Tak,wiem, że to już czerwiec, a ja pokazuję dopiero rysunki z połowy maja...
Dzisiaj prezentuję dwie sowy śnieżne, narysowane w nieco innej stylizacji niż poprzednie, bardzo pobieżne, szkice katedry.
Bardzo wdzięczny temat, sówki pewnie jeszcze kiedyś się u mnie pojawią, może nawet w niezbyt odległej przyszłości :).
Miało być zresztą tych sów więcej już teraz, wstępne ołówkowe szkice zostały poczynione, ale... zmieniła mi się koncepcja.
A jak mi szło z realizacją planu rysunkowego przez cały miesiąc? Przez jakiś czas udawało mi się utrzymać założone tempo rysowania, czyli - minimum godzina dziennie. W drugiej połowie maja nastąpiły jednak nieoczekiwane zawirowania, które skutecznie zaburzyły mi ten rytm.
Mąż znienacka wylądował w szpitalu, pilna operacja... Oprócz zmartwienia sporo spraw bieżących, które zwykle ogarniał małżonek, spadło na mnie, no i generalnie - namieszało się. Jak to mówią: jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach. Czyli - plany planami, a życie i tak toczy się swoim torem.
Od razu wyjaśniam, że mąż szczęśliwie, acz nieśpiesznie, wraca do zdrowia, tak więc i ja mogłam powoli wrócić do rysowania - chory facet w domu to wiadomo, koniec świata ;).
W każdym razie - dobrych kilka dni wypadło mi całkiem z harmonogramu... Nie da się jednak zaprzeczyć, że ta zabawa w codzienne rysowanie trochę mnie nakręciła, teraz niemal automatycznie wieczorową porą siadam do rysunków i zawsze coś tam naskrobię. Czyli rzec można - rysowanie wchodzi mi w krew :). Najważniejszy cel projektu został zatem osiągnięty!
W tak zwanym międzyczasie po ulewach zrobiła się piękna pogoda... Sporo czasu poświęciłam więc pracom ogrodowym, do których może jakiejś szczególnej smykałki nie mam, ale skoro mąż postanowił teraz właśnie się rozchorować, to musiałam wziąć temat na klatę i zmierzyć się z gąszczem, który wyrósł błyskawicznie w tych sprzyjających okolicznościach przyrody.
Jakbyście przypadkiem słyszeli, że trzeba w jakiejś dziczy przerąbać drogę przez dżunglę, w Amazonii dajmy na to, to dajcie mi znać - uwielbiam takie akcje! Uzbrojona wyłącznie w sekator w jeden dzień rozprawiam się z hektarem chaszczy, a im więcej gałęzi i chabazi do przycinania, tym bardziej raduje się moje serce! Cięcie krzewów i drzew w moim wykonaniu jest zawsze ekstremalnie radykalne! A na zbliżające się moje urodziny zażyczyłam sobie w ramach prezentu - akumulatorowe nożyce do żywopłotu :).
W tej kwestii moje i męża poglądy różnią się diametralnie. Ja uważam, że przycinanie krzaków, obcinanie przywiędłych kwiatów itd. - to niezbędny element pielęgnacji ogrodu, a im bardziej się przytnie, tym lepiej urośnie! Mąż - wręcz przeciwnie - roztkliwia się nad każdym chabaziem i żal mu wyciąć cokolwiek. Jak widzi efekty mojej akcji, to dostaje niemal palpitacji i awanturuje się, że spustoszyłam ogród, wycięłam wszystko w pień i na pewno nic już nie urośnie! No nawet nie będę tego komentować :).
W każdym razie prace polowe wciągnęły mnie na tyle, że na rysowanie niewiele czasu w ostatnich dniach zostaje. Ale wyrywając chwasty i wycinając krzaczory myślę o rysunkach i mam już sporo dość skrystalizowanych wizji :).
Buszując parę dni temu w krzakach na mojej posesji przyuważyłam niepokojącą ilość mszyc. Przyniosłam więc preparat do opryskania, ale...
Przymierzając się już do morderczych zabiegów zauważyłam jakieś podejrzane ruchy na jabłonce, od której akurat chciałam zacząć. Okazało się, że pan biedronek spełniał małżeński obowiązek z panią biedronkową. O prawie połowę mniejszy i nieco bledszy, właził na małżonkę i co kilka chwil potrząsał całym odwłokiem. Nie znam się na seksualnych zwyczajach biedronek, ale podejrzewam, że wkrótce pojawią się na drzewach biedronkowe dzieci, czyli larwy, które co prawda wyglądają dość przerażająco, ale są niesamowicie żarłoczne, a ich największym przysmakiem są właśnie mszyce :))). Biedronkowych parek znalazłam na drzewkach całkiem sporo, więc jestem spokojna - bez odrobiny chemii za jakieś dwa-trzy tygodnie po mszycach śladu nie będzie!
A kolejnym wpisie oprócz rysunków będą wieści z życia kotów w naszym domu - bo sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie :).
Dzisiaj prezentuję dwie sowy śnieżne, narysowane w nieco innej stylizacji niż poprzednie, bardzo pobieżne, szkice katedry.
Bardzo wdzięczny temat, sówki pewnie jeszcze kiedyś się u mnie pojawią, może nawet w niezbyt odległej przyszłości :).
Miało być zresztą tych sów więcej już teraz, wstępne ołówkowe szkice zostały poczynione, ale... zmieniła mi się koncepcja.
Z samej sowy jestem zadowolona, ale te liczne kreskowania w tle trochę mnie wykończyły, a po zastanowieniu uznałam, że pomysł z wykonaniem całego obrazka formatu A4 najcieńszym pisakiem 0,05 jest bez sensu. Skoro zależało mi na mocno przyciemnionych dalszych planach, to trzeba było zrobić to po prostu grubszym cienkopisem. Może nawet trzeci plan zrobić całkiem graficznie, w jednolitej czerni...? Miałam z tym podwójną robotę, bo cienkie linie poprawiałam potem grubszym pisakiem, żeby je było jakoś w ogóle widać. Równolegle naszła mnie też refleksja, że zarysowywanie tła milionem linii mija się z celem, jakim miało być ćwiczenie twórczego rysowania.
Druga sowa z mniej wymęczonym tłem :) - co nie znaczy, że lepiej to wyszło. Rozmiar 20x20cm.
Korzystałam ze zdjęć sów śnieżnych znalezionych w internecie, bo w realu to ja jednak ich nie spotykam :).
Poprzestałam na dwóch obrazkach z sowami, następne (kiedyś tam) z tymi wspaniałymi ptakami będą na pewno w innej konwencji lub w innej technice.
Wracając do kwestii tła - chciałam podzielić się z Wami pewnymi przemyśleniami, bo wbrew pozorom to nie jest taka błaha sprawa.
Zaprojektowałam sobie to tło takie mało skomplikowane poniekąd celowo, żeby się tam za dużo nie działo. Nie chciałam, żeby nadmiarem elementów konkurowało z sylwetką ptaka i właściwe tak za bardzo to mi na tym drugim planie nie zależało, coś tam miało być, ale nie miałam konkretnej wizji. Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. I teraz uważam to za błąd.
Ponieważ sowy śnieżne, jak wiadomo, są białe, to żeby je wyeksponować potrzebne jest odpowiednio ciemniejsze tło.
Na moich obrazkach są więc dość jednostajnie powtarzające się proste i gładkie pnie drzew, wycieniowane tylko delikatnie krzyżującymi się drobnymi kreskami, oraz głębsze tło z falistymi liniami mającymi sugerować gąszcz jakiejś bliżej nieokreślonej roślinności. Druga sowa na zdjęciu stała po prostu na białym śniegu.
Teraz myślę, że nie wyszło mi to ani ciekawie, ani ładnie... Od razu widać, że nie miałam dobrego pomysłu. Pod koniec najchętniej bym te rysunki wyrzuciła i zrobiła od nowa. Ale że się już nad nimi (zwłaszcza tym pierwszym) trochę napracowałam, to chciałam zobaczyć co ostatecznie z tego wyniknie. A nowe wersje to zawsze jeszcze mogę stworzyć :).
Teoretycznie mogłam sobie darować ten las w tle, ale wtedy byłoby jeszcze gorzej, całkiem mdło.
Biała sowa na białej kartce... no ba!
Był już taki artysta, co namalował biały kwadrat na białym tle i świat na pewien czas oszalał na punkcie tego genialnego malowidła :).
Nie rozwodząc się zbytnio nad tą sprawą chcę tylko zasygnalizować, że przemyślałam temat i nad tłem w moich obrazkach wkrótce zacznę pracować :).
Druga sowa z mniej wymęczonym tłem :) - co nie znaczy, że lepiej to wyszło. Rozmiar 20x20cm.
Korzystałam ze zdjęć sów śnieżnych znalezionych w internecie, bo w realu to ja jednak ich nie spotykam :).
Poprzestałam na dwóch obrazkach z sowami, następne (kiedyś tam) z tymi wspaniałymi ptakami będą na pewno w innej konwencji lub w innej technice.
Wracając do kwestii tła - chciałam podzielić się z Wami pewnymi przemyśleniami, bo wbrew pozorom to nie jest taka błaha sprawa.
Zaprojektowałam sobie to tło takie mało skomplikowane poniekąd celowo, żeby się tam za dużo nie działo. Nie chciałam, żeby nadmiarem elementów konkurowało z sylwetką ptaka i właściwe tak za bardzo to mi na tym drugim planie nie zależało, coś tam miało być, ale nie miałam konkretnej wizji. Nie zastanawiałam się nad tym zbyt długo. I teraz uważam to za błąd.
Ponieważ sowy śnieżne, jak wiadomo, są białe, to żeby je wyeksponować potrzebne jest odpowiednio ciemniejsze tło.
Na moich obrazkach są więc dość jednostajnie powtarzające się proste i gładkie pnie drzew, wycieniowane tylko delikatnie krzyżującymi się drobnymi kreskami, oraz głębsze tło z falistymi liniami mającymi sugerować gąszcz jakiejś bliżej nieokreślonej roślinności. Druga sowa na zdjęciu stała po prostu na białym śniegu.
Teraz myślę, że nie wyszło mi to ani ciekawie, ani ładnie... Od razu widać, że nie miałam dobrego pomysłu. Pod koniec najchętniej bym te rysunki wyrzuciła i zrobiła od nowa. Ale że się już nad nimi (zwłaszcza tym pierwszym) trochę napracowałam, to chciałam zobaczyć co ostatecznie z tego wyniknie. A nowe wersje to zawsze jeszcze mogę stworzyć :).
Teoretycznie mogłam sobie darować ten las w tle, ale wtedy byłoby jeszcze gorzej, całkiem mdło.
Biała sowa na białej kartce... no ba!
Był już taki artysta, co namalował biały kwadrat na białym tle i świat na pewien czas oszalał na punkcie tego genialnego malowidła :).
Nie rozwodząc się zbytnio nad tą sprawą chcę tylko zasygnalizować, że przemyślałam temat i nad tłem w moich obrazkach wkrótce zacznę pracować :).
*****
A jak mi szło z realizacją planu rysunkowego przez cały miesiąc? Przez jakiś czas udawało mi się utrzymać założone tempo rysowania, czyli - minimum godzina dziennie. W drugiej połowie maja nastąpiły jednak nieoczekiwane zawirowania, które skutecznie zaburzyły mi ten rytm.
Mąż znienacka wylądował w szpitalu, pilna operacja... Oprócz zmartwienia sporo spraw bieżących, które zwykle ogarniał małżonek, spadło na mnie, no i generalnie - namieszało się. Jak to mówią: jeśli chcesz rozbawić Pana Boga, to opowiedz mu o swoich planach. Czyli - plany planami, a życie i tak toczy się swoim torem.
Od razu wyjaśniam, że mąż szczęśliwie, acz nieśpiesznie, wraca do zdrowia, tak więc i ja mogłam powoli wrócić do rysowania - chory facet w domu to wiadomo, koniec świata ;).
W każdym razie - dobrych kilka dni wypadło mi całkiem z harmonogramu... Nie da się jednak zaprzeczyć, że ta zabawa w codzienne rysowanie trochę mnie nakręciła, teraz niemal automatycznie wieczorową porą siadam do rysunków i zawsze coś tam naskrobię. Czyli rzec można - rysowanie wchodzi mi w krew :). Najważniejszy cel projektu został zatem osiągnięty!
*****
Jakbyście przypadkiem słyszeli, że trzeba w jakiejś dziczy przerąbać drogę przez dżunglę, w Amazonii dajmy na to, to dajcie mi znać - uwielbiam takie akcje! Uzbrojona wyłącznie w sekator w jeden dzień rozprawiam się z hektarem chaszczy, a im więcej gałęzi i chabazi do przycinania, tym bardziej raduje się moje serce! Cięcie krzewów i drzew w moim wykonaniu jest zawsze ekstremalnie radykalne! A na zbliżające się moje urodziny zażyczyłam sobie w ramach prezentu - akumulatorowe nożyce do żywopłotu :).
W tej kwestii moje i męża poglądy różnią się diametralnie. Ja uważam, że przycinanie krzaków, obcinanie przywiędłych kwiatów itd. - to niezbędny element pielęgnacji ogrodu, a im bardziej się przytnie, tym lepiej urośnie! Mąż - wręcz przeciwnie - roztkliwia się nad każdym chabaziem i żal mu wyciąć cokolwiek. Jak widzi efekty mojej akcji, to dostaje niemal palpitacji i awanturuje się, że spustoszyłam ogród, wycięłam wszystko w pień i na pewno nic już nie urośnie! No nawet nie będę tego komentować :).
W każdym razie prace polowe wciągnęły mnie na tyle, że na rysowanie niewiele czasu w ostatnich dniach zostaje. Ale wyrywając chwasty i wycinając krzaczory myślę o rysunkach i mam już sporo dość skrystalizowanych wizji :).
Buszując parę dni temu w krzakach na mojej posesji przyuważyłam niepokojącą ilość mszyc. Przyniosłam więc preparat do opryskania, ale...
Przymierzając się już do morderczych zabiegów zauważyłam jakieś podejrzane ruchy na jabłonce, od której akurat chciałam zacząć. Okazało się, że pan biedronek spełniał małżeński obowiązek z panią biedronkową. O prawie połowę mniejszy i nieco bledszy, właził na małżonkę i co kilka chwil potrząsał całym odwłokiem. Nie znam się na seksualnych zwyczajach biedronek, ale podejrzewam, że wkrótce pojawią się na drzewach biedronkowe dzieci, czyli larwy, które co prawda wyglądają dość przerażająco, ale są niesamowicie żarłoczne, a ich największym przysmakiem są właśnie mszyce :))). Biedronkowych parek znalazłam na drzewkach całkiem sporo, więc jestem spokojna - bez odrobiny chemii za jakieś dwa-trzy tygodnie po mszycach śladu nie będzie!
A kolejnym wpisie oprócz rysunków będą wieści z życia kotów w naszym domu - bo sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie :).
*****
Bardzo podoba mi się to tło z drzewami, a sowa bardzo wyraziście z tego tła "wyskakuje"
OdpowiedzUsuńRozbawiła mnie twoja pasja "rąbania puszczy" ;)
Fajnie, że to biedronki rozprawią się z mszycami :)
Cieszę się, że jednak ta sowa z drzewami nie wypadła tak źle, jak mi się wydawało - dziękuję za pozytywną opinię :).
UsuńW kwestii mszyc mąż dzisiaj nie zdzierżył i powiedział, że nie może bezczynnie czekać aż się młode biedronek wyklują - i zrobił im porządny prysznic z węża ogrodowego. To taki średnio skuteczny (ale jednak) sposób bez chemii, mszyce po prostu spadają z drzew.
Życie weryfikuje nasze plany, ale najważniejsze nie poddawać się. Co jak widzę czynisz. :) Wybrałam hotel z uwagi na to, że posiadał bieżnię, a ja zamieszałam chodzić po bieżni i przed wejściem do hotelu skręciłam nogę:(. Na bieżnię nie chodzę od początku maja, a powinnam ze względów zdrowotnych. Mężowi zdrówka, a tobie wytrwałości. Nożyce na prezent urodzinowy? Oryginalny prezent, ale każdemu, co kto lubi.
OdpowiedzUsuńNo to faktycznie pech wyjątkowo złośliwy... też zdrówka Ci życzę!
UsuńW temacie prezentów: mój syn na szóste urodziny zażądał stolnicy i wałka do ciasta, bo nie posiadałam, a on właśnie nauczył się od babci robić pierogi. Stolnicę dostał, pierogi ruskie sam zrobił, ja tylko ziemniaki odcedzałam, a potem pierogi z wrzątku wyciągałam, żeby się dziecko nie poparzyło. U nas takie bardziej wymyślne czy wypasione prezenty kupuje się bez okazji, po prostu jak jest kasa albo fantazja (najlepiej w parze z kasą!), więc do tych urodzinowych nie przywiązujemy specjalnej uwagi.
Prezent dla syna jeszcze bardziej zaskakujący :) Ja na urodziny robię prezenty sama sobie, najczęściej wycieczkowo-teatralne, a czasami, zamiast robienia kawy, ciasta, czy obiadu zabieram rodzinkę na przedstawienia. Tych jej członków, którzy to lubią.
UsuńNajważniejsze, żeby obdarowany był zadowolony :). Ja też często sama sobie robię prezenty, ewentualnie wskazuję coś konkretnego do kupienia. Dawniej często na moje urodziny wyjeżdżaliśmy gdzieś choćby na jeden dzień, niekoniecznie na spektakle (ale czasem też), ale tak żeby połazić, posiedzieć we dwójkę w kawiarni - i nie spotykać znajomych. Teraz mamy inną pracę i w ogóle tryb życia, więc łatwiej znaleźć takie chwile na co dzień, ale dawniej oderwanie się od świata i życia było świętem :).
UsuńSowa w lesie udała się znakomicie. Na ten obrazek proszę nie marudzić !
OdpowiedzUsuńA w ogrodzie wiem ile jest pracy, właśnie czuję to kazdym skrawkiem ciała.
No zaczynam wierzyć, że faktycznie z tą leśną sową nie wyszło najgorzej, dzięki!
UsuńJa ze względu na pracę zawodową nie mam zbyt wiele czasu na ogród, a jak już go mam, to akurat aura wariuje, tak więc prace się piętrzą i potem to już końca roboty nie widać... Ale jak się tak namacham, to i satysfakcję mam potem niemałą :).
Dla mnie te rysunki są piękne i podziwiam pracę jaką w nie włożyłaś . Wszystkim zdarzają się zawirowania życiowe , a te niespodziewane często wytrącają nas z równowagi. Odnośnie przycinania krzewów masz zupełną rację. Ja również tnę radykalnie. Pani ze szkółki zawsze mi mówi ciąć i nie żałować choć serce krwawi i tego się trzymam . Fajnie , że z mężem jest ok i powoli wszystko powraca na swoje tory. Miłego tygodnia.
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za ciepłe słowa i uznanie dla moich rysunków. W ogrodzie sama widzę, że jak mocno przytnę krzewy, to one szybko wypuszczają mnóstwo nowych gałązek, nie tracą siły na zawiązywanie niepotrzebnych owoców, a w kolejnym roku piękniej kwitną :).
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Oba rysunki ogromnie mi się podobają, choć bardziej ten pierwszy. Ależ Ty masz kłopotów! Dobrze, że z mężem już wszystko OK.
OdpowiedzUsuńDziękuję! Cieszę się, że rysunki się podobają :). Pozdrawiam serdecznie!
Usuńhaha Wyobraziłam sobie jak w buszu wyznaczasz ścieżkę, jak z uśmiechem tniesz, przycinasz. :D Pewnie nie jedna osoba chciałaby Cię wynająć, by rozprawić się z zaroślami. hehe Chcę w tym miejscu życzyć, by mąż szybciutko wracał do całkowitego zdrówka.
OdpowiedzUsuńMnie sowy się totalnie podobają, szczególnie pierwsza. Toż ja czuję choćby magię Harry’ego Pottera. Dla mnie bomba. Pozdrowionka serdeczne posyłam prosto do Ciebie. :***
Jak mnie dopadnie kryzys finansowy, to pomyślę o zawodowym wyrąbywaniu ścieżek w buszu :))).
UsuńDziękuję Ci serdecznie za wszystkie miłe słowa i życzenia!
Pozdrawiam gorąco!
zdrówka dla małżonka!
OdpowiedzUsuńa co do sów - śliczne! z tłem masz rację, las wyszedł dość pierzasto ;) a myślałaś o połączeniu technik grafika plus akwarela albo pastele? żeby tło było tak muśnięte błękitem albo granatem? i rozmazane
Dzięki! Jeśli chodzi o łączenie różnych technik, to akurat przy tych sowach to się niemal samo prosiło (biała sowa na granatowym tle na pewno kiedyś powstanie, cały czas mam ją w głowie), no ale wymyśliłam sobie na początku, że to będą takie "czyste" czarno-białe rysunki, więc usilnie trzymałam się tej opcji.
UsuńCzasem eksperymentuję z mieszaniem cienkopisu z akwarelami lub kredkami, ale nie zawsze to ma sens, bo na przykład jak rysuję na gładkim brystolu (a lubię), to pisak czy inny tusz wygląda na nim świetnie, ale już akwarela zupełnie nie współpracuje z takim nienasiąkliwym podłożem, kredki też wypadają dość słabo... I na odwrót - nie lubię rysować cienkopisem na chropowatym, miękkim papierze akwarelowym. Poszukiwania odpowiedniego papieru to spore wyzwanie :). W każdym razie mogę zdradzić, że mam "na warsztacie" dwa duże obrazki, w których próbuję połączyć kilka technik. Jak się będą nadawały do pokazania, to oczywiście zaprezentuję je światu, ale praca nad nimi idzie niezbyt szybko :).
aaa, ok :)
UsuńJak na tyle kłopotów , to i tak nieźle sobie radzisz;-) Nie dość że miałaś na głowie wszystkie obowiązki swoje i męża , to dążyłaś wykarczować kawał dżungli i machnęłaś dwie cudne sówki :D
OdpowiedzUsuńRewelacja , świetne rysunki ! ♥
Zdrówka dla męża ;-)
Dziękuję w imieniu własnym i męża :). Kłopoty powoli ogarnięte, wychodzimy na prostą :). Cieszę się, że znalazłam w tym wszystkim czas na rysowanie, a to dowodzi, że dość łatwo wyrobić sobie nawyk codziennego sięgania po cienkopis, ołówek czy pędzle. A z każdym kolejnym rysunkiem czegoś się uczę. Jak patrzę na te ukończone obrazki, to nie jestem z nich zadowolona, ale to dlatego, że dostrzegam, jakie błędy popełniłam. Więc to chyba dobrze :).
UsuńPozdrawiam serdecznie!
Ach, to tło, mimo że "wymęczone" - robi wrażenie! :) nie znam się, ale jestem zachwycona sową i lasem, w którym może fruwać... :) właśnie to kreskowanie mnie urzekło - jest takie nieoczywiste, niespotykane... :)
OdpowiedzUsuńZdrówka mnóstwo dla małżonka życzę :):)
I oby biedroneczki miały całe stadko potomstwa :):)
Pozdrawiam :)
Dziękuję za uznanie dla moich rysunków, a zwłaszcza dla tego nieszczęsnego tła :))). Do tej pory przy takich rysunkach albo w ogóle tła nie robiłam, albo ledwo je zaznaczałam. Praca nad tym rysunkiem czegoś mnie nauczyła, przekonałam się, że warto poświecić drugiemu planowi tyle samo uwagi co głównemu motywowi, obraz staje się dzięki temu pełny, kompletny, dopracowany. A że na razie nie wyszło doskonale, to nic strasznego, to dopiero początek nowej drogi :))).
UsuńPozdrawiam gorąco ( u mnie upał nieziemski, więc tym bardziej!)!
Sowy wyszły prześlicznie, w pierwszej pracy szczególnie podoba mi się tło, nie mam wrażenia że sowa gdzieś w nim zniknęła;) Ja zawsze mam problem z dobraniem tła do rysunku, także wiem co czujesz.
OdpowiedzUsuńŻyczę mężowi szybkiego powrotu do zdrowia, tak żebyś ty też odpoczęła, chory facet to jak piątka chorych dzieci xD
Co do ogrodu to totalnie się nie znam na roślinach, ale twoje ekologiczne podejście do zabijania mszyc jest godne naśladowania:) Powodzenia!
Przekonałaś mnie, że warto było jednak trochę się z tym tłem pomęczyć, dziękuję za miłe słowa!
UsuńNa roślinach też znam się dość słabo, ale ogród jest, więc próbuję go poznawać i staram się nie szkodzić :).
Serdecznie pozdrawiam!
Po pierwsze, życzenia powrotu do zdrowia dla małżonka!!!
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba Twoja praca kreską, to jak wyglądają drzewa i tło przy drugiej sowie - ombre z ciemną górą i jaśniejszym dołem. Pozwolę sobie nie zgodzić się z Twoim zdaniem, że szkoda roboty na zapełnianie dużej kartki cienkim cienkopisem, to świetne ćwiczenie dla ręki i oka, poza tym nakładanie wielu cieniutkich linii to moim zdaniem subtelniejszy i dokładniejszy sposób cieniowania niż kilka grubszych linii. Oczywiście, wszystko zależy od efektu, jaki chcemy osiągnąć, czasami w zamyśle ma być kilka grubych kresek. ^^*~~ A same sowy to mistrzostwo, piękne!
Bardzo dobrze, że przycinasz rośliny, i przekwitnięte kwiaty trzeba usuwać, wtedy roślina kwitnie na nowo. Sama nie jestem taka mądra, we wszystkich programach ogrodniczych tak uczą! *^o^*
No właśnie, ja też uczę się od mądrzejszych, a poza tym co roku obserwuję efekty moich zabiegów ogrodniczych :).
UsuńZ rysunkami to w zasadzie masz rację, ja miałam na myśli to, że skoro już tyle dłubię cienkopisem w tym drugim planie, to mogłabym się bardziej wysilić, jakoś to bardziej uatrakcyjnić, coś tam jednak zbudować, stworzyć życie towarzyszące głównemu motywowi, jakieś konkretne liście, kwiatki, mrówki, ciemki itd, albo nawet abstrakcyjne wzorki. No w każdym razie miałam sporo przemyśleń przy tych rysunkach, będę dalej eksperymentować :).
Serdecznie dziękuję za życzenia! Pozdrawiam gorąco!
Obie prezentują się prześlicznie <3 Szczególnie ta pierwsza przypadła mi do gustu :)
OdpowiedzUsuńMiło mi, że Ci się spodobały :).
UsuńSerdecznie pozdrawiam!
Nie tylko Tobie pewne rzeczy nie wychodzą, jeżeli chcesz potwierdzenia zapraszam na blog https://joterkowo.blogspot.com/, malarki która w kilku postach pokazywała jak poprawia swoje prace. Sowy bardzo mi się podobają(i to nie tylko dlatego, że mam do tych ptaków wielki sentyment, jako symbolu mądrości). Tobie z okazji Urodzin życzę stu lat w zdrowiu, radości i dobrobycie finansowym. Mężowi natomiast jak najszybszego powrotu do pełni sił. Pozdrawiam całą Rodzinkę wraz ze zwierzyńcem.
OdpowiedzUsuńAleż ja doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że ludziom od czasu do czasu różne rzeczy nie wychodzą, bo takie jest życie, nikt nie jest doskonały i jak mi się to przytrafia (ciągle i wciąż!), to nie robię z tego tragedii :). Moja profesorka zawsze mi powtarzała, że prawdziwy artysta nigdy nie jest do końca ze swojego dzieła zadowolony. Na tym polega proces twórczy - wciąż się czegoś uczymy, doskonalimy... To dobrze, że potrafimy dostrzegać własne błędy i staramy się je poprawiać. Tak być powinno.
UsuńDziękuję Ci za wszystkie miłe słowa i życzenia :)
Pozdrawiam najserdeczniej!
Ależ Ty pięknie rysujesz! Bardzo zazdroszczę talentu!
OdpowiedzUsuńZdrówka dla męża :)
Dziękuję :))). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńPodziwiam za talent do rysunku, a przy pierwszej sowie dodatkowo za cierpliwość do tych kreseczek na drugi planie. Ile tego jest! Ale efekt wyróżnienia ptaka tego wymagał.
OdpowiedzUsuńCzytam, że nie do końca jesteś zadowolona ze swojej pracy. Ja tam nie widzę do czego można się przyczepić. Jednocześnie nie jestem blisko w temacie. Wiesz lepiej, niż Ja jak rysować. Jednakże jestem dobrej myśli i wierzę, że przy kolejnych projektach będzie bardziej zadowolona :)
Bardzo Ci dziękuję za miłe słowa i uznanie dla moje pracy :). To nie jest tak, że ja się jakoś dołuję z powodu niedoróbek w moich obrazkach, ale faktem jest, że dostrzegam różne elementy, które moim zdaniem można by zrobić lepiej. Wyciągam z tego wnioski, staram się unikać podobnych błędów przy kolejnych rysunkach, no i dzielę się tutaj tymi przemyśleniami, bo wiem, że zagląda do mnie wiele osób, które także rysują i malują, i chętnie korzystają (tak jak ja) z doświadczeń innych twórców.
UsuńDziękuję Ci za wnikliwy komentarz, Twoja opinia jest dla mnie bardzo cenna :).
Pozdrawiam serdecznie!
Małgosiu, ogromnie podobają mi się Twoje Sowy - cudnie, że sięgasz po różne techniki i różne tematy :) Jest pięknie! ♥
OdpowiedzUsuńBardzo Ci dziękuję za tak przychylną ocenę moich rysunków! Komplementy od takiej jak Ty artystki, są niezwykle uskrzydlające :). Pozdrawiam Cię najserdeczniej!
UsuńPrzepiękne szkice! Zazdroszczę talentu :)
OdpowiedzUsuńDziękuję, miło mi, że Ci się podobają :).
UsuńNa mnie Twoje sowy zrobiły wrażenie, tło pierwszej pracy szczególnie. Ileż tu było pracy! Nie do końca rozumiem, Twoje wątpliwości do tego tła właśnie. Ale też znam uczucie jakie towarzyszy tworzeniu, te autorskie wewnętrzne wątpliwości :) Najczęściej okazuje się, że widz, nie widzi naszych błędów. Ja jako widz Twoich nie dostrzegam.
OdpowiedzUsuńMuszę też dodać, że w mojej ocenie, to właśnie ten milion kresek - zadanie, którego nie każdy by się podjął - to jak najbardziej twórcze ćwiczenie, liczy się w tym przypadku całość, którą stanowi ta drobnica.
...
Już widzę jak "latasz" po ogrodzie z ogromnymi nożycami :);):)
Zdrowia Mężowi życzę!
Te wątpliwości twórcze wynikają pewnie z tego, że artysta (lub tylko "artysta" ;) ) ma jakąś określoną wizję końcowego efektu, i rzadko się zdarza, że ten efekt jest w 100% osiągnięty, a przynajmniej nie od razu. Stąd poczucie niedosytu i potrzeba doskonalenia obrazu, całego warsztatu, samego siebie itd. No i bardzo dobrze, dzięki temu malujemy/rysujemy coraz lepiej :). Bardzo Ci dziękuję za opinię, to dla mnie bardzo ważne i cenne. jeśli chodzi o ten konkretny rysunek z sową, to generalnie nie myślę o nim, że jest zły, ale po prostu wyobrażałam to sobie nieco inaczej. I po tym rysunku wiem jeszcze dokładniej, do czego zmierzam :).
UsuńPozdrawiam Cię serdecznie!
Pierwsza sowa mnie urzekła - Ty masz tak jak mój mąż ... dostaję szału jak idzie niczym drwal z siekierą i wyrąbuje wszystko... Kiedyś mi tak przyciął bez że dwa lata bidok nie zakwitł. To samo z piwoniami. Ja wrzeszczę ZOSTAW a on ODROŚNIE .....
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla Męża :)))))))))))) No cóż, czasem i mnie się zdarzy ciut za dużo przyciąć (dwa lata temu zmasakrowałam brzoskwinię, bo uznałam, że trzeba skorygować jej pokrój, no i to nie był dobry pomysł, wygląda karykaturalnie i nie kwitnie...).
UsuńCieszę się, że sowa Ci się podoba :). Pozdrawiam gorąco!
Sowy prezentują się majestatycznie i pięknie... Czasem są różnice zdań, ja się orzekam za Twoim przycinaniem :D Pozdrawiam, będę zaglądać tu częściej ;)
OdpowiedzUsuńNo sowy takie już są - majestatyczne i piękne! Mam nadzieję, że udało mi się to jakoś przelać na papier. Dziękuję za ciepłe słowa, miło mi Cię tutaj gościć :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńSowa wyszła super! Bardzo przyjemnie u Ciebie! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDziękuję, bardzo mi miło :). Pozdrawiam!
UsuńZaglądałam tutaj wcześniej, ale w biegu......i po cichu. Mam spore zaległości nie tylko na swoim blogu, ale też w odwiedzaniu innych blogów. Zachwyciła mnie Twoja sówka, ta w lesie. Niesamowite ile "kreseczek" musiałaś zrobić, żeby wyeksponować biel ptaka. Podziwiam za talent i cierpliwość. Druga sówka też nieźle wyszła, choć wydaje mi się troszkę " za szeroka w pasie".......a może się tak nastroszyła przy pozowaniu?. Gorące pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńKochana, wiem jak to jest z tym brakiem czasu, ja też często tylko wpadam na inne blogi, żeby zajrzeć co tam słychać, a nie mam chwili, żeby coś z sensem napisać. Tym bardziej cieszę się, że udało Ci się do mnie dotrzeć :). Dziękuję za ciepłe słowa! Ta druga sowa tak wyglądała na zdjęciu, to było w jakiejś śnieżnej, mocno zawianej scenerii, a ona chyba tak przycupnęła na tym śniegu - i szczerze mówiąc właśnie dlatego zwróciła moją uwagę, że taka napuszona-nastroszona :). Pozdrawiam Cię Wandziu serdecznie!
UsuńOjej Gosiu przykro mi z powodu męża. I wszystko spadło na Ciebie 😟 Też nie potrafię sama od siebie nic stworzyć, muszę patrzeć na inny rysunek. Najbardziej lubię robić repliki Van Gogha i Williama Turnera. Sóweczki wyszły Ci pięknie. Kocham sowy.
OdpowiedzUsuńUściski z upalnego Krakowa. Jutro w nocy wyjeżdżamy do Torunia 😀
Mąż na szczęście już sprawny i zdrowy, więc wszystko ok :). Dziękuję za uznanie dla sówek! Ja często korzystam ze zdjęć jako inspiracji do moich obrazków, czasem maluję/rysuję też z natury, natomiast replik czy kopii obrazów nie robię. Dawno temu, jeszcze w liceum, próbowałam kopiować Malczewskiego, to było świetne doświadczenie, można się w ten sposób sporo nauczyć.
Usuń