sobota, 22 czerwca 2019

Majowe konie b&w i słów kilka o kotach.

Te rysunki powstały w maju, w ramach mojego planu codziennego rysowania. 
To jest ostatnia, czwarta część tego, co udało mi się stworzyć w tamtym miesiącu i co zarazem w miarę nadaje się do pokazania - bo chciałabym jednak udokumentować, że faktycznie to codzienne majowe rysowanie było, chociaż nie codziennie powstawał pełny rysunek, a ja nie wyrabiałam się z przygotowywaniem postów :). 
Generalnie jestem permanentnie w totalnym niedoczasie, zwłaszcza jeśli chodzi o prowadzenie bloga - to zawsze jakoś spada na koniec listy priorytetów, niestety...





Rysunek według zdjęcia znalezionego w internecie, czarny cienkopis, biały brystol A3.

Oprócz tego, co Wam zaprezentowałam w tym krótkim majowym cyklu (rozciagniętym prawie na dwa miesiące!), zrobiłam też sporo ołówkowych szkiców, na bazie których dopiero powstaną jakieś bardziej konkretne rysunki, ale wobec marnej jakości zdjęć nie ma sensu ich pokazywać, bo niewiele będzie widać .

Powstało jeszcze kilka innych obrazków, ale jedne, chociaż kompletne, zupełnie nie zasługują na upublicznienie, inne zaś są w fazie zaawansowania tak mniej więcej w granicach od 25 do 50%. Pokażę, jak skończę, ale to już nie będzie pod majowym szyldem :). W każdym razie miesiąc był pracowity, rysowanie weszło mi w krew, no i o to chodziło!

Tak się złożyło, że zrobiła się z tego mała seria b&w, ale te zaczęte rysunki, o których wyżej wspomniałam, to już akurat nieco inna kolorystyka i pewna nowość - połączenie różnych technik. Czy coś z tego wyjdzie, to się dopiero okaże.

A dzisiaj - konie! Te dwa rysunki pokazuję bez dodatkowego komentarza, bo chcę dzisiaj coś więcej napisać o moich kotach (bo obiecałam, i bo kociarze czekają na takie wieści), a na konie przyjdzie jeszcze czas, na pewno będzie jakiś post tylko o nich :).



Też według zdjęcia z internetu, czarny cienkopis, biały brystol A4.


I to by było chwilowo na tyle w temacie rysunków. 
Jak się zapewne domyślacie, do prezentacji trochę mnie zniechęca jakość zdjęć, ale w kwestii aparatu jeszcze przez jakąś chwilę nic się nie wydarzy, bo inne inwestycje, jak to zwykle bywa, nieco przekroczyły planowany budżet :). Ale co się odwlecze, to nie uciecze!

Tymczasem więc nieco wiadomości o naszych futrzakach.

Sabinka ma nową ksywkę Ptaszkożerczyni. Chyba nie muszę wyjaśniać etymologii, niestety... Po cichu przyznam się Wam, że w chwilach szczytowej irytacji nazywam ją też Rudą Francą. Bo faktem jest, że charakterek ma dość wredny. Nie znosi Czarnuszki, która jest już emerytką i należą jej się szczególne przywileje, a zwłaszcza święty spokój. A Sabina ją prześladuje. Poza tym opstrykuje nam cały dom jak kocur - na szczęście nie śmierdzi to jak kocurze "pstryki", ale tym trudniej na bieżąco wyśledzić miejsca "oznakowane". Łowi ptaszki, motyle, żaby, padalce... I tak dalej... Oczywiście później udaje niewiniątko, ładuje się pańciowi do łóżka i domaga pieszczot.

Zrobienie zdjęć moim futrzastym łobuzom graniczy z cudem, bo albo ich nie ma, albo jak już wpadną do domu, to są w ciągłym ruchu, a jak się chce zrobić fotkę, to natychmiast dopadają człowieka i badają organoleptycznie, co też to za ustrojstwo państwo mają...

Moim dogorywającym sprzętem udało mi się w końcu jakoś cyknąć nowego mieszkańca naszego domku, Rudzika, zwanego też czasem Toffikiem (z aparatu pańcia z kolei nie dało się przerzucić fotek do mojego komputera, no techniczna klapa na całej linii). Oto Rudzik na swoich ulubionych miejscówkach:






Jak wszystkim kociarzom wiadomo, to nie człowiek wybiera kota, tylko kot wybiera sobie człowieka. Najlepszym przykładem jest Rudzik. Kręcił się po okolicy, zachodził do nas coraz częściej, aż w końcu wpakował się do mieszkania i nie dał się przepędzić. Prawdopodobnie na jego decyzji o osiedleniu zaważyła ilość oraz różnorodność pokarmu wystawianego dla takich przybłęd na tarasie i w altance :))).

Rudzik jest przemiłym kotkiem, bardzo przytulaśnym, ale obawiamy się złego wpływu Sabinki, bo jakoś podejrzanie przypadli sobie oboje do serca. Ona już go uczy różnych sztuczek, łazikują razem po okolicy, ostatnio działając we dwójkę wyczaili jak można wdrapać się na dach domu i dostać się do środka przez otwarty balkon na pierwszym piętrze. Tym sposobem padł ostatni bastion, w którym mogła się przed tą bandą skryć Czarnuszka. 

Wczoraj tak rozrabiali we dwójkę nad oczkiem wodnym, że Sabinka wpadła do wody i musiała się suszyć, na szczęście w tym upale po kwadransie było po sprawie. Dla wyjaśnienia dodam, że oczko jest co prawda spore i na środku dość głębokie, ale przy brzegach jest płytko, więc zagrożenia dla życia  kotów nie ma, już prędzej dla ryb, bo skubańce (koty, znaczy się) próbują na nie polować i już zdarzało się, że znajdowaliśmy rybę wywleczoną na brzeg.

Co najgorsze, a w zasadzie najbardziej uciążliwe - przyuważyłam Rudzika w chwili pstrykania na ścianę (w domu!) w miejscu ulubionym przez Sabinę. Tak czy owak - szykujemy się do kastracji, bo Rudzik tak na oko ma blisko rok i czas już najwyższy. Pańcio co prawda próbował okazać męską solidarność i zwlekał z tą decyzją, do chwili aż Rudzik napstrykał mu na teczkę i coś tam jeszcze. Chyba miarka się przebrała...

A wracając do Rudzika... Tak go sobie kiedyś obserwowałam, jak rozwalał się na fotelu, ale coś mu tak lisio z pyszczka patrzyło... i zaczęłam podejrzewać, że on jakieś podwójne życie prowadzi... Bo generalnie od paru tygodni już u nas mieszka, ale ze dwa razy zniknął na całą noc, a czasem po południu Sabinka przychodziła, a rudzielca nie było widać parę godzin...

Kiedy jeszcze chodziliśmy z Muszką na spacery, widywaliśmy podobnego, rudego kotka w pobliżu jednego z sąsiedzkich domów - mieszka tam starsza pani, rzadko się pojawia, ale przypuszczaliśmy, że może to jej kot, albo go tylko dokarmia... A może to jeden z kotów, które się urodziły u innego sąsiada, naprzeciwko tej pani... Ale że on nie za bardzo o nie dbał, dokarmiała je jeszcze inna litościwa dusza, paru maluchom znalazła nowe domy... Tak za bardzo nie dociekaliśmy wówczas, kto z sąsiadów które koty posiada, bo kręci się tych futrzaków pełno w okolicy, my sami mamy zawsze kilka zwierząt, wszystkich nie przygarniemy, a na zabiedzone nie wyglądały.

Jak Rudzik nagle zaczął do nas się wprowadzać, pytaliśmy sąsiadów, czyj to kot, ale nikt się nie przyznał.

Ale wątpliwości mi się jakoś w duszy zalęgły... I pewnego razu, kiedy wyszłam na balkon, zobaczyłam jak Rudzik z naszego domu szoruje przez ogród na ulicę, a potem dalej - dryp-dryp-dryp - zdecydowanym marszem, omijając dwa domy, prosto do domu tej starszej pani... przelazł przez dziurę w siatce i zniknął w gąszczu ogrodu. 
No i się wykryło! Rudzik był kotkiem dokarmianym przez tę panią, ale nie traktowała go jako swojego kota domowego, nie pozwoliła rozwalać się na piernatach, wystawiała tylko miseczkę z jedzeniem od czasu do czasu, dlatego postanowił zamieszkać u nas. Ale do dawnej dokarmiaczki nadal wyskakuje, żeby sprawdzić czy nie ma tam czegoś pysznego, tak jak człowiek do miłej knajpki na rogu :).

My też mieliśmy kiedyś takiego kotka, co po pewnym czasie wybrał sobie inny dom. U nas było wtedy tych kotów ze czternaście, a koty to jednak nie są istoty stadne, więc jeden z tych podrośniętych zaczął wędrować po okolicy i tak wypatrzył sobie domek, w którym mieszkały dwie starsze panie. I po pewnym czasie nasz Dyzio miał już obróżkę, utuczył się jak pączek w maśle i dobrze mu się w tym nowym domku działo, ale od czasu do czasu wpadał do nas "na jednego" czyli na jakieś ekstra frykasy, które mu mój stęskniony za Dyziem mąż skwapliwie wynosił. Od jakichś dwóch lat Dyzio już do nas nie zagląda, ale miałby teraz chyba ze 20 lat... Pewnie spaceruje już gdzieś za Tęczowym Mostem... I tak miał długie i fajne życie :).

****

Kochani, w tym miesiącu mam znowu swój mały rysunkowy projekcik związany z codziennym rysowaniem, ale to jest coś zupełnie innego i pokażę całość w pierwszych dniach lipca. Powstają też nowe prace w innych technikach, więc może uda mi się jeszcze coś wrzucić na blog w tym miesiącu :).


49 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawie się czyta Twoją opowieść o kotach, bo napisana jest tak, że ma się poczucie, jakby się to widziało samemu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, cieszę się, że tak dobrze to odbierasz, bo ja mam skłonności do rozpisywania się ponad miarę i czasem się martwię, że trochę zanudzam moich Czytelników :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  2. Rysunki są śliczne. Ja nie mam zbytnio zdolności rysunkowych , za to moi dwaj bracia malują. Być może kiedyś na blogu pokażę ich prace , amatorskie . Z przyjemnością przeczytałam kocie opowieści. Miłej niedzieli 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to świetny pomysł, pokaż ich prace, z przyjemnością obejrzę! A dla nich taka prezentacja może być zachętą do rozwijania tej pasji :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Piękne rysunki koni. Widać dobry warsztat!
    :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo! Konie rysuję dość często, to bardzo wdzięczny temat :).

      Usuń
  4. Takie wyzwanie codziennego rysowania to świetna sprawa, ale ja jestem kompletnie niezdolna do utrzymania dyscypliny nawet w tym. Jedyne co mi wychodzi regularnie to spanie, jedzenie i opieka nad kotami.
    A co do kotów... może one znaczą swój teren ze względu na dużą ilość i bliskość sąsiadów swojego gatunku.
    Konie wyszły Ci przepięknie. Rysowałam konie jako dziecko, potem jakoś mi przeszła fascynacja nimi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że dla mnie to też było spore wyzwanie w sensie samodyscypliny, tym bardziej więc jestem zadowolona, że podołałam, bo ten miesiąc wyrobił we mnie już nie tyle przymus, co chęć codziennego sięgania po przybory rysunkowe. Dawniej zawsze sobie mówiłam, że chętnie bym porysowała, pomalowała, ale tyle innych spraw mam na głowie... No a jak się zmusiłam do wygospodarowania codziennie godzinki na własne pasje, to się okazało, że to wcale nie jest taki problem.
      Znakowanie terytorium przez koty - oczywiście, masz rację, w przypadku Sabinki to na pewno, bo ona ma zdecydowanie dominującą osobowość i zwłaszcza Czrnuszce chce pokazać, że to jest jej dom. Rudzik dopiero zaczyna, a tak czy inaczej pora już na kastrację, nie tylko z powodu "pstrykania", wiadomo.
      Do rysowania i malowania koni wracam co jakiś czas, samo to jakoś tak przychodzi, a tematem są dość wdzięcznym, lubię je jako temat obrazów, chociaż z żywymi niewiele mam do czynienia:).

      Usuń
  5. Konie piękne, a historia z Rudzikiem (w ogóle cudowne imię dla kotka haha) super, na pewno będzie mu z Wami dobrze. Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uznanie dla rysunków :). Kotów mieliśmy już tyle, że wyczerpały nam się oryginalne pomysły na imiona dla kolejnych. Rudzik jest rudy, więc tak go nazywaliśmy "roboczo" jak przychodził tylko czasem w odwiedziny i sądziliśmy, że ma jakiegoś właściciela i konkretne imię. No a potem to już tak zostało :).

      Usuń
  6. Ciekawe kocie historyjki, fajnie się czytało. Macie wesoło w domu z tym kocim bractwem. Miałam kiedyś kotka-Teofila, a potem kotkę-Pusię. Nie pamiętam dokładnie(dawno to było), ale chyba Teofila przygarnęła krewna mieszkająca na wsi. Pusia, dość długo była z nami, ale potem spróbowała życia poza domem i tak jej się to spodobało, że już jej po ostatniej ucieczce nie znaleźliśmy. Twoje kolejne prace naprawdę świetne, a temat łatwy nie jest, więc tym bardziej czapki z głów. Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, życie ze zwierzakami jest fajne, chociaż i koty i psy czasem potrafią być wkurzające :). U nas kotów przez wiele lat było w sumie tak dużo, że też nie pamiętamy czasem dokładnie co z którym się stało, albo jak się nazywał któryś tam...
      Dziękuję za uznanie dla moich rysunków - Twoje miłe słowa to miód na moje serce :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Jestem zachwycona tymi rysunkami :) w szczególności tym pierwszym... ma w sobie jakąś magię, ulotność... nie wiem dlaczego, ale od razu zobaczyłam tego konia w akwarelach :)
    Wszystkiego dobrego dla Twoich futrzastych przyjaciół ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Tak, ten pierwszy mnie też zachwycił, jak zobaczyłam zdjęcie w internecie - od razu wiedziałam, że po prostu muszę go narysować!
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
    2. Mnie też zachwycił ten pierwszy, świetnie go narysowałaś!

      Usuń
    3. Bardzo dziękuję! Ktoś go ciekawie sfotografował, w nietypowym ujęciu, chyba dlatego zwraca uwagę. Cieszę się, że udało mi się w rysunku w jakimś stopniu powtórzyć tę jego niezwykłość :).

      Usuń
  8. Piękne te konie! I bardzo sympatyczne historyjki o kotach :-) Ja obecnie nie mam żadnego zwierzaka i chyba ten stan pozostanie. No, jakoś tak. Chociaż zwierzęta bardzo lubię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja też czasem marzę o domu bez psów i kotów, ale jakoś tak zawsze się układa, że jak jedne odchodzą, to inne przychodzą... A my po prostu dajemy im miskę jedzenia, no i one zostają.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  9. Konie wyszły przepięknie !
    Podziwiam samodyscyplinę ... U mnie z tym jest kiepsko, ale tak sobie wmawiam że jakbym miała swoją pracownię - taki kącik , co by nie trzeba było wszystkiego chować po każdej pracy - to bym co dzień coś machnęła. A tak , jak pomyślę ile jest wyciągania, chowania , to mnie się odechciewa ;-)))
    Co do Rudzika to niezły cwaniaczek, ale takie właśnie są koty - to one wybierają :D
    Podobny do mojego Karmelita ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobieństwo do Karmelka uderzające, też o tym pomyślałam zaraz jak Rudzik zaczął do nas przychodzić, a mąż początkowo nazywał go Toffik, więc już w ogóle skojarzenia same się nasuwały :).
      Z tą pracownią...hmmm... mnie się marzy od nie pamiętam kiedy, ale chociaż mamy domek, to zawsze jakoś były inne potrzeby. Ale mam teraz taki swój kącik, gdzie w zasadzie mogę sobie porozkładać co chcę - tyle tylko, że tego rozłożonego to zawsze jest tyle, że w końcu i tak żeby się za coś konkretnego zabrać, to muszę odgruzować teren :). Dlatego jak już zaczynam na przykład rysowanie cienkopisem, to jest tego cała seria. Teraz chyba będzie przerwa, bo planuję szycie kilku rzeczy, więc jak się porozkładam z maszyną i różnymi szmatkami, to nie będę tego co chwila zbierać, żeby na przykład pomalować trochę akwarelami. Tak że ten... łączę się w bólu :).
      Pozdrawiam gorąco! - chociaż dzisiaj przy zapowiadanych upałach to by się bardziej przydało - lodowato! :)))))

      Usuń
    2. Dobrze że mnie rozumiesz. Mnie zadowoliłby już taki kącik jak Ty masz ;-)
      Ale przy naszym metrażu , to raczej niemożliwe :/
      Pozdrawiam lodowato, bo przy tych upałach tylko o tym się marzy ;-)))

      Usuń
  10. Rysunki koni bardzo udane, choć znawczynią rysunku nie jestem. Opowieści o kotach zabawne i ciekawe. Dobry zadatek na książeczkę o nich. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, bardzo mi miło, że tak pozytywnie oceniasz moją rysunkowo-pisarską twórczość :))). Rysować lubię, a pisanie to jakoś tak samo mi idzie... Zawsze planuję napisać kilka zdań, a nie wiem jakim cudem zwykle wychodzi niemal powieść :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  11. co my byśmy za nudne życie bez tych kotów wiedli... :P świetna opowieść o Rudzielcu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno świat należy do kotów, a człowieki zostały stworzone tylko po to, żeby kotom otwierać puszki z żarełkiem :). W każdym razie - nasze koty rzeczywiście "organizują" nam życie!

      Usuń
  12. Ja to dopiero mam opóźnienia blogowe, zobacz, kiedy usiadłam do przeczytania i skomentowania Twojego wpisu!... ><
    Konie piękne! Idealnie uchwyciłaś ruch, co w rysunku nie jest takie proste. *^v^*
    A z kotami to macie zabawę!... Rzeczywiście jeśli kot ma rok, to już najwyższy czas na kastrację, bo wywabianie nastrzykanych zapachów jest bardzo trudne i uciążliwe, wiem coś o tym. No i kot nie będzie targany burzą hormonalną. Kociaki są mistrzami udawania... *^o^* Kiedyś na działce przyplątała się na naszą werandę koteczka - zjadła wielką michę kociego żarcia, wyspała się na naszych kolanach, aż rozważaliśmy, czy jej nie zabrać ze sobą do domu, bo taka była głodna jedzenia i ludzkich pieszczot... (te wielkie oczy!...). Ale jak zapytaliśmy teściową, czy nie wie, skąd ta koteczka to od razu się wydało, że to kot sąsiadów-rolników! Trzymają kotkę do łowienia myszy w stodole, a jej się nie bardzo chce, to tak łazi po działkach, bo się nauczyła, że działkowcy miękną na widok jej wielkich oczu i zaraz zostanie wykarmiona i wygłaskana!... *^W^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tym upale to ja też z niczym nie nadążam!
      Dzięki za uznanie dla moich obrazków :).
      Masz rację, koty to spryciarze :). Wyczuwają dobrego człowieka i natychmiast go wykorzystują :). No ale jak się oprzeć tym wielkim oczom i mruczankom?

      Usuń
  13. Ależ cudowne te konie, zazdroszczę talentu rysowaniczego, a do kursu szycia zapraszam bo wszystkie materiały dostaniesz na maila i będziesz mogła je otworzyć i zrealizować kiedy będziesz chciała, nie ma tu jakiś przymusów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa :). I dziękuję za zaproszenie, przemyślę sprawę :).

      Usuń
  14. Pewnie już mowiłam, że masz wielki talent do rysowania, ale powtórzę, Masz Wielki Talent 😃 Chciałabym tak konie malować jak Ty. Uwielbiam konie i koty. Psy również. Twoje kocie szczęścia są niesamowicie fotogeniczne. Miło się czytało twoją opowieść.

    Pozdro od Zakręconej Krakowianki 😃😃😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wszystkie komplementy! To bardzo miłe, no i motywuje jeszcze bardziej do tworzenia :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  15. Piękne konie! Zazdroszczę talentu :)

    A kotka sterylizowana? Sterylizowane kocice przestają znaczyć - warto to zrobić, jeśli jeszcze nie została poddana zabiegowi. Dzięki temu przede wszystkim uchronisz kotkę przed chorobami układu rozrodczego (ropomacice, rak listwy mlecznej itd). No i oczywiście będziesz zapobiegać rozmnażaniu kotów (a co za tym idzie bezdomności). To bardzo trudny temat, Od jakiegoś czasu działam w fundacji prozwierzęcej i przyznam szczerze, że zanim zaczęłam tutaj pracować, to nie zdawałąm sobie sprawy ze skali problemu.

    Kastracja kocurów to też istotna kwestia. Dobrze, że się na nią decydujecie.

    Oczko wodne fajna sprawa! Marzy mi się kiedyś - jak może dorobię się działki :D Kot nie utonie - koty doskonale pływają! Tak, to nie jest mit. Koty potrafią pływać, ale zazwyczaj nienawidzą wody ;)

    Czekam na kolejne rysunkowe projekty! Miło się je ogląda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Koty są w naszym domu od ponad 30 lat, było ich w sumie może z pół setki, więc miałam okazję przez ten czas zdobyć sporo wiedzy i doświadczenia na temat różnych kocich problemów :). Kotka oczywiście wysterylizowana i to w dość wczesnym okresie rozwoju, ale jest wyraźnie dominująca i w różny sposób próbuje pokazać innym mieszkańcom, że to jej teren.
      Tak, to prawda, koty potrafią pływać, ale zazwyczaj nie lubią wody, więc same do niej nie wchodzą, a przypadkowa kąpiel nie jest dla nich przyjemna.

      Usuń
  16. Bardzo ciekawe opowieści o kotach :) A co do Ptaszkożerczyni - eh, gdyby tylko koty nie miały ptaków w swoim menu, nie byłabym tak rozdarta :) Bo koty uwielbiam, ale ptaki też.. Konie wyszły Ci pięknie. W ogóle, piękne dzieła spod Twoich rąk wychodzą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sabinka jest kotką pod tym względem dość wyjątkową - inne nasze koty (a było ich naprawdę sporo) nie przejawiały aż tak silnych instynktów łowieckich. Nakarmione i wysterylizowane były zazwyczaj dość spokojnymi obserwatorami latających stworzeń. No niestety, trafiła się w końcu taka "czarna owca"...
      Serdecznie Ci dziękuję za pochwały pod adresem moich rysuneczków, to mnie uskrzydla i bardzo motywuje :). Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  17. Zajrzałam dzisiaj do Ciebie i jeśli nie masz nic przeciwko temu, to będę zaglądała częściej. Bardzo tu u Ciebie miło i pięknie opowiadasz o zwierzętach. Serdecznie Cię pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, niezmiernie mi miło, że zajrzałaś, zapraszam serdecznie! Mam nadzieję, że w kolejnych wpisach również znajdziesz coś interesującego :). Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  18. Dziękuję za wizytę na moich stronach. Jak trafiłaś do mnie?
    Będzie mi miło, jak czasem zajrzysz do mnie.
    Nie mogę zaoferować Ci herbatki i czegoś słodkiego, ale zawsze znajdziesz ciepłe słowo.
    Kocham konie. Koty też są mi bliskie
    Wraz ze wschodzącym słońcem pozdrawiam nadzieją na udany dzień

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawniej do Ciebie zaglądałam, potem jakoś mi zginęłaś w otchłani internetu, trafiłam znowu za linkiem z innego bloga, ale nie pamiętam teraz z którego... W każdym razie miło było Cię odnaleźć, na pewno czasem zajrzę :). Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  19. Mój blog Kariatyda zamknęłam nie wiem jakim sposobem i nie udało się go już odzyskać. Dzięki pomocy bardzo życzliwych osób mam drugi blog. Tytuł jego jest: myślę i piszę, a adres: https://jajesienna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, trafiłam już na Twój nowy blog :). Bardzo mi przykro, że ten poprzedni nie jest dostępny... Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  20. Nie będę mówić jak zazdroszczę talentu :) Koty mamy ciągle od prawie 15 lat czyli odkąd wyprowadziliśmy się z ciasnego mieszkania. Rózne charakterki , różne typki.Ale każdy jest sterylizowany i kastrowany żeby uniknąć walorów zapachowych i niechcianego przyrostu naturalnego ale uwielbiam te czorty bez względu na wszystko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My też kastrujemy, sterylizujemy, ale niektóre mają tak dominujące charaktery, że i tak "pstrykają" po domu, tyle tylko, że bez tego uciążliwego zapachu :).

      Usuń
    2. :) Widziałam na własne oczy jak kotka Zołza "opstrykała" cały metalowy garaż sąsiada :))) Ma już 14 lat i miała rózne "pomysły" Kocur Gizmuś jestdwunastolenią pierdołą aż miło - byle spać i to najlepiej na mojej poduszce :) pozostałe dwa to gówniarstwo - rude rodzeństwo.

      Usuń
    3. A no właśnie, z kotami to jak z ludźmi - każdy ma trochę inny charakter i upodobania :).

      Usuń
  21. Konie zawsze były jednym z moich ulubionych tematów do rysowania :) Fajnie, że udaje Ci się konsekwentnie trzymać postanowień. Z kocią naturą niestety ciężko wygrać - moi rodzice często znajdują pod drzwiami prezenciki albo niedojedzone resztki... jedna z kocic poluje na wszystko, na co się da (cokolwiek mniejszego od niej), a nie jest to typ kota, którego da się zamknąć w domu - rozniosłaby wszystko na strzępy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no to właśnie tak jest z naszą Sabinką :). I zaduszone myszy ułożone w rządku na wycieraczce też często znajdujemy :).

      Usuń
  22. Cudne konie! Bardzo lubię tego typu "kreskowe" rysunki!
    A propos znaczenia terenu przez zwierzaki, moja króliczka Trusia jest straszliwie terytorialna i wciąż próbuje zagarnąć sobie ulubiony teren mojej kotki Chili - to znaczy mój pokój :-/. Truśka to w ogóle charakterna dziewczyna, bywa że kotkę staruszkę atakuje (podszczypuje ją ząbkami)! A wydawałoby się, że króliki to takie łagodne, miłe stworzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No coś takiego, rzeczywiście nie spodziewałabym się takiej agresji u ślicznego puchatego króliczka :). Ale nie miałam nigdy królików, więc nie znam się na ich zwyczajach i charakterach. U nas zawsze jest dużo kotów i przez wiele lat były psy.
      Miło mi, że zajrzałaś, pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).