Oczywiście to kolejny temat lekcji z doktorem Tomaszem Wełną.
Lekcja odbyła się jakiś czas temu, ale dzisiaj sobie ją odtworzyłam, ponieważ akurat zbiegły się dwie okoliczności - właśnie odgrzebałam ten film w archiwum strony Pracowni OKO, a równolegle znalazłam w naszym ogrodzie zimowym zasuszoną ważkę... nieco nawet "przeterminowaną", bo straciła swoje naturalne kolory. Jak się tam znalazła i co było przyczyną jej śmierci - tego się nie dowiemy... Zdarza się dość często, że do naszego ogrodu zimowego wpadają zabłąkane owady i niekiedy nie potrafią znaleźć drogi wyjścia, najczęściej zaplątują się w lamelki żaluzji, albo z jakiegoś innego powodu dokonują żywota pośród roślin doniczkowych. Jak przyuważymy stworzonko żywe, to wyłapujemy i wynosimy. Pszczółki, motylki, nawet pająki. Ważki odwiedzają nas często, bo mamy oczko wodne z wieloletnią biocenozą, stworzonek wszelkiej maści uwija się tam mnóstwo, zarówno w samej wodzie jak i wokół niej.
...no i ta znaleziona mumia ważki natchnęła mnie do rysowania przy filmie pana Tomasza.
Ostatnio pokazuję Wam takie różne obrazki, które może nie są moją dumą, ale stanowią zapis ćwiczeń w malarstwie i rysunku. Oczywiście najchętniej marzę sobie o dużych i bogatych w treść i formę obrazach wychodzących spod mojego pędzla, widzę je nawet całkiem dokładnie w moich fantazjach, ale bądźmy szczerzy - w praktyce nawet z małymi obrazeczkami często mi nie idzie... Więc zamiast marzyć, trzeba się wziąć do roboty i ćwiczyć, ćwiczyć...! Nie zawsze mam czas, ale staram się jak najczęściej siadać w moim twórczym kąciku i codziennie coś tam przynajmniej naszkicować, albo jakiś kawalątek czegoś namalować. Bardzo dużo daje mi też samo oglądanie i słuchanie lekcji pana Tomasza i pani Darii, oboje przekazują ogrom niezwykle ważnych informacji, przydatnych w nauce rysowania i malowania (i nie tylko!).
Bardzo się cieszę, że trafiłam na stronę Pracowni OKO, aż się dziwię, że takich miejsc w sieci jest jak na lekarstwo, przynajmniej jeśli chodzi o strony polskojęzyczne. Widocznie artystów z talentem dydaktycznym mamy w Polsce niewielu (albo im się nie opłaca...). W moim mieście do niedawna nie było w ogóle takich miejsc, gdzie dorośli ludzie mogliby rozwijać swoje malarskie pasje pod okiem dobrego nauczyciela. W ostatnich latach pojawiły się dwa takie ośrodki, ale z różnych powodów nie odpowiadały mi. Albo środowisko samych emerytów (-ek), co jakoś mnie nie pociąga, albo przygnębiające miejsce i osoba prowadząca pozostawiające sporo do życzenia... Może ja za bardzo grymaśna jestem? No ale w każdym razie Pracownia OKO jest dla mnie miejscem idealnym! Lekcje nieustająco mnie zachwycają! W dodatku nie ograniczają mnie godziny czy problemy komunikacyjne, bo wystarczy włączyć komputer, wybrać dowolny film, kliknąć enter i voila!
Wracając do ważki... Pan Tomasz pokazywał rysowanie owada stalówką i tuszem, ja sobie ułatwiłam korzystając z cienkopisów. W dawnych czasach rysowałam tzw. piórkiem, czyli właśnie stalówką na obsadce maczaną w tuszu kreślarskim, bo była to epoka we wczesnej fazie wynalezienia pisaków i takich ekstra cienkopisów jak są teraz - wówczas jeszcze nie było. A że rysować tuszem lubiłam, to szybko przyzwyczaiłam się do tego niełatwego narzędzia do tego stopnia, że potem ciężko mi było przestawić się na cienkopisy. Uważałam je za narzędzia nieprofesjonalne :). W pewnym momencie jednak zrobił się problem, bo z chwilą ekspansji pisaków porządne "piórka" zniknęły z rynku. Czasem nawet w sklepie plastycznym nie wiedziano za bardzo o czym ja mówię, pytając o piórko czy artystyczną stalówkę do tuszu. Tak więc z czasem przestawiłam się na cienkopisy i w końcu tak je polubiłam, że teraz ciężko mi nawet pomyśleć o powrocie do stalówek. Prawda jednak jest taka, że to zupełnie inny rodzaj rysowania, chociaż na pozór efekt identyczny. W trakcie tej lekcji napatrzyłam się na staranne pociągnięcia piórem w wykonaniu pana Tomasza i... chyba kolejne zamówienie w sklepie plastycznym powiększy się o obsadkę z angielską stalówką :). Jest coś magicznego i szlachetnego w takim tradycyjnym rysunku tuszem z kałamarza...
Tymczasem jednak ważka została narysowana cienkopisem. To miała być najprostsza sprawa w tym obrazku. Ale coś mi się pokiełbasiło z segmentami kadłuba. Więc rysowałam dwa razy. Drugi raz też nieidealny. Mogłam machnąć ręką po pierwszym razie, bo kto mi będzie liczył ile jest tych segmentów czy pasków na kadłubku, niby nie takie to istotne, ale właśnie te drobne elementy składają się na podobieństwo do modela czyli zdjęcia referencyjnego. Wszyscy malują według tego samego zdjęcia, a każdemu jakoś inaczej ta ważka wychodzi. Oczywiście panu Tomaszowi najbardziej realistycznie. Ale posłuchajcie tej lekcji, to zobaczycie jaki ogrom wiadomości o budowie (i zwyczajach) ważek przekazał nam pan Tomek. Jak się wie dokładnie jak zbudowany jest obiekt, to się go nie rysuje "po omacku", tylko ze świadomością jak poszczególne elementy powinny wyglądać i łączyć się ze sobą. Po to właśnie wielu artystów dogłębnie studiuje anatomię lub botanikę.
Jak się uporałam z rysunkiem, nastąpił równie interesujący etap malowania akwarelą. Niby nic takiego niezwykłego, z grubsza wiem, jak się akwarelami maluje, ale zobaczyć przy pracy prawdziwego artystę, to zupełnie inna bajka. Kiedy przyglądałam się, jak powoli, starannie i delikatnie pan Tomasz prowadzi pędzel z odrobiną farby, jak buduje trójwymiarowy korpus owada, nanosząc kolejne cieniusieńkie warstwy koloru - zrozumiałam, że moim częstym błędem jest pośpiech. Nie przykładam się wystarczająco uważnie do stopniowania natężenia barw i do malowania warstwami, co w akwareli jest niezwykle istotne. A druga sprawa to tło. Czasem maluję akwarelą tylko obiekt główny, natomiast nie przywiązuję wagi do tła, pomijam je zupełnie, albo ledwo zaznaczam jakąś monochromatyczną plamą. A tymczasem tło jest bardzo ważnym elementem, potrafi całkowicie odmienić nasz obraz!
Nie wiem jeszcze, co Wam zaprezentuję następnym razem, bo warsztat artystyczny zaczyna mi się rozrastać, co mnie zresztą cieszy i nakręca :). Trochę rysuję, trochę maluję z panem Tomkiem i panią Darią, zrobiłam też kilka szkiców do własnych obrazów (jeden olejny w zasadzie chyba mogę już pokazać światu) i jeszcze naszło mnie na zupełnie inne wytwory, takie tam niewielkie kolażo-instalacje... Równolegle mam w domu kolejny remont, a właściwie przemeblowanie, więc jest okazja do szaleństw dekoratorskich. Kasy na to nie chcę przeznaczać, bo są inne priorytety, wiec tym bardziej tworzę sobie różne własnoręczne dłubanki :).
*****