wtorek, 28 listopada 2023

Książki. O kocie i Szkocie, oraz o kolejnym śledztwie profesorowej Szczupaczyńskiej.

To miał być jeden dłuższy wpis z książkami i obrazkami, ale ponieważ rzadko tutaj bywam, to postanowiłam jednak podzielić post na dwie części. Na początku roku zarzekałam się, że będę częściej pojawiać się na blogu... a wyszło jak zawsze, czyli imponujący jeden wpis na miesiąc, w porywach do dwóch, raz tylko zdarzyły się trzy... o zgrozo. Więc - żeby nieco "zagęścić" ten mój żenujący kalendarz blogowy - tym razem z jednego posta będą dwa ;). Dzisiaj książki, a następnym razem obrazek... albo może dwa, bo drugi się jeszcze dopracowuje.



  • MARYLA SZYMICZKOWA - "Śmierć na Wenecji". Społeczny Instytut Wydawniczy ZNAK, Kraków 2023r, 349 str., okładka miękka.

To świeżo wydany, piąty z kolei tom serii o śledztwach profesorowej Szczupaczyńskiej  - o poprzednich czterech tomach pisałam tutaj:  https://sztukawpapilotach.blogspot.com/2021/04/ksiazki-nie-tylko-o-sztuce-boznanska.html . Czekałam na dalszy ciąg przygód profesorowej, mając nadzieję głównie na krakowskie smaczki, opowieści o życiu w Krakowie przełomu XIX i XX wieku, o charakterystycznych postaciach z kręgów artystycznych. Autorzy (Jacek Dehnel i Piotr Tarczyński, ukrywający się za pseudonimem Maryla Szymiczkowa) szczodrze czerpią z ówczesnej prasy lokalnej i raczą nas zręcznie wplecionymi w akcję szczególikami, którymi żyło społeczeństwo Krakowa. Co prawda mam wrażenie, że w ostatnich dwóch tomach jakoś coraz jakby mniej tych ciekawych epizodów , ale klimat Krakowa tamtych lat w został zachowany, pojawiają się też nowe wątki wyszperane w ówczesnych annałach.

Skąd jednak w Krakowie Wenecja? To nazwa ulicy położonej u zbiegu rzek Młynówki i Rudawy. W tym miejscu kilka razy dochodziło do powodzi - na okładce książki autentyczne zdjęcie z tego miejsca z roku 1903. Tam właśnie dzieje się akcja kolejnej kryminalnej opowieści, w której rozwiązaniu pomaga (w tajemnicy przed mężem) szacowna pani profesorowa. Zaraz na początku dowiadujemy się o dwóch topielcach, przy czym jednego wyłowiono z płynącej ulicą powodziowej rzeki, a drugiego znaleziono w jego własnej wannie. Profesorowa energicznie włącza się w śledztwo, nie wahając się przed rozmaitymi karkołomnymi zabiegami, w tym wizytą w Michalikowej Jamie, gdzie zbierało się towarzystwo gejów, zwanych w owym czasie uniurgami. Biorąc pod uwagę fakt, że obaj panowie autorzy prywatnie są małżeństwem, obawiałam się trochę, że będzie jakiś nachalny manifest LBGTQ+, ale temat został potraktowany z dystansem i było nawet dość zabawnie.

Książka - jak poprzednie - napisana z polotem i dowcipem, pełna krakowskich ciekawostek (chyba się powtarzam, ale dla mnie to duża gratka i ogromny plus serii), profesorowa w formie, intryga wspaniale zaplątana, trudności w śledztwie odpowiednio się mnożą, atmosfera gęstnieje, emocje rosną... Trochę mnie martwi, że autorzy planują kolejne tomy przenieść z akcją nieco dalej od Krakowa, do Zakopanego na przykład, ale tak czy inaczej - na pewno tę kolejną przygodę profesorowej też przeczytam :).


  • DEAN NICHOLSON - "Świat Nali. Człowiek, kot i ich podróż dookoła świata". Wydawnictwo Znak Literanova, Kraków 2021r, 400 stron, okładka miękka.
Jakiś czas temu przeczytałam sympatyczny artykuł o Szkocie, który jeździł po świecie rowerem, a towarzyszką jego wypraw była urocza koteczka imieniem Nala. I całkiem niedawno znowu trafiłam na kolejny artykuł o tej niezwykłej parze, o tutaj (polecam wszystkim kociarzom!): https://ksiazki.wp.pl/szkot-i-jego-kot-o-niezwyklej-przyjazni-ktora-odmienila-wszystko-ta-historia-dzieje-sie-naprawde-6944352193358656a . Pooglądałam filmiki i w rezultacie kupiłam książkę, którą "połknęłam" w jeden wieczór, a jej lektura naładowała mnie pozytywnie na tydzień co najmniej :). To nie jest fikcja, to zapis rzeczywistych wydarzeń, a historia toczy się dalej i na bieżąco jest relacjonowana na Instagramie (@1bike1world). Bohaterowie tej niezwykłej wyprawy byli całkiem niedawno także w Polsce :).


zdjęcie z podlinkowanego artykułu


Książka napisana jest bardzo lekko, czyta się przyjemnie, a że cała historia jest urocza i wzruszająca, szczególnie dla zwierzolubów, to trudno się od niej oderwać. Dean rozpoczął swoją podróż w 2018 roku z kolegą, planując objazd niemal całego świata, ale drogi im się dość szybko rozeszły, więc dalej jechał już sam... Do czasu, aż w Bośni spotkał malutkiego, zgubionego (lub porzuconego) koteczka. Od tego czasu Dean i Nala są niemal nierozłączni i wszędzie podróżują razem. Drugie dno tej historii to przemiana głównego bohatera. Na początku wyprawy Dean miał około 30 lat i dość beztrosko  wiódł raczej hulaszczy żywot. Zapominał o różnych sprawach, o nic nie dbał, nie przejmował się jutrem ani własnym zdrowiem, nie mówiąc o jakiejkolwiek odpowiedzialności, planowaniu itd. Od momentu, kiedy przygarnął Nalę, zaczął się zmieniać, dojrzewał życiowo. Najważniejsze stały się potrzeby i zdrowie Nali, oczywiście nie obyło się bez dramatycznych błędów i pomyłek, jednak na pierwszym miejscu była zawsze troska o futrzastą podopieczną. Przepiękna historia, tym bardziej, że najprawdziwsza. 

W pewnym momencie pojawiła się też niezwykła popularność Deana i Nali. Jednego wieczoru, odpalając swój Instagram, Dean odkrył, że z 3 tysięcy obserwatorów nagle zrobiło się ich 150 tysięcy i dosłownie co minutę ktoś lajkował jego profil! Na początku nie bardzo wiedział co się dzieje i co z tym zrobić. Ale z czasem zaczął wykorzystywać tę sytuację do pomocy różnym organizacjom zajmującym się zwierzętami. No, nie będę Wam dalej opowiadać, poczytajcie pod wskazanym wyżej linkiem, albo na Insta, albo kupcie tę książkę :). Dobry nastrój gwarantowany!


A tak w temacie kotów, takie coś znalazłam w internecie:

KOTY TO:

      • 1% materii
      • 49% antymaterii
      • 50% fanaberii
A tutaj dwa z moich pięciu kotów - one wszystkie teraz spędzają tak całe dnie (noce też, na szczęście):


To Basiunia (na pierwszym planie) i Kocia - siostrzyczki. Człowiek przychodzi do łóżka wieczorową porą i niestety, miejscówka zajęta! 




A kocie domki i legowiska stoją wolne. Chyba się tam przeniosę...

A Balbinka (trzecia z siostrzyczek) pilnuje grzejnika:




Pozdrawiam serdecznie Was i Wasze koty!

*****


30 komentarzy:

  1. Czytałam wszystkie dotychczasowe przygody Profesorowej Szczupaczyńskiej z dużą przyjemnością, też jestem zachwycona oddanie klimatu Krakowa z przełomu wieków i początku wieku XX. Przeczytam i tę kolejną powieść. Dobrze, że uprzedziłaś, iż rzecz jest nadal o Krakowie a nie o Wenecji, bo choć kocham Kraków to Wenecję wielbię i gdyby się tak nastawiła na tę Wenecję a jej nie znalazła mogłabym być rozczarowana. Co do drugiej książeczki - no cóż nie jestem kociarą, ale polecę mojej przyjaciółce, która ma trzy własne kociaki i jednego podrzuconego czasowo. Przy każdej okazji staram się kupić jej coś z kotem w tle- tym razem przywiozłam z Wiednia Pocałunek Klimta, na którym w roli całującego i całowanego występują koty - myślę, że to jej się spodoba, zwłaszcza, że idziemy na film z serii sztuka na ekranie (Pocałunek Klimta:) Pozdrawiam. Ps. A propos częstotliwości zamieszczania wpisów przypomniałaś mi, że też składałam takie zobowiązania. Po zakończeniu zawodowej "kariery" miałam mieć więcej czasu i więcej pisać. Miałam. Za to wczoraj zamieściłam odwrotnie niż Ty dwa wpisy w jednym (pierwotnie miałam podzielić wpis na dwa, bo zrobił się zbyt długi, ale ostatecznie zamieściłam jeden) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niektórzy kociarze zbierają przeróżne kocie gadżety, mnie ta przypadłość ominęła, ale to może dlatego, że ja w ogóle nie kupuję tego typu przedmiotów, kolekcjonerstwo jest mi obce. Jedyna moja kolekcja to książki :).
      Wenecją raczej nie jestem oczarowana, bo dostrzegam sporo ciemnych stron tego miasta i one jakoś przeważają szalę, zdecydowanie wolę Kraków... którego ciemnych stron staram się nie dostrzegać :))). Ale ostatnio, po przeczytaniu biografii Fuggera, o której pisałam w poprzednim poście, zaczęłam trochę inaczej patrzeć na Wenecję. Nawet sobie zaplanowałam przeczytanie jakichś książek o tym mieście i jego historii.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
    2. Myślę, że jak coś kochamy to nie chcemy widzieć jego ciemnych stron, a wszystko ma jakieś bardziej wstydliwe punkty. Kiedy byłam teraz w Wiedniu to objawiła mi się inna twarz miasta, nie takiego eleganckiego, dworskiego, a brudnego (a to tylko powierzchowność), bo przede wszystkim z Wiedniem kojarzy mi się jego wstydliwa historia romansu z nazizmem i powojenne wyparcie. I można tak postrzegać każde miejsce z wielu punktów widzenia. I dobrze, że każdy znajduje sobie takie, które jemu odpowiada najbardziej. Problem, jeśli tych miejsc jest tak dużo, a życia już coraz mniej :) Ale zawsze jest tu i teraz i carpe diem. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Oglądałam kiedyś taki reportaż o Wenecji - z punktu widzenia jej stałych mieszkańców. Owszem, niektórzy z nich "żyją z turystów", chociaż i z tym nie jest tak, jak by się mogło wydawać, bo większość tychże wpada tam tylko przelotnie, żeby porobić selfie w kultowych miejscówkach, a potem wracają na pływające molochy-promy, ale dla tubylców generalnie życie na co dzień jest tam raczej mocno uciążliwe. Dla mnie, lubiącej ciszę i spokój, ceniącej sobie prywatność - nawet dość przerażające. Te dzikie tłumy, hałas, śmieci itd... Z tego powodu od dawna zdecydowanie wolę oglądać takie miasta na ekranie :). No niestety, Kraków pod tym względem też nie jest już taki uroczy, jak 20 czy więcej lat temu, ale pozostał mi sentyment ;). Pozdrawiam!

      Usuń
    4. Z punktu widzenia mieszkańców - my odwiedzający jesteśmy zarazą, szarańczą, dewastatorami. Doskonale to rozumiem i też przerażają mnie te tabuny ludzi niszczących to przepiękne miasto. Jako introwertyczka i wielbicielka odludnych zakątków staram się zawsze wybierać miejsca mniej zatłoczone, odludne, ciche i spokojne. A i takie są w Wenecji. Trzeba tylko umieć szukać. Wybieram inne pory roku i inne pory dnia niż reszta. Przerażające jest to, że to miasto skazane jest na zagładę, choć mam nadzieję, że się uratuje. Molochy -promy zostały już (dopiero) zakazane, system ochrony przed aqua alta funkcjonuje (choć z aferami i korupcją miejmy nadzieję, że choć trochę ochroni - przedłuży istnienie miasta), system opłat dla jednodniowych turystów - no nie wiem, czy opłata w wys. 5 czy 10 euro odstraszy kogoś przed odwiedzinami. Może wymyślą coś skuteczniejszego. Tak, te tabuny ludzi zadeptujących miasto są porażające. Ale każdy chce zobaczyć. I niestety dotyka to coraz większej ilości miejsc, które są piękne. W Gdańsku latem nie idzie przejść przez jego starówkę (Długa i ulice poboczne są tak zatłoczone, że omijam je szerokim łukiem), Kraków zaczyna być zatłoczony o każdej porze roku- często spędzam zimowy czas i niestety pusto bywa jedynie wcześnie rano, najlepiej wyjść około szóstej i wtedy można mieć go tylko dla siebie (i wozów czyszczących miasto) :) Pozdrawiam. Ps. Przestanę chyba kupować dla mojej przyjaciółki gadżety z kotami, bo może ona tylko z grzeczności się nimi cieszy.

      Usuń
    5. Przyjaciółkę najlepiej kiedyś podpytać, bo może ona akurat lubi takie gadżety :))) - znam kociarzy, którzy sami sobie mnóstwo takich rzeczy kupują. O pomysłach Wenecjan na ochronę miasta przed nadmiarem turystów czytałam, też tak myślę, że drobna opłata nie odstraszy większości, ale może chociaż uzbiera się na jakiś pożyteczny cel konkretna kwota. Dobrym pomysłem jest zakaz "wjazdu" tych pływających miast, bo wiadomo, że jednodniowych turystów jest najwięcej, a pożytku z nich najmniej, bo robią tylko selfie, nic nie kupują, zostawiają masę śmieci i robią tłok.
      Wiesz, ja kocham Bieszczady, ale takie, jakie widziałam w młodości, ciche, czyste, nieskażone cywilizacją. Ale to se ne vrati...

      Usuń
  2. Ciekawe książki, a Twoje kotki słodkie. U mnie też piesek więcej na tapczanie niż w swoim legowisku. Pozdrawiam serdecznie 🪻🙂🙂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz duży piesek niestety najchętniej też leży na kanapie pańcia i zajmuje tam całą przestrzeń :).
      Serdeczności dla Ciebie, Marysiu!

      Usuń
  3. U mnie też łóżko zajęte. A jak dopadnę wolnego i skorzystam, to okazuje się że kotecki muszą ze mną i na mnie. Wtedy to z minuty na minutę zwiększa się w koteckach procent materii i po chwili 100% przekroczone, ważą chyba trzy razy tyle każdy 🤣. Ale wiesz, u Ciebie to i tak lajcik że tylko kotecki, przecież jest jeszcze piesio, Dżemik masą mógłby zastąpić bez problemów pięć kotecek🤣.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, ciekawe zjawisko z tymi kotami, jak się już uwalą na ludziu, to nagle ważą po 15 kilogramów! One chyba z człowieka wysysają tę materię przez osmozę. Dżemik wagowo zastępuje nawet 10 a może 15 kotecków! I bardzo lubi leżeć z pańciem, a właściwie to na nim, tyle że pańcio się broni przed taką czułością :).

      Usuń
  4. Och jakie słodkie masz koteczki😺kocham koty. Mamy jedną, śliczną ale niestety nie mieszka w domu. Była całkiem dzika i oswoiliśmy ją na tyle, że jest z nami ciągle jak jesteśmy w ogrodzie. Teraz ma na tarasie domek, bo jest zimno i tam śpi. Niestety nie można jej wziąć na ręce i nie wejdzie do domu. Szkoda, bo bardzo chcielibyśmy. Książka jest jak najbardziej dla mnie. Zrobię sobie prezent. Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzikie kotki nie zawsze chcą mieszkać z człowiekiem, ale bywa, że z upływem czasu oswajają się i wchodzą do domu, zwłaszcza jak są starsze albo chore i potrzebują więcej ciepła i opieki. Chociaż bywa odwrotnie, że chory kot chowa się w jakichś krzakach - mieliśmy kiedyś taką sytuację, kot nie pojawiał się przy misce, zaczęliśmy szukać i znaleźliśmy go w jakimś kącie w fatalnym stanie, zabraliśmy do domu, odratowaliśmy i kotek zaczął wtedy u nas mieszkać.
      Książka na pewno Ci się spodoba :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  5. A tak w temacie kotów... Prawdziwa kociara z Ciebie! Ładna gromadka. Mój Gapa już jest w lepszym świecie, ale często go wspominam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jestem kociarą :))). Koty były w domu od zawsze, czasem spora gromadka. Przygarniamy różne znajdy, więc zawsze kilka kotów z nami mieszka. Teraz jest ich pięć plus duży pies. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  6. Moje komentarze z komórki sie nie publikują, sprawdzam, czy pisząc na komputerze będzie lepiej.
    Pierwszą Twoją propozycję na pewno wyszukam w bibliotece. Jeśli autorzy chcą przenieść akcję do Zakopanego, to podejrzewam, że obejrzeli zwariowany film "Niebezpieczni dżentelmeni" który dzieje się w stolicy polskich Tatr. występują w niej postaci, które nigdy się ze sobą nie spotkały Piłsudski, Boy, Witkacy...
    Pozdrawiam Cię serdecznie.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U mnie coraz częściej komentarze czytelników lądują w spamie, nie wiem dlaczego. W dodatku częściej dotyczy to moich stałych obserwatorów, natomiast ewidentny spam pojawia się od razu. W miarę możliwości sprawdzam spam jak najczęściej, no ale zdarza się, że jakiś komentarz poleży w tej "kwarantannie" kilka dni, zanim go znajdę i opublikuję. Strasznie to wkurzające, popsuł się nam blogger...
      Filmu, o którym piszesz, nie znam. Autorzy powieści o profesorowej Szczupaczyńskiej co prawda snują opowieść fikcyjną, ale postaci historyczne pojawiają się tam zgodnie z kalendarzem faktycznych wydarzeń. Akurat ta epoka obfitowała w sławnych krakowian. W poprzednim tomie na przykład była wpleciona cała historia z weselem Rydla. Lubię taką dbałość o zachowanie pozorów w autentyczności.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Mam tę książkę pora przeczytać:) znaczy o kotku 🐱

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawe książki :D
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przedstawionych tytułów nie znam Gosiu, ale chętnie przeczytam. Już sobie zapisuję. Śliczne te twoje dziewczynki. Wszystkie cudowne, barwne. Moje chłopaki pojedzone pospane. Lancelot pewnie wstanie koło 2 w nocy i będzie gad buszował, skakał po szafkach. Lucyfer ładnie śpi całą noc, a ten się pałęta. Zdarza się, że coś zrzuci, bo mu przeszkadza. Dziś jestem niewyspana, ponieważ trochę go pilnowałam.

    Najserdeczniej pozdrawiam. Miłego weekendu Gosiu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha :))) no tak, doskonale Cię rozumiem! Wiesz, u nas też zdarzają się niespokojne noce, bo któryś kot akurat postanowił zrobić sobie zabawę w hokeja jakimś brzęczącym przedmiotem, albo po prostu wydziera się domagając się wypuszczenia na nocne łowy :))). Ale faktem jest, że w porze zimowej wolą spać w ciepłym domku i śpią przez większą część doby.
      Książki urocze, taka miła i lekka lektura, polecam!
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Kasiu!

      Usuń
  10. Ciekawe książki, zwłaszcza ta druga. Też jestem typową kociarą i nie wiem jak ludzie mogą nie lubić kotów. Rozbroiły mnie składniki, z których składają się koty, ale patrząc na moją Pusię śmiem potwierdzić, że jest to prawdą. Zwłaszcza z tą fanabelią. Pozdrawiam serdecznie i oczywiście przesyłam głaski dla kotek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, jak to mówią - dom bez kota to głupota ;). A że mają swoje fanaberie... no cóż, taka ich uroda i trochę za to też je kochamy. Serdeczności dla Ciebie i głaski dla Pusi!

      Usuń
  11. Jak dobrze, że trafiłam do Ciebie, bo dzięki Tobie już wiem jakie książki kupię córce i siostrze pod choinkę. Obie to kociary i ja też. Książkę o kocie w podróży - dla córki, a o Krakowie dla siostry. Twoje koty są cudowne i te pozy tylko miziać. My przygarnęliśmy dzikuska. Oswoiliśmy na tyle, by z ufnością do nas podeszła i dała się pogłaskać. Niestety nie da się wziąć na ręce i nie wejdzie do domu. Zimą mieszka na tarasie w domku wykonanym przez męża i ma cieplutko, ale do naszego niestety nie da się zaprosić. Codziennie głaszczę do woli, bo tego bardzo potrzebuje i musi mi to wystarczyć. Pozdrawiam serdecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak taki dzikusek daje się głaskać, to i tak bardzo dużo, znaczy że Cię akceptuje :). Może z czasem pozwoli na więcej. U mnie taka dzikuska dopiero po trzech latach nagle pokochała mnie na zabój, a przedtem nie dawała się dotknąć. Prawie wszystkie koty, które u nas były, to takie przygarnięte znajdki.
      Cieszę się, że pomogłam w wyborze prezentów książkowych :))). Ta o kotce Nali spodoba się każdemu kociarzowi, a o profesorowej Szczupaczyńskiej warto przeczytać całą serię od początku, bo poznaje się bliżej głównych bohaterów, którzy pojawiają się w kolejnych tomach. O serii pisałam w poście, który jest tutaj wyżej we wpisie podlinkowany.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  12. Bardzo lubię powieści osadzone w czasie pomiędzy XIX i XX wiekiem, albo na początku XX wieku :) dlatego możliwe, że sięgnę po książki z profesorową Szczupaczyńską. Co do kotów... jak patrzę na te zdjęcia... chciałabym tak spędzić zimę... ;) wylegując się w pobliżu kaloryfera ;) ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, koty wiedzą, co dobre :). Okres przełomu XIX/XX też bardzo lubię - w literaturze, malarstwie itd. Chętnie sięgam po książki opisujące ten okres. A tutaj dochodzi jeszcze mój ukochany Kraków, no i ciekawy kryminał. Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).