Tak naprawdę to nie jestem pewna co to za myszowaty stworek, ale jak go zwał, tak zwał, wygląda uroczo na tej owocowej gałązce :). I to jest kolejne zdjęcie - po futrzastym złodzieju sardynek z tego posta (klik!) i psiaku z tego wpisu (klik!) - które tak mnie ujęło, że znowu MUSIAŁAM! przenieść je kredkami na papier :). Zdjęcie wyszperane na Pintereście, do nazwiska autora nie dotarłam.
Z kredkami to mnie tak naszło niedawno... bo ostatni raz rysowałam nimi... hohoho! - w podstawówce! - a zapewniam Was, że to już prehistoria... Później były "poważniejsze" media - farby i pastele, no i o kredkach w ogóle zapomniałam. Od pewnego czasu jednak trafiałam w internecie na niesamowite dzieła artystów posługujących się właśnie tymi wzgardzonymi przeze mnie niegdyś przyborami... pooglądałam... no i w końcu postanowiłam przeprosić się z kredkami, a w każdym razie - spróbować od nowa :).
Obrazek z myszką narysowałam kredkami Polychromos firmy Faber Castell. Mój zestaw składa się z 36 sztuk, użyłam ponad połowę z posiadanych kolorów. Plus kilka akcentów białego żelopisu :).
Sam rysunek bez passe-partout i ramki jest w rozmiarze A4 (około 20x30cm).
Oprócz wspomnianych Polychromosów mam drugi zestaw kredek - 34 sztuk firmy Mont Marte. Wiele odcieni się nie pokrywa, więc mam w sumie do dyspozycji 70 kolorów, a nawet te podobne z obu zestawów dają inny efekt, o czym kiedyś jeszcze będzie mowa... Łączenie ich jednak w jednym rysunku to operacja dość ryzykowna, o czym wspominałam już we wpisie z pieskiem i motylkiem.
Planuję taki bardziej techniczny post dla zainteresowanych, tam bardziej szczegółowo opowiem o moich doświadczeniach z kredkami tych dwóch firm.
Obrazek z myszką narysowałam kredkami Polychromos firmy Faber Castell. Mój zestaw składa się z 36 sztuk, użyłam ponad połowę z posiadanych kolorów. Plus kilka akcentów białego żelopisu :).
Sam rysunek bez passe-partout i ramki jest w rozmiarze A4 (około 20x30cm).
Rysowałam, podobnie jak w przypadku pieska z motylkiem i kota z sardynką, na papierze Clairefontaine w kolorze naturel (ciepły piaskowy beż). Nie było to najszczęśliwszym pomysłem, bo rysuję raczej delikatnie, bez mocnego nacisku - więc kolory na tym beżu się "rozmywają", giną w tle. Ale nie mogłam się oprzeć, bo papier jest fantastyczny pod każdym względem, no i chciałam zachować ciągłość stylistyczną tej mini-serii :).
Tak było w trakcie pracy (zaczynam zazwyczaj od oczu):
Oprócz wspomnianych Polychromosów mam drugi zestaw kredek - 34 sztuk firmy Mont Marte. Wiele odcieni się nie pokrywa, więc mam w sumie do dyspozycji 70 kolorów, a nawet te podobne z obu zestawów dają inny efekt, o czym kiedyś jeszcze będzie mowa... Łączenie ich jednak w jednym rysunku to operacja dość ryzykowna, o czym wspominałam już we wpisie z pieskiem i motylkiem.
Planuję taki bardziej techniczny post dla zainteresowanych, tam bardziej szczegółowo opowiem o moich doświadczeniach z kredkami tych dwóch firm.
A na razie... pochwalę się Wam wspaniałym prezentem urodzinowym, jaki dostałam nie tak dawno temu od własnych dzieci. Szczerze mówiąc to właśnie ten prezent dał mi mentalnego kopniaka do wznowienia malowania i rysowania!
W zestawie firmy Mont Marte są farbki akwarelowe, akrylowe i olejne - po 12 kolorów każdego rodzaju, kredki (34 szt), pastele olejne (aż 54 szt!), markery (42 szt), kilka pędzelków, ołówki, gumka, temperówka... Istny Sezam :). Samo opakowanie jest fantastyczne, ta śliczna drewniana walizeczka z piętrowymi wkładami przyda się pewnie jeszcze długo później do przechowywania farb lub akcesoriów.
O testowaniu zawartości "czarodziejskiej skrzynki" i o jakości materiałów będę bardziej szczegółowo pisać w miarę wypróbowywania kolejnych skarbów, bo kilka zaglądających tutaj osób już pytało właśnie o kredki, a może komuś jeszcze się ta wiedza przyda... Sama takich informacji często szukam.
Kolory, jak zwykle u mnie, mało realistyczne na zdjęciu... |
Część tych ślicznych rzeczy z "cudownej skrzyneczki" traktuję jako uzupełnienie moich zapasów, bo akwarele, farby olejne czy wspomniane kredki już posiadam, ale po pierwsze - wiadomo, że tego nigdy nie jest za dużo ;), a po drugie - na przykład nigdy nie malowałam akrylami! Dacie wiarę? Malowałam w swoim życiu całkiem sporo olejami i ostatnio trochę akwarelami, ale akryle jakoś mnie ominęły. Dawno, dawno temu bardzo lubiłam tempery i wyobrażam sobie, że akryle to jest trochę podobna technika, no więc oto okazja do spróbowania sama do mnie przyszła :).
Nie mam też jakiegoś większego doświadczenia z pastelami olejnymi, a tutaj jest całkiem spory zestaw kolorów, więc mam już w głowie pewne bardzo konkretne pomysły na ich wykorzystanie i już się na to cieszę :). Pastele suche owszem znam i dawniej je nawet bardzo lubiłam, ale to jednak jest zupełnie co innego, całkiem inna technika.
No i flamastry/pisaki/markery czy jak je zwał... Tyle pięknych kolorów! Nigdy bym jednak wcześniej nie pomyślała, żeby je kupić i coś nimi tworzyć, jakoś mnie do tej techniki nie ciągnęło... ale skoro się same przede mną zmaterializowały... na pewno je wykorzystam, nawet już coś zaczęłam - w technice mieszanej :). Może to i dobrze, że ktoś mi takie rzeczy podstawił pod nos, sama czuję teraz nagły przypływ mocy twórczych i kreatywności! Gdyby nie ten prezent, to pewnie bym przez kolejne trzy lata wciąż rysowała te swoje czarne i złote mandale... :))). A tak - przyszedł czas na wyjście ze swojej strefy komfortu, jak to się teraz modnie mówi, i - na eksperymenty artystyczne!
Tak wygląda tylna strona opakowania "zewnętrznego" mojego zestawu. |
Przyznam, że trochę mnie ten piękny prezent oszołomił, bo najważniejszy w nim był chyba ukryty przekaz: maluj, kobieto, rysuj i twórz! Bo u mnie to zawsze tak - myślę sobie, że może machnęłabym jakiś obrazek, chętnie coś bym namalowała, narysowała, no ale przecież trzeba posprzątać, ugotować, uprać, przeplewić ogród, poprzycinać krzaki itd... nie wspominając o pracy zawodowej, która nie zawsze kończy się o 15tej - i potem nagle brakuje czasu na obrazki... Czas to zmienić, ustawić nowe priorytety!
I tak jakoś na marginesie pomyślałam sobie, że mam już bardzo dorosłe dzieci... ;)))
Obrazki ze zwierzakami zostały tymczasowo oprawione, takie ramki były akurat w domu, znalezione przy okazji poremontowych porządków :). Do wystroju jednak średnio pasują, więc zostaną zmienione lub przemalowane.
Albo, jak to czasem bywa... przyzwyczaimy się :).
Pod poprzednim wpisem z orientalnymi akwarelkami pisałam w komentarzach, że swoje obrazki zazwyczaj albo chowam do szuflady, albo (częściej) wyrzucam, bo nie jestem z nich zadowolona, albo rozdaję. Na ścianach mojego domu prawie nie ma moich prac.
W młodości rozdawałam właściwie niemal wszystko, co stworzyłam. Potem była długa przerwa w twórczości, a teraz maluję tylko do szuflady (lub kosza).
No i tak sobie to ostatnio przemyślałam, że może powinnam zmienić podejście. Wróciłam do malowania i rysowania po długiej przerwie - i robię to coraz częściej. Do emerytury coraz bliżej, to może być mój pomysł na życie. Właściwie to od dawna miałam taką wizję i w sumie to nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła spokojnie, na "cały etat" malować :). Więc zaczynam się tymi moimi obrazkami otaczać, wyciągam je zza szaf i z szuflad, oprawiam, wieszam na ścianach...
Obrazki ze zwierzakami zostały tymczasowo oprawione, takie ramki były akurat w domu, znalezione przy okazji poremontowych porządków :). Do wystroju jednak średnio pasują, więc zostaną zmienione lub przemalowane.
Albo, jak to czasem bywa... przyzwyczaimy się :).
Pod poprzednim wpisem z orientalnymi akwarelkami pisałam w komentarzach, że swoje obrazki zazwyczaj albo chowam do szuflady, albo (częściej) wyrzucam, bo nie jestem z nich zadowolona, albo rozdaję. Na ścianach mojego domu prawie nie ma moich prac.
W młodości rozdawałam właściwie niemal wszystko, co stworzyłam. Potem była długa przerwa w twórczości, a teraz maluję tylko do szuflady (lub kosza).
No i tak sobie to ostatnio przemyślałam, że może powinnam zmienić podejście. Wróciłam do malowania i rysowania po długiej przerwie - i robię to coraz częściej. Do emerytury coraz bliżej, to może być mój pomysł na życie. Właściwie to od dawna miałam taką wizję i w sumie to nie mogę się doczekać, kiedy będę mogła spokojnie, na "cały etat" malować :). Więc zaczynam się tymi moimi obrazkami otaczać, wyciągam je zza szaf i z szuflad, oprawiam, wieszam na ścianach...
*****