No i jest drugi, obiecany kolaż (tutaj był pierwszy). Zgodnie z sugestią mojego syna miała być pustynia, egipskie skojarzenia, wielbłądy, piramidy, Sfinks. Kolory ciepłe - piasek, ugry, sepie, beże, ale też oranże, bursztyn, złoto, bo takie się podobają. Do dyspozycji: karton i tektura wielowarstwowa (z opakowań przeróżnych), farby akrylowe, klej Wikol, trochę rozmaitych śmieciowych przydasi (konkretnie włóczka i guzik), no i fantazja.
Dwa ujęcia w różnym oświetleniu, a i tak nie widać realnych kolorów, tam jest więcej żółci, nie wszystko takie cynobrowe, ale aparat wie lepiej.
Uwielbiam sztukę starożytnego Wschodu, więc kusiło mnie, żeby wcisnąć w ten projekt jak najwięcej elementów z tamtej epoki. Poza piramidami i Sfinksem są zatem hieroglify (nie próbujcie ich odczytywać, bo to przypadkowy misz-masz :))) ), ale fragment kolumny staroegipskiej ostatecznie sobie odpuściłam, żeby nie przeładować kompozycji. Ale za to obowiązkowo jest karawana :).
W fazie projektu karawana, dla przymiarek schematycznie narysowana na kartce, jeździła raz na dół, raz w górę obrazu... Palma, jako symbol oazy, to pojawiała się, to znikała, piramidy się przesuwały to tu to tam, sfinks raz był na tle piramid, raz z boku. Ciągle mi było mało miejsca na to wszystko, bo miał być jeszcze przecież bezmiar pustyni, a tu taki tłok! No ale jakoś to w końcu upakowałam, a całość ma rozmiar słuszny, więc przestrzeń też jest :).
W poprzednim kolażu zaszalałam twórczo z wytłoczką po jajkach wkomponowaną w pudełko po pizzy, tym razem zabrakło mi ciekawych pomysłów na temat wzbogacenia faktury dzieła... Przeszło mi przez myśl, żeby zrobić Wielkiego Sfinksa z papier-maché. Ostatecznie jednak porzuciłam ten zamiar, bo i tak musiałabym go mocno spłaszczyć, żeby mi za bardzo nie wystawał z całości, a po drugie chciałam zachować na całej kompozycji efekt gładkiej płaszczyzny, rozległej przestrzeni, pomimo wielu poutykanych elementów. No i ostatecznie Sfinks jest w ugrzecznionej wersji tekturkowej. Starałam się jednak, żeby nie był zbyt idealnie wystylizowany i przypominał jego obecną, zmasakrowaną nieco postać, którą najlepiej znamy. Bo oryginalne, starożytne oblicze, było upiększoną wersją podobizny faraona Chefrena, w dodatku pomalowaną w dość jaskrawe barwy. W sumie to pierwsza surowa, tekturkowa wersja wyszła mi najlepiej, ale podkusiło mnie, żeby ją podmalować, no i efekt nie jest do końca taki jak chciałam. Najzabawniej było, jak na pewnym etapie przeróbek Sfinksowi niechcący zrobiłam wytrzeszcz oczu, skierowany trochę po skosie, co wyglądało, jakby go ta karawana mocno zdziwiła i wkurzyła :)))).
Natomiast co do piramid... Jak wiadomo, piramidy obecnie mają nierówną, schodkową powierzchnię, częściowo na skutek erozji, ale przede wszystkim - rabunku. Pierwotnie bowiem bloki kamienne (lub, jak mówią niektórzy badacze - odlane ze starożytnej odmiany betonu piaskowo-gliniano-wapienno-krzemowego, i mnie ta wersja jakoś bardziej pasuje) były pokryte polerowanym wapieniem, a szczyty - złotymi płytkami. Potężne ostrosłupy lśniły więc w słońcu pustyni oślepiającym biało-złotym blaskiem, co niewątpliwie robiło oszołamiające wrażenie. Oczywiście po wiekach okoliczni mieszkańcy uznali te budowle za doskonałe źródło materiału budowlanego, że o złocie nie wspomnę...
Żeby jakoś nawiązać do tego pierwotnego wyglądu - dodałam nieco złota tu i ówdzie. A w słońcu wykorzystałam patent z poprzedniego kolażu, tylko tam był bawełniany sznurek, a tutaj wiskozowa włóczka z lekkim połyskiem. Karawanę po prostu namalowałam, bo jednak wycinanie tych wielbłądzich nóżek trochę mnie przerosło ;). Palma za to jest trójwymiarowa, tzn. kilka liści z pomalowanego papieru wystaje z podłoża, reszta drzewa jest z tekturki odartej z tegoż papieru, ze dwa liście domalowałam. Nie wiem czy to widać, ale dwa liście odwijają się odstając całkiem od podłoża (i nie ma tam koloru błekitno-zielonego, to jakiś efekt mojego aparatu):
Rozmiary tego dzieła to około 70x100cm. A tutaj dla porównania kolaż pustynny z tym wcześniejszym, abstrakcyjnym, o połowę mniejszym:
No i wnioski mam takie: wycinanki i wyklejanki, których nie lubiłam w szkole, teraz uważam za świetną zabawę, podoba mi się ten recykling i pewnie wkrótce coś jeszcze wymyślę, ale pójdę raczej w kierunku abstrakcji. Chyba. Bo konieczność trzymania się jakiegoś realnego tematu trochę ogranicza moją kreatywność, za bardzo staram się oddać wiernie główny temat. Ale jeszcze zobaczymy... A na razie - na tapecie mam akwarelki :).
*****
Z życia moich kotów taka ciekawostka: okazało się, że Kocia, najbardziej wybredna spożywczo z całego stada, uwielbia słonecznik! Zostawiłam kiedyś na blacie w miseczce łuskane ziarna, Kocia zajrzała, spróbowała, myślałam, że na tym się skończy, a ona się na dobre przysiadła i wyjadła całkiem sporo. Zostawiłam w takim razie ziarenka, bo jednak po kocie jeść nie będę (chociaż zdarza się, że ja jem jajecznicę z jednej strony talerza, a kot z drugiej) - i po pewnym czasie Kocia znowu wcinała słonecznik, aż jej się uszka trzęsły :). Lubi też siorbać marynatę ze śledzi po wiejsku, czyli ocet z olejem, przyprawami i zapachem śledzia :))). A mięska surowego, którym pozostałe kociambry się zajadają, Kocia nawet nie tyka. No taka z niej dziwaczka i wegetarianka :))). Co się zresztą kotu dziwić, Dżemik z kolei potrafi za jednym zamachem zjeść pół torebki suszonych śliwek, następnie garść suszonej żurawiny i jeszcze zagryźć to arbuzem, winogronami albo gruszką. Podobno ludzie dają psom tartą marchew z jabłkiem, ale z żadnym z naszych psów to nie przeszło, one mają inne upodobania. Dżemik marchewką pluje, a jabłka najchętniej jada suszone, ewentualnie jak już są na naszej jabłonce, to zrywa sobie prosto z drzewka i zjada w całości. I tak to.
*****
Moi mili, ostatnio blogger robi mi nieprzyjemne psikusy, a mianowicie wrzuca niektóre komentarze do spamu. Dlaczego? - tego pewnie nie wiedzą nawet twórcy tej beznadziejnej nowej wersji, reguły nie ma w tym żadnej. Ale za to potrafi przepuścić do publikacji prawdziwy spam (wielokrotnie od tego samego spamera), muszę więc być czujna i wywalać to ręcznie. W każdym razie jeśli się zdarzy, że nie zobaczycie od razu swojego komentarza, to widocznie zadziałał porąbany algorytm bloggera, ale ja każdy komentarz na pewno wyłowię ze spamu i "uaktywnię", tyle tylko że może to potrwać dzień lub dwa, bo nie codziennie zaglądam na blog.
W poprzedniej wersji spam był dla mnie widoczny od razu, w osobnej zakładce komentarzy na panelu sterowania. Teraz wszystkie są razem, te opublikowane i te uznane za spam, niczym nie wyróżnione, a ja zauważam różnicę dopiero jak chcę odpowiedzieć na komentarz i nie ma go pod postem na blogu. Wtedy wracam do listy komentarzy, najeżdżam na ikonki z boku, widoczne właśnie dopiero po najechaniu kursorem, i odhaczam "nie spam", potem jeszcze muszę odpowiedzieć na głupie pytanie czy na pewno chcę opublikować. Te wszystkie nowinki są zapewne po to, żeby zniechęcić użytkowników do korzystania z bloggera.
A już zupełnie mnie zdołowała informacja Amyszki, że blogger-świnia zablokował jej niewinny post o drapaku dla kotków! Jak mniemam, to wina twórców algorytmu odsiewającego niepożądane treści, bo - jak mawia mój informatyk - samo się nie zrobiło, bo samo to się tylko błyska i grzmi! Co człowiek zaprogramuje, to system/program informatyczny wykona.
I to by było na tyle, chciałam się w związku z powyższym rozpisać na temat sztucznej inteligencji i co ja myślę o tworach informatyków, istot jakby nie było niedoskonałych, ale darujmy sobie te nerwy.
*****