piątek, 30 czerwca 2023

Książki. Božidar Jezernik o kawie, Agatha Christie... o tym co zwykle ;).

Konsekwentnie czytam kolejne książki o kawie. Tutaj (klik) opowiadałam o bardzo ciekawej pozycji dla kawoszy, a za jakiś czas będzie (mam nadzieję)  cały post "kawowy" - o metodach parzenia, o książkach, o sprzęcie i gadżetach, o kawie w ogóle. Ale to jeszcze chwilę potrwa. Tymczasem dzisiaj najnowsza pozycja z listy kawowej literatury.

  • BOžIDAR JEZERNIK - "Kawa". Wydawnictwo Czarne, 2021r, 248 stron



Niby esej. Tak przynajmniej zaznaczono na okładce, zabrałam się więc za czytanie z dużym entuzjazmem, tym bardziej, że w notce wydawniczej obiecano mi "barwną opowieść" o kawie. Ale entuzjazm opadł mi już w trakcie pierwszego rozdziału i później było już tylko gorzej. Bo jest to rzecz jest dość ciężka, napisana w dodatku bez literackiego polotu i osobistych refleksji autora, jak na esej przystało. Mnóstwo informacji, to prawda, ale sucho wyłożonych, trochę wymieszanych niestety i niezbyt dobrze zredagowanych. Sama długość (rozmiar solidnej powieści) i napakowanie informacjami skłania mnie bardziej do porównania tego dzieła z monografią, choć też nie do końca. Na pewno nie jest to krótka forma do przeczytania za jednym posiedzeniem, nawet dość długim. Ilustracje trochę bez związku z treścią, dużo fragmentów powtarza się, generalnie sporo chaosu. Zabrakło sprawnej redakcji i ciekawych anegdotek. Kompletnie mnie to nie porwało i nie wciągnęło. To wszystko sprawia, że czytanie tej książki nie jest przyjemne, żadna to "barwna opowieść", jak zapowiada wydawca. Jest jednak mnóstwo konkretnych informacji o historii czarnego napoju, o uprawach, zwyczajach itd. Spodziewałam się jednak czegoś innego - miłej i wciągającej lektury. Trójka z plusem - trójka za styl, a ten plus za ogrom wiedzy kulturowej i historycznej. Dla prawdziwych pasjonatów.


*****

No i kolejne tomy kryminałów pióra Agathy Christie, wszystkie wydane w ramach Kolekcji Jubileuszowej przez Wydawnictwo Dolnośląskie (seria ukazuje się od roku 2020). Tym razem wybrałam książki wcześniej zupełnie mi nieznane, ot tak, żeby sprawdzić, czy mistrzyni gatunku utrzymała w nich swój styl i poziom.

Jeśli chcecie poznać moje opinie o innych książkach królowej kryminału, to znajdziecie je tutaj:

http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2019/10/ksiazki-dawna-medycyna-jej-tajemnice-i.html

i tutaj:

http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2022/11/ksiazki-christie-ristujczina-empicka.html


  • AGATHA CHRISTIE - "Czarna kawa".   Wyd. Dolnośląskie, 2023r, 208 stron.


Jak by nie było - nie tylko moja ulubiona autorka kryminałów, ale i kawa w tytule ;).

No cóż... Z jakiegoś powodu jedne książki utrzymują się na szczycie list bestsellerów, wznawiają nakłady, rozchodzą się jak świeże bułeczki, a inne są ogółowi czytelników słabo znane. Albo nieznane zupełnie. O tej "Czarnej kawie" wcześniej jakoś nie słyszałam. 

Niestety jednak - od początku lektury miałam mieszane uczucia, źle mi się to czytało, nic mnie nie wciągało, coś było nie tak... Z jednej strony - intryga zapowiada się interesująco (otruty zostaje wynalazca niezwykle silnego materiału wybuchowego, w tle skomplikowane relacje rodzinne), z drugiej - wprowadzanie czytelnika w różne okoliczności i przedstawianie kolejnych postaci odbywa się w jakiś dziwnie toporny i sztuczny sposób, brakuje psychologicznej charakterystyki, pobocznych wątków i typowego dla Christie bogatego entourage'u. Poirot pokazany jako wyjątkowo irytujący bufon. Niektóre sytuacje opowiedziane niemal w punktach: X wszedł, Y wziął filiżankę, X stanął obok, sięgnął po filiżankę, Y postawił filiżankę na stoliku, Z podniosła filiżankę, Q się odwrócił trzymając filiżankę - i tak przez całą stronę. Jakaś masakra... Coś mnie w końcu tknęło i zrobiłam to, co zwykle czynię na początku, a tu jakoś pominęłam rytuał: obejrzałam zatem okładki, wklejki, stronę tytułową i tak dalej...

No i dopiero wtedy na stronie tytułowej tomiku przeczytałam, że jest to adaptacja Charlesa Osborne'a sztuki A. Christie "Black coffee". Szczerze mówiąc nie doczytałam też szczegółów na stronie księgarni internetowej... Ale (poniewczasie) zajrzałam, żeby sprawdzić, czy coś o tym było, czy nie... No i otóż na stronie Gandalfa ani słówka na temat adaptacji. Wzmianka takowa jest za to na stronie Empiku, czyli można. Generalnie wolę zamawiać w Gandalfie, ale wkurzają mnie te ich opisy, sklecone przez nieudolnego copywreitera, takie irytujące i nic nie mówiące blablabla. Na ogół czytam wcześniej recenzje na różnych portalach, zanim coś zamówię, ale tym razem niemal w ciemno wzięłam z rozmysłem mało znane tytuły, no i tym sposobem zaliczyłam dwa rozczarowania i wyrzuciłam kasę w błoto...

Jako autorka książki wymieniona jest Christie, więc do głowy mi nie przyszło, że tu może być taka niespodzianka. A już kilka razy nacięłam się na takie przeróbki i podróbki znanych pisarzy, po ostatnim razie obiecałam sobie, że nigdy więcej czegoś takiego nie wezmę do ręki. No i przegapiłam ten szczegół, stało się, kolejna nauczka.

W zasadzie autor adaptacji chyba niewiele wniósł do scenariusza, książka składa się głównie z dialogów i scenopisów, a to, co pan Osborne dopisał, jest marnym lepiszczem i niestety bardzo słabo oddaje styl pani Christie. A zatem: intryga - na tak, styl - nie bardzo. Powiedzmy trójka z plusem. Trója dla Osborne'a, plus dla Christie. A w sumie szkoda, że ona sama nie przerobiła tej sztuki na powieść. No i uważam za nieporozumienie, że ta pozycja została włączona do Jubileuszowej Kolekcji powieści Agathy Christie. Nie polecam.


  • AGATHA CHRISTIE - "Śmierć lorda Edgware'a" - Wyd. Dolnośląskie, 2023r, 270 str.



Och, jaka ulga po tej "Czarnej kawie"! - znowu Agatha Christie w swojej autentycznej, niezrównanej formie! Kolejny tomik zaczęłam czytać od razu po tamtej przeróbce Osborne'a i od razu zrobiło mi się lepiej. Jakaż to jednak ogromna przyjemność - zanurzyć się w świecie wykreowanym i opowiedzianym genialnie przez królową kryminału :). Zupełnie inna jakość! A więc: wspaniale odmalowane wizerunki postaci - zarówno te zewnętrzne, jak i psychologiczne, kolejne elementy skomplikowanej kryminalnej układanki wprowadzane do akcji nienachalnie, z elegancką finezją, do tego piękny literacki język... Tak, to jest prawdziwa Agatha Christie :). 

Z notki wydawniczej: "Jedna z najbardziej kontrowersyjnych powieści Agathy Christie z lat 30. dyskretnie dotyka ówczesnych tematów tabu: antysemityzmu i homoseksualizmu.". No, powiedziałabym, że baaardzo dyskretnie ;). Ale za to mamy wciągającą opowieść, w której napięcie rośnie bardzo powoli, wręcz niezauważalnie, aż gdzieś w 3/4 książki, kiedy w głowie wirują nam już szaleńczo splątane elementy układanki, przestajemy ogarniać cokolwiek i uświadamiamy sobie nagle, że intryga jest tak wielopiętrowa i wielowątkowa, że musimy przestać snuć domysły, bo oto jesteśmy w samym oku cyklonu, w najgłębszej czarnej dziurze i matni bez wyjścia. I pozostaje nam tylko podążać za Poirotem i czekać, aż genialny detektyw połączy wszystkie nitki i poda nam najmniej oczekiwane rozwiązanie zagadki na tacy. Fantastyczna powieść, szóstka z plusem!


  • AGATHA CHRISTIE - "Zerwane zaręczyny" - Wyd. Dolnośląskie, 2022r, 240 str.



Książka zaczyna się co prawda od krótkiej sceny w sądzie, gdzie młoda kobieta zostaje oskarżona o morderstwo, ale zaraz potem mamy długą retrospekcję w stylu sielsko-romantycznej historyjki. Akcja rozwija się powoli, spokojnie... Wraz z upływem czasu atmosfera zaczyna gęstnieć, pojawiają się mroczne sprawy, tajemnice, zranione serca, potem jedna nagła śmierć, zaraz po niej kolejna... Trzeba przyznać, że Christie potrafi niepostrzeżenie, ale konsekwentnie, budować napięcie i w miłą opowiastkę wplatać pełne grozy wydarzenia, w ślad za którymi ciągną się niewyjaśnione, ciemne historie... Oczywiście na końcu Poirot częstuje nas nieoczekiwanie zupełnie zaskakującym rozwiązaniem zagadki. Książka ciekawa, intryga odpowiednio zamotana, ale w sumie nieco słabsza niż wspomniana wyżej "Śmierć lorda Edgware'a". Mimo wszystko daję 5+. Pięknie opowiedziana historia, jest tajemnicze morderstwo, jest romans, wyraziste postaci. Miło się czyta.


  • "ŚMIERĆ NADCHODZI JESIENIĄ" - Wydawnictwo Dolnośląskie, 2022r, 400 stron.




To właściwie zbiór opowiadań, nieco mniej klasycznych niż inne kryminały Agathy Christie, za to zawierających sporą dawkę grozy i zjawisk nadprzyrodzonych. Jak pisze wydawca - tomik zawiera najbardziej przerażające i enigmatyczne sprawy Herkulesa Poirot i panny Marple. No cóż, tak jak w przypadku "Czarnej kawy" - nie doczytałam przed zamówieniem informacji, że to zbiór krótkich opowiadań, a nie pełnowymiarowa powieść. Zaciekawił mnie raczej nieznany mi tytuł i wrzuciłam książkę w ciemno do koszyka. Wspominałam w innym wpisie o książkach Christie, że nie przepadam za opowiadaniami i na przykład "Dwanaście prac Herkulesa" zupełnie nie przypadło mi do gustu, głównie za sprawą krótkiej formy. Ale, jak sama Christie mówiła, tamte opowiadania były "zapchajdziurą", która w kryzysowym momencie miała jej po prostu przynieść jakiś szybki dochód. Był to logiczny ciąg kolejnych spraw kryminalnych, rozwiązywanych przez nieocenionego Poirota według pewnego schematu, można więc uznać to za jednolitą powieść. Tutaj natomiast mamy zupełnie nie powiązane ze sobą króciutkie historyjki, z których czasem niewiele wynika. Czasem miałam wrażenie, że zabrakło jakiegoś sensownego zakończenia. Takie zapiski pomysłów, które byłyby dobrą bazą do napisania powieści, ale zamknięte w mocno okrojonej formie... Jestem na nie, ale znam osoby, którym podobała się właśnie ta krótka forma. No ale ja jednak nie tego szukam u Christie. Lubię te drobiazgowo opisane historie, szczegółowe przedstawienie bohaterów i innych okoliczności. W opowiadaniach po prostu brakuje na to miejsca.

*****
Podsumowując wrażenia z lektury tych czterech książek Agathy Christie... To miał być taki eksperyment, czytanie przypadkowych, nie znanych mi dotąd książek tej autorki. Na przyszłość jednak będę pamiętać, żeby kolejnych nie brać w ciemno, tylko starannie wybrać porządne kryminalne powieści, żadne tam opowiadania czy adaptacje!

A na Pintereście znalazłam taką ciekawostkę:


Taka księga to chyba tylko ciekawy gadżet dla fana Christie, bo czytać takiego kolosa to raczej ciężko by było :))).
*****

sobota, 24 czerwca 2023

Takie tam...

Żaden sensowny tytuł wpisu nie przyszedł mi do głowy, no bo jak nazwać takie coś? Może - kolaż geometryczny? Z pewnością jest to kolaż, a nawet dwa, a przewaga ułożonych w równych rzędach i kolumnach kwadratów i doklejonych do nich równie "porządnych" elementów zasługuje na skojarzenie z geometrią. W sumie to lubię takie proste, uporządkowane, nie przekombinowane formy, więc samo jakoś tak wyszło :).



Pierwotny pomysł był nieco inny, bardziej zwariowany, zarówno co do kształtów, jak i kolorów, ale szykując sobie warsztat pracy i materiały, natknęłam się na spory stosik kartoników w różnych kolorach i wizja projektu zaczęła ewoluować. Te kartoniki to dość sztywne przekładki do segregatorów, które kiedyś odłożyłam przy porządkowaniu starych dokumentów firmowych i kasowaniu niepotrzebnych papierów. Niektóre mają dodatkowo ciekawą fakturę, wyciskane esy-floresy, lekko satynowy połysk lub drobne prążki. Wówczas, chowając te przekładki, jeszcze nie miałam żadnego konkretnego pomysłu, co z nimi zrobię, ale jakoś szkoda było wyrzucić :). No i teraz jakoś tak kusząco do mnie przemówiły...




Obie prace są w podobnym układzie niemal lustrzanym, mają wymiary A3, czyli około 30x40cm. Wykorzystałam rzeczone przekładki w kolorach ciemnej i jasnej czerwieni oraz jasnym ecru (jak zwykle słabo widać na zdjęciach niuanse kolorystyczne), kawałek papieru czerpanego, grubszy karton w kolorze ciemnego piasku i w miodowym, złoty cieniutki sznureczek, jedną pociętą na kwadraty moją własną złotą mandalę wyrysowaną na czarnym papierze - z tego wpisu: http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2020/01/tak-powstaja-gwiazdy-i-pustynne-roze.html (najmniej mi się podobała, to poszła pod nóż), a za tło posłużyły kartki grubego papieru 300g, w kolorach jasnego piasku. 





Wszystkie rysunkowe elementy wykonane są złotym żelopisem, co chyba też nie za bardzo jest widoczne na tych zdjęciach.

W sumie to sama nie wiem po co mi to, bo w domu raczej takich dekoracji nie powieszę, nie pasują. Pomyślałam, że z uwagi na te symbole kolorów kart mógłby to być prezent dla jakiegoś brydżysty czy innego karciarza... ale czy dzisiaj w ogóle ludzie grają w karty? Dawniej spotykano się na brydża, pamiętam jak rodzice mieli takie karciane wieczory ze znajomymi, a za moich lat licealnych grywało się (na wagarach!) w tysiąca i w jakieś proste gry typu makao, w każdym razie zawsze ktoś miał pod ręką talię kart. Moje dzieci miały już gry komputerowe i karty popadły w niełaskę... Chyba nawet żadnej talii w domu nie mamy... O tempora, o mores...!




Docelowo planuję jeszcze passe-partout, ale będzie potrzebne podwójne i o znacznej grubości, bo te naklejone elementy są jednak trochę wystające, a całość ma być pod szkłem. Tak więc udaję się na poszukiwania odpowiedniego materiału :).



*****