sobota, 16 września 2023

Spadająca kropla i rogalik.

Na początek informacja dla uważnych i dociekliwych Czytelników, bo może tacy tutaj są ;) - poprzedni post usunęłam, ponieważ stał się niemal w całości nieaktualny. Pokazałam w nim moje obrazki przeznaczone do sprzedaży, no i na kilka z nich znaleźli się chętni, na dwa inne urodził się nagle pomysł na zagospodarowanie we własnym rodzinnym zakresie, a pozostałe po prostu zamierzam przygotować (oprawić) i wystawić w sklepie internetowym z rękodziełem. Jak już to nastąpi, to oczywiście nie omieszkam powiadomić o tym fakcie na blogu :). Trochę z tym zejdzie, bo mam jeszcze do przekopania i selekcji sporą górkę rysunków i akwarelek... 

Cieszę się w każdym razie, że odważyłam się na taki eksperyment i zachęcam do tego samego wszystkie osoby, które coś tworzą. Szkoda by było, żeby kurzyły się w kącie piękne rzeczy. Często jest tak, że artysta czy rękodzielnik sam siebie nie docenia, nie jest zadowolony ze swoich dzieł, a tymczasem inni marzą, żeby takie cudne przedmioty posiąść i chętnie przeznaczą na to konkretne kwoty. Sama czasem oglądam na blogach ładne i nietuzinkowe rzeczy, ale jak nie widzę przy tym oferty sprzedaży i jasno określonej ceny, to nie odważam się pisać i dopytywać, czy to można kupić, a zwłaszcza - za ile, bo to w ogóle delikatny temat.

A teraz czas na różności, które się ostatnio wydarzyły.




Taka oto fascynująca książka trafiła w moje ręce:

  • ERIC VUILLARD - "Porządek dnia". 
  • Wydawnictwo Literackie, Kraków 2022r, 148 str., okładka twarda. Literacka Nagroda Goncourtów w 2017r.

Sama okładka z pewnością wiele mówi o zawartości, a treść nieodzownie przywołuje na myśl inną książkę, o której niedawno tutaj opowiadałam - "Niemieckie życie" Brunhilde Pomsel i Thore D. Hansen.

Z noty wydawniczej: 

"Literacki zapis kilku kluczowych spotkań, które otworzyły Hitlerowi drogę do rozpętania globalnego konfliktu. Poruszające studium ludzkiej zachłanności i fiaska polityki ustępstw. Zapadająca głęboko w pamięć i jakże aktualna przestroga, że lekceważone zło rośnie w siłę, by stać się niemożliwym do okiełznania monstrum". Dodajmy - przestroga szczególnie aktualna w kontekście niedawnej napaści Rosji na Ukrainę.

Cytat z książki: "Nigdy nie wpadamy dwa razy w tę samą przepaść. Zawsze jednak wpadamy w ten sam sposób, komiczny, a zarazem przerażający".

I jeszcze z portalu "Lubimy czytać" (tam można też przeczytać wiele opinii czytelników):

"Uhonorowana Nagrodą Goncourtów i wydana w niemal 40 krajach powieść o tym, jak rodziło się zło.



Żyjemy, prowadzimy interesy, podejmujemy słuszne w naszym mniemaniu decyzje. I nagle odkrywamy, że znajdujemy się w samym środku piekła, które sami pomogliśmy rozpętać. Jak to się dzieje?!



Eric Vuillard w uhonorowanej Nagrodą Goncourtów powieści przygląda się wydarzeniom, które doprowadziły Hitlera na polityczny szczyt, a w efekcie wywołały najtragiczniejszy konflikt zbrojny w dziejach ludzkości. Każdy z szesnastu rozdziałów jest perełką literacką. Vuillard posiada umiejętność wnikania w umysły nie tylko postaci historycznych i fikcyjnych, ale również w umysły czytelników. Mimo niewielkiej objętości, płynie z tej opowieści niesamowita moc. Porządek dnia nie daje się zapomnieć."


mała próbka stylu

 

Trudno jednoznacznie sklasyfikować tę pozycję, bo jest to książka niezwykła. Zaliczona do gatunku: powieść historyczna - z jednej strony zaskakuje drobiazgowością opisywanych zdarzeń, z drugiej - muska jedynie powierzchnię, nie zagłębiając się w kontynuację, nie trzyma się chronologii, pomija wiele pobocznych wątków, nie analizuje i nie opisuje tego, co w zasadzie jest powszechnie znane. Ale pokazuje z przeraźliwą jaskrawością momenty, które były istotnym, choć pomijanym w podręcznikach historii, zapalnikiem światowego armageddonu.

Urzekający jest język literacki, jakim posługuje się Vuillard. Podobno jest to dość powszechna w literaturze francuskiej stylistyka, u nas jednak chyba rzadko spotyka się tak napisane książki. To niemal poetycka forma prozy - czytając ma się wrażenie oglądania obrazu, a może nawet filmu w zwolnionym tempie. Kojarzycie filmiki z kroplą spadającą przez długie sekundy, kiedy spokojnie delektujemy się widokiem zmieniającej się formy kuli, która przybiera wydłużony kształt, w końcu powoli opada na powierzchnię, tworząc fantastyczne, nieprzewidywalne dla obserwatora rozbryzgi, miliardy rozpryskujących się wokół mikro-kropelek, które opadają, pozostawiając wilgotną plamę dookoła miejsca upadku...? Tak jak ogląda się taki filmik, tak czyta się tę niemal dokumentalną powieść.




Czytając książki nie gonię jedynie za akcją, ale szukam przyjemności w obcowaniu z możliwie najwyższej klasy stylem literackim, piękną formą wypowiedzi, zgrabnym i eleganckim językiem. Ta książka, a właściwie - książeczka, bo ma tylko 148 niewielkich rozmiarowo stron, jest takim właśnie cackiem literackim, pomimo ciężkiej wagi tematu, z którym się mierzy, a przecież jednocześnie - mocno porusza sumienie uważnego czytelnika. Polecam.



  • ROGALIK.

No nie, nie chodzi o pieczenie ciasta :). Rogalik to specyficzny kształt chusty dzierganej na drutach. Sto lat nie miałam drutów w rękach, a przecież były czasy, kiedy dziergałam wręcz nałogowo! No i całkiem niedawno doznałam nagłej dziewiarskiej inspiracji pod wpływem wpisu Bokasi (tutaj), w którym zaprezentowała taką właśnie chustę i dorzuciła skrótowy przepis na rogala. A ja akurat miałam zachomikowany spory motek włóczki, zakupiony wieki temu, bo potrzebny był kawalątek, a na resztę jakoś wciąż nie miałam pomysłu. 




Włóczka to Angora Gold Star (mieszanka akrylu, wełny, moheru i poliestru, plus malusieńkie cekinki o diamentowym blasku. Mimo skomplikowanego składu włóczka jest delikatna i milutka w dotyku, co dla takiego jak ja wrażliwca ma kolosalne znaczenie :). Przez pewien czas chodziła za mną myśl, żeby zrobić z niej czapkę, ale jakoś ten pomysł mnie nie porwał. Włóczka sama w sobie jest bardzo dekoracyjna, więc nie mogło to być nic wymyślnego jeśli chodzi o wzór, swetra świecącego cekinami raczej nie chciałabym nosić, zresztą w grę wchodziło tylko wrobienie kawałka, bo wiadomo, że bazą musiałaby być większa ilość innej wełenki... Nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. No i jak zobaczyłam nieskomplikowaną, a wielce urodną, chustę Bokasi, nagle mnie olśniło, że właśnie taka jasno-śmietankowa chusta z cekinkami, skrzącymi się jak diamentowe iskierki na śniegu, mogłaby być fajnym dodatkiem do zimowego, czarnego albo camelowego, wełnianego płaszczyka. Tego samego wieczoru wrzuciłam włóczkę na drutki i proszę, oto moja śniegowa chusta-rogalik, a szczerze mówiąc, to taki mini-rogalik, w dodatku nie był solidnie zblokowany, bo koty nie pozwoliły, więc widać, że nie jest ładnie rozciągnięty. To znaczy widzą to zapewne tylko dziewiarki, ale się tłumaczę, bo dziewczyny drutowo uzdolnione też tu czasem zaglądają. A  tutaj właśnie widać ten kształt, który z większej ilości włóczki byłby bardziej, że tak to określę, spektakularny i rogalowaty ;)



Tyle jej jest, na ile wystarczyło włóczki (około 400m w motku 100g), nie jest to więc gigant, raczej połowa standardowej chusty, ale dla mnie w sumie rozmiar całkiem spoko, na opatulenie szyi wystarczy :). Taki był plan, żeby to było coś spełniającego funkcję szalika, ale o nieco innym, bardziej trójkątnym kształcie, bo dobrze się wtedy układa. Fajnie się ją robiło, wzór najprostszy z możliwych, ocean prawych oczek, można myśli zająć czymś innym, albo oglądać równolegle film. Na pewno jeszcze coś rogalikowego wkrótce powstanie, z tym że albo z 2-3 kolorów, albo z ażurem w końcowej partii, no i tym razem z bardziej konkretnej ilości włóczki. Aha, no i po raz pierwszy zaryzykowałam zakończenie robótki i-cordem, co kiedyś wydawało mi się karkołomną operacją, a okazało się bajecznie łatwe, o ja głupia blondynka, ileż to razy już w życiu mogła mi się ta umiejętność przydać! 

Zbliżenia na cekinki:




Jak widać, przerabiałam luźno, po pierwsze primo - żeby z niewielkiej ilości włóczki uzyskać w miarę porządną wielkość tego zamotka, a po drugie primo - żeby było miękkie i lejące, takie chmurkowate :).

Mam też pomysł na inny udzierg, będzie to znana dziewiarkom chusta Echo Flowers z wełenki Lace Dropsa, czyli, jak to napisała kiedyś Czajka, " wonderful mix, jak ogólnie wiadomo" :). Co prawda alpaka mnie trochę gryzie, więc może jednak wybiorę merynosa. Raz już kiedyś popełniłam taką chustę, ale była to moja pierwsza chusta ażurowa i udało mi się zrobić w niej tyle błędów, które ujawniły się dopiero po ukończeniu i zblokowaniu, że nosiłam ją jako mocno zamotany szalik, żeby tych baboli nie było widać. Niezorientowani pewnie by i tak nie zwrócili na to uwagi, ale mimo to drażniło mnie to niesłychanie. Po latach intensywnego użytkowania szczęśliwie uległa już mocnemu zmechaceniu i sfilcowaniu, więc nadszedł czas na nową. Bez baboli, mam nadzieję ;).



  • JEDZIEMY DO WÓD!

Od kiedy dzieci wyrosły i nie musimy brać urlopu w czasie wakacji szkolnych, jeździmy na wywczas wiosną lub jesienią, a bywa, że i w zimie. Tym razem wybieramy się do wód, jak to drzewiej mawiano, czyli konkretnie jedziemy na Węgry, żeby moczyć się w wodach termalnych. Naszym celem jest Hévíz , bo z węgierskich miejscowości, w których już byliśmy, Hévíz podoba nam się najbardziej, no i od nas jest położone bliżej, niż na przykład osławione Hajdúszoboszló. Zresztą jeździmy w tamte strony średnio co pół roku, raz bliżej granicy austriackiej (BükHévíz), raz daleko na wschód (Hajdúszoboszló). W każdym z tych kurortów wody termalne mają nieco inny skład, więc pomagają na innego rodzaju schorzenia. Mój mąż jeździ tam głównie w celach leczniczych, ja bardziej towarzysko i relaksacyjnie, czasem jesteśmy sami, częściej ze znajomymi, niekiedy mąż jedzie beze mnie, a za to z kolegą też potrzebującym termalnej rehabilitacji. Niby nic fascynującego się tam nie dzieje, większość czasu spędzamy na termach, trochę spacerujemy, leżakujemy, objadamy się pysznym jedzonkiem. Ale taki totalny relaks i nicnierobienie raz do roku przez tydzień każdemu dobrze robi :). Miasteczko Hévíz zwiedziliśmy podczas poprzedniego pobytu, tym razem w planie mamy dodatkowo wizytę w pobliskiej winnicy i degustację win. Do Budapesztu jest stamtąd 200 km, więc być może przy okazji zahaczymy też o to piękne miasto. Relacji na moim blogu nie należy się jednak spodziewać, bo, jak wiecie, marny ze mnie fotoreporter :).




Tutaj dla zainteresowanych garść ciekawostek o termalnym jeziorze w Hévíz, największym w Europie i poniekąd na świecie (podobne jest w Nowej Zelandii, ale jest zbyt gorące do bezpośredniego użytkowania):

https://www.heviz.hu/pl/heviz/jezioro-w-heviz/ciekawostki-o-jeziorze-termalnym-w-heviz

ilustracja z podlinkowanej wyżej strony


A tu jeszcze dość szczegółowa relacja, może kogoś zaciekawi:

https://warsztatpodrozy.com/2020/12/11/heviz-termalne-jezioro-do-plywania/

Oczywiście w większych hotelach są także baseny z wodą termalną, a oprócz tego parki wodne i baseny do pływania, bogata baza rehabilitacyjno-lecznicza wraz z całą infrastrukturą towarzyszącą. No i wszędzie mnóstwo knajpek ze świetnym i na nasze kieszenie stosunkowo niedrogim jedzeniem. Bez problemu można się porozumieć oczywiście po angielsku, bliżej granicy austriackiej także po niemiecku, czasem po rosyjsku, bo na Węgry przyjeżdża dużo Rosjan, a w Hajdúszoboszló w wielu miejscach dogadamy się też po polsku, bo jest to uzdrowisko popularne wśród naszych rodaków.

Do miłego!

*****



43 komentarze:

  1. Małgosiu, nie wiem od czego zacząć. Najpierw gratulacje! Ja wiedziałam, że Twoje prace rozejdą się jak maślane bułeczki - szybciutko. Są piękne i bardzo, bardzo profesjonalne. Widać w nich rękę artysty. GRATULUJĘ! Wstawiaj śmiało następne do galerii internetowych. Sama często tam buszuję.
    Tak tez miałam zaczać ten komentarz - To Ty dziergasz? Zdolniacha! Cudna ta chusta. Mam jedna w podobnym kształcie - cudnie jesienną, bo rudo-brązową i już nie mogę się doczekać na otulanie nią. Moje chusty (mam kilka) robiła przyjaciółka - tez zdolniacha jak Ty. Jedną, Justynka-Wielkie Małe Pasje. Ta Twoja Małgosiu, oprócz tego, że jest cudnie chmurkowa, jeszcze się iskrzy:))) Sama takie iskierki staram się przemycać do stroju, bo też lubię bardzo:)
    Ksiażka - gdy spojrzałam na okładkę -brrr. Po opisie - muuusze jej poszukać i przeczytać. dziękuje za polecajkę:)
    Wstaw czasami zdjęcie Dżemika. Jak ja kocham owczarki! Mój grzecznieje z każdym dniem. Zjadł co prawda ostatnio siodełko rowerowe bratanicy, ale samo sie o to prosiło, bo rower leżał zamiast stać:)
    Piłka jeszcze piszczy:)))
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałam dodac - miłego odpoczynku! Fajne miejsce wybraliście:)

      Usuń
    2. Czy ja dziergam? No... ostatnio to faktycznie niewiele, ale od liceum miałam "drutowego" bzika, w zasadzie przez długie lata prawie nie rozstawałam się z drutami, dziergałam nawet w czasie wykładów na studiach :) - razem z podobnie uzależnioną koleżanką. Jakieś 10 lat temu miałam blog, na którym najwięcej było o dzierganiu właśnie. Ja w ogóle jestem, jak to się mówi - manualna :). Więc oprócz tego haftuję, a w każdym razie przez dobrych parę lat sporo haftowałam, no i w ogóle lubię wszelką twórczość rękodzielniczo-plastyczną. Może kiedyś te hafty pokażę... Aha, uszyć prawie wszystko też potrafię :). Może nie jestem w tym mistrzynią, ale na własne potrzeby wystarczy.
      Masz rację, za mało pokazuję tutaj Dżemika, muszę to nadrobić i kocią bandę zresztą też trzeba obfocić .
      Piłki (te same, wiadomo - ulubione!) zamawiam właśnie po raz chyba już trzeci, bo po ostatniej zostały tylko wspomnienia. Czasem kupuję inne zabawki, ale nie mają takiego powodzenia jak te sławetne piłki. Kiedyś kupiłam taką różową świnkę, która nie piszczała, tylko chrumkała. Dżemik przez pewien czas jej się bał! Ale jak się zorientował, że ona mu krzywdy nie zrobi, to najpierw się nią delikatnie bawił, ale w końcu też pogryzł ją na drobne strzępki. No, w każdym razie - przez jakiś czas miał zajęcie :).

      Usuń
  2. Mam dziś szalony dzień, nie mogę się skupić, ale chcę skomentować, zanim mi ucieknie post, A propos wycen dzieł - ja właśnie nigdy nie podaję cen swoich sTworów, ale piszę, że na sprzedaż coś jest (jeśli jest na sprzedaż). Nie podaję, bo obawiam się, że zaraz się zrobi gównoburza, że "ale drogo" ;))
    Książką bardzo mnie zaciekawiłaś, bo bardzo mnie ta tematyka interesuje.

    Chusta super. Nigdy nie robiłam z cekinowej włóczki, bo raczej nie lubię ozdób tego typu, ale tu jest tak dyskretnie :) I-cord jest banalnie prosty, zwłaszcza teraz, w czasach, kiedy wszystkiego można się nauczyć z netu ;)

    No i życzę mega udanego pobytu u wód! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale rozumiem Twoje podejście do podawania cen, wiele razy widziałam takie idiotyczne dyskusje pod postami z wycenionymi pracami. Ale jako kupująca wolę jednak mieć od razu widoczną cenę, dlatego pomyślałam - a co tam, zaryzykuję, jak się komuś nie podoba, to jego problem, tłumaczyć się nie zamierzam. Ja sama nie komentuję wysokości cen, bo znam temat niejako od zaplecza, wiem jak różne są motywy i koszty po stronie twórcy :). Najwyżej się zdziwię, ale zachowuję to dla siebie, a kupować przecież nikt nie musi.
      Jeśli temat książki Cię interesuje, to polecam też gorąco tę, o której tutaj w poście wspomniałam, a więcej pisałam o niej wcześniej - "Niemieckie życie".
      No właśnie teraz już wiem, że i-cord jest prosty i łatwy, chyba wcześniej trafiłam na jakiś niezbyt udany opis i to mnie odstraszyło, a później nie próbowałam. Teraz nie miałam innego pomysłu na zakończenie, poszperałam w necie i jak zobaczyłam, to aż mnie zamroczyło, że w takiej niewiedzy żyłam :))).
      Dzięki za życzenia, pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  3. Małgosiu, należało się spodziewać, że Twoje prace tak szybko znajdą nowych nabywców i rozejdą się jak świeże bułeczki. Jeśli Ci teraz napiszę, że zawsze się nimi zachwycałam, to pewnie w to nie uwierzysz, ale to sama prawda :) Chusta jak dla mnie jest świetna, bajkowa, a ta niewielka nutka iskrzenia tylko dodaje jej takiego smaczku... bardzo mi się podoba. Ja też kiedyś dziergałam, nawet jak wychodziłam ze swoją córcią ze szpitala po urodzeniu jej (ponad 40 lat temu), to zrobiłam taki śliczny biało-czerwony komplecik do ubrania dzidziusia: kaftanik, spodenki i czapeczkę. Pani położne, które ubierały moją córcię, nie mogły się nadziwić jakie to były piękności wydziergane. Ale jakoś potem odeszłam od tego... może czas wielki by odnowić to hobby? O książce się nie wypowiem, chyba nie moje klimaty, ale chcę Ci życzyć wspaniałego wypoczynku i miłego spędzenia czasu. Fotorelacja jednak by się potem przydała :) Uściski dla Ciebie i serdeczności przesyłam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za życzenia :). Fotorelacji nie obiecuję, ja zwykle po prostu nie pamiętam o robieniu zdjęć, nie mam takiego nawyku. A jak już coś sfotografuję, to połowa z tego nie nadaje się do publikacji, w tej dziedzinie talentu mi zupełnie zabrakło. No, zobaczymy zresztą...
      40 lat temu to były inne realia, umiałyśmy dziergać i szyć, bo w sklepach ciężko było kupić cokolwiek sensownego, więc dziewczyny same coś tworzyły, żeby się ładnie ubrać, żeby dzieci miały fajne ubranka. Dzisiaj jest taki zalew taniej odzieży, że nawet niezamożne osoby wolą coś kupić gotowego, niż samemu coś uszyć czy wydziergać.
      Ja miałam w zasadzie już chyba kilka lat przerwy w robieniu na drutach, ale... zatęskniłam :))) - i teraz pewnie znowu będzie faza na dzierganie! Już przeglądałam pasmanterie internetowe w poszukiwaniu ładnych wełenek :).
      Pozdrawiam Cię serdecznie, Iwonko!

      Usuń
  4. Bardzo ładnie prezentuje się chusta :)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. No i od czego zacząć? Ok, od początku. Książka. Uwielbiam piękny język w książkach! I pewnie on [język] łagodzi nieco trudną treść tejże.
    Rożek/chusta- podziwiam! Jest piękny i bardzo pięknie wykonany. Zachwyca mnie wykończenie i całość oczywiście. Zdolniacha z Ciebie Małgosiu w każdym calu!
    Sprzedaż - dziękuję, że to zapoczątkowałaś. Przełamałaś opór, a rezultat był super zadowalający.
    Wyjazd- świetne miejsce, na pewno przyniesie same super wrażenia i profilaktykę zdrowotną czego szczerze życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i życzenia, Polu :). Na węgierskie termy jeżdżę co prawda bardziej towarzysko, niż w celach leczniczych, ale widzę wspaniałe rezultaty tego wodolecznictwa u męża, więc może na mnie to też jakoś działa... profilaktycznie? Ale sam wypoczynek też jest ważny, wiec mam nadzieję, że naładuję akumulatory :).
      Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie!

      Usuń
  6. Bardzo ładna chusta. Hévíz mnie zaciekawiło! Muszę poczytać więcej o tym miejscu. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Hévíz przypomina trochę nasze uzdrowiska w Karkonoszach, do spacerów trzeba mieć kondycję, bo ciągle z górki albo pod górkę, często z uliczki na uliczkę przechodzi się po schodach.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  7. Rogalik mnie zaintrygował, świetny jest.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ooo zaskoczyłaś mnie , że dziergasz .Chusta cudna , częściej sięgaj po druty. Fajnie , że obrazy mają wzięcie i nie jest w tym nic dziwnego , bo są piękne. Pozdrawiam serdecznie 🌺🌺🌺🌺

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostatnio mało dziergam, ale dawniej nie rozstawałam się z drutami :). Dziękuję za miłe słowa, Marysiu! Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  9. Nie dziwi mnie wcale, że większość Twoich prac znalazła już właścicieli... pięknie malujesz... ale także pięknie dziergasz i na dodatek piszesz wspaniałe recenzje... za książką na pewno będę się rozglądać, zachęciłaś mnie do jej przeczytania:) Życzę udanego urlopu i pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi bardzo :))). Dziękuję :). Książka jest bardzo wartościową pozycją, w zasadzie każdy powinien ją przeczytać, bo porusza kwestie, o których wszyscy powinni myśleć i pamiętać.
      Dziękuję za życzenia, urlop na pewno się przyda, to miejsce bardzo lubię, pora roku też moja ulubiona - mam nadzieję, że będzie super! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  10. Świetnie że robicie sobie takie wypady do wód , jak niegdysiejsza arystokracja :D Bawcie się dobrze i odpoczywajcie , co kto woli ;-))) Chusta przepiękna i taka minimalistyczna jak lubię :-) Co do obrazów , to mnie nie dziwi że poszły i nie zdziwi że inne też szybko znajdą właściciela :D Pozdrawiam ciepło !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha! no tak, od razu poczułam się jak arystokratka :))). Dziękuję za komplementy pod adresem moich wytworków :). Miło się czyta takie sympatyczne komentarze, aż chce się coś nowego tworzyć! Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  11. Przegapiłam ten usunięty post, więc nie miałam możliwości przymierzyć się do zakupu którejś z twoich prac. Masz rację, jak nie ma ceny to jakoś głupio się wyrywać z ofertą, bo może to się okazać ... niewypałem, nietaktem. No ale jeśli planujesz wystawienie prac w sklepiku internetowym z podaniem ceny do licytacji, czy ceny sprzedaży to może mi się uda coś nabyć. Książka którą prezentujesz bardzo mnie zaciekawiła. Jej aktualność zwłaszcza dziś (choć aktualna jest zawsze, ale dziś jakby bardziej jest to namacalne, bo jest tak blisko nas) budzi zainteresowanie tematem, jak to możliwe, że zło się rozrastało i rozrastało, aż osiągnęło taki rozmiar, iż trudno było je zatrzymać. I dziś się zastanawiamy, czy na pewno zrobiono wszystko, co możliwe i co konieczne dla zachowania bezpieczeństwa, pewnie można było więcej. Czas pokaże i oby podjęte środki nie okazały się... Ale nie będę się tu wdawać w takie ciężkie tematy. Na temat rękodzieła się nie wypowiem, bo mam dwie lewe ręce do tego. Zrobiłam w swym życiu kilka swetrów, kilka szalików, ale nosiłam je niechętnie, wolałam kupne, a to o czymś świadczy w zakresie moich umiejętności, albo samooceny. Miłego pobytu w Heviz. Bardzo dobrze wspominam wypad do wód w połowie lat osiemdziesiątych. Moczenie się w ciepłych źródłach, dobre jedzenie (pikantne), wieczorne potańcówki i wycieczki w okolicę, zwłaszcza wystawę rysunków Goyi w pobliskiej Tapolzy i zwiedzanie muzeum maszyn rolniczych. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wróciłam i nadrabiam zaległości blogowe :). W Heviz byłam po raz drugi, ale wiele razy odwiedzałam inne ośrodki termalne na Węgrzech i z tego ostatniego pobytu wrażania mam... mieszane. Miasteczko ładne, zwłaszcza w otoczeniu jeziora - ciekawy park z budynkami pamiętającymi cesarza. Ale hotel, ten sam, w którym byliśmy poprzednio, nieco obniżył loty i zwłaszcza jedzenie nie było tak zachwycające jak poprzednio. A jak się spędza cały dzień na moczeniu w wodzie, odpoczynku w pokoju, spacerach i jedzeniu, to ten ostatni punkt ma istotne znaczenie. No ale dla nas najważniejsze są jednak są walory zdrowotne wód wapienno-siarkowych, dla mojego męża wyraźnie odczuwalne, dla mnie - mam nadzieję - profilaktyczne, choćby w zakresie osteoporozy :).

      Usuń
  12. Jak weszłam tu do Ciebie od razu zaczęłam zastawiać się gdzie się podział ten post z obrazami?... ale wszystko wyjaśniłaś :) super, ze każda praca znalazła nowy dom lub nowe zastosowanie:)
    Chusta-rogalik jest obłędna:) te cekini dodają smaczku. podziwiam! Dla mnie dzierganie to czarna magia!;);)
    Fantastycznie, że możesz spędzić czas w takim miejscu, wymoczyć sie w ciepłej wodzie :) poza sezonem chyba jest najfajniej. Budapeszt polecam - kiedyś byłam tam i bardzo mi się podobało.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Budapeszt miałam okazję poznać wcześniej, tym razem zabrakło nam... czasu? - chyba raczej motywacji :). Poznaliśmy za to nieco lepiej samo Heviz i okolice.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  13. To aż szkoda, że Eric Vuillard wziął się za temat tak poważny i smutny, jakby tym pięknym językiem opisał jakąś historię miłosną albo podróże, to dopiero byłaby lektura! *^O^*~~~ Ale oczywiście o takich rzeczach też trzeba pisać, żebyśmy nigdy o tym nie zapomnieli, bo historia lubi się powtarzać niestety...
    Chusta z cekinami to świetny element dekoracyjny, niby gładka jednokolorowa, a tu migają światełka, super!
    Wyjazdu zazdroszczę i życzę porządnego wypoczynku!!! Jezioro, las i dobre jedzenie, i to jeszcze po sezonie, czyli bez tłumów ludzi, świetna sprawa! *^v^*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja myślę, że to wspaniałe połączenie pięknego języka i takiego nieco odrealnionego spojrzenia z boku na trudny temat wypadło doskonale, natomiast obawiam się, że napisana w ten sposób jakaś romansowa historia byłaby nieco mdła. Inna rzecz, że w ogóle rzadko spotykam we współczesnej literaturze tak staranny i elegancki sposób wypowiedzi.
      Pobyt był przyjemny, piękne okoliczności przyrody, pogoda dopisała, prozdrowotne zalety wielogodzinnego przesiadywania w ciepłych leczniczych wodach, no i brak hałaśliwych wczasowiczów - to niewątpliwe zalety tego urlopu :). Z jedzeniem hotelowym było nieco gorzej niż zwykle (mniejszy wybór, mało ryb, które lubię itp), ale może trochę się rozbestwiliśmy kulinarnie przy wcześniejszych pobytach, więc teraz jedną gwiazdkę odjęliśmy w ocenie, generalnie jednak było ok. Akumulatory w każdym razie naładowane :).

      Usuń
  14. Piękna ta chusta! Może i ja odważę się w końcu wziąć druty do ręki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Dawniej prawie nie rozstawałam się z drutami, a teraz - po dłuższej przerwie w dzierganiu - znowu mam wielką ochotę na tworzenie swetrów, sweterków, szalików i innych rzeczy z pięknych włóczek :).

      Usuń
  15. Ja wpadłam w klimaty grozy jeśli chodzi o książki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja ten etap mam za sobą :))) - teraz szukam mniej emocjonującej lektury :).

      Usuń
    2. Żywiołaki się bardzo powolutku rozwijają, ale na przerwę coś bardziej obyczajowego pewnie wezmę ;D

      Usuń
    3. Ja też zatęskniłam za jakąś dobrą powieścią obyczajową. A pora roku sprzyja czytelnictwu, więc nagromadziłam już spory stosik książek do czytania w długie jesienne wieczory :).

      Usuń
  16. Witaj, piękny blog. Będę zaglądać :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zazdroszczę tych wód:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :)))) Fajnie było, no i zdrowo :). Węgry dla nas nie są drogie, szczególnie poza tzw. wysokim sezonem, a ofert jest dużo, warto skorzystać.

      Usuń
  18. Małgosiu, tak pięknie opisałaś tę książkę, że naprawdę zachęciłaś mnie do poszukania i zapoznania się z nią . Bardzo się cieszę że Twoje prace znalazły nabywców, to bardzo budujące dla każdego twórcy.
    Rogalik wyszedł przepięknie, wyobrażam sobie, jak skrzą się te drobniutkie świecidełka. Przez wiele lat bardzo dużo robiłam na drutach, w dawnych czasach kiedy brakowało ubrań dla dzieci, a i teraz czasami sięgam po druty, bo przy nich jesienny czas szybciej mija.
    Moc serdeczności przesyłam.:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, Celu, za przemiły i budujący komentarz :). Jeśli chodzi o druty, to tak jak piszesz - dawniej żeby mieć fajny ciuch dla siebie albo dla dzieci, to trzeba było samemu sobie zrobić czy uszyć... ale dla mnie to było także miłe hobby :). Ostatnio miałam dłuższą przerwę w dzierganiu, a ta mała rogalikowa robótka przypomniała mi, jakie to fajne zajecie na długie jesienne wieczory.
      Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  19. Piękny ten rogalik i te dodane cekinki to wisienka na torcie. Wspaniałe miejsce odwiedziłaś. Pozdrawiam :-).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :). A miejsce rzeczywiście świetne, urlop udany! Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  20. I mnie ten rogalik zaintrygował, ale już wiem o co w nim chodzi

    OdpowiedzUsuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).