piątek, 19 marca 2021

Colombina.

Jak ktoś z przemiłych Tuzaglądaczy słusznie niedawno zauważył, Pierrot z poprzedniego wpisu to postać z commedia dell'arte, czyli tradycyjnej ludowej włoskiej komedii. Tematyka przedstawień, pomimo dużego obszaru improwizacji, była powtarzalna, w związku z czym pojawiały się stale te same postaci. Najbardziej dzisiaj kojarzą nam się z commedia dell'arte chyba właśnie Pierrot, dalej Arlekin, Colombina, może Poliszynel, Kapitan czy Scapino... Nie wiem, czy lalka Alisy Filippovej, która posłużyła mi za inspirację do tego obrazka, była w zamyśle artystki właśnie Colombiną, ale tak ją nazwałam, bo pasowała mi do Pierrota... Konsekwentnie powinnam więc teraz namalować także Arlekina, z którym Colombina we włoskim teatrze romansowała, ale chyba będę musiała go wymyśleć, bo wśród lalek Filippovej nie znalazłam odpowiedniego modela :). Ale podoba mi się idea takiej serii obrazków inspirowanych lalkami, więc coś tam się już maluje i mam kolejne pomysły, może w nieco innym klimacie i z bogatszą scenerią... zobaczymy, co mi tam wena jeszcze do głowy i na sztalugi przyniesie. 

Ze zdjęciami niestety był problem, zrobiłam je w końcu dogorywającym telefonem. Nowy telefon (z wypasionym aparatem podobno) chwilowo leży w szufladzie, może przez weekend go w końcu ogarnę i mam nadzieję, że to już po raz ostatni raczę Was tak kiepskimi fotami.




Obraz namalowany farbami olejnymi na płycie malarskiej (płótno naciągnięte na płytę), rozmiar 50x70cm. Miałam zamiar pokazać go jeszcze w lutym, jakoś tak schodziło, a pod koniec miesiąca dopadł mnie okropny katar, zatoki zawalone, ból głowy i ogólnie wszystko do bani, oszczędzę Wam dalszych szczegółów. W każdym razie na komputer nie mogłam patrzeć, no i znowu się odwlekło... Zaczęty kolejny obraz z serii "lalkowej" musiał też w związku z tym swoje odleżeć... Ale już się pozbierałam i działam, chociaż przez tę chwilową przerwę wpadły mi do głowy jeszcze inne pomysły... Ale o tym potem.

Ostatnio (nie po raz pierwszy zresztą) miotam się między różnymi pomysłami i zaczętymi projektami, trochę maziam farbami, trochę szkicuję, to znowu zagłębiam się w przepastne głębie Pinteresta, poszukując inspiracji... Kuszą mnie rozmaite nowe techniki, czasem nawet odległe od malarstwa, jak choćby makramy, gipsowe odlewy roślin, różnego rodzaju tkaniny artystyczne, papier-mache, biżuteria... Efekt jest taki, że ilość inspiracji trochę mnie przytłoczyła :). Doba ma jednak ograniczoną liczbę godzin, a ja wciąż zasuwam w pracy, która daje mi chleb, więc czasu na radosną twórczość artystyczną zostaje mi niewiele. Z konieczności więc pozostaję przy tym co dotychczas robiłam, ale lubię pooglądać, podpatrzeć jak to czy tamto się robi. Może kiedyś...



W twórczości ogranicza mnie też trochę, może nawet bardziej mentalnie niż realnie, przejściowe zagęszczenie w naszym domu. Od ponad pół roku mieszkamy z synem i prawie-synową, którzy wprowadzili się do nas (zresztą za naszą namową, w celach oszczędnościowych, ma się rozumieć) na czas szykowania mieszkania po dziadku. Wcześniej mieszkali w wynajętym lokum, wygodnie i przyjemnie, ale dość drogo (zwłaszcza mając na uwadze konieczność odłożenia kasy na własne mieszkanie i to jeszcze w pandemii, kiedy przychody nieco spadły, a przejściowo to nawet prawie ich nie było). Czynsz za te pół roku to jest trochę grosza, więc akurat z grubsza na materiały remontowe wystarczyło. 

Mieszkanie dziadka okazało się bowiem istną stajnią Augiasza, bo za swojego życia energiczny były frontowiec nie pozwalał tam niczego ruszać, naprawiać i ulepszać. Elektryka wpuścił dopiero jak z kolejnego wyłącznika zaczęło iskrzyć i zrobiliśmy mu na ten temat niemal karczemną awanturę. Remont jest więc totalny, łącznie z kompletną wymianą wszystkich instalacji, burzeniem ścian, wymianą podłóg, drzwi itd. A wielka płyta kryje masę niespodzianek, głównie pod postacią braku poziomów i pionów oraz kątów prostych gdziekolwiek, nie mówiąc już o takich drobnostkach jak tajemniczy garb na podłodze, zajmujący obszar 1/3 głównego pokoju, który trzeba było skuć i wyrównać, bo podnieść poziomu podłogi akurat tutaj nie można, do tego jakieś nienormatywne otwory drzwiowe itd. Po drodze przydarzyły się też atrakcje związane z brakoróbstwem producentów i niesolidnością dostawców. 

Ale, mimo takich zawirowań, można powiedzieć, że jest już bliżej niż dalej :). Właśnie odbył się montaż kuchni i plac budowy zaczął się przeistaczać w mieszkanie dla ludzi. Teraz jeszcze trochę bałaganu z łazienką, a reszta to już przy tym bajka. Młodzi nie traktują tego mieszkania jako docelowego na całe życie, więc urządzają tak, żeby było ładnie i miło, ale w wersji nie ruinującej portfela. Mają odłożone jakieś pieniądze, oboje pracują, my tam coś dorzucimy na nową drogę życia, sporo prac robią we własnym zakresie - więc chyba ogarną to raz-dwa, przynajmniej w podstawowej wersji.

A jak się od nas wyprowadzą... Będę miała pracownię! Odzyskam na moje potrzeby pokój syna, całkiem spory i dobrze doświetlony, z ogromnym tarasem - i tam będzie moje artystyczne królestwo :))). Powiem Wam, że - z jednej strony fajnie, jak dzieci z nami mieszkają, ale - nasz domek jest mały i chociaż może powierzchni by wystarczyło, to jest dość kiepsko zaaranżowany jak na potrzeby dwóch rodzin. Za dużo części wspólnych, źle zaprojektowane ciągi komunikacyjne, a dostosowanie wymagałoby ogromnych nakładów. Mamy zresztą mglistą wizję, że może kiedyś zamieszkamy wspólnie, ale w dużym, dobrze zaprojektowanym domu, posadowionym na dużej działce, gdzie synowa będzie miała kozy, a ja ule :))). No co, nie śmiać się proszę, pomarzyć nie można ??? :))))))))

Przy okazji wyprowadzi się też Kocia - koteczka Młodych, skądinąd siostrzyczka naszych dwóch najmłodszych kotek - Basiuni i Balbinki. Kocia pójdzie ze swoim państwem do bloku, ale chyba nie będzie z tego powodu cierpiała, bo i tak była z całego stada największą domatorką. Zwłaszcza jak spadł śnieg i mróz ścisnął, Kocia jak wielka dama wyszła tyko na próg, nieufnie pomacała białą zaspę łapką i cofnęła się do domu. Zupełnie jej to nie odpowiadało i przez cały śnieżny tydzień w ogóle nie chciała wychodzić z domu. W przeciwieństwie do autystycznej Balbuni, która w śniegu wyprawiała istne szaleństwa.

Zostaniemy więc na gospodarstwie sami z mężem... i czwórką kotów. Dwa lata temu w ciągu kilku miesięcy pożegnaliśmy nasze dwie suczki i po raz pierwszy od niepamiętnych czasów teraz nie mamy psa. Coraz częściej więc mąż przebąkuje, że trzeba by wziąć jakiegoś pieska, który by nas wyprowadzał na spacery... Trochę się przed tym bronię, bo pamiętam jak to było z dwiema starymi, schorowanymi sukami, ale pewnie i tak skończy się na wizycie w schronisku... No, chyba że znowu jakiś biedak sam się do nas przypałęta, jak to nieraz bywało :). I w sumie to tak by było najlepiej, bo ze schroniska to pewnie wrócilibyśmy z tuzinem psów...

*****

A tak wygląda moja Colombina w towarzystwie wcześniej namalowanego Pierrota (którego już bym chętnie trochę przemalowała):


*****

W kolejnym wpisie będzie książkowo, bo trochę fajnych rzeczy kupiłam i przeczytałam, może kogoś z Was coś z tego zaciekawi :).


64 komentarze:

  1. Pierwszy raz u Ciebie jestem, ale pomimo tego, że sen ogromny mnie ogarnia, to przeczytałam wszystko do końca.
    Masz taką przyjemną lekkość w pisaniu, że nie mogłam się oprzeć :)
    Obrazy piękne. Widać na nich każdy najmniejszy szczegół i to idealnie dopracowany. To się nazywa mieć talent :)
    Pozdrawiam :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie dziękuję za przemiłe słowa! Bardzo się cieszę, że miło Ci się czytało i oglądało :))).
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  2. Obrazy są piękne. Zawsze mnie napawały smutkiem te postacie. Ale ja lubię trochę smutno napawającą sztukę 😉 Remontów mieszkania w starym bloku już kilka przerobiłam. Mieszkam w takim. Jest co poprawiać, fakt 😆

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam remontów już powyżej kokardek, chętnie bym się wprowadziła do nowego, zrobionego "pod klucz" :))).
      Co do obrazków - zastanawiałam się, czy te moje lale nie powinny być nieco weselsze, ale tak właśnie wyglądają lalki Filippowej i w sumie to mi się podoba. Wesołe byłyby bardziej "nachalne", a ja wolę je takie trochę oddalone, jakby nieobecne.

      Usuń
  3. Twoje postaci nie potrzebują poprawiania, bardzo mi się podobają takie, jakie sa.:)
    Remonty to zawsze trudna sprawa,a takie mieszkanie po dziadku to majątek mimo ogromu prac. Mieszkanie z dziećmi pozwala lepiej się poznać i polubić. Mieliśmy tak przez dwa miesiące w ubiegłym roku i miło wspominamy taka kwarantannę.
    Życzę Wam nowego domu i wiem, że marzenia się spełniają. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Masz rację, najważniejsze, że młodzi będą mieli na starcie własne mieszkanie, bez kredytów na całe życie w dodatku. Jak się od nas wyprowadzą, to na pewno będziemy mieli więcej miejsca dla siebie, ale za to zrobi się mniej radośnie. Gdyby dało się trochę rozciągnąć przestrzeń w naszym domu, to pewnie mieszkalibyśmy nadal razem.
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Piękny obraz z charakterem i nutką smuteczku. My też dwa lata mieszkaliśmy z młodymi dla oszczędności. Niedawno młodzi poszli na swoje , a w nas wstąpiło " drugie " swobodniejsze życie. Miłego weekendu 💓💓💓💓

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, Marysiu, swobodniej na pewno będzie, ale szkoda, że młodzi nie będą z nami codziennie siedzieć przy stole :). Dziękuję za pochwałę obrazka :))). Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  5. Jestem zachwycona. Rzeczywiście, subtelny Pierrot (doskonały przecież) szarzeje przy Kolombinie, ale poprawki... Może maniunie. A może nie.
    Perspektywa własnej pracowni z tarasem cudowna, perspektywa luzu też, ale jednak szkoda. Pewnie młodzi też tak podchodzą do tematu, tylko od swojej strony. Z jednej strony żal, z drugiej większy luz, może pies... Mentalne miejce na psa już jest, więc pewnie się pojawi. Z marzeń się nie śmieję, fajne są. Może zamek w przyszłości raczej nie, to upierdliwe jest ogarniać zamek nawet we dwie czy trzy rodziny, więc dom na wielkiej działce. Kozy pomogą w ogarnianiu chaszczy. Byle tylko zdrowie było, fakt, jego zawirowania potrafią namieszać, dobrze że za tobą zatokowe paskudztwo. Na czytelniczy post czekam, żałując że nie pokazujesz kocich dam.
    Mało tym razem o obrazie, ale pierwsze zdanie bardzo prawdziwe. Powtarzam. Jestem zachwycona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, dzięki bardzo za ten serdeczny komentarz :))). Pierrot właśnie tak jak piszesz - wypadł trochę szaro-blado i nawet wiem dlaczego, ale o technikach malowania rozpiszę się w którymś z kolejnych postów. W każdym razie makijaż mu poprawię, Colombinie też co-nieco dołożę, ale to kiedyś...
      Zamek nie, ale powiem Ci, że mam przyjaciół majętnych, którzy (we dwójkę, bo córki na swoim) mieszkają w prawdziwym pałacu z parkiem i innymi przyległościami. No pięknie tam jest, pałac robi wrażenie, urządzony w stylu sprzed stu lat, park uroczy, ale ja tam lubię pobyć tylko tak na spotkaniu towarzyskim, a mieszkać to bym tak nie chciała absolutnie, nawet jakby było mnie stać na służbę (tam są dwie panie przychodzące do sprzątania dwa razy w tygodniu i ogrodnik sezonowo, kuchni w zasadzie nie prowadzą, korzystają z cateringu). Mnie się marzy raczej chata w Bieszczadach :))). A tak realnie to myślimy o jakimś hektarze i czymś w rodzaju bliźniaka albo dwa domki na sąsiadujących działkach, to by było git. Mąż sobie roi, że wnuczątka by rano w piżamkach przybiegały do nas na naleśniki :))). Na razie nie mamy ani hektarów, ani wnuczątek :))).

      Usuń
  6. O zapowiada się bardzo piękna i ciekawa seria. Napatrzeć się nie mogę. Co do mieszkania, jestem zdania, ze młodzi powinni mieszkać sami. Oczywiście jak jest to możliwe.
    A z tą dobą masz Małgosiu rację, zdecydowane za krótka!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kontynuacja serii na pewno będzie, ale na razie wciągnęły mnie inne tematy :). Co do mieszkania razem lub osobno, to trzeba decydować indywidualnie, bo różni są ludzie, różnie się układa. Każda opcja ma swoje dobre i złe strony. My chcemy tak trochę razem, ale żeby każdy miał możliwość odcięcia się, choćby przyjmowania gości, prowadzenia kuchni w określony sposób itd. Dlatego marzy nam się układ w rodzaju domu-bliźniaka albo dwóch sąsiadujących domów. Ale na razie to tylko mgliste marzenia :).

      Usuń
  7. Bardzo podoba mi się obraz. Nie znoszę remontów ani u siebie ani u sasiadów😃 Bardzo podoba mi się nowa moda wśród młodych na dawanie drugiego życia meblom. Kosztuje to sporo pracy ale na pewno warto. Pozdrawiam serdecznie😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po dziadku zostało trochę mebli z lat 60-tych, młodzi niektóre zostawili, szlifują, odnawiają :). Dla nich to takie antyki, jak dla nas meble przedwojenne :))).

      Usuń
  8. Twoje " lalki" są fantastyczne. A remontów nie cierpię!Ale są konieczne!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komplement :))). No cóż, jakoś te remonty trzeba przetrwać... Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  9. Wspomnienie remontu mojego nowego mieszkanka, jaki miał miejsce na początku pandemii jeszcze powoduje dreszcze (dwóch fachowców musiało poprawiać po pierwszym, który chciał chyba u mnie zamieszkać na zawsze, bo trwał i trwał ten remont). W dodatku od trzech miesięcy borykam się z awarią hydrauliczną i nie mogę doprosić się majstra o interwencję. Na samo słowo remont- robi mi się słabo. Trzymam kciuki za realizację marzeń i planów. Własna pracownia - to będzie wspaniała sprawa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pracownia jest planem bardzo realnym, ale reszta to już niekoniecznie - na razie traktujemy to jako przyjemne bujanie w obłokach :))). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Bujanie w obłokach to też przyjemność :)

      Usuń
  10. Przepiękne obrazy, oby dwa, mają w sobie bardzo dużo klimatu. Colombina wyszła jeszcze lepiej od Pierrota, ma wspaniałe kolory, każdy detal tego obrazu mnie zachwycił. Ja lubię remonty, tylko trudno pogodzić remont z pracą. Na szczęście jeden poważny mam za sobą:) Życzę ci dużo spokoju i miejsca dla siebie:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za pochwały i życzenia :))). Remonty mają pewien urok, bo zapowiadają coś nowego, innego, a ja lubię zmiany. Ale czasem to niestety istny armageddon... I masz rację - jak człowiek pracuje, to remont się rozwleka w nieskończoność. Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  11. Mnie Colombina i Pierrot podobają się tak jak ich namalowałaś i może Pierrot nawet bardziej niż Colombina :) Czekam na pozostałe obrazy z serii, wspaniale będą prezentowały się na ścianie!
    Gdybym miała na to warunki to chciałabym mieć osiołka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osiołki są urocze :))). Niestety w naszym dzikim kraju często traktowane są jak niewolnicza siła robocza, a nawet gorzej. Co jakiś czas wpłacam pewne kwoty na ratowanie osiołków z rąk oprawców.
      Co do obrazków, to ja też wolę Pierrota, ale korci mnie, żeby mu trochę twarz poprawić i pewnie tak się w końcu stanie, a jak już się za to zabiorę, to niewątpliwie poprawek będzie więcej. W sumie to trochę się tego boję, bo - jak uczy doświadczenie - może się skończyć na całkowitym przemalowaniu obrazu.

      Usuń
  12. Mały domek nie jest taki zły:) My mamy duży dom i odkąd dzieci poszły na swoje jest zdecydowanie za duży. Może pomyślałabym o zmianie ale wiesz - ogród:))) Jedyny plus to moja wielka pracownia. No i gdy dzieci przyjeżdżają to nie problemu z nocowaniem.
    Małgosiu - obydwa obrazy są śliczne, w niesamowitym i magicznym klimacie. Fantastyczny pomysł z tą serią.
    Cieplutko Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci serdecznie, Ewuniu :))).
      Nasz domek dobrze nam służył przez wiele lat, kiedy byliśmy czteroosobową rodziną z gromadką kotów i psów, ale teraz synowie zakładają własne rodziny, a każda z tych nowych rodzinek powinna mieć trochę odrębnej przestrzeni, żeby organizować życie po swojemu. I trudno to na dłuższą metę pogodzić na tych samych metrach kwadratowych, w tym samym układzie pomieszczeń. Dla nas dwojga domek zrobi się teraz nagle dość obszerny, ale po przeorganizowaniu i remoncie będzie tak jak u Ciebie - zyskamy pokój gościnny z prawdziwego zdarzenia i pracownię dla mnie :).
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam!

      Usuń
  13. Witam serdecznie i na początek pozwól ,że podziękuje bardzo serdecznie za odwiedziny na moim blogu. Cieszę się bardzo z wizyty u Ciebie. Przeczytałam Twój wpis i mam wrażenie jakbym już troszeczkę Cię poznała:)
    Zacznę od Pierrota i Columbiny. Podobają mi się bardzo obie prace. Nie jestem absolutnie autorytetem w dziedzinie malarstwa. Ale przecież oglądając doznaje różnych wrażeń. Tak patrząc na Pierrota co do którego masz plany czy go nie poprawiać trudno mi się wypowiadać ponieważ podoba mi się w wersji obecnej. Ponad to jak napisałaś zdjęcia nie oddają całkowicie rzeczywistości. Jestem pewna, że bez względu na to co postanowisz będzie dobrze.
    Co do wspólnego zamieszkania dziećmi rozumiem Cię całkowicie. Mieszkałam wiele lat z moją córką zięciem i dwiema wnuczkami. Atmosfera była na prawdę bardzo dobra. Ale po przeprowadzeniu się córki z rodziną do swojego domku doszliśmy wszyscy do wniosku,że tak jest zdecydowane fajniej. Fakt ,że ta przeprowadzka nastąpiła na posesję sąsiadującą z moją. Ale zwłaszcza obecnie gdy wnuczki to już całkiem dorosłe osoby a ja jestem sędziwą seniorką jest nam wszystkim zdecydowanie lepiej.Remont swojego mieszkanka przetrwałam w ubiegłym roku. Tak że życzę Ci aby i Tobie udało się wszystko tak ułożyć ,abyście całą Rodziną mogli się wspólnie cieszyć.
    Przepraszam za, tak może jak na pierwszy wpis zbyt obszerne rozpisywanie się z mojej strony.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię serdecznie, Juto :))) - i bardzo się cieszę, że poświeciłaś tyle czasu na napisanie komentarza. To dzisiaj rzadko się zdarza, bo wszyscy się śpieszą, gdzieś pędzą i nieraz ledwie jakiś ślad obecności pozostawiają. Ogromnie mi miło, że moje obrazki Ci się podobają :))). Co do mieszkania, to masz doskonały układ, córka mieszka bliziutko, bo po sąsiedzku - tak właśnie chcielibyśmy się też urządzić, ale po sąsiedzku nie bardzo jest możliwość kupienia lub budowania domu, więc myślimy o szukaniu nowego miejsca i dla nas i dla dzieci. Ale jak się nie uda - no cóż, najważniejsze zdrowie, a gdzie się mieszka to sprawa drugorzędna :).
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej!

      Usuń
  14. Włochy najbardziej kojarzą mi się z mafią, Pierrotem i Pinokiem. Zawsze sobie wyobrażałam Pierrota tak, jak go namalowałaś. Postać Colombiny świetnie do niego pasuje i pokazuje dojrzałość warsztatu.Moim zdaniem, zamiast poprawiać Pierrota, namaluj Arlekina.
    A co do różnorakich technik i pomysłów. Myślę, że świetnie sprawdziłabyś się w roli ...pisarki. Masz takie lekkie pióro . Remont mieszkania po dziadku przypomina mi moje zmagania remontowe. Chyba w poprzednim wcieleniu sporo nagrzeszyłam, że teraz każda praca w moim stuletnim domu to wyzwanie i tak jakby kara... .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O pisaniu nieraz myślałam, zresztą w różnych niezarobkowych formach to realizowałam, bo owszem lubię pisać :). Za młodu, jak większość z nas zapewne, próbowałam coś w tym zakresie tworzyć, ale nie mam takiej fantazji, żeby pisać powieści czy nawet opowiadania. Lubię konkret :). Jakiś czas temu odkryłam, że formą, która mi najbardziej odpowiada, jest esej. I kto wie, może na emeryturze rozwinę bardziej skrzydła w tej dziedzinie :).
      A w malowaniu też mi się zmienia, mam pomysły na kontynuację serii lalkowej, ale właśnie zaczęłam malować coś zupełnie innego, tak więc sama jeszcze nie wiem, co będzie dalej. A rysunek też mnie woła - wróć do mnie! :))) Najważniejsze chyba, że się nie nudzę i mam z tego wszystkiego sporo radochy :).

      Usuń
  15. Małgosiu, napisałam komentarz-WOW! i jeszcze dużo dużo więcej......i skasowałam go niechcący, ech......Zacznę więc jeszcze raz: WOW i WOW, kolejna piękna praca. Colombina i Pierrot, wspaniały duet, piękne obrazy. Nie wiem czy konieczne są jakiekolwiek poprawki, Pierrot naprawdę świetnie Ci wyszedł. Podziwiam, za chęci, za to że mimo natłoku zajęć, ludzi i zwierząt...... znajdujesz czas i cierpliwość i tworzysz coraz to lepsze prace. U mnie różnie, coś maluję, coś poprawiam, coś przerabiam(pochwalę się w następnym poście), ale inne sprawy pod tytułem "musisz to zrobić", trochę mnie odciągają od malowania. Kuszą mnie inne techniki, inne tematy.......może po świętach się rozkręcę. Jeśli chodzi o wspólne mieszkanie z dziećmi, to nigdy tego nie rozważałam. Na przeszkodzie nie tylko wielkość mieszkania czy jego funkcjonalność. Ja dość szybko osiadłam na swoim, wydawało mi się, że tak jest lepiej dla mnie i dla rodziców. Żałuję, że dzieci i wnuki mieszkają tak daleko i bardzo tęsknię(szczególnie teraz)ale nie lubię ingerować w ich życie a mieszkając razem nie zawsze można się przed tym ustrzec. My mamy swoje przyzwyczajenia, oni swoje. W razie potrzeby zawsze mogą na nas liczyć, ale w życiu musza sobie radzić sami. Małgosiu, czekam na kolejne ciekawe prace i niespodzianki i bardzo gorąco Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serdecznie Ci dziękuję, Wandziu, za przemiły komentarz :))). Twoje słowa są dla mnie zawsze takie budujące!
      Ja Ciebie doskonale rozumiem, ten brak czasu, inne obowiązki itd... do niedawna też tak miałam, ale coraz częściej mówię - nie, nie zajmę się tym, na dzisiaj zaplanowałam malowanie obrazków. Oczywiście nie wszystko da się tak "spławić", jednak jest praca, dom jakoś trzeba ogarnąć, ale jak nie małych dzieci, to wszystko inne przestaje być takie niecierpiące zwłoki. W kwestii wspólnego mieszkania - ja też wyrywałam się z rodzinnego domu, bo chciałam być samodzielna i niezależna, ale z moimi dziećmi mam bliższe relacje, niż to było z moimi rodzicami. Synowie chętnie by z nami mieszkali - nie dosłownie w tych samych pokojach, ze wspólną kuchnią i łazienką, ale po sąsiedzku, blisko. Jeśli się jednak inaczej ułoży, to też damy radę :). Zobaczymy, jak się to potoczy.
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  16. Nikt tu się nie śmieje, bo z takich marzeń potem bierze się ich realizacja, życzę Wam tych kóz i uli z całego serca!!! *^V^*
    Piękna ta Twoja Colombina, aż mi się zamajaczyło gdzieś z tyłu głowy, żebym może którejś lalce uszyła podobny kostium?.... Dawno się nimi nie zajmowałam, może to byłby sposób na rozruszanie się rękodzielnicze po zimie, bo jakoś mi słabo idzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja właśnie zimową porą mam jakoś więcej weny. Nie powiem, zdarzają się dni totalnego lenistwa, ale tyle czasu spędzam w domu, że i pomysłów mam więcej, i czasu na ich realizację. Na wiosnę zacznie się ogród, zmienią się priorytety :). Twój pomysł z wystrojeniem lalki a'la Colombina jest świetny! Trochę mnie zaskoczyłaś, bo ja od bardzo wczesnej podstawówki nie miałam lalek w rękach :). Od zawsze malowałam i czytałam książki, a lalkami jakoś specjalnie nie lubiłam się bawić :))).

      Usuń
    2. Ja się nigdy nie bawiłam lalkami, dopiero zaczęłam po 30stce. Ale to nie są takie zwyczajne lalki! *^v^*
      https://atelierbizarre.com/

      Usuń
    3. No tak, dzisiaj to w ogóle lalki nie są takie jak przed laty :))). Znajoma dziewczyna parę lat temu robiła piękne lalki z porcelany, z niemal wszystkimi ruchomymi stawami (no, palce chyba się nie zginały, jeśli dobrze pamiętam, ale nadgarstki tak!) i szyła im fantastyczne stroje. Potem wyjechała do Irlandii i kontakt się urwał, ale wiem że w zasadzie głównie tym się zajmuje, widziałam te lalki w elementach. Ona zawsze kochała lalki. Nie miałam na myśli, że Ty się bawisz lalkami, tylko że to zazwyczaj jest taka miłość od dziecka. Chociaż czasem bywa całkiem na odwrót... Mnie teraz zauroczyły lalki Filippovej, a przecież wcześniej nigdy lalki mnie nie interesowały :).

      Usuń
    4. Śliczne są te lalki- weszłam i zobaczyłam. Bardzo, bardzo ładne:)

      Usuń
  17. Jak ja chciałabym tak malować:) Tylko pomarzyć. Bardzo mi się Twoje malowanie podoba. Kozy i Pszczoły to świetne towarzystwo. Kiedyś rodzice mieli 7 uli i nauczyłam się dokarmiać pszczoły, wybierać miód. Czasem mi tego brakuje, kiedy widzę dużo pszczół na kwiatach. I tak pięknie pachnie przy ulach- woskiem, miodem, czymś takim delikatnie słodkim.
    Fajni są ci Twoi młodzi. Widać, że wiedzą, jak chcą żyć i nie marudzą:)
    Dużo ciepła przesyłam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chcieć - to móc! Trzeba malować, malować, malować - i w końcu zaczyna z tego coś wychodzić :).
      Życie pszczół zawsze mnie fascynowało i od pewnego czasu tak mi się właśnie marzy własna pasieczka - miodek to jedno (idzie u nas w ilościach hurtowych!), a możliwość podglądania pszczelej społeczności - to druga, równie ważna rzecz.
      Młodzi nie marudzą, bo nie wynieśli z domu takiego wzorca :))).
      Pozdrawiam Cię najserdeczniej!

      Usuń
    2. https://poranek55.blogspot.com/2021/03/podgrzewam.html to adres mojego drugiego bloga, na którym różnie się działo:). Masz ochotę- zapraszam :)

      Usuń
    3. O, dzięki, ja tam zaglądałam dawniej i pamiętam te afery, ale gdzieś mi się ten blog zawieruszył i myślałam, że go skasowałaś. Dobrze, że wyłączyłaś tam komentarze, trolle niech sobie plują jadem do lusterka. Przeczytałam najnowszy wpis - myślę dokładnie tak samo. Dla mnie ci wszyscy narzekacze to jakaś ciemna, roszczeniowa i egoistyczna dzicz. A szklanka przecież jest zawsze do połowy pełna :).

      Usuń
  18. chyba Twoja najbardziej udana praca (wg mnie), oczywiście wszystkie Ci pięknie wychodzą, ale ta ma w sobie moc :) jejku cudo, zachwycam się! :)))))))))
    atelier, jak fajnie że będziesz mieć taki twórczy kącik, na pewno wtedy możesz pozaczynać wiele różnorakich projektów, właśnie tak jak piszesz że kompletnie innych od siebie, ale dzięki temu że będziesz mieć na to miejsce, które stworzy Ci ten Vibe, będziesz pewnie bardziej zachęcona i czas spędzony nad nimi będzie Ci super mijał :) życzę Ci dużo twórczej weny i czasu na nią :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję :))). Wiesz, ja sama myślę, że ta praca może nie tyle, że jest najlepsza, ale chyba uzmysłowiła mi, w jakim chcę iść kierunku. To i tak już nieźle, bo do tej pory szukałam i eksperymentowałam, trochę się miotałam, a teraz już widzę konkretny drogowskaz :). Jeszcze przede mną długa droga pod górkę, ale przynajmniej wiem, że to właściwa górka :). Ściskam mocno i pozdrawiam!

      Usuń
    2. właśnie fajnie że ukierunkowało Cię to na jakiś nurt, bo czasem tak człowiek próbuje i próbuje, przez co może się zniechęcić.. też Ciebie ściskam mocno :)))))))))))))))))))

      Usuń
  19. O mamma mia! Jak czytam, przypomina mi się mój własny remont.... Też na czas remontu zamieszkaliśmy na kilka miesięcy z moimi rodzicami. Było fajnie, zwłaszcza, ze mama gotowała pyszne obiadki i przychodziło się na gotowe ;) Jednak ciasnota, lekka krępacja i emocje związane z remontem wspominam już mniej miło. Remontowanie starego mieszkania to studnia bez dna, zarówno jeśli chodzi o kasę, jak i niespodzianki ;) Mogłabym książkę o tym napisać :D Więc trzymam kciuki życząc wytrwałości ;) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli wiesz, jak jest :))). Ale mamy już z górki... to znaczy u młodych, bo u nas to się dopiero na dobre zacznie, jak oni się wyprowadzą. Aż się boję o tym myśleć, bo czeka nas też spory rozgardiasz, przez całe lata były tylko drobne naprawy i odświeżanie, więc nazbierało się trochę poważniejszych spraw, do tej pory odkładanych. Masakra. Z drugiej strony - jak to przeżyjemy, to będzie ślicznie i wygodnie :))). Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  20. Sporo się dzieje. remont ale ile można właśnie przy tym planoć i cieszyć się z tych planów, z nowego:): Spokojnych Świąt Wam zyczę:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planowanie to ta najprzyjemniejsza część remontu :))). Wszystkiego dobrego, radosnych Świąt!

      Usuń
  21. Ja dziś tak od końca;) Lubię kozy, moja babcia miała:) Na pszczołach się niestety nie znam, ale wiem że ludzie bardzo ich potrzebują a większość nie zdaje sobie z tego sprawy. Więc popieram zamiar posiadania kóz i pszczół :) Każdy remont ma dwie strony,jedna zła- ile to czasu,nerwów i pieniędzy potrzeba, żeby było tak jak się zaplanowało, druga dobra -jak będzie ładnie i cicho gdy się on skończy :)
    Co do obrazów ,mnie się bardzo podobają :) A jeśli chodzi o kolejny do kolekcji, to faktycznie jakoś też nigdzie lalki upodobniającej się do postaci Arlekina z włoskiego teatru nie widziałam.Jednak trafiłam na zdjęcie z karnawału w Wenecji(gdy jeszcze były normalne czasy) i myślę, że za model mógłby posłużyć,choć jak kojarzę na scenie maskę Arlekin miał czarną. Zajrzyj: https://www.flickr.com/photos/25617360@N07/7172277302/
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawa propozycja, może jakieś elementy tego Arlekina wykorzystam, dziękuję :). Na razie siedzę twórczo w trochę innej tematyce, do lalek wrócę za jakiś czas. Co do remontu, to masz rację, dużo bałaganu i spore koszty, ale później będzie wspaniale :))).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  22. Jaka ładna ta Colombina! I pasuje do Pierrota. A papuga dodaje trochę ruchu całości, jak bańki u pierrota.
    Trzymam kciuki za udany remont. Skoro jest już kuchnia i łazienka prawie też, to można powiedzieć, że remont prawie się skończył ;-)
    Pozdrawiam słonecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Te mobilne elementy w tle zaczęłam dodawać właśnie żeby trochę ożywić obrazki, bo same lalki są tak stabilne, że aż trochę nudne :). Spodobało mi się wymyślanie tych dodatków i projektuję już sobie nowe obrazy z rozbudowanymi dekoracjami towarzyszącymi głównym postaciom.
      Remont niby prawie na ukończeniu, ale wiadomo, co chwila pojawiają się jakieś a to niespodzianki, a to nowe pomysły, no i tak się to trochę przeciąga. Ale tak na dobrą sprawę można się już prawie wprowadzać, zamiast kupowania gipsu i paneli na liście zakupowej pojawiają się meble i dodatki, czyli remont na finiszu :).
      Ściskam mocno i pozdrawiam!

      Usuń
  23. Kozy i ule - piękny plan :) uważam, że to wspaniałe marzenie :)
    Koniecznie zajmij się nowym aparatem - Twoje prace zasługują na super oprawę fotograficzną:) jestem zachwycona zarówno Pierrotem (nic bym u niego nie zmieniała!) jak i Colombiną :) maluj, maluj i chwal się!! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj objeżdżaliśmy okoliczne wioski poszukując kuszącej miejscówki :). Taki pierwszy krok do realizacji marzeń. Ja jestem zdeterminowana, mąż nieco przerażony :). Ale domu, w którym teraz mieszkamy, też by nie było, gdybym to ja nie zrobiła pierwszego ruchu. Nie mieliśmy pieniędzy, był kryzys, inflacja, w sklepach pustki, a jednak jakoś się udało. Jak człowiek idzie za swoim marzeniem, to cały świat mu sprzyja :).

      Usuń
  24. U mnie w szufladzie też leży nówka smartfon (już ze dwa miechy !),a ja jakoś nie mogę się ze swoim starym potrzaskanym telefonem rozstać ;-)))
    Co do remontów , to nie cierpię , ale jak trzeba to mus ;-) Za to potem urządzanie i zamieszkanie wszystko wynagradza ;-)
    Obrazy to jak spod pędzla mistrzów ! Najpierw myślałam że to na nich się wzorowałaś , a potem to już zbierałam szczękę z podłogi ;-)))
    Sorry że przegapiłam wpisy , ale jakoś ostatnio rzadko w blogosferze bywam. U mnie też dzieci zaprzątają głowę i jeszcze ręce - te moje wnusie bliźniaczki ! :D
    Pozdrawiam ciepło !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, ja Cię doskonale rozumiem, że nie masz czasu na blogowanie i surfowanie po cudzych blogach - domyślam się, że wnuczki teraz to Twój cały świat :))). Tym bardziej cieszę się, że znalazłaś chwilkę na odwiedziny u mnie!
      Z malowaniem trochę się rozkręciłam, ale też nie zawsze mam na to tyle czasu, ile bym chciała. Na ogarnianie nowego telefonu też nie mam czasu (i weny) i podobnie jak u Ciebie - na razie leży w szufladzie :).
      Ściskam mocno i pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  25. Przepieknie malujesz Malgosiu. Musze Ci sie pochwalic ze tez mam kotka od pazdziernika, przygarnelismy go bo zal bylo gfyby trafil do schroniska. Jego bracia tez znalezli dobre domy :) Bylo czterech chlopakow. Dwoch czarnych i swoch laciatych. Nasz Lucyfer laciaty. Pisalam o nim w poprzednim poscie, obecny tez o ksiazkach :) Przez niego stalam sie jeszcze wieksza kociara hihihi az trudno uwierzyc. Remonty sa nieznosne wiem cos o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, to się bardzo cieszę, że kocięta znalazły przyjazne domki :))). U nas trafiają się przeważnie dziewczynki, teraz mamy pięć panienek :).

      Usuń
  26. Zdecydowanie za rzadko tu zaglądam, bo jak czytam Twoje posty, to tak jakbyś ubrała w słowa to co czuję i przeżywam. Aktualnie córka, po studiach w innym mieście, wróciła do domu wraz ze swoim kotem - więc i ja mam pełną chatę (dwóch synów, córka, nas dwoje, 3 koty i pies...), wciąż odkładam na kiedyś kolejne pomysły i techniki, bo praca zawodowa jest priorytetem ze względu na finanse. Co prawda Twojego talentu raczej nie dogonię, ale też najbardziej wciąga mnie malowanie i rysunek. :) Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z talentem każdy się podobno rodzi, potem to tylko kwestia upodobań (w jakim kierunku pójdziemy) i determinacji, pracy, ćwiczeń. Ja kiedyś odpuściłam, teraz nadrabiam ten stracony czas. Dziękuję, że zaglądasz tutaj :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).