sobota, 14 grudnia 2019

Na bogato.

Spodobało mi się rysowanie złotym żelopisem na czarnym papierze :). A że dopadło mnie jakieś wyjątkowo uciążliwe przeziębienie i przez kilka dni czułam się tak kiepsko, że nie wychodziłam z domu, to - między leżeniem pod kołdrą a oglądaniem seriali - znalazło się kilka chwil na takie oto zabawy:


Fajny jest ten efekt złota na czarnym tle. W realu wygląda bardzo naturalnie i elegancko, jak nieco spatynowane stare złoto. Przyjemna konsystencja żelu - raczej jak płynne złoto :) ) - dobrze się rozprowadza, dokładnie pokrywa powierzchnię papieru. Złoty żelopis (Gelly Roll Metallic Sakura) nie był planowanym zakupem, tak jakoś napatoczył mi się w sklepie internetowym i w ostatniej chwili wrzuciłam go do koszyka, bez szczególnej wizji co do jego wykorzystania. Leżał więc sobie jakiś czas odłogiem, aż w końcu pomyślałam, że trzeba go w ogóle wypróbować, zobaczyć co też on potrafi :). Najpierw było kilka świątecznych kartek, a teraz przyszedł czas na większe formaty. Na pierwszy ogień moje ulubione motywy mandalowe, ma się rozumieć :). 

Ta mandala ma rozmiar 30x30cm, czyli tyle co pokazywane jakiś czas temu mandale rysowane czarnym cienkopisem na białym brystolu. Ale żelopis jest narzędziem znacznie mniej precyzyjnym i mniej przewidywalnym niż cienkopis, zwłaszcza mój ulubiony Sakura Micron 005, czyli cieniusieńki. Żelopis zostawia dość grubą linię, nie zawsze równą, bo żel niekiedy wylewa się nieco obficiej, duże znaczenie ma przy tym płynność ruchu i nacisk. Dlatego tę złotą mandalę rysowałam dość swobodnie, nie starając się zachować chirurgicznej precyzji w detalach. 


Ale w planie mam już nieco inne, konkretne projekty, tylko niestety czas miłego nicnierobienia pod pozorem choroby się kończy, w poniedziałek do pracy... A skoro siły wracają, to i za porządki w domu trzeba będzie się zabrać, więc rysowanie musi poczekać do Świąt. Potem mam wolny tydzień, więc będzie się działo!





I tak to przymusowe leniuchowanie w domu obudziło wenę twórczą :). Rzadko mam taką okazję. Na "chorobowe" chodzę raz na dziesięć lat, a i to tylko na dzień czy dwa, nie dłużej. Ale tym razem mnie tak osłabiło, że nawet w domu niewiele chciało mi się robić. Katar to już w ogóle, istna masakra, zatoki zapchane, aż na parę dni niemal ogłuchłam i kompletnie straciłam powonienie, głos zresztą też. 


Ostatni raz na dłuższym, bo aż pięciodniowym zwolnieniu lekarskim byłam wiele lat temu, z powodu choroby kociego pazura.
O, właśnie, może warto o tym opowiedzieć...

Zaglądają tutaj wielbiciele kotów, więc napiszę Wam o tej chorobie kilka słów, bo się okazuje, że mało osób wie co to takiego, a nawet nie każdy lekarz pierwszego kontaktu potrafi od razu postawić właściwą diagnozę. Tymczasem tą poważną chorobą można się łatwo zarazić w kontakcie z kotami, zwłaszcza młodymi. A konsekwencje mogą być wręcz tragiczne.

U nas to było tak... Przygarnęliśmy małego zaniedbanego koteczka, takiego dzikuska, którego trudno było oswoić i dość długo trwało, zanim nabrał zaufania. Zabawa z nim to był moment głaskania, po czym nagle się wyrywał i uciekał. Wszyscy byliśmy przez to podrapani, może nie jakoś dramatycznie, ale wiecie, jak to z małym kotkiem, drobne ryski na skórze każdy z nas miał gdzieś tam na rękach... Nie zwracamy uwagi na takie drobnostki - przy tylu kotach, które u nas już były, to normalka.

Ja miałam takich zadrapań pełno, ale tylko jedna maleńka raneczka, dosłownie dwa milimetry długości, na nadgarstku, jakoś ciągle nie mogła się dobrze zagoić, czułam tam lekki ból. Jakoś w tak zwanym międzyczasie młodszy syn zaczął się źle czuć, bolała go głowa, pojawiła się gorączka. Po jednym dniu to ja jeszcze nie lecę do lekarza, tylko czekam na rozwój jakichś bardziej wyrazistych objawów. No ale ja sama czułam się jakaś rozbita, osłabiona, ból głowy, podwyższona temperatura... Obejrzałam dziecko dokładniej, mówił, że jak podnosi rękę to go boli, bolała go też szyja - okazało się, że węzły chłonne wyraźnie powiększone. Mnie też zaczęło coś pobolewać pod pachą - obmacałam, no oczywiście węzły powiększone. No to sprawa zrobiła się już mocno podejrzana, co to za jakaś dziwna epidemia? - polecieliśmy zatem czym prędzej razem do doktorki. 

Pani doktor porozmawiała z nami, obejrzała, wypytała, nic konkretnego nie mogła oczywiście stwierdzić, bo w zasadzie innych objawów nie było. Ale jest jakaś infekcja, więc przepisała leki przeciwzapalne i zastanawiała się nad antybiotykiem, kiedy mnie coś tknęło i powiedziałam, że nie wiem co prawda czy ma to jakiś związek, ale mam po kocim drapnięciu taką mikroskopijną grudkę, która długo się goi...

No i wtedy lekarka powiedziała; Aaa! to jest na pewno choroba kociego pazura!

Dostaliśmy więc antybiotyki, każde z nas coś innego. Dla mnie była "końska" dawka, po jednej tabletce przez pięć dni i od razu zwolnienie z pracy. Myślałam, że z tym zwolnieniem to przesada, ale po pierwszej tabletce dosłownie zwaliło mnie z nóg, leżałam pięć dni w łóżku, bo po prostu nie miałam siły wstać.
Ale kuracja była skuteczna. Chociaż powiem Wam, że to zadrapanie to mnie "mrowiło" jeszcze przez kilka miesięcy i ślad w postaci ciemnej kropki został na bardzo długo.

Przy kontrolnej wizycie lekarka powiedziała, że właściwie znała dotychczas tę chorobę tylko teoretycznie, pierwszy raz się z tym spotkała w praktyce i po naszym pierwszym spotkaniu doczytała więcej na jej temat. Sama się bardziej zainteresowałam i teraz wiem, jak groźne mogą być konsekwencje zabawy z kotkiem.


Informacje zaczerpnięte z internetu:

Choroba kociego pazura, inaczej gorączka kociego pazura (bartonelloza) – bakteryjna choroba odzwierzęca przenoszona przede wszystkim przez młode koty, podostre lub przewlekłe miejscowe stany zapalne węzłów chłonnych po zakażeniu skóry, oczu lub błony śluzowej.
Czynnikiem chorobowym są Gram-ujemne bakterie Bartonella henselae i rzadziej Bartonella clarridgeiae; przenikają do organizmu człowieka najczęściej na skutek zadrapania przez zwierzę-nosiciela.Ok. 1/3 kotów jest zakażonych. Wśród kotów bakterie są przenoszone m.in. przez pchły. 

Podstawą rozpoznania jest wywiad wskazujący na kontakt z młodymi kotami, powiększone węzły chłonne, zmiana pierwotna (grudka lub krosta), badania obrazowe węzłów chłonnych, a jako potwierdzenie stosowane są badania serologiczne. 

Początkowo choroba przebiega bezobjawowo lub tylko z objawami miejscowymi w miejscu zranienia (miejscowe zaczerwienienie, grudka zapalna lub krosta). Po 1–6 tygodniach od infekcji pojawia się tkliwość i powiększenie sąsiadujących węzłów chłonnych (szyjne, podpachowe, pachwinowe, podżuchwowe, wewnątrzbrzuszne) do 5 cm średnicy (około 20% chorych ma powiększoną dużą ich liczbę), mogących ulegać ropieniu (10–30% przypadków), przebiciu i samoistnej ewakuacji treści ropnej; u części pacjentów ewentualnie inne objawy chorobowe (gorączka, powiększenie wątroby i śledziony, bóle głowy, pleców, podbrzusza, zmęczenie).
Większość przypadków ma łagodny przebieg i mija w ciągu około 10 dni, niezależnie od tego, czy zastosowano leczenie antybiotykami; u pacjentów z upośledzonym układem odpornościowym, przebieg może być jednak poważniejszy i wymagać intensywnej opieki medycznej. U części chorych występuje zakażenie rozsiane z ziarniniakami wątroby i śledziony, zajęciem ośrodkowego układu nerwowego z encefalopatią, w skrajnych przypadkach z drgawkami i zmianami w kościach.
Choroba w większości przypadków ustępuje w ciągu najwyżej 6 miesięcy. Powikłania najczęściej obejmują zropienie węzła chłonnego, zespół Parinauda, zajęcie siatkówki grożące ślepotą i zapalenie mózgu. W rzadkich przypadkach mogą powstać zapalenie szpiku kostnegomałopłytkowość, zajęcie kości i zapalenie wsierdzia.

/źródło/ 

W każdym razie - nie chcę nikogo straszyć, ale warto mieć trochę wiedzy na temat chorób odzwierzęcych, jak się człowiek ze zwierzętami zadaje. 
Nas te przeżycia nie zniechęciły do zabawy z kotami, ani do przygarniania porzuconych futrzastych biedaków. Trzeba tylko uważać, dbać o higienę, adoptowane maluchy od razu odpchlić, no i nie bagatelizować pojawiających się u nas niepożądanych objawów. A w razie złego samopoczucia warto lekarzowi wspomnieć, że w domu są zwierzęta.


*****

Ale żeby nie było tak strasznie, to chcę Wam się pochwalić jeszcze na koniec moim kwitnącym aloesem. Trzy tygodnie temu nagle mnie zaskoczył takim oto patykowatym pędem, który jakoś tak znienacka nie wiadomo kiedy wyskoczył:





Nasze aloesy to odmiana zwyczajna, mniej znana z właściwości leczniczych niż aloes drzewiasty. Rozmnażają się szaleńczo i zawsze trochę ich mamy. Rosną w tak zwanym ogrodzie zimowym. Nazwa na razie trochę na wyrost - to coś w rodzaju werandy, która wciąż czeka na ostateczne wykończenie i zaaranżowanie (taka trochę graciarnia chwilowo, szczerze mówiąc), ale większość kwiatów świetnie tu sobie radzi. Mają mnóstwo światła, a w zimie dość niską temperaturę. Aloesy w tym roku całe lato spędziły w ogrodzie i być może to właśnie tak je zdopingowało do kwitnienia. Czasem tam o nich zapominałam i nie zawsze były podlewane, a taka susza od czasu do czasu akurat dobrze im robi :).

Przed tygodniem było tak:





A dzisiaj jest tak - może ten kwiatostan nie jest jakoś wyjątkowo spektakularnie rozwinięty, ale i tak się cieszę, bo zdarzyło się to u nas po raz pierwszy :). Pęd kwiatowy ma wysokość około 60 cm.





Możliwe, że z powodu mroźnych ostatnio dni było w tym naszym ogrodzie zimowym trochę za chłodno dla tych dość egzotycznych jednak roślin. Planujemy zrobić tutaj dodatkowe ogrzewanie, tak żeby utrzymać w zimie temperaturę nie mniejszą niż 10 stopni, bo jednak nie wszystkie rośliny mogą tu przebywać w czasie mrozów. Aloesy zimują, no ale w porze kwitnienia być może powinny mieć nieco cieplej. Z tego, co wyczytałam, to do kwitnienia potrzebują krótkiego dnia i temperatury około 8-10 stopni. Ostatnio temperatura na zewnątrz spadała do kilku stopni poniżej zera, ale nie sprawdzałam ile było w tym pomieszczeniu. Na pewno kilka stopni na plusie, ale może za mało... 

Tak czy inaczej - cieszę się, że doczekałam się takiej kwitnącej niespodzianki :). 

*****

58 komentarzy:

  1. Przepiękna mandala! A ta pracyzja wykonania jest dla mnie oszałamiająca :) Aloes Twój kwitnie przecudnie, to chyba rzadkość. Mam dwa aloesy, z których jeden już chyba konczy zywot. Niestety absolutnie nie potrafię zapewnić mu własciwej pielęgnacji. Nie podlewam zbyt dużo bo wiem, że nie lubi ale liście mu zbrązowiały i jakby wyschły... :( Drugi z Biedronki jeszcze malutki i jako tako się trzyma ale ma ze 4 miesiące dopiero. Chyba one nie dla mnie, a tak chciałabym miec piękne jak Twoje... Pozdrawiam, Pola

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za słowa uznania dla mojej mandali :). Co do aloesów, to ja jestem taką tylko amatorką, której czasem coś przypadkiem zakwitnie :). Aloesy były w rodzinie od wieeelu lat, a dopiero po raz pierwszy mamy okazję podziwiać kwiat. Wcale nie było przy nim jakichś szczególnych zabiegów, raczej został trochę zapomniany i przesuszony przez lato w ogrodzie :). Ale one to podobno lubią. Brązowienie liści świadczyłoby raczej o przelaniu, ewentualnie chorobie grzybowej. Może trzeba poszukać w internecie porady, bo aloes to dość odporna i łatwa w uprawie roślina, więc jest szansa, że uda się Twoją roślinę uratować. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Patrzę i patrzę na tę mandalę i myślę jaki włożyłaś tam ogrom pracy. Na zdjęciach prezentuje się jak wyciągnięta z komnaty u sułtana.
    O tym, że aloesy mogą kwitnąć słyszę pierwszy raz.
    Za to o chorobie kociego pazura słyszałam dużo. Ponieważ mamy zwierzaki tylko takie przygarnięte, więc po każdej wizycie nasz " rodzinny" weterynarz przestrzega. Żeby się tym paskudztwem zarazić , nie trzeba posiadać nawet zwierzaka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aloes w warunkach domowych rzadko kwitnie, ale częściej ten zwyczajny (jak mój), niż drzewiasty. Mimo wszystko jednak po raz pierwszy nam się to zdarzyło, a przecież mamy aloesy od wielu lat.
      Różnymi paskudztwami można się zarazić w najdziwniejszy sposób, ale w przypadku tej choroby zwiększoną czujność trzeba zachować właśnie w kontakcie z młodymi kotami, bo głównie one ją roznoszą.

      Usuń
  3. Oj to ja mam szczęście, bo u nas małe koty od 15 lat i nic a nic :)
    Ale słyszałam że to właśnie bakteria i niekoniecznie od kota trzeba się zarazić.
    Pozdrawiamy i czekamy na jakieś świąteczne zdjęcia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas koty od 30 lat i tylko ten jeden raz się to zdarzyło. Tak więc nadal przygarniamy kocie nieszczęścia, tylko może jesteśmy bardziej czujni, szybko dezynfekujemy zadrapania...
      Świąteczne zdjęcia to u mnie pewnie będą z małymi kotkami rozbierającymi choinkę :)))). Zawsze mamy wielką choinkę od podłogi do sufitu. Jak są w domu małe sprytne zwierzątka, to ubieramy ją od połowy w górę, żeby nie kusić maluchów dyndającymi nisko ozdobami. No i coraz mniej jest szklanych bombek :).

      Usuń
  4. aż trudno uwierzyć, że jest to odręcznie malowane! piękne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Okręgi wyrysowałam ołówkiem przy pomocy cyrkla, ale potem to samo już jakoś poleciało :).

      Usuń
  5. Pięknie sie prezentuje złota mandala na czarnym tle. Zapisałam nazwę żelopisu, zajrzałam do sklepu, a tam inne metaliczne cuda. Do tej pory używałam tej firmy żelopisów białych - fajne, dobrej jakości.
    O chorobie kociego pazura nigdy nie słyszałam. Dobrze, że lekarka szybko ją rozpoznała.
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się jeszcze czaję na metaliczne akwarelki Kuretake Gansai. Wcześniej miałam wątpliwości, ale po doświadczeniu z tym złotym żelopisem wpisałam sobie te farbki na listę kolejnych zakupów :). A biały też mam, potwierdzam świetną jakość.

      Usuń
  6. Podzielam zachwyt poprzedniczek nad rękodziełem. Precyzja godna podziwu. Zachwycam się tym bardziej, że sama nie mam zdolności manualnych. Jedynie haft krzyżykowy był kiedyś moją mocną stroną, tyle, że tam nie trzeba inwencji własnej, wystarczy odwzorować wzór licząc krateczki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez jakiś czas sporo haftowałam krzyżykami. Zrezygnowałam głównie z powodu nadmiernego obciążenia wzroku, ale w pewnym momencie przestało mnie też cieszyć to hobby, właśnie ze względu na tę odtwórczość. Natomiast rysowanie i malowanie to moja miłość od dziecka. Życie zawodowe ułożyło się inną drogą, ale coraz częściej wracam do bazgrania. Mam nadzieję, że na emeryturze będę miała na to duuużo czasu :).

      Usuń
  7. Mandala PRZEPIĘKNA! Rzeczywiście złoty na czarnym to doskonałe połączenie. Musiałaś się niźle napracować: tyle szczegółów, a i rozmiar całkiem spory.
    O chorobie kociego pazura nie wiedziałam. Człowiek całe życie się uczy :)
    Gratuluje kwitnącego aloesu. Ten "patykowaty pęd" (jak napisałaś) przypomina mi szparaga ;-)
    Zauważyłam, że piszesz w odpowiedzi na komentarz kicikicitaty o farbach Kuretake Gansai. Nie chciałabym się głupio wymądrzać, ale jako że to są japońskie farbki, i akurat mam je i z nich korzystam, to wtrącę swoje trzy grosze. To nie są takie typowe akwarelki. Różnią się składem. Maluje się też na innym rodzaju papieru (gasenshi). Używane są do malarstwa japońskiego (nihonga). I nie wiem dlaczego są nazywane metalicznymi, bo ani metalu w składzie, ani pobłysku metalowego nie mają. Nie wiem ile kosztuja w Polsce i ile by wyszło kupienie w Japonii wraz z przesyłką, ale w razie czego zawsze mogę pomóc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mandalę machnęłam ekspresowo, w jeden krótki wieczór :). Sama przyjemność :). Te wcześniejsze, rysowane cieniutkim czarnym cienkopisem, kosztowały mnie zazwyczaj dwa-trzy długie wieczory cierpliwego dłubania.
      Co do farb - mam na myśli ten zestaw 6 szt.: https://www.szal-art.pl/kuretake-gansai-tambi-starry-colors-zestaw-6-metalicznych-akware_1668_7253/language-pl/ , u nas kosztują około 70 zł, więc może nie jest to mało, ale będę ich używać sporadycznie, jako dodatek do innych farb.
      Spotkałam się z tymi farbami na dwóch blogach artystycznych (polskich), czytałam opinie i oglądałam prace nimi wykonane. Oczywiście nie są typowe akwarele, ale w każdym razie farby wodne i z tego co widziałam, to dziewczyny używały do nich papierów akwarelowych i przeznaczonych do technik mieszanych. Na zdjęciach efekt był podobny do mojego złotego żelopisu, z tym że malując przy pomocy pędzla można je dowolnie rozwodnić. Ten konkretny zestaw podobno ma ten metaliczny błysk, są też zestawy perłowe.
      Bardzo dziękuję za chęć pomocy :))) - myślę jednak, że jak już się na nie zdecyduję, to i kasa się znajdzie, więc nie będę robić zamieszania i zawracać Ci głowy, kupię je tutaj. Ale bardzo doceniam :).

      Usuń
    2. W jeden wieczór?! No jesteś niesamowita. Przyjemność przyjemnością, ale ona przecież dosyć szczegółowa jest i pewnie oczy się szybko męczą.
      Dziękuję za link! Zajrzałam, poczytałam, sprawdziłam też na japońskiej stronie producenta. I już wiem o co Ci chodziło, kiedy pisałaś, że są metaliczne. Zupełnie inaczej sobie wyobraziłam ten metaliczny pobłysk i stąd mój komentarz. Tutaj ten konkretny zestaw kosztuje 42 zł netto / 46 zł brutto. Niby sporo taniej, ale obawiam się, że po doliczeniu kosztów wysyłki różnica w cenie byłaby minimalna. Ale gdybyś kiedyś coś potrzebowała, to zawsze mogę sprawdzić czy się opłaca stąd wysyłać czy nie :)

      Usuń
    3. Bardzo Ci dziękuję! W tym przypadku to faktycznie raczej nie ma sensu sprowadzać farbek z Japonii.
      Mandalę naprawdę zrobiłam w jeden krótki wieczór, pewnie godzinka by wystarczyła, ale musiałam czasem robić krótkie przerwy na wyschnięcie świeżo narysowanych linii, bo żel to nie tusz, więc trzeba bardziej uważać. Mandale rysowane cienkopisem wymagały dużo większej precyzji i skupienia, rysowałam też do nich wcześniej ołówkiem pomocnicze siatki, z pomocą cyrkla, linijki i kątomierza, elementy były znacznie drobniejsze itd, itd. Może napiszę kiedyś o tym "techniczny" post dla zainteresowanych, jak uda mi się zrobić nieco lepsze zdjęcia. Żelopis jest dla tych właśnie, co mają mniej cierpliwości i oczy im wysiadają :).

      Usuń
  8. Piękna mandala Małgosiu! :) Aż sama się teraz zastanawiam czy nie nabyć złotego pisaka.
    Z bartonelozą warto uważać nie tylko w przypadku kotów. Niestety to też dość częsta koinfekcja odkleszczowa. Serdecznie pozdrawiam i czekan na poświąteczne dzieła! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Danusiu, zachęcam, koniecznie spróbuj z żelopisami! Ja jestem tym pisakiem zachwycona, tę mandalę narysowałam trzy razy szybciej niż cieniutkim czarnym cienkopisem, fantastycznie się nim rysuje, no i efekt genialny :). Zawsze to jakaś kolejna odmiana! Muszę popróbować jeszcze z innymi kolorami żelopisów. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  9. Dołączam do zachwytów nad mandalą, mnie też zachwyca twoja precyzja przy jej rysowaniu i w ogóle twoja precyzja przy rysowaniu :)
    U nas aloesy zawsze były tylko drzewiaste, a hodowaliśmy je dla ich właściwości zdrowotnych. Wino aloesowe żeśmy robili. Aktualnie używam liści z mego aloesa do likwidacji...znamion skórnych. To upierdliwe jest, więc nie walczę ze wszystkimi znamionami, bo mam ich bardzo dużo, ale z tymi wypukłymi, które wyskakują mi na twarzy. To skuteczny sposób.
    Niestety nigdy żaden aloes nam nie zakwitł, to fajnie, że twój kwitnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś mieliśmy drzewiaste, ale jakiś pomór je dopadł i wyginęły. Ze względu na te zdrowotne właściwości myślę o tym, żeby je wprowadzić do naszego domu. Ten zwyczajny ma podobne właściwości, ale znacznie słabsze. Zaciekawiło mnie to usuwanie znamion, słyszałam o tym, a też mam ten problem - jak to robisz?
      Co do mandali, to według mnie ona jest bardzo nieprecyzyjna, bo się naprawdę mało do niej przyłożyłam, więc tym bardziej się cieszę, że się podoba :))).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Zrywam liścia, odcinam centymetrowy kawałek, obcinam kolce i przecinam aby dostać się do miąższu i miąższem nacieram znamię. Dobrze by było kilka razy dziennie, wtedy szybciej zniknie. Niestety nie jest to szybki proces, ale z kilkoma znamionami wygrałam :)
      Miałam usuwane znamiona chirurgicznie, ale mam ich tyle i ciągle tworzą się nowe, że właściwie powinnam chyba z jakimś chirurgiem zamieszkać ;) Moja mama zaś miała wymrażane przez dermatologa, ale jej odrosły.

      Usuń
    3. Dzięki! Bardziej wierzę w ten aloes niż wycinanie, więc spróbuję :).

      Usuń
  10. Wiele lat miałam aloesy ale nigdy mi nie zakwitły. Piękny ten kwiatostan!
    Mandala wyszła śliczna i bardzo efektowna.
    Życzę Ci Małgosiu dużo zdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia i uznanie dla mandali :))).
      Aloesy w naturze kwitną bardzo zjawiskowo, ten mój jest dość mizerny, ale to i tak rzadkie zjawisko, więc radość wielka!
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  11. Piękna złota mandala jak z bajki. Miałam kilka kotów i koty znam dość dobrze ale nigdy niczym się nie zaraziłam. Można zarazić się wszędzie nawet niepozorna muszka czy pająk mogą sprawić ,że będziemy mieć kłopoty. Najlepiej nie czekać tylko przy pierwszych objawach pójść do lekarza. Życzę zdrowia i dalszych świetnych pomysłów twórczych:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez wiele lat nam też nic się nie przydarzało w kontaktach ze zwierzętami, a mieliśmy ich sporo, no ale cóż, zawsze jak widać może coś się przytrafić. Dziękuję za piękne życzenia :). Wszystkiego dobrego dla Ciebie! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. Piękna ta mandela. Podziwiam precyzję i taką "geometryczną" precyzję.Koty miałam w przeszłości ale całe szczęście że ominęła mnie ta przykra choroba. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :), bardzo mi miło, że mandala Ci się podoba! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  13. o cholera... aktualnie jesteśmy w posiadaniu 4 sztuk kotów różnorakich. Dwac staruszki 15 i 13 lat i dwa gówniarze działkowe znaleziska :) ale mam nadzieję że nie złapiemy nic

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno to młode koty są nosicielami tej bakterii, zwłaszcza takie znajdy, bo mogą być zapchlone. Trzeba odpchlić i uważać - jak się pojawią jakieś niepokojące objawy to od razu iść do lekarza, bo szybko podany antybiotyk powinien załatwić sprawę. Ale nie ma co panikować, u nas było takich znalezionych kotków kilkanaście, a w ogóle kotów mieliśmy w sumie koło 30-tki, i tylko raz się zdarzył taki przypadek. Od ludzi też można się różnym dziadostwem zarazić, ale to nie powód, żeby ludzi unikać :).

      Usuń
  14. Super to wygląda :) podziwiam precyzję wykonania i staranność. Zgadzam się, że widać, że tusz czasem jest grubszy, czasem cieńszy ale myślę że to tylko dodaje więcej uroku całej pracy :) ogromnie podobają mi się efekty Twojej pracy! :)
    Dużo zdrówka dla Ciebie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :))). Zgadzam się z Tobą, w tym przypadku ta nierównomierna grubość linii dodaje uroku, starałam się to wykorzystać :). Pozdrawiam!

      Usuń
  15. Mandala jak ta lala.... ;) Przepiękna w każdym razie.
    Choroba kociego pazura, jak to przeczytałam, pomyślałam, że to trochę dziwne, żeby człowiek dostawał 5 dni L4 na chorego kota, no ale ... Zaraz doczytałam resztę i wszystko stało się jasne.
    Jestem totalnie zaskoczona kwitnącym aloesem w naszych warunkach. Chyba się nim jakoś wyjątkowo opiekujesz.
    Zdrówka życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aloesem nie trzeba się opiekować nadmiernie :))). Większość roślin doniczkowych potrzebuje odpoczynku, czyli kilku tygodni a nawet miesięcy bez podlewania i najlepiej w chłodnym pomieszczeniu. Niektóre kwiaty zakwitają dopiero jak się o nich zapomni :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  16. Pięknie Ci wyszła ta mandala. Na zdjęciach nie widać, że jest "złotem malowana", ale wygląda to bardzo ładnie i bardziej delikatnie niż czarnymi cienkopisami. Piszesz, że troszkę trudniej się nim maluje, a według mnie praca jest bardzo dokładna, precyzyjna wręcz. Wielkie brawa. Przykro, że dopadło Cię choróbsko, ale cieszę się, że już czujesz się lepiej. Przeczytałam o chorobie kociego pazura i ciarki mnie przeszły. Córka wysłała mi zdjęcie jej ręki, po stoczonej walce z kotkiem, którego chciała wykąpać........Przesłałam jej link do Twojego postu, ale mnie uspokoiła, że rozmawiała na ten temat z weterynarzem, że jej kotek jest szczepiony i raczej jej to nie grozi.
    Kwitnący aloes piękny, tym bardziej cieszy, że rzadko się zdarza żeby zakwitł. Pozdrawiam gorąco i wszystkiego dobrego życzę, zdrówka i spokojnych Świąt:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wandziu, żelopisem nie pracuje się trudniej, tylko inaczej - nierównomierna i czasem nieprzewidywalna linia może komuś przeszkadzać, ale dla mnie to był atut. Po prostu trzeba się przyzwyczaić i nauczyć się to odpowiednio wykorzystywać. Poza tym było to bardzo przyjemne rysowanie :).
      Z chorobą kociego pazura to jest tak, że nie ma znaczenia wielkość ran, można się zarazić nawet przez ugryzienie przez pchłę, a także na przykład kontakt zranionej ręki z roślinami, wśród których buszował chory kot! Nie ma co martwić się na zapas, trzeba tylko zwracać uwagę na jakieś niepożądane objawy i wtedy szybko interweniować. U nas przewinęło się przez dom mnóstwo kotów, w większości przygarniętych zaniedbanych znajdek, a tylko ten jeden raz przytrafiła się taka choroba.
      Pozdrawiam Cię Wandziu serdecznie i życzę spokojnych, miłych Świąt!

      Usuń
  17. Piękna złota mandala , normalnie koronkowa robota ;-)))
    Kwiatek cudny , masz chyba dobrą rękę do tych aloesów ;-)
    A choroba paskudna , wiem że jest ale na szczęście nie doświadczyłam. A przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z aloesami to właśnie tak jest, że nie należy się za bardzo starać :). Podobnie jak z kaktusami. One do kwitnienia potrzebują trochę odpoczynku, przesuszenia, do tego krótki dzień i chłodne pomieszczenie - i to jest dla nich raj :). W mieszkaniach zazwyczaj mamy za ciepło i nadmiernie podlewamy, dlatego nie kwitną.

      Usuń
  18. Masz rękę do rysowania mandali :) pięknie Ci to wychodzi, a efekt złotego żelopisu na czarnym tle jest mega :). Cudnie tworzysz ale starczy tego leniuchowania, zdrówka życzę święta idą :*. O chorobie kociego pazura przyznaję pierwszy raz słyszę. A faktycznie dobrze wiedzieć takie rzeczy. Zauważywszy objawy, można czasem nakierować i lekarza. Sama jestem kociarą, na szczęście mimo licznych zadrapań nic mi nie było :) Aloes pięknie zakwitł :) sama ręki do kwiatów w ogóle nie mam ale tez zauważyłam, ze niektórym przesuszenie dobrze robi. Dopiero jak zapomniałam o moim storczyku raczył zakwitnąć. taki prezent od niego na święta dostałam a myślałam, że już nie zakwitnie :)
    A właśnie, bo nie wiem czy będę miała czas na święta jeszcze tu zawitać więc wszystkiego dobrego życzę, dużo ciepła i przyjemnych świąt w radosnym gronie, spełnienia marzeń, a na nowy rok dużo twórczej weny :* Pozdrawiam serdecznie, Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci wesołych Świąt!

      Usuń
  19. złoto-czarny obrazek jest pięęęęękny! bardzo elegancki, urokliwy i tajemniczy! pamiętam że w szkole uwielbiałam żelowe kolorowe pisaki, chyba najbardziej takie neonowe albo brokatowe :) zawsze zakreślałam w podręcznikach ważne rzeczy nimi i cieszyły oko :)
    koci pazurek faktycznie wygląda poważnie, ja miałam zawsze niewychodzące koty to nie spotkałam się na szczęście, ale sama też czasem dokarmiam uliczne kotki, nigdy mnie jednak żaden nie drapnął, uważaj na siebie!
    a aloes ślicznie zakwitł! u nas tak właśnie zimą kwitną jak temp.spada do 25 st! fajne są te łodyżki z kwiatkiem wystające z kępek aloesów! u nas sadzą je przy alejkach. Twój początkowo przypominał szparaga :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja właśnie tych brokatowych pisaków nie cierpię, dlatego z żelopisami raczej nie planowałam przyjaźni, bo tak jakoś nadmiernie pstrokato mi się kojarzyły :))) A tu proszę, niespodziewanie dla mnie samej ten złoty jakoś mi przypasował :))).
      No, u Was aloesy to rosną jak w Polsce bratki albo inne begonie na miejskich rabatkach :). U nas kwitnący aloes to jednak ewenement.
      Ściskam mocno!

      Usuń
  20. Małgosiu, mandala jest fenomenalna! Wyszło wszystko cudnie... Kwitnący aloes mnie zadziwił, nigdy takowego jeszcze nie widziałem. Pozdrawiam świątecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też ten kwitnący aloes zdziwił i zaskoczył :))).
      Miło mi, że mandala Ci się podoba :).
      Pozdrawiam serdecznie i życzę Ci wesołych Świąt!

      Usuń
  21. Mandala jest zachwycająca! Cóż za precyzja! Jestem pełna podziwu.
    Po kilkunastu latach, w tym roku po raz pierwszy, zakwitł w moim ogrodzie tulipanowiec amerykański. Może więc doczekam się kwitnienia aloesu. Mam go od 2016 r., ale wcześniej stał sobie na parapecie w mieszkaniu cioci dobrych kilka lat.
    O chorobie kociego pazura dowiedziałam się całkiem niedawno od swojej młodszej córki, posiadaczki dwóch kotów.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie dla mandali :). Aloesowi trzeba dać odpocząć w lecie, troszkę go przesuszyć, a w zimie postawić w dość chłodnym miejscu. Wtedy powinien zakwitnąć.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  22. Ta mandala jest przepiękna i wygląda bardzo precyzyjnie - ja mam zawsze problem rysując podobne rzeczy bo rzadko wychodzą mi symetryczne. Z żadną odzwierzęcą chorobą jeszcze się nie spotkałam, na szczęście, choć sporo futrzaków nam się przez dom przewinęło. Też mam aloes i rośnie sobie całkiem ładnie, ciekawe, czy doczekam się kwitnienia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wcale nie musi być idealnie symetrycznie, ja po prostu tak lubię :). Natomiast jak Ci zależy na symetrii a nie dajesz rady, to zawsze można sobie pomóc przyborami szkolnymi - cyrkiel, linijka, kątomierz. Wystarczy zrobić sobie przy pomocy tych przyrządów ołówkiem pomocniczą siatkę i wypełniać kolejne pola, już niekoniecznie tak idealnie równiutko. Jak zrobić taką siatkę pokazywałam tutaj: http://sztukawpapilotach.blogspot.com/2017/05/mandale.html i tutaj: https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2017/09/mandala-do-kompletu.html

      Usuń
  23. Piękna ta mandala :)
    W ogóle złote, srebrne, miedziane kolory wyglądają genialnie na ciemnym tle :)

    Choroba kociego pazura to w sumie nic innego jak klasyczne zakażenie. Takie same objawy możesz mieć także przy kontakcie krwi z brudną ziemią ogrodową. W sumie zawsze warto uważać, dezynfekować nawet najmniejsze rany.
    Ja miałam identyczne objawy po skaleczeniu się szkłem leżącym w piaskownicy na placu zabaw.

    Ale pięknie zakwitł Ci ten aloes! :) Moje jakoś nie chcą kwitnąć, inne sukulenty tak, ale aloes jeszcze nigdy :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aloes zaskoczył wszystkich, w ogóle nie miałam nawet marzenia, żeby kiedykolwiek zakwitł :))).
      Z tą kocią chorobą to wiesz... zawsze mamy kilka kotów w domu, więc siłą rzeczy wiecznie jesteśmy wszyscy podrapani i tylko z poważniejszymi ranami robimy większe ceregiele. To u mnie to było maleńkie, bezkrwawe (w sensie, że tej krwi nie było widać gołym okiem) powierzchowne drapnięcie naskórka, więc się zupełnie nie spodziewałam, że taka afera z tego wyniknie.
      Dzięki za komplementy dla mandali :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  24. Ciekawa nazwa ale choroba mało sympatyczna. Trzeba uważać jednak na te urocze zwierzaczki. Aloes podobno przyspiesza gojenie, tak mi babcia zawsze mówiła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aloes ma mnóstwo niezwykłych zalet, można go stosować wewnętrznie i zewnętrznie, z tym że silniejsze właściwości lecznicze ma aloes drzewiasty, a ten mój to zwyczajny, o nieco mniejszym stężeniu tych dobroczynnych składników. Używaliśmy go jednak w różnych skórnych przypadłościach i rzeczywiście efekty były bardzo pozytywne.

      Usuń
  25. Bardzo dobry wpis. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  26. Nie mogę się napatrzeć na te mandalę. Jest przepiękna! Aż się prosi, żeby ją wyhaftować na czarnym tle:) Gratuluję sukcesów w uprawie aloesów. Nie miałam nigdy okazji widzieć go kwitnącego:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Więc haftuj! Tak jak pisałam pod innym Twoim komentarzem - Twoje haftowane mandale były dla mnie jedną z inspiracji :))). A aloes mnie także bardzo zaskoczył, po raz pierwszy u mnie zakwitł, a hodujemy je od dawna :).

      Usuń
  27. Boskie aloesy! Ja swoje kocham absolutnie i bez reszty, ale nie chcą mi jakoś kwitnąć. ;)
    To ciekawe, miałam kota wiele lat, uwielbiam zwierzęta, ale dotychczas nie spotkałam nikogo kto by na tę chorobę zachorował i muszę przyznać uczciwie, że w pewnym momencie podejrzewałam, że to taka choroba-widmo, może kiedyś intensywnie nas dręczyła, ale od dawna już tego nie robi... A tu taka niespodzianka! Dobrze, że o tym napisałaś. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem z kwiatami doniczkowymi jest tak, że właśnie jak je mniej kochamy i zapominamy o zabiegach pielęgnacyjnych, podlewaniu itd, to one właśnie wtedy najpiękniej kwitną :)).
      Chorób natomiast jest taka mnogość, że znamy zwykle tylko te bardziej rozpowszechnione i czasem lekceważymy objawy. Jak się ma zwierzęta, to warto trochę poczytać o tych "odzwierzęcych" - ja też o chorobie "kociego pazura" dowiedziałam się dopiero jak sama zachorowałam.
      No to zdrówka życzę!

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).