sobota, 6 sierpnia 2022

Książki. O starożytnej medycynie, o mikrobiomie, o sztuce i o... morderstwach.



Obiecałam wpis o książkach, ale czas leci, książek "na liczniku" przybywa nieustannie... no i teraz nie sposób napisać w jednym tekście szczegółowo o wszystkich pozycjach, które przeczytałam w ostatnich miesiącach. Wiecie, że jak ja się rozpiszę, to końca nie widać... Wybrałam więc tylko część z nich, o innych może uda mi się wkrótce napisać oddzielnie. Ciągle sobie obiecuję, że będzie mnie tu na blogu więcej ;).

No to jedziemy - na początek dwie pozycje, w pewnym sensie trochę tematycznie powiązane, obie bowiem traktują o zdrowiu człowieka.

Jurgen Thorwald "Dawna medycyna, jej tajemnice i potęga".






Przeczytałam tę pozycję niemal jednym tchem, bo od niepamiętnych czasów fascynują mnie starożytne cywilizacje, ich organizacja, kultura, sztuka, nauka, wszelkie niesamowite osiągnięcia, które wciąż odkrywamy i nieodmiennie nas zaskakują.

Jurgen Thorwald to autor wielu ciekawych pozycji z zakresu medycyny, ale - przynajmniej te, które czytałam - zaliczyłabym do rodzaju literatury popularnonaukowej. Są to dość swobodne opowieści o pewnych aspektach medycyny, na szerokim, choć z konieczności tylko pobieżnie omówionym, tle innych wydarzeń i okoliczności. 


Biorąc tę książkę do ręki warto więc mieć choćby minimum wiedzy historycznej lub przynajmniej zainteresowania taką tematyką, bo rozumiejąc kontekst kulturowy i historyczny znacznie lepiej pojmiemy niezwykłość opisywanych tu odkryć.
Dla mnie "Dawna medycyna (...)" jest kopalnią fascynującej wiedzy o niezwykłych, do dzisiaj zadziwiających osiągnięciach naszych starożytnych przodków, w zakresie rozpoznawania chorób, metod leczenia, zaawansowanych operacji chirurgicznych, używanych leków i narzędzi, z których wiele do chwili obecnej pozostało nieznacznie tylko zmienionych. 


Przez kilka tysięcy lat świat wcale nie posunął się tak daleko do przodu w swoim rozwoju, jakby nam się mogło wydawać. Odkrywamy dzisiaj na nowo to, co 2-3 a nawet 4 tysiące lat temu doskonale znali i z powodzeniem stosowali lekarze peruwiańscy, hinduscy czy chińscy. 
W sumie zabawna jest konstatacja, że my, Europejczycy, chcący uważać nasz kontynent za źródło cywilizacji podbijającej inne kontynenty, tak naprawdę zniszczyliśmy w czasach podbojów zdobycze dawnych cywilizacji, zachowując zaledwie drobne ułamki wiedzy opracowanej, opisanej i stosowanej przez starożytnych mieszkańców Ameryki Południowej, Egiptu, Babilonii czy Indii. Nasi uczeni dokonują dzisiaj odkryć, które wiele tysięcy lat temu były codziennością dla ówczesnych medyków.


Przede wszystkim - obalony zostaje mit, w który Europejczycy wciąż chcą wierzyć, że rozwój nowożytnej medycyny rozpoczął się w Grecji, a pierwszym znanym i uznanym lekarzem był Hipokrates. Wszystko, co w książce Thorwalda przeczytamy, dowodzi, że co najmniej dwa tysiące lat wcześniej medycy na innych kontynentach doskonale znali się na leczeniu wszelkich chorób, potrafili sporządzać skuteczne leki, przeprowadzali skomplikowane operacje, łącznie z cięciem cesarskim, amputacją kończyn, operacjami plastycznymi z przeszczepami skóry, trepanacją czaszki itd.


Jest w tej książce trochę historii, zarys dziejów dawnych kultur i przede wszystkim - sporo niezwykłych informacji o niesamowitych wręcz osiągnięciach starożytnej medycyny - a wszystko to napisane językiem lekkim i zrozumiałym dla laika, bez nużących naukowych wywodów. 


Thorwald prowadzi nas w kolejnych rozdziałach przez wszystkie kontynenty i krainy, na których terenach znaleziono ślady dawnych wysoko rozwiniętych cywilizacji, omawiając na początku każdej części najpierw tło historyczne, w którym rozwijały się wszelkie nauki, w tym wiedza o medycynie i higienie. Bardzo ważne jest takie wprowadzenie, bo bez wyobrażenia sobie warunków kulturowych, religijnych, politycznych itp, trudno jest zrozumieć kierunki, jakimi podążały myśli i działania starożytnych lekarzy w poszczególnych państwach.


W poszczególnych częściach "Dawnej medycyny" znajdziemy dość szczegółowo omówione zdobycze medycyny starożytnego Egiptu, Babilonii, Indii, Chin, Meksyku i Peru.


Blisko 3 tysiące lat temu w Egipcie istniały już szkoły medyczne, a wśród lekarzy wyróżniano specjalistów w zakresie poszczególnych rodzajów chorób. Powstawały ogrody zielarskie, apteki i podręczniki medyczne - zapisane na papirusach i  tabliczkach rozpoznania chorób i sposoby ich leczenia. Niedawno odkryto, że medycyna staroegipska wykorzystywała leki wytwarzane wówczas w Indiach. Dziwne na pozór składniki używane w ówczesnych medykamentach znajdują dzisiaj uzasadnienie w odkryciach nowoczesnej nauki. Stosowano z powodzeniem środki odkażające i znieczulające oraz zapobiegające rozprzestrzenianiu różnych chorób, moskitiery i szkła powiększające, środki antykoncepcyjne zawierające substancje uzyskiwane z dostępnych roślin - o potwierdzonym dzisiaj skutecznym działaniu. Stan higieny, w tym sieć wodociągów i kanalizacji oraz powszechnych łaźni budzi wciąż nasz podziw.


Na terenach starożytnej Babilonii odkryto bogate archiwum w postaci glinianych tabliczek, zawierające pierwsze recepty sprzed ponad 3 tysięcy lat, rachunki za zabiegi medyczne, korespondencję lekarską. Możemy z nich odczytać wiele informacji o codziennym życiu i problemach zdrowotnych mieszkańców Dwurzecza. Znaleziono ponadto narzędzia chirurgiczne i różne zapiski świadczące o umiejętnościach lekarzy mezopotamskich - dokonywali trepanacji czaszki, operowali zaćmę, stosowali cewnikowanie, wlewy i leczenie czopkami. Podobnie jak w Egipcie korzystano także z leków przywożonych z Indii, daleko zaawansowana była znajomość procesów chemicznych i działania różnych roślin, wykorzystywanych do dzisiaj w farmakologii.


I tak autor prowadzi nas kolejno przez pozostałe obszary kulturowe, gdzie przed tysiącami lat lekarze stosowali metody diagnozowania i leczenia, które obecnie wciąż wprawiają w podziw.

Mankamentem książki wydaje się być brak ilustracji (poza sześcioma zdjęciami na stronach tytułowych rozdziałów). Jest to jednak zabieg celowy - mam wrażenie, że wynikający trochę z nieco urażonej ambicji autora. 

Thorwald w trakcie opowieści dość często wspomina o konkretnych zdjęciach różnych ważnych obiektów archeologicznych, które są w zasadzie jedynym źródłem naszej wiedzy o starożytnej medycynie. Jednak w książce tych fotografii nie ma. Kiedy opisuje figurki realistycznie przedstawiające ludzi z konkretnymi objawami chorób lub powołuje się na zdjęcia różnych innych artefaktów - mimowolnie zaczynam wertować książkę w poszukiwaniu ilustracji. Ilustracji niestety nie ma...


Pewne światło na tę dziwną kwestię rzuca posłowie. Otóż impulsem do napisania tej książki był dyskutowany niegdyś, ale ostatecznie nie zrealizowany, projekt opracowania popularnonaukowej historii medycyny. Na potrzeby tego pomysłu przewidziano około 300 ilustracji. Ostatecznie jednak uznano, że nie wystarczy to do stworzenia pozycji przybliżającej w sposób przystępny historię około 4 tysięcy lat medycyny. 


Thorwald, którego poproszono wówczas o opinię, zaproponował więc skupienie się jedynie na fascynującej, owianej tajemnicą i najmniej znanej szerokim kręgom odbiorców historii medycyny starożytnej.  Ten pomysł z kolei nie znalazł uznania drugiego recenzenta, który uważał, że za mało jest do tego tematu materiałów i ilustracji, więc tym bardziej trudno będzie trafić z takim dziełem do szerokiego kręgu odbiorców. 


Zniesmaczony Thorwald podjął więc rękawicę i niejako na przekór tej opinii postanowił napisać "zarys medycyny wczesnohistorycznych kultur ludzkości" - w sposób przystępny dla zwykłego czytelnika, pomijając jednocześnie stronę wizualną takiego opracowania. Chciał w ten sposób udowodnić, że o historii medycyny można opowiadać interesująco, bez podpierania się licznymi obrazkami. Trzeba przyznać, że w dzisiejszych czasach to dość ryzykowny pomysł. Jednak uważam, że Jurgen Thorwald znakomicie sobie poradził z tym wyzwaniem. Książkę czyta się z przyjemnością, mimo że jest obficie naszpikowana wiedzą historyczną i medyczną, autor podał ją jednak w bardzo zręczny i przyjazny sposób.


Michael Mosley "Jelita wiedzą lepiej".




O tej książce wspomniałam już w poprzednim wpisie - "Ogrodowanie i przetwarzanie". Tematyka zdrowego odżywiania i naturalnych metod leczenia zawsze była mi bliska, szczególnie od czasów okołomaturalnych, kiedy to po raz pierwszy zetknęłam się z jogą i wegetarianizmem. W tamtych czasach nie było to jeszcze ani modne, ani powszechne :). Ale przejdźmy do książki, która wpadła mi w ręce przypadkowo parę miesięcy temu, akurat w czasie, kiedy oboje z mężem walczyliśmy z powirusowymi komplikacjami w postaci zakażenia, a może raczej - nadmiernego namnożenia, bo są to mikroorganizmy normalnie bytujące w ludzkich organizmach - paciorkowcem (streptococcus viridans) i drożdżakami (candida albicans). Książka w zasadzie stosunkowo mało wniosła nowego do mojej wiedzy, z większością poruszanych w niej kwestii gdzieś już kiedyś się spotkałam, ale jednak - warto było ją przeczytać i serdecznie ją polecam :). Poukładała mi sporo w głowie, wiele rzeczy przypomniała, inne dokładniej wyjaśniła. 

Autor to absolwent studiów medycznych, ale zajmujący się nie tyle leczeniem, co propagowaniem wiedzy o zdrowiu, a szczególnie o naszym mikrobiomie. Sam poddawał się rozmaitym eksperymentom w ramach naukowych badań o zasiedlających nasz organizm bakteriach, prowadził programy telewizyjne na te tematy, napisał kilka wysoko ocenianych i nagradzanych książek popularnonaukowych.

Książkę "Jelita wiedzą lepiej" czyta się lekko, łatwo i przyjemnie, bo napisana jest niemal w konwencji beletrystycznej, lekkim piórem, z mnóstwem ciekawostek i przykładów z życia, a nawet z przepisami kulinarnymi. Cała historia zaczyna się w momencie, kiedy autor, w ramach kolejnego eksperymentu, połyka mikrokamerkę, która wędruje przez jego przewód pokarmowy. Obserwując kolejne etapy poznajemy równolegle podstawy biologiczne i medyczne z zakresu funkcjonowania układu pokarmowego, wyniki rozmaitych innych badań, skutki zaburzeń, efekty leczenia, możliwości wspomagania naszych przyjaciół - jak Mosley nazywa dobre bakterie, zasiedlające nasz organizm. 

Hipokrates twierdził, że wszelkie choroby zaczynają się w jelitach, a przecież ich praca zależy od tego, jakiego pokarmu im dostarczymy. Dzisiaj wiemy ponadto, że jelita to naprawdę nasz drugi mózg, zawiadujący wszelkimi funkcjami organizmu, a nawet wpływający na pracę tego głównego mózgu, poprzez niezwykle rozwiniętą sieć neuronów. Czy zdajecie sobie sprawę, że sięgając po ciastko, na które naszła Was nagle ochota, spełniacie po prostu rozkaz złych szczepów bakterii, które potrafią stymulować w taki sposób neurony jelitowe, że one wysyłają odpowiedni przekaz do mózgu numer jeden, wyświetlając żądanie: "więcej cukru! zjedz ciasteczko!". Kiedy sobie to uzmysłowimy, możemy zapanować nad zgubnymi nawykami. 

Jak wspomniałam, lektura tej książki zbiegła się u mnie z odebraniem wyników wymazów z gardła. I się wszystko poukładało... Natychmiast, w jeden dzień, nastąpiło przeorganizowanie żywienia, na początku z małym wspomaganiem odpowiednio dobranymi probiotykami w kapsułkach, u męża musiał też wejść antybiotyk, ja się ograniczyłam do metod naturalnych, w tym na przykład czosnku w rozmaitych postaciach. No i dieta przyjazna dla dobrego mikrobiomu, czyli powrót do tego, co dawniej robiłam, ale jakoś pozwoliłam złym bakteriom zawładnąć moim mózgiem i dobre nawyki poszły w tym okresie w odstawkę, pogarszając tylko stan zdrowia.... Efekt konsekwentnej zmiany żywienia - po tygodniu odczuwalna poprawa samopoczucia, zniknęły chorobowe objawy w jamie ustnej, po trzech tygodniach wymazy były "czyste". Waga momentalnie poszła w dół i złapane w czasie tej małoobjawowej choroby trzy nadmiarowe kilogramy w ciągu miesiąca zniknęły, czuję się lekko, sytuacja w jamie ustnej też wróciła do normy. Pilnujemy teraz, żeby stale były świeże kiszonki, naturalne jogurty i kefir, czosnek - w postaci tzatziki, mikstury czosnkowo-miodowo-cytrynowo-imbirowej, jako dodatek do sałatek, kanapek, zup itd... Poranną kawę robię z łyżeczką cynamonu (zwalcza bakterie i grzyby!), łyżeczką kakao (prebiotyk!) i mielonymi goździkami (podobnie jak cynamon!), pijemy dużo wody, zakwas z ogórków i buraków, pszczele skarby (miód, pierzga, propolis)... Natomiast - zero cukru, białej mąki, przetworzonej żywności. Wróciłam do uważnego czytania składów: chleb "razowy z zakwasem" nie jest tym samym co chleb żytni wyłącznie na zakwasie i bez drożdży. I ja to w zasadzie kiedyś wszystko tak robiłam... Jedna infekcja wywróciła wszystko w moim organizmie, namnożyły się złe bakterie i pokierowały moim mózgiem tak, jak im pasowało. 

To tak w dużym skrócie... no i odbiegłam nieco od treści samej książki, ale ona jest bardzo przydatna w takich właśnie sytuacjach. Metody, jakie zastosowaliśmy, znałam z różnych źródeł, ale w tej książce są one wszystkie zebrane i dokładnie opisane - co, jak i dlaczego. Autor dokładnie opisuje pre- i probiotyki, omawia co one zawierają i jak wspomagają nasze dobre bakterie, po kolei wyjaśnia, jak wdrożyć program odnowienia swojego mikrobiomu, a w następstwie - całego organizmu. Książkę polecam wszystkim, którzy mają jakiekolwiek problemy zdrowotne, ale i tym, którzy po prostu chcą zachować dobre zdrowie. Rzecz naprawdę świetnie napisana :).


Luba Ristujczina "Stanisław Wyspiański. Artysta i wizjoner".




Po tę książkę sięgnęłam bez wahania, po lekturze innej pozycji Luby Ristujcziny "Józef Mehoffer. Geniusz polskiej secesji", o której pisałam tutaj:   http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/11/ksiazki-do-czytania-i-do-ogladania.html . Tamta pozycja zrobiła na mnie ogromne wrażenie i już wtedy zapowiadałam, że kolejne książki tej autorki na pewno się u mnie pojawią.

O Wyspiańskim nie będę Wam tutaj opowiadać, chyba każdy kojarzy tego wszechstronnego artystę, nazywanego naszym czwartym wieszczem narodowym. Zajmował się malarstwem, architekturą, typografią i plakatem, konserwacją dzieł sztuki (polichromii), projektował meble i witraże, tworzył dramaty i wiersze. O pewnej innej, niezbyt zresztą udanej, książce o Wyspiańskim, pisałam TUTAJ. Tam było rozczarowanie, tym razem jestem zachwycona doskonałą lekturą, która jednocześnie jest przepięknym albumem.






Obie wspomniane książki Ristujcziny - o Mehofferze i o Wyspiańskim - są świetnie napisane i rzetelnie opracowane, z wielką dbałością o szczegóły, źródła, cytaty i przykłady. Imponują przy tym ogromem wspaniałych ilustracji - oryginalnych fotografii z dawnych albumów, dokumentów, szkiców, rysunków, zdjęć witraży i polichromii, wreszcie - znakomitych reprodukcji obrazów. Książka liczy 240 stron formatu nieco większego niż A4, ma wyjściową cenę około stu złotych, ale w wielu księgarniach można ją nabyć za połowę tej ceny, co przy tej zawartości uważam za śmiesznie małą kwotę. Naprawdę warto. 


Agata Christie.



Tym razem w nagłówku wymieniłam tylko imię i nazwisko autorki, bo przeczytałam za jednym zamachem osiem jej książek (i dopiero się rozkręcam!), a wiadomo, że Agata Christie jest królową kryminału :). 

Nie jestem co prawda jakąś zaprzysięgłą fanką kryminału jako gatunku, nie czytam wszystkiego z tej dziedziny jak leci, ani wszystkich autorów, ale jest kilkoro takich, którzy mają we mnie wierną czytelniczkę. Wśród nich jest oczywiście Christie, ale jakoś tak się dziwnie złożyło, że chociaż takiej na przykład Chmielewskiej mam trzy pełne półki w biblioteczce (no przyznaję, miałam kiedyś taką fazę na wczesną Chmielewską), to Christie... ani jednej pozycji! A tu akurat niedawno mąż dostał w prezencie "Morderstwo w Mezopotamii"... Oczywiście książkę znałam, ale - po pierwsze: to Christie!, po drugie: Mezopotamia! Musiałam ją znowu przeczytać! Zanim mąż się do niej przymierzył, to ja w jedną noc już pochłonęłam całą książkę - i natychmiast zalęgło mi się w głowie postanowienie, żeby kupić całą serię. Bo książka jest ładnie wydana, w twardej okładce, i jak się okazało - to jest cały cykl przygotowany przez Wydawnictwo Dolnośląskie w 2020 roku, z okazji stulecia wydania pierwszej powieści z komisarzem Poirotem. Pierwotnie planowano wydać tylko 10 tytułów, na które głosowali czytelnicy, ale wobec dużego zainteresowania serią, podjęto decyzję o kontynuacji. W tej chwili jest już chyba coś około 30 tytułów.

Natychmiast więc zamówiłam kilka wybranych pozycji, w pierwszej kolejności te, które już znałam i lubiłam, a później co jakiś czas dochodziły następne. W ramach tego cyklu mam i przeczytałam więc:

"Morderstwo w Mezopotamii", "Śmierć na Nilu", "Zabójstwo Rogera Ackroyda", "A.B.C.", "Kurtyna", "Morderstwo w Orient Ekspressie", "Pięć małych świnek", "Tajemnicza historia w Styles". Już w drodze są następne :).

No i teraz powinnam napisać jakąś recenzję... Ale cóż nowego można napisać o książkach Agaty Christie?! Chyba już wszystko na ten temat napisano :). Tego, że Christie jest najbardziej znaną na świecie pisarką kryminałów, dowodzi chociażby fakt, że jest zarazem najlepiej sprzedającą się autorką wszech czasów: ponad miliard egzemplarzy w języku angielskim i drugie tyle w tłumaczeniach na kilkadziesiąt języków!

To może chociaż kilka zdań o tej pierwszej książce, od której zaczęło się u mnie kupowanie kolejnych, a szczerze mówiąc była to chyba jedna z pierwszych w ogóle książek Agaty Christie, jakie miałam przyjemność dawno temu poznać. "Morderstwo w Mezopotamii", którego akcja rozgrywa się w środowisku ekipy archeologicznej, jest powieścią szczególną, ponieważ Agata Christie, jako żona archeologa, znała doskonale realia pracy przy wykopaliskach. Dlatego też książka obfituje w doskonale opisane szczegóły miejsca, klimatu, organizacji pracy, narzędzi, używanych preparatów itd. Może to spowodowało, że uznano tę pozycję za jedną z najlepszych w dorobku pisarskim Christie. Wszystkie jej powieści cechuje pewna elegancja w prowadzeniu akcji, świetnie nakreślone sylwetki bohaterów, a jednocześnie doskonale zamaskowane szczegóły, które mogłyby naprowadzić czytelnika na odgadnięcie najważniejszych wątków, motywów czy sprawców zbrodni. Czytam zawsze jej książki z ogromną przyjemnością :).

*****


Poza książkami, które dzisiaj wymieniłam, było jeszcze trochę przypadkowych tytułów, o których już nie będę przynudzać... ale też całkiem sporo czasu poświęciłam na studiowanie (i zdobywanie) wszelkich opracowań dotyczących życia i twórczości pewnej niezwykłej osoby... Z tym, że to jest już całkiem odrębna historia i opowiem o tym innym razem... i chyba wielu moich stałych czytelników mocno zaskoczę :). Najpierw jednak będzie dawno obiecany wpis z obrazkami.