sobota, 27 października 2018

Bazgrołki.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że po tak długiej nieobecności nie wypada publikować innych wiadomości niż własny nekrolog albo zaproszenie na ślub...

No, akurat nic z tych rzeczy nie zaszło :)))
...ale ponieważ okazuje się, że jeszcze nie wszyscy w blogosferze o mnie zapomnieli, a nawet, o dziwo, w tej przydługiej przerwie parę duszyczek dołączyło do stałego grona moich miłych gości, to zebrałam się w sobie i postanowiłam w końcu odkurzyć nieco ten blog. 

W domu i pracy sporo się działo, czego rezultatem była ta dłuuuuuga cisza na blogu. No i w dużej części trochę smutne to były sprawy... Nie chcę Was zanudzać, ale - z drugiej strony - wypada chyba napisać kilka zdań wyjaśnienia.

Tak na marginesie - jedną z przyczyn odwlekania powrotu na blog jest brak odpowiedniego sprzętu fotograficznego. Ta kwestia zawsze była słabym elementem mojego blogowania, bo - trzeba to sobie jasno powiedzieć - ani ja nie jestem pasjonatką fotografowania, ani blog nie jest sprawą priorytetową w moim życiu. Toteż zakup porządnego aparatu spada wciąż na dość odległe miejsce listy zakupowej. 

W tej sytuacji zawieszenie bloga wkrótce musiałabym uznać za trwałe zamknięcie... A zwyczajnie stęskniłam się za blogosferą, no i chciałam dać znać, że żyję :).
Tak że ten... z jakości zdjęć więcej tłumaczyć się nie będę, licząc na Waszą wyrozumiałość jeszcze przez pewien czas. 




A zatem - co się działo przez ostatnich 10 miesięcy?


Czas pożegnań. Choroby naszych czworonogów.


Większość zmartwień i problemów wiązała się ze zdrowiem naszych futrzastych ulubieńców. 

  • Stan na początku roku: dwa psy (duży i mały, obie suczki staruszki) i trzy koty (dwoje staruszków i jedna młoda wariatka).
  • Stan obecny: jeden pies i dwa koty.

MISIA.


Na wiosnę mieliśmy ogromne zmartwienie - zachorowała nasza ukochana psinka Misia, członek rodziny od prawie 13 lat, wielki pies o jeszcze większym, anielskim sercu. 
Choroba w pewnym momencie szybko się rozwinęła i niestety w końcu Misia odeszła za Tęczowy Most... 

W sumie jej choroba trwała kilka miesięcy i dla mnie to nie był dobry czas ani na prowadzenie bloga, ani na malowanie obrazków...


MUSZKA.


Mamy jeszcze drugą psinkę, staruszkę Muszkę, o której pisałam jakiś czas temu w kontekście łąkowych inspiracji do akwarelowych obrazków. Przygarnęliśmy ją rok temu, ale to już psia emerytka (blisko 16 lat na psim karku to nie przelewki!). Muszka ledwie zipie, ale na spacery się wyrywa i robi taki jazgot około 18tej, że czujemy się sterroryzowani i deszcz czy upał, na krótki spacerek trzeba wyskoczyć. W dodatku musimy iść oboje z  mężem. Kiedy ja sama próbuję z nią wyjść, to Mucha tuż za progiem zarywa się nogami w grunt i piszczy niesamowicie, wywołując pańcia z domu. Tak że musimy iść całym stadem :). 

Coraz częściej jednak bywają gorsze dni, Muszka traci siły, dusi się, kaszle (powiększone serce i płyn w płucach) i wtedy w zasadzie cały czas po pracy poświęcamy pieskowi, dyżurujemy razem z mężem albo na zmianę. Trzeba z nią rozmawiać, głaskać, podsuwać smakołyki. Dostaje między innymi diuretyki (leki moczopędne), więc często musi wychodzić na dwór na siku (w nocy też kilka razy). Czasem nie ma siły sama zejść po schodkach do ogrodu - wtedy wynosimy ją na rękach. Jak ma ochotę poleżeć w altance, to zawsze któreś z nas też tam siedzi, żeby w razie czego zanieść ją do domu, albo przypilnować, żeby nie wpadła do oczka wodnego, z którego lubi pić wodę. Pomimo wysiłków naszych i weterynarzy - jej stan jest jednak coraz gorszy...


GRUBCIO.


We wrześniu spadł na nas kolejny cios - nagle zaniemógł Grubcio, nasz kochany, przesympatyczny kocur, dawniej dzikus piwnicznego pochodzenia, na stare lata wielki domator. Grubcio dożył w świetnej formie całkiem poważnego wieku 13 lat, co jak na kota domowo-podwórkowego jest niezłym wynikiem. 

I nagle, nie wiadomo dlaczego, zrobił się bardzo słaby, nie chciał jeść, ciężko oddychał... Dziwnie to wyglądało, początkowo myśleliśmy, że się czymś lekko struł, ale po dwóch dniach nie było poprawy, więc zabraliśmy go do weterynarza. Okazało się, że w płucach jest płyn, Grubcio oddycha tylko szczytami. Lekka gorączka... i nic więcej. Żadnych oznak jakiegoś wypadku czy innej poważniejszej infekcji. Grubcio dostał więc trzy zastrzyki, jakieś sterydy przeciwzapalne i coś tam jeszcze, i po trzech dniach mieliśmy wrócić do kontroli. 
W domu nieco się ożywił, nawet zjadł trochę smakołyków... Niestety, nocy już nie przeżył. 



*****

Oprócz tego mieliśmy na głowach sporo kłopotów innego rodzaju. Po odchowaniu dzieci przyszedł na czas na zajmowanie się rodzicami... No taka jest kolej rzeczy. 

Lato z kolei wiązało się z dość intensywnymi pracami porządkowymi, bo ogród zarósł nam niemożebnie. Trzeba było usunąć trochę nadmiernie rozrośniętych drzew i krzewów, zmienić rozkład i rodzaj nasadzeń, ponieważ stopniowo rezygnujemy z ozdobnych iglaków i trawnika - na rzecz pożytecznych drzewek i krzewów owocowych oraz grządek warzywnych. To wymagało jednak ogromu pracy, a przecież oboje z mężem pracujemy zawodowo i to dość intensywnie.


*****

W takich warunkach trudno jest skupić się nad obrazkami. Z drugiej strony - obiecywałam sobie, że będę więcej malować i rysować... 



Rysunkowe ćwiczenia, czyli "artysto - twórz, nie gadaj!".


...in progress...


Lubię w malowaniu się "zatracić", nie odrywać się co chwila do różnych spraw, a przy tym nie cierpię jak mi ktoś przez ramię zagląda. Potrzebuję więc do tego ciszy i spokoju. Ostatnio jednak wszechświat mi nie sprzyjał... 
Stąd wziął się pomysł na takie małe, "niezobowiązujące" formy, znakomite do realizacji w tych dniach, kiedy nie mogę zbyt wiele czasu na malunki poświęcić. 
Lepiej rysować/malować cokolwiek, niż nic. Zawsze to jakieś ćwiczenie. I nawet jak w trakcie rysowania muszę przerwać, to bez większego żalu, że coś mnie wybija z rytmu i że wena twórcza odleci. No najwyżej w międzyczasie przyjdzie mi jakiś nowy pomysł na dokończenie rysunku :).

Wspominałam już wielokrotnie, że jedną z moich ulubionych technik jest rysunek - uwielbiam zwłaszcza ten kontrast: głęboka czerń tuszu na śnieżnej bieli papieru! 
Ale tematyka co pewien czas się zmienia. 

Jakiś czas temu pokazywałam Wam moje mandale b&w - jeśli macie ochotę je obejrzeć, to są w postach z etykietą "mandala"

Był też okres... nazwijmy go "ptasi", z piórkami i gniazdkami (posty z etykietą "piórka").

Czasem więc tak sobie bez planu zwyczajnie skrobię tym cienkopisem, nic spektakularnego, jakieś abstrakcyjne bazgrołki, co mi tam do głowy przyjdzie. Niekiedy zainspirowane rysunkami znalezionymi na Pintereście, modne ostatnio zentangle i temu podobne. Polecam każdemu, kto szuka łatwego sposobu na odstresowanie, oderwanie myśli od codziennych problemików. Nie są potrzebne żadne szczególne zdolności plastyczne, bazgrać w końcu każdy jakoś tam potrafi, a obrazki nie muszą przypominać niczego realnego.

Takie bazgrołki są całkiem dobrą formą ćwiczenia ręki, a także cierpliwości i systematyczności w rysowaniu. Czyli tego, czego przez ostatnie miesiące stanowczo mi brakowało. 
Nie wiąże się to także z większą inwestycją w materiały plastyczne. Wystarczy pisak i papier. Ja wykorzystałam czarny cienkopis Sakura Micron 005 i zwyczajny papier do drukarki.

*****

Oczywiście powstało też trochę akwarelek, próbowałam też wrócić do malarstwa olejnego, to i owo muszę jeszcze dokończyć albo poprawić - stopniowo będę te "arcydzieła" ujawniać :).

Wkrótce pokażę moje eksperymenty rysunkowe z nowymi technikami, które próbuję okiełznać. Może do tego czasu uporam się z problemem aparatu i uda się cyknąć nieco lepsze fotki.
Planuję też stopniowo wprowadzać nieco większą rozmaitość tematyczną, bo sporo kwestii ciśnie się na klawiaturę... Z pisaniem zresztą idzie mi nieco lepiej niż z fotografowaniem :). 

*****



45 komentarzy:

  1. Tak to w życiu właśnie jest, nasi bliscy - czy to zwierzęta, czy członkowie rodziny - chorują, starzeją się i odchodzą, sprawiajac, że i w nas cos umiera a smutek i żal nie pozwala skupić sie na niczym. Współczuję Ci Małgosiu i rozumiem dobrze to wszystko ,co dziac sie musiało w Tobie przez czas niepisania...
    A bazgrołki to fajna rzecz. Kiedys dużo bazgrałam, zwłaszcza w trakcie rozmowy telefonicznej z kimś. Ręka sam chodziłą a ja potem dziwiłam sie, jakie to dziwne rzeczy potrafił stworzyć mój połowicznie zaangażowany w to tworzenie od niechcenia mózg.
    Pozdrawiam Cię ciepło w tę jesienną niedzielę!*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno z takich niekontrolowanych bazgrołków, podobnie jak z odręcznego pisma, można rozszyfrować sporo informacji o osobie, która je stworzyła - różne cechy charakteru, osobowości.
      Dziękuję za wizytę, cieszę się, że tutaj zajrzałaś po tak długiej mojej nieobecności!
      Pozdrawiam serdecznie :)))

      Usuń
  2. Bardzo współczuję chorób i straty ukochanych zwierzaków :-(((
    Wiadomo życie w realu jest ważniejsze niż blogi i oddawanie się pasjom ,tak że rozumiem doskonale brak wpisów i pewien haos w twórczości...
    Ale jestem bardzo ciekawa eksperymentów i nowych arcydzieł ;-)
    Co do bazgrołków , to chyba też zacznę , bo na malowanie jakoś nie mogę wskoczyć ostatnio... A rękę poćwiczyć należałoby się ;-)))
    Pozdrawiam ciepło !



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bazgrołki były fajną formą przejściową od twórczego nicnierobienia do konkretniejszych działań na polu artystycznym. Powoli wracam do normalności :).
      Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  3. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić co musieliście czuć po tym jak odkryliście, że kot jednak odszedł mimo prób leczenia. Mój Ciapek ma właśnie 13 lat. Ale wierzę,że dane man będzie jeszcze dużo czasu. Współczuję obu strat.
    Zatem czuj się rozgrzeszona z nieobecności na blogu, bo chociaż sama nic nie pisałaś to się przecież aktywnie udzielałaś na naszych blogach, a to też wiele znaczy.
    Bazgrołki super, lubię te twoje symetryczne i jakiś takie orientalne formy. Powiem Ci, że mam dokładnie tak samo, nie umiem się skupić na tworzeniu kiedy cały czas coś mnie rozprasza. Potrzebuję spokoju i czasu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po dłuższej chorobie Misi i ciągnącej się chorobowej historii Muszki sprawa z Grubciem była jak grom z jasnego nieba, dosłownie w trzy dni zdrowy i pogodny kotek zniknął z naszego życia! Masakra, naprawdę trudno nam było się ogarnąć psychicznie.

      Zaglądanie na zaprzyjaźnione blogi było łatwą i miła odskocznią od codzienności. Znacznie trudniej zmobilizować się do zrobienia samemu czegoś konkretnego.

      Co do obrazków - orientu będzie trochę więcej, w nieco innej wersji :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  4. Bardzo mi przykro z powodu zwierzaków, wiem jak to jest stracić ukochanego czworonoga:( To musiały być na prawdę ciężkie chwile, najgorzej jak wiele problemów skumuluje się w jednym czasie. Teraz życzę Ci spokoju i więcej czasu dla siebie, obyś znalazła więcej chwil na relaks, rysowanie lub malowanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co zrobić, takie jest życie, nikt nie mówił, że będzie łatwo...
      Bardzo Ci dziękuję i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  5. Witaj po przerwie . Fajnie , że jesteś. Bardzo Wam współczuję tych niemiłych przejść z czworonogami. Mam nadzieję , że pokażesz kiedyś nam ogród po zmianach. Zimą może będziesz miała więcej czasu dla siebie i na wyciszenie. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ci serdecznie za miłe słowa :).
      Ogród chyba nieprędko będzie się kwalifikował do pokazywania, ale w lecie może już się wyłonią pierwsze efekty naszej pracy. Na razie, tak jak piszesz - będzie czas na spokojne spędzanie czasu przy miłych hobbystycznych zajęciach :).
      Pozdrawiam gorąco!

      Usuń
  6. Bardzo się cieszę, że zatęskniłaś za blogosferą i jesteś z nami.
    Doskonale rozumiem Wasze przeżycia z odejściem ukochanych zwierzaków.
    W ubiegłym roku kiedy zachorowała nasza Bellusia to wszystko toczyło się wokół niej.
    Niestety, kiedy na stole operacyjnym stwierdzono przerzuty w całym organizmie, i nie było żadnej szansy na ratunek, to oboje jeszcze do dzisiaj to przeżywamy.
    Mając ogród wiem jak dużo wymaga pracy, teraz walczymy z bukszpanami ponieważ zaatakowała je ćma bukszpanowa. W ubiegłym roku widziałam we Francji ogromne mirty i bukszpany bez listków. Dosłownie gołe jedynie gałęzie. Nie sądziłam, że i nas to może dotknąć.
    Małgosiu, życzę Ci więcej spokojnych, nie stresujących chwil.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, u naszej Misi też był nowotwór z przerzutami, więc wyobrażam sobie, co się u Was działo - serdecznie współczuję straty Bellusi.
      Lusiu, trochę mnie przeraziłaś tą ćmą bukszpanową, znajomi mieli ten problem, u nas jeszcze się w tym roku nie pojawiła. Kilka lat temu mieliśmy inwazję gąsienic na kosodrzewinach - dosłownie zżarły wszystkie igły, zanim się zorientowaliśmy! Moje ekologiczne podejście do opieki nad roślinami musiałam mocno zrewidować - bez chemii się nie obejdzie.
      Wszystkiego dobrego, Lusiu, pozdrawiam Cię serdecznie :).

      Usuń
    2. Ja może mniej w temacie wpisu (chociaż historie z odchodzącymi nagle zwierzakami niestety też mnie dotknęły), a o ćmie bukszpanowej. Ponieważ w naszej okolicy zjadła praktycznie wszystkie bukszpany, z wyjątkiem naszych i może jeszcze dosłownie kilku innych, chcę się podzielić wiedzą. Tak naprawdę jedyna skuteczna metoda to zwalczanie biologiczne - preparaty zawierające bakterię Bacillus thurigiensis var.kuretake. Aktualna nazwa to Lepinox Plus, zarejestrowany już do zwalczania tego szkodnika.
      Najlepsza metoda to kontrolowanie oblotu ćmy za pomocą pułapek lejkowych z feromonem i po zauważeniu pierwszych osobników w pułapce pryskanie krzewów preparatem. U nas w sezonie wystarczyły cztery opryski, w trakcie najsilniejszej inwazji co ok. 10 dni. Bardzo ważne jest dokładne opryskiwanie wnętrza krzewu, bo draństwo tam siedzi i jest niewidoczne.
      Używanie chemii zarzuciliśmy w połowie pierwszego sezonu, bo jest zbyt problematyczna (maski, ubrania ochronne, utylizacja resztek z opryskiwacza itd) i zawodna (trzeba pryskać b. często i zmieniać preparaty, bo szkodnik się uodparnia) - u sąsiadów bukszpany owszem, przeżyły, ale są uszkodzone mimo oprysków.

      A poza tym czekam na dalsze rysuneczki, 'piórka' uwielbiam :)


      Usuń
    3. O, bardzo Ci dziękuję za te informacje! Bukszpanów mam niewiele, więc może jakoś sobie z tą "zarazą" poradzę :).

      Usuń
  7. Cieszę się Małgosiu widząc Twój nowy wpis, choć przykro mi z powodu przeżyć jakie miałaś ze swoimi zwierzaczkami. Sporo spraw odciągnęło Cię od blogowania, ale tak to bywa w życiu, są rzeczy smutne, ważne mniej lub bardziej, a pisanie może poczekać. Fajne te Twoje "bazgrołki", też powinnam się za takie wziąć, żeby rękę ćwiczyć........Dwa obrazy nieskończone czekają na mnie, a nie mam na razie możliwości się za nie wziąć. Mąż okupuje komputer i pokoik w którym pracuję. Na razie jakoś to znoszę, bo to co robi jest ważne, ale trochę mi już przeszkadzają porozkładane wszędzie protokoły, przedruki, wydruki itd. Mam tak jak Ty..."Lubię w malowaniu się "zatracić", nie odrywać się co chwila do różnych spraw, a przy tym nie cierpię jak mi ktoś przez ramię zagląda. Potrzebuję więc do tego ciszy i spokoju"........Mogłabym wstawać skoro świt i pracować, ale to też tylko na krótko, na razie mam książki i zaczętą robótkę na drutach, wię może jakoś wytrzymam to "odstawienie" od malowania. Czekam na kolejny Twój wpis i oczywiście zdjęcia prac. Pozdrawiam bardzo serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wymyśliłam sobie takie "bazgrolenie", żeby nie stracić całkiem kontaktu z warsztatem plastycznym, bo te przerwy w malowaniu coraz bardziej się rozciągały. Moim marzeniem jest oddzielna pracownia na różne robótki, nie tylko malowanie, ale gdzie mogłabym porozkładać na stałe swoje manatki, sztalugi, maszynę do szycia itd. W planie jest remont domu ze zmianą rozkładu pomieszczeń, więc może w końcu uda się to zrealizować :).
      Pozdrawiam Cię, Wandziu, serdecznie!

      Usuń
  8. Cieszę się, że zdecydowałaś się odkurzyć działalność blogową :)
    Też lubię "zatracić" się w rysowaniu/tworzeniu/ malowaniu... ostatnio bywa to trudne (córka ma 14,5 m-ca i ciągle "coś" ;)), ale nie poddaję się, staram się coś tam nabazgrać każdego dnia.
    Bardzo lubię Twoje rysunki, ich schludność i uporządkowanie :) Taki styl - symetryczne delikatne linie, geometryczne wzory - podziwiam bardzo, ale sama nie umiałabym czegoś takiego zrobić :)
    Przesyłam mnóstwo zdrowia dla Ciebie i Twoich czworonogów :) Z żalem przeczytałam, że musiałaś niektórych z nich pożegnać :(
    I obyśmy obie miały jak najwięcej czasu na nasze rysowanie :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepłych słów :). Co do moich obrazków - czasem chciałabym, żeby były mniej uporządkowane, a trochę bardziej spontaniczne, swobodne. czasem nawet inaczej zaczynam, ale potem i tak wszystko poprawiam i porządkuję - taka już chyba moja natura :).
      Wszystkiego dobrego Ci życzę i serdecznie pozdrawiam!

      Usuń
  9. Piękne rysunki! Zawsze zazdroszczę talentów malarsko-rysowniczych, których niestety odczuwam ogromny brak 🙂
    Nie wyobrażam sobie domu bez futrzaków. Niestety odchodzą za szybko 😢 Moja sunia staruszka jakoś daje radę, ale też ciągle boję się, że będzie musiała odejść.
    Pozdrawiam Alina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Talent plastyczny, czyli zdolność do malowania i rysowania, wszyscy mamy niejako od urodzenia, tylko jedni potem nad tym pracują (bo na przykład to właśnie lubią!), inni wolą inne zabawy :).
      A zwierzęta - no cóż, taka kolej rzeczy, ludzie nam bliscy też z czasem odchodzą... Spieszmy się więc kochać ich, póki z nami są...
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
    2. Chyba jestem wyjątkiem, który potwierdza regułę 🙂 mam problem z postanowieniem w miarę prostej kreski, a o narysowaniu dwóch jednakowych rzeczy, lub po obu stronach osi, np serce, nie ma mowy, ale dziękuję z pocieszenie 😘

      Usuń
  10. Małgosiu, przykro mi z powodu zwierzaków i wszystkich trudności, które pojawiają się na Waszej drodze.. Niemniej cieszę się bardzo, że zdecydowałaś się wrócić i czekam na nowe rysunki i nowe posty :) Dużo zdrowia! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak to bywa w życiu, jest czas na smutki i jest czas na przyjemności... Mam nadzieję, że nadszedł ten trochę lepszy czas :).
      Dziękuję Ci za miłe słowa i pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  11. Życie przeplata radość i smutek, a nam pozostaje jedynie nauczyć się z tym sobie radzić. Fajnie, że wróciłaś. Przerwy też są potrzebne i nie zdarzają się po nic, a powroty są takie miłe:) Pozdrawiam Cię serdecznie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, takie smutne wydarzenia też są dla nas jakąś nauką, cennym doświadczeniem, które hartuje nas i pozwala bardziej doceniać te przyjemniejsze chwile.
      Miło mi, że zajrzałaś do mnie :). Pozdrawiam Cię serdecznie!

      Usuń
  12. Jakże się cieszę, że do nas wróciłaś!!! Dobrze jest Cię znowu czytać;) Przykro mi z powodu zwierzaczków, ale cóż, nic na to nie poradzimy. Trzeba sobie radzić dalej. Mam nadzieję, ze stopniowo będziesz ujawniała swoje dzieła i te małe i te duże. Ja też mimo natłoku prac staram się zawsze coś tam jednak wyskrobać twórczego, bo bez tego mnie po prostu nie ma. Najlepiej tworzyć wieczorami i nocami, bo wtedy jest najwięcej czasu i spokoju:)
    Pozdrawiam więc serdecznie i cieplutko i do następnego razu!!!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię nocne tworzenie, ale niestety ze względu na pracę zawodową (trzeba rano wstać i być przytomną!) niezbyt często mogę sobie na to pozwolić. Zresztą staram się prowadzić uregulowany tryb życia, a to nie idzie w parze z tą późnowieczorną kreatywnością :). W tygodniu więc mam czas tylko na takie bazgrołki, drobne rysuneczki, a większe wyzwania zostawiam na weekend, no ale wtedy też często coś innego jest do zrobienia... No ale staram się jednak coś tam powoli działać artystycznie, bo to dla mnie ogromna przyjemność :).
      Ściskam Cię mocno i pozdrawiam!

      Usuń
  13. Małgosiu, co do kameleona, to białe plamki o które pytałaś, to nie płyn maskujący, tylko po prostu biała farba akrylowa, tak nią sobie ciapkałam:)Ja pracuję na 2 zmiany, jak mam pierwszą to też o nocnym tworzeniu nie ma mowy, a jak drugą to siedzę po nocach i tworzę, czytam itp.,a w efekcie jestem notorycznie niewyspana. Ale trudno, mi po prostu moja twórczość jest do życia potrzebna niczym woda.Tak już mam.
    Pozdrawiam cieplutko:)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za informację! Nie przyszło mi do głowy, że to farba akrylowa - myślałam tylko o akwareli, dlatego przyszedł mi do głowy płyn maskujący :). Muszę spróbować łączenia różnych rodzajów farb, to daje nowe możliwości. Pozdrawiam!

      Usuń
  14. Współczuję Tobie z powodu tych ciężkich chwil związanych z odchodzeniem zwierzaków. Wiem coś o tym i trudne są to przeżycia. Mam nadzieję, że już doszliście trochę do spokoju wewnętrznego po stracie ukochanych czworonogów.
    Jestem pod ogromnym wrażeniem Twoich ćwiczeń z mandalami. Wyglądają cudnie !!! Pozdrawiam ciepło :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze mówiąc, to jesteśmy teraz tak zaabsorbowani opieką nad drugą suczką Muszką, która w zasadzie żyje jeszcze chyba tylko na skutek jakiegoś cudu, że nie mamy czasu na smutek po Misi i Grubciu. Tak się złożyło, że ostatnio zwierzaki w naszym domu to prawie same staruszki, więc mamy taki można powiedzieć dom spokojnej starości, gdzie w każdej chwili trzeba liczyć się z odejściem kolejnego pensjonariusza za Tęczowy Most...
      Bardzo Ci dziękuję za tyle ciepła i miłych słów :).
      Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  15. Witam serdecznie :)
    Pierwsza część Twojego postu jest bardzo smutna. Przykro mi z powodu Waszej straty. Aż serce pęka, jak patrzy się na cierpienie kogoś, kto cierpi. I nie ma znaczenia, czy to o człowieka chodzi czy nie.
    ...
    Jak dobrze, że postanowiłaś powrócić, nie patrzeć na brak odpowiedniego sprzętu. Jak widać po ilości komentarzy, obserwują Cię ludzie, którzy nie myślą tak (jak sama sądzisz) o Twoich zdjęciach. Ja też się do nich zaliczam :)
    Życzę Ci więcej czasu dla siebie, spokoju, wytchnienia❤
    Więcej czasu na "bazgroki" i inne tworzenie. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Ci, Sylwio, za te miłe, ciepłe, serdeczne słowa :))). Takie komentarze zawsze bardzo motywują, dodają skrzydeł. Ty sama jesteś dla mnie ogromną motywacją, jak do Ciebie zaglądam i widzę jak wielkie artystyczne postępy poczyniłaś, to mówię sobie, że przecież można! Tyle tylko, że trzeba poświęcać na to co by się chciało robić (tworzyć) sporo czasu. No a z tym właśnie jest największy problem, wiesz, to ustalanie priorytetów... Ostatnio rzeczywiście trudno mi się ogarnąć, pozbierać, bo jednak tych problemów ze zwierzakami to nie jest koniec, i tak ogólnie życie trochę daje w kość, chociaż tak niby patrząc z boku to nic wielkiego, samo życie po prostu. Ale dam radę! Mam sporo zaczętych prac, powoli przecież je ukończę :).
      Dziękuje za życzenia i Tobie wzajemnie życzę wielu spokojnych chwil na to, co tygryski lubią najbardziej :). Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  16. Jak ja Ciebie rozumiem, mój blog też funkcjonuje nie za często, rysunki, obrazy ostatnio także bo na głowie inne ważniejsze sprawy, a także sprzęt foto dokładnie mam to samo. Szkoda, iż piesek i kot odeszły lecz widocznie tak miało być.. Zawsze takie sytuacje są przykre i niemiłe :( Malowanie może być taką małą odskocznią od tego wszystkiego. Bardzo ładnie wyszły te rysunki tuszem takie "włosowe" kojarzą mi się z falującymi włosami pod wodą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, miałam w życiu już wiele zwierząt i oczywiście nie są to pierwsze pożegnania z czworonożnymi przyjaciółmi, ale zawsze przeżywam to tak samo. Ale życie toczy się dalej, przybył nam kolejny malutki kotek, znaleziony na drodze, trzeba było ratować mu życie, i teraz nie mamy czasu na zamartwianie się, jego żywiołowe usposobienie bardzo nas absorbuje :). Malowanie byłoby pewnie odskocznią, ale zwyczajnie nie mam już wśród tych obowiązków wolnego czasu... Dziękuję za uznanie dla rysunków, ja lubię takie faliste linie, więc z przyjemnością bazgrolę właśnie w taki sposób, to się dzieje niemal automatycznie, więc wystarczają mi na to te drobne chwile wyrwane z całego dnia :).

      Usuń
    2. Rozumiem, Cię bardzo, ja nawet przeżywam jak odejdzie rybka z akwarium, miałam ich wiele, ale każda jest jednak inna rybą i mimo, że niektórzy mówią a to tylko rybki, a nie pies czy kot, ale to jednak zwierzę. Cieszę się, że nie poddajesz się i chcesz dalej posiadać zwierzęta, właśnie niektórzy z tej przyczyny (śmierć) rezygnują z dalszego wychowywania zwierzaków. Super z tym kotkiem takie malutkie to dopiero wyzwanie!!! Sama pamiętam ;) Szkoda, że czasu Ci brak. Właśnie taki typ rysunku bardzo mi się podoba, jak znajdziesz chwilkę, to rysuj dalej!!! :)

      Usuń
    3. Te zwierzęta same do mnie przychodzą. Wszystkie koty, których sporo się przez nasz dom przewinęło, to tak zwane znajdy i przybłędy, zabiedzone, chore i nieszczęśliwe, które zginęłyby bez ludzkiej pomocy. Dwa psy to też przygarnięte porzucone bezdomniaki. Jak nie wziąć takich pod opiekę? Ja od lat powtarzam, że to już ostatnie zwierzę, no ale potem staje taki zaropiały i zagłodzony koteczek na mojej drodze - i jak nie przygarnąć?
      A za rysowaniem tęsknię :) - tylko wciąż ten brak czasu...
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  17. Utrata czworonoznych przyjaciół to wielki stres. Juz raz to przeżyłam. Dzięki Tobie, uświadomiłam sobie ze mój Kacperek ma prawie 13 lat. Przygarnęłam go jak był bezpańskim kociakiem. Oczy mi się zaszkliły, kiedy zdałam sobie sprawę że może w każdej chwili odejść. Kacpra i dwa psy zabrałam na emigrację. Nie moge nawet myśleć że może ich zabraknąć. Dziękuję za wpis, serce dla zwierzaków oraz piękne prace. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja sama nie wiem, jak to się stało, że w moim życiu wciąż jest pełno zwierząt. Ale większość z nich to różne porzucone i zagubione nieszczęścia, które dziwnym trafem, albo siłą przyciągania, stają akurat na mojej drodze - no jak nie przygarnąć? jak nie pokochać?
      Dziękuję Ci za przemiły, ciepły komentarz :). Pozdrawiam najserdeczniej!

      Usuń
  18. Czytam uwagi na temat rysowania i muszę to sobie wziąć do serca. Byle ćwiczyć rękę a to ostatnio zaniedbałam i to bardzo. To co określasz bazgrołki można robić nawet siedząc na fotelu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie :). Ja narzekałam, że nie mam czasu na malowanie i nie malowałam/rysowałam w tym okresie zupełnie nic, a przecież można rysować drobne rzeczy, nawet tak zupełnie bez planu, żeby nie wyjść z wprawy. Potem, kiedy już wreszcie mam więcej czasu, znacznie łatwiej jest mi namalować coś bardziej "konkretnego" od razu, tak "z marszu" :).
      Pozdrawiam serdecznie!

      Usuń
  19. Kocham wszystkie zwierzaki. Koty psy nawet jaszczurki. Kiedyś próbowałam kota narysować. Wyszedł taki sobie. Nie byłam zadowolona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z rysowaniem zwierząt ja też mam spore problemy. Nawet sobie obiecałam, że poświęcę jakiś czas na ćwiczenie rysowania tylko zwierzaków, ale czasu wciąż brak, więc na razie efektów też nie ma godnych pokazywania :).

      Usuń

Jeśli Twój komentarz nie pojawił się od razu, to niestety wina nowej (gorszej) wersji bloggera, który z nieznanych mi powodów wrzuca niektóre komentarze do spamu - ale nie martw się, na pewno go znajdę i opublikuję :).