Tym razem to chyba odjechałam dość daleko - zarówno od oczywistych skojarzeń z miastem Kalisz, jak i od stylu Zentangle.
Ale ja to wszystko zaraz Wam wytłumaczę... :)
Kalisz...hmmm... no co ja właściwie wiem o tym mieście?
Tak sobie rozmyślałam, patrząc na kolejne zadanie w wyzwaniu rysunkowym POLSKIE MIASTA W ZENTANGLE. Nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy, oczywiście poza fabryką pianin i fortepianów, ale może o czymś istotnym jeszcze nie wiem...?
Coś mi tam majaczyło, że Kalisz jest jednym z najstarszych miast w Polsce, że miał duże znaczenie polityczne, gospodarcze, religijne i kulturalne przez wiele wieków... takie tam, wiecie, szkolno-podręcznikowe oczywistości, bez wyraźnych i ekscytujących symboli godnych uwiecznienia w zentanglowym obrazku ;).
Z historii najnowszej, to wiadomo - wspomniane fortepiany "Calisia"... Chociaż, jak się okazało, moje wiadomości były nieco przeterminowane i w sumie dobrze, że się tym zainteresowałam, bo mało brakowało, a rysowałabym "w ciemno" fortepian...
Wikipedia podaje informacje o kaliskiej Fabryce Fortepianów i Pianin istniejącej od roku 1878 (jako Fabryka Fortepianów i Pianin Arnold Fibiger), znacjonalizowanej oczywiście tuż po II wojnie światowej, aż do 2007, kiedy to - po doprowadzeniu do upadku przez państwową Unitrę - zakład został sprzedany prywatnej spółce polsko-chińskiej. Ta z kolei stopniowo przeniosła produkcję do Chin. Wikipedia: Produkowane przez Calisia International fortepiany i pianina zachowują pełne odwzorowanie tradycji wzornictwa instrumentów Calisia. (polecam lekturę całego artykułu, zwłaszcza o przed- i powojennych, do lat 60-tych, dziejach fabryki).
Zatem "CALISIA" już nie istnieje.
Co ciekawe - i zauważa to wprost autor tekstu w Wikipedii - fabryka przetrwała dwie wojny światowe, w czasach PRLu została nawet rozbudowana, a wykończyła ją dopiero "wolna Polska" końca drugiego tysiąclecia.
Poszukując informacji o dalszych losach "Calisii" trafiłam na dość świeży artykuł z 2019r (link), gdzie z entuzjazmem donoszono, iż budynek fabryki doczekał się wskrzeszenia z popiołów. Kawałek Wam zacytuję (tutaj też polecam lekturę całości, to naprawdę interesująca historia):
Oczywiście artykuł jest reklamą nowego obiektu hotelowo-usługowego "Calisia One", w który łącznie wpompowano ponad 50 milionów złotych, ale co racja to racja.
Trzeba też przyznać, że nowi właściciele obiektu starają się zachować ducha starej fabryki - odrestaurowano pięknie sporą część pomieszczeń, a także jeden z wielkich fortepianów koncertowych z roku 1955, sprowadzony z jednej ze szkół w Grudziądzu, gdzie przez ostatnie lata tylko zawadzał jako bezużyteczny eksponat..., a który stoi obecnie w jednej z sal "Calisia One" i od czasu do czasu można posłuchać granych na nim koncertów. Renowacji instrumentu dokonali panowie Sylwester i Łukasz Kowalczyk:
Wiecie jednak, co mnie w tym wszystkim zastanawia?
Otóż fabrykę wpisano do rejestru zabytków w 1991 roku. Jaka była rola nadzoru konserwatorskiego nad tym zabytkiem w czasie, kiedy na oczach wszystkich rozszabrowywano cały majątek?
To jest temat, z którym wielokrotnie się spotykałam - zabytek wpisany do rejestru, uczciwy człowiek chcąc go wyremontować musi się ścierać z bzdurnymi nieraz wymaganiami konserwatora, ale jak złodzieje rozkradają i niszczą, to konserwator spokojnie się przygląda. Niech mi to ktoś wytłumaczy, bo ja tego polskiego fenomenu nie pojmuję...
W całej tej historii wspaniałej fabryki bardzo mnie poruszył wątek byłego właściciela Gustawa Arnolda Fibigera III (zdaje się wnuka założyciela), który po wojnie - pozbawiony już wszelkich praw majątkowych, nadal poświęcał czas, zdrowie i pieniądze, aby zakład nadal produkował doskonałej jakości fortepiany i pianina. Najpierw kierował fabryką, ale w końcu zepchnięto go do kanciapy, gdzie do końca projektował i pracował nad ukochanymi instrumentami.
Ale wracając do wyzwania rysunkowego...
Z tego wszystkiego nie wynikało więc nic konkretnego, co by można było uznać za nadający się do narysowania symbol miasta - fortepian odpadł w przedbiegach... Potrzebowałam dowiedzieć się czegoś więcej o Kaliszu.
Ale ja to wszystko zaraz Wam wytłumaczę... :)
Kalisz...hmmm... no co ja właściwie wiem o tym mieście?
Tak sobie rozmyślałam, patrząc na kolejne zadanie w wyzwaniu rysunkowym POLSKIE MIASTA W ZENTANGLE. Nic szczególnego nie przychodziło mi do głowy, oczywiście poza fabryką pianin i fortepianów, ale może o czymś istotnym jeszcze nie wiem...?
Coś mi tam majaczyło, że Kalisz jest jednym z najstarszych miast w Polsce, że miał duże znaczenie polityczne, gospodarcze, religijne i kulturalne przez wiele wieków... takie tam, wiecie, szkolno-podręcznikowe oczywistości, bez wyraźnych i ekscytujących symboli godnych uwiecznienia w zentanglowym obrazku ;).
Z historii najnowszej, to wiadomo - wspomniane fortepiany "Calisia"... Chociaż, jak się okazało, moje wiadomości były nieco przeterminowane i w sumie dobrze, że się tym zainteresowałam, bo mało brakowało, a rysowałabym "w ciemno" fortepian...
Wikipedia podaje informacje o kaliskiej Fabryce Fortepianów i Pianin istniejącej od roku 1878 (jako Fabryka Fortepianów i Pianin Arnold Fibiger), znacjonalizowanej oczywiście tuż po II wojnie światowej, aż do 2007, kiedy to - po doprowadzeniu do upadku przez państwową Unitrę - zakład został sprzedany prywatnej spółce polsko-chińskiej. Ta z kolei stopniowo przeniosła produkcję do Chin. Wikipedia: Produkowane przez Calisia International fortepiany i pianina zachowują pełne odwzorowanie tradycji wzornictwa instrumentów Calisia. (polecam lekturę całego artykułu, zwłaszcza o przed- i powojennych, do lat 60-tych, dziejach fabryki).
Zatem "CALISIA" już nie istnieje.
Co ciekawe - i zauważa to wprost autor tekstu w Wikipedii - fabryka przetrwała dwie wojny światowe, w czasach PRLu została nawet rozbudowana, a wykończyła ją dopiero "wolna Polska" końca drugiego tysiąclecia.
Poszukując informacji o dalszych losach "Calisii" trafiłam na dość świeży artykuł z 2019r (link), gdzie z entuzjazmem donoszono, iż budynek fabryki doczekał się wskrzeszenia z popiołów. Kawałek Wam zacytuję (tutaj też polecam lekturę całości, to naprawdę interesująca historia):
Paradoksalnie czasy wolnej Polski, po 1989 roku, to już dla fabryki fortepianów nieuchronna katastrofa, pokaz przerażającej nieudolności i trwonienia ponad stuletniego dorobku tej wyjątkowej firmy. W 2000 roku fabrykę wykupiła Unitra, która siedem lat później doprowadziła do bankructwa i zakończenia produkcji instrumentów muzycznych. Po 134 latach produkcji. Przy całkowitej indolencji władz miejskich budynki rozszabrowano. Mógł do nich wejść każdy, kto chciał, i wynieść, co chciał. Dokumenty z dziesiątków lat działania firmy walały się po podłogach. Na koniec przehandlowano logo firmy. Teraz pod tą markę podszywają się instrumenty robione w Chinach. Miejscy politycy tworzyli kosmiczne plany zagospodarowania fabrycznych ruin tylko na chwilę – przed kolejnymi wyborami. Władze Kalisza w sposób haniebny potraktowały Calisię, ikonę tego miasta. Wydawało się, że już nic nie powstrzyma ostatecznej katastrofy tego wyjątkowego zabytku i wspaniałej pamiątki naszego dziedzictwa.
W 2015 roku stał się cud. W smutną historię zrujnowanego zabytku wkroczył Marek Antczak i jego syn Marcin, przedstawiciele kolejnej rodziny kaliskich przedsiębiorców budowlanych. Firma Antczak za 3 miliony 675 tysięcy złotych zakupiła zrujnowane budynki fabryki fortepianów i w cztery lata zamieniła je w kompleks hotelowy, biurowy i usługowy.
Oczywiście artykuł jest reklamą nowego obiektu hotelowo-usługowego "Calisia One", w który łącznie wpompowano ponad 50 milionów złotych, ale co racja to racja.
Trzeba też przyznać, że nowi właściciele obiektu starają się zachować ducha starej fabryki - odrestaurowano pięknie sporą część pomieszczeń, a także jeden z wielkich fortepianów koncertowych z roku 1955, sprowadzony z jednej ze szkół w Grudziądzu, gdzie przez ostatnie lata tylko zawadzał jako bezużyteczny eksponat..., a który stoi obecnie w jednej z sal "Calisia One" i od czasu do czasu można posłuchać granych na nim koncertów. Renowacji instrumentu dokonali panowie Sylwester i Łukasz Kowalczyk:
Wiecie jednak, co mnie w tym wszystkim zastanawia?
Otóż fabrykę wpisano do rejestru zabytków w 1991 roku. Jaka była rola nadzoru konserwatorskiego nad tym zabytkiem w czasie, kiedy na oczach wszystkich rozszabrowywano cały majątek?
To jest temat, z którym wielokrotnie się spotykałam - zabytek wpisany do rejestru, uczciwy człowiek chcąc go wyremontować musi się ścierać z bzdurnymi nieraz wymaganiami konserwatora, ale jak złodzieje rozkradają i niszczą, to konserwator spokojnie się przygląda. Niech mi to ktoś wytłumaczy, bo ja tego polskiego fenomenu nie pojmuję...
W całej tej historii wspaniałej fabryki bardzo mnie poruszył wątek byłego właściciela Gustawa Arnolda Fibigera III (zdaje się wnuka założyciela), który po wojnie - pozbawiony już wszelkich praw majątkowych, nadal poświęcał czas, zdrowie i pieniądze, aby zakład nadal produkował doskonałej jakości fortepiany i pianina. Najpierw kierował fabryką, ale w końcu zepchnięto go do kanciapy, gdzie do końca projektował i pracował nad ukochanymi instrumentami.
FORTEPIAN FIBIGERA |
Ale wracając do wyzwania rysunkowego...
Z tego wszystkiego nie wynikało więc nic konkretnego, co by można było uznać za nadający się do narysowania symbol miasta - fortepian odpadł w przedbiegach... Potrzebowałam dowiedzieć się czegoś więcej o Kaliszu.
A jak człowiek czegoś nie wie, to co robi? Woła na pomoc Wujka Google. Ale Wikipedia rzuca suche fakty, więc ja wolę zajrzeć na oficjalną stronę miasta, żeby się zorientować czym chcą i mogą się pochwalić szerszej publice kaliszanie.
No więc klikam ja sobie, proszę ja Was, o tutaj - https://www.kalisz.pl/
Chwilkę szperam - i co mi się rzuca w oczy?
Kociarze! uwaga! patrzcie! Toż to przecież kocie domki!
źródło |
Wstawiam tu cały fragment ze strony internetowej Kalisza, bo to szalenie budujące, no i piękny przykład dla innych:
Od razu wyjaśniam, że odkryłam to zaraz na początku rysunkowego wyzwania, czyli prawie trzy tygodnie temu, więc dzisiaj już na pewno kotki te domki dostały!
No więc powiem Wam tak: przy tej akcji dla wolno żyjących kotów, to cała reszta - piękna historia szacownego grodu oraz pianina i fortepiany, mają dla mnie mniejsze znaczenie. Serce mi urosło na widok tych pięknych kocich domków i informacji o armii karmicieli uzbrojonych w fundowaną przez miasto karmę (dwie puszki na głowę to może trochę mało, ale zawsze to jakieś wsparcie)! Postanowiłam więc uczcić Kalisz trochę może nietypowo, bo rysunkiem ze szczęśliwymi kotkami :). A za sprawą tego wyzwania na zawsze pewnie zapamiętam, że Kalisz jest miastem przyjaznym dla kotów!
No więc powiem Wam tak: przy tej akcji dla wolno żyjących kotów, to cała reszta - piękna historia szacownego grodu oraz pianina i fortepiany, mają dla mnie mniejsze znaczenie. Serce mi urosło na widok tych pięknych kocich domków i informacji o armii karmicieli uzbrojonych w fundowaną przez miasto karmę (dwie puszki na głowę to może trochę mało, ale zawsze to jakieś wsparcie)! Postanowiłam więc uczcić Kalisz trochę może nietypowo, bo rysunkiem ze szczęśliwymi kotkami :). A za sprawą tego wyzwania na zawsze pewnie zapamiętam, że Kalisz jest miastem przyjaznym dla kotów!
Rysunek wykonany zgodnie z zasadami Zentangle czarnym cienkopisem, wycieniowany ołówkiem, na kartoniku 9x9cm.
Co do stylu... no nie wiem, czy udało mi się zachować podobieństwo do Zentangle?
Natomiast żeby zrobić jakiś ukłon pod adresem fortepianowej historii miasta - jeden kotek ma ogonek we wzór klawiatury :).
No i wyszło jak to zwykle u mnie - dużo do czytania, mało do oglądania...
Moja Balbinka w każdym razie zaakceptowała kocią gromadkę:
Co do stylu... no nie wiem, czy udało mi się zachować podobieństwo do Zentangle?
Natomiast żeby zrobić jakiś ukłon pod adresem fortepianowej historii miasta - jeden kotek ma ogonek we wzór klawiatury :).
No i wyszło jak to zwykle u mnie - dużo do czytania, mało do oglądania...
Moja Balbinka w każdym razie zaakceptowała kocią gromadkę:
W następnym tygodniu tematem ma być KRAKÓW. No, tutaj to ja skojarzeń mam mnóstwo, bez szperania po internetach, ale gorzej będzie z ich narysowaniem...
*****
Jejku, nie wiedziałam, że historia kaliskiej fabryki fortepianów jest taka smutna... Zaraz poczytam artykuły które zalinkowałaś.
OdpowiedzUsuńA rysunek świetny. Czy w stylu Zentangle to już nie mnie oceniać :)) ale sam rysunek bardzo mi sie podoba. A kotki takie zadowolone i szczęśliwe (pewnie dzieki tym domkom). Balbinka teś śliczna :))
Dziękuję! w imieniu Balbinki także :))). No powiewm szczerze, że gdyby nie ta zabawa rysunkowa, to bym myślała, że jakieś instrumenty się tam ciągle produkuje, bo to była jednak legenda! W sumie to wielki wstyd, że doprowadzono do ruiny taką świetną fabrykę...
UsuńJako miłośniczka kotów wszelkich, kociara od zarania i ta, której koci los nie jest obojętny, z radością przeczytałam, że take rzeczy się dobre dzieją.
OdpowiedzUsuńTaka kcja powinna być nagłaśniana i propagowana, żeby inne miasta wpdły na pomysł wspierania tych cudnych zwierząt, których nie dam rady zabrać do domu...
Małgosiu, poleciłam Twój blog na fejsbukowej grupie Kobiety Blogerki, do której Cię zapraszam przy okazji :)
Ojej, bardzo, bardzo mi miło! Niestety nie mam konta na Fb, więc na razie niestety nie mogę skorzystać z zaproszenia, ale powoli dojrzewam do ruszenia z tym tematem, więc wtedy na pewno będę o tym pamiętać! Co do kotów, to ja też pomyślałam, że warto takie akcje nagłaśniać, dlatego właśnie o tym napisałam i dlatego te kotki znalazły się na moim rysunku :).
UsuńSerdecznie pozdrawiam!
Coś z jednak pozostało w mieszkańcach z zamiłowania do piękna może koty i muzyka patrz "kocia muzyka" to dziwne połączenie ale nie ma bardziej pełnego gracji i "harmonii" stworzenia od kota;) Brawo Kalisz za cudowną akcję. Rysunek bardzo, bardzo:)
OdpowiedzUsuńTraktuję tę "kocią akcję" jako częściową rehabilitację za zdewastowanie wspaniałej fabryki. Widocznie dobrych ludzi tam też nie brakuje :).
UsuńO rety! Nie miałam pojęcia o kotach. :) Jak to fajnie dowiedzieć się czegoś nowego. :) Rysunek fantastyczny, aż z niecierpliwością czekam na kolejne pomysły. A teraz wrzucam wpis na FB.
OdpowiedzUsuńDanusiu, miałaś świetny pomysł z tym wyzwaniem :). Mnóstwo ciekawych rzeczy dowiedziałam się o paru miastach :))).
UsuńFaktycznie smutny koniec wspaniałej fabryki. Przepadła jak wiele polskich firm po prywatyzacji :(
OdpowiedzUsuńTemat koci bardzo przypadł mi do gustu ,a klawisze wkomponowałaś znakomicie :D
Rysunek bardzo mnie rozbawił , jest świetny ! ♥
Też mi chodziło po głowie żeby gdzieś koty wkomponować ;-)))
Koty przecież żyją w mieście, więc w wyzwaniu o miastach wszędzie pasują, zawsze można je gdzieś na rysunku umieścić :).
UsuńO tym właśnie myślałam od początku tej zabawy , ale jakoś nie miałam odwagi ;-) Ale teraz to nie wiem czy nie popłynę ;-)))
UsuńA co tam! Płyń! Będzie ciekawiej :)))
UsuńZapomniałam dodać że już coraz więcej miast robi budki dla kotów i dba jak należy ;-)
OdpowiedzUsuńBardzo mnie to cieszy! Ale jak nadarzyła się okazja, to o tym przypomniałam :).
UsuńKażda okazja do takich wieści jest dobra :-)
UsuńPodoba mi się, bardzo podoba, a klawiaturowy ogon bombowy! :)
OdpowiedzUsuńTaki muzykalny kotek się trafił :)))
UsuńZ ogromnym zainteresowaniem przeczytałam historię kaliskiej fabryki fortepianów i kocią także:) Fajnie połączyłaś je na rysunku. Gratuluje pomysłu. Czekam na następne miasto na kartoniku:)
OdpowiedzUsuńNad następnym dopiero rozmyślam - z Krakowem mam za dużo skojarzeń i pomysłów, a kartonik taki malutki :).
UsuńByłam w Kaliszu kilka lat temu i bardzo mi się to miasto spodobało. To przecież Kaliniec z "Nocy i dni" Marii Dąbrowskiej.
OdpowiedzUsuńSwoje wrażenia z Kalisza umieściłam w książce "Mój kraj nad Wisłą".
Serdecznie Cię pozdrawiam.
Nigdy nie byłam w Kaliszu, więc musiałam trochę poszperać w internecie, ale cieszę się, że przy okazji zabawy rysunkowej tyle się o tym mieście dowiedziałam :). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w tym mieście, choć po Twoim poście, chętnie bym go odwiedziła. Historia o fabryce fortepianów ciekawa, choć bardzo smutna. Mamy a może mieliśmy tyle dóbr, które zostały bezpowrotnie zniszczone, przez niedbalstwo, lenistwo, złe decyzje itp. Kotki wyszły superaśne i nieważne, czy zentanglowe w 100% czy tylko w 99%. Mandale w poprzednim poście przepiękne, każda kolejna piękniejsza od poprzedniej, aż zazdroszczę zacięcia. Pozdrawiam bardzo gorąco:)
OdpowiedzUsuńNo właśnie, potrafimy biadolić, że Niemcy czy Rosjanie coś nam zniszczyli czy ukradli, a nie potrafimy sami zadbać o to, co mamy. Pomijam fakt, że fabryka po wojnie została po prostu zabrana właścicielowi, takie były powojenne zwyczaje, ale później nawet tzw. komuna zadbała o dalszy rozwój świetnie prosperującego zakładu i dopiero w czasach względnego dobrobytu doprowadzono go do ruiny. Bardzo możliwe zresztą, że ktoś celowo doprowadził firmę do upadłości, żeby przejąć część majątku i prawa do znaku. Niestety było mnóstwo takich przypadków.
UsuńDziękuję Ci Wandziu za wszystkie ciepłe słowa :). Pozdrawiam serdecznie!
To przykre ,co przeczytałam o fabryce instrumentów .
OdpowiedzUsuńJak będę w Kaliszu, muszę popatrzeć, czy miasto przyjazne kotom to tylko reklama, czy fakt.
No w sumie to ciekawe "dochodzenie" w sprawie kotów, ale skoro akcja z domkami jest powtarzana, to chyba faktycznie coś jest na rzeczy :)
UsuńBalbinka wygląda na zadowoloną, ale i opiekuńczo nastawioną do gromadki, a może pobawić by się chciała?
OdpowiedzUsuńBalbinka jest trochę autystyczna, nie lubi mocnych wrażeń, więc takie spokojne kotki bardzo jej odpowiadają :).
UsuńEch... no właśnie też nie rozumiem tej relacji między konserwatorem zabytków a potencjalnym nabywcą chcącym dać nowe życie podupadającym ruinom... Widzę, że do wyzwania zabrałaś się bardzo profesjonalnie! Obrazek śliczny!
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Zabawa wciągnęła mnie w poznawanie historii i atrakcji związanych z miastami, a więc jest przyjemne z pożytecznym :). Pozdrawiam serdecznie znad filiżanki herbaty!
UsuńOkazuje się,że Kalisz ma sporo interesujących histori jednak niekoniecznie wesołych:( Kocie domki super sprawa inne miasta moga brac przykład. Twoje koty bardzo mi sie podobają.Spodobało mi się wyzwanie lecę zapytać czy można z takim opóźnieniem sie przyłączyć.Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńO, super! cieszę się, że Cię ta zabawa zainteresowała! Na pewno można się przyłączyć, to nie jest konkurs z nagrodami tylko właśnie zabawa :). Fajnie, że będzie nas więcej! Pozdrawiam gorąco!
UsuńZaskoczyłaś mnie interpretacją tematu :) KOTtangle bardzo mi się podoba :D :D
OdpowiedzUsuńTak jakoś wyszło niespodziewanie - jak się o tych kocich domkach dowiedziałam, to nie mogłam się powstrzymać :))))
UsuńNo widzisz, nie interesujesz się polityką, ale koniec fortepianów i pianin z Calisii to czysta polityka.
OdpowiedzUsuńBezdomne koty są mi bardzo bliskie, bo na naszych działkach żyje ich bardzo dużo i są dokarmiane przez mojego męża, tylko że kupujemy karmę za własne pieniądze.
Rysunek rewelacyjny, a klawiszowy ogon kota bardzo pomysłowy.
Ja chyba nigdy nie powiedziałam, że nie interesuję się polityką, bo tak nie jest, ale nie chcę takich tematów, zwłaszcza cięższego kalibru, poruszać tutaj, na blogu. Poza tym sądzę, że w przypadku Calisii to nie polityka, tylko konkretni ludzie. Jak się złodzieje i kombinatorzy dogadają, to w każdym systemie coś ukradną.
UsuńKoty lekko nie mają, tych wolno żyjących jest mnóstwo, no i faktem jest, że najczęściej dokarmiane są z własnych środków dobrych ludzi. Tym bardziej więc trzeba nagłaśniać takie akcje jak w Kaliszu, bo może więcej samorządów zauważy ten problem.
Dziękuję za miłe słowa, cieszę się, że obrazek Ci się spodobał :).
Teraz obejrzałam Twoje dwa poprzednie rysunki i widzę, ze dzięki temu wyzwaniu poznajesz miasta. Widziałam też, że niedługo będzie miasto, w którym mieszkam, ciekawa jestem, czy pójdziesz po linii najmniejszego oporu i wykorzystasz to, co się nasuwa.
UsuńW komentarzu na moim blogu napisałaś, że nie lubisz polityki.
Od pewnego czasu nie możemy jeździć na działkę, bo w naszym województwie znaleziono chore i padłe dziki i mamy zakaz wstępu do lasu, a nasza działka jest w lesie.
Kiedyś syn przysłał mi zdjęcie z hotelu w Turcji, gdzie był karmnik dla kotów i skarbonka do wrzucania pieniędzy na karmę.
Też kiedyś rysowałam, ale raczej ludzkie twarze.
Aniu, w tej zabawie rysunkowej nie chodzi o oryginalność skojarzeń, tylko o narysowanie ich zgodnie z zasadami Zentangle. To jest główny cel - nauka rysowania w stylu Zentangle. Nie ma więc powodu, żeby nie wykorzystać właśnie tego, co się nasuwa :). Bardzo chętnie pójdę więc po linii najmniejszego oporu, jeśli chodzi o skojarzenia i temat rysunku. W przypadku kotów z Kalisza wyszło tak trochę nietypowo zupełnie przez przypadek.
UsuńA skoro kiedyś rysowałaś, to może spróbujesz się do nas przyłączyć? Ja też różne tematy rysowałam, Zentangle poznałam dopiero niedawno i tak mnie to wciągnęło, że z przyjemnością biorę udział w zabawie. Zapraszam!
cudna historia i kreatywne podejście do tematu, wspaniale i serce rośnie! drugi Stambuł ;) Kalisz to wiekowe miasto, jak kiedyś odwiedziłam je to miałam niestety wrażenie dojmującego smutku przechadzając się po jego uliczkach ale może przez jakieś 10 lat się to zmieniło...
OdpowiedzUsuńNigdy nie byłam w Kaliszu, wiem tylko to, co znalazłam w internecie. Odniosłam wrażenie, że dawniej faktycznie był tam pewien marazm, ale w ostatnich latach wyraźnie coś się dzieje, kaliszanie szukają sposobów na ożywienie i upiększenie miasta. No i bardzo dobrze, trzymam za nich kciuki :).
Usuń
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem pomysłowości i talentu! A ile tu cierpliwości, dokładności i pasji!
Zawsze podziwiałam artystyczne umiejętności i wrażliwość.
Pozdrawiam ciepło i serdecznie w 2020!
Tomaszowa
Bardzo dziękuję za tyle ciepłych słów! Ogromnie mi miło! Takie komentarze są szalenie motywujące, dosłownie dodają skrzydeł :))). Pozdrawiam serdecznie!
UsuńŚwietne są te koty. Nie haftuję kotów, ale Twój rysunek jest doskonałym wzorem do haftu. I tylko czarną nitką:)
OdpowiedzUsuńKiedy uczyłam się gry na pianinie, w domu miałam stary instrument z metalową płytą, a w ognisku muzycznym były "Calisie" (z płytą pewnie drewnianą:). Mój brzmiał mocno, metalicznie, "Calisia" była "głucha". Często miałam, problem, bo to, co grałam w na "Calisii" nie brzmiało tak, jak w domu. Mam wrażenie, że fabryka produkowała pianina w masówce ( wszędzie było pełno tych pianin i były tanie) i były one właśnie takie "głuche", a fortepiany pewnie były wyższej jakości.
Wracając do kotów- akcja godna powielania.
Moi synowie uczyli się grać na pianinie i w domu mieliśmy takie właśnie z metalową płytą, przedwojenne (nie była to Calisia, ale jakaś inna niemiecka firma), więc wiem o czym mówisz :). Jak przychodził do nas stroiciel, to nie mógł się oprzeć i grał nam całe koncerty, żeby mieć przyjemność posłuchania tego brzmienia. Chłopcy grali w czasach szkolnych, potem zajęły ich inne sprawy i pianino w końcu poszło w inne ręce.
UsuńMoje koty - to prawda, takie zentanglowe rysunki nadają się do czarnego haftu :).
Pozdrawiam serdecznie!