Kochani, serdecznie Wam dziękuję za ciepłe przyjęcie mojego ostatniego obrazka z krwawnikiem w porcelanowym dzbanku! Zaskoczyła mnie tak duża ilość komentarzy - pozytywnych, a czasem nawet wręcz entuzjastycznych. No bo wiadomo - jak coś średnio wyjdzie, to komentarzy jest mniej i są takie bardziej... wyważone :))). Tak więc widocznie krwawnik raczej się spodobał :).
Cieszy mnie to ogromnie, bo umacnia mnie w przeświadczeniu, że idę dobrą drogą. Ja sama jestem z tego obrazka zadowolona i czuję, że odpowiada on temu, co i jak lubię malować. A lubię przede wszystkim farby olejne, co wielokrotnie już podkreślałam. Mimo więc pewnej sympatii dla akwareli i niedawno poznanych akryli - prawdopodobnie będę malować głównie olejami. Tematyka pewnie będzie różna, ale tonacja raczej spokojna, jak w krwawniku. Obrazy malowane akrylami z panem Tomkiem były ciekawym doświadczeniem, ale ta krzykliwa kolorystyka w niektórych (ogród Mehoffera albo martwa natura z dynią) niezupełnie mi odpowiada. A do własnych tematów to jakoś bardziej mi oleje pasują.
Ale zostawmy to, co już było i co ma dopiero nastąpić.
Pierwszą ilustracją do dzisiejszego wpisu jest taki oto skromny szkic pejzażu, wykonany miękkim ołówkiem, metodą negatywową. Był to - a jakże - temat jednej z lekcji w Pracowni OKO (link). I może bym go sobie odpuściła, ale zmieniłam zdanie, kiedy zaczęłam czytać książkę, o której chcę Wam dzisiaj opowiedzieć.
Rysunek nawiązuje do jednego z zalecanych w książce ćwiczeń - rysowania negatywowego. Polega to z grubsza rzecz biorąc na rysowaniu tego, co jest poza głównym obiektem, czyli pustych przestrzeni między elementami tego obiektu i między obiektem a krawędzią kartki. Rysunki i na przykład akwarele malowane tą metodą dają czasem spektakularne efekty. W tym pejzażyku metoda negatywowa została wykorzystana tylko częściowo, we fragmentach - widać to głównie tam, gdzie są trawy podświetlone słońcem, na ciemnym tle wody i drzew. W książce to ćwiczenie jest nieco bardziej skomplikowane, rysuje się na przykład przestrzenie negatywowe krzesła z giętym oparciem.
Istotą tego zadania było skupianie się na postrzeganiu krawędzi i kształtów - niekoniecznie zasadniczych elementów rysunku. Puste przestrzenie w rysunku traktujemy tak samo jak konkretne przedmioty, skupiamy się tak samo na głównych obiektach, jak i na fragmentach przestrzeni między nimi, tworząc razem spójną, bogatą w formy i walory układankę. Rysując tradycyjną metodą nie uzyskałabym tak fajnego rezultatu, bo trawy albo by się zgubiły w tle, albo w ogóle byłyby narysowane ciemniejszą kreską na jasnym tle i efekt podświetlenia w ogóle by nie zaistniał.
Ale wróćmy do książek. Otóż, korzystając z podpowiedzi pana Wełny, kupiłam sobie niedawno dwie ciekawe pozycje o sztuce, kreatywności, rozwijaniu swoich talentów:
Przejrzałam na początku obie pozycje dość wnikliwie. Książka Julii Cameron wydaje mi się jednak przesadnie "uduchowiona" i trochę za bardzo w stylu poczytnych, acz mało wartościowych, poradników w rodzaju "moc jest w tobie", więc polecać jej nie będę. Ale jest w niej także trochę pożytecznych treści, więc na pewno przeczytam ją w całości (pomijając rozwlekłe listy pytań), coś się z tego na pewno wyłuska :). Tutaj link - do ciekawej rozmowy na temat książki "Droga artysty" .
Ale wróćmy do książek. Otóż, korzystając z podpowiedzi pana Wełny, kupiłam sobie niedawno dwie ciekawe pozycje o sztuce, kreatywności, rozwijaniu swoich talentów:
- Julii Cameron "Droga artysty. Jak wyzwolić w sobie twórcę" (z podtytułem "12-tygodniowy kurs odkrywania i rozwijania własnej kreatywności") oraz
- Betty Edwards " Rysunek. Odkryj talent dzięki prawej półkuli mózgu". Ta książka zawiera opis zaledwie pięciodniowego kursu, po którym każdy jest w stanie narysować w miarę realistyczny autoportret. Serio.
W książce pani Cameron sporo miejsca zajmują zadania i ćwiczenia, różne check listy i pytania, na które trzeba odpowiedzieć, ale czy one komukolwiek w czymś pomogą...? Wątpię. Powtarzające się co kilka stron zadania typu "uzupełnij zdanie >gdybym się nie bał to...<" lub "wymień pięć rzeczy, które lubisz" oraz "przypomnij sobie, co lubiłeś robić w dzieciństwie", które zapełniają połowę książki, mnie raczej odstraszają i nudzą, bo jestem przekonana, że niewiele wnoszą w moje życie i niczego w nim nie zmienią. Ponieważ jednak książkę napisała osoba, która rzeczywiście sama doświadczyła wielu zakrętów na swojej drodze artystycznej, to w pewnym stopniu pomaga ona uzmysłowić sobie własne wewnętrzne ograniczenia i główne problemy w rozwoju kreatywności. Do przeczytania, ale nie obligatoryjnie :).
Różnych teorii na temat rozwoju duchowego, wzmacniania poczucia swojej wartości i temu podobnych, to ja się już w życiu naczytałam - teraz potrzebuję właśnie praktyki, ćwiczeń, konkretów, jasnego planu działania. W tej książce jest owszem sporo teorii, ale zupełnie innego rodzaju. To są rezultaty konkretnych i wieloletnich badań naukowych z zakresu neurologii i neuropsychologii. Autorka sama przez ponad ćwierć wieku opracowywała metody nauczania, które mają zastosowanie nie tylko w dziedzinach związanych ze sztuką, ale wszędzie tam, gdzie potrzebne jest kreatywne działanie.
Na podstawie reprodukcji zamieszczonej w książce w pozycji obróconej do góry nogami narysowałam kopię rysunku Picassa z portretem Igora Strawińskiego. Dla ułatwienia rysowałam w podobnym formacie jak reprodukcja w książce. Na rysunek autorka książki daje czytelnikowi mniej więcej godzinę. Ja rysowałam około 10 minut, dość pośpiesznie, bo chciałam szybko sprawdzić co z tego w ogóle wyniknie. Wynikło nawet całkiem nieźle. Rysunek w gruncie rzeczy jest dość prosty. Jeden poważniejszy błąd, który dostrzegłam, jest na twarzy, którą rysowałam na końcu i nieopatrznie włączyłam myślenie (czyli dokładniej - lewą półkulę), niestety, co spowodowało, że narysowałam linię podbródka, której na oryginalnym rysunku wcale nie ma. Zorientowałam się co prawda od razu, ale że rysowałam cienkopisem (a powinnam ołówkiem), to wymazać się nie dało :).
Tak wygląda oryginalny rysunek Durera:
Gdyby w szkołach podstawowych uczono rysunku według metody pani Edwards, mielibyśmy wokół siebie mnóstwo artystów i przede wszystkim szczęśliwych ludzi, którzy pozwalają swojej prawej półkuli mózgu na aktywność i nie poddają się terrorowi lewopółkulowców :). Książkę serdecznie polecam, nie tylko tym, którzy chcą rysować :).
Do rysunków - pejzaż metodą negatywową i portret matki Durera - użyłam ołówków Faber Castell B6 i B8 oraz kartek ze zwykłych szkolnych bloków rysunkowych.
Niezwykłe. Kupuję natychmiast, zdaje się że tej książki bardzo potrzebuję. Wypróbuję oczywiście. Bardzo, bardzo wielkie dzięki, kłaniam się nisko.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że spełni Twoje oczekiwania :). Ja zamówiłam dwa dodatkowe egzemplarze na prezenty gwiazdkowe. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńDzięki za podpowiedź. Wygląda na to, że prezent gwiazdkowy dla jednego syna już mam.
OdpowiedzUsuńJa wolę zdecydowanie obrazy olejne. Miałam piękny obrazek sikorki namalowany akwarelami i z czasem wyblakł. Na olejnych lubię tę trwałość, chropowatość, strukturę.
Twoim pejzażem jestem urzeczona.
Zawsze mi się wydawało, że to jedna z najtrudniejszych technik ; tu już nic się nie dopowie kolorem.
Bardzo lubię rysunek ołówkiem, to znaczy dawniej bardzo dużo rysowałam, teraz wracam znowu do tej techniki. Masz rację, tutaj nie da się niczego zaczarować kolorem, liczy się tylko kreska i walor. Lubię taki minimalizm środków wyrazu :).
UsuńZ akwarelami to rzeczywiście ciężka sprawa, trzeba je chronić przed bezpośrednim światłem, bo niestety z czasem blakną.
Pozdrawiam serdecznie!
Pytanie czy artysta to ten który w miarę wiernie potrafi odtworzyć rzeczywisty obraz, czy może ten który to co widzi po swojemu zinterpretuje, a może ten który nie odtwarza ani nie interpretuje rzeczywistości tylko tworzy jak mu w duszy gra.
OdpowiedzUsuńPracowałam przez 20 lat z małymi dziećmi. Większość przedszkolaków z wielką ochotą wykonuje prace plastyczne różną techniką, ich prace są kolorowe, bardzo ciekawe, kreatywne, a przede wszystkim każde dziecko robi to po swojemu. Dlaczego po wyjściu z przedszkola, im starsze dziecko tym rzadziej wyżywa się w twórczości plastycznej? Bo otoczenie przestaje zachwycać się tym co dzieci robią jeśli to wiernie nie odzwierciedla rzeczywistości. Nie przedszkolak słyszy: no co ty tak przecież nie wygląda kot, pies, człowiek itd itd. Dorośli z reguły nie dostrzegają, że praca nie przedszkolaka, jest ciekawa kolorystycznie, fajna kompozycyjnie, ona ma być kopią rzeczywistości. A po co, mamy przecież aparaty fotograficzne do rejestrowania rzeczywistości.
Kiedyś też pragnęłam opanować warsztat, miałam możliwość uczyć się rysunku pod okiem fachowca i zrezygnowałam, nigdy nie lubiłam być nauczana, lubię dochodzić do wszystkiego sama. Poza tym malowanie i rysowanie mnie męczy. Za to inspiruje mnie przedmiot, on pobudza moją wyobraźnię.
Moja kreatywność rodziła się 40 lat temu w przedszkolu, miałam do dyspozycji, szary papier i bibułę karbowaną, no i chęć i ambicję stworzenia czegoś ciekawego.
Nie gniewaj się Małgosiu, nie krytykuje niczego, chciałam tylko pokazać inne podejście do twórczości :)
Ależ kochana, ta książka właśnie o tym mówi, chociaż może trochę inaczej, na podbudowie badań naukowych! Nie jestem w stanie przytoczyć tutaj wszystkiego, ale to co napisałaś o twórczości dzieci, pisze także pani Edwards. I wyjaśnia, jak nasz system edukacyjny przystosowany jest do lewopółkulowego trybu postrzegania - werbalnego, w którym istotne są nazwy, liczby, a zupełnie zapomina się o trybie prawopółkulowym, impresyjnym, emocjonalnym, wizualnym. Ocenia się odpowiedzi zerojedynkowe, nauczyciele sami mają problem ze złożonymi wypowiedziami uczniów. Ja przez całe życie powtarzam, że szkoła zabija kreatywność, inwencję i wyobraźnię. Sama pamiętam, jak uczono mnie o perspektywie, geometrii brył itd - a przecież jakie to ma znaczenie w malarstwie? Ta wiedza tylko przeszkadza! Wiem to po sobie, do wielu takich spostrzeżeń doszłam sama, ta książka naukowo to potwierdza. Takie nauczanie malarstwa, jakiego doświadczałam w szkole, dało mi jakieś słabe podstawy, a na przykład zniechęciło mnie do malowania wedut czy pejzaży, bo to całe konstruowanie perspektywy odbierało mi przyjemność tworzenia. I tylko moje własne doświadczenia doprowadziły mnie do podobnych wniosków, jak opisuje p. Edwards. Trochę podobne podejście prezentuje pan Tomek Wełna - wielka szkoda, że nie miałam takich nauczycieli w młodości. Oni uczą, jak wyłączyć myślenie o konstrukcji przedmiotu, jego umiejscowieniu w przestrzeni, a po prostu patrzeć widząc obraz i bawić się sztuką. I to daje zadziwiające efekty - przestawienie się z trybu lewopółkulowego na prawopółkulowy. Mnie inspiruje kolor i linia. Ale cieszy mnie, kiedy z plam barwnych i linii wyłania się dokładnie to, co widzę w mojej głowie. Natomiast w takim przedstawieniu mojej wizji zbyt często przeszkadzała mi dotychczas teoretyczna wiedza z lekcji plastyki o tym, co plastyką nie jest. Książkę w każdym razie polecam, chciałabym poznać Twoje zdanie po jej przeczytaniu :).
UsuńMam trochę poradników, lubię konkretne, dające wskazówki. Tzw. " lanie wody" mnie odstrasza.
OdpowiedzUsuńMaluję ostatnio akrylami, bo na licytacje się spieszę, ale olejnego malarstwa nic nie przebije- moim zdaniem.
Masz rację, Basiu, malarstwo olejne to zupełnie inna liga, też tak uważam :). Pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńTo bardzo, bardzo ciekawe Małgosiu! Nigdy nie słyszałam o tej odwróconej metodzie rysowania i wprost nie mogę uwierzyć, że tak po prostu można "wyłączyć" pracę jednej półkuli mózgu. Muszę koniecznie spróbować. Taka świadomość artystyczna przypomina nieco matematykę abstrakcyjną:) Mam jednak wrażenie, że to ćwiczenie uczy tylko poprawnego kopiowania - bądź co bądź to pierwszy krok do czegoś bardziej indywidualnego.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie ciąg dalszy? Ściskam Cię mocno!
Ewuniu, paradoks polega na tym, że to kopiowanie w taki nietypowy sposób ma na celu nie naukę mechanicznego kopiowania, tylko pokazanie, jak wyłączenie logicznego rozumowania w pracy artystycznej wspaniale otwiera oczy i umysł na wizualne postrzeganie rzeczywistości. Trzeba spróbować, żeby się przekonać :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńNiezłe szkice. Obserwuję i Pozdrawiam!^^
OdpowiedzUsuńDziękuję :). Pozdrawiam!
UsuńHmm, daje to wszystko do myślenia. I zmiany perspektywy. Chociaż, ja to chyba zawsze wyłączam myślenie przy tworzeniu czegokolwiek. Nie lubię przepisów, gotowców. Nigdy nie lubiłam słuchać "starszych i mądrzejszych". Liczy się tylko podążanie z własną wizją. I już nie wiem, o czym piszę, chyba nie tylko o rysomalowaniu 🤓😉
OdpowiedzUsuńMasz rację - i nie tylko co do rysomalowania :). Ale pewne rzeczy tak nam wbijano do głowy przez całe życie, że gdzieś tam ten cały balast w nas siedzi, chociaż czujemy, że to wszystko powinno być inaczej... Czasem trzeba, żeby ktoś pokazał, jak się od tych ograniczeń uwolnić. Ja do pewnych rzeczy doszłam sama, ale ta książka upewniła mnie w tym, co czułam przez skórę.
UsuńKsiążkę Betty Edwards czytałam i podobała mi się. Drugą przeczytam bo tak się składa, że kilka dni temu ktoś mi podrzucił. O szkicach... są na prawdę świetne!
OdpowiedzUsuńDziękuję :). To takie bardzo "szkicowe szkice" :))), zwłaszcza portrety, ale za ich pomocą przekonałam się, że do malarstwa można podejść całkiem inaczej, niż uczono mnie w szkole. Natomiast pejzaż był ciekawym doświadczeniem technicznym. Ściskam Cię mocno, Danusiu!
UsuńMałgosiu, mimo, że kompletnie nie umiem rysować to tak przedstawiłaś tę książkę, ze też chętnie bym ja przeczytała. Jak to można się dowiedzieć tylu ciekawych rzeczy, impresje, emocje to cała ja, czyli składam się chyba tylko z prawej półkuli?:))))
OdpowiedzUsuńNawet komentarze czytam z przyjemnością.
Pozdrawiam
Myślę, że warto przeczytać, nawet jeśli się nie rysuje, bo ta książka naprawdę otwiera oczy na wiele spraw. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńJa chyba mam dwie prawe półkule w mózgu, w sensie, że jestem emocjonalna, a nie techniczna, nazwy, liczby precz z moich oczu i umysłu (dobrze, że szef tego nie słyszy), ale mimo tej emocjonalności nie mam za krzty umiejętności rysowania, ani będącego odzwierciedleniem rzeczywistości, ani impresji, co nie przeszkadza mi zachwycać się sztuką w wielu jej przejawach. Oczywiście uwielbiam impresje, ale przyjemność sprawiają mi także inne kierunki. Z przyjemnością patrzę na te twoje dziełka. A dawanie przyjemności to chyba o to w tym wszystkim chodzi.
OdpowiedzUsuńNajbardziej chodzi mi o dawanie przyjemności samej sobie :))). Tak jak już wiele razy pisałam - najwięcej radości daje mi samo malowanie, proces tworzenia. Ale oczywiście bardzo mi miło, kiedy moje wytworki komuś się podobają :))).
UsuńRozumiem to doskonale, dla mnie prowadzenie bloga stało się dawanie przyjemności samej sobie poprzez utrwalenie w pamięci równych miłych zdarzeń i odkryć.
UsuńI o to chodzi :))).
UsuńWpisałam i nie ma...trudno.
OdpowiedzUsuńCzyżby kolejny głupi psikus bloggera? W każdym razie - dziękuję, że zajrzałaś :).
UsuńZaintrygowałaś mnie... :) mam na myśli to ćwiczenie z rysowaniem czegoś odwróconego. Ogólnie zachęciłaś mnie bardzo do książki Betty Edwards, zaraz dopiszę ją sobie do mojej "książkowej" notatki z tytułami, po które mam ochotę sięgnąć :)
OdpowiedzUsuńSzczerze polecam, zwłaszcza każdemu, kto lubi coś tworzyć :). Ta książka naprawdę "otwiera oczy", pomaga odrzucić wewnętrzne ograniczenia wyobraźni i kreatywności.
UsuńCiekawe pozycje, zwłaszcza książka Edwards. Szkice bardzo fajne.
OdpowiedzUsuńTo książka warta przeczytania, nie tylko przez miłośników rysunku, polecam :).
UsuńJa chyba już na to wpadłam wcześniej zupełnie nieświadomie przy paćkaniu ptaków akwarelami. Po prostu stwierdziłam, że nie mam sobie zaprzątać głowy przedmiotem, ale kreską i plamą. Ale teraz może spróbuję do góry nogami. Dzięki!
OdpowiedzUsuńCzasem lepiej posłuchać intuicji niż myśleć o regułach, które nam kiedyś wpojono :). Ta książka otwiera oczy na takie rzeczy!
Usuńbardzo ciekawy wpis, fajnie że pokazałaś tą metodę odwróconego szkicowania, nigdy bym o tym nie pomyślała :) a widzisz, jak u Ciebie lewa się chce sforować na przód ;)
OdpowiedzUsuńPolecam książkę, nawet jak się wszystkich ćwiczeń praktycznie nie przerobi, to sama teoria jest fascynująca i "otwiera oczy" na wiele spraw.
UsuńBardzo ciekawe ćwiczenie z tym rysowaniem odwrotnie, tylko ciekawe, co to nam da na dłuższą metę. Bo gdy się chce skopiować istniejący rysunek, to owszem, przydatne, ale trudno mi znaleźć zastosowanie w pracy nad nowym obrazem, przecież nie obrócę do góry nogami fragmentu miasta na który patrzę, żeby go dobrze odwzorować... *^v^* Chyba, że zostawia to jakiś ślad w mózgu i uczy nowego sposobu patrzenia. W każdym razie interesująca lektura, poszukam!
OdpowiedzUsuńNo właśnie chodzi o inny sposób patrzenia. O wyłączenie myślenia o skomplikowanej perspektywie i głębi. Trzeba spróbować, żeby zrozumieć - ja byłam lekko zszokowana efektem i dopiero wtedy zajarzyłam, o co w tym wszystkim chodzi. Kiedy później rysuję cokolwiek w normalnej pozycji, jest mi łatwiej, kiedy patrząc widzę plamy i linie, a nie konkretne przedmioty, które mają swoje nazwy, a ja mam wiedzę, jak one wyglądają w przestrzeni. Ta wiedza w rysowaniu przeszkadza, teraz to wiem.
UsuńJa ostatnio cwiczylam szkicowanie roslin poniewaz sprawiaja mi wiele trudnosci. Jako ze do cierpliwych nie naleze tak szybko sie zniechecalam a juz na drugi dzien probowalam znow. I boli mnie ze nie umiem kotow rysowac. Chetnie bym mojego Lucyfera narysowala ale checi nie wystarcza. Potrzeba jeszcze umiejetnosci :)
OdpowiedzUsuńMoc usciskow Gosiu.
Trzeba ćwiczyć, jedyna rada :). Ćwiczenie czyni mistrzem! Talent to tylko 1%, reszta to praca. Wiem po sobie, że po każdej dłuższej przerwie muszę się "rozmalować i rozrysować". Każdy kolejny obrazek wychodzi mi lepiej, ale jak przez jakiś czas nic nie rysuję, to znowu muszę zaczynać ten proces od nowa. I też brakuje mi cierpliwości, a to niestety podstawa. Też trzeba się jej nauczyć :).
Usuń