Ostatnio serwuję Wam taki przekładaniec - złote mandale (pod etykietą żelopis można je wszystkie obejrzeć) na przemian z wyzwaniowym Zentangle (posty z etykietą #zentanglechallengepl).
No ale wyzwanie ma swoje prawa, przynajmniej raz w tygodniu trzeba pokazać kolejny rysunek, a złote mandale schodzą z taśmy, bo najpierw samo tak jakoś leciało, a potem powstał plan zapełnienia tymi obrazkami sporej ściany ziejącej pustką.
No ale wyzwanie ma swoje prawa, przynajmniej raz w tygodniu trzeba pokazać kolejny rysunek, a złote mandale schodzą z taśmy, bo najpierw samo tak jakoś leciało, a potem powstał plan zapełnienia tymi obrazkami sporej ściany ziejącej pustką.
Tak jak przypuszczałam - najpierw mnie ta złota seria wciągnęła z siłą wodospadu i z dziką radością rzucałam się do rysowania kolejnych mandalowych obrazków. Miałam przy tym mnóstwo pomysłów na kolejne. Ale już przy ósmym zapał mocno osłabł, a jak sobie jeszcze pomyślałam, że zgodnie z planem MUSZĘ narysować jeszcze dziewiąty, to już mi się całkiem odechciało.
Najchętniej rysowałabym coś całkiem innego... i nie ukrywam, że nawet coś tam sobie w międzyczasie bazgrałam - a to kredkami, a to olejami, ale towarzyszyły mi wyrzuty sumienia, że zaniedbuję coś, co miało być raz-dwa skończone i zapełniać pustą połać ścienną nad schodami.
No ale w końcu projekt zakończony, powstały ostatnie 3 egzemplarze do mojej 9-elementowej instalacji. Pokażę je po kolei tak, jak powstawały.
Najpierw mandala dość minimalistyczna (w porównaniu z większością poprzedniczek):
Kolejna dla odmiany mocno rozczochrana, z roboczą nazwą "pustynna róża". Tak mi się to skojarzyło z kłębkiem "roślinnego czegoś" niesionego przez wiatr wraz z piaskiem stepu czy innej pustyni.
No i ta nieszczęsna ostatnia mandala, do której zabierałam się z pustką w głowie, a która ostatecznie całkiem nie najgorzej chyba wyszła.
Najpierw usiadłam nad czarnym kwadratem papieru z pewną niechęcią i bez pomysłu...
Potem, nadal bez jakiejkolwiek wizji, zaczęłam jak zawsze - od wyznaczenia środka i narysowania kilku koncentrycznych okręgów i osi symetrii.
Następnie przy pomocy cyrkla narysowałam kilka łuków, które zaraz pociągnęłam żelopisem, żeby mieć jakiś punkt wyjścia do dalszej pracy:
Ta mandala skojarzyła mi się z rozbłyskiem gwiazdy i otrzymała nazwę "supernowa" - co też nie jest ściśle tym, co definiuje wikipedia, ale tak mi się podoba - moja gwiazda, to sobie ją nazwę jak zechcę :))).
No i tym sposobem jest już cały komplet 9 sztuk.
Zanim je wszystkie oprawię i zawieszę w docelowym miejscu, to jeszcze trochę potrwa, nawet się jeszcze nie przymierzyłam do wyszukania passe-partout i ramek. Totalny brak czasu, w pracy gorący okres, po pracy nie bardzo mam siłę na cokolwiek, a przecież chatę trzeba ogarnąć, koty....
No właśnie - zaplanowana była sterylka Basi i Balbinki na pierwszy tydzień lutego (to prawdopodobnie około pół roku życia adoptowanych koteczek) a tu w piatkowy wieczór przed weekendem Basia dostała rujowego amoku! Masakra. Żeby jakoś przeżyć i kotu ulżyć, dawaliśmy jej ziołowe tabletki na uspokojenie z walerianą. Z końcem weekendu przeszło jak nożem uciął.
A tak mnie coś ostatnio męczyło, czy by nie przyspieszyć troszeczkę tego zabiegu...Zawsze lepiej przeprowadzić kastrację czy sterylizację przed pierwszą rują. No cóż....
No dobra, ale wracajmy do mandali. jako się rzekło oprawianie i wieszanie musi jeszcze trochę poczekać, więc na razie tylko taka oto prowizoryczna prezentacja kompletu na podłodze, żeby było widać, że jest 9 sztuk. Oczywiście jakość zdjęcia do bani, no cóż...
Te najjaśniejsze elementy leżały bezpośrednio pod lampą. W zależności od oświetlenia to wszystko całkiem inaczej wygląda, no bo to jest jednak metaliczny żelopis, więc odbija światło mniej lub bardziej.
Każdy rysunek ma wymiary 30x30cm i jest wykonany złotym żelopisem. Po oprawieniu będzie to razem miało około 1,5 na 1,5m.
Jak już zawisną tam gdzie trzeba i w pełnej gali, to nie omieszkam zdać relacji, może na ścianie uda mi się zrobić lepsze foty :).
Mam jeszcze tylko zagwozdkę co do oprawy. myślę o dwóch opcjach: czarne passepartout ze złotym przekrojem plus wąska prosta ramka z jasnego (bukowego) drewna, albo beżowe/piaskowe/miodowe passepartout plus czarna wąska prosta ramka. Tłem jest biała ściana (cała klatka schodowa pomalowana na biało, z bardzo jasnym światłem) - czarne passepartout wyeksponuje bardziej same rysunki, natomiast z beżowym pp i czarną ramką cała kompozycja będzie chyba ciekawsza. Sama nie wiem...
No i na razie to ja mam tej mandalowej złotej serii serdecznie dosyć. Żelopis jest fajny, złoto na czarnym jest fajne, na pewno do siebie wrócimy, ale ileż można - na razie musimy od siebie troszeczkę odpocząć.
Tymczasem zatęskniłam za kolorami, wyciągnęłam kredki i pastele...
Niedokończony obraz olejny też czeka na sztaludze na wenę...
Hmmm... zobaczymy...
No ale w końcu projekt zakończony, powstały ostatnie 3 egzemplarze do mojej 9-elementowej instalacji. Pokażę je po kolei tak, jak powstawały.
Najpierw mandala dość minimalistyczna (w porównaniu z większością poprzedniczek):
Kolejna dla odmiany mocno rozczochrana, z roboczą nazwą "pustynna róża". Tak mi się to skojarzyło z kłębkiem "roślinnego czegoś" niesionego przez wiatr wraz z piaskiem stepu czy innej pustyni.
Potem poszukałam sobie w internecie i się okazało, że pustynna róża to zupełnie inna roślina, natomiast te kuliste badyle turlające się z wiatrem na westernach, to tzw. tumbleweed, czyli "biegacze",
Ale chyba przyznacie mi rację, że do mandali bardziej pasuje nieco tajemniczo i romantycznie brzmiąca nazwa "pustynna róża" niż jakiś tam "biegacz" :))).
No i ta nieszczęsna ostatnia mandala, do której zabierałam się z pustką w głowie, a która ostatecznie całkiem nie najgorzej chyba wyszła.
Najpierw usiadłam nad czarnym kwadratem papieru z pewną niechęcią i bez pomysłu...
Potem, nadal bez jakiejkolwiek wizji, zaczęłam jak zawsze - od wyznaczenia środka i narysowania kilku koncentrycznych okręgów i osi symetrii.
Następnie przy pomocy cyrkla narysowałam kilka łuków, które zaraz pociągnęłam żelopisem, żeby mieć jakiś punkt wyjścia do dalszej pracy:
No i na tym etapie to już nic mnie nie powstrzyma, po prostu czuję krew!
Fajnie to wygląda? Czy tylko ja się tym jaram? Mnie się ogromnie podoba, nie że samo w sobie cudowne, ale że to jest już jakiś konkret do rozwijania kolejnych pomysłów :).
Uwielbiam takie zabawy z cyrklem, wykreślanie ciekawych form przy jego pomocy. W szkole geometria była jednym z moich najulubieńszych przedmiotów :).
Ten rysunek powyżej zajął mi nie więcej niż 10 minut, a jakie daje teraz pole do popisu dla wyobraźni! W tym momencie kreatywność się odblokowuje i dalej to już bez pomocy narzędzi, wyłącznie żelopisem, samo się dzieje :))). I po godzince (z przerwami na suszenie i odganianie kotów) tak wyszło:
Ta mandala skojarzyła mi się z rozbłyskiem gwiazdy i otrzymała nazwę "supernowa" - co też nie jest ściśle tym, co definiuje wikipedia, ale tak mi się podoba - moja gwiazda, to sobie ją nazwę jak zechcę :))).
No i tym sposobem jest już cały komplet 9 sztuk.
Zanim je wszystkie oprawię i zawieszę w docelowym miejscu, to jeszcze trochę potrwa, nawet się jeszcze nie przymierzyłam do wyszukania passe-partout i ramek. Totalny brak czasu, w pracy gorący okres, po pracy nie bardzo mam siłę na cokolwiek, a przecież chatę trzeba ogarnąć, koty....
No właśnie - zaplanowana była sterylka Basi i Balbinki na pierwszy tydzień lutego (to prawdopodobnie około pół roku życia adoptowanych koteczek) a tu w piatkowy wieczór przed weekendem Basia dostała rujowego amoku! Masakra. Żeby jakoś przeżyć i kotu ulżyć, dawaliśmy jej ziołowe tabletki na uspokojenie z walerianą. Z końcem weekendu przeszło jak nożem uciął.
A tak mnie coś ostatnio męczyło, czy by nie przyspieszyć troszeczkę tego zabiegu...Zawsze lepiej przeprowadzić kastrację czy sterylizację przed pierwszą rują. No cóż....
No dobra, ale wracajmy do mandali. jako się rzekło oprawianie i wieszanie musi jeszcze trochę poczekać, więc na razie tylko taka oto prowizoryczna prezentacja kompletu na podłodze, żeby było widać, że jest 9 sztuk. Oczywiście jakość zdjęcia do bani, no cóż...
Te najjaśniejsze elementy leżały bezpośrednio pod lampą. W zależności od oświetlenia to wszystko całkiem inaczej wygląda, no bo to jest jednak metaliczny żelopis, więc odbija światło mniej lub bardziej.
Każdy rysunek ma wymiary 30x30cm i jest wykonany złotym żelopisem. Po oprawieniu będzie to razem miało około 1,5 na 1,5m.
Jak już zawisną tam gdzie trzeba i w pełnej gali, to nie omieszkam zdać relacji, może na ścianie uda mi się zrobić lepsze foty :).
Mam jeszcze tylko zagwozdkę co do oprawy. myślę o dwóch opcjach: czarne passepartout ze złotym przekrojem plus wąska prosta ramka z jasnego (bukowego) drewna, albo beżowe/piaskowe/miodowe passepartout plus czarna wąska prosta ramka. Tłem jest biała ściana (cała klatka schodowa pomalowana na biało, z bardzo jasnym światłem) - czarne passepartout wyeksponuje bardziej same rysunki, natomiast z beżowym pp i czarną ramką cała kompozycja będzie chyba ciekawsza. Sama nie wiem...
No i na razie to ja mam tej mandalowej złotej serii serdecznie dosyć. Żelopis jest fajny, złoto na czarnym jest fajne, na pewno do siebie wrócimy, ale ileż można - na razie musimy od siebie troszeczkę odpocząć.
Tymczasem zatęskniłam za kolorami, wyciągnęłam kredki i pastele...
Niedokończony obraz olejny też czeka na sztaludze na wenę...
Hmmm... zobaczymy...
Szkoda, że cykl złotych skandalu się skończył. Ale myślę, że w kolorach też będzie co oglądać.
OdpowiedzUsuńZłoto na pewno kiedyś wróci, pewnie z innym tematem, ale fajnie się tym żelopisem rysuje, więc coś wymyślę :).
UsuńTelefon wie lepiej- mandala, a nie skandali...
OdpowiedzUsuń:))))
UsuńCudne ☺
OdpowiedzUsuńSą przepiękne <3 :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Bardzo się cieszę, że Ci się spodobały :). Dziękuję i pozdrawiam!
UsuńPodziwiam ten cudny komplet :-)
OdpowiedzUsuńNa ścianie mandale będą prezentować się zjawiskowo i oryginalnie.
Pozdrawiam serdecznie 😃
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńMega super pięknie ! :D
OdpowiedzUsuńAle rozumiem że możesz mieć dość ;-)
Dzięki :) Już czas na nowe pomysły!
UsuńPiękny ten zestaw i już nie mogę się doczekać efektu na ścianie! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję :). No w sumie to ja też nie mogę się doczekać, a z drugiej strony - nie mam teraz głowy do zajęcia się wykończeniem tych obrazków. Pozdrawiam serdecznie!
Usuńhmmm moze w antyramy po prostu?
OdpowiedzUsuńoj tez mi sie nie chce nic ogarniac :)
Oj, antyramy to raczej nie, ja ich za bardzo nie lubię. Coś się wymyśli :).
UsuńPiękne ,efektowne , magiczne . Czekam na nie w ramkach . Już wiem , że będzie to wyjątkowa dekoracja ściany . Pozdrawiam cieplutko 💖💖💖💖💖💖💖💖
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo, Marysiu :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńO rany!!! Jakie piękne! Pustynna burza jest obłędna!!!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :-)
Oczywiście, że pustynna róża...
UsuńBurza też może być :)))). Dziękuję!
Usuń9 i każda całkiem inna, gratuluję! I wszystkie bardzo ciekawe, mnie najbardziej podobają się te 'wybuchające" :)
OdpowiedzUsuńMnie się co prawda najlepiej rysuje te "pozamykane", ale ostatecznie podobają mi się też bardziej te "wybuchające" :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńOd zawsze wiedziałam, jak wygląda pustynna róża, ale jeszcze dokształciłam się w Google, aby przekonać się, czy mam rację. Te toczące się kłębuszki widziałam niedawno w jakimś westernie, ale nie znałam nazwy.
OdpowiedzUsuńPrzy rysowaniu mandali trzeba mieć cierpliwość, choć chyba jest specjalna strona do mandali. Nawet kiedyś się tym bawiłam.
Obejrzałam też Twój rysunek kojarzący się z Krakowem, ale mimo wszystko bardziej podobają mi się koty z Kalisza.
Pozdrawiam.
Ja mandale po prostu lubię rysować, jakoś tak samo mi to wychodzi. Prawdziwe buddyjskie mandale wyglądają trochę inaczej, to jest diagram łączący kwadrat z okręgiem, ważny jest sam proces tworzenia mandali i na koniec jej zniszczenia. Ja lubię ten kształt okręgu i powtarzające sie w nim elementy, trochę jak w kalejdoskopie. Pozdrawiam serdecznie!
Usuńpiękna ta pustynna róża <3 a ta druga to minimalistyczna? w zyciu bym nie powiedziała :D
OdpowiedzUsuńMinimalistyczna jest ta na pierwszym zdjęciu, oczywiście w porównaniu z innymi w tej serii, bo jednak trochę drobiazgów udało mi się w niej upchnąć :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńFantastyczna kolekcja :) podziwiam staranność i misterność :) a na ścianie całość będzie wyglądać zjawiskowo :)
OdpowiedzUsuńSerdecznie Ci dziękuję za przemiłe słowa :))). Pozdrawiam gorąco!
UsuńOoo jakie to ładne:) Każda z osobna też ładnie by się w ramkach eksponowała. Czy mogę sobie ten sam początek jakby bazę zgapić? I jeszcze jedno, jakiego używasz papieru do takich rysunków ?
OdpowiedzUsuńOczywiście, zgapiaj :))). Ja też często uczę się odgapiając pierwsze rysunki od innych. Jakiś czas temu, przy mandalach b&w, pokazywałam jak robię taką siatkę pomocniczą (bazę). Może z czasem sama spróbujesz stworzyć własną? Papier to blok techniczny o gramaturze 160g. Myślę, że do żelopisu nada się także nieco cieńszy, ale ja lubię mieć solidną podstawę, gruby i sztywny papier. Nawet rysunki ołówkiem czy cienkopisem wolę wykonywać na brystolu lub bloku technicznym, niż zwykłym cienkim papierze.
UsuńDziękuję za miłe słowa i pozdrawiam Cię serdecznie!
Fantastyczne te mandale. Gratuluję ukończenia cyklu!
OdpowiedzUsuńCo do oprawy, to nie podpowiem, bo ja wzrokowiec jestem i z samego opisu trudno mi sobie wyobrazić całość.
Bardzo mi sie podoba pustynna róża vel biegacz (na marginesie, nie wiedziałam, że te turlające się kule taką mają nazwę).
Bardzo Ci dziękuję! Jeśli chodzi o oprawę to sama mam mętlik w głowie, najlepiej byłoby poprzymierzać, no ale to musi poczekać. Ta pustynna róża chodziła po głowie, ale sprawdziłam na wszelki wypadek w internecie no i się okazało, że to zupełnie coś innego, dlatego podrążyłam temat i tak znalazłam te "biegacze" czyli tumbleweed. Internet to prawdziwe błogosławieństwo, człowiek sprawdza i nie wychodzi na idiotę :))). Pozdrawiam gorąco!
Usuń"Pustynny biegacz" też brzmi nieźle :D Pięknie się prezentują, zarówno razem, jak i w komplecie :)
OdpowiedzUsuńO widzisz! dobry pomysł "pustynny biegacz" :))). Dzięki! Pozdrawiam serdecznie!
Usuńteż mi się wydaje że druga opcja ciekawsza, pokaż fotki jak już zadecydujesz i wykonasz :)
OdpowiedzUsuńhehe uśmiałam się z biegacza, po angielsku brzmi dużo dostojniej :P no i ten "Zew krwi" hehe
ja z kolei na matmie lubiłam funkcje, moja obecna praca to dużo prezentacji w powerpoincie i excelu więc też mam uciechę z grafów itp. ale geometria zawsze kończyła się kłujnięciem cyrkla, dlatego jakoś niemiło mi się to kojarzyło :P
Miałam na myśli może nawet nie tyle zew, co zapach - wiesz, wilk albo rekin jak poczuje krew ofiary, to dostaje amoku i nie spocznie, dopóki jej nie dopadnie, nie zagryzie na amen, nie nasyci się. Ale w sumie zew działa podobnie, więc może być zew :). Z funkcjami miałam krótki romans jak trafił się nam matematyk-pasjonat, który potrafił zarazić entuzjazmem, ale doceniłam to bardziej jak mi to zaczęło przydawać w pracy. Co do oprawy, to też się skłaniam ku drugiej opcji, dzięki za mentalne wsparcie :))).
Usuńwspieram wspieram :)))
Usuń:))))
UsuńŚliczną kolekcję stworzyłaś. Jak oprawisz i powiesisz to będzie pięknie. Pozdrawiam :-).
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję :). Pozdrawiam serdecznie!
Usuń"Fajnie to wygląda? Czy tylko ja się tym jaram?"......och Małgosiu, to wygląda przewspaniale, brak mi słów normalnie. Gdybym miała wybrać jedną mandalę NAJ.......miałabym naprawdę wielki problem. Co do oprawy, to i jedna wersja i druga pasuje, ale skoro Masz jasne ściany, to ciemna ramka byłaby chyba lepsza(ale to tylko moje zdanie). Tak swoją drogą, to przypomniało mi się jak "wpadłam" rysując baletnice. Prowadziłam wtedy działaność i mogłam wstawiać w różnych punktach, lub sprzedawać przez internet(zdecydowanie lepiej szło). Po jakimś czasie miałam już serdecznie dość tego tematu, ale chętnych było nadal sporo, grosz pewny, więc trzymałam się tego nadal. Nie dziwię się, że też czułaś lekkie znudzenie tematem. Ja od czasu do czasu wracam do tematu baletnic, wiec sądzę, że i Ty będziesz wracała do tematu mandali, bo wychodzą Ci naprawdę pięknie. Gorąco pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńMasz rację, Wandziu, mandale to jeden z tych tematów, które mogą mi się znudzić tylko na chwilę :). Ich rysowanie sprawia mi ogromną przyjemność. Ale gdybym robiła je ciągle na zamówienie, hmmm... jak coś się w kółko powtarza, to faktycznie nawet najprzyjemniejsze może stać się meczące. Twoje baletnice są prześliczne, nie dziwię się, że mają "wzięcie", ale doskonale Cię rozumiem, że w pewnym momencie przestało Cię to cieszyć :). Ja na razie robię sobie urlop od mandali, ale na pewno wrócę do tego tematu, może w innej technice. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńMalgosiu oczywiście że jest się czym jarać. Przepiękne są obie i fajnie wyglądają , superowo. Prawda jest taka, że z czasem każda radość blednie, niestety i wszystkim można się znudzić. Ważne jest urozmaicenie. Nawet pisanie lubi się przejeść.
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci za przemiłe słowa, aż ciepło mi się robi na sercu :).
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Złoto na czarnym wygląda genialnie! Może zobacz też inne kolory? Może w serii tych cienkopisów jest więcej dostpenych kolorów, które będą ładnie wyglądac na czarnym (albo może innym) papierze. W sumie możesz robić różnokolorowe tła i różnokolorowe wzory. To też będzie wyglądać mega ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję! Mandale na pewno w różnych wersjach będą się u mnie pojawiały, bo lubię je rysować i malować, ale z żelopisami na razie dam sobie spokój. Może kiedyś...:). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńMandale są przepiękne! Widać kunszt i ogrom pracy włożony w ich wykonanie. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić ogromu precyzji i cierpliwości,z jakimi nad taką mandalą się pracuje. Naprawdę robią wrażenie.
OdpowiedzUsuńOch, bardzo Ci dziękuję za te komplementy! Aż urosłam! Ale wiesz... rysując te mandale miałam w pamięci Twoje haftowane na torbach - były dla mnie w pewnym stopniu inspiracją :).
Usuń