Na wielu blogach funkcjonują rozmaite książkowe wyzwania i cyklicznie pojawiające się posty o książkach. Chętnie je czytam, bo dzięki temu dowiaduję się o interesujących - a niekoniecznie głośno reklamowanych - pozycjach. Pomyślałam, że może warto też od czasu do czasu podzielić się z Wami informacją o ciekawej książce, którą właśnie przeczytałam.
Raczej nie planuję zasypywać Was recenzjami wszystkiego, co się przewija przez mój czytelniczy kącik, ani nie sądzę, żeby udało mi się systematycznie tworzyć jakieś ciekawe czytelniczo wpisy. Niedawno jednak zajrzałam do archiwum jednego z moich starych blogów i jest tam długi post "książkowy", który skłonił mnie do pewnych refleksji i pomyślałam, że wrócę do tamtego tematu... ale to innym razem :).
Dzisiaj będzie o jednej konkretnej książce.
Od czasu do czasu trafia mi w ręce interesująca pozycja z zakresu moich zainteresowań malarskich. No i właśnie jestem świeżo po pasjonującej lekturze biografii genialnego artysty - Henriego Toulouse-Lautreca.
Mój ulubiony okres w malarstwie - schyłek XIX wieku, twórcze poszukiwania, rodzące się nowe nurty - impresjonizm, kubizm, fowizm... No i ten dyskretny urok dekadencji, fin de siecle, magiczna belle epoque, i osławiona paryska bohema z niezliczoną ilością nazwisk niesamowitych artystów...
I wśród nich on, jeden z moich ulubionych malarzy, najukochańszy obok Modiglianiego i Degasa - Henri Toulouse-Lautrec...
Ale dopiero kiedy zaczęłam czytać jego biografię, napisaną z niezwykłą wręcz wnikliwością przez Julię Frey, zrozumiałam kim był ten artysta i co wyrażał poprzez swoją sztukę. I chyba pokochałam go jeszcze bardziej :).
Bo - szczerze mówiąc - lubiłam go tak trochę... wybiórczo.
Niektóre obrazy uwielbiałam, inne tak średnio, podobnie z plakatami, których Lautrec stworzył całe mnóstwo, natomiast rysunki i litograficzne ilustracje zupełnie do mnie nie przemawiały, niektóre wręcz wydawały mi się nieudolnymi, przypadkowymi i czasem obrzydliwymi bohomazami. Jego życie właściwie też znałam nieco fragmentarycznie.
Raczej nie planuję zasypywać Was recenzjami wszystkiego, co się przewija przez mój czytelniczy kącik, ani nie sądzę, żeby udało mi się systematycznie tworzyć jakieś ciekawe czytelniczo wpisy. Niedawno jednak zajrzałam do archiwum jednego z moich starych blogów i jest tam długi post "książkowy", który skłonił mnie do pewnych refleksji i pomyślałam, że wrócę do tamtego tematu... ale to innym razem :).
Dzisiaj będzie o jednej konkretnej książce.
Od czasu do czasu trafia mi w ręce interesująca pozycja z zakresu moich zainteresowań malarskich. No i właśnie jestem świeżo po pasjonującej lekturze biografii genialnego artysty - Henriego Toulouse-Lautreca.
Mój ulubiony okres w malarstwie - schyłek XIX wieku, twórcze poszukiwania, rodzące się nowe nurty - impresjonizm, kubizm, fowizm... No i ten dyskretny urok dekadencji, fin de siecle, magiczna belle epoque, i osławiona paryska bohema z niezliczoną ilością nazwisk niesamowitych artystów...
I wśród nich on, jeden z moich ulubionych malarzy, najukochańszy obok Modiglianiego i Degasa - Henri Toulouse-Lautrec...
Ale dopiero kiedy zaczęłam czytać jego biografię, napisaną z niezwykłą wręcz wnikliwością przez Julię Frey, zrozumiałam kim był ten artysta i co wyrażał poprzez swoją sztukę. I chyba pokochałam go jeszcze bardziej :).
Bo - szczerze mówiąc - lubiłam go tak trochę... wybiórczo.
Niektóre obrazy uwielbiałam, inne tak średnio, podobnie z plakatami, których Lautrec stworzył całe mnóstwo, natomiast rysunki i litograficzne ilustracje zupełnie do mnie nie przemawiały, niektóre wręcz wydawały mi się nieudolnymi, przypadkowymi i czasem obrzydliwymi bohomazami. Jego życie właściwie też znałam nieco fragmentarycznie.
H. T.-L. "Toaleta" |
Zupełnie inaczej jednak zaczyna się patrzeć na działalność człowieka, którego dobrze poznamy. A dzięki niezwykle wnikliwej, ale zarazem lekko napisanej, biografii pióra Julii Frey ten niezwykły człowiek, wielki artysta - uwięziony w małym, schorowanym ciele - staje się czytelnikowi bardzo bliski. Czy go polubimy, to inna sprawa, ale książka jest niezwykle prawdziwa: oparta na ogromnej ilości odnalezionych listów - zarówno samego artysty jak i jego najbliższych, odnosząca się do zachowanych w wielkiej obfitości źródeł pisanych. To nie jest beletrystyka, lecz dokument, jednak czyta się go jednym tchem - ja w każdym razie nie mogłam się od tej książki oderwać.
Dla mnie ciekawe też było to, co zwykle bywa przemilczane albo koloryzowane - otóż autorka tej biografii odczarowuje mit o cudownej belle epoque, pokazuje ten świat ze wszystkimi jego troskami, problemami, brudami...
Dla mnie ciekawe też było to, co zwykle bywa przemilczane albo koloryzowane - otóż autorka tej biografii odczarowuje mit o cudownej belle epoque, pokazuje ten świat ze wszystkimi jego troskami, problemami, brudami...
Henri Marie Raymond de Montfa wicehrabia de Toulouse-Lautrec, (1864-1901) arystokrata, a zarazem - z własnego wyboru - mieszkaniec osławionej Montmartre, dzielnicy artystów i bandziorów, burdeli i kabaretów, sam stał się legendą tego miejsca. Wybitny malarz, postimpresjonista, prekursor nowoczesnej sztuki plakatu, genialnie umiejący uchwycić osobowość i charakterystyczne cechy swoich modeli... Pomimo kalectwa i brzydoty był człowiekiem nie tylko bardzo inteligentnym i kulturalnym, ale i bardzo towarzyskim, ciepłym, wesołym, dowcipnym i powszechnie lubianym.
Szalenie interesujące są zarówno wątki dotyczące jego prac nad litografiami, ale i skomplikowane związki z kobietami, zmagania z własnym kalectwem i chorobami, które jednak nie przeszkodziły mu pozostawić ogromnej malarskiej spuścizny... Doliczono się 275 akwarel jego pędzla, 369 grafik (litografii, plakatów), 737 obrazów i około 5 tysięcy rysunków!
Malował najczęściej ludzi, wśród których żył - prostytutki, tancerki z kabaretów... Rozsławił Moulin Rouge swoimi oryginalnymi plakatami, które dzięki nowatorskim technikom a zwłaszcza nietypowemu ujęciu tematu, stały się artystyczną sensacją i przyniosły mu niemal natychmiastową sławę - a miał wówczas raptem 27 lat!
Jego liczne obrazy i litografie stanowią artystyczną kronika życia, obyczajowości, kultury paryskiej, a zwłaszcza Montmartre'u tamtych czasów.
Zmarł umęczony chorobami i alkoholizmem w wieku niespełna 37 lat.
Dzisiaj jego obrazy i plakaty osiągają zawrotne sumy. Najdroższym sprzedanym obrazem Toulouse-Lautreca jest "Praczka", którą w 2005r na aukcji kupił prywatny kolekcjoner za 22,4 mln dolarów!
I kilka cytatów z recenzji:
"Najobszerniejsza jak dotąd biografia genialnego artysty, a przede wszystkim fascynująca opowieść o barwnym, choć krótkim i pełnym cierpienia życiu Henriego de Toulouse-Lautreca, który jak nikt inny ucieleśniał ducha belle époque. Na podstawie przeszło tysiąca nieznanych wcześniej listów artysty i własnych wieloletnich badań autorka stworzyła portret daleki od stereotypowych wyobrażeń."
Malował najczęściej ludzi, wśród których żył - prostytutki, tancerki z kabaretów... Rozsławił Moulin Rouge swoimi oryginalnymi plakatami, które dzięki nowatorskim technikom a zwłaszcza nietypowemu ujęciu tematu, stały się artystyczną sensacją i przyniosły mu niemal natychmiastową sławę - a miał wówczas raptem 27 lat!
Jeden z jego plakatów zapowiadający występ tancerki La Goulue w Moulin Rouge |
Jego liczne obrazy i litografie stanowią artystyczną kronika życia, obyczajowości, kultury paryskiej, a zwłaszcza Montmartre'u tamtych czasów.
Zmarł umęczony chorobami i alkoholizmem w wieku niespełna 37 lat.
Dzisiaj jego obrazy i plakaty osiągają zawrotne sumy. Najdroższym sprzedanym obrazem Toulouse-Lautreca jest "Praczka", którą w 2005r na aukcji kupił prywatny kolekcjoner za 22,4 mln dolarów!
"Praczka" |
I kilka cytatów z recenzji:
"Najobszerniejsza jak dotąd biografia genialnego artysty, a przede wszystkim fascynująca opowieść o barwnym, choć krótkim i pełnym cierpienia życiu Henriego de Toulouse-Lautreca, który jak nikt inny ucieleśniał ducha belle époque. Na podstawie przeszło tysiąca nieznanych wcześniej listów artysty i własnych wieloletnich badań autorka stworzyła portret daleki od stereotypowych wyobrażeń."
"Julia Frey bohaterem swojej monumentalnej pracy czyni nie tylko Henry’iego, ale także jego sztukę. Analizuje jego dzieła, opowiada o okolicznościach ich powstania, klasyfikuje je do różnych gatunków i przytacza opinie różnych krytyków na ich temat. Książka zawiera kolorowe reprodukcje wielu obrazów oraz mnóstwo czarnobiałych zdjęć plakatów, grafik, szkiców. Pełna też jest pamiątek rodzinnych – zdjęć Lautreca i jego najbliższych. Staje się tym samym cudownym kompendium wiedzy o malarzu. Skarbem, który doceni każdy miłośnik jego sztuki. Nie mogę jednak w tym miejscu nie dodać, że ta książka tak naprawdę sprawi przyjemność wszystkim, którzy po nią sięgną. Henri Toulouse-Lautrec wiódł niezwykłe życie, przyjaźnił się z wybitnymi ludźmi i, parafrazując Pratchetta, żył w ciekawych czasach."
Najtrafniej chyba jednak ujął to wszystko autor z "Apollo Magazine" (cytat z obwoluty książki):
"Ta znakomita książka jest już biografią ostateczną".
Nic dodać, nic ująć.
Nic dodać, nic ująć.
Henri Toulouse-Lautrec - zdjęcie z książki |
Ale, ale...
Kiedy już napisałam ten post, trafiłam na ciekawy artykuł (http://niezlasztuka.net/o-sztuce/monika-sliwinska-wyspianski-dopoki-starczy-zycia/) ... nie, nie, nie o Lautrecu, ale o Stanisławie Wyspiańskim. Są to właściwie obszerne fragmenty z książki Moniki Śliwińskiej "Wyspiański. Dopóki starczy życia".
Te fragmenty tak mnie zaciekawiły, że postanowiłam kupić tę pozycję, ale przypomniałam też sobie, że mam gdzieś we własnej biblioteczce książkę o Wyspiańskim - Lwa Kaltenbergha "Ogień strzeżony" z podtytułem "Opowieść o Stanisławie Wyspiańskim". Jest to baaardzo mocno zbeletryzowana opowieść, w jakimś stopniu oparta oczywiście na faktach i dokumentach, ale mocno podkoloryzowana fantazją autora. Nie przepadam za takimi książkami, wolę konkrety, chcę się dowiedzieć jak było naprawdę a nie - jak się wydaje pisarzowi. "Ogień strzeżony" kupiłam będąc młodym dziewczęciem i jak pamiętam - nieszczególnie mnie ta opowieść wciągnęła. Na stare lata jednak człowiekowi się sporo w głowie zmienia, postanowiłam więc jeszcze raz po nią sięgnąć, zanim kupię książkę pani Śliwińskiej.
No więc otworzyłam ówże "Ogień strzeżony" na przypadkowej stronie, i - tadaaam! - proszę bardzo: trafiam na moment, w którym Wyspiański osiedla się w Paryżu, ówczesnej Mekce malarzy, gdzie oczywiście trafia na Montmartre a tam do Moulin Rouge, gdzie występuje Yvette Guilbert, która "została muzą tego właśnie Toulouse-Lautreca, którego twórczość jest pieśnią nad pieśniami potępionego kształtu świata" (cytat z tejże książki).
H. T.-L. "Yvette Guilbert" |
Nie mogę się oprzeć chęci podzielenia się z Wami dłuższym cytatem z opisem twórczości Lautreca, który zarazem świetnie oddaje niezwykle kwiecisty i zawiły styl pisarski Kaltenbergha:
"(...) ten dekadencki esteta z cynicznym, wiedzącym uśmiechem na wargach odtwarzał z lubieżną łapczywością więdnące piękno rozkładu, czady samozniszczenia, stargane i łamane formy zniszczeń i unicestwienia.
Z bezwstydną ciekawością anatoma, opętany przez zaprawioną rozpaczą ironię, kładł pod mikroskop budzące obrzydzenie i grozę wyniki dokonywanej przez siebie analizy.
Toulouse-Lautrec: bywalec, habitue nowomodnych barów amerykańskich, szynków, gdzie podają absynt barwiony piołunem, niechlujnie destylowany spirytus, półciemnych "sal tanecznych" (...).
Ten uważnie patrzący przez szkła binokli kaleka (...) o nogach dziecka przy tułowiu i głowie dorosłego mężczyzny, zna jak nikt groteskę seksualizmu, Jest nią opętany w tej samej mierze, jak przez demona alkoholu.
Wielbiciel piosenki Montmartre'u, autor plakatów na jej temat (...), ten Goya dekadenckiego Paryża rysuje jak diabeł.
Nie można się oderwać od jego kompozycji, mających za temat ponure kloaki miłości, cyrk, kabaret, kulisy baletu."
I na koniec fragment z (jakoby) przemyśleniami Wyspiańskiego, który przybliża powody, dla których Wyspiański - pastelista, zwolennik sztuki dekoratywnej, pragnął poznać Toulouse-Lautreca:
"I - co pobudza najbardziej wyobraźnię - przecie ten człowiek lubuje się w pastelu, Pracuje nim tak samo lekko, jak litograficznym ołówkiem. (...)
Co za fenomenalna orgia wyrazu w rzucanej zaledwie dostrzegalnymi ruchami kresce!
Jaki ślepiec krytyczny może odnosić dzisiejszego Toulouse-Lautreca do impresjonistów? Niewątpliwie, nauczył się od nich ogromnie wiele. Zgoda.
Ale dziś - to świadomie syntetyzujący w skrótach płaszczyznowych i konturowych wyraziciel dekoratywności obrazu, malarskiej wizji, jej najistotniejszej funkcji."
Wiecie co? - uwielbiam takie konfrontacje różnych ujęć, porównanie tego samego tematu w interpretacji różnych autorów. Kiedyś, na etapie fascynacji Szekspirem, czytywałam porównawczo jego dzieła w przekładach różnych autorów :).
Tak więc bardzo mnie ucieszył ten fragment o Lautrecu znaleziony tak znienacka w książce o Wyspiańskim. Zbieg okoliczności i jednocześnie zderzenie dwóch zupełnie odmiennych ujęć tej samej postaci. Julia Fray opracowała pasjonującą i zarazem rzetelną biografię Toulouse-Lautreca., napisaną z dużym rozmachem i lekkością, ale niemal w każdym zdaniu opartą na dokumentach. Biorę inną książkę, żeby poczytać o innym malarzu, a znajduję znowu Lautreca, tym razem przedstawionego niezwykle barwnie i soczyście, choć moim zdaniem rażąco przesadnie i nazbyt... diabolicznie :). Kaltenbergha trochę poniosła bujna wyobraźnia.
No i wreszcie sam ten fakt, że Wyspiański spotkał się z Lautrekiem... Co prawda to było dość przelotne spotkanie, ale fajnie mi się to połączyło, te dwie książki, ci dwaj artyści, takie continuum :).
*****Tak więc bardzo mnie ucieszył ten fragment o Lautrecu znaleziony tak znienacka w książce o Wyspiańskim. Zbieg okoliczności i jednocześnie zderzenie dwóch zupełnie odmiennych ujęć tej samej postaci. Julia Fray opracowała pasjonującą i zarazem rzetelną biografię Toulouse-Lautreca., napisaną z dużym rozmachem i lekkością, ale niemal w każdym zdaniu opartą na dokumentach. Biorę inną książkę, żeby poczytać o innym malarzu, a znajduję znowu Lautreca, tym razem przedstawionego niezwykle barwnie i soczyście, choć moim zdaniem rażąco przesadnie i nazbyt... diabolicznie :). Kaltenbergha trochę poniosła bujna wyobraźnia.
No i wreszcie sam ten fakt, że Wyspiański spotkał się z Lautrekiem... Co prawda to było dość przelotne spotkanie, ale fajnie mi się to połączyło, te dwie książki, ci dwaj artyści, takie continuum :).
Bardzo ciekawy wpis. Przyznam szczerze nie znam się na malarstwie, nie mówiąc już o tym, że o samych malarzach nie wiem nic, zupełnie nic. A tu proszę u Ciebie zawsze można dowiedzieć się czegoś nowego, pasjonującego. Zaciekawiłaś mnie tą postacią, no i tym klimatem starego Paryża, Moulin Rouge, Belle epoque - wszystko to pobudza wyobraźnię.
OdpowiedzUsuńJa w ogóle lubię czytać biografie sławnych ludzi, raczej artystów, ale nie tylko. A belle epoque w tej książce jest nieco odczarowana - to nie tylko piękno i czar, ale i zwykłe ludzkie dramaty. Epoka, która wydała tylu genialnych artystów, nie była tak piękna, jak nam się często wydaje.
UsuńJakiś czas temu w padła mi w ręce książka "Moulin Rouge"- Pierre La Mure.Przejmująca opowieść o życiu i twórczości znanego francuskiego malarza, który zasłynął jako portrecista prostytutek i ciemnych stron Paryża. Pochodził z arystokracji, mógł wieść bogate i spokojne życie, podjął próbę znalezienia szczęścia, miłości i zapomnienia o własnym bólu, która kończy się fiaskiem ........dokonał takiego a nie innego wyboru........a my możemy podziwiać jego artystyczny dorobek. Lubię jego dzieła, tak jak Ty kiedyś....tak trochę wybiórczo. Z twórców tego okresu zdecydowanie wolę Moneta, Degasa, Sisleya, Renoira. Bardzo ciekawy post. Pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc nie przepadam za zbeletryzowanymi biografiami, bo przedstawiają wizję pisarza, w której trudno uchwycić granicę między tą wizją a faktami, a mnie ciekawią fakty. Ale wiesz, teraz - po przeczytaniu tak konkretnej biografii Lautreca - może sięgnę po "Moulin Rouge" La Mure'a, łatwiej mi będzie oddzielić rzeczywistość od jego fantazji, a podobno książka jest świetnie napisana, więc to może być fajna lektura :).
UsuńBardzo fajny wpis! Przeczytałam jednym tchem! Ja wprawdzie uwielbiam van Gogha, ale ciekawe biografie zawsze mnie wciągają. Może i o Lautreku też więcej poczytam... Oglądałaś film "O północy w Paryżu" W.Allena? Uwielbiam :))))))))
OdpowiedzUsuńUwielbiam :))))))))) Film co prawda jak na Allena trochę mnie rozczarował jeśli chodzi o jakąś głębszą myśl i charakterystyczne dla niego poczucie humoru, pod tym kątem uważam za raczej słaby, ale... właśnie ten klimat Paryża z okresu fin de siecle'u, salon u Gertrudy Stein - miodzio!
UsuńCześć, jestem po szkole fotograficznej i tam jednym z przedmiotów było właśnie malarstwo. To dlatego, że fotografia wywodzi się z dziedzin sztuki. Dlatego uwielbiam czytać takie wpisy, pogłębią wiedzę ;)dziękuje Ci za to ;)Ps. też czasem maluję, ale nie zdecydowałam sie jeszcze na upublicznienie prac na blog. pozdrawiam ciepło ania
OdpowiedzUsuńDawaj te obrazy! Ja też nie jestem mistrzynią pędzla, pokazywanie na blogu motywuje mnie do pracy :).
UsuńŻeby robić dobre fotografie, trzeba mieć oprócz wiedzy technicznej sporo wiadomości o kompozycji obrazu, perspektywie, światłocieniu itd - inna jest tylko technika utrwalania tego, co widzimy lub sobie wyobrażamy :).
Moja wiedza na temat malarstwa i jego twórców jest bardzo skromna dlatego zawsze chętnie czytam takie artykuły. Zmotywowałaś mnie do poznania twórczości Lautreca, to bardzo intrygująca postać.
OdpowiedzUsuńPrzesyłam serdeczności na weekend :)
Moja wiedza na ten temat jest fragmentaryczna, a po lekturze biografii Lautrec'a postanowiłam nadrobić braki w tym zakresie :). Ja nawet zdawałam maturę z historii sztuki, ale sporo z głowy wyleciało, a poza tym w tamtym czasie mój konik to była sztuka Starożytnego Wschodu a resztę znałam mniej wnikliwie, w każdym razie bez takich szczegółów z życiorysów.
UsuńPodziwiam, ja niestety jestem w tej dziedzinie kompletnym laikiem. Z wykształcenia jestem fizykiem a moje amatorskie malowanie to tylko takie poszukiwanie nowych środków przekazu, nie podparte niestety teorią. Buziaki!
UsuńJa z wykształcenia jestem ekonomistką :)))
UsuńNie interesuję się zbytnio malarstwem , ale Twój post przeczytałam z zaciekawieniem. Często tak w życiu jest , że w niepozornych ludziach drzemią niespotykane zdolności i talent. Miłego weekendu.
OdpowiedzUsuńJa lubię czytać biografie, bo zawsze znajduję w nich coś zaskakującego, o co nie podejrzewałam ich bohaterów. No i te zadziwiające czasem koleje losów, które doprowadzają zwykłych ludzi do niezwykłych sukcesów... :) Pozdrawiam serdecznie!
UsuńBardzo lubię czytać biografie. Mogę bliżej zrozumieć daną osobę i to, co chciała przekazać. Świetny tekst, czuć Twoją pasję. W necie jest wiele pustych tekstów, u Ciebie każdy tekst jest napisany z pasją, z oddaniem. :)
OdpowiedzUsuńMiłego weekendu. :)
Bardzo Ci dziękuję za tyle miłych słów, rozjaśnią mi dzisiejszy deszczowy dzień :). Piszę może nie zawsze jakoś bardzo profesjonalnie, bo w końcu jestem amatorką, ale piszę tak prosto od serca, o tym co mnie pasjonuje. Cieszę się, że te teksty tak właśnie odbierasz :).
UsuńWitaj!
OdpowiedzUsuńJestem z rewizytą.
Oglądałam niedawno film biograficzny o życiu i twórczości J.M.W. Turnera pt:" Pan Turner".
Ludzie z pasją nie zawsze mają łatwe życie.
Pozdrawiam:)
Widziałam ten film jakiś czas temu. Miałam trochę mieszane uczucia, bo zupełnie inaczej wyobrażałam sobie człowieka, który tak pięknie malował światło. Chętnie przeczytałabym kiedyś jakąś wiarygodną biografię Turnera.
Usuńtez oglądałam ten film. Jakiś czas temu pojechałam do Krakowa by w Muzeum Narodowym zobaczyć prace Turnera. Prawdziwym rajem jest National Gallery, chociaż Alte Pinakothek tez posiada sporą jego kolekcję.
UsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Chyba nigdy "na żywo" nie oglądałam dzieł Turnera, po świecie mało jeżdżę, ale może powinnam częściej interesować się tym, co pokazują nasze muzea i galerie.
UsuńHej, bardzo ciekawy pomysł na cykl wpisów. Bardzo mało się spotyka wpisów polecających książki o sztuce, malarstwie albo ja na nie nie trafiam;) Bardzo lubię czytać biografie malarzy, ogólnie artystów, dlatego dziękuję za podpowiedz. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo właśnie tak pomyślałam, że może ten wpis zainspiruje jeszcze kogoś do polecania książek o malarstwie czy sztuce w ogóle :). Chętnie poczytam u Ciebie o takich pozycjach. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńBardzo lubię biografie, też czytałam "Toulouse-Lautrec"
OdpowiedzUsuńŚwietny pomysł na posty. W świecie wirtualnym jest sporo blogów polecających ciekawe pozycje książkowe.
Widzę, że mamy podobnych ulubieńców: Modigliani, Toulouse-Lautrec, Cézanne, Degas...
Serdecznie pozdrawiam:)
Cieszę się, że trafiłam w Twoje zainteresowania :). Mam w najbliższych planach biografie między innymi Modiglianiego i Degasa, chętnie napiszę o nich za jakiś czas. Teraz zaczęłam czytać o Wyspiańskim, ale trafiła mi w ręce książka "Moulin Rouge" o Lautrecu, więc na razie skupiłam się na tym, żeby porównać sobie tę pozycję z jego biografią autorstwa Julii Frey, o której napisałam w tym poście.
UsuńBardzo ciekawa pozycja :)
OdpowiedzUsuńhttp://przystanek-klodzko.pl
Bardzo! Polecam :)))
Usuń