Jako się rzekło (w poprzednim poście) - będzie więcej wpisów, za to nieco krótszych. Myślałam o tym, żeby posty z recenzjami/opiniami o książkach robić takie jednoksiążkowe, ale po odkryciu serwisu "Na kanapie", gdzie taka zasada obowiązuje, uznałam, że jednak tam będą konkretne i może czasem obszerniejsze recenzje, a tutaj czasem połączę w jednym wpisie kilka książek. Oczywiście posty z obrazkami też będą, ale chwilowo jestem pochłonięta organizowaniem swojego miejsca "Na kanapie", więc malunki muszą jeszcze poczekać. A zatem dzisiaj - dwie niedawno przeczytane pozycje:
- JĘDRZEJ FIJAŁKOWSKI - "a dookoła nas rzeczy różne".
- Wydawnictwo Ars Scripti-2, 2024r, 268 str., okładka miękka.
Gdzieś przeczytałam intrygującą recenzję tej książki. Zachęciła mnie. Kupiłam książeczkę, trochę poczytałam, średnio mi się podobało, odłożyłam trochę rozczarowana, za jakiś czas do niej wróciłam. I tak na raty, między innymi lekturami, w końcu ją całą "zaliczyłam". Wrażenia - mieszane.
Jędrzej Fijałkowski, z zawodu dziennikarz, z zamiłowania psychotronik, zebrał w tej pozycji zbiór ponad stu króciutkich, przeważnie dwustronicowych, refleksji na tematy najprzeróżniejsze. Ot, takie przemyślenia i przebłyski, które człowieka często nachodzą - w konsekwencji codziennych przypadkowych (lub nie) zdarzeń, czasem pod wpływem snów lub zasłyszanej gdzieś czyjejś wypowiedzi. Coś w rodzaju notatek na gorąco, krótko i syntetycznie, żeby nie umknęło. Dykteryjki, obrazki z życia, czasem króciutkie rozważania, wyciągnięte wnioski, niekiedy pytania bez odpowiedzi. Tematyka niezwykle szeroka, od zastanowienia nad praprzyczynami i dalekosiężnymi konsekwencjami zwyczajnych, codziennych czynności, przez obserwacje otaczającej przyrody, ulicznego tłumu i przemykających w nim intrygujących jednostek, po metafizyczne dywagacje i romantyczne marzenia. Myśli głębsze i płytsze, czasem stawiające na końcu celną puentę, kiedy indziej znak zapytania, żeby jeszcze sobie później podrążyć, jeszcze przemyśleć, może zweryfikować to, co się dotychczas myślało i robiło...
Nie wiem, jaką myśl miał autor, publikując to dziełko. Nie są to bowiem jakieś nadzwyczajne mądrości, ani szczególnie oryginalne obserwacje czy wnioski. Owszem, niektóre notki wywołały u mnie uśmiech, inne wzruszenie, kilka razy pokiwałam głową, w pełni zgadzając się z wyciągniętymi przez Fijałkowskiego wnioskami. Ale tak naprawdę to niczym szczególnym mnie nie zaskoczył, nie zadziwił, nie zaintrygował. Spodziewałam się jednak większego polotu, głębszych myśli, celniejszych puent. Miła książeczka do poczytania od czasu do czasu, ot tak, dla odpoczynku od codziennego pędu, uspokojenia umysłu, zamyślenia, rozważenia. Ale to jest tylko moja subiektywna opinia, bowiem ja sama mam dość refleksyjną naturę i znakomitą większość poruszonych w książce kwestii dawno przemyślałam, wyciągnęłam wnioski. Może jednak komuś innemu pomoże zatrzymać się w biegu, rozejrzeć, zastanowić.
*****
- TANJA STEINLECHNER - "Tancerka z Moulin Rouge".
- Wydawnictwo "Marginesy", Warszawa 2024r, 400 str., okładka miękka.
Okładka książki z reprodukcją plakatu autorstwa Henri de Toulouse-Lautreca, na którym La Goulue tańczy kankana. Ten plakat przyniósł sławę Lautrecowi. |
Beletryzowana opowieść o Louise Weber, znanej jako La Goulue, tancerce kankana, gwieździe Moulin Rouge, uwiecznionej na obrazach i plakatach przez Toulouse-Lautreca. Urodziła się w niezamożnej żydowskiej rodzinie, wychowywała ją matka. Kiedy Louise nieco podrosła, zaczęła pracować wraz z matką w pralni. Jej marzeniem był jednak taniec, scena i sława, chciała ubierać się w piękne stroje, tak jak te, które klientki przynosiły do pralni. Louise była prostolinijną, ale odważną i bezpruderyjną dziewczyną, podkradała więc koronkową bieliznę klientek i udawała się na szukanie przygód i lepszego życia na Montmartre, gdzie tętniło nocne życie, bawili się bogaci klienci, grała muzyka. Tam poznała Renoira, który umożliwił jej pozowanie do "rozbieranych" zdjęć - to był początek nowego etapu w życiu Louise. Została zaangażowana do występów w świeżo otwartym Moulin Rouge, gdzie zauważyli ją bywający tam artyści i bogaci bywalcy, którzy nie skąpili pieniędzy, żeby móc oglądać jej występy i niekiedy spędzać z nią czas. Bogactwo jednak nie szło w parze ze szczęśliwym życiem. Matka nie chciała jej wybaczyć wyboru hańbiącej drogi życiowej, nie układało jej się także w miłości - prawdopodobnie miała problem z nawiązaniem trwałej relacji, nie chciała być zależna od żadnego mężczyzny, próbowała związków z kobietami. Ostatecznie wyszła za mąż za jednego z przyjaciół, urodziła dziecko, ale z powodu nieudanego biznesu, w który zainwestowała większość pieniędzy, wcześniejszego pociągu do alkoholu i skłonności do depresji, popadła w kłopoty finansowe i zdrowotne.
Książka początkowo wydawała mi się słaba, opisane początki życia i kariery Louise zbyt drobiazgowe, a jednocześnie mało przekonujące. W jednej ze scen Louise "pożycza" sobie bieliznę klientki - komplet dla siebie i drugi dla koleżanki, którą namawia na wspólną przygodę. Upycha to wszystko w torebce: dwa gorsety, pończochy i podwiązki. Za żadne skarby nie jestem w stanie wyobrazić sobie, jak można wcisnąć dwa XIX-wieczne, a więc dość spore i sztywne, gorsety do torebki! I wynieść ten cały majdan niepostrzeżenie z pralni, pod czujnym okiem szefowej. Prześladowało mnie to przez kilka rozdziałów. To jeden z przykładów, ale wiele innych rzeczy też mi się nie zgadzało, więc czytałam to ze sporą nieufnością. Louise, prosta dziewczyna, praczka, wyposażona jest przez autorkę w cechy osoby ze sporą ogładą, znajomością ludzkich charakterów, a jej rozmyślania świadczą o dużej inteligencji i wiedzy o życiu, a nawet ogólnym wykształceniu. Ostatecznie jednak cała historia mnie wciągnęła, i chociaż nie jestem przekonana, że tak to wszystko wyglądało, to uznaję książkę za interesującą i dobrze napisaną.
La Goulue u schyłku kariery na obrazie Toulouse-Lautreca |
Małgosiu, ja będę czekała na obrazki:)
OdpowiedzUsuńOczywiście Twoje recenzje chętnie przeczytam. Jak usadowisz już się wygodnie Na kanapie chętnie zajrzę, jak dasz namiary:)
Druga pozycja bardziej mnie zainteresowała. Lubię takie historie:) Kilka z Moulin Rouge znam:)
Serdeczności posyłam:)
Chyba więcej moich stałych Gości woli obrazki, niż wpisy książkowe, to widać wyraźnie po liczbie wejść i komentarzy :). Oczywiście cieszy mnie bardzo, że ktoś chce te moje bazgrołki oglądać! Ale chwilowo wciągnęło mnie porządkowanie mojego miejsca na Kanapie, na obrazki przyjdzie czas :).
UsuńTematy związane z Moulin Rouge pojawiały się już w książkach, o których pisałam, bo przecież to była mekka artystów przełomu XIX i XX wieku, a to mój ulubiony okres w malarstwie, więc zawsze chętnie sięgam po książki opisujące dzieje paryskiej bohemy tamtych czasów.
Ściskam Cię mocno i pozdrawiam!
Ja to rozumiem Małgosiu:) Uwielbiam Twoje obrazki, ale recenzje tez mnie interesują:)
UsuńMiałam taki okres, że czytałam wszystko co u mnie w bibliotece było dostępne związane z belle epoque.
Moulin Rouge nawet odwiedziłam - tak mnie fascynował temat:)
Miłego świętowania!
U mnie ta fascynacja jest nieustająca od liceum :). Ale w Czerwonym Młynie niestety nie byłam...
UsuńSerdeczności przesyłam!
To chyba tym razem, ani jedna, ani druga pozycja nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńAle bardzo chętnie będę śledzić kolejne Twoje propozycje, Małgosiu.
Pozdrowionka...
Dziękuję, Iwonko! To takie dość specyficzne książki, więc nie dziwię się, że niewielu osobom się spodobały. Może następnym razem znajdzie się coś bardziej interesującego i dla Cieibe. Pozdrawiam Cię serdecznie!
UsuńNie czytałam chyba jeszcze żadnej biografii, ale ciekawa jestem o Lucy Maud Montgomery i o Allanie Poe :)
OdpowiedzUsuńO L. M. Montgomery zdaje się coś się niedawno pojawiło, ale nie wiem, czy sięgnę po jej biografię, nie jestem fanką jej twórczości. Poe to ciekawsza postać, o nim też bym mogła poczytać.
UsuńPozycja pierwsza wygląda na lekturę jak ja nazywam pociągową, kiedy to nie trzeba się za bardzo skupiać, łatwo się czyta i szybko przelatuje. Generalnie nie przepadam za takimi krótkimi formami, ani opowiadania, ani takie rozdzialiki, w których autor niczym P. Cohelio sypie "mądrościami" z rękawa. Ale może się mylę, tak mnie naszły luźne skojarzenia nikomu do niczego nieprzydatne :)Zaś co do tancerki - to jak wcześniej pisałam beletryzowane biografie - wiele zależy od tego, kto i jak opisze. Czasami mnie nie wciągną zupełnie jak Tancerka Degasa- która mnie nie wydała się interesującą w ogóle, a czasami wypierać będą biografie sensu stricte (ja cytowana przeze mnie w komentarzu pod poprzednim wpisem książka Stone`a). A co do obrazków i treści pisanych to takie mamy czasy, że większość lubi obrazki niż tekst. I nie chodzi tu o twoje malowanie li tylko, ale generalnie o obraz, który bywa z reguły prostszy w odbiorze niż tekst, a już tekst składający się z kilkunastu zdań wymaga czasu i pomyślunku :). Tym razem prezentowane książki nie zaciekawiły mnie, ale może to i dobrze, bo zbyt wiele mnie ciekawi i zbyt wiele czeka w kolejce do przeczytania, ale potraktuję wpis jako podpowiedź za którą dziękuję, bo wiem, że tym razem po książki nie sięgnę. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMasz rację, tę pierwszą też określam jako "do pociągu". Przeczytałam opinię o niej na stronie osoby, której recenzje do tej pory mnie nie zawodziły, więc miałam nadzieję na coś smakowitego. No niestety, obeszłam się smakiem ;). Ostatnio przez pewien czas trochę eksperymentowałam z literaturą, sięgałam po książki niezupełnie z mojej bajki, ale tylko się upewniłam, że powinnam się trzymać swoich wieloletnich zasad i upodobań. W tej chwili na przykład wróciłam do Kraszewskiego :). Natomiast tę drugą przeczytałam głównie ze względu na czas i miejsce akcji, czyli Montmartre przełomu XIX/XX wieku. Sama La Goulou nie interesuje mnie aż tak bardzo, potraktowałam jej historię jako pretekst do zanurzenia się w tamtym klimacie.
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Żadna z wymienionych pozycji nie dla mnie. Ale to dobrze; doba ma tylko 24 godziny, a tu praca, ogródek, rowerek...
OdpowiedzUsuńTa o tancerce wydaje się interesująca, ale myślę, że mi nic nie ubędzie jak jej nie przeczytam.
I bardzo słusznie :). Nie ma obowiązku czytania wszystkiego, co się ukaże, a jak jest ładna pogoda to wręcz należy korzystać ze świeżego powietrza i słońca. O tancerce można poczytać w długie zimowe wieczory :).
UsuńPozdrawiam serdecznie!
W sumie żadna z tych książek nie mieści się w kręgu moich zainteresowań czytelniczych. Na szczęście oferta na rynku książki jest na tyle bogata, że każdy znajdzie coś dla siebie.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, dla każdego coś się znajdzie. Dzielę się swoimi wrażeniami z lektury, żeby zachęcić zainteresowanych, lub przeciwnie - uchronić kogoś przed nietrafną decyzją. Sama przed kupieniem książki szukam różnych opinii i recenzji. Co zresztą też nie zawsze zgadza się z moimi późniejszymi odczuciami ;). Pozdrawiam!
UsuńHmm, chyba się nie skuszę na żadną z nich. Choć i tytuł, i okładka tej pierwszej wyglądają bardzo zachęcająco...
OdpowiedzUsuńNo i ja się wcale nie dziwię. Pierwszej w ogóle nie polecam, nic specjalnie ciekawego, natomiast co do drugiej, to - obiektywnie rzecz biorąc - nie jest zbyt wciągająca, o ile nie jest się zainteresowanym życiem artystycznego Montmartre'u tamtej epoki.
UsuńTą "Tancerkę..." to i ja bym przeczytała z miłą chęcią. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNa pewno jest w bibliotece, polecam :). Pozdrawiam!
UsuńWrócę do Twojego poprzedniego wpisu i decyzji, żeby rozdzielić tematykę , publikować na Instagramie i smutno mi się zrobiło. Misz -masz w blogach to dla mnie, jak dla Forresta Gumpa pudełko czekoladek, nigdy nie wiadomo, na jaką trafisz. Bardzo lubię Cię czytać, zawsze działasz na mnie inspirująco.:)
OdpowiedzUsuńOdwiedzających jest mniej, bo, mam wrażenie, że ludzie odchodzą od długich postów na korzyść szybkiej informacji na innych publikatorach.
Po raz pierwszy w życiu zdarzyło mi się nie przeczytać książek z wypożyczalni, nie potrafiłam się zmusić, z wiekiem czytam coraz mniej, dużo się zmieniło.
Serdecznie Cię pozdrawiam.:)
Ja miałam przez kilka lat lekki zastój czytelniczy, a ostatnio znowu czytam niemal bez przerwy, dzisiaj zamówiłam w kilku księgarniach stosy książek i już nie mogę się doczekać :). Zmienia się tylko tematyka, prawie zupełnie nie ciągnie mnie do współczesnej beletrystyki, chętnie sięgam po literaturę faktu, reportaże, eseje, biografie, opracowania o sztuce, no i klasykę powieściową. To się odbija w moich wpisach książkowych, często jest to dość specyficzna literatura, która nie trafia do szerokiego kręgu odbiorców.
UsuńCo do tej różnorodności na blogu, to na pewno będą tutaj zajawki różnych tematów, może trochę mniej będzie mojej pisaniny, czasem będę odsyłać do wpisów na Insta i Na Kanapie. Ale za Instagram jeszcze się nawet nie zabrałam, chwilowo Kanapa mnie całkowicie pochłonęła, oczywiście myślę, że to stan przejściowy :). Tak że jeszcze zobaczymy, co z tego wyniknie.
Dziękuję Ci serdecznie za miłe słowa :). I pozdrawiam gorąco!
"Tancerka z Moulin Rouge" mnie zainteresowała. Może kiedyś sięgnę po tę książkę.
OdpowiedzUsuńMiłej lektury :). Pozdrawiam!
UsuńZachęciłaś mnie do drugiej pozycji, ciekawa jej jestem.
OdpowiedzUsuńMam więc nadzieję, że spodoba Ci się opowieść o La Goulue :). Pozdrawiam!
UsuńŚwietne recenzje... ja ostatnio w niedoczasie, odkąd zaczął się ogród, wieczorami jestem tak skonana, że o czytaniu mogę tylko pomarzyć... zasypiam zanim na dobre przyłożę głowę do poduszki:) Ale jak ogarnę sadzenie i wysiew to znajdę czas i na lekturę, a ta druga pozycja jawi się dość ciekawie. Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńJa też wykorzystuję na czytanie głównie te dni, kiedy pogoda nie sprzyja przebywaniu na świeżym powietrzu, ale książka jest ciekawa, to zawsze wykroję jakieś chwile na lekturę :). Jestem typowym książkoholikiem :). Serdeczności dla Ciebie!
Usuń