sobota, 8 czerwca 2024

Wszędzie dobrze, ale na blogu najlepiej :).

Jak szybko wybyłam, tak szybko powracam. I jak szybko wskoczyłam "Na kanapę", tak szybko z niej zeskoczyłam.

Niektórzy z Was pewnie nawet nie zauważyli, że na krótki czas zawiesiłam blog (tzn. usunęłam możliwość zaglądania do niego), bo trwało to rzeczywiście niezbyt długo. A prawie już nosiłam się z zamiarem całkowitego zamknięcia bloga... 

Zaraz to wszystko opiszę, ale najpierw zaprezentuję Wam dwie książki, o których niedawno tylko wspomniałam, podając linki do moich recenzji "Na kanapie". Z tą kanapą to był jednak niewypał, więc recenzje i wszelkie opowiastki o książkach wracają na blog ;). 


  • BERNARD WERBER - "Proroctwo pszczół". Wydawnictwo Sonia Draga, 2023r, stron 536.




Najpierw mój wzrok przyciągnęła wyrazista okładka i tytuł "Proroctwo pszczół". Znane jest - przypisywane Einsteinowi - twierdzenie, że kiedy zginie ostania pszczoła, ludzkość przetrwa jeszcze tylko cztery lata - jest ono zresztą zapisane jako motto przewodnie książki Bernarda Werbera. Fascynuje mnie życie pszczół, niepokoją zmiany klimatyczne i niszczycielska działalność człowieka, więc zaintrygowana tytułem poczytałam jeszcze recenzje i opinie, w których obiecywano mi wspaniałą lekturę, pełną fantazji związanej z podróżami w czasie, ale też naładowaną dużą dawką wiedzy naukowej. To drugie podziałało przyciągająco, na pierwsze chyba nieco przymknęłam oko. W sumie jednak nie tego się spodziewałam.

Chciałam więcej o pszczołach i więcej wizji przyszłości, może bardziej też coś o sposobach walki z degradacją naszej planety. Dostałam długie opowieści o szczegółach bitew w ramach wojen krzyżowych, które w takiej dawce były dla mnie męczące, mnóstwo dialogów, które w pewnym momencie też trochę mnie znużyły, generalnie zmęczyła mnie bardziej ta książka, niż zaintrygowała. Obiecywana w dużej dawce wiedza naukowa nie wykracza poza to, co jest mi doskonale znane, a nawet miałam pewien niedosyt. Historii za to zbyt wiele, w ramach nieustannych podróży w czasie bodaj raz tylko zaglądamy w przyszłość, natomiast połowa akcji dzieje się w czasach wojen krzyżowych - no cóż, zdecydowanie nie jestem fanką takich klimatów.

Główny bohater, profesor historii Rene Toledano, posiada umiejętność wprawiania siebie i innych w stan hipnozy regresyjnej, co umożliwia mu podróże w czasie. Ujrzawszy w czasie z jednej z podróży w przyszłość świat ginący w piekielnym upale, głodzie i pragnieniu, pogrążony w wojnie ogarniającej cały glob, szuka przyczyn tego stanu, a okazuje się nim wyginięcie pszczół. Wyniszczająca zmiana klimatu jest zarazem przyczyną zniszczenia pszczelej populacji. Okazuje się jednak, że istnieje jakiś sposób ma uratowanie planety, a zapisany jest w tajemniczym "proroctwie pszczół", spisanym niegdyś przez jednego z templariuszy. Korzystając więc z daru przenoszenia się w minione wieki, nasz bohater próbuje odnaleźć cenny wolumin z proroctwem. W akcję poszukiwawczą włączają się kolejne osoby. I tak przez 70% akcji książki co chwila skaczemy po różnych epokach, głównie zaglądając w czasy templariuszy i odbywając z nimi ich wyprawy. Nasz bohater nie jest przy tym jedynie biernym obserwatorem wydarzeń z przeszłości, bowiem wciela się w różne postaci, które jakoby były jego poprzednimi bytami. Dołącza do niego także jego przyjaciel, korzystając z nabytej umiejętności przenoszenia się w czasie i na własną rękę bierze udział w akcji poszukiwania zapisanego proroctwa. Czasem się spotykają i wzajemnie pomagają, czasem konkurują. W zasadzie mamy niemal światy równoległe, bo te przeskoki w czasie mają miejsce co chwila i w najprzeróżniejszych sytuacjach. W pewnym momencie przestało to być dla mnie atrakcyjne. Przy kolejnej migracji, kiedy Toledano ponownie ukrywa się w toalecie i siedząc na klapie sedesu wprawia się w trans - uśmiechnęłam się z politowaniem i westchnieniem znudzenia. Bo ileż można.

Jak więc mam podsumować moje wrażenia z lektury "Proroctwa pszczół"? Będzie to zapewne interesująca pozycja dla kogoś, kto chciałby dowiedzieć się czegokolwiek o tym, jak ważna jest rola pszczół w życiu na Ziemi i jak człowiek, dewastując środowisko, podcina gałąź, na której siedzi. Jest rzeczywiście sporo informacji o życiu tych pożytecznych owadów i o tym, co powoduje, że dramatycznie zmniejsza się ich populacja. No i jest sporo klimatów z czasów templariuszy. Dla mnie - książka przegadana, z dłużyznami, mało odkrywcza i niezbyt wciągająca. Nie wiem, czy - pomimo ciekawie brzmiących tytułów - sięgnę po inne książki Werbera...

*****

  • M. C. BEATON - "Lady Fortescue wkracza na scenę". Wydawnictwo "Świat Książki", 2024r, stron 192.



Rzut oka na okładkę książki M.C. Beaton "Lady Fortescue wkracza na scenę" - zarys postaci damy w sukni z tiurniurą, w tytule "lady", nazwa cyklu "Biedni krewni"... Intrygujące. Drugi rzut oka na notkę redakcyjną i trzeci - na jedną z recenzji. Zapowiedź wciągającej historii z czasów gregoriańskiej Anglii: podupadła finansowo lady Fortescue, mając w perspektywie życie w nędzy, postanawia energicznie działać i odwrócić bieg wydarzeń na swoją korzyść. Los stawia na jej drodze znajdującego się w podobnym położeniu pułkownika, który bez większych oporów, nie mając nic do stracenia, przystępuje do realizacji brawurowego planu swojej nowej wspólniczki. Postanawiają połączyć siły i swoje skromne kapitały, żeby ułatwić sobie życie i zaspokoić podstawowe potrzeby. Apetyt jednak rośnie w miarę działania i pojawia się śmiały pomysł włączenia kolejnych osób i urządzenie wspólnymi siłami hotelu. Natychmiast wyobraziłam sobie coś na kształt powieści Agathy Christie, jednej z moich ulubionych pisarek, więc z nadzieją na pyszną lekturę zabrałam się do czytania.

Od razu mogę napisać, że mój apetyt na dobrą opowieść został zaspokojony, chociaż z pisarstwem Agathy Christie nie ma zbyt wiele wspólnego, poza klimatem starej Anglii. Nie ma więc tutaj mocnych kryminalnych historii, których rozwikłanie jest główną treścią książek królowej kryminału, natomiast dostajemy zabawną, lekko napisaną opowieść o tym, jak zubożali arystokraci poradzili sobie z trudną sytuacją materialną. Nieźle się bawiłam przy tej lekturze, bowiem akcja toczy się wartko, zwroty wydarzeń niejednokrotnie mocno zaskakują, bohaterowie są wyraziści, wspaniale odmalowani, mamy też sytuacje mrożące krew w żyłach, niektóre dramatyczne, inne nie do końca zgodne z prawem, elementy czarnego humoru, romansu i czego tam jeszcze nie zabrakło! Na pewno jest to całkiem niezła komedia obyczajowa, a więc lektura z rodzaju lekkich, łatwych i przyjemnych. Po cięższych gatunkowo pozycjach była dla mnie świetnym przerywnikiem. Książeczka nie ma nawet dwustu stron, więc jej przeczytanie zajęło mi jeden wieczór, a ponieważ jest to pierwszy tom z cyklu "Biedni krewni", to na pewno sięgnę po kolejny tomik.

*****

A teraz historia mojego krótkiego rozstania z blogiem, równie krótkiego romansu z "Kanapą" i nagłego powrotu do bloga. Najpierw zatem - dlaczego porzuciłam chwilowo blog? Po pierwsze - ostatnio więcej czytam, niż maluję, a do wpisów o książkach zagląda niewiele osób, natomiast nie ma sensu pisać tylko sobie a muzom. Po odkryciu serwisu "Na kanapie" przeniosłam więc wpisy książkowe tamże i trochę tam wsiąkłam. Czytałam i pisałam recenzje, trochę się włączyłam w niektóre dyskusje, planowałam przyłączenie się do jednego z wyzwań książkowych. Początkowo sądziłam, że to będzie odpowiednie miejsce do rozpisywania się o moich lekturach. Ale zderzyłam się z dziwną rzeczywistością i zaraz Wam o tym bardziej szczegółowo opowiem. Po drugie - pozostawienie na blogu wpisów tylko z moimi obrazkami też nie ma sensu, bo głównym problemem jest jakość zdjęć, z którymi nie bardzo sobie radzę, a które nijak się mają do faktycznego wyglądu obrazów. Kolory zupełnie nierzeczywiste, kontrasty i nasycenie całkiem od czapy. Nie ma sensu pokazywać czegoś, co zupełnie nie wygląda tak jak to, co faktycznie namalowałam. A na kursy obróbki zdjęć nie wybieram się, szkoda mi czasu, który mogę poświęcić na czytanie lub malowanie. Fotografia nigdy mnie nie pociągała, no cóż, coś za coś... Tak więc mało brakowało, a blog całkiem by zniknął.

Dość szybko okazało się jednak, że "Kanapa" nie jest tym, za co ją uważałam.

A było to tak... I tutaj nastąpi opowieść ze szczegółami, które zapewne nie wszystkich interesują, ale ponieważ mole książkowe też tutaj zaglądają, to właśnie dla nich głównie będzie ten wywód. Bo może ktoś też planuje zagnieździć się "Na kanapie"? Ja niewiele o niej wiedziałam i dokładnego researchu nie zrobiłam, tylko zachęcona przez inną blogerkę niemal od razu założyłam sobie tam konto. Wrzuciłam kilka nowych recenzji, dorzuciłam sporo starszych, które zamieszczałam już kiedyś tutaj, na blogu, z myślą, że będę je wszystkie miała teraz razem w jednym miejscu, łatwe do wyszukania. Do listy przeczytanych książek zaczęłam dopisywać swoje lektury, czytałam na bieżąco recenzje, włączyłam się w komentowanie.

Zaraz jakoś w pierwszych dniach okazało się, że kilka moich recenzji komuś wpadło w oko i zostały wyróżnione przez redakcję. Za jakiś czas znowu jakiś mój tekst został wyróżniony. W sumie w tej chwili na 39 moich opublikowanych recenzji aż 11 jest opatrzonych etykietką "wyróżnione przez redakcję". No owszem, miło, niby mi nie zależy, ale zawsze to przyjemnie być docenionym przez fachowców. Aaaale... nooo... hmmmm... właśnie... Otóż... Zaczęłam przyglądać się baczniej tym wyróżnieniom, bo trochę mnie zdziwiło, że na przykład została wyróżniona jedna moja recenzja taka raczej pobieżna, do której mało się przyłożyłam, która nie zawierała większości istotnych dla profesjonalnej recenzji punktów, no i nic specjalnie odkrywczego nie wnosiła. Natomiast inny mój tekst, z którego byłam dumna, bo dokładnie rozpracowałam książkę, napisałam sporo własnych i dogłębnych spostrzeżeń i wniosków - nie dostąpił zaszczytu wyróżnienia. No niby nic dla mnie z tego wyróżnienia nie wynika, ale skoro jakiś system wyróżniania istnieje, to chciałabym wiedzieć - na czym się opiera. Jakie zatem są zasady dopuszczania recenzji do publikacji, a zwłaszcza - ich wyróżniania??? Na stronie głównej serwisu jest co prawda kilka artykułów omawiających zasady pisania recenzji, pod jednym nawet zadałam konkretne pytanie, z nadzieją na światłe wskazówki (chodziło o zasadność i możliwość dodawania linków do bloga, na którym wcześniej publikowałam niektóre z recenzji). Przez miesiąc nie doczekałam się odpowiedzi, czyli raczej nikt z redakcji tam nie zagląda. Nie znalazłam natomiast nigdzie konkretów co do jakiejś moderacji tego, co "kanapowicze" publikują. No i wkrótce okazało się, że działa to na zasadzie "róbta co chceta". Jest cała masa niby-recenzji, które w ogóle nie powinny się ukazać w szanującym się serwisie czytelniczym. Ukazują się m.in. teksty, które są de facto pobieżnymi streszczeniami książek, bez żadnych wniosków i opinii. Mnóstwo recenzji zawiera wyłącznie opinie typu "ach jaka cudowna lektura, nie mogłam się oderwać, jakie napięcie, wspaniali bohaterowie, dziękuję wydawnictwu za możliwość przeczytania" i inne takie banały. Oczywiście jakoś tak się składa, że zwykle takie opinie dotyczą literatury typu lekka beletrystyka, popularne kryminałki, tzw. książki do pociągu itp. I jest ich najwięcej. I też bywają wyróżniane. Nawet jeśli - o zgrozo - napakowane są błędami stylistycznymi, gramatycznymi, a i ortograficzne wypatrzyłam!

Tak więc oczy robiły mi się coraz bardziej okrągłe w trakcie czytania tych rewelacji i zaczęłam się zastanawiać - co ja tutaj robię?! Oczywiście nie wszystko jest do bani, jest grupa recenzentów nie idących na łatwiznę, oczytanych, elokwentnych, interesująco omawiających książki, w dodatku często są to książki, które mnie bardziej ciekawią niż literatura lekka, łatwa i przyjemna, czyli na przykład beletrystyka klasyczna, literatura faktu, eseje i reportaże, historia, biografie, książki o sztuce itp. Taką grupę dość łatwo daje się wyłuskać z tłumu osób publikujących swoje recenzje i opinie, bo zaglądamy i komentujemy u siebie nawzajem, bierzemy udział w rozmaitych dyskusjach z tymi osobami. Widać jednak, że jest to garstka. No i nasuwa się myśl - o co w tym wszystkim chodzi? Czemu to miejsce ma służyć? Jakie są zasady, kto ustala reguły?

Pogrzebałam więc w różnych grupach na forum, przeczytałam wszystko, co dało się wyczytać o serwisie, no i niewiele z tego wynikło. Gdzieś tam ktoś zadał pytanie - czemu służą punkty, które są nam dopisywane za każdą aktywność (recenzję, opinię, komentarz, udział w wyzwaniu itp). Wiadomo, że trzeba zgromadzić ileś tam punktów, żeby zostać dopisanym do Klubu Recenzenta (co wiąże się głównie z możliwością otrzymywania od wydawnictw egzemplarzy do recenzji, ale szału z tym nie ma). Ale te punkty później też nam ciągle przyrastają i nic z tego nie wynika. No bo, jak się okazuje, one tak tylko sobie są i redakcja nic w zamian nie oferuje, nawet jakiegoś znaczka przy nicku dla tych bardziej "zasłużonych". Bez sensu. 

I słuchajcie, w tym momencie, kiedy ja tak to wszystko rozkminiam i coraz bardziej jestem zniesmaczona - głównie poziomem publikowanych recenzji i faktem, że nikt ich nie sprawdza, nie zatwierdza, nie poprawia ani nie każe poprawiać błędów i głupot... nagle ktoś z bardziej zasiedziałych kanapowiczów na forum porusza ten właśnie temat. No i się zrobiła mała dyskusyjka: że marny poziom, że kto to w ogóle ocenia i wyróżnia, dlaczego są dopuszczane recenzje - mówiąc wprost - intelektualnie denne i w dodatku z rażącymi błędami, ich autorzy też dostają etykietkę "wyróżnione przez redakcję", ktoś z czytelników to widzi, czyta, i może wierzy, że ma do czynienia z wysokich lotów tekstem. W dyskusji ktoś napisał, że ma wrażenie, iż "Na kanapie" wyróżnienia są czasem przyznawane "na zachętę", co jest krzywdzące dla innych recenzentów, bardziej angażujących się w pisanie profesjonalnych i wartościowych treści. Ktoś inny dodał, że czasem te wyróżnienia są chyba przydzielane osobom, które mają gust i poglądy zbieżne z tym tajemniczym kimś, kto te wyróżnienia przyznaje. Przyznam, że mam bardzo podobne wrażenie, niestety. Ale o czym to świadczy? Że - wbrew temu, co mi się wydawało - nie ma tutaj sztabu profesjonalistów, którzy przeprowadzają jakąś weryfikację recenzji, analizują, poddają korekcie, publikują po przepuszczeniu przez jakieś sito jasnych zasad i reguł. Nic takiego jednak nie ma miejsca. 

Ale tutaj nastąpił niespodziewany moment, bowiem włączyła się administratorka. I napisała tak: Drodzy, z miłą chęcią zapraszam Was do wyróżniania recenzji. Może to być jeden dzień, w którym przeglądacie lub wyróżniacie, może to być kilka dni. Wspaniałe osoby, które robiły to do tej pory (...) mają też swoje prace i życie prywatne, w związku z tym chętnie przyjmiemy pomoc. Jeśli ktoś z Was chce zadeklarować, że w jakiś jeden dzień tygodnia, co tydzień będzie przeglądał recenzje pojawiające się w danym dniu i oznaczał te godne uwagi, zapraszam do kontaktu ze mną w wiadomości prywatnej.

Istne kuriozum! Kto chce, niech się zajmie czytaniem i wyróżnianiem recenzji! Bez żadnych warunków, ot tak, kto ma ochotę. Jak ktoś w odpowiedzi słusznie zauważył - osoba, która tworzy recenzje przy użyciu AI, albo sama robi błędy, będzie mogła oceniać innych - to jak dać zielone światło bylejakości! 

Po tym, jak odjęło mi mowę na taką wymianę zdań, próbowałam jeszcze zweryfikować wnioski, które wydawały się oczywiste. Odnalazłam informację kto należy do grupy redakcyjnej - zajrzałam na profile tych osób i okazało się, że w dużej części są to akurat bardzo mało aktywne w serwisie osoby, mają niewiele oznaczonych książek, znikome ilości napisanych recenzji i opinii (niektórzy - zero!), żadnej prawie aktywności na forach. Czyli - prawie ich nie ma, nie angażują się w życie serwisu. Zresztą po tekstach na stronie głównej widać, że jest problem z redakcją, bo artykuły wiszą tam tygodniami, rzadko pojawia się coś nowego. 

Chyba nie muszę już dalej wyjaśniać, dlaczego zrezygnowałam z kontynuowania aktywności "Na kanapie"? Trochę szkoda mi kilku fajnych, wartościowych znajomości, ale myślę, że znajdziemy się jeszcze gdzieś w książkowym świecie :).

Tak więc, moi Drodzy, blog nadal istnieje, a jak będzie wyglądał, to już może nie będę znowu planować, życie pokaże :).


26 komentarzy:

  1. Zauważyłam, że blog zniknął. Pojawiła się informacja, iż należy do blogów zastrzeżonych i nie zostałam zaproszona do możliwości zaglądania i komentowania. Zrobiło mi się trochę przykro, bo raz już mnie to spotkało, na blogu, na który bardzo lubiłam zaglądać i wymieniać się refleksjami. I nie były to komentarze typu, to nie dla mnie, albo cudowny wpis, zapraszam do siebie. Zresztą sama założyłam bloga z myślą o wymianie zdań z osobami o podobnych zainteresowaniach. I masz rację, o książkach mało kto czyta i sensownie się na ich temat wypowiada. Zdecydowanie większym zainteresowaniem (z mojej półki) cieszą się podróże okraszone zdjęciami (choć jakość moich zdjęć jest mierna). Zaczęłam więc wpisy na temat książek traktować, jako swego rodzaju wirtualny notatnik, gdzie od czasu do czasu ktoś coś napisze, zasugeruje, doradzi. Moje wrażenia nie są profesjonalnymi recenzjami. Nie mam nawet pojęcia, jak takie recenzje miałyby wyglądać, jakie punkty zawierać :) Lubię zaglądać do takich blogowych wrażeń, choć coraz mniej mam blogów, na których je zamieszczają. To jest też kwestia przyzwyczajenia. Jestem dość wierną obserwatorką i nie lubię zmian. Jak się przyzwyczaję do jakiegoś bloga to potem pamiętam go latami; jak blog lirael, ady, jeżanny czy paru innych osób, które nagle zniknęły. Dlatego cieszę się, że wróciłaś, bo lubię zaglądać i do recenzji książkowych (głównie o sztuce, biografi, a czasem z innej dziedziny) i pooglądać twoje dzieła. Pozdrawiam
    A na temat tych wszystkich portali quasi profesjonalnych - nie chciałam się wcześniej wypowiadać, ale doszłam do podobnych wniosków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za wyrozumiałość :). Na komunikat, jaki się pokazuje po zawieszeniu bloga, nie mam niestety wpływu, nawet nie wiedziałam, że tak to wygląda. No cóż, jak się okazało, decyzja i tak nie była najmądrzejsza. Ostatecznie uznałam, że blog jest jednak sprawdzonym miejscem i tego trzeba się trzymać.
      Jeśli chodzi o serwis "Na kanapie" - zaufałam opinii osoby, którą uważałam za rozważną, jeśli chodzi o wybór miejsc w sieci związanych z książkami, czytelnictwem itp. i nie sprawdziłam tego zbyt dokładnie przed skokiem na głęboką wodę. Korzyść jest taka, że poznałam tam ludzi o podobnych zainteresowaniach, jeśli chodzi o literaturę, a przeglądając na bieżąco różne recenzje odkryłam sporo ciekawych tytułów z rejonów, w które rzadko się zapuszczałam i paru nieznanych mi dotąd interesujących autorów. Jak już kiedyś wspomniałam - bardziej podoba mi się jednak portal "Lubimy czytać" i po tym doświadczeniu utwierdziłam się w tej opinii. Z z tego, co w dyskusjach "Na kanapie" się dowiedziałam, wynika, że na "Lubimy czytać" faktycznie redakcja bardziej dba o poziom recenzji.
      Dziękuję, że do mnie zaglądasz :). Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  2. Uff, cieszę się, że znowu można czytać Twój blog i że zrezygnowałaś z całkowitego zamknięcia :) Bardzo lubię do Ciebie zaglądać, oglądać Twoje obrazy i czytać Twoje recenzje. Nie umiem, co prawda, pisać recenzji, jak to się mówiło "jestem słaba z polskiego", ale podziwiać sztukę i czytać o niej bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja o książkach lubię rozmawiać, pisać, czytać - stąd ten pomysł z zapisaniem się do poleconego mi przez kogoś do Klubu Recenzenta, ale okazało się, że to przerost formy nad treścią, niestety. Spuśćmy zasłonę milczenia na ten epizod ;).
      Dziękuję, że jesteś :). Ściskam Cię mocno i pozdrawiam!

      Usuń
  3. Goodreads uzywam do oznaczania, na ktorej stronie jestem, i tam mozna obserwowac kto, co czyta ;)
    Ja tam tylko skopiowalam opinie nakanapie z bloga, ale wlasciwie tam nie zagladam.
    /zauwazylam blokade bloga - dobrze ze wrocil!
    A co do zdjec to i tak kazdy ma inny monitor i kazdy wyswietla inaczej kolory ;D wiec ja bym wrzucala i dala podziwiac swiatu, bo moim zdaniem ladnie malujesz i masz talent :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, Kocurku, za miłe słowa :). Na kanapie miejsca nie zagrzeję, chociaż konto na razie zostawiam i do kilku osób będę zaglądać, przyjrzę sie jeszcze "Lubimy czytać", ale już raczej bez nadmiernego zaangażowania.
      Z obrazkami natomiast to jest tak, że sama ich nie poznaję na ekranie, więc trochę mnie to dołuje. No ale czasem coś tam wrzucę...
      Ściskam i pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  4. Ja również Małgosiu zauważyłam, że zamknęłaś blog. Myslałam jednak, że to nowe brewerie Bloggera:)
    Czasem też mam myśli o usunięciu bloga:) Nie wiem, co będzie dalej - będę go prowadziła, czy nie. Kilka razy potrzebowałam odpoczynku od blogowego świata, wtedy przestawałam pisać, ale jak widać zawsze powracałam:) Coś czuję, że znowu przychodzi ten moment, aby się na jakiś czas odciąć.
    Recenzje książek czytuję rzadko. Najczęściej wybieram książki sugerując się notką od wydawcy lub tym krótkim streszczeniem na stronach księgarń internetowych. Kupuję według moich zainteresowań, które zmieniają się co jakiś czas. Teraz mam ogromną chęć czytania literatury japońskiej. Fascynuję mnie to, że jest ona tak oszczędna w słowach, ale ma niesamowity dla mnie klimat. Na pewno mi to po jakimś czasie przejdzie:)
    W mojej gminie prężnie działa klub dyskusyjny książki. Sama do niego nie należę, ale znajomi tak. Chwalą te spotkania bardzo. Może taki istnieje też w internetowym świecie? Bo to co opisałaś o "Na kanapie" mnie również by zniechęciło.
    Cieszę się Małgosiu, że jednak swojego bloga nie zamknęłaś. Lubię do Ciebie zaglądać, czytać (recenzje też:D) i bardzo, bardzo lubię oglądać Twoje dzieła malarskie.
    Przesyłam moc uścisków:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, dziękuję, że jesteś, że mnie motywujesz, że zaglądasz do mojego kącika :). Ale ważny jest dla mnie także Twój kawałek internetu, bo jesteś moją nieustającą inspiracją! Tak więc mam nadzieję, że ewentualny odpoczynek od blogowania będzie króciutki. Oczywiście rozumiem taką potrzebę, bo sama wielokrotnie znikałam z blogosfery, no ale potem tęskniłam :).
      Dyskusyjny klub książki w moim mieście istnieje, ale skupia się na literaturze francuskiej. Był też pomysł nieco innej formuły, ale jakoś na razie nic z tego nie wyszło.
      Natomiast jeśli chodzi o mój wybór książek do czytania, to od dłuższego czasu podchodzę bardzo nieufnie do tzw. blurbów, czyli tych zachęcających tekstów na ostatniej stronie okładki albo na stronie wydawnictwa. To są notki tworzone na zamówienie, więc zawsze chwalą, a jak miałam wielokrotnie okazję się przekonać - czasem kompletnie rozmijają się z treścią lub przesłaniem książki. Dużo zależy od samego wydawnictwa, niektóre zupełnie się do tego nie przykładają, blurby piszą przypadkowi ludzie, którzy ledwo zajrzeli do książki. Dlatego właśnie czytam zwykle opinie na różnych portalach i wyciągam z tego jakąś średnią, bo tam też jest dużo recenzji sponsorowanych. Co i tak nie uchroniło mnie przed nietrafionymi wyborami ;).
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  5. A ja czytam recenzje i uwielbiam to (chociaż sama nie piszę, bo nie lubię). Jestem też zagorzałą biblionetkowiczką od ponad 20 lat i mogę na niektóre Twoje pytania odpowiedzieć na podstawie innego serwisu niż Na kanapie. Jednak na jedno odpowiem nie pytana: często moderatorzy pewnych stron nie biorą czynnego udziału w dyskusjach czy też nie piszą recenzji, bo są ograniczeni czasowo, na dodatek nie chcą wchodzić w pyskówki z niektórymi użytkownikami strony, więc piszą grzecznie wiadomość prywatną/mailową zamiast na forum. Możesz mi wierzyć, że to zajmuje znacznie więcej czasu niż napisanie krótkiej odpowiedzi na forum, która może spowodować dyskusję o osobach zamiast o książkach.
    Jednak rozumiem Twoje rozgoryczenie i cieszę się, że jesteś z powrotem na blogu, bo uwielbiam Twoje obrazy i poczytać sobie Twoje spostrzeżenia nt. danej lektury. Mam nadzieję, że będziesz tutaj w blogosferze długo, długo...
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dobrych i bardzo dobrych lektur.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możliwe, że Biblionetka działa na innych zasadach, podobno nieco lepiej jest też na Lubimy Czytać. Co do roli moderatorów, to powinno być dokładnie tak jak piszesz, no ale Na kanapie tak się nie dzieje. Po raz pierwszy zderzyłam się z tematem od środka niejako, czyli nie jako czytelnik, a czynny uczestnik, recenzent. Na Kanapie podobno dawniej też działali administratorzy, którzy wnikliwie czytali recenzje i w razie potrzeby właśnie w prywatnej wiadomości zgłaszali konieczność wniesienia do recenzji poprawek. Tak właśnie być powinno i tego się spodziewałam. Ale się okazuje, że teraz tego po prostu nie ma, piszesz i publikujesz w czasie rzeczywistym cokolwiek chcesz, nie sprawdzony przez nikogo tekst. Czytanie przez redakcję opublikowanych recenzji odbywa się sporadycznie i przez przypadkowe osoby, akurat te, które są chętne i mają chwilkę czasu i one według swojego gustu przydzielają wyróżnienia, nie bacząc na zdarzający się grafomański styl czy ortograficzne byki. O tym właśnie była wspomniana dyskusja. Potwierdziła ten stan rzeczy administratorka, twierdząc, że brakuje chętnych do moderacji. Więc czym się zajmuje kolektyw redakcyjny? Zgłaszane są problemy, których też nikt nie pomaga rozwiązać, działa to bardziej na zasadzie samopomocy uczestników, sama komuś pomogłam w kwestii technicznej, bo administratorzy nie reagowali. Sama widziałam w tym serwisie recenzje nieskładne, pełne banałów i niestety rażących błędów - te tak zwane recenzje wiszą tam nadal, czyli nikt kompetentny ich nie sprawdził. Szanujący się portal nie powinien dopuszczać do publikacji na swoich łamach takiego chłamu. Myślałam, że się tam czegoś nauczę, ktoś mi podpowie czy zwróci uwagę na to, co robię dobrze, a co powinnam poprawić. No najpierw to ten serwis powinien się poprawić.
      Tak że tak to. Temat zamknięty, eksperymentów więcej nie będzie, o książkach będę pisać tylko na swoim blogu :).
      Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i zachętę do prowadzenia bloga :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Dziękuję, że dopowiedziałaś to. Teraz dokładnie wszystko rozumiem i aż się dziwię, bo jednak na rynku nie mamy zbyt wielu portali książkowych i powinny te co istnieją dbać chociaż o brak ortografów.
      No ale dosyć już dyskusji, lepiej wrócić do lektur :)

      Usuń
    3. Widocznie im się wydaje, że mają samograja i nie muszą się już starać.
      Wiesz, jak to jest z rozmową "pisaną" - zawsze jest więcej jakichś niedopowiedzeń, niż jak się rozmawia w realu. A mnie się wydawało, że i tak się okropnie rozpisałam i przynudzam o szczegółach, które może nikogo nie interesują :).
      I masz rację - dajmy temu spokój, lepiej wrócić do pasjonujących książek!

      Usuń
  6. Też myślę, żeby bloga zamknąć. Ale trochę ciągle mi szkoda, bo to jedna głupotka, którą mam ;) Coraz mniej czytam inne blogi... Książek też coraz mniej czytam. Zarobiona jestem ;) Ale myślę, że jak już, to lepiej się trzymać tego, co się samemu stworzyło, swojego miejsca w sieci, a nie jakiś zorganizowanych miejscówek. Ja takim nie ufam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Święta prawda. We wszystkich punktach zgadzam się z Tobą, no i mam podobnie :). Co do tych zorganizowanych miejscówek, to mają czasem dobre strony, bo na przykład można tam spotkać ludzi o podobnych poglądach czy pasjach. Byle się nie angażować bez opamiętania, bo to bywa zgubne.

      Usuń
  7. Już teraz wiem, czemu nie mogłam tu zajrzeć jakiś czas temu... :) bylam zdziwiona że ciągle wyskakuje mi komunikat, że muszę skontaktować się z właścicielem bloga.
    Co do serwisu, o którym piszesz - rozumiem Twoje podejście, ja też tak mam że trzymam się z daleka od bylejakości, pilnuję ortografii, i lubię jak coś jest dobrze zrobione:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci za wytrwałość i że nadal zaglądasz tu do mnie :). Z tym serwisem to było nieporozumienie, rzadko mi się zdarza przyłączyć do czegoś bez wcześniejszego sprawdzenia. Zresztą na początku nie wyglądało to źle...
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  8. Bardzo się cieszę, że wróciłaś.
    Zmartwiło mnie to, że postanowiłaś tylko recenzować książki, a tu taka miła niespodzianka.
    Postanowiłam sobie, że nie będę zaglądać na żadne (!) blogi z recenzjami,odkąd stałam się posiadaczką kilkunastu cegieł. I nie chodzi tu o gusta, tylko o wprowadzanie czytelnika w błąd. Recenzja sobie, a treść książki sobie. Zdecydowanie wolę notki od wydawcy. Przez przypadek dowiedziałam się, że książki nowych autorów trzeba " jakoś promować " i stąd różnica w recenzji i w treści. Wiem, że wrzucam ( niesłusznie) wszystkich do jednego worka, ale niesmak pozostał. Chętnie skorzystam z Twoich książkowych rozważań na tym blogu, bo wiem, że nie będzie mnie kusić, żeby zajrzeć do kogoś innego.
    Powiadasz, że kolory obrazów w komputerze są inne, przekłamane.
    To jest tak samo, jak kolory zmieniające się zależnie od pory dnia, pogody, oświetlenia. W dostępny sposób opowiadasz o swoich doświadczeniach z malowaniem , tłumaczysz niuanse, a to jest nie mniej ważne, jak gotowa praca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci ogromnie za miłe słowa :). A wiesz, ja przeciwnie niż Ty - mam więcej cegieł, na które nabrałam się po przeczytaniu notek wydawniczych :). Dlatego bardziej wierzę recenzjom niż blurbom, z tym że staram się przejrzeć możliwie dużo recenzji od różnych autorów. Teksty od wydawcy muszą zachwalać towar, bo przecież wydawcy zależy na jego sprzedaży. Dużo zależy od konkretnego wydawnictwa, bo na przykład są takie, które wydają książki za pieniądze autora (np. Novae Res) i kompletnie nie przykładają się do promocji, a w efekcie ktoś, kto ma napisać ten nieszczęsny blurb, odwala robotę byle jak, ledwie zajrzawszy do książki. Oczywiście recenzje bywają rozmaite i sami recenzenci prezentują różny poziom i kierują się często bardzo subiektywnymi kryteriami, nie mówiąc już o recenzjach sponsorowanych (a takich jest rzeczywiście mnóstwo), bo rzadko są obiektywne.
      Ściskam mocno!

      Usuń
  9. Ja uważam Ciebie Małgosiu za profesjonalistkę w każdej podjętej przez siebie aktywności. Nawet mistrzynię :) Bo wszystko, co robisz, roisz z należytą starannością i pełnym zaangażowaniem. Msz także ten wspaniały intelekt, który pozwala Ci obiektywnie oceniać, a umiejętność syntezy i analizy- pisać świetne komentarze tudzież recenzje. Wiele już takich mieliśmy przyjemność tutaj przeczytać.
    Coż dodać- nie dziwi mnie, że to miejsce nie było dla Ciebie. Ty lubisz wyzwania i szukasz miejsca do szlifowania swojego talentu.
    Ja też bywam rzadko, więc niestety nie zauważyłam Twojego zniknięcia. Ale cieszy mnie, że jesteś :)
    P.S. Kiedy czytałam Twoją wypowiedź mnie z kolei zrobiło się głupio, ze ja tak prostacko teraz wróciłam. Tak, bleeee...bez rozkmin, bez intrygujących tematów, jak niegdyś uwielbiałam pisać. Dałaś mi do myślenia, w kwestii strategii, czy tylko tutaj "być", czy jednak pisać rzadziej ale z większym zaangażowaniem. No i chyba już wiem...
    Pozdrawiam serdecznie ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, jejku, Polu, jesteś przemiła dla mnie, zasypałaś mnie górą komplementów, na które chyba nawet w połowie nie zasłużyłam! Aż ciepło mi się zrobiło na sercu i skrzydła urosły :). Kochana, nawiązując do tego, co piszesz z kolei o sobie, to przecież blogi są naszymi prywatnymi kącikami, gdzie możemy bywać wtedy, kiedy chcemy, i pisać tam to, co nam akurat w duszy gra. Nie ma się co spinać i narzucać sobie jakiegoś porządku, zasad itd, porównywać z innymi. Na tej różnorodności polega urok blogosfery. U mnie przecież też nie jest równo, raz się rozpisuję o tym co mnie tam akurat gryzie, innym razem wrzucam tylko ograniczone informacje, raz mi się chce opowiadać, kiedy indziej nie mam weny, wrzucam tylko sygnał, że jestem, żyję i prowadzę jeszcze ten blog. Ty masz inny sposób na prowadzenie bloga, niż ja, bo jesteś przecież całkiem inną osobą, chociaż pewne cechy mamy chyba wspólne ;). Nie widzę powodu, dla którego miałabyś coś u siebie zmieniać. Lubię Twój blog, zawsze czytam nowe wpisy, chociaż nie zawsze komentuję - nie bardzo umiem rozmawiać o poezji, na przykład. Ale to nie znaczy, że Twoje teksty nie mają na mnie wpływu. Zawsze się przy nich zatrzymuję na jakąś dłuższą chwilę, bo wywołują rozmaite uczucia i skojarzenia, ale trudno mi o nich rozmawiać. Są to jednak potrzebne przemyślenia i wzruszenia :).
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam najgoręcej!

      Usuń
  10. Nie rezygnuj z bloga. Przerwy owszem, mogą być, ale rezygnacja? Nie. Przerwy z powodów różnych, ja mam teraz tak że przerwa konieczna, ale też mam nadzieję że wrócę w swym skromnym blogczku. Wiem że już robiłaś wymiksowania się z tej aktywności, uważam że szkoda tego usuniętego.
    I wiesz, różnorodność treści wskazana, dzięki Tobie ustaliłam że to co tak pięknie pachnie trzy domy dalej od Bobusiów to azalia pontyjska. Czosnek, wiedza jak sie z nim obchodzić np. długo by wymieniać 😄 Pożytek, dzielenie się dobrym i ciekawym w cenie😄. Dżemik 😄, kotusie😄. Wiec niech nie będą to tylko obrazy (a Twoje lubię) i recenzje😄. Niektóre blogi cenię za wgląd w życie inne niż moje lub podobne, za pasje różne od moich lub podobne, no nie ma regul, a trudno powiedzieć dlaczego akurat ten blog się czyta a tego nie. Twój czytam.
    Co do recenzji na "kanapie" to dobrze że Twoje będą u Ciebie. Może jeszcze pojawi się witryna warta dla Ciebie wstawiania recenzji, ale myślę że i na Twoim blogu powinny być. Bo niby dlaczego nie? Ogólnie to dziwnie jest z recenzjami, moda panuje na robienie bryków streszczajacych, garść przymiotników i gotowe. A bryków nie cierpię, przymiotniki sprawy nie ratują, zwłaszcza że część z nich nietrafna lub na wyrost, dobrze że bryków nie sporządzasz😄 i przymiotnikami nie szastasz😄.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Weszłam w ten recenzencki świat i dużo się dowiedziałam. Czasem warto zrobić taki eksperyment, żeby się przekonać, jak to naprawdę działa tak od środka. Do tematu zresztą wkrótce wrócę na blogu, bo mam jeszcze kilka odkryć z tej branży, którymi chcę się podzielić.
      Dziękuję za Twoją obecność i za ten miły komentarz :). Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  11. Oooo...jesteś:)
    Ale niespodzianka! Kliknęłam w symie bez przekonania bo wcześniej miałam komunikat, że nie zostałam zaproszona...a tu taki powrót i cała historia:)
    Cieszę się z Twojego powrotu:)
    Wszystkiego dobrego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To był taki mały eksperyment, który mnie przekonał, że na blogu jest mi najlepiej :).
      Dziękuję, że jednak jeszcze raz zajrzałaś i że jesteś :).
      Serdeczności!

      Usuń
  12. Ja nie zauważyłam zamknięcia Twojego bloga, bo najpierw urzędowałam w Poznaniu, jak już wiesz, Małgosiu, a potem dochodziłam do siebie po powrocie :)
    Ale dobrze się stało, że jesteś, no bo jak to tak??? Miałoby Cię nie być???
    No nawet nie mów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :))) no tak, to było tylko takie bardzo króciutkie zniknięcie :)))

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).