się, że ciemiernik, rosnący w moim ogrodzie, po którym nie spodziewałabym się szczególnej jadowitości, ma także właściwości trujące. Kontakt z nim może spowodować silne poparzenie i porażenie nerwów. Obchodzę się więc z nim ostrożnie, zawsze w rękawiczkach. Ale w żadnym razie nie chciałabym się go pozbywać, bo to moja ulubiona roślinka ogrodowa. Ma piękne kwiaty i w dodatku kwitnie już w środku zimy!
Małych dzieci w naszym domu nie ma, a zwierzęta domowe nigdy dotąd nie wykazywały żadnego zainteresowania zarówno ciemiernikiem, jak i cykasem. Mam wrażenie, że zwierzęta, które nie są stale zamknięte w domu, mają kontakt z przyrodą - a tym samym silniejszy instynkt samozachowawczy, podobnie jak ich dziko żyjący kuzyni. Kiedyś jednak zastanowiłam się przez chwilę, czy nie pozbyć się z domu i ogrodu takich "podejrzanych" roślin, tak na wszelki wypadek, w razie jakby któremuś kotu przyszło do łebka zapoznać się bliżej z "trujakiem". Okazuje się jednak, że tych niebezpiecznych roślin jest całe mnóstwo! Musiałabym wyrzucić połowę kwiatów doniczkowych i niewiele mniej tych z ogrodu!
Proszę bardzo, poniżej lista roślin, w których czai się trujący jad, podaję ją tutaj za portalem koty.pl , z małymi modyfikacjami - usunęłam niektóre nazwy łacińskie, tam gdzie są bardziej znane polskie, i zmieniłam kolejność, alfabetycznie odpowiednio do polskich nazw. Pogrubione są nazwy tych roślin, które mam (lub miewam w wazonie) u siebie w domu, lub rosną w naszym ogrodzie, ewentualnie w pobliżu (czyli potencjalnie - wszystkie one byłyby do eksmisji!). Od razu zaznaczam, że mam trochę wątpliwości co do tej listy, ale o tym za moment. I oczywiście nie jestem żadną specjalistką w tej dziedzinie, przytaczam tylko to co zamieścił portal o kotach. No to lecimy z tymi upiornymi roślinami:
DEKORACYJNE (używane do bukietów):
Amarylis (hipeastrum)
Anturium
Ciemiernik
Chryzantema, złocień
Dławisz
Gipsówka
Jemioła
Ostrokrzew
Poinsecja
Trzmielina japońska
Wilczomlecz
Wiśnia - odmiana ozdobna Solanum pseudocapsicum
Zimowit jesienny
Żonkil
DONICZKOWE:
Aloes
Alokazja
Azalia
Bluszcz pospolity
Cibora
Cykas – sagowiec
Diffenbachia
Dracena
Epipremnum
Fikusy
Filodendron
Geranium
Heliotrop
Hortensja
Hoja
Klematis, powojnik
Kolokazja
Monstera
Narcyz
Oleander
Pachypodium
Papryka roczna
Poinsencja
Rododendron – różanecznik
Sanseveria
Skrzydłokwiat
Szeflera
Tytoń ozdobny
OGRODOWE (i dziko rosnące):
Adenium
Aglaonema
Allamanda
Arisaema triphyllum – obrazkowiec
Aukuba japońska
Awokado (serio??? ale chyba nie owoc?!)
Barwinek różowy
Begonia
Bukszpan
Cestrum nocturnum
Ciemiernik
Ciemiężyca
Cis pospolity
Clematis virginiana – powojnik wirginijski
Conium maculatum – szczwół plamisty
Cyklamen – fiołek alpejski
Czarny bez
Czerniec gronowy
Czosnek (hę? psu dodawaliśmy czosnek od czasu do czasu do jedzenia, profilaktycznie na pasożyty, zamiast chemicznych tabletek, za radą weterynarza zresztą, no chyba że kot miałby ten czosnek przedawkować, ale jakoś sobie nie mogę tego wyobrazić)
Datura – bieluń
Delphinium – ostróżka
Descurainia pinnata
Dicentra – ładniszka okazała
Dicentra cucullaria – biskupie serduszka
Dipladenia, Mandewilla
Fasola, zwłaszcza ozdobna
Glicynia, wisteria
Glistnik jaskółcze ziele
Glorioza wspaniała
Groszek pachnący
Grzyby – wszystkie gatunki
Hiacynt
Hortensja
Irys
Ipomea purpurea
Jaskier
Kalia
Kalmia wielkolistna
Kasztanowiec
Kliwia
Konwalia majowa
Krasnokwiat
Kroton
Krwawnik
Krwiowiec kanadyjski
Lantana
Ligustr pospolity
Liliowate, lilia
Lobelia
Łubin
Mak
Miechunka
Miłek wiosenny
Miodla pospolita (poważnie wątpię, ona ma tyle pozytywnych właściwości, olejek neem może kojarzycie, i bywa spożywana na surowo, więc nie wiem jak mogłaby zaszkodzić)
Mrzechlina, pieczennik
Melia azedarach
Naparstnica purpurowa
Narcyz
Oleander
Pelargonia
Petunia
Pieris
Pierwiosnek
Piołun
Pokrzyk wilcza jagoda
Pokrzywa
Pokrzywiec szorstkowłosy
Pomidor (tylko część pnąca jest szkodliwa, cokolwiek miałoby to znaczyć - info podaję za portalem koty.pl)
Prunus – wiśniowate (wiele odmian, m.in. dzika wiśnia, morela, brzoskwinia…)
Przebiśnieg
Rabarbar (toksyczne są liście, ale nie sądzę, żeby koty chciały je jeść)
Rącznik pospolity
Rododendron, różanecznik
Robinia akacjowa, grochodrzew
Rosary bean – Abrus precatorius
Sanguinaria canadensis
Solanaceae – psiankowate (np. ziemniak ale również bieluń)
Solandra
Starzec
Sumak jadowity
Szalej jadowity
Szkarłatka amerykańska
Tojad
Triglochin maritimum – świbka morska
Trzmielina japońska
Tulipan
Wawrzynek wilczełyko
Wiciokrzew
Wilec
Winobluszcz pięciolistkowy
Winogrono (rodzynki) (???)
Ziarna jabłek (co za bzdura!)
Złotokap (polecam do przeczytania - https://parenting.pl/4-latek-trafil-do-szpitala-z-objawami-silnego-zatrucia-zjadl-ziarenka-silnie-trujacej-rosliny )
Uffff...! Jak sami widzicie, jest tego mnóstwo, w tym sporo roślin, których wcale byśmy o taką jadowitość nie posądzali... Niektóre nazwy w tym spisie wręcz wprawiły mnie w osłupienie. Mam wrażenie, że niektóre zaczerpnięto z obiegowych mitów, a nie rzetelnej naukowej wiedzy, ale nie będę tu o tym rozprawiać, bo w gruncie rzeczy nie wiem na pewno. Chciałam tylko zasygnalizować, że jest problem i trzeba uważać. Chodzi o to, że czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że śliczny kwiatek może narobić mnóstwo szkody...
Oczywiście nie każda z tych roślin jest tak samo mocno toksyczna, lub nie wszystkie części rośliny mają szkodliwe działanie, ale faktem jest, że kontakt z niektórymi może spowodować tragiczne skutki już przez samo nadgryzienie przez kota lub zadrapanie kolcem. Poparzenie pyszczka, nieodwracalne uszkodzenie nerek lub wątroby po zjedzeniu kawałka roślinki, porażenie nerwów, śmierć zwierzęcia... A jeśli dostęp do tych roślin mają małe dzieci, to niebezpieczeństwo oczywiście ich także dotyczy. Mój mąż jest alergikiem i przy nieopatrznym kontakcie z ciemiernikiem nabawił się kiedyś bąbli oparzeniowych na rękach, a oboje mieliśmy podrażnioną skórę po zabiegach pielęgnacyjnych przy cisach. Czasem w ferworze prac ogrodowych po prostu zapominamy o niebezpieczeństwie. Że nie wspomnę o poparzeniu słonecznym u męża, na skutek wypijanych dużych ilości naparów z dziurawca (który uczula na słońce)... ale to już inna historia.
Z drugiej strony - nie wiem dlaczego nie ma na tej liście wielu roślin znanych jako bardzo niebezpieczne, jak choćby dyptam (krzew mojżeszowy), którego olejki eteryczne są drażniące i tak "mocne", że potrafią się zapalić pod wpływem słońca, czy różne odmiany barszczu - Sosnowskiego na przykład, bardzo silnie drażniącego. W każdym razie - to wszystko pod rozwagę, z myślą o bezpieczeństwie naszych futrzastych pupilów.
*****
A tymczasem w moim ogrodzie...
... czy dostrzegacie na tle zielonego buszu maleńki płomyczek oranżu?
To zakwitł mój aloes!
To jeden z kilku aloesów spędzających lato w ogrodzie. Ale - jak do tej pory - kwitnieniem popisał się tylko ten egzemplarz, i to po raz drugi:
Te aloesowe zdjęcia robiłam jeszcze w lipcu, a teraz w moim ogrodzie kwitną hortensje bukietowe (dwie odmiany). Pokrój mają trochę "rozczochrany", bardzo się rozłożyły na boki, bo pędy wypuściły bardzo długie, w części dość wiotkie, a ogromne kwiatostany mają swoją wagę, więc zaczęły się pokładać po ziemi. Musiałam je podwiązać, ale przez te wyjazdy urlopowo-towarzyskie zabrałam się za to dość późno, więc wygląda to trochę nieporządnie, ciężko było ogarnąć powyginane pędy.
Mam te hortensje dopiero drugi rok, mąż je sam kupił i posadził, niestety trochę za gęsto, więc będziemy musieli niektóre przesadzić. Cieszę się jednak, że doskonale przezimowały i znowu pięknie zakwitły, bo moje wcześniejsze doświadczenia z hortensjami były zupełnie nieudane. Razem z tymi egzemplarzami były kupione jeszcze hortensje ogrodowe w ciekawych odmianach koronkowych, niestety część nie przezimowała (mea culpa, nie zadbałam o odpowiednie zabezpieczenie), a inne już przekwitły.
Między hortensjami rośnie też dwuletnia pięknotka (kalikarpa), która mocno przemarzła i nie wyglądała wiosną na coś, co ma przeżyć, ale niespodziewanie jakoś się pozbierała w połowie lata i po mocnym przycięciu z zeschniętych pędów wypuściła piękne, mocne i długie nowe gałązki. No i trzeba będzie zadecydować, co przesadzamy - pięknotkę czy hortensje, bo za bardzo się stłoczyły. Jak się sadzi małą roślinkę, to czasem trudno sobie wyobrazić, że z tego wkrótce będzie duży krzew :). Poza tym wyczytałam, że pięknotka lubi mieć towarzystwo innych koleżanek gatunkowych, żeby wytworzyć owocki, czyli dekoracyjne kuleczki o niesamowitej, fioletowej barwie, utrzymujące się jeszcze w zimie. Chcę więc dokupić jeszcze przynajmniej jedną i posadzić obok, a to będzie wymagało przesadzenia rosnących tuż obok hortensji.
*****
A teraz najświeższy news ze świata zwierząt: mamy nowego kociego lokatora (jego zdjęcie otwiera również ten post):
Spory kocur, dwa razy większy od naszych najmłodszych kotek i trochę większy od tych starszych, ale bardzo grzeczny i towarzyski. Wygląda dość młodo, jest wykastrowany. Czarny jak noc, nazwałam go więc Bambo - na cześć wiadomego murzynka (którego zdaje się usunięto z elementarza pierwszaka, bo był podobno niepoprawny politycznie). Kotek zagościł u nas na stałe i trzeba go było w końcu jakoś nazwać. Czasem mówimy też na niego Bambuś albo Dyzio, ale najczęściej Grubcio, bo jakoś tak odruchowo się ta nazwa nasuwa na widok takiego... hmmm... grubcia :))). Nasz poprzedni kocurek miał oficjalne imię Ponton, ale w gronie rodzinnym też nazywaliśmy go Grubcio.
Koteczki go tolerują, Balbinka i Kocia tylko czasem trochę burczą, Sabinka i Basiunia nie zwracają na kawalera uwagi, a Czarnuszka nawet całkiem spokojnie go zaakceptowała - nareszcie jeszcze jeden czarny kot, a nie same jakieś kolorowe i łaciate dookoła...
To Czarnuszka:
Inna rzecz, że Czarnuszka nas trochę martwi, od pewnego czasu powoli nam gaśnie... Ma 16 lat i ostatnio prawie wcale nie wychodzi z domu, w ciepłe dni najwyżej na taras, gdzie ma swoje krzesełko z kocykiem w zacisznym kąciku. I leży sobie całymi dniami na tym krześle, a w nocy na swoim osobistym fotelu w ogrodzie zimowym, czasem skubnie coś z jedzonka, ale widać, że coraz mniej ma energii... Ech...
Bambo natomiast najpierw zachodził do nas tylko towarzysko, ale szybko spodobało mu się menu w naszej kociej stołówce i zaczął się meldować regularnie około 18tej. Pożerał wszystko, tylko na suche chrupki kręcił trochę nosem. Potem przychodził coraz częściej, a od miesiąca to właściwie w naszym ogrodzie mieszka. W czasie burzy pozwoliliśmy mu zakwaterować się przejściowo w zimowym ogrodzie, gdzie stale mieszka Czarnuszka. W upalne dni najchętniej śpi na leżaku w cieniku pod czereśnią, a jak pada to w altance. Po jedzenie wchodzi już sam do domu, z ogrodu przez taras, ogród zimowy, pokój i prosto do kuchni, gdzie koło lodówki (a jakże!) stoją kocie miseczki. Po dwóch tygodniach znajomości pozwiedzał cały dom i kulturalnie zrobił siku do kuwety. Spoko gościu :).
Jak się u nas pojawił, to na szyi miał sztywną plastikową obróżkę przeciwpchelną, ale była tak ciasna, że w końcu mu ją zdjęłam. Poluzować się nie dało, bo już była na ostatniej dziurce. A kotek miał aż wytarte futerko w tym miejscu. W takim ciasnym sztywnym chomącie to ani się położyć, ani jeść... Nawet wytrzeszcz oczu mu się zmniejszył po zdjęciu obroży ;). Wyglądał na zadbanego, ale nie mamy pojęcia skąd przyszedł, nikt w okolicy się do niego nie przyznaje. W ogrodzie ma gdzie spać, są różne zakamarki i kocie kryjówki. Do zimy daleko, zobaczymy - albo zatęskni za swoim poprzednim domem, albo zostanie, to przyjmiemy go do domu na stałe. W końcu to kot wybiera człowieka, a nie człowiek kota. Razem z Grubciem kotów mamy więc już sześć.
*****
A na koniec Kocia - w posterylkowym bardzo twarzowym kubraczku.
Wszystkie nasze koteczki są już więc wysterylizowane! Balbinka, o której sterylizacji niedawno pisałam (tutaj - "Kocie sprawy"), zaraz po zabiegu przeszła niesamowitą przemianę. Wcześniej najmniejsza ze stada chudzinka, autystyczna, zawsze zalękniona, uciekająca z domu, bojąca się wszystkiego, nieufna - nagle dostała wilczego apetytu i w ciągu tygodnia zapadnięty brzuszek zamienił się w napęczniały bębenek, koteczka nabrała ciała, wręcz urosła! I zaczęła się rządzić! Chciałaby teraz być królową domu, pokazuje swoją siłę innym kotom. Nie jest agresywna, ale ewidentnie zaznacza swoją dominację. No i nagle stała się największą domatorką i towarzyską przylepką :). Najwyraźniej sterylizacja dobrze jej zrobiła.
*****
Przypominam jeszcze o zbiórkach na zwierzęta.
U Drevniego Kocurka: pomagam.pl/3mcmefi
gdzie aż 300 zwierząt czeka na pomoc: https://zrzutka.pl/5mt2nm
Jeśli nie możecie wspomóc finansowo, to chociaż udostępnijcie, przekażcie dalej.
*****
Widzę na tej liście niebezpiecznych roślin także winogron. Kuzynka moja miała w ogrodzie winogrona, miała także owczarka collie, który jak miał smaka to raczył się winogronami. Psiur dożył późnej starości.
OdpowiedzUsuńZaś jedna z moich koleżanek internetowych, przez całe dzieciństwo, razem ze swoimi braćmi zajadali się czerwonymi jagódkami cisu, rodzeństwo to ma już słuszny wiek, co świadczy że tan cis absolutnie im nie zaszkodził. A cis jest w wielu źródłach podawany jako roślina silnie toksyczna.
To takie przykłady z życia, co nie oznacza że nie należy być ostrożnym.
Mojemu kocurowi wysiewam owies na okrągło, więc może się nim delektować kiedy tylko ma na to ochotę, a inne domowe rośliny pozostawia w spokoju. Ogrodu zaś nie mam, a jako że mieszkamy w centrum dużego miasta Myk jest kotem niewychodzącym.
Dorodny ten aloes i fajnie kwitnie. Cykasa także niezwykle dorodna.
A nowy kocurro cwaniaczek :)
No właśnie, ja też do tej listy podchodzę z pewnym dystansem. O co chodzi z tym winogronem, to nie mam pojęcia, też się zdziwiłam. Koty wychodzące trudno upilnować, przecież chodzą też do sąsiadów, na łąkę itd. Ale cisem to mnie faktycznie zaskoczyłaś, od lat żyłam w przekonaniu, że jagody są trujące, mimo że przecież ptaki też je zjadają. Może to tak jak z pestkami jabłek, o których narosło mnóstwo mitów, bo zawierają minimalną ilość kwasu pruskiego. W małych dawkach jest nawet pożyteczny, bo unieszkodliwia rozmaite drobnoustroje, a ileż by tego trzeba zjeść, żeby zaszkodziło! Ja przez całe życie zjadam mnóstwo jabłek w całości, z pestkami, i całkiem dobrze się mam :).
UsuńTen kociak jest śliczny :)) Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńDziękuję w imieniu kotka :))). Pozdrawiam!
UsuńAch Małgosiu! Twoje kocie panienki to rzeczywiście panienki, widać od razu dziewczyńskie wdzięk 😀❤️. Bambo przepiękny! Ciekawe czy zostanie, stawiam na to, że tak. Spoko gościu😀.
OdpowiedzUsuńAloes!!! W życiu bym nie przypuszczała, że kwitnie aż tak!!? Pierwszy raz widzę 😀😀 Niezwykły. Co do roślin trujących i uczulających obok dyptamu i ciemiernika dodałabym rutę i chmiel japoński. W upały przy rucie lepiej nawet nie stawać, a i chmiel potrafi w upał poparzyć długoterminowo. Przetrenowałam. Sanquinaria i krwiowiec to to samo, i nie wiem czy takie trujące, zdaje się że to surowiec zielarski z indiańskiej apteczki. No ale zioła to wcale nie muszą być takie super nieszkodliwe, konwalia, naparstnica i ciemiężyca swoje miejsce w nich mają. Dzieci, no tak, one muszą być pilnowane. Czasem mimo pilnowania, no sorry, ale jednak coś przekąszą i lepiej żeby to nie były jagódki cisa (trujące? tak. Źle się podobno kończy rozgryzienie "pesteczki") czy owocki konwalii. Za to, kwiaty akacji, które sama nie raz pożerałam w cieście naleśnikowym też podobno trujące. Hmm. A w czarnym bzie to chyba trujące drewno i liście bo kwiaty i owoce to na pewno nie. Nie wydaje mi się, że jest jakieś niebezpieczeństwo dla stworków wychodzących, one raczej wiedzą czego unikać a co mogą zjeść. Wyjątkiem grzyby, niby psy unikają i ich nie zauważają, ale sromotnika pies koleżanki połknął. I skończyło się to strasznie. Zupełnie inaczej ma się rzecz z pieszczochami ściśle blokowymi, tu naprawdę trzeba bardzo uważać co zielonego się do domu przynosi. Też niestety wiem co piszę, na szczęście uważam.
Jak przyjemnie się czyta😀 To teraz czekam na sztukę 😀
O moim kwitnącym aloesie pisałam pierwszy raz tutaj: http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/12/na-bogato.html (nie umiem podlinkować w komentarzu). To był ten sam egzemplarz, dlatego, mimo że już ze starości niezbyt pięknie się prezentuje (a mamy też kilka ślicznych młodych okazów), postanowiłam darować mu długie życie, żeby zobaczyć, co będzie dalej :).
UsuńO konwalii i naparstnicy wiem, o rucie coś słyszałam, o chmielu nie wiedziałam. Nie wpadło by mi do głowy, że pies zje sromotnika, ale młody, który wszystkiego chce spróbować... kto wie, to jak ludzkie dziecko. Sama pamiętam z dzieciństwa na wakacjach u babci, że łaziliśmy z kuzynami po łąkach i próbowaliśmy różnych nasionek i owocków. Kwiaty akacji w cieście naleśnikowym sama osobiście smażyłam, jadłam, a i dzieciom dawałam :))) - wszyscy przeżyli!
Bambo, według obserwacji mojego męża, który reguluje ruch w nocy (wiadomo, koty wstają około czwartej), mieszka już całkiem na stałe w naszej altance. Robi się chłodno, wiec trzeba będzie zakwaterować go w domu, dziewczynki powoli się przyzwyczajają do kolegi przy wspólnych miskach...
Nigdy nie widziałam kwitnącego aloesu, piękny i ciekawy kwiat.
OdpowiedzUsuńMiewamy w domu czy ogrodzie rozmaite rośliny i dopiero gdy pojawiają się dzieci lub zwierzęta, odkrywamy różne własności tych roślin.
Masz zatem w domu kocie królestwo:-)
A no właśnie, my dorośli jesteśmy ostrożniejsi, ale dzieci są ciekawskie, a zwierzęta nieprzewidywalne. Jak pomyślę, że kiedyś może pojawią się wnuki, to mój własny ogród jawi mi się jako dżungla pełna zasadzek.
UsuńOwszem, kotów jest u nas więcej niż człowieków, więc w zasadzie mieszkamy kątem przy kotach :).
Oj tak, jak kiedyś studiowałam listę roślin niebezpiecznych dla kotów to aż nie wierzyłam, że jest tego tyle. Moja Lunka jest bardzo grzeczna i wcina tylko zielony owies, ale i tak uważamy. Ciemiernik u nas na działce również rośnie.
OdpowiedzUsuńKolejny czarny kot :) i bardzo dobrze, bo przynoszą szczęście. ;) Czarnuszka podobna do mojej Luny, jak odrobine starsza sistra, trzeba mieć nadzieję, że jeszcze z Wami pobędzie.
Czekam na Twoje dzieła Małgosiu i pozdrawiam. :)
Trzeba mieć nadzieję, że nasze koty nie będą pożerać tych niebezpiecznych roślin, bo są dobrze karmione w domu :).
UsuńCzarny kot musi być i od kiedy pamiętam, to zawsze jeden czarny u nas był. Czasem nawet nachodzi mnie taka myśl, że Bambo się pojawił, bo Czarnuszka pewnie niedługo odejdzie... No cóż, taka kolej rzeczy...
Pozdrawiam Cię serdecznie, Danusiu!
Ta roślina wygląda pięknie,ma takie rozłożyste liście, niczym pióropusze, cudowna:D Kotek i ogród też śliczne. Lista roślin szkodliwych pokaźna, u mnie w domu są prawie same kaktusy ;)
OdpowiedzUsuńTa roślina to właśnie cykas, czyli sagowiec - jest bardzo dekoracyjny, ale zajmuje mnóstwo miejsca (liście są bardzo sztywne i drapiące), mam już problem, gdzie go ustawić, żeby jemu było dobrze i nam nie przeszkadzał :).
UsuńNie wiedziałam, że aloes potrafi tak pięknie kwitnąć. U mnie małe zmiany kwiatowe. Niestety pożegnałam się ze swoimi skrzydłokwiatami, ale za drzewko szczęścia ma się coraz lepiej :)
OdpowiedzUsuńMiałam też kiedyś piękne skrzydłokwiaty, bardzo je lubiłam - niestety też któregoś roku zaczęły chorować i nie udało mi się ich uratować. Pozdrowienia!
UsuńŁączę się z Tobą w awersji do upałów, także najchętniej spędzałabym lato w Norwegii :) Niestety u mnie tego lata nie było to przyjemnie ciepło, kilka tygodni upałów się trafiło. Na szczęście dla mnie już po upałach. Choć czeka mnie wrześniowy urlop częściowo na południu kraju i tam jak wiadomo wszystko się może zdarzyć.
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia, że tyle jest trujących roślin. Będę uważniej czytać informację, zanim nabędę kolejną, choć u mnie nie ma ani dzieciaczków, ani zwierzątek. Pozdrawiam
Zawsze dobrze jest wiedzieć, że uroczy kwiatek może nam zaszkodzić, choćby wywołać reakcje alergiczną.
UsuńJa też mam nadzieję na urlop pod koniec września. To mój ulubiony miesiąc, zazwyczaj jest dość ciepły i słoneczny, czasem jeszcze październik potrafi zachwycić pogodą. Liczę na wyjazd nad polskie morze, bo od dwóch lat nie byłam, a tęsknię za Bałtykiem :). Pozdrawiam serdecznie!
Kiedyś już "studiowałam" rośliny trujące dla kotów i faktycznie jest ich wiele i jest wiele sprzeczności co do niektórych roślin. Ale lepiej dmuchać na zimne , jak już się ma świadomość że któraś może zaszkodzić. Teraz będę zgłębiać temat co do roślin trujących dla dzieci, bo wnusie wszystko do buzi pchają ;-)
OdpowiedzUsuńBambo jest cudny , wielki miś ♥ Fajnie że udało Wam się śmignąć na wakacje. U nas od kilku lat posucha w tym temacie , bo koty ;-)))
Czekam z niecierpliwością na relacje z tworzenia nowych dzieł :D
Dzieci miewają zupełnie szalone pomysły w temacie: co można połknąć, albo wepchnąć sobie do noska. Trzeba mieć oczy dookoła głowy :).
UsuńBambo to faktycznie taki wielki, gruby misiek :))).
U nas wakacyjne wyjazdy udają się jeszcze w tym roku bezproblemowo, bo mieszka z nami syn ze swoją dziewczyną, więc pod naszą nieobecność oni się opiekują stadem. Ale jak się wkrótce wyprowadzą, to będzie trochę trudniej, nie da się ukryć. Dochodząca opieka to nie to samo, co domownik na bezustannych usługach kocich jaśniepaństwa :).
Ściskam mocno!
Aloes mnie urzekł. Pięknie zakwitł. Nowy lokator sama słodycz , na pewno trafił na bardzo dobry dom. Pozdrawiam serdecznie 🌞🌞💗🍉🍉🍉🍉
OdpowiedzUsuńDziękuję, Marysiu, w imieniu kwiatka i kotka :). Pozdrawiam Cię serdecznie!
Usuńdzięki Małgosiu za taki wpis, na pewno wiele osób jest zaskoczonych tą listą... ja znam wiele takich i zawsze zanim coś kupię, to sprawdzam w necie takie listy. Nie mam żadnych trujących roślin u siebie właśnie ze względu na kociego domownika. Co do reakcji na cykasa - pisałam o wpływie na koty, na ludzi raczej poprzez dotyk nie zadziała, wydaje mi się że może po przeżuciu by był jakiś wpływ, ale kto by żuł takie coś :P
OdpowiedzUsuńco do kotów i psów - to są kompletnie różne typy układów pokarmowych, kot jest typowym mięsożercą a piec wszystkożercą, więc co zaszkodzi kotu może nic nie zaszkodzić psu, tak samo z ludźmi.
Jak leczyłam moją kocicę na Przewlekłą Niewydolność Nerek i konsultowałam coś z "ludzkim" lekarzem, to był zdziwiony że podnoszę jej suplementami poziom potasu (chodziło o równowagę z wapniem i sodem) bo u ludzi powinno się go obniżać w tej chorobie...
A Bambo jest takim elegancikiem że ho ho :)
Jedna nasza kotka uwielbiała pomidory, wyjadała zwłaszcza część z nasionkami, innej bardzo smakowała gotowana marchewka. Negatywnych skutków nie zauważyłam, no ale nie były to jakieś przesadne ilości tych warzyw :). To chyba trochę jak z człowiekiem - są pokarmy niezbyt nam służące, ale w małych ilościach nie robią nam dużej szkody, więc czasem można sobie pozwolić. O cykasie różne rzeczy czytałam, on ma faktycznie takie drapiące "pazurki" na brzegach pierzastych liści, więc może u bardziej wrażliwych osób mogą powodować jakieś niepożądane reakcje. Widzę dużą różnicę miedzy mną a moim mężem - jemu szkodzi wiele produktów, które na mnie nie robią żadnego wrażenia, podobnie jest z alergiami kontaktowymi, które u niego pojawiają się z byle powodu. No cóż, warto być uważnym.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
dokładnie, trzeba uważać :) a koty trochę warzyw też zjedzą, nawet w puszkach im czasem jakieś warzywa przemycają, ale warto szczególnie pilnować żeby nie dawać im nic z cebulą, która jest dla nich śmiertelna... no tak jak piszesz : przede wszystkim zalecana jest ostrożność. Twoje koty to w ogóle mają jak pączki w maśle :) na pewno wiele kotów by tak chciało mieć :)
UsuńCzasem sama im zazdroszczę :))))))
UsuńJestem trochę zdziwiona niektórymi pozycjami na liście ale cóż, człowiek uczy się całe życie:) O swoich roślinach staram się dowiedzieć jak najwięcej bo trzeba być ostrożnym. Tym bardziej, że teraz po ogrodzie biega nasza wnusia. Nigdy nie miałam sagowca ale jest piękny i bardzo efektowny. Zachwycił mnie też kwitnący aloes. Przez wiele lat mieliśmy aloesy ale nigdy nie doczekałam się kwiatów. Trzymałam je w wielkich donicach, które na zimę trzeba było chować. Teraz nie ma już kto dźwigać:) Co do kociaków to nie mam żadnych doświadczeń bo ja raczej psiarą jestem ale Wasza kocia rodzinka jest wspaniała.
OdpowiedzUsuńUściski Małgosiu:)
Lista dość zaskakująca, niektóre pozycje chyba trochę na wyrost, ale przynajmniej zwraca naszą uwagę, że niebezpieczeństwo może się czaić nawet w pospolitych roślinkach.
UsuńAloesy też miałam przez wiele lat, dopiero dwa lata temu ten jeden zakwitł niespodziewanie, teraz ten sam powtórzył kwitnienie. Na lato też wynosimy je do ogrodu, zimę spędzają w dość chłodnym zimowym ogrodzie, gdzie mają jednak sporo światła. Nie wiem, co wpłynęło na to kwitnienie, podejrzewam że warunki zimowania.
Pozdrawiam Cię Ewuniu, najserdeczniej!
Piękne egzotyczne rośliny, podziwiam kwiaty aloesu. Ogromna lista trucicieli mnie zaskoczyła, ale widocznie koty są mniej odporne niż my, mnie przeraża dyptam...
OdpowiedzUsuńTwoje koty to prawdziwe piękności.:))
Serdecznie pozdrawiam.:)
Na Ostrowi uwielbiam miasteczko Rovinj, wróciłbym tam o każdej porze roku.
Podobno równie przerażająca jak dyptam jest ruta. Kto by pomyślał...
UsuńNa urlopie mieszkaliśmy w zasadzie właśnie w Rovinj, ale na wyspie Katarina - kilka minut wodną taksówką (stateczkiem). Miasteczko typowe dla wybrzeży chorwackich, z czasów rzymskich, urokliwe, ciekawe turystycznie, ale mieszkać dłużej to bym tam nie chciała. Na wyspie mieliśmy mnóstwo zieleni, spokój, zero samochodów i mało ludzi, a w Rovinj gęsto domy, te wąziutkie uliczki, i mnóstwo ludzi. Podobny jest Trogir, tylko nie taki pagórkowaty jak Rovinj. Dla mnie te miasteczka to owszem ciekawostka, ale mało pociągająca. Mąż natomiast zachwycony :).
Pozdrawiam serdecznie!
Ale cudowne kociory! I nowy! Wygląda na poważnego kota ;) Dobrze, ze sie zaaklimatyzował. Cieszy także przemiana tej najmniejszej i najsłabszej :) Przykro jednak, że ta starsza kotka co raz słabsza :( Ale super, że podzieliłaś się wiedza o tych ''niebezpiecznych'' roślinkach. To prawda jest ich całe multum. Myślę, że zwierzęta żyjące po za domem wiedza które rośliny im szkodzą, a które są bezpieczne. A pewien rodzaj ostrokrzewu jest wykorzystywany do ''herbaty''. Ale Twój mąż miał przygodę! Dobrze, że już wszytko w porządku. Jestem pod wrażeniem Twego aloesu! Przecudownie zakwitł, nie widziałam nigdzie w PL kwitnącego (ale sukulenty inne widziałam). Cieszę się bardzo, że się podzieliłaś tym sukcesem! Hortensje masz przebogate! Coś wiem o zbyt gęstym sadzeniu niestety :)
OdpowiedzUsuńNo tak, kotów u nas coraz więcej, ale jak widać lubimy te futrzaki i dobrze jest nam z nimi :))). Ogród przy tym zwierzyńcu schodzi zawsze na drugi plan, więc czasem nie nadążam z ogarnianiem rabatek. Moje hortensje mają jakiś taki zwichrzony pokrój, może za słabo je przycięłam na wiosnę, ale kwiatów mają dużo i to mnie bardzo cieszy :). Dziękuję za wszystkie miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńKotów nigdy dość ;) No tak człowiek się nie rozdwoi a ogród to bardzo dużo pracy niekiedy. Sama mam teraz wiele dylematów z moim ogrodem. Mimo, że w tym roku są takie Twoje hortensje, to mi się podobają, kwiatów dużo to znaczy że dobrze im ;) Dziękuję i także pozdrawiam cieplutko :)
UsuńWitajcie. Pięknie ci ta roślina wyrosła, gratuluję! Przychodzę jednak z pewnym problemem, otóż odziedziczyłam rośliny właśnie takiego egzotycznego pochodzenia i były one naprawdę piękne kiedy dostałam. Teraz natomiast po paru miesiącach wszystkie zmarniały, są klapnięte, czasami na liściach pojawiają się przebarwienia czy liście żółkną. Nie wiem co może być przyczyną takiego zachowania tych roślin. Jakieś sugestie?
OdpowiedzUsuńWidocznie zmieniły się warunki, w jakich teraz rosną. Trudno tak coś doradzać, nie widząc roślin. Może mają za dużo wody albo za mało, za dużo słońca albo za mało, przeciągi, twarda woda, za mało albo za dużo minerałów, może coś je zaatakowało, jakieś przędziorki, choroba grzybowa itp. Jeśli zostały przeniesione na nowe miejsce, to może potrzebują trochę czasu na dostosowanie, adaptację. Może "mieszkały" w bardzo słonecznym mieszkaniu, a u Ciebie jest ciemno, albo wręcz odwrotnie. Spróbuj popytać w dobrej kwiaciarni albo centrum ogrodniczym, zrób zdjęcia, ewentualnie weź listek z uszkodzeniami i pokaż fachowcowi, opowiedz w jakich warunkach rośliny żyją, jak je podlewasz, czym zasilasz itp. Ja się jednak za mało znam na roślinach, o kilku coś tam wiem, bo je akurat mam i poznałam ich upodobania. Życzę powodzenia!
UsuńMarzyl mi sie czarny kot a mam bialo czarnego... strasznie go kocham lobuza. Zaraz bedzie rok jak jest u.nas. O dziwo za rosliny sie nie bierze, lubi raczej je zrzucac z parapetu. Wasz nowy koci lokator jest naprawde uroczy, oczywiscie tamte ksiezniczki takze :) Zazdroszcze Ci trzech kiciow. Elaborat bardzo ciekawy, ten o roslinach rowniez. Widac ze znasz sie na rzeczy.
OdpowiedzUsuńTrzy kicie to siostrzyczki, ale oprócz nich są jeszcze dwie starsze kotki i szósty ten czarny Grubcio. Koty jak ludzie - mają różne charaktery i upodobania, niektóre w ogóle nie interesują się kwiatkami :).
UsuńPozdrawiam serdecznie!